sobota, 21 grudnia 2013







Stanisław Ptaszyński











Wypisy z pamięci Czarnego Barona

opowiadanie oparte na autentycznych przeżyciach
członka batalionów pracy w górnictwie


















1996



Rozdział 1


Szary dżdżysty październikowy poranek.Wszystko otacza lepka zimna mgła. Liście drzew jeszcze nie zważone pierwszymi przymrozkami zachowują soczystą zieleń choć w powietrzu czuć nadchodząca jesień.Wprawdzie wszechobecna srebrna mgła nie pozwala dojrzeć horyzontu to jednak czuć zapach gór.Kto choć raz dozna tej rozkoszy jaką daje zaczerpnięcie w płuca pełnego haustu krystalicznego powietrza zaprawionego aromatem świerkowego lasu ten zapamięta go do końca życia.A więc są w górach,tego był pewny.Wysiedli na małej stacyjce która pomimo zniszczeń jakie pozostawiła wojna zachowała architekturę wczasowej miejscowości utrzymanej w stylu alpejskim.Przejmujące zimno kontrastowało z pogodą sprzed doby gdy zasłuchany w tkliwą melodię tanga śpiewanego przez Mieczysława Fogga szeptał na ucho czułe słówka i trzymał w ramionach Stenię, oczarowanie wieczoru.A w ogóle to wszystko wydarzyło się tak nagle,że nie miał czasu na zastanowienie dlaczego w takim pośpiechu wcielony został do wojska.Przecierz miał zdane egzaminy na studia i czekał na formalne potwierdzenie przyjęcia na pierwszy rok Akademii Handlu Zagranicznego w Sopocie a tutaj listonosz przynosi wezwanie do stawienia się do poboru.Nie pomogło tłumaczenie,że studia,że zdany egzamin,że w październiku rozpoczyna się rok akademicki.Jest 1 października 1953 roku a on miast meldować się na uczelni stoi przed majaczącym się w mgle barakiem wśród takich jak on młodych chłopaków trzęsących się z zimna i pełnych niepokoju w oczach. Powtarzane na ucho plotki,że zamiast do wojska jadą pracować w kopalni przyjmowane były z niedowierzaniem choć w oczach niejednego malowały się przerażeniem i niepewnością o los.
Stali w dwuszeregu przed długimi piętrowymi barakami dokładnie takimi jakie widywał w filmach które pokazywały obozy jenieckie.Było szaro,zimno i tajemniczo,żadnego ruchu wojska, komend po prostu cisza jak makiem zasiał.Wątpliwości które prześladowały go w trakcie podróży teraz rozmyły się w napięciu oczekiwania na to co musi się wydarzyć i co ostatecznie rozstrzygnie czy jest w wojsku czy brygadzie pracy.Oczekiwanie nie sprzyjało dobremu samopoczuciu. Wilgotny ziąb lizał kości docierał gdzieś do samych wnętrzności,porażał apatią.Po długiej chwili oczekiwania z czeluści baraków zaczęli wyłaniać się pojedynczy faceci.Ubrani w coś co niewątpliwie kiedyś było mundurem ale teraz przypominało raczej ubranie robocze.Z odrętwienia wyrwał go głos nawołujący do zachowania spokoju choć wszyscy stali w grobowem milczeniu.
-Panowie,krzyczał ktoś ledwo widoczny we mgle,przestaliście być cywilbandą a staliście się kandydatami na żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego. Zołnierzami będziecie po złożeniu przysięgi. Każdy wyczytany odpowiada jestem i robi krok do przodu.
-Ryczy jak zarzynany bawół a chłopa nie widać,mruknął ktoś z boku.
-Żeby ta przeklęta mgła ustąpiła,dodał chłopak stojący za nim.Z lepkiej białej mazi wyłonił się podporucznik w otoczeniu czterych kaprali.Mówił głosem beznamiętnym z wyraźnym wschodnim zaśpiewem.
-Jesteście w czwartej kompanii podzieleni na cztery plutony.W każdym plutonie są cztery drużyny.Po kolei padały nazwiska i zwarta dotąd grupa topniała tak,że w pewnym momencie wydawało mu się,że stoji sam zagubiony we mgle.Skostniały z zimna stał i czekał na swoją kolej.Został wywołany jako jeden z ostatnich.Zrobił krok do przodu ale gęsta mgła nie pozwalała mu dojrzeć jak daleko od niego stoi następny chłopak.
-Dobić do lewego.Z walizką w ręce doczłapał wreszcie do sąsiada z lewej strony.Wtedy po raz pierwszy zobaczył swojego dowódcę drużyny.Był nim kapral o małym wzroście i mongoloidalnych rysach twarzy w przybrudzonym mundurze z niedopałkiem papierosa w kąciku ust.
-Nazywam się Marczak,jestem waszym dowódcą znaczy się matką i ojcem w jednej osobie...
-kochanką też,zapytał ktoś dowcipnie.Marczak zrobił taki grymas,że skojarzenie z małpiszonem było w pełni zasadne.
-Widzę,że mamy dowcipnisia,cedził przez zęby.Zobaczymy czy wojsko będzie takie wesołe kiedy poznamy się bliżej,chodził ze spuszczoną głową niespodziewanie podnosząc wzrok jak by chciał przyłapać sprawcę dowcipu.
-Wy kto?imię i nazwisko.
-Stanisław Ptakowski panie kapralu.
-Ja ci dam panie!Mówi się obywatelu.Panów w Polsce Ludowej nie ma.Zrozumiano!
To wy jesteście ten dowcipniś.Artysta!inteligent się znalazł.
-To nie ja,próbował oponować,ale krzyk z baraku uciął dalszą rozmowę.
-Rozbierać się na golasa,krzyk dochodził z głębi baraku.Gęsiego do łapiducha,fryzjera i po sorty mundurowe.Wszyscy meldują się przed swoimi tobołkami z ciuchami cywilnymi.Biegiem marsz.
Wnętrze baraku robiło przygnębiające wrażenie.Stęchły zapach starych murów mieszał się z mdłą wonią proszku przeciw insektom zwanym DDT.W pierwszym pokoju siedział facet w białym kitlu,interesowały go trzy rzeczy:mendy,hemoroidy i choroby weneryczne.Drugi pokój fryzjer.Kiedy siedział na taborecie i czuł jak fryzjer pozbawia go włosów,nie wiedzieć dlaczego pomyślał o Steni.Gdyby go mogła zobaczyć jak pozbawiony swojej bujnej czupryny stoi bezradny to pewnie przestałby być herosem.Nazwała go żartobliwie generałem.Pożegnalny wieczór,rozgwieżdżone niebo
adapter postawiony na parapecie okna i przytulone do siebie pary
snujące się w przydomowym ogrodzie.Stenia jego oczarowanie.
Głośny krzyk fryzjera wyrwał go z rozmarzenia.
Odruchowo spojrzał za siebie i zobaczył tego który dzisiaj w nocy na stacji w Lubaniu próbował handlować wdziękami młodej prostytutki spotkanej w poczekalni.Było to tak,że czekali na pociąg do Jeleniej Góry.Oczekiwanie przedłużało się do kilku godzin i taki jeden podłapał młodą kurwę za ciągnoł ją do stojącego na bocznicy wagonu i próbował handlować jej ciałem.Zrobiła się nawet kolejka ale w końcu towarzystwo pokłóciło się o pieniądze i z interesu wyszły nici.
-Podnieś ręce,krzyczał felczer, do niedoszłego alfonsa. Same gnidy,ty świnio,ty zawszony capie zapaskudzisz cały pluton. Golibroda,krzyczał do następnego pokoju-masz tu jednego do zabiegu specjalnego.Zawszony od głowy do samej dupy.
Bohater pomyślał, wczoraj na dworcu nie było mu rady a dzisiaj okazuje się,że to mały zwykły wszarz.Pomyśleć z takim przyjdzie żyć w jednej drużynie.
-A ty co,wyskoczył na niego fryzjer.
-A co nie wolno popatrzeć,obruszył się.
-Ja ci się popatrzę,wyskoczył.Spiepszaj po sorty bo...niedokończył ale wiadomo co chciał powiedzieć.Wszedł do następnego pomieszczenia.Długi stół a na nim poukładane poszczególne części garderoby.Z boku stał sierżant i krzykiem popędzał do pośpiechu.
-Raz,raz, krzyczał na całe gardło.Stojący za każdą częścią garderoby żołnierz rzucał dany sort który należało złapać i biec dalej po następny.Afera z wszarzem spowodowała,że za Staszkiem zrobiła się przerwa,wykorzystał to i pozwolił sobie na cichą uwagę-mam rozmiar czterdzieści.Stojący przy butach żołnierz o twarzy dziewczyny uśmiechnął się i powiedział czterdzieścidwa-onuce i znacząco kiwnął głową.
Zebrał wszystkie swoje tranty i goły jak święty turecki wybiegł przed barak.Nie czuł zimna opanowany podnieceniem podtrzymywanym krzykiem sierżanta.Dokuczliwa mżawka ustała i przez cieńki welon białych chmur widać było anemiczne słońce.
Teraz szybko się ubrać by nie podpaść u małpiszona jak na swój użytek nazwał kaprala.Okazało się,że prawie żaden sort nie pasował do jego figury.Spodnie były na wielkoluda do tego kiedy je spiął w pasie skloszowały się i robiły wrażenie,że są nadmuchane.Bluza na odwrót była za mała,rękawy sięgały ledwie nadgarstka a o zapięciu guzików na piersiach nie było mowy.Jedynie buty okazały się w sam raz.Nagle oparty o mur baraku kapral ożywił się.
-Widzę,że dowcipnisie i inteligenty drzemią.Wszyscy wstać i pakować swoje cywilne szmaty.Za pięć minut zbiórka.Powiedział co miał do powiedzenia i z powrotem podparł barak obserwując jak próbowali dopasować przypadkowo otrzymane sorty do swoich figur.Staszek domyślał się,że małpiszon ma przygotowaną rolę którą zamierza odegrać przed tą kupą śmiertelnie przerażonych facetów.Coś mu podpowiadało,że z tym kapralem lepiej nie zadzierać,więc chociaż wiedział,że w tym mundurze przypomina Don Kichota wolał stać i pokornie czekać na następną komendę.
-W dwuszeregu zbiórka raz dwa trzy,Marczak darł się jak ciapek na łańcuchu.
Baczność!ryknął tuż nad uchem Staszka.Odruchowo wyprężył się jak struna lecz co to?przeklęta czapka spadła mu na oczy i zasłoniła cały świat.Święty Polikarpie stało się najgorsze,zrobił z siebie ofermę.Stoji wyprężony jak pal na apelplacu w spodniach w których z łatwością zmieściłaby się baba w zaawansowanej ciąży, w
niezapiętej bluzie i w czapce która spadła mu na uszy i przysłoniła cały świat.Jest baczność więc nie wolno się ruszać ale stać z czapką która opiera się na uszach,to chyba coś nie tak.Nie tak,ale ten przeklęty małpiszon specjalnie trzyma ich na baczność i czeka który pierwszy nie wytrzyma i zrobi jakiś ruch.W końcu doczekał się.Chłopakowi który stał w drugim szeregu spadły spodnie,biedak odruchowo chciał je złapać i na to czekał Marczak.
-Jest baczność,ryknął.Barany,świnskie ryje jak jest baczność to nawet jak szerszeń siądzie ci na fiucie to masz stać i nie ruszać się.Zrozumiano!
-Tak jest,odezwał się nieszczęśnik któremu spadły spodnie.
-Kto pozwolił mleć ozorem jak jest baczność!Biedak bez spodni był do tego stopnia skonfundowany sytuacją,że znowu wystrzelił swoje -Tak jest!
-Wystąp,padł rozkaz do nieszczęśnika.Pamiętajcie „Jak wół pierdzi to obora słucha.
-Tak je...nie dokończył ale było już za późno.
-Dookoła drużyny biegiem marsz,padł rozkaz. Padnij,powstań,baczność,zrozumiano?
-Tak je... biedak kompletnie stracił głowę.
-Od oferma w drużynie,kapral popisywał się swoją nieograniczoną władzą.Dwadzieścia przysiadów,padł następny rozkaz.Nagle dał się słyszeć trzask pękających spodni i ...tamowany śmiech drużyny.
Staszek słyszał całą sytuację lecz widzieć nie widział bo czapka na uszach zasłaniała mu cały świat.Postanowił zaryzykować mocno
odchylił głowę do tyłu.Czapka poleciała do tyłu i pozwoliła zobaczeć cokolwiek z tego co działo się wokół niego.W pierwszej chwili wyglądało to rzeczywiście zabawnie .Spodnie pękły na szwie i przy każdym przysiadzie nieszczęśnik pokazywał swój szeroki zad w białych kalesonach.Przy którymś z kolejnych przysiadów spodnie znowu opadłyi biedak nie czekając na rozkaz zrobił w tył zwrot ale pech chciał,że zaplątał się w szmatach i runął jak długi na ziemię.Nad nim stał zwycięski kapral-żałosny małpiszon.
-Łod widzę,zaczął swój monolog,że będę musiał ciężko pracować by z ciemnej masy zrobić kulturalne wojsko.Ot co!Kulturalny żołnierz wie,że nie wolno na swojego dowódcę wypinać dupy.Ot co!Będziemy się uczyć kultury a kultura znaczy się to szacunek dla swojego dwódcy który dla żołnierza jest ojcem i matką...
-kochanką też,nie wytrzymał któryś z tylnego szeregu.
-Znaczy się ja się dowiem który jest taki dowcipny,że oferuje
swojemu dowódcy swoja dupę.Znaczy się marny jego los.Marczak przechadzał się wzdłuż szeregu i spoglądał groźnie po twarzach usiłując odnaleźć tego który już po raz drugi zakpił sobie z niego.W końcu podszedł do nieszczęśnika który stał z pękniętymi spodniami i konfidencjonalnie powiedział,
-No to żołnierz doprowadzi się do porządku,znaczy się pójdzie do magazynu i wymieni spodnie.Skończyła się zabawa ze spodniami lecz nie skończył się obchód drużyny.
-Baczność,usłyszał tuż nad uchem.Czapka oczywiście opadła na uszy pogrążając cały świat w ciemności.No to mamy następnego artystę,uwaga kierowana była do drużyny.
Staszek widział końce jego butów,czuł,że stoji tuż obok niego ale skoro jest baczność postanowił się nie ruszać.
-Żołnierz jest ślepy,żołnierz nie widzi wroga,grzmiał tuż nad jego uchem.Nie dać się sprowokować to jedyna myśl którą sobie powtarzał.
-Spocznij,ryknął ochrypłem głosem.Błyskawicznie odrzucił głowę do tyłu.Kapral podszedł do niego bardzo blisko,prawie dotykali się nosami.Stali tak dłuższą chwilę mierząc się oczami.
-No to mamy filozofa.Filozof nie wie,że żołnierz musi mieć mundur zapięty i czapkę należy tak nosić by widzieć wroga.Ot i sprawa.Kapral nauczy ciemną masę kultury.
Taka jego rola.Zadanie żołnierskie.Ot co.
Przegląd powoli dobiegał końca,uwagi na temat zawijania onuc,smarowania butów
Było jasne,że arsenał dowcipu kaprala na dziasiaj został wyczerpany.Jeżeli to co robi kapral jest początkiem musztry to chyba jednak jest to wojsko a nie batalion pracy,pomyślał.Więc nie górnictwo,uczuł wyraźną ulgę na samą myśl,że to nie kopanie węgla.W końcu padła komenda,że można wymieniać sorty między sobą
a w skrajnych przypadkach można iść do magazynu.Staszek postanowił nie kombinować lecz udać się wprost do odzieżówki.W magazynie spotkał tego samego żołnierza z którym poprzednio wymienił kilka słów.Poznał go.
-Jurek z Giżycka,podał mu rękę.
-Staszek ze Śląska,przedstawił się w rewanżu.
-Co Marczak was trochę postraszył,mówił szukając właściwego rozmiaru czapki.Nie przejmuj się,uśmiechnął się przez ramię.Chcą was po prostu trochę postraszyć byście zbytnio nie brykali.Za parę dni im przejdzie.Szkoda marnować waszą cenną energię,jest potrzebna do innych zadań.
-Nie bardzo rozumiem dlaczego mają oszczędzać naszą energię,gonienie rekrutów to rzecz normalna,zapytał zdziwiony.
-Przyjdzie czas to zrozumiesz,powiedział tajemniczo i poklepał go po ramieniu.Nowy mundur leżał na nim zupełnie poprawnie,nowa czapka garnizonowa nie spadała już na uszy.Słowem wyglondał zupełnie przyzwoicie.Jednak słowa zasłyszane w magazynie obudziły w nim dawne wątpliwości.Intuicja i zaostrzona czujność podpowiadały,że jednak jest coś nie tak.Odganiał te myśli wolał wierzyć,że jest w normalnym wojsku,że dostanie broń,że nie będzie musiał się wstydzić przed Stenią tego,że miast generałem będzie zwykłym niewykfalifikowanym robotnikiem a maturę może sobie oprawić w ramki na pamiątkę.Bał się tak jak prawie wszyscy do-
wiedzieć prawdy,wolał żyć złudzeniem,że trafił do wojska a nie do obozu pracy.
Spali w dwunastoosobowych salach.Piętrowe mocno skorodowane prycze wskazywały,że służyły nie jednemu jeńcowi czy więźniowi.Ciasnota na sali była taka,że pomiędzy łóżkami chodziło się bokiem.Staszek poznał co to znaczy powietrze
przesycone zapachem spoconych ciał i suszonych onuc.W takiej sali nie jest obojętne czy śpisz na parterze czy na piętrze,czy blisko okna czy daleko.Jemu wypadło spać na samym końcu sali na piętrze.Obok niego dosłownie w zasięgu ręki leżał ten którego towarzystwa najmniej pragnął.Wrzasz.ten który na dworcu w Lubaniu próbował handlować wdziękami młodej kurwy,ten sam który swoimi mendami i wszami doprowadził felczera do szewskiej pasji.Staszek leżał nieruchomo patrząc w sufit i próbował poskładać skołatane myśli.Początkowo próbował się zdrzemnąć ale
natłok myśli był tak duży,że o spaniu nie było mowy.Zagadkowa odzywka chłopaka z magazynu od nowa rozjątrzyła wątpliwości.Po kiego diabła mają oszczędzać ich energię?może jednak ochrona granicy,wiadomo wspinaczka,jazda na nartach...
-Ciekawe jak wygląda kopalnia,odzywka kogoś spod okna brutalnie przerwała jego rozmyślania spychając myśli na ścieżkę obaw i lęków.
-do czego tobie potrzebna jest kopalnia,durniu zafajdany.
te gadki o kopalni to nic tylko sianie zamętu i straszenie chłopaków,denerwował się ktoś leżący na parterze.
-ja tam wolę kopalnię niż ślęczenie nad karabinem,do dyskusji włączył się facet któremu pękły spodnie i którego Marczak nazwał ofermą.Robota to robota,dowodził.Zrobita i zarobita i na koncie w PKO rośnie konto,a za dwa lata kapitał.Ot co.
-ale ciemniak,pienił się ten z parteru.Przyjechałeś pacanie do woja bo tak każe prawo.Żołnierz jest od strzelania a nie machania łopatą,do tego są więźniowie lub tacy którzy z własnego wyboru chcą pracować w górnictwie.Podoba ci się kopać węgiel to dlaczego nie poszedłeś do górnictwa.
-do kopalni daleko tak i nie pojechał,bronił się oferma a tu przywieźli i bilet zapłacili i spanie darmowe i wikt darmowy.Ot co.Powiadali,że i zarobić można.
-Jeszcze słowo a skopię ci ten kwadratowy tyłek,leżący na parterze pienił się
-Skont wzięliście temat kopalni,chłopak o piegowatej twarzy wyraźnie poirytowany włączył się do dyskusji.
-W pociągu ktoś ciągle mendził o batalionach pracy,tutaj znowu znalazł się artysta od straszenia.Powiem wam jedno,piegowaty usiadł na łóżku.Ja napewno nie będę górnikiem,niech mnie aresztują ale nie będę.Trochę przepisy znam i wiem,że w demokracji nie wolno obywatela zmuszać do pracy niechcianej.
-O jakiej ty pierdolisz demokracji,drugi przygłup sięznalazł,chłopak spod okna wstał i oparty o żelazną pryczę mówił do całej sali.Ty wiesz co to jest ludowa demokracja?Tyle ma wspólnego z demokracją co atrapa szynki na wystawie z uwędzoną świnską
dupą którą wpierdalasz w święta wielkanocne.Jak ci karzą bohaterze to będziesz górnikiem,śmieciarzem a może kapusiem.Nie takie kozaki były a złamali ich.Powiem wam tak chłopaki,że u nas we wsi był AK-wiec,twardziel jakich mało a jak go wzięli na badania to przyznał się nawet do tego czego nie zrobił.Proces zrobili tak co cała wieś widziała jak bił się w pierś i deklarował współpracę z władzą ludową.
Leżał na plecach i przysłuchiwał się rozmowie która tylko utwierdzała go w przekonaniu,że wątpliwości co do ich losu mają wszyscy.Dopiero teraz odgrzebywał w pamięci zdarzenia które mogły wskazywać,że władza ludowa nie bardzo go lubiała.
Komu zależało na tym by nie podjął studiów.Wprawdzie już w szkole średniej czuł wokół siebie dziwną atmosferę,coś niedopowiedzianego snuło się za nim.Wtedy bagatelizował te niesprawiedliwości które nie pozwalały mu być prymusem w niektórych przedmiotach choć cała klasa wiedziała,że był najlepszy.W klasie maturalnej obowiązywała zasada,że zdana matura na celująco kwalifikuje na studia bez egzaminu.I co się stało?dwóch profesorów obniżyło mu stopnie z przedmiotów w
których był najlepszy.Zabolało go,że będzie musiał zdawać egzaminy wstępne ale w dalszym ciągu nie dopatrywał się w tym żadnych podtekstów politycznych.
Wiedział on,wiedziała cała klasa,że w szkole od pewnego czasu działa tajemnicza siła zakamuflowana na co dzień ale wokreślonych sytuacjach potrafiąca być potężną i bezwzględną.195o rok klasa zbuntowała się przeciw młodej pani od matematyki.
Młoda nawet ładna,w ZMP-owskiej koszuli i czerwonym krawacie nie potrafiła wytłumaczyć zawiłych formuł matematycznych za to z lubością stawiała oceny niedostateczne.No i doszło do konfliktu.Klasa tupaniem nogami wyrażała solidarność z pokrzywdzonym uczniem.Pani profesor obrażona opuściła klasę by po czasie wrócić w towarzystwie dyrektora i tajemniczego faceta od spraw obronnych.Staszek był wójtem klasy i tajemniczy facet jego obarczał odpowiedzialnością za „polityczną prowokację”,jak nazwał zajście.Miał wskazać prowodyra,czego nie zrobił,i usłyszał
wtedy groźnie brzmiące zdanie,”odmawiasz współpracy,no to pożałujesz.Równie groźne i tajemnicze rzeczy działy się z niektórymi przedwojennymi profesorami,byli najlepsi a jednak nagle przygasali usuwali się w cień a na ich miejsce przycho-
dzili nowi -młode gwiazdy w ZMP-owskich koszulach z
czerwonymi krawatami.Był złym dyplomatom,nie potrafił ukryć dezaprobaty dla poglądów tych nowych.
-Chłopaki za dużo i za głośno rozmawiacie o niebezpiecznych sprawach.Tubalny głos faceta z parteru przerwał jego rozmyślania.Zmienił pozycję i wsłuchał się w zażartą dyskusję która opanowała całą salę.Radzę,mówcie ciszej i bez emocji bo
może być problem.Powiesz słowo za dużo i będziesz żałować.
-A ty coś za jeden,kapuś czy cię strach obleciał,poznał głos piegowatego.
-Ja ci nie zabraniam ja tylko radzę chcesz to krzycz może cię usłyszy kto trzeba.Sposób mówienia wskazywał,że facet wie co mówi .Warto zapamiętać ten tubalny głos pomyślał.Robi wrażenie człowieka wykształconego i pewnego siebie,należałoby z nim porozmawiać w cztery oczy.
Uwaga o zachowaniu ostrożności wbrew pozorom odniosła jednak skutek,burzliwa dyskusja przycichła a po chwili zupełnie ustała. Staszek jeszcze chwilę zmagał się z myślami ale w końcu i on nie wiedzieć kiedy przeniósł się w świat sennych marzeń.-Zatopieni w klubowych fotelach siedzą wraz przyjacielem Leonym i słuchają ulubionych arii operowych,Paprocki,Hiolski,Stokowacka-gwiazdy wokalistyki.Profesor u którego brał lekcje śpiewu...i jego ślub z koleżanką z klasy i jeszcze bardziej niespodziewana śmierć profesora.Pozostało śpiewanie kantat o Stalinie z chórem szkolnym i mszy z chórem przykościelnym.Niespodziewanie zjawia się postać ojca który we śnie upodobnił się do Wernyhory,ale i ten obraz znika wyparty przez nienaturalnej wielkości postać szkolnego kolegi.Dziwna shizofreniczna mina, uśmiech i wypowiedziane z sykiem”nareszcie cię dopadłem”.Próbował wyciągnąć rękę,klepnąć kumpla w ramię ale ten ucieka jak by bojąc się dotknięcia Jeszcze usiłował wyciągnąć rękę zatrzymać przyjaciela ale i to się nie udało.
-„zbiórka na stołówkę”głośne nawoływanie wyrwało go ze snu.Dziwny sen długo zalegał w jego myślach.Nie pomagało tłumaczenie,że to tylko sen.Skażone wyobrażenie o przyjacielu uparcie wracało potęgując wątpliwości czy przyjaciel to przyjaciel czy zwyczajny szpicel który znał wszystkie jego poglądy,historię rodziny,związki ojca z „wojną bolszewicką” czy krewnych którzy
po wojnie pozostali na zachodzie.
W następnych dniach poddani zostali tak zwanej musztrze która polegała na bieganiu po okolicznych wzgórzach,ustawianiu się w dwuszeregu i stawaniu na baczność a następnie spocznij. Karabiny zastępowały im zwyczajne patyki i to było bardzo upokarzajace upokarzające,przecież nawet jako dziecko miał zabawkę która do złudzenia przypominała karabin a tutaj patyki.Tak tutaj powolutku krzepło przekonanie,że być może próbują złapać ich w karby dyscypliny wojskowej ale tylko po to by łatwiej przymusić ich do pracy pod ziemią.Wielu czuło to samo choć raczej zamykali się
w sobie i milczeli.Do tych ostatnich należał chłopak który ostrzegał ich przed zbyt głośnymi rozmowami na tematy niebezpieczne.Na imię miał Zygmunt i pochodził z Włodawy nad Bugiem,był starszym o kilka lat miał żonę i dwoje dzieci.Bliżej poznali się w czasie przerwy na papierosa którą zarządził małpiszon.Właściwie to nieproszony opowiedział mu swój życiorys tak jak by chciał zrzucić z siebie brzemię które mu ciążyło.Był sierotą.Sowieci wykonali
na jego rodzicach wyrok śmierci.Nie wie nawet kim byli rodzice i co robili,że tak bardzo narazili się komunistom.Nawet nazwisko które nosi jest nazwiskiem nadanym przez nową władzę.Oddany do sierocinca wychowany był na fanatycznego funkcjonariusza władzy ludowej.Zajmował się ściąganiem obowiązkowych dostaw od okolicznych rolników.Z tego co powiedział wynikało,że jeden ze starszych mieszkańców zdradził mu sekret jego rodziny w zamian za pozostawienie mu części plonów.Został przyłapany i za karę jest teraz wśród nich. .Zygmunt był człowiekiem tajemniczem,robił wrażenie,że dużo wie ale nigdy nie dopowiadał niczego do końca.Staszek nie wypytywał go o nic,a ze swojego życiorysu mówił bardzo mało co nie przeszkodziło im zbliżyć się do siebie.Ważnym było,że był człowiekiem inteligentnym,dowcipnym i koleżeńskim.W monotonii upływających dni przyjaźń z kimś takim jak Zygmunt była dla Staszka bardzo cenna.Miast paplać byle co woleli usiąść na łóżku i prowadzić ciekawe rozmowy o sztuce.Dziwnym było,że pomimo tak tragicznego życiorysu Zygmunt wiedział bardzo dużo o malarstwiei sztuce w ogóle.
Utrapieniem dla sali był wszarz.Dziwny ten typ prowadził życie samotnika.Potrafił długo w nocy siedzieć na łóżku nie poruszając się jak buddyjski mnich.Niewątpliwie największą przywarą wszarza był smród który wkoło rozsiewał.Miarka przebrała się pewnego dnia kiedy po obiedzie na którym podano grochówkę bezczelnie puszczał bąki.Większość chłopaków wyszła na korytarz ale jeden
odważny podszedł do wszarza i z całej siły uderzył go w wypięty zad,reakcja była błyskawiczna,wszarz odwrócił się a w jego oczach pojawiły się żółte błyski,robił wrażenie zaszczutego zwierza,
-pożałujesz zacharczał,
-zobaczymy kto pożałuje,świnio jedna.
Mówili szeptem tak by małpiszon nie usłyszał ich rozmowy,kapral miał osobny pokoik który jak by stanowił przedpokój izby żołnierskiej.
-Policzymy się charczał wszarz,masz to jak w banku,
-możemy zaraz wyjść,co strach cię obleciał,złapał go za koszulę,
-puść,wszarz wykonał gwałtowny ruch głową i uderzył napastnika prosto w nos.
Słychać było klapnięcie i chrzęst łamanej kości,wszystko wydarzyło się szybko i bezszelestnie,napastnik puścił wszarza i złapał się za nos usiłując zatamować krew która plamiła mu koszulę,Staszek domyślił się,że to nie jest zwykły cios w nos,uderzenie było tak silne,że słychać było chrzęst łamanej kości.Staszek odruchowo próbował pomóc,
-panie kapralu zawołał w stronę Marczaka,
-jaki pan,kto woła panów ten jest wrogiem ludu a w ogóle to prosi się o pozwolenie zabrania głosu,jeszcze raz usłyszę nawoływanie do panów to będzie niewesoło,kozie bobki jedne.
-Obywatelu kapralu krew,Staszek nie ustępował.Marczak w końcu wygramolił się zza małego stolika przy którym ślęczał pisząc raport.Stał w drzwiach tak jak by bojąc się wejść do środka.
-Kto mówi o krwi,jaka krew,pochylony próbował zajrzeć między prycze ale widać niewiele zobaczył bo w końcu zdecydował się wejść dalej.
-Krew to żołnierska polewka mruczał przeciskając się między ciasno ustawionymi pryczami w końcu dotarł do krępego chłopaka który ośmielił się przeciwstawić temu który usiłował zapanować nad drużyną.Krępy stał przykucnięty i obiema rękami próbował zatamować lejącą się krew.
-O kurwa,wyrwało się z ust Marczaka,widzę wojsko kombinuje nie chce się chodzić na musztrę ot co,leżeć w lazarecie i z nudów trzepać kapucyna.
-Kto widział sprawę,zwrócił się do drużyny.Milczenie,wszarz leżał odwrócony plecami do sali i udawał,że śpi.
-Oczywiście nikt nie widział,nie słyszał,pierdziele jedne krzyknął na cały głos.Tak wojsko rozmawia ze swoim dowódcą który jest i ojcem i matką i...nie dokończył.Dowódca się stara,pisze raporty dba o trutnie jak nie przymierzając kwoka o stado cip a oferma nie potrafi chodzić między łóżkami,krew jemu ciekniejakMarynie..
Chodźcie do dyżurki opowiedzieć co i jak. Dowódca jak buchalter wszystko musi opisać statecznie i rzetelnie a jak raport panie tego gotowy to ciemna masa puszcza krew,ot i dowódca musi pisać od nowa,carska jego bladź.Dwudziestu gęsiopasów oporządać od rana do nocy a tutaj krew jemu się zachciewa puszczać,użalał się na swoim losem.
-Obywatelu kapralu,Staszek nie wytrzymał,najpierw zaprowadzić do lekarza,niech zatrzymają krwotok,przecież traci dużo krwi...
-kto się odzywa bez pozwolenia,żołnierz prosi o pozwolenie zabrania głosu ot co.
-Ja obywatelu kapralu,Staszek zgłosił się odważnie.
-A...to filozof,widzę są tutaj mądrzejsi od dowódcy.Takie sprawy a no zobaczymy.
-Szeregowy filozof,baczność!ryknął na całe gardło,zabrać wiadro i szczotkę i biegiem marsz do latryny.Wszystkie stanowiska bojowe mają się świecić jak psu jajca.Zrozumiano!Mądrala się znalazł,taka jego mać.Łąki nie skosi ,koniowi uprzęży nie założy,kury nie pomaca,jałowicy do byka nie zaprowadzi ot co filozof,i z takiego
krowiego gówna dowódca ma zrobić kulturalnego człowieka.
-Szeregowy Ptakowski melduje gotowość do wykonania zadania bojowego,przerwał wygłupy małpiszona.
-Żołnierz który idzie wykonać zaszczytne zadanie bojowe musi wyglądać regulaminowo.Marczak miast zająć się krwawiącym chłopakiem obchodził Staszka szukając uchybienia w jego umundurowaniu.Po raz pierwszy od wcielenia go dowojska miał ochotę gryźć i kopać.Po co mu to było.Po co otwierałgębę.Po co. Szedł z wiadrem i szczotką pustym korytarzem zastanawiając się nad idiotyczną sytuacją.Ma czego chciał,większość chłopaków smacznie sobie śpi a on idzie szorować obsrane stanowiska bojowe.Człowiek wie,że to błazenada a jednak musi się poddać woli jakiegoś półanalfabety. Latryna usytuowana była na drugim końcu placu apelowego pomiędzy starymi rozłożystymi jaworami.
Co to jest za sracz,kłócił się ze swoimi myślami,dziura w blasze do której jak nie trafisz to możesz sobie nasrać do własnych spodni.Stał nad pierwszym stanowiskiem i z obrzydzeniem trzymał się za nos.Świnstwo!Specjalnie srają obok dziury,gnojki.Zresztą tutaj potrzebne są inne narzędzia a nie szczotka do zamiatania
podłogi.Wariactwo.Gdzie jest woda.Sam zadawał sobie pytania na które nie znał odpowiedzi.Kiedy się schylił by podnieść wiadro poczuł,że ktoś dotyka w pośladki.Zamarł ze zdziwienia,że w takim miejscu o takiej porze takie rzeczy.
Reakcja była błyskawiczna,do tyłu łokciem i kopa nogą,facet zwalił się nie wydawszy głosu a on tłukł dalej dopóki się nie zmęczył. Opamiętanie wracało powoli,chyba przesadził ,w końcu mógł to być czyiś żart.
-Cłowieku aleś mu dołożył,za nim stał młody chłopak tak jak on ogolony na pałę.
Cłowieku wis,mówił jakimś dziwym slangiem,mnie tyż nagabywoł naszoł mnie ze zadku i tak się uczepiył ani gówno kudła.Cłowieku toś mnie godnie uratowoł bo isto bych się nie odczepiył od bestyji a wiydz,że chłop wydupcony je jak przepolony garniec niby je a go ni ma bo straciył honor.
-Heniek Borto mnie wołają,stał z wyciągniętą ręką.Jestech krawiec i grom na skrzycach ale jyno ze słuchu.Zdrowoś mu dołożył.
-Raczej go zaskoczyłem ale kłopoty będą bo chyba dostał za mocno.
-Jesce tak nie było co by cłowieka mietłom zabić,nic mu nie bydzie;w jajca żeś go kopnoł to go i zatkało ale mu przejdzie.
Bydziymy kolegami oświadczył tonem zdecydowanym tak jak by sprawa była przesądzona.Wis cłowieku, cłowiek musi mieć
kogoś wele siebie bo inoczyj nie dos rady.Tyś się widza wybroł z wioderkym i scotkom żołnierske gówna pucować,nie dos rady. Widzisz cłowieku kożdy je przirychtowany do czgoś inszego,jedyn mo gowa do myślynio a inszy mo rynce do robiynio.Tak musi być i ni ma się co na Pana Boga szprajcować bo może człowieka pokorać.Widza,że stoisz i mietła podpiyrosz i kombinujesz jak se z gównami poradzić,jo ci to zrobia od rynki.Poszedł gdzieś za
latrynę,przytaszczył długi czarny wąż,puścił silny strumień wody i po chwili wszystkie stanowiska lśniły czystością.No i widzisz cłowieku po sprawie.Stał i patrzał się dumnie zadowolony z wrażenia jakie zrobił na Staszku.
-Leć i zamelduj,że robota zrobiono a jo byda pilnowoł co by kery nie napaskudziył od nowa.Mos co przikurzyć,zmienił temat.
-Dlaczego to zrobiłeś,zapytał podając mu papierosa.
-Mos być moim kolegom i tela,uciął dyskusję.
Gdzieś w ciemności dało się słyszeć człapanie czyiś kroków.Borto przerwał rozmowę chwilę nasłuchiwał,uspokojony powiedział,
-leć cłowieku i melduj,że robota zrobiono,bo ci zasrają wszystko od nowa,a pamiyntej żeś je mój kolega,rzucił na odchodnym.
Z miotłą w jednej ręce z wiadrem w drugiej stał przed kapralem by zameldować wykonanie zadania bojowego.Małpiszon siedział nisko pochylony nad stolikiem i mozolnie gryzmolił coś w książce raportów.W izbie żołnierskiej panowała absolutna cisza,towarzystwo spało w najlepsze.Stał bez słowa czekając
aż Marczak zwróci na niego uwagę.Przez ramię zauważył,że biedak z najwiekszym trudem stawia litery.Zrobiło mu się go żal.
-Obywatelu kapralu rozkaz wykonany,mówił ściszonym głosem by nie obudzić żołnierzy.Kapral jak by wyrwany ze snu podniósł czerwone z niewyspania oczy i półprzytomnym wzrokiem spoglądał na meldującego.W końcu się ocknął,zmrużył oczka i syknął.
-Co wy mi szeregowy opowiadacie bajki,miotła sucha a wy meldujecie wykonanie zadania.Te inteligent,zmienił ton na groźny,widzę,że prubujesz grać ze swoim dowódcą w mola.To ci na zdrowie nie wyjdzie,dowódca to rzecz święta.
-Obywatelu kapralu melduję wykonanie zadania bojowego
podkreślił z naciskiem.
-Poczekaj aż skończę raport,ton był wyraźnie łagodniejszy.Muszę wszystko opisać.Żołnierz puszcza farbę jak postrzelony dzik a dowódca musi sprawę opisać,i co tu pisać.Z jednej strony wypięta dupa z drugiej wypięta dupa a tutaj złamany nos,ot co.
-Pozwólcie kapralu,że ja napiszę raport,pozwólcie powiedział prawie prosząco.Małpiszon wstał od stołu i drapiąc się po głowie spoglądał z niedowierzaniem.
-Znaczy się wy piszący,znaczy się biuralista.No tak ja zaraz rozeznał,że tego filozof się znalazł,no tak ja wyrażam zgodę na prośbę żołnierza,znaczy się możecie pisać ale pod moją diktowkę.Ja opiszę a szeregowy przeliteruje na papier.Tak powiadał mój
sierżant Nikita Piotrowicz Nachulin,że trudniej opisać niżnapisać,ot co.Tak my teraz pójdziemy sprawdzić jak szeregowy wykonał zadanie i nie zamoczył miotły,no posmotrim.Następnie stanął na progu żołnierskiej izby i powiedział tak żeby wszyscy
słyszeli,
-znaczy się wojsko śpi a jak którego złapię,że chodzi po nocy znaczy się nogi z dupy powyrywam a jajca podwiążę jak nie przymierzając gminnemu capowi.Ot co.
Szli w kompletnym milczeniu,Marczak z rozpiętą bluzą i bez czapki,zupełnie zapomniał o regulaminie.Staszek ubrany był regulaminowo.Choć godzina była późna i tak po prawdzie marzył o spaniu to na samą myśl jaką minę zrobi małpiszą gdy zobaczy”stanowiska bojowe”wypucowane na glanc bez użycia miotły gotów był pocierpieć.Mijali kolejny barak gdy niespodziewanie spotkali i oficera dyżurnego.Marczak stanął na baczność i próbował salutować ale kiedy zorientował się ,że jest bez czapki zgłupiał.
-Parami chodzicie do latryny,co to za zwyczaje?
-Obywatelu kapitanie jąkał się Marczak...
-Wy co kapralu,przerwał mu brutalnie,bez czapki,pasa z rozpiętym mundurem z rekrutem na spacerze w nocy?
-Obywatelu kap...
-Skończcie mi tu pierdolić z meldowaniem po nocy jak widzę,że ledwo rozporek zapiąłeś.Co wy kapralu rekruta łapiecie?Pierwsza w nocy i schadzki sobie urządza.W tył zwrot i na salę spać.Jeszcze raz złapię to poślę przed sąd,krzyczał na całe koszary.Rekruta mu się zachciewa zawszone towarzystwo.
-Obywatelu kapitanie ja tego wolę babską szparę,próbował się bronić.
-Co ty wolisz małpiszonie to mnie nie obchodzi,chodzisz po nocy z rekrutem ubrany nieregulaminowo,demoralizujesz wojsko,a ty
zwrócił się do Staszka jak ktoś będzie ci proponował żebyś ze swojej dupy robił kuciapę to masz mi zameldować z pominięciem drogi służbowej .Rozkaz!
-Tak jest obywatelu..
-Ale obywatelu kapitanie do rozmowy ponownie próbował się włączyć Marczak ja...
-baczność,krzyknął kapitan.,natychmiast doprowadzić się do wyglądu regulaminowego.Ja cię posadzę do pierdla ty kurduplu jeden,dupaki mu się zachciewa i to w środku nocy.
Kapral wykonywał jakieś nieskoordynowane ruchy,raz udawał,że nakłada czapkę której nie miał,to znowu zapinał pas którego również nie mial.Sam sobie dawał komendę następnie stawał w pozycji spocznij a przy tym przewracał oczami na wszystkie strony czym czynił sytuację jeszcze bardziej komiczną.
-Odmaszerować,ryknął kapitan zdenerwowany zachowaniem Marczaka.Pamiętaj ty zboczeńcu jeden jak mnie zdenerwujesz to od jutra trafiasz na czwarty oddział.Na słowa czwarty oddział w kaprala jak by uderzył piorun.Wyprężył się w pozycji zasadniczej zrobił zdecydowane „w tył zwrot”i krokiem defiladowym wracał do
baraku.Sytuacja nawet dla nieobytego z życiem żołnierskim rekruta była tak komiczna,że biegnąc za małpiszonem zanosił się od śmiechu.Taki numer wykręcić mógł jedynie Chaplin albo Marczak.Bez czapki,bez pasa w środku nocy maszerować krokiem defiladowym tego nikt przy zdrowych zmysłach nie zrobi.
Przystanął dopiero tuż przed barakiem w którym spali.W jego oczach malowało się coś co można nazwać kompletnym
załamaniem,utratą ostatniej deski ratunku.W totalnym pomieszaniu zaczął mówić do Staszka przez per ty.
-Słuchaj,szeptał tajemniczo nikomu ani słowa,ja nie dlatego posłałem cię do latryny,żeby robić...no tego tam,ja tego regulaminowo a kapitan znaczy się nie dał dojść do słowa,takie jego prawo.Od dyscyplina,przełożony powie pedał znaczy się pedał.Krzyk kapitana obudził chyba całą jednostkę.Drzwi do wszystkich sal były uchylone,wszyscy chcieli widzieć kogo to nakryto na miłosnej schadzce.
-Nie stójmy tak obywatelu kapralu,pomyślą,że rzeczywiście jesteśmy parką.Czwarty oddział,co to jest,przecież w Marczaka jak by piorun uderzył.Leżał już na swojej pryczy a myśl o czwartym oddziale nie dawała mu spokoju.Próbował zasnąć gdy nagle poczuł,że ktoś go trąca.Odwrócił się i zobaczył wpatrzone w siebie oczy wszarza.
-Nie bój nic,szepnął przykładając palec do ust .Jest w porządku-śpij.Pierwszy zainteresowany pomyślał odwracając się do niego plecami.Leżał wpatrzony w ścianę, zmęczony wydarzeniami których dzisiaj nie brakowało a upragniony sen nie nadchodził .Z nudów analizował to co się wydarzyło tego wieczoru,na dobrą sprawę sam był sobie winny;należało patrzeć swojego nosa miałby spokój a tak jest podpadnięty u kaprala i u szefa sztabu a na dodatek wielu myśli,że ma skłonności do facetów.W ogóle przez ostatnie kilka dni zmienił się nie dopoznania.Oswoił się z „łaciną”nie drażnią go już najwulgarniejsze słowa ani dowcipy,do wszystkiego można się przyzwyczaić.Pamięta opowiadanie swojego wuja przedwojennego oficera ułanów który kilka lat spędził w sowieckich łagrach.”Inteligencja,duchowni,mordercy,alfonsy
wszystko przemieszane a cel jeden degradacja społeczna”.Jeżeli nawet jest w obozie pracy co wcale nie jest pewne to porównanie z sowieckim łagrem jest przesadą Fakt nie mają broni,musztra jest taka na niby ale jedzenie jest przyzwoite,bielizna czystaWygląda
na to,że są skoszarowani w barakach w których niemcy przetrzymywali robotników przymusowych lub jeńców wojennych ale czy z tego coś wynika.Degradacja,to by pasowało,faceta który zdał egzamin na studia wcielić do woja to jest coś nietak.Zmęczony mózg podpowiadał mu co raz to nowe absurdalne pomysły.
Komunistyczna perfidia.Bękarty Dżingis Chana chcą zapanować
nad świadomością podbitych narodów,czy na pewno bękarty?Pytanie jaki będzie po dwóch latach służby czy wróci chęć do nauki,czy pozwolą mu na edukację.A Stenia,przysięgała,że będzie czekać na swojego generała.Tak ten wieczór był super,chciał zorganizować pożegnanie z kolegami a wyszła prywatka z dziewczynami.
Kumple przyprowadzili koleżanki by zrobić mu niespdziankę
wśróddziewcząt była Ona.Stenia młodziutka blondynka którą widział pierwszy raz.Mieszkał z rodzicami na parterze więc adapter postawili na parapecie a tańczyli w ogrodzie.Poprosił ją do tanga,księżyc,rechot żab,rozgwieżdżone niebo i oni.Szeptał jej na ucho standardowe komplymenty,tulił do siebie a ona przyjmowała pieszczoty ale tylko do pewnych granic.Gdy pozwalał sobie na zbyt wiele zdecydowanie dawała do zrozumienia,że dosyć.
Kiedy myślał,że nic z tego nie wyjdzie ona zarzuciła mu ręce na szyję i po prostu pocałowała w usta.Kocham cię Staszku.
Nawet nie zdążył nabrać powietrza w płuca a ona mówiła dalej.
-Znam cię od zawsze,śpiewałeś w wodewilu,w chórze szkolnym,
byłeś już wielki chłop a ja smarkula na chudych nogach z dwoma kucykami,głaskała go delikatnie po policzkach.Nie zwracałeś uwagi na takie chucherko a ja byłam na wszystkich twoich występach.
Powiedziałam sobie,że będziesz mój i jesteś.Jesteś mój,przylgnęła do niego całym ciałem.Nie myśl,że jestem łatwa,ja po prostu
próbuję zaklepać cię dla siebie.Może naiwnie ale inaczej nie potrafię-
Steniu,zaskakujesz mnie,próbował sklecić jakieś sensowne zdanie.Jesteś śliczna ale pomyśl dwa lata woja to dużo czasu poznasz innych przystojnych facetów a ja co wrócę i praktycznie będę bez zawodu.
-Chcesz mnie zniechęcić,przerwała mu w pół zdania.Ja proszę tylko o jedno,wróć cały i zdrowy a mnie zastaniesz taką jak dziś.Stachu ja za dwa miesiące kończę18 lat,wiem co mówię,będę czekała.
-Steniu ostrożnie z wielkimi słowami,dwa lata to kawał czasu.
-Mówisz za siebie,powiedziała z naciskiem.Może spotkasz ładniejsze,może bogatsze ale kochać cię bardziej nie będą bo nie mogą.Poza tym masz zdaną maturę nie zapominaj,próbowała go pocieszyć.
-Matura to nie zawód,bronił się.
-Wystarczy żebyś nie był zwyczajnym żołnierzem,tyle wiem,że takich posyłają do szkół dla podchorążych;będziesz paradował w generalskim mundurze a ja będę dreptać u twojego boku.
Szelest przesuwanego taboretu wyrwał go z zamyslenia.Kapral siedział w swoim pokoiku i gryzmolił pewnie swój raport,w słabym świetle lampy widział jego cień na ścianie.Ten to ma pietra.
Wystarczyło jedno słowo kapitana”czwarty oddział” a o mało co dostałby zawału.Logika podpowiada,że to jest związane z kopalnią.
Inna sprawa,że jako rodowity ślązak nie ma absolutnie żadnego pojęcia o kopalni.Jedyne skojarzenie to dziura w ziemi,wieże na których obracają się ogromne koła,ludzie kopią węgiel i to chyba wszystko.Pajęczyna czarnych myśli wzięła góręnad wspomnieniami ostatniego wieczoru ze Stenią.Kiedy ostatecznie dowiedzą się
czy są w wojsku czy obozie pracy.Pewnie wojsko to tylko pretekst by zmusić nas do pracy pod ziemią,tak postanowiła władza ludowa a kto się sprzeciwi będzie wrogiem ludu i dosięgnie go surowa ręka sprawiedliwości.
Omotany przypuszczeniami i wydumanymi sytuacjami zapadł w głęboki sen,jak by na osłodę sen był romantyczny i pełny uniesień.
Stenia w białej sukni biegła mu na spotkanie,ciepła cudownie zdyszana, tuliła się do niego.Fizycznie czuł jędrność jej skóry,
chłonął zapach młodego ciała i kiedy wydawało się,że spełni się obietnica dana w ogrodzie że będzie jego brutalnie zabrzmiał głos. Pobudka pobudka!
Półprzytomny zwlókł się z pryczy i pognał do łaźni.Mimo woli rzucił okiem na stolik kaprala.Straszliwe bazgroły pomyślał.Kiedy pochylony nad ocynkowaną rynną która pełniła rolę umywalki zmywał z twarzy mydło poczuł,że ktoś klepie go po biodrach,gdy odwrócił głowę zobaczył plecy wszarza wychodzącego z łaźni.
-Te uważaj,krzyknął w jego kierunku.
-A co widziałeś że to ja?a może wczorajszy kochaś.Jednym skokiem dopadł do niego i ...wpadł prosto na małpiszona,
-Słuchajcie szeregowy zameldujecie się u mnie po śniadaniu;był blady miał sine pręgi pod oczami i widać było,że stracił pewność siebie.
-Tak jest obywatelu kapralu,po śniadaniu,zameldował regulaminow.
Kiedy siedział przy stole jedząc śniadanie usłyszał kierowane pod swoim adresem przygaduszki.Musi zareagować bo inaczej przylgnie do niego ksywa „pedał''.
-Te kochaś zostaw sobie skórkę z boczku,przyda się zamiast wazeliny.To był wszarz który siedział naprzeciw niego.Zareagował natychmiast,złapał go za głowę
i z całej siły wcisnął w miskę z zupą makaronową,chwilę potrzymał i puścił.Stołówka wyła ze śmiechu a wszarz beznamiętnym głosem powiedział”szkoda dobrej zupy”.
-Jeszcze raz zrobisz gest na mój temat to wsadzę ci pysk do gówna,doszło?
-Doszło odpowiedział beznamiętnie zjadając resztki makaronu z głowy.Kontynuował rozmowę jak by nigdy nic.Powiedz szczerze nie kombinujesz z facetami,bo jak co to masz ochronę.
-Nie kombinuję,mówił starając się zapanować nad wzbierającą w nim wściekłością a jak nie przestaniesz to pójdziesz do raportu do kaprala albo do kapitana,zobaczysz.
-Nigdzie nie chcę maszerować ani do kaprala ani do szefa sztabu ale pomyśl tylko,kontynuował swój tok rozumowania na taką masę chłopa zawsze znajdzie się pedzio czy ciota,stary to też są ludzie którzy mają swoje potrzeby,rozumiesz.Skoro są potrzeby to należy je zaspokajać takie są prawa rynku.
-Wsocjalizmie nie ma rynku,próbował go zagiąć.
-Nie pierdol,odpowiedź była krótka i dobitna.Zastanowisz się wystarczy jedno słowo i wracamy do sprawy.Mówił beznamiętnym głosem starannie wyjmując każdą nitkę
makaronu z włosów.Im który bardziej potrzebuje tym głośniej się zarzeka.,mruczał pod nosem.Nie takie docenty były a z ręki mi jadły.”Puki na świecie są pedały i cioty
dla takich jak ja starczy roboty.”Człowiek nie dojada ale ruchać musi,taka jest natura”.
Obrzydzenie patrzeć na takiego typa a co dopiero słuchać,pomyślał ale widać,że wcale nie jest taki głupi.Żyje po swojemu ignorując otoczenie,zanieczyszcza powietrze kiedy przyjdzie mu ochota,resztki jedzenia chowa do siennika ,śmierdzi
jak stary cap a jednak konsekwentnie robi swoje i pewnie w końcu zgromadzi wokół siebie gromadkę takich jak on.
Napisanie raportu dało początek zupełnie nowemu rozdziałowi w stosunkach kapral-Staszek.Małpiszon trzymał w rękach zeszyt i udawał,że czyta a tak naprawdę chodziło mu o to,że w jego zeszycie jest tekst napisany pięknymi literami i wszyscy
będą podziwiać jego Marczaka.Efektem zmiany nastawienia
małpiszona do szeregowego Ptakowskiego było oficjalne mianowanie go pisarzem drużyny.Od tego czasu Staszek zajmował się pisaniem wszystkiego co było do pisania,siedział za stolikiem Marczaka a spał tusz obok drzwi na parterze. To była ewidentna korzyść.Przestał być sąsiadem wszarza. Kiedy na drugi dzień do drużyny powrócił krępy z opatrunkiem na nosie awantura wybuchła na nowo.
-Ja mam spać obok tej zawszonej cioty,krzyknął oburzony. Szykowała się awantura.Wszarz zeskoczył z pryczy i z zaciśniętymi pięściami rzucił się na krępego. To co stało się w następnej chwili zaskoczyło wszystkich.Krótki suchy trzask w szczękę i wszarz zwalił się na podłogę jak rażony piorunem,kiedy Staszek odwrócił się w stronę zajścia zobaczył tylko krępego jak rozcierał
prawą pięść.
-Zakała syknął,raz udało mu się tryknąć mnie głową i myśli dureń,że tak będzie zawsze. Gdy wszarz powoli podnosił się z podłogi niespodziewanie zjawił się kapral.
-Widzę,że wojsko ćwiczy sporty obronne,kto kogo pierwszy zagadnął poważnie.
-Nic się nie stało obywatelu kapralu,wszarz rozcierał szczękę.
Spadłem schodząc z pryczy.
-No widzę,że co niektórym zachciewa się brykać. Wy szeregowy
zwrócił się do krępego szukacie guza. Tak ja jako wasz dowódca mówię,jeszcze raz przyłapię na boksach to zamknę w pierdlu o chlebie i wodzie...
-Ale ja...krępy próbował coś powiedzieć lecz Marczak nie dopuścił go do głosu.
-Pamiętaj jak wół pierdzi to obora słucha.No tak ja przyjął wasze wyjaśnienie zwrócił się do wszarza i raportować nie będę. Ot co.







Rozdział drugi

Przytuleni do pochyłej skały która jak garb wyrastała na środku rozległej górskiej polany palili papierosy i rozcierali skostniałe z zimna dłonie.Zapłakana jesienna pogoda dawała się wszystkim we znaki.Tak na dobrą sprawę gór nie było widać,czuło się je, po zapachu świerków i jodeł.
-Biegamy po tych halach,gonią nas jak psy a zamiast karabinu mamy w ręku patyki,mały chłopak z zadartym nosem wyrzucił przed siebie peta.
-Bo jesteś rekrut pacanie,odezwał się wszarz.Jak takiemu jak ty dać do ręki karabin poza tym jesteś nie świadomy nie przeszkolony a taki to i dowódcę rozwali i powie,że z nieświadomości.
-Po co zwalać na nieświadomość,o kurde chłopaki pomyślta,że można zastrzelić małpiszona i tłumaczyć się,że polowałeś na małpy,chłopak o ascetycznej twarzy aż zapiał z zachwytu.
-Słuchajta chłopaki w Polsce nie ma małp,żaden glina ci nie uwierzy,facet o ascetycznej twarzy poważnie brał pod uwagę możliwość zastrzelenia małpiszona.Aleśta wykształcone zaraz widać,że do szkoły jeździta tydzień wołami.
-A ja idę o zakład,że w Polsce są małpy,wszarz stał z wyciągniętą ręką.
-A o co będziemy się zakładać,asceta gotów był się założyć ale chodziło mu o stawkę.
-Jak jesteś pewny,że wygrasz ,powiedział wszarz to możesz się założyć o własną dupę albo o dupę swojej baby.
-Nie mam baby,odpalił a ty masz?
-Ja mam bab na pęczki,chwalił się wszarz ale to nie moje zmart-
wienie bo ja wygram.
-Pierdolita kolego,nie dawał za wygraną asceta,jakie w Polsce są małpy.
-Powiadam,że wygram a jak przegram to zakładam rzecz najcenniejszą jaką mam własną dupę.Głośny śmiech zwabił kaprala który na uboczu kopcił swojego sztacha.Podszedł do nich skurczony z zimna,
-widzę,że wojsko jest zadowolone,znaczy się żołnierz jest syty i wyspany,rozcierał skostniałe dłonie.
-Obywatelu kapralu,odezwał się wszarz,niech obywatel kapral rozstrzygnie zakład będzie ważniejszy.No dawaj łapę i nie pękaj zwrócił się do ascety.
-Kiedy ja tego...taki zakład...zaczął się jąkać.
-Słowo żołnierza święta rzecz,poważnie oznajmił Marczak,znaczy się był zakład to i musi być zakład.A o co idzie zwrócił się do wszarza.Wszarz zrobił poważną minę i tubalnym głosem oznajmił,idzie o to obywatelu kapralu czy w Polsce Ludowej związanej nierozerwalnym sojuszem braterstwa z Związkiem Socjalistycznych Republik Radzieckich rosną małpy.
-Znaczy się,Marczak dla zyskania czasu drapał się po głowie,,idzie o to czy małpy...hm znaczy się kto mówił,że małp nie ma.
-Ja przyznał się asceta ale zakład miał miał...
-tak dawajcie ręce,przerwał mu Marczak w pół zdania.Niech dowódca przetnie i rozstrzygnie.Ot co.Asceta chcąc nie chcąc musiał podać rękę wszarzowi a małpiszon z poważną miną przeciął zakład i głosem dowódcy oświadczył,
-wygrał ten który znaczy się twierdzi,że małp nie ma,tak ja jako wasz dowódca oświadczam,że małpy rosną w ciepłych krajach
dodał by uzasadnić swoją decyzję.
-Obywatelu kapralu,zreplikował wszarz na szkoleniu politycznym obywatel porucznik powiedział,że w obozie socjalistycznym jest wszystkiego więcej niż u wrednych imperialistów zachodnich a według największego uczonego świata Miczurina to w Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich nawet w dorzeczu Indagirki
gdzie jest biegun zimna rosną pomarańcze.Ja się obywatela kaprala pytam czy polscy uczeni korzystając z przodującej nauki radzieckiej potrafią wyhodować małpę i spowodować by rosła na polskiej socjalistycznej glebie,a może towarzysz porucznik kłamał.Mina jaką zrobił Marczak po wysłuchaniu tyrady wszarza była potwierdzeniem,że małpy w Polsce nie tylko są ale są blisko nas.Biedak stał z otwartą gębą i patrząc na wszarza próbował odgadnąć głębię jego myśli.Czuł na sobie spojrzenia całej drużyny. Zatkało go kompletnie. Wiedział,że waży się jego autorytet a jednak...publicznie przyznać,że nauka radziecka czegoś nie potrafi
równałoby się samobójstwu a wycofać się z tego co się powiedziało też nie wypadało.
-Obywatelu kapralu jak wrócimy do koszar,wszarz nie ustępował,to zamelduję się do obywatela porucznika z o rozstrzygnięcie,czy nauka radziecka...
-Baczność,Marczak przerwał dalszą dyskusję która wymykała się spod jego kontroli nerwowo wypluł peta,poprawił mundur i podał następną komendę,koniec palenia.
Zgłupiał do reszty,przemknęło przez myśl Staszkowi.Kapral ustawił drużynę w dwuszeregu,dał baczność by w ten sposób zyskać na czasie i unikać kłopotliwych pytań a samemu sformułować sensowną odpowiedź.Komedia,jedyne słowo które przychodziło Staszkowi do głowy.Facet który mieni się ich ojcem i matką,który ma z nich zrobić kulturalnych ludzi zastanawia się czy w
Polsce rosną małpy.Paranoja.Po długiej chwili milczenia Marczak dał w końcu komendę spocznij i przechadzając się z groźną miną przed szeregiem zapowiedział,
-pamiętajcie,że każda próba ominięcia drogi służbowej to złamanie regulaminu,żołnierz zawsze zachowuje drogę służbową.
Sprawa małp,to w świetle ostatnich osiągnięć przodującej nauki radzieckiej w tym szczególnie wielkiego uczonego Miczurina
musi być rozstrzygnięta w ten sposób,że uczeni polscy korzystając z wzorów nauki radzieckiej potrafią wyhodować małpy w takich ilościach by zaspokoić rosnące potrzeby krajowe zaś nadwyżki przeznaczyć na eksport.Głębokie westchnienie ulgi dowodziło jak wielki ciężar spadł mu z serca.
-Te smaruj dupę wazeliną przegrałeś zakład,wszarz poklepał ascetę jak swoją własność.Teraz wiedz pacanie,że przodująca nauka radziecka wszystko może.Zresztą jak będziesz spełniał zakład to popracuję nad tobą,poklepał go po pośladkach.
-Zakład jest nieważny,bronił się asceta,małpy nie rosną tylko żyją na drzewach.
-No to zamelduj kapralowi jest przecież twoja matką i ojcem powiedz,że mówił nieprawdę,no idź,powiedz,że nauka radziecka nie potrafi wyhodować małp a co za tym idzie polska tym bardziej.
-Cwaniak,cygan syczał asceta,
-cwaniak czy cygan obojętnie i tak od dzisiaj jestem twoim panem,będziesz mi usługiwał przy stale i w łożu.
-Świnia,buzerant syczał wściekły z bezsilności asceta.
Kiedy wrócili z ćwiczeń do baraku śmiechom nie było końca,w Polsce rosną małpy i to dzięki Miczurinowi,drugim powodem do żartów był wygrany przez wszarza zakład.Chudy jak patyk asceta stawał się własnością wszarza.Staszek miał zamiar położyć się na pryczy choć było to niezgodne z regulaminem i rozprostować kości gdy nagle dyżurny głośnym krzykiem wywołał jego nazwisko.Pewnie sprawa latryny i nocnego spaceru z Marczakiem pomyślał.Jedyny świadek który może poświadczyć,że obecność w nocy na placu apelowym związana była z wykonywa-
niem rozkazu mycia latryn a nie schadzki z kapralem,Heniek Borto przepadł jak kamień w wodę.
-Szeregowy Ptakowski zameldować się u szefa sztabu,brzmiał rozkaz.
No to mnie załatwił zasrany małpiszon,pomyślał idąc do baraku na końcu placu apelowego w którym mieścił się sztab.Stał przed drzwiami szefa sztabu i w myślach przygotowywał obronę.W końcu zapukał i wszedł do środka.Pomieszczenie było puste,dopiero po chwili zauważył,że pod oknem siedzi jakiś facet i jednym
palcem wystukuje coś na maszynie do pisania.
-Jaka sprawa,zapytał nie odwracając głowy.
-Szeregowy Ptakowski,dyżurny kazał się zameldować...
-a to ty,od Marczaka,przerwał pisanie,ale jaja uśmiechnął się do niego.
-Kiedy to wcale nie było tak,próbował uprzedzić spodziewany zarzut,ja dostałem rozkaz wyszorowania latryny i Marczak poszedł sprawdzić...no tego...
-co ty piepszysz tu nie chodzi o spacery,przerwał mu w pół zdania,chodzi o raport który prawdopodobnie napisałeś tak czy nie?
-no napisałem bo...
-chłopie kapitan śmiał się do rozpuku,Marczak ustnie raportował co innego a napisane jest co innego,rozumiesz ale nie bój nic kapitan uznał,że to co napisane jest lepsze od tego co gadał Marczak dlatego kazał cię wezwać.
-Powiedz konkretnie o co chodzi,pisanie raportu za kaprala to wykroczenie?Staszek próbował wyciągnąć od żołnierza piszącego na maszynie coś więcej niż „nie bój nic”.
-Nie wiem czy są inne powody,odpowiedział szczerze,poczekaj na korytarzu teraz jest narada jak wróci to cię wezwę.
Wiadomość,że nie chodzi o incydent z Marczakiem przyjął z
ulgą,głupio się tłumaczyć z czegoś czego się nie zrobiło a w ogóle sama myśl,że on i małpiszon kombinują jest tyle śmieszna co obraźliwa.Stał oparty o ścianę i palił papierosa gdy nagle poprzez drzwi w końcu korytarza doszły go po podniesione głosy kilku mężczyzn.Przesunął się bliżej drzwi by posłuchać o czym tak zapamiętale dyskutują.Tubalny głos oznajmił tonem który brzmiał jak rozkaz,
-przygotować lepszy obiad,niech będą kotlety schabowe,
-towarzyszu majorze muszę znać dokładną datę,facet z chrypką nałogowego palacza dopominał się o szczegóły.
-sam nie znam dokładnej daty,padła odpowiedź,jedno jest pewne skracamy rekruta.Produkcja kopalni kuleje,musimy im pomóc.
To co usłyszał było porażające,stracił wszelkie złudzenia,że może to jednak wojsko.Już wie co tu grają.Cała zabawa w rekruta to mistyfikacja po prostu chcą ich związać przysięgą by tym łatwiej zmusić do pracy pod ziemią.Bardzo wielu chłopaków wierzy,że to jednak wojsko a broń otrzymają po złożeniu przysięgi.Koniec złudzeń.Musztra z patykiem na ramieniu to jedyne czego są godni.Zrobiło mu się żal,że nie będzie mógł pochwalić się przed kolegami,że jest normalnym żołnierzem.Odrzut,kategoria „D”,a Stenia ,a podchorążówka,a generał,jednak wstyd.Śmieszne ale on rodowity Ślązak nie potrafi sobie wyobrazić kopalni,osobiste za-
interesowania były tak odległe od górnictwa,że nigdy nie przyszło mu do głowy zastanawiać się jak naprawdę wygląda kopalnia.
Wieże na horyzoncie,hałdy to cała jego wiedza.Teraż będzie górnikiem,wsadzą go do windy spuszczą w dół i będzie kilofem kopał węgiel.Czy ma strach przed tą czarną dziurą?Tak.Komu zależało by zamiast na studia trafił do górnictwa,uparte pytanie pozostawało bez odpowiedzi.Miał incydenty z groźnymi facetami kojarzonymi z komunistami.Klasa maturalna.Skończył trening szermierki w sali tuż obok ich szkoły.Brak ciepłej wody w kranach podpowiedział mu by skoczyć do szkolnej łaźni i umyć się
pod prysznicem.Szkoła była otwarta ale światła już wygaszone,znał drogę na pamięć.Pierwsze drzwi na prawo obok sali gimnastycznej są prysznice.Wszedł i stanął zdziwiony.Łaźnia była oświetlona z któreś z dalszych kabin dochodził go z ciszony głos.Chciał wejść do najbliższej kabiny i po prostu wziąć prysznic gdy nagle usłyszał pisk dziewczyny.Zaczął nasłuchiwać i co raz bardziej się dziwił.
Ktoś szamocze się z dziewczyną ale kto z kim o tej porze?Pewnie zrezygnowałby z podglądania gdyby nie wyraźne wołanie o pomoc.Nie chciał być słyszany więc szybko zrzucił buty i boso zakradł w pobliże kabiny skąd dochodziło wołanie.
-Puść nie chcę,głos jest znajomy.Słyszy suchy trzask policzka i ochrypły głos faceta
-co ty sobie myślisz mnie chcesz wystawić do wiatru?znowu szamotanie i ciche popłakiwanie.Wdrapał się na mur oddzielajacy kabiny i zdębiał.Na taborecie siedział pan od strzelania,ten sam który prowadził śledztwo w sprawie pani od matematyki,ten sam który wygrażał się,że pożałuje jeżeli nie będzie współpracował;był zupełnie nagi a na kolanach trzymał zdzierając z niej odzienie Anię.Anię z jego klasy.Zrobił jakiś ruch i pan spojrzał w górę,ich oczy spotkały się.Pamięta paniczną ucieczkę ze szkoły,w drzwiach zderzył się z woźnym,nawet nie przeprosił uciekł.Od tego czasu
prześladowało go pytanie,czy został rozpoznany przez tego pana od strzelania.Ania zachowywała się w klasie zupełnie naturalnie ale czy wiedziała,że to on przyłapał ich na czułem spotkaniu w łaźni. Jedno pozostawał poza wszelką dyskusją ten pan na pewno bardziej był funkcjonariuszem niż pedagogiem,mógł się mścić.
Pytanie komu mogło zależeć by miast magistrem został górnikiem.
Może to jednak sprawa ojca który był ochotnikiem w kampanii bolszewickiej i wielkim fanem marszałka.Z nudów odtwarzał w pamięci różne sytuacje które mogły sytuować go w kręgu „wrogów ludu”.Święto 3 Maja 1946 rok.Razem z ojcem był na uroczystej
mszy ku czci Królowej Korony Polskiej,po mszy wymarsz ze sztandarami na manifestację i wtedy zostali zaatakowani przez uzbrojonych cywili.Drewnianymi pałkami i ołowianymi kulkani zawieszonymi na sznurkach.Zostali pobici a sztandary podarte
i zbezczeszczone,jemu za karę kazali czyścić rowery na komendzie milicji a ojca zatrzymali.Wrrócił po kilku tygodniach z wybitym zębem.Pewnie byli odnotowani i teraz odpłacają się jak mogą.
-Czekasz na mnie,za jego plecami stał kapitan ten sam który w nocy zrobił awanturę Marczakowi za rzekome schadzki z rekrutem.
-Tak jest obywatelu kapitanie,wypalił regulaminowo.
-Wchodź, szybko bo mam mało czasu i nie musisz się stale meldować.
-Tak jest powiedział odruchowo i zamilkł w pół zadania.
-czytałem raport widać,że pisanie jest ci nieobce,możesz popracować w kancelarii będziesz pomagał Zenkowi,pokazał głową na chłopaka siedzącego przy maszynie.To nie jest rozkaz,chcesz będziesz nosił pocztę i odbierał koreskponencję.
-Zgadzam się,powiedział beż zastanowienia.
-Tak myślałem,Zenek ci wszystko wytłumaczy,spać będziesz u siebie w drużynie.
Zaczynasz od zaraz.Praca w kancelarii była namiastką normalności.
Skończyło się bieganie po halach z patykiem zamiast karabinu.
Jego podstawowym obowiązkiem był stały kontakt z pocztą.
Codziennie maszerował przez miasteczko z ogromną torbą na
ramieniu.Dodatkową atrakcją była młoda pracownica poczty która,nie była ładna ale była miła,zawsze uśmiechniętaByła po prostu młoda i spragniona chłopaka.
-Jesteś tutejsza zagadnął ją nie tyle z ciekawości co z potrzeby powiedzenie czegokolwiek.
-Pewnie,że tutejsza,odparła rezolutnie,a niby skąd mam być
-Chodzi mi o to czy jesteś autochtonka czy przyjezdna.
-Tutaj autochtonów nie znajdziesz,wszyscy do jednego albo uciekli albo zostali wyrzuceni na zachód;powiadają,że kiedyś to z całych Niemiec a nawet Europy zjeżdżali tutaj na wczasy.
-Nie odpowiedziałaś skąd pochodzą rodzice,
-Galicja bąknęła pod nosem ale tak w ogóle to przyjechaliśmy z Francji,
-Mówię i piszę w końcu ukończyłam szkołę i coś tam pozostało w pamięci.
-Jesteś dobra i nie tylko,chciał jej zrobić przyjemność.Komplement potraktowała jako propozycję.
-Przyjdź na kawę,poznasz ojca,godzinami potrafi opowiadać o partyzantce,dojrzał lęk w jej oczach,że odmówi.
-Chętnie ale dopiero po przysiędze,teraz nie dają przepustek.
-Może być po przysiędze,uśmiechnęła się i momentalnie stała się ładniejsza;dostrzegł rząd białych ząbków,dołek w policzku i filuterny błysk w oczach.Gdybyż one wiedziały ile tracą kiedy się nie uśmiechają,
-Ty pewnie masz dziewczynę,nagle stała się poważna, a ze mną to tak dla zabicia czasu.
-Mam i nie mam odpowiedział wymijająco.
-To znaczy,że masz,wpadła mu w słowo.
-Sam nie wiem,wydawało się,że mam ale miało być inaczej a jest jak jest,raczej nie mam.
-Dla mnie to nie ma znaczenia czy mój przyszły będzie pracował w kopalni czy będzie biuralistą.Tato mówi,że to zaszczyt wydobywać dla kraju węgiel..
-Rozumiem,że twój ojciec był górnikiem.
-Tak odpowiedziała poważnie,widać dumna ze swojego ojca,tak powtórzyła,pracował w kopalniach francuskich i belgijskich,był związkowcem ale po wojnie kapitaliści wyrzucili wszystkich związkowców i tak wróciliśmy do Polski.No to wiem więcej
niż chciałem wiedzieć,myślał gdy obładowany korespondencją wracał do koszar.Komunista,działacz w sam raz teść dla niego ha ha,swoją drogą Francuzi nie bawili się w ciuciubabkę.Chcesz mącić wracaj z kąt przybyłeś,tylko gdzie posłać naszych naprawiaczy świata,tam gdzie ich miejsce,nie chcą jechać a tam gdzie chcą tam ich nie chcą.Jednego był pewny,żadnych kaw,żadnych dyskusji z partyjnymi agitatorami.Wystarczy mu Zenek który okazał się zwykłem kapusiem.Kilkakrotnie namawiał go do kontaktu z oficerem od informacji,obiecywał złote góry,pracę na funkcji do końca służby.Udawał,że nie rozumie o czym mówi,bał się,że jednoznaczna odmowa byłabyniebezpieczna więc grał na zwłokę.
Nastroje wśród żołnierzy uległy raptownemu pogorszeniu gdy plotka o tym,że przeznaczeni są do pracy w kopalni przestała być plotką a stała się faktem.Ucichły śmiechy a najwięksi dowcipnisie chodzili smutni z lękiem w oczach.Więc jednk.Absolutna większość przyjmowała służbę wojskową jako normalny obowiązek
względem ojczyzny,pod warunkiem,że będą żołnierzami a nie robotnikami przymusowymi.Nawet ci dla których praca fizyczna była sposobem na życie,chcieli służyć z karabinem w ręku,jest to chyba ambicja każdego młodego mężczyzny.Najgorsze były chwile wolne,po obiedzie,po kolacji kiedy spotykali się w ciasnych izbach.
Przygnębiająca cisza jeszcze bardziej napędzała strach przed nieznanym.Każdy gryzł coś w sobie i jak by bał się podzielić z kolegą z pryczy,że będzie wyśmiany ale oczy i przybladłe twarze mówiły wszystko.Pochodzili z całej Polski od Bugu po Odrę,więk-
szość płaciła karę za przynależność rodziców do AK,byli synowie kułaków ale byli również ludzie z marginesu,żule,cinkciarze, ale i
studenci którzy opowiedzieli polityczny dowcip niewłaściwym osobą byli maturzyści i Ślązacy mający krewnych na zachodzie.Po krótkim wspólnym poznaniu jedno było pewne dla Staszka,łączyła ich niechęć do ustroju Polski Ludowej.Pewnego razu kiedy
leżał na swojej pryczy wpatrzony w sufit ktoś półszeptem zapytał,
-te biuralista wiesz co z nami będzie?
-tyle wiem co ty,skłamał.Nikt nie podjął tematu,grobowa cisza była wymowna,każdy na swój sposób trawił rozczarowanie i strach.
Postanowił nie dzielić się wiadomością podsłuchaną pod drzwiami w sztabie,po co,komu to pomoże.Sam natomiast postanowił,że nie zaprosi Steni na przysięgę,niech myśli,że jest w podchorążówce a już na pewno,że jest prawdziwym żołnierzem a nie odrzuconym przez władzę elementem.Przepaść między marzeniem,tym z pożegnalnego wieczoru a rzeczywistością była tak ogromna,że bał się prawdy.Wiedział,że nie zrobił nic przeciw Ludowej Władzy poza tym,że ją nie lubił i wyznawał inne wartości a jednak wstydził się przyznać rodzicom,kolegom a już na pewno Steni,że został zakwalifikowany do obywateli gorszej kategorii.Postanowił nie odpowiadać na listy Steni mając nadzieję,że prędzej czy później sama zrezygnuje z podtrzymywania tej znajomości.
Wiadomość o przyśpieszeniu daty przysięgi dla większości była zaskoczeniem.Wszystko odbyło się w tempie przyśpieszonym
widać komuś zależało by nie mieli zbyt dużo czasu na myślenie.
Trochę lepszy obiad,nie było kotletów schabowych,kilka wolnych chwil i przygotowanie do opuszczenia jednostki.Scenariuszpozorów został wyczerpany nadszedł czas by dopełnił się ich los-czas prawdy.Kiedy ostatni raz leżał na pryczy po prostu się bał.Kopalnia to dla niego wielka niewiadoma,dziura w ziemi i ogromna ciemność
tak to sobie wyobrażał.Dotychczas sprzyjało mu szczęście,jakoś sobie radził ale czy oznacza to,że tak będzie zawsze.Gdzieś z dolnego piętra doszedł go głos modlitwy;pierwszy raz jak jest z tymi chłopakami słyszy głos modlitwy.Pewnie dobrze jest
mieć Pana Boga po swojej stronie w takiej chwili pomyślał i zapadł w płytki sem.





Rozdział trzeci

Piętrowe baraki ustawione w ogromny czworobok robiły przygnębiające wrażenie kojarząc się raczej z obozem jenieckim lub koncentracyjnym aniżeli koszarami wojskowymi.Przestrzeń pomiędzy barakami stanowił plac apelowy.Skończyły się złudzenia nawet dla największych optymistów.Są w obozie pracy i będą wydobywać węgiel pod ziemią.Ta twarda rzeczywistość dotarła już do wszystkich chociaż oficjalnie nikt im tego nie powiedział.Po raz kolejny zostali dokładnie wymieszani,nowe twarze nowe otoczenie. Ewentualne przyjaźnie lub konflikty rozmyły się;dominował strach i oczekiwanie .Staszek nauczony doświadczeniem wiedział,że
należy walczyć o wszystko co ułatwia życie a więc łóżko blisko
okna i na parterze,szafka w zasięgu ręki.Izba była duża by nie powiedzieć przestronna .Okna dawały tyle światła,że można uznać pomieszczenie za jasne.Porównanie z ciasnotą jaka panowała w poprzednim ośrodku obecna izba zasłuiwała na nazwę salonu. Utrudnieniem był brak centralnego ogrzewania oraz prymi-
tywne latryny.Po rozlokowaniu,napchaniu sienników słomą i doprowadzeniu izby do porządku mieli czas wolny.Leżał na świeżo pościelonej pryczy i po raz niewiadomo który analizował swoją sytuację.Tysiące ludzi z własnej i nieprzymuszonej woli pracuje pod ziemią i nic się nie dzieje ale przekorna myśl podpowiada,że tu
nie chodzi o to,że pracujesz tylko,że pracujesz pod przymusem wbrew swojej woli.Państwo które mieni się być demokratycznym łamie podstawowe prawa gwarantowane w konstytucji,wolność do nauki i pracy.Jak na ironię pracę maturalną pisał właśnie
z konstytucji.W końcu kurtyna opadła.Pierwsza pogadanka o BHP
-Kopalnia jest kopalnią gazową
-pod odpowiedzialnością karną nie wolno używać otwartego ognia
-zabronione jest posiadanie na dole zapałek i papierosów
-w obrębie kopalni wszyscy podporządkowani są dozorowi górniczemu.Cały szereg innych bardzo szczegółowych przepisów uzmysłowiło wszystkim,że praca w tych warunkach należy do bardzo niebezpiecznych.W grobowym milczeniu leżeli obok siebie a jednak każdy z nich w myślach był bardzo daleko.Pytanie dlaczego ja wracało uparcie i mało kto znał na nie odpowiedź.
Nowi koledzy z izby wydawali się sympatyczni i przyjaźni,typy spod ciemnej gwiazd rozmyły się w masie normalnych ludzi a być może strach zamknął im usta.Obok leżał chłopak z Krakowa. Staszek odwrócił się w jego stronę próbując podjąć rozmowę ale
ten nie reagował na jego gesty wpatrzony w sufit.W końcu ktoś nie wytrzymał :
-Słuchajta chłopaki odezwał ten który leżał obok drzwi,miał twarz okrągłą, rumianą o dobrodusznym wyglądzie galicyjskiego chłopa.
-Ja nazywam się Jan Wącław i pochodzę z Nowego Sącza i powiem wam,że władza ludowa chce nas o tak..wykonał ruch z którego wynikało,że zawisną na stryczku.W tych kopalniach to jest taki gaz,że go nie widzisz i nie czujesz a bestia zabija,rozumita.
Nikt tam nie chce pracować dlatego zmuszają do pracy takich jak
my i więźniów a przed tym jeńców wojennych.Możecie mi wierzyć bo jestem od was starszy mam żonę dwójkę dzieci gospodarstwo rolne a jednak mnie zabrali,wiecie dlaczego?bo ojciec zaraz po wojnie walczył z tymi od reformy rolnej.Ja się nie dam zwieść,to jest wyrok na wrogach ludu albo cie kostucha dopadnie na dole albo może się wywiniesz ale będziesz do niczego.
-Jezu Jezu chłopaki ja nie zjadę na dół,głos dochodził z drugiego końca izby;niech mnie wsadzą do kryminału a do czarnej dziury nie dam się wepchnąć.
-Kurwa niech mnie zabiją a nie zjadę,kolejny głos kogoś kto nie chciał się pogodzić z przymusem pracy.Z pryczy zeskoczył mały niepozorny chłopak,stanął obok pieca kaflowego tak jak by chciał zabezpieczyć sobie tyły i natarł na tego z Nowego Sącza bo to on rozpętał psychozę strachu.
-Ty stary zapyziały kmiocie krzyczał poirytowany robisz ferment i straszysz chłopaków a sam nie wiesz jak wygląda kopalnia.
-Co tam jest do oglądania,bronił się Wącław,ciemno jak u murzyna w dupie i tak nic nie zobaczysz.
-Słuchajcie,przekonywał mały,kopalnia to takie samo miejsce pracy jak każde inne,zjeżdżasz windą,jest tam jasno bo świecą lampy,są telefony,jeżdżą pociągi normalne życie.
-Agitator się znalazł pewnie płacą ci za taką gadkę,Wącław nie dawał za wygraną.
-Nie jestem agitator tylko wiem jak jest.
-Byłeś na dole,widziałeś,przyparł go do muru Wącław.
-Ja nie byłem ale kolega pracuje na Śląsku i żyje lepiej niż my razem wzięci.
-Co to znaczy lepiej od nas,jeżeli jemu jest dobrze na dole to niech sobie żyje a mnie jest lepiej wśród krów w oborze,na miedzy w polu gdzie i skowronek zaćwierka bażant wyfrunie spod nóg,co to znaczy lepiej jest w kopalni.
-A on dostał talon na radio Pionier i mieszkanie dostanie i obiecany ma talon na motocykl WFM a ty co masz?jałowicę i byka po jajach drapiesz i to jest wszystko.
-Ja nie mówię czyje życie lepsze,Wącław obstawał przy swoim, konstytucja gwarantuje ci wolny wybór pracy i o to chodzi.Ja jałowicy nie muszę ruchać mam swoją babę która mi wystarcza a to,że krówki jak wchodzę do obory mruczą z zadowolenia,konie parskają i świnki piszczą to dla mnie muzyka.Słonko świeci,
,swierszcze cykają łany żyta czy owsa się tobie kłaniają w pas ot, to jest życie.
-Ty sobie gadaj,chcesz gnojem śmierdzieć to sobie śmierdź a górnik żyje sobie jak lord,mały rozglądał się po wszystkich z miną
zwycięscy.Może to co mówił mijało się z prawdą ale niektórym pomogło pokonać narastający strach.Na jak długo
-Mnie taką gadką nie przekonasz,po dłuższej chwili odezwał się Wącław,znam takich co to obiecywali chłopom złote góry,darmową ziemię z reformy rolnej i co z tego wynikło?rozszabrowany majątek dworski, spadek wydajności z hektara a na koniec PGR-y i
kolektywizacja.Socjalistyczny raj na ziemi.Dzielić równo partia wszystko obywatel gówno.Ot co.Powiedzta chłopy co wy na to?
Większość nie brała udziału w dyskusji,wyobcowani zatopieni we własnych myślach leżeli nieruchomo wpatrzeni w sobie tylko wiadome wirtualne miejsca.Pewnie każdy na swój sposób próbował znaleźć się w nowej rzeczywistości.Sprzeczka pomiędzy agitatorem
a Wącławem trwała w najlepsze gdy nagle z trzeciego rzędu prycz
ktoś się zsunął w pierwszej chwili wyglądało na to,że po prostu schodzi z pryczy ale skoro schodzi to musi stanąć na ziemi a tu nic.
Dłuższą chwilę trwało czekanie zanim się zorientowali,że to coś zawisło i dziwnie macha rękami.
-E ty co tam robisz,mały przerwał swoje wywody z Wącławem i mrużąc oczy próbował dojrzeć co dzieje się między pryczami.
-O kurwa,chłopaki on się powiesił,szybko tutaj,wisi.Zrobiło się zamieszanie wszyscy tłoczyli się w wąskim przejściu pomiędzy pryczami.Wisiał na pasku od spodni palcami stóp prawie dotykał podłogi.
-Na bok nie zawadzajcie,do akcji wkroczył sąsiad Staszka.
-Podnieść szybko i po cichu,zdecydowanym głosem wydawał polecenia.Jak go złapią to pójdzie pod sąd,jest po przysiędze i podlega prokuratorowi wojskowemu.Zdjęli go i ułożyli na podłodze.Miał oczy wywrócone do góry,usta szeroko otwarte ale żył.Sąsiad Staszka pochylił się nad nim sprawdzając czy żyje.
-Lecę po dyżurnego,któryś z kibiców próbował pomóc.
-Nic mu nie będzie,sąsiad Staszka podniósł głowę znad leżącego.Żadnego dyżurnego chyba,że chcecie go posłać do prokuratora.Niedoszły wisielec otworzył oczy i zacząłciężko oddychać.
-Siadaj i przestań robić takie numery,sąsiad Staszka pomógł mu wstać i usiąść na taborecie,następnie zajrzał mu w oczy i widać uznał,że wszystko jest w porządku bo spokojnie wrócił na swoją pryczę.Kandydat na nieboszczyka siedział na taborecie oparty plecami o pryczę i niewidzącymi oczami spoglądał przed siebie.
Przypadkiem niedoszły samobójca siedział dokładnie w polu widzenia Staszka.Początkowo nie zwracał uwagi na jego twarz dopiero po chwili coś go zaintrygowało.Znajoma twarz.
Tak to jest chyba Alojz,Alojz Nadarzy chodzili razem do jednej klasy w szkole podstawowejChyba się nie mylę,upewniał się w myślach.Jak brak włosów zmienia wygląd.Tak pamięta mieszkali w
oficynie starej kamienicy,jego matka dorabiała sobie myciem i praniem,była wdową ojciec Alojza zginął pod Stalingradem.Wstał z pryczy podszedł do niego i spytał,
-Alojz poznajesz mnie?kiwnął głową,że tak.Co ci się stało
chłopie,przecież nie jesteś sam,tylu chłopaków z całej Polski...
-”Jo je dwa tydnie po weselu”,krzyknął w gwarze śląskiej,rozumicie to synki!rozbeczał się jak mały chłopczyk.”Dwa
tydnie.Ona nie wytrzymie insi bydom jom dupczyć rozumicie?”
-Alojz co ty wygadujesz za głupstwa,próbował przemówić mu do rozsądku,żona czeka,tęskni a ty robisz z niej dziwkę.
-”Danka nie wytrzymie i insi bydom jom dupczyć,”powtarzał jak mantrę.
-Słuchaj ty,do rozmowy wtrącił się Wącław,ja jestem żonaty mam dwoje dzieci i moja wie,że jak tylko zrobi coś na lewo to koniec, wygonię z domu a dzieci zostawię bo są moje.
-Ty pierdoły opowiadasz,mały agitator naskoczył na Wącława,baba z natury jest dupliwa bo jak by nie była to która by chciała ryzykować rodzenie w bólach,no?Ta jego,pokazał na Nadarzego,jak skosztowała to już przepadła,dostanie swój czas to nadstawi
każdemu który się nawinie.
-Te mądrala skończ pieprzyć,chłopak który udzielił pomocy niedoszłemu wisielcowi natarł na małego agitatora,facet jest parę dni po weselu i po prostu jest roztrzęsiony to jest normalne. Ciekawe co byś ty robił na jego miejscu,może nigdy w życiu nie miałeś kobiety i dla tego pleciesz pierdoły.Miłość plus seks to potęga która nie takich jak Alojz doprowadziła do ruiny.Słuchajcie chłopaki,zwrócił się do wszystkich musimy go pilnować bo jest w głębokiej depresji,może próbować jeszcze raz.
-Dobry jesteś,Staszek zwrócił się do niego pełny podziwu;wygląda na to,że ocierałeś się o medycynę.
-Ocierałeś,odpalił opryskliwie.Tak się kończy korespondencja z rodziną na zachodzie skurwesyny.Babcię i dziadka ślązaków wysiedlili z Raciborza właściwie wywalili z kamienicy którą wybudował mój pradziadek.Matka pochodzi z Krakowa a ojciec
Ślązak tyle,że niemieckojęzyczny;nigdy nie przyszło nam na myśl by rodzinę ojca nazwać germańcami.Byli ślązakami mówili biegle po śląsku i po niemiecku,dziadek studiował we Wrocławiu i Heidelbergu i jak miał mówić?po polsku?Ojciec twierdzi,że zawsze czuli się Ślązakami ani Niemcami ani Polakami po prostu Ślązakami.
-Mamy podobne problemy szepnął Staszek,moja rodzina to Wielopolanie ze strony ojca i Ślązacy ze strony matki.Wujka wywieźli ruscy już po froncie od tak z łapanki na ulicy,zmarł na tyfus gdzieś tam w tajdze.Ciąg dalszy rozmowy przerwał Nadarzy,
-co tu robić,co tu robić,zabije mnie na dole i Danka zostanie sama.
-Znowu zaczynasz,przerwał mu krakus,
-Ale ona bydzie się dupczyć z innymi.
-Skończ i przejdź na inne myśli ciulu jeden,krakus potrząsał nim trzymając go za ramiona.Ty się powiesisz i co myślicz,że ona nie będzie się pierdolic jak będzie miała ochotę.Dopiero jej zrobisz prezent,pacanie.Poza tym nie wolno ci myśleć,że masz żonę kurwę.Spojrzał zaczerwienionymi oczami na Staszka po tym na krakusa i powoli poczłapał na swoją pryczę.




Rozdział czwarty

Zziębnięte postacie snuły się w kierunku przystanku kolejowego który był zwykłą wiatą postawioną w szczerym polu.Zbudowana przez Niemców na potrzeby transportu jeńców wojennych i robotników przymusowych którzy zmuszani byli do
pracy w wałbrzyskich kopalniach na rzecz tysiąc letniej rzeszy.
Jesteśmy ich następcami i w barakach i na kopalni przemknęło przez myśl Staszkowi .Ziąb prze nikał do szpiku kości.Zbici ciasno grzali się nawzajem oczekując przyjazdu pociągu.Po dłuższej chwili ukazała się mała rachityczna lokomotywa która ciągnęła za sobą cztery rozklekotane wagony pamiętające chyba czasy Hitlera.Jeździ tak jak jeździła dla Niemców,przemknęło mu przez myśl.zmieniła się zawartość wagonów,jeńców i więźniów zastąpili więźniowie PRL-u czyli bez zmian.Wsiadali do wagoników które chyba nigdy nie widziały miotły,sterty petów,papierów nie pozostawiały wątpliwości,że nikt tu nie dba o czystość.Znalazł miejsce siedzące tuż obok drzwi.Przedrzemać choć parę chwil to było jedyne marzenie.Usiłował naciągnąć czapkę głębiej na uszy gdy niespodziewanie stanął przed nim Heniek Borto ten który pomógł mu w pamiętnej nocy wypucować „stanowiska bojowe”-latryny w Boguszowie.
-Szukom cie aleś sie tak zadekowoł,że już straciyłech nadzieja.
.Cłowieku co z nami bydzie,błyszczące niezdrowym blaskiem oczy zdradzały przerażenie i największe napięcie.
-Chłopie to ja ciebie szukałem,jeszcze w tam tym ośrodku biegałem za tobą ale zniknąłeś jak kamfora.Przyznaj się Heniek w jakiej
jesteś kompani w jakim plutonie.
-Dyć razem z tobą Stasek,wczoraj ech cie uwidzioł.Cłowieku ale mnie gniecie w dołku,widzisz jo je zwyczajny do skowronka a niy do kreta a tukej straszom jakomś czornom dziurom.Cłowieku bydymy się trzymać razym,dej rynka.Kurczowo złapał go za dłoń i trzymał w swojej wilgotnej z emocji prawicy.Trwali tak przez dłuższą chwilę dodając sobie w milczeniu otuchy.
Jazda ciuchciom trwała kilkadziesiąt minut,parę zagubionych w lesie przystanków i wjazd na większą stację przeczytał napis
Wałbrzych i coś jeszcze ale zawiana białą czapą śniegu tablica nie pozwalała odczytać pełnej nazwy,jedno było pewne są w
obrębie miasta Wałbrzycha.Więc potwierdza się to co mówił mu spotkany w czasie jazdy kolega niedoszły ksiądzBędą pracować w kopalniach zagłębia wałbrzyskiego,bardzo niebezpiecznych i do tego gazowych.Powstaje pytanie skąd facet który wybierał się do seminarium miał takie wiadomości.Ciekawe jak sobie poradzi w tej
bardzo trudnej dla wszystkich sytuacji a dla studenta seminarium
szczególnie.
Było szaro i bardzo mroźnie gdy pierwszy raz wkraczali na teren kopalni.Spadzista dróżka wiodła ich wprost z nasypu kolejowego do bocznej niepozornej bramy pomyślanej chyba tylko do obsługi tego przystanku.Szli wśród starych zabudowań wykonanych z czerwonej cegły.Śnieg zdążył zamienić się w brudną papkę,zresztą wszystko było brudne,brudne ściany,brudne schody,brudne żarówki tlące się pod sufitem,brudne ławki wzdłuż ścian ,brudne szyby w oknach.Dwójkami wchodzili w czeluść ogromnego budynku który niczym szczególnym nie wyróżniał się od innych zabudowań.Nad drzwiami tabliczka wykonana z dykty z napisem Łaźnia.
Wprowadzono ich do dużego pomieszczenia przedzielonego metalową siatką na pół.Towarzyszący kapralowi cywil w białym hełmie oznajmił,że każdy otrzymuje dwa haki,jeden na czystą odzież drugi na roboczą następnie dostali polecenie przebrania się w odzież roboczą.
-Za waszymi plecami znajduje się łaźnia żeńska,kapral pokazał na białą ścianę wykonaną z dykty a pomalowaną na biało.Jak którego złapię na podglądaniu to postawię do raportu.Pamiętajcie
obowiązuje was przysięga wojskowa ale na czas pracy podlegacie
dozorowi górniczemu.Prywatnie to wam powiem,że na nad i podszybiach pracują kobiety,uważać bo to nie są żarty,jak ci fiut spuchnie znaczy się złapałeś paskudną chorobę.Przebrani
przechodzicie do następnego pomieszczenia tam czeka na was dozór kopalni od którego otrzymacie przydział do pracy.
Wykonane z drelichu ubranie robocze,gumowe buty,flanelowa koszula,onuce,hełm i rękawice,wszystko pachniało świerzością.
Przebrany przyjrzał się swojemu odbiciu w szybie,wtedy doszło do niego,że oto skończyły się żarty,w odbiciu szyby zobaczył zupełnie obcego faceta i to ma być on,elew szkoły podchorążych przyszły generał w oczach Steni.Rozpoczyna nowy rozdział życia według scenariusza napisanego przez władzę ludową,pytanie jaki będzie finał,czy przeżyje,czy da sobie radę.Miał złe przeczucie,że stanie się coś złego,że przebywanie w wiecznym mroku to nie dla
niego ale na razie musiał robić dokładnie to co robią inni,stanąć w kolejce do drugiego pomieszczenia i czekać co przyniesie los.
Czekanie przedłużało się więc postanowił wyjść przed budynek by zaczerpnąć świeżego powietrza.Mróz i mgła zapowiadały rychłe opady sniegu.Wszystko do diabła pogoda i jego nastrój dostroiły
się do siebie.O Steni musi zapomnieć nie chce żeby go widziała w takim stanie,jego herosa tam tych lat.Złapał się na tym,że znowu roztkliwia się nad sobą,romantyczny wieczór,kumkanie żab,koncert cykad i oni wtuleni w siebie pewni,że cały świat leży u ich stóp;on w galowym mundurze Stenia u jego boku.Masz generała pomyślał w gumowych butach i brązowym hełmie który czeka na decyzję gdzie będzie pracował.Należy patrzeć trzeźwo bez sentymentów nie roztkliwiać się nad sobą starać się pomóc losowi.Pytanie jak to zrobić.Jak najdalej od czwartego oddziału,to utkwiło mu w pamięci po pamiętnej awanturze Marczaka z kapitanem.
Krąg osób które tak jak on postanowiły czekać nie w dusznej łaźni lecz przed budynkiem powiększał się.Stał oparty o zimny mur i próbował nie myśleć o tym co stanie się za parę minut.Bezmyślnie obserwował jak grupa kilku żołnierzy upycha w kieszeniach roboczych bluz zmięte paczki papierosów i zapałek.Wiedział,że to jest zabronione a jednak nie zareagował.Zrobiło mu się zimno i postanowił wrócić do ciepłego pomieszczenia.Wykonał gwałtowny obrót i niespodziewanie wpadł na osobę dozoru.Zderzenie było na tyle silne,że osoba dozoru zachwiała się i pewnie by upadła
gdyby nie jego pomoc.Błyskawicznie złapał osobę dozoru za ramię i pomógł jej zachować równowagę.
-Przepraszam wyrzucił z siebie przerażony,że już pierwszego dnia podpadł osobie dozoru.
-Nic się nie stało,usłyszał kobiecy głos,podniósł głowę i zobaczył twarz młodej kobiety zupełnie nie podobnej do górnika.Duże bązowe oczy w obwódce gęstych rzęs,wąskie ładnie zrysowane usta i rząd białych zębów.Kobieta utwierdził się jak by niedowierzając faktom.Dalszy tok myśli przerwały głośne krzyki i wymyślania.
Okazało się,że dwóch żołnierzy usiłowało zapalić papierosa i momentalnie zostali zaatakowani przez grupę przechodzących górników.Zrobiło się zamieszanie, palacze zostali poddani kontroli osobistej.Jeszcze raz wszyscy zostali spędzeni do dużej hali gdzie ponownie zostali poinformowani,że metan to gaz który w odpowiednim stężeniu wybucha i stanowi śmiertelne zagrożenie dla całej załogi.Na koniec wszyscy poddani zostali szczegółowej kontroli osobistej.Pan w białym hełmie który przedstawił się jako naczelny inżynier rozpoczął podział pracy.Staszek stał w tłumie zupełnie zrezygnowany.Straszą i straszą,czy to nie wszystko jedno od czego zginie.Idiotyczne.Myśli kłębiły się w jego głowie,że oto tak czują się zwierzęta pędzone na rzeź,mają przecież bardzo czuły instynkt i pewnie wiedzą,że idą na śmierć a jednak idą.W brew
swojej woli idzieszA co by było gdyby solidarnie odmówili zjazdu?Co im zrobią?
-Stanisław Ptakowski,usłyszał swoje nazwisko.Przeżegnał się odruchowo.On jako pierwszy?przecież jego nazwisko nie rozpoczyna się na A czy B co jest grane.
Podniósł wzrok i zamarł,w grupie osób dozoru stała ona ta którą nie tak dawno potrącił.Więc to jej sprawka.Pierwsza myśl,że chyba podpadł ale już w następnej chwili rozum podpowiedział mu,że to absurd,niby skąd miała by znać jego nazwisko.Facet w białym hełmie wyczytywał kolejne nazwiska nie zważając na alfabet,więc
to nie zamach ani spisek na niego.Ulga.
-Panie Ptakowski zwrócił się ponownie do niego,będzie pan pracował na czwartym oddziele z dwoma doświadczonymi górnikami.Czarne koła przed oczami-mgła czwarty oddział
niemożliwe i to on jako pierwszy.Heinel jest pana przodowym,głos
brutalnie sprowadził go na ziemie.Mały zasuszony człowieczek podobny raczej do mumii ma być jego szefem.Czuł,że blednie,że pewnie wszyscy widzą jak mimo woli drżą mu łydki a ślina zasycha w gardle.To,że mały zasuszony człowieczek rozmawia z Nią panią w białym hełmie tylko utwierdzało go w przekonaniu,że to jednak spisek na jego życie.Potrącił Ją,pewnie bardzo ważną osobę na kopalni i teraz ma za swoje.Potulny jak baranek wylękniony jak bezpański pies człapał za swoim nowym kierownikiem oby niepodobnym do kaprala Marczaka.Przed pomieszczeniem na drzwiach którego wisiała kartka”Lampiarnia” przodowy przywitał się z facetem chudym jak on ale ciut wyższym.
-Das ist Willi,pokazał głową na stojącego und das ist Stani pokazał na Staszka.Wlli miał zapadnięte policzki suchotnika,wypłowiałe szaroniebieskie oczy i wąskie usta prawie bez warg.Staszek skinął głową,że rozumie co do niego mówią.Obaj uśmiechnęli się do niego jak by dodając mu otuchy.Zauważył,że kiedy się śmieją ich oczy nabierają ciepłego przyjaznego blasku.Może nie będzie tak źle,wyglądają na normalnych,ale swoją drogą facet w mundurze polskiego żołnierza z orzełkiem na czapce będzie wykonywał polecenia niemców. Można zwątpić.Czuł narastający strach przed tą chwilą która zbliżała się nieuchronnie.To jest ostatni dzień w jego życiu,ta myśl uczepiła się go i szła za nim krok w krok.Po co okazywać strach,odwoływał się do resztek rozsądku,a jednak rozbuchana wyobraźnia podsuwała mu czarne scenariusze wydarzeń.Heniek Borto,gdzie jest Heniek ze swoją prostą filozofią.
Prawie półświadomie odebrał lampę od ogromnej baby z prawie białymi włosami i czerwoną buzią,rozmawiała z jego niemcami w ich slangu nie zwracając uwagi na Staszka.Co to za dialkt myślał,
przecież jemu się wydaje,że zna niemiecki a tutaj ni w ząb. Pojedyncze słowa rozumie.Wili podszedł do niego i bez słowa
pomógł mu zawiesić akumulator na ramieniu a następnie wziął go pod ramię i poprowadził do pomieszczenia gdzie panował zgiełk.
Trzask metalowych drzwi,głos dzwonka mieszały się z szumem maszyny wyciągowej.Stał wpatrzony w przesuwającą się grubą linę od wytrzymałości której zależał los wszystkich tychludzi.Odczuwał zwierzęcy strach przed tym co go czeka a od czego nie ma ucieczki.
Więc to jest to pomieszczenie w którym znajduje się ta czarna dziura która od kilku dni nie daje mu spać.Stoi nad samą przepaścią i wie,że nie ma odwrotu,instynktownie próbował się ukryć za plecami chudych niemców,próbował się modlić ale żadne ze
znanych słów nie przychodziło mu do głowy.Zwykły zwierzęcy strach zdominował go totalnie.
-Cłowieku ale nos dopadli,spadnymy do tej dziury i bydzie po nos abo się śnurek urwie i dziepiyro bydzie po nos, za plecami stał Heniek Borto z chorobliwie błyszczącymi oczami,pewnie jak on szukał pocieszenia w bliskości kogoś komu można zaufać.
Staszek próbował podjąć rozmowę powiedzieć cokolwiek ale ucisk w gardle był tak duży,że nie pozwalał wypowiedzieć słowa.Z ulgą przyjął krzyk który odwrócił uwagę wszystkich.Ktoś z tyłu odmówił zjazdu i to zdecydowanie.Zaczęła się szarpanina.Facet leżał na podłodze z szeroko rozrzuconymi nogami i rękami a nad
nim stała gromada ludzi próbujących przemówić mu do rozsądku.Psychoza udzieliła się kolejnemu żołnierzowi który wszedł za jakąś starą szafę i zdecydowanie odmawiał wyjścia. Błyskawicznie znalazł się oddział uzbrojonych
strażników który siłą wyprowadził odmawiających zjazdu żołnierzy.Cel był jeden nie dopuścić do zbiorowej psychozy która łatwo mogła się przeobrazić w bunt.
-Chłopaki nie pękajta ,odezwał się któryś z cywilnych górników , przyzwyczita się to nie będzieta chcieli wyjeżdżać na powierzchnię. No powiedz Rita jak tam jest zwrócił się do młodej kobiety która siedziała pod ścianą.No powiedz źle ci jest jak z Zenkiem Nielabą ściskacie się między wózkami?Głośny śmiech rozładował napiętą atmosferę.Byli przemieszani ze starą załogą co wyraźnie łagodziło emocje.
-Cłowieku ciynżko,odezwał się Borto,śnurek się urwie i bydzie po nos.
-Co ty pierdolisz,stojący obok cywil słyszał narzekanie Heńka.Ten sznurek chłopie to jest stalowa lina która wytrzymuje nie takie ciężary jak ty kmiocie.Lina się pod nim urwie!śnurek,ciemnota jedna.Heniek Borto stał jak skarcony młody psiak.
-Nie łam się Heniek,Staszek próbował dodać mu otuchy,pracujesz z polakami masz z kim rozmawiać a ja mam dwóch niemców możesz to sobie wyobrazić,gadają takim dialektem jak byś słuchał francuza.
-nie narzekaj,odezwał się stojący obok nich cywil,to są najlepsi fachowcy na tej kopalni,ty nie słuchaj co oni gadają tylko patrz co i jak robią a włos ci z głowy nie spadnie.Du Heinel,zwrócił się do niemca łamną niemczyzną,ten nowy ma stracha.Heinel i Willi zareagowali równocześnie,
-Gut keine angst Kamerade (dobrze nie bój się przyjacielu)
-ich ferschte deutsch (ja rozumiem niemiecki)odezwał się Staszek,
-ja prima ales gut odpowiedział Heinel(wszystko w porządku)
-ni ma życio cłowieku,Borto plótł pod nosem swoją litanię,skowronki cłowieka budziyły a tukej mos dziura w ziymi.Ni ma życio.Na wiotkich nogach popychany przez otaczających go górników wchodził po raz pierwszy do klatki.Trzask zamykanej metalowej zasuwy,przesuwająca się przed oczami siatka i zupełna ciemność.Razem z nimi do klatki weszła inna grupa górników,ze śmiechu i pisku wnosił,że były tam kobiety.Nagle poczuł,że podłoga osuwa mu się spod nóg a żołądek podchodzi do gardła.
Ruszyli.
-Zabieraj łapę,głos jakiejś kobiety tusz nad jego uchem przeraził go nie na żarty,Ewa pomóż bo ten skurwesyn pcha swoje łapska....Czuje,że któryś z niemców ściska go za ramię i szepcze na ucho-ales gut nur ruig Stani.Rozpędzona klatka wyraźnie zwalniała by w końcu stanąć.Trzask otwieranej zasuwy odsuwana krata
i nagle został wypchnięty z klatki przez wściekłą kobietę.Nie wiedział czy okładała chłopów na poważnie czy tylko udawała,że stała jej się krzywda fakt,że wszystko utonęło w rubasznych żartach i śmiechu górników.Heinel i Willi zupełnie nie reagowali na incydent widać oswojeni z podobnymi sytuacjami.
Postali chwilę po rozglądali się po podszybiu i skinęli głowami w stronę Staszka,że idą.Weszli w oświetlony szeroki chodnik,w pewnej chwili Willi zatrzymał się i pokazał Staszkowi jak się zakłada lampę na hełm,następnie sprawdził czy prawidłowo nosi akumulator skinął,że wszystko jest w porządku i ruszył za Heinelem który szedł nie zwracając na nich uwagi.Więc to jest kopalnia która wywołała tyle emocji hm,czarna dziura to winda
szeroka dobrze oświetlona droga,tor na pociągi,światło elektryczne
,telefony duży ruch ludzi,ba nawet kobiety.Jeżeli tak pozostanie to nie jest tak źle.Szli bardzo długo na jego wyczucie uszli chyba kilka kilometrów gdy nagle idący na czele Heinel skręcił gwałtownie w bok.Weszli w wąski nieoświetlony chodnik.Koniec bajki no no pomyślał włączając lampę na hełmie,rzeczywiście wszystko zmieniło się diametralnie teraz strop podparty był nie metalową obudową lecz grubymi drewnianymi stemplami a droga pięła się co raz bardziej w górę.Po następnych kilkuset metrach chodnik stopniowo się zwężał,obniżał i stawał się bardzo stromy.Heinel
odwrócił się i pokazał ręką na głowę,domyślił się,że ma uważać bo można sobie nabić guza.To staje się naprawdę niebezpieczne uznał gdy mimo ostrożności uderzył głową w coś wystającego ze stropu,bez hełmu ani rusz,następnym spostrzeżeniem był stale wzrastający z każdym krokiem przeciąg.Wiało tak silnie,że odnosił takie wrażenie jakby siedział w kominie.Więc kopalnia to nie tylko jasno oświetlone podszybia i szerokie trakty komunikacyjne z telefonami i wnękami to również takie miejsca jak te którym wypada mu teraz iść-strome,ciasne,wilgotne i ciemne a do tego zimno które mimo wysiłku przenika do szpiku kości.Jak długo można iść w takich warunkach on wyraźnie czuje zmęczenie a jego dwaj przewodnicy wspinają się co raz wyżej i wyżej,chude to jak zasuszona nać a silni są jak osły pociągowe.Przecież tak można przechodzić całą dniówkę a kiedy w końcu będą skrobać węgiel
którego na dobrą sprawę jeszcze nie widział.Bolały go nogi,a od stałego pochylania czuł drętwiejący kręgosłup i stale musiał pamiętać o tym,że każde podniesienie głowy to stuk hełmem o strop i kilka gwiazdek przed oczami.Był do tego stopnia
nie tyle zmęczony co zmaltretowany,że gotów był poprosić
niemców o chwilę przerwy gdy niespodziewanie Heinel a za nim Willi zniknęli w jakimś załomie skalnym.Stał przed czymś co wyglądało na szczelinę ,jakąś szparę w skale.Niemcy bez słowa położyli się na spągu i wślizgnęli się w coś co zupełnie nie przypominało miejsca do wykonywania jakichkolwiek czynności ludzkich.Willi zanim zniknął odwrócił się do niego i ręką pokazał,że jest dobrze.Chciał iść ich śladem,położył się
spojrzał w szczelinę oświetloną światłem własnej lampy i zdębiał,przecież tutaj niemożna przejść,może takie pchły jak niemcy ale on?Rozszerzająca się szczelina była tak niska,że można się było poruszać wyłącznie czołganiem a do tego po kilku
metrach droga zamieniała się w prawie pionową ścianę.Przecież to jest przejście dla grotołazów,pomyślał podparty nogą o potężny stempel.Po raz pierwszy w życiu poznał co to jest strach przed ciasną zamkniętą przestrzenią,klaustrofobia?on? nie to niemożliwe,niech to szlag trafi nie pójdzie dalej i już niech
go aresztują za odmowę wykonania rozkazu,proszę bardzo;cela w kiblu na pewno jest przestronniejsza niż ta zasrana szpara w skale.
-Heinel,Willi krzyczał w bezsilnej złości,albo udają,że nie słyszą albo mają go w dupie.Kiedy odległość pomiędzy nimi zwiększyła się do tego stopnia,że przestał słyszeć ich posapywania zrozumiał,że opór nie ma żadnego sensu.Jest sam w tej dziurze ,lampa na głowie daje tyle światła co kot na płakał,sam nie trafi pod szyb więc co mu pozostaje .Stać w tym piekielnym przeciągu i czekać na zmiłowanie,musi dojść do niemców,koniecznie musi do nich dojść.Niech się dzieje co chce musi dojść tych zapiepszonych germańców.Strach kazał mu się śpieszyć ale jak parę razy
uderzył głową w strop zrozumiał,że samym pośpiechem niewiele wskóra.Szedł z pełną determinacją,zapierał się o wilgotne stemple i prosił Pana Boga by pozwolił mu dojść tych dwóch chudych sukinsynów którzy nie mają żadnych względów dla takich jak on,facetów widzących pierwszy raz dół kopalni.Doszło do niego,że tutaj w tym nieprzyjaznym środowisku kilkaset metrów pod ziemią jest niczym,potęga natury jest tak ogromna,że wystarczy jeden oderwany od stropu kamyk by zrobił z niego tłustą plamę.Modlił się i równocześnie nienawidził;nienawidził tych wszystkich drani którzy z portretów zawieszonych w klasach szkolnych dobrotliwie
spoglądają obiecując raj na ziemi.W imię potępieńczych ideologi potrafią skazywać na degradacje całe grupy społeczne,potrafią mordować najlepszych a równocześnie z ojcowskim uśmiechem przyjmować dożynkowy bochen chleba.Zwykły zwierzęcy strach wyzwalał w nim niespotykaną agresję.
-Dlaczego ci zasrani germańcy tak uciekają i zostawiają go na pastwę losu.Specjalnie chcą go udupić zagonić na śmierć.Mszczą się na Polakach za przegrana wojnę,chude SS-many,
-”ojcze nasz który jesteś w niebie”,ten Heinel wygląda na faszystowską szychꔜwięć się imię twoje”ten drugi też nie jest lepszy zapiepszony Adolf.
-przyjdź królestwo twoje”nie pozwól by mnie zgnoili te parszywce,już lepiej samemu skończyć ze sobą będzie honorowo,”bądź wola twoja jako w niebie tak i na ziemi”ale jak to zrobić,kilofem uderzyć się w łeb to nie jest takie proste.Czuje,że jest totalnie mokry i nie wie czy to pot czy lejąca się ze stropu woda w może to strach skrapla się i zalewa mu twarz.Nagle olśnienie,jest sposób by skończyć ze sobą,dopadnie tych dwóch zasuszonych faszystów rzuci się na nich i zmusi by w obronie własnej zabili go,po prostu zabili.Łzy jak grochy spływały mu po policzkach żłobiąc głębokie bruzdy na brudnej twarzy i nie były to łzy strachu ani bólu były to łzy bezsilnej złości na komunistów,na niemców na cały świat..Karkołomny odcinek skończył się ;niska na kilkadziesiąt centymetrów ściana do tego prawie pionowa raptownie przeszła w
chodnik poziomy wysoki na tyle,że pozwalał wyprostować skostniały kręgosłup.Usiadł oparty plecami o stempel obudowy. Piskliwy dźwięk który wydobywał się z jego zasuszonej krtani miał być westchnieniem ulgi.W skromnym świetle swojej latarki zobaczył katastroficzny krajobraz:pogięte na szczapy potężne stemple,część przenośnika zasypanego węglem i dochodzący gdzieś z górotworu odgłos pękających skał i ciche popiskiwanie stempli które próbowały stawić czoło potężnym siłom które napierały na nie z góry.Dla niego była to apokalipsa.
-Sehr gut Stani,sehr gut,obaj niemcy siedzieli na potężnej bryle węgla i szczerzyli resztki zębów w przyjacielskim uśmiechu.
Ogromne uczucie ulgi,że już nie jest sam,że są obok.
-Jak na pierwszy raz zachowałeś się bardzo dobrze,Heinel mówił językiem niemieckim zrozumiałym dla niego,na tym upadzie wielu albo spadało albo robili strajk,nie chcieli iść dalej .
W czasie wojny,kontynuował Heinel pracowali tu -kriegesgefangene(jeńcy wojenni)
francuzi i oni zrobili „selbsmord”(samobójstwo);włożyli głowy pod taśmociąg(eine sekunde und schlus)-sekunda i koniec.
O czym oni gadają,zastanawiał się spoglądając na nich spod łba.
Czytają w jego myślach a może zdradza go jego mina.Widać są sposoby by skończyć ze sobą,francuzi je znaleźli.No dobra ale go pochwalili,zdał egzamin,kurtuazja czy rzeczywiście ta upadowa to test, przecież miał się na nich rzucić sprowokować do samoobrony a tutaj uśmiechy,przyjazne gesty...Boże gdyby znali jego myśli jeszcze sprzed kilku minut pewnie nie byli by tacy przyjaźni.
-Stani,Heinel przerwał milczenie,idziemy usuwać skutki zawału,
znowu mówił poprawnym językiem który Staszek rozumiał.
-Będzie bardzo niebezpiecznie, to nie jest robota dla takiego jak ty,oni mają tu,pokazał na czoło.Pierwszy raz w kopalni i do zawału,kręcił głową.Posłuchaj Stani zostaniesz tutaj i będziesz czyścił zasypany przenośnik,pamiętaj pogroził mu palcem nigdzie nie chodź na boki,wszędzie jest„geferlich”(niebezpiecznie).Są takie miejsca,mówił powoli i dobierał słowa któreStaszek rozumiał,że jak tam wejdziesz jesteś natychmiast nieżywy”keine luft”.
Każdy z nich powierzył mu swoje śniadanie z przykazaniem,że ma je pilnować przed „Rate”(szczurami) a kiedy zobaczyli zdziwienie w jego oczach dodali w formie wyjaśnienia”keine angst Stani,Rate ist ein gute freund fon uns”-nie bój się Staszku szczur to nasz dobry przyjaciel.Postali chwilę i w końcu zniknęli w ciemnościach.
Przez parę chwil widział błyski ich lamp ,słyszał człapanie butów w końcu nastała ciemność i absolutna cisza przerywana od czasu do czasu stukiem spadających kropel wody.Po raz pierwszy spotkał się z czernią ciemności która robiła wrażenie jednolitej masy takiej którą można dotknąć i krajać nożem.Tak wygląda niebyt,pomyślał gdy nagle trzask podobny do wystrzału poderwał go na nogi.
Odruchowo odskoczył w bok pewny,że wszystko wali mu się na głowę ale nic takiego się nie stało jedynie pisk szczura dowodził,że i on przestraszył się niespodziewanego stęknięcia stempla.
Nie zdążył usiąść gdy kolejny trzask poderwał go na nogi,chciał wstać lecz uderzenie głową w strop jak potężna kontra pięściarska posadziło go na ziemi.Chodnik jest za niski na jego
wzrost myślał zdejmując hełm i rozcierając obolałą głowę.
Położenie w jakim się znalazł stawało się nieznośne,strach
paraliżował mięśnie,osaczał mózg pajęczyną nie powiązanych z sobą myśli.Z dużym opóźnieniem dotarło do niego,że to nie tylko
strach powoduje dreszcze lecz zwykłe zimno które przenika do szpiku kości.Cholerny przeciąg przedmucha ubranie i jedynym ratunkiem przed nim jest ruch a w tym przypadku praca.Powierzone mu porcje chleba wsunął w szczelinę pomiędzy calizną skały a stemplem przekonany,że szczury je nie znajdą.Zabrał się do pracy.
Przenośnik przysypany zwałami czarnego tłustego węgla,centymetr po centymetrze odsłaniał stalową konstrukcję taśmociągu.Duże bryły węgla brał do ręki i odrzucał na bok drobne przerzucał łopatą.Lampa zawiewszona na hełmie zawężała pole widzenia do
konkretnej grudy która miała trafić na łopatę.Jak można kazać ludziom pracować w takich ciemnościach,on czuje się jak koń na wyścigach któremu założono klapy na oczy by widział wyłącznie cel-metę;no i zrobili z niego chabetę,klapy na oczy zastępuje latarka na hełmie która wyznacza mu cel.Wszystko co robił było dla niego
niezwyczajne i pozycja ciała i przerzucane ciężary i ciemność i permanentne zagrożenie życia.Stopniowo ukazywały się poszczególne fragmenty maszyny której przed tym nigdy nie widział, maszyny która przypominała surrealistycznego węża.By go zobaczyć w całości należało jeszcze przerzucić ogromne ilości węgla.Ruch dawał ciepło więc chcąc nie chcąc musiał pracować intensywnie.Monotonia i ciemność skutecznie pozbawiły go poczucia czasu,nie wie jak długo pracował w końcu głód i zmęczenie wzięły górę,postanowił odpocząć i zjeść pajdę chleba z plastrem boczku.Kiedy sięgnął po zawiniątko z drugim śniadaniem stwierdził,że chleb zniknął,wyparował.Zdziwiony rozejrzał się i w świetle lampy zobaczył dwa świecące ślepia.Śiedział na kawałku deski i bez lęku obserwował jego ruchy.Oswojony,pomyślał
widząc,że zwierze zupełnie ignoruje jego obecność.Upłynęło zaledwie parę chwil a chłód znowu dawał mu się we znaki.Chcesz żeby ci było ciepło proszę bardzo łap za łopatę no i ruszaj się żwawo.Wykombinował,że będzie pracował ekonomicznie znaczy tyle żeby mu było ciepło ale wnet się przekonał,że należy zdrowo machać łopatą aby to ciepło zachować.W końcu zagubił się w tej swojej ekonomi rzucał i rzucał i nie wiadomo czy zrobił dużo czy mało czy upłynęła minuta godzina czy cała wieczność.Absolutna ciemność ma to do siebie,że zaciera poczucie czasu,po prostu trwasz w czymś co jest czarne i absolutnie obojętne.Geniusze okrucieństwa zmusić ludzi by wbrew swojej woli robili to co im każesz.To zemsta i rozkosz schizofreników bękartów ordy tatarskiej zarażonych okrucieństwem Dżingishana.Pomyśleć,że taki system który jest zaprzeczeniem demokracji mieni się być ustrojem
sprawiedliwości i znalazł w Polsce tylu sługusów,przecież wiedzą,że to totalitaryzm w skrajnym wydaniu a jednak dla kariery gotowi są zaprzedać się diabłu.Machał łopatą i prowadził ten dialog sam stawiając pytania i szukając na nie odpowiedzi.
Cały ja pomyślał,bez filozofowania ani rusz.Nagle całkiem niespodziewanie jego uwagę zwróciły dwa ledwo widoczne światełka.Strach, co to może być,wybujała wyobraźnia podpowiadała postać Skarbka którego znał ze szkolnej literatury Gustawa Morcinka.Całą siłą woli zmusił się do racjonalnego myślenia,jaki Skarbek,jakie duchy jeżeli nie duchy to kto?Heinel i Wili przecież rozstali się nie tak dawno,znowu poczuł dziwny ucisk w dołku i dławienie w gardle,jednak się boi.Kurna chata to chyba
jednak są niemcy,głęboka ulga prawie radość,że to jednak swoi jacy by nie byli faszyści czy komuniści ale w tej chwili swoi.Pierwszy z czarnej otchłani wynurzył się Willi kilka metrów za nim człapał Heinel.Wynurzyli się jak duchy trochę nierealni w tej swojej chudości i milczeniu.Bez słowa usiedli na wykopanych spod przenośnika resztkach stempla.
-No Stani „friihstiick”-śniadanie,odezwał się Heinel.Więc to jednak upłynęło sporo czasu skoro meldują się na śniadanie.Ich twarze pokryte były grubą warstwą tłustego czarnego pyłu upodabniając ich do diabłów,takich samych jakie towarzyszyły świętemu Mikołajowi.Bez słowa podał im ich pajdy chleba zapakowane w blaszanych puszkach.
-'Und wo ist dein brot⁻gdzie jest twój chleb,zapytał Willi,Staszek wzruszył ramionam na znak,że nie wie.
-”Rate das ist ein ast”-szczur to jest łobuz,dodał Willi.Domyślili się,że to sprawka szczurów więc każdy jak na komendę podał mu kromkę swojego chleba,czarnego chleba posmarowanego smalcem i obłożonego grubymi plastrami cebuli.Zawachał się czy przyjąć chleb od tych których nie tak dawno temu nazywał faszystami.
Heinel jak by wyczuł jego myśli ale jednak trwał z wyciągniętą ręką.
-Brot ist brot egal ob Deutsche oder Polnische⁻chleb to chleb obojętnie niemiecki czy polski.Przyjął podane mu kromki i jadł razem z nimi popijając czarną kawą z butelki po piwie.
-”Stani du bist keine arbeite”-Staszek ty nie jesteś robotnikiem,Heinel mówił to beznamiętnie żując chleb.Mam syna w twoim wieku,kontynuował,mieszka w „BundesRepublik”też jest beamte-urzędnik.To nie jest dobrze kiedy takim każą pracować
w kopalni,sylabizował każde słowo uważając by nie wpaść w slang.Ja uczyłem się górnictwa od ojca i dziadka ,a ty czego się uczyłeś?
-Mnie powołali do wojska,dostałem rozkaz i muszę pracować
odpowiedział poprawnie po niemiecku.Mnie się nikt nie pytał czy chcę być górnikiem,ja chciałem studiować „Hochschule”ale władza powiedziała „nein”ty będziesz górnikiem.
-”Meine mutter war oberschleserin”,zamyślił się i na moment przestał żuć swoją pajdę chleba. Na ja na ja kiwał głową.
-Dużo was tutaj jest niemców,zmienił temat rozmowy nie chcąc opowiadać o sobie.
-Było dużo,Heinel mówił spoglądając w czarną otchłań chodnika jak by tam szukał obrazu tego co się tutaj wydarzyło po wkroczeniu rosjan.Dla nas Śląsk to nasza ojczyzna,tutaj zawsze mieszkaliśmy i żyli,nie znaliśmy niczego innego;wielu było komunistów antyfaszystów,czekali na ruskich z nadzieją,że przyjdą i przyniosą im wolność i równość.W czasie wojny to tutaj pracowali jeńcy z całego świata:anglicy,francuzi,rosjanie byli polacy a nawet amerykanie mieszkali w tych lagrach w których ty teraz mieszkasz.Pamiętam,że ojciec zawsze brał do pracy więcej chleba by go rozdać głodnym.Tak było Stani,Heinel starannie składał białe płótno w które był zawinięty chleb za nim trafił do metalowej puszki która chroniła go przed szczurami.Kłamie czy mówi prawdę,ciągle był nieprzekonany do obu niemców.Pamięta
wiwatujące tłumy,fety sztandarowe ubranych w czarne krótkie sztruksowe spodnie młodzieńców w białych podkolanówkach.
Fanfary,marsze,wiwaty.Ktoś ten tłum tworzył pewnie nie tacy jak Heinel i Willi ale jednak.
-Stani jesteś podobny do mojego syna,Willi przerwał mu jego myśli.Uciekł z transportu na syberię,miał 15lat i bardzo nie lubił Hitlerjugend a ruscy zabrali go z ulicy,nawet się nie pożegnał.
Zniknął jak kamfora.Po latach przysłał nam wiadomość jak przy pomocy dobrych ludzi uciekł z transportu.Teraz mieszka w Kolni wiedzie mu się dobrze.Ja ja...niewidzące oczy zapatrzone gdzieś w czerń.Przekorna myśl podsuwa Staszkowi obraz młodej ukrainki która służyła u rodziny niemieckiej,traktowali ją jak córkę pozwalali na wszystko,bali się innych niemców więc pod osłoną ciemności papa Segert zabierał Marusię na spacer.To też byli niemcy.Ufni nie bali się rosjan,pozostali razem z Marusią czekając na front.Zapłacili straszną cenę.Papa Segert został rozstrzelany na schodach mieszkania i przez parę tygodni leżał zamarznięty na kość,naiwnie dobrotliwa pani Margot żona papy Segerta została
kilkakrotnie zgwałcona i zastrzelona w kuchni,najgorszy los spotkał Marusię którą potraktowano jako zdrajcę;wielokrotnie zgwałcona
naga bez odzienia została porzucona przed domem do tego straszliwie okaleczona z wystającymi z narządów rodnych
drutami, gwoździami.Konała na dwudziestostopniowym mrozie.Cała trójka została pochowana przez sąsiadów dopiero po przejściu frontu i ustąpieniu mrozów.Gdzie jest prawda a gdzie
fałsz i propaganda o zbrodniach jednych i drugich.Przecież ojciec Staszka powstaniec wielkopolski i ochotnik w wojnie bolszewickiej przeżył dzięki zaprzyjaźnionej rodzinie niemieckiej.Więc?
-Stani to dobrze,że mówisz po niemiecku można po rozmawiać jak człowiek z człowiekiem,Heinel uśmiechnął się do niego pokazując parę ostatnich zębów co nadawało jego czarnej od węgla twarzy upiorny wygląd.Pamiętaj my z Willim„keine faschisten”-żadni faszyści,mówił to jak by odgadując wątpliwości Staszka.
-Ja tak nie myślę,powiedział Staszek kłamiąc w żywe oczy,bo jeszcze przed paroma godzinami chciał się na nich rzucić widząc w nich czarnych SS-manów.
-My teraz jesteśmy nie pewni jutra,dodał Willi,wielu emigrantów z Francji,Belgii a nawet Polacy nazywa nas faszystami.Ciężko tak żyć
-No ja dosyć tej gadki Willi i Heinel wstali i poprawiali akumulatory zawieszone na pasach.Idziemy dokończyć robotę ty Stani pójdziesz za nami,powoli musisz poznać nowy zawód,poza tym będzie ci raźniej.Domyśla się,że się boję przemknęła mu myśl,pewnie strach mam wypisany na twarzy.Swoją drogą to skromni porządni ludzie skoro tak dbają o mnie,a jeszcze nie tak dawno temu obrzucałem ich w myślach najgorszymi przezwiskami.Ostrożnie z sądami.W końcu jestem na ich łasce,sam zginę w tych zasranych czeluściach.
Powoli człapał idąc śladem Willego z ogromną łopatą zwaną „sercówą” trzymaną w ręku.Z każdym krokiem zanurzali się w coś co przypominało raczej czeluść piekła niż stanowisko pracy, poskręcane fragmenty żelastwa które pewnie było konstrukcją
jakiegoś urządzenia,wystające spod zwałów węgla połamane deski,drzazgi poskręcanych stempli.Wiedział że wkoło czai się niebezpieczeństwo.Trzask podobny do grzmotu i odpowiedź podobna do wystrzału armatniego były potwierdzeniem że się nie myli.Odruchowo odskoczył w bok wykonując jakieś wygibasy akrobatyczne by schronić się za grubym stemplemJego przerażenie osiągnęło szczyt gdy stempel miast go chronić sam zaczął piszczeć i skręcać się jak zapałka.Zgłupiał zupełnie i wtedy poczuł,że czyjaś ręka silnie łapie go za ramię i ciągnie do tyłu.
-Jest bardzo niebezpiecznie,Willi mówił powoli i bardzo wyraźnie tak jak mama gdy uczy dziecko pierwszych wyrazów.Gdzieś z przodu dał się słyszeć łoskot spadających
skał.Niemcy mówili między sobą w niezrozumiałym dialekcie, mówili i stale obserwowali zachowanie górotworu systematycznie wycofując się krok po kroku.W pewnym momencie zatrzymali się.
Heinel szeptał coś pod nosem a Willi potakiwał głową z największą uwagą obserwując strop.
-”Kom”-chodź,Willi trącił go w ramię i pokazał na wnękę wykonaną w kamieniu.
Pracujemy przy usuwaniu skutków zawału,mówił powoli tak by zrozumiał każde słowo.Stani ty dzisiaj nie rób nic,to nie jest robota dla ciebie tu potrzebne jest duże doświadczenie górnicze,siedź i nie wychylaj nosa a w razie katastrofy wycofaj się tym chodnikiem do końca przenośnika po tym skręcisz w prawo i pójdziesz tak
długo aż zobaczysz światło.Tam będą ludzie.”Keine angst”-bez strachu.Czekaj na nas kiwnął ręką i zniknął w ciemnościach.
Samotność i bezczynność w tych warunkach to nic przyjemnego,już lepiej było czyścić zasypany przenośnik niż ślęczeć w tej dziurze i marznąć.Dla nieobytego z górnictwem kakofonia dźwięków które dochodziły ze wszystkich stron była przerażająca,Skowyt przeciążonego stempla,mieszał się z pomrukiem górotworu który
szukał ujścia dla nagromadzonej nim energii,do tego dochodziły nierytmiczne odgłosy spadających kamieni i brył węglowych.
Skulony jak mysz w norce czekał skracając czas filozofowaniem na przeróżne tematy,co było zgodne z jego naturą.Swoją drogą strach przed czwartym oddziałem kaprala Marczaka był całkowicie
uzasadniony,trudno wyobrazić sobie bardziej niebezpieczne warunki i to prawie jemu przypadło pracować na tym oddziele który był straszakiem dla wszystkich.Przypadek to czy zamierzona decyzja,że to właśnie jemu przypadło poznawać urokitego katorżniczego oddziału.Szczęście,że za przewodników ma dwóch poczciwych niemców.Sami wiedzeni zwykłą ludzką mądrością odsunęli go od wykonywania pracy bardzo niebezpiecznej na której kompletnie się nie znał.Ciekawe o czym rozmawiali na podziale z tą panią sztygar u której tak podpadł.Pewnie to ona skazała go na czwarty oddział,babska zemsta.Cokolwiek by im nie kazała to oni na pewno są dla niego wyrozumiali a nawet przyjaźni,ba chronią go przed niebezpieczeństwem jak własnego syna.Swoją drogą kobieta uwzięła się na niego,pamięta te wpatrzone w niego oczy.Takiego spojrzenia nie zapomina się tak szybko.Kolejne mruknięcie
górotworu przerwało te jego spiskowe myśli.Postanowił za radą Willego wycofać się chodnikiem lecz po namyśle porzucił tę myśl.Przecież oni są gdzieś w pobliżu i chyba nie będą ryzykować życia.Usiadł z powrotem i poddał się myślą które same rodziły się w jego głowie'
-a jeżeli nagle wszystko runie i zwali mu się na głowę,kto go będzie opłakiwał,matka,ojciec,rodzeństwo dla reszty pewnie przestał już istnieć,zresztą on jest również nie bez winy nie pisze listów nawet nie myśli o bliskich.Coś się z nim stało ostatnimi czasy,że nawet nie wspomina rodziny,Stenia odpłynęła gdzieś daleko nierealna,obca.
Czy to możliwe,że jeszcze nie tak dawno był wśród nich,żył zupełnie innym życiem.Może ambicja nie pozwala mu przyznać się przed najbliższymi do porażki do tego,że został zdegradowany do obywatela kategorii C.Oddalił się w inny wymiar do tamtego
lepiej nie wracać,zacząć życie od nowa wśród ludzi dla których jego obecny status nie będzie kontestowany.Z drugiej strony czy można tak sobie przekreślić przeszłość.Pewnie to nastrój tej czarnej czeluści która ogarnęła go swoją potęgą i wnika do jego
podświadomości podsuwając przekontrastowany obraz świata pełnego elegancji,tańca śpiewu,muzyki który teraz wydaje mu się banalnym landrynkowatym.Czy ktoś kiedyś da mu wiarę,jeżeli oczywiście przeżyje,że istnieje coś takiego jak stara poniemiecka
kopalnia w której wydobywa się węgiel z pokładów nachylonych prawie pionowo do tego grubych na kilkadziesiąt centymetrów gdzie na plecy leje się woda ze skał sączy się gaz i gdzie ciśnienie skał miażdży potężne stemple jak zapałki.Kto da ci wiarę,że
to naprawdę było,że władza która nazwała siebie ludową wolą dobrodusznie uśmiechniętego Bieruta i syna warszawskiego kolejarza Konstantina Rokosowskiego zmusza młodych polaków do katorżniczej pracy karząc im wierzyć,że są żołnierzami.
-”Na Stani sind wir da”-Staszku to jesteśmy,przed nim stał Heinel z oskardem w jednej ręce i łopatą w drugiej.”Das genikt wir hoite”-wystarczy na dzisiaj.Pomyślał,że to przecież niemożliwe ,przecież ledwo co poszli pracować,przed chwilą jedli śniadania,widać jego podszyte strachem filozofowanie było bardzo czasochłonne.
W tych ciemnościach sekunda czy godzina to prawie to samo.Tym razem wracali inną drogą,która biegła wzdłuż zasypanego
przenośnika,była szersza i wyższa przez co wygodniejsza i mniej męcząca.Szli bardzo długo,Staszkowi zdawało się,że w ogóle to więcej chodzili niż pracowali.W końcu doszli do stacji zwrotnej innego przenośnika który biegł w innym kierunku do ich chodnika.Niespodziewanie spod żelastwa pokazał się chełm a
następnie czarna od węgla twarz górnika.
-”Gliick auf”-Szczęść Boże pozdrowili niemcy;serwus Szczęść Boże odpowiedział napotkany górnik.Przeszli obok gdy polak krzyknął za nimi,
-Heinel widzę,że masz przychówek,chyba nie z Willim jest za kościsty,rechotał ze swojego dowcipu.Uszli kolejny kilometr i dopiero weszli w znajomy chodnik z torami dla kolejki z
lampami rozwieszonymi w równych odstępach.Po kolejnych minutach weszli w ścisły obręb podszybia.Więcej światła,liczne rozjazdy nie pozostawiały wątpliwości,że są prawie u celu.
-Mamy trochę czasu poczekamy tutaj Heinel wszedł we wnękę narzędziową.Tam jest dużo ludzi,czekają na windę „viel frauen mit bewegte vergangen heit bewegte ja ja”
-dużo kobiet ze złą przeszłością.Usiedli na prymitywnej zbitej z niecheblowanych desek ławce,Staszek usiadł z boku na brudnym od oleju klocku.W panującym półmroku wszyscy upodobnili się do kościotrupów.Zapadnięte policzki głęboko osadzone oczy połyskujące białkami i długie ręce z kościstymi palcami.
-Napij się,Willi podał mu butelkę po piwie napełnioną czarną niesłodzoną kawą zbożową.Jutro przyniosę ci butelkę po piwie,musisz pobrać kawę i dużo pić.Od jutra będziesz już pracował z nami,pamiętaj robota na kolanach kosztuje dużo potu.
Musisz dużo pić.Znowu w nieszczęściu dopisało mu szczęście,trafił na dwóch bardzo doświadczonych górników którzy na dodatek naprawdę troszczyli się o niego.
-No to nauczysz się nowego fachu,do rozmowy wtrącił się Heinel, wszystko czego człowiek się nauczy może się przydać tylko
pamiętaj Stani ty jesteś „schtift-uczeń i niech ci się nie wydaje,że po paru dniach będziesz górnik.Powinni was wpierw uczyć a nie posyłać do zawału,oni mają tu,pokazał na głowę.Po malutku krok po kroku nic nie rób na własną rękę i zawsze bądź blisko nas,uśmiechnął się przyjaźnie.Razem z Willim mamy cię pilnować.
-Mnie pilnować?co ty,kto wam kazał powiedz prawdę.
-”Keine angst”Stani,uśmiechnął się tajemniczo.Ty jesteś ślązak a my pokazał na Willego jesteśmy dolnoślązaki.
-Jakie z was są ślązaki oburzył się nie na żarty,jednego słowa nie znasz polskiego nawet gwary śląskiej nie znasz.Jesteście niemcy.
-Stani czy Ślązaki muszą być polakami,nasze familie od zawsze mieszkają na Śląsku i nikt się nie pytał Polak czy Niemiec,jak setki lat gdzieś mieszkasz to jesteś obywatelem tego kraju no nie?Moja”Grosmutter”-babcia mówiła,że kiedyś byli tutaj
Czesi ale o Polakach usłyszałem dopiero po wojnie.
-Ciekawe,że na Górnym Śląsku prości ludzie zachowali gwarę a gwara jest na pewno dialektem mowy polskiej,Staszek nie dawał za wygraną.
-Ja tam nie wiem jak to jest z tą mową,do rozmowy wtrącił się Willi,jak cała familia od wieków mieszka na Śląsku to uważa się za Ślązaków.Jak po wojnie przyszli Polacy to uznali,że Śląsk jest Polski ale ludzie którzy tutaj żyją od wieków nie są Ślązakami.
Pewnie kiedyś się dogadali Niemieccy i Polscy panowie a prostych ludzi nie pytali o zdanie.
-Dosyć polityki,Heinel był wyraźnie niezadowolony z przebiegu rozmowy.My mamy fedrować węgiel i za to nam płacą poza tym mamy pilnować ciebie Stani...
-co ty z tym pilnowaniem,Staszek wpadł mu w słowo,dowiem się kto kazał wam mnie pilnować?
-Ty jesteś ciekawy a nam nie wolno powiedzieć słowa obaj spojrzeli po sobie i śmiali się szczerząc resztki zębów.
-Mnie pilnować zastanawiał się głośno,taki jestem niebezpieczny...
-Stani ty nie bierz wszystkiego tak”ernst”-poważnie,Heinel mrugnął do niego tajemniczo.”Keine politik”-żadna polityka „das ist eine herz sache”-to jest sprawa sercowa.
Gdyby w tej chwili w podziemiach kopalni zaświeciło słońce pewnie mniej by się zdziwił,albo niemcy robią sobie jaja albo ktoś ukrywa się za ich plecami, ale kto?
-Ty jesteś”Oberschleser” my jesteśmy”Niederschleser”-ty jesteś Górnoślązak a my jesteśmy Dolnoślązacy Heinel wyraźnie chciał zmienić temat rozmowy.
-Ja jestem Ślązak-Polak i nie jestem komunistą,Staszek chciał postawić sprawę jasno.
-My z Willim też nie jesteśmy komunistami,mój ojciec był komunistą i czekał na ruskich a legitymacją partyjną w ręku a oni nawet nie spojrzeli na legitymację tylko
wyprowadzili ojca za dom i rozstrzelali a kobiety wszystkie i dzieci i babcie były strasznie gwałcone.Było bardzo ciężko.
-A ty myślisz,że tylko u was było ciężko,Staszka denerwowało roztkliwianie się niemców nad swoim losem.Przez dwa miesiące musieliśmy żyć na samej linii frontu,to wystarczy żeby obrzydzić tych co to niby przyszli nas wyzwolić.Wpadali do pywnicy jak do burdelu,wszystkich Ślązaków traktowali jak germańców.
-Nie wszyscy są źli,wtrącił Willi,ten kto dużo wycierpiał rozumie innych,w naszym bloku mieszkają Polacy bardzo dobrzy ludzie sami zostali wygnani ze swoich domów na wschodzie i też im jest ciężko.
-No to idziemy do windy,Heinel wstał i poprawiał bluzę roboczą. Rozmawiać można przez to lepiej się poznamy ale szychta to szychta. Jutro się spotkamy to dokończymy rozmowę.Powiem ci Stani ilu tu po wojnie pracowało oficerów i to niemieckich i
polskich,walczyli ze sobą a Stalin ich pogodził.
-Jakich Polskich oficerów,kto tutaj pracował?
-Byli oficerami AK, musieli pracować razem z Niemcami.
-Co ty pierdolisz.Jacy oficerowie.Z jakimi niemcami.
-Nie chcesz nie wierz,twoja sprawa.Heinel maszerował w kierunku
windy.

Rozdział piąty

Zimy w sudetach zawsze były mroźne i śnieżne ale ta z przełomu lat 1953 na 54 należała do wyjątkowych.Mróz skuł ziemię okowami lodu i dawał się we znaki wszystkim.Dla skoszarowanych w poniemieckich barakach żołnierzy-górników sytuacja była wręcz tragiczna.Baraki budowane były przez niemców dla zmuszanych do niewolniczej pracy więźniów i jeńców wojennych i nie dawały dostatecznego zabezpieczenia przed mrozami które przekraczały minus 30 stopni.W izbach stał jeden mały piecyk opalany węglem który potrafił na kilka godzin utrzymać temperaturę powyżej zera,później było gorzej.Pozamarzały sanitariaty,po pękały rury doprowadzające wodę.Dla wielu mniej odpornych na ekstremalne warunki był to czas ciężkiej próby.Pobudki ogłaszane o godzinie czwartej traciły sens bo i tak nie można się było myć czy golić. Większość sprawy higieny osobistej załatwiała w łaźni kopalnianej.
Kiedy odmrożenia uszy stawały się nagminne szefostwo obozu pozwoliło na opuszczanie ochron na uszy.Niezwykle ciężkie warunki bytowe wśród wielu rodziły zniechęcenie i frustrację.Opór nie miał sensu.Aresztowanie dwóch żołnierzy w pierwszym dniu zjazdu uświadomiło wszystkim,że jakiekolwiek próby oporu łamane będą z całą bezwzględnością.Jednym z aresztowanych był szkolny kolega Staszka,ten sam który w wigilię pierwszego zjazdu próbował popełnić samobójstwo.Nie posłuchał dobrej rady by nie ulegać panice,obsesyjnej zazdrości o wierność żony i lęku przed
czarną dziurą”.Instynkt życia podpowiada,że należy przystosować
się,wtopić w otoczenie robić wszystko by przetrwać.Okazuje się,że można pokonać strach przed zjazdem w „czarną dziurę”,metanem i pyłem węglowym,karkołomnymi stromizmami.Niskie ściany które wymuszały pracę na kolanach przestały robić wrażenie.W tej nowej hierarchii liczyło się napełnić brzuch,mieć pryczę możliwie blisko pieca,nie podpaść w kolektywie,oszczędzać energię.Świat delikatny subtelny pełen muzyki,poezji choć przecież tak nieodległy stał się nierealny wręcz przeszkadzał funkcjonować w miarę sprawnie do sytuacji w jakiej wypadło mu żyć.
Ciężka praca,życie w stałym zagrożeniu narzuca swoisty sposób myślenia ustala inną hierarchię wartości,nawet język jest na tyle
inny od tego który znał,że nie wyobraża sobie rozmowy ze Stenią. Czy przeszły by mu przez gardło słowa wypowiadane w tam ten pamiętny wieczór pożegnalny,te śpiewane niskim tembrem ballady od których Stenia drżała i tuliła się do niego.Tam ten facet to nie on,tam ten to goguś, podrywacz niskiej klasy.Chyba teraz jest bardziej męski,przekonywał sam siebie w myślach.Zbici ciasno grzali się nawzajem oczekując przyjazdu ciuchci która zawoziła ich na kopalnię.Mała dychawiczna lokomotywa która normalnie wita ich wesołem sygnałem tiiit tiiit,tym razem ciężko sapiąc podjechała na przystanek.Oszroniona robiła wrażenie zabawki świątecznej takiej jakie grzeczni chłopcy otrzymują pod choinkę.Nieogrzewame wagony z wymalowanymi przez mróz oknami nie dawały wiele ochrony przed mrozem.Wsiadając pomyślał,że co się tyczy zimna to na dole wcale nie jest tak źle.Temperatura zawsze taka sama jedynie przeciągi dają się porządnie we znaki.Heinela i Willego spotkał na nadszybiu ,przebrani w robocze ubrania siedzieli na rurze od centralnego ogrzewania i grzali kośąci.
-Gliick Auf-Szczęść Boże pozdrowił ich po niemiecku chcąc im zrobić przyjemność.Mróz,że zwariować można dodał po polsku.
-Te wojak!odezwał się ktoś z grupy oczekującej na zjazd,ty kurwa do germańców mów po polsku,niech się uczą ludzkiej mowy.
-Nie podoba się to nie słuchaj,rzucił za siebie.
-A co jasne,że się nie podoba wygląda na to,że bardziej cię ciągnie do germańców niż do nas.
-Czego się czepiacie,zwrócił się do grupki stojącej przedklatką,
znam niemiecki to i mówię.
-Żołnierz jesteś na czapce masz orzełka ot co!ja walczyłem z germańcami karabinem a ty co kolega tych sukinsynów?Łachudry jedne walczą łopatami,też mi wojsko.Staszek odwrócił się gwałtownie by dopaść tego który szuka zaczepki ale czyjaś ręka chwyciła go mocno za ramię,
-las das sein-daj spokój,to niebezpieczne typy,Heinel starał się go u spokoić.To są ci co przyszli po ruskich trzymaj się od nich z dala
-Nie pozwolę by taki gnojek obrażał takich jak ja,to nie nasza wina,że towarzysze zamiast karabinu dali nam do ręki kilof i łopaty.
-A co chciałbyś karabin,poszedłbyś pewnie razem z germańcami...
nie dokończył dostał cios w szczękę,że zwalił się na ziemię.
Interwencja Heinela zapobiegła większej awanturze.Dopiero po
dłuższej chwili kiedy emocje trochę opadły przyznał rację przodo-wemu.Nie ma sensu wszczynać awantur z facetami gotowymi na wszystko,po prostu odpuścić,udawać głuchego.Szedł posłusznie za swoimi niemcami ale w myślach ciągle przeżywał zdarzenie.Jak można tych dwóch ludzi zasuszonych ciężką pracą nazywać SS-manami.Jak długo będzie trwała ta zbiorowa schizofrenia która w jednym szeregu stawia zbrodniarzy z ludźmi porządnymi których jedyną winą jest,że mówią po niemiecku.
-Dzisiaj uruchamiamy zasypany kombajn,Heinel przerwał kłopotliwe milczenie.Mamy dużo roboty więc jako pierwsi zjeżdżamy i idziemy na upadową,będzie trochę szybciej.Masz. ,Heinel podał mu małą paczuszkę zapakowną w pergamin.
-Dla mnie,zdziwił się,dzięki ale powiedz od kogo.
-Dałem słowo,że nie powiem
-Podziękuj żonie,pewnie nagadałeś jej o takim chłopcu ze Śląska który chodzi wiecznie głodny.
-Ty sobie Stani myśl co chcesz,przyjdzie czas to się dowiesz.
Klatka ruszyła w dół,czuł jak nabierała prędkości,jak żołądek lekko podchodził mu do gardła.Próbował zapomnieć o incydencie na nadszybiu ale uparta myśl ciągle stawiała pytanie,dlaczego?Do wielu rzeczy zdążył się przyzwyczaić,nie drażnią go już soczyste przekleństwa które czasami mobilizują do większego wysiłku.Tak to można zrozumieć ale zupełnie inną sprawą był nacjonalizm, wściekła nienawiść do innych ludzi którzy mówią innym językiem.
Ile razy spotykał się z takimi postawami wyrażanymi w stosunku do ślązaków zawsze odbierał to jako osobistą obrazę.
Był wprawdzie w połowie wielkopolaninem a w połowie Ślązakiem to jednak jako swoją ojczyznę traktował Śląsk i tylko Śląsk.Miłość to tej ziemi wyssał z mlekiem matki Marii ślązaczki rozkochanej w historii i języku gwarowym.To brak wiedzy historycznej był źródłem stereotypówo ślązakach-germańcach.Jak tylko doszli na stanowisko pracy natychmiast przystąpili do usuwania skutków zawału.Strop w dalszym ciągu był bardzo niespokojny i każdy nieostrożny ruch groził wypadkiem.Skumulowana w górotworze
energia co jakiś czas dawała o sobie znać głuchymi pomrukami i stęknięciami stempli.Heinel majstrował coś przy zasypanym kombajnie a Willi ze Staszkiem wymieniali zmiażdżoną obudowę na nową posuwjąc się powoli do czoła przodka.Heinel był w wyjątkowo dobrym nastroju,mruczał i podśpiewywał sobie jakieś stare ballady o Riibenzalu,co zdarzało mu się niezwykle rzdko. Dobry nastrój przodowego udzielił się Staszkowi chciał popisać się znajomością starych ludowych pieśni germańskich śpiewanych przez jego matkę.Pieśn o Lore Lei znad Renu.Wypełniając pustą przestrzeń pomiędzy stropem a obudową kamieniami nucił sobie
pod nosem pieśń...i zapomiał słów,moment nieuwagi dekoncentracji wychylił głowę poza obrys obudowy,a przecież miał przykazane by tego nie robić.Kamień który oderwał się od niezabudowanego stropu spadł mu prosto na głowę,uderzył w hełm,odrzucił głowę do tyłu i ostrem kantem rozciął policzek.Krzyknął i upadł wprost pod nogi Willego.Przytomność tracił powoli jak by etapami, nie czuł bólu tylko lekki zawrót głowy.Słyszał głos Willego ,pytanie Heinela co się stało i dopiero kiedy próbował odpowiedzieć,że nic,że jest wszystko w porządku poraziła go iskra bólu.Ból wracał błyskami tysiąca gwiazd i powoli ogarniał głowę i całe ciało.Jeszcze widział nad sobą głowy Heinela i Willego,widział jak poruszali ustami ale nie słyszał głosu.Ostre przekontrastowane błyski przechodziły w szarość,piekący ból ustępował pulsowaniu które rozsadzało czaszkę od środka .Ostatni etap to różowa poświata z przebłyskami żółci i rozlewające się po całym ciele ciepło...
Leżał na swojej pryczy wpatrzony w sufit i po raz nie wiadomo który analizował wypadek i wszystko co go poprzedzało.Złamał żelazną zasadę-nie wychylać się poza obudowę!Zrobił to odruchowo,zamiast skupiać uwagę na pracy on zaczął odgrzebywać w pamięci brakujące słowa piosenki-zapiepszona Lore Lei, teraz ma za swoje.Dwa tygodnie
leżał w szpitalu.Wstrząs mózgu , na szczęście niegroźny,bolesne potłuczenie kręgosłupa i kontuzja najbardziej przykra oszpecenie twarzy.Ostry jak brzytwa głaz rozciął mu policzek od kącika oka do samych ust.Na domiar złego rana nie chciała się goić i wiadomym było,że pozostanie mu głęboka bruzda na policzku.Wypisany ze szpitala kilka dni przeleżał na izbie chorych opatrywany przez felczera który starał się by rana na policzku nie była zbyt widoczna.
Wszystko na nic,bruzda na policzku całkowicie zmieniła wygląd jego twarzy nadając mu charakter groźny by nie powiedzieć dziki.W końcu został uznany za zdolnego do pracy i tutaj spotkało go wielkie rozczarowanie,został przeniesiony na oddział wydobywczy.Komisja wypadkowa uznała,że wypadek spowodo-
wany był wyłącznie z jego winy a praca w brygadzie Heinela wymaga wysokich kwalifikacji a takich on nie posiada.Oddział wydobywczy tworzyli reemigranci z Francji i Belgii oraz grupa polaków.Po raz pierwszy spotkał się z wyścigiem pracy zwanym współzawodnictwem.Oddział uczestniczył we współzawodnictwie o miano najlepszego oddziału wydobywczego.Niskie pokłady o dużym nachyleniu wymuszały pracę na kolanach.Jako ładowacz dostał wprawdzie skórzane nakolanniki ale niewiele to pamagało.Po pierwszych dniówkach cały był obolały,czuł każdy staw, każdy krąg w kręgosłupie,stawy dłoni spuchły i budziły go bólem w środku nocy.Skończyły się dobre czasy kiedy pracował u boku Heinela
i Willego którzy traktowali go jak swojego syna.Teraz dopiero zdał sobie sprawę,że niemcy byli jak by z innego świata.Szanowali swoją pracę,znali swoje miejsce na ziemi i stosownie do niego żyli nie wysuwając zbytnich pretensji do nikogo.Potrafili być cichymi,
skromnymi a równocześnie wewnętrznie godni ludźmi.To sztuka tak żyć,myślał o nich.Przychodzili do pracy zawsze przygotowani zawsze z góry wiedzieli co będą robić,dokładnie tak jak by
w domu przemyśleli zadania i do pracy przychodzili z gotowym planem.Od czasu wypadku nigdy ich nie widział i nie dowiedział się kto piekł ten placek który Heinel wręczył mu w dniu wypadku. Poprzestał na tym,że to pewnie żona jednego z nich chciała mu zrobić przyjemność.
-Cześć Stachu!do izby wszedł Heniek Borto który tak jak on pracował na drugą zmianę.
-Dyżurny mo list do ciebie,a mnie pszysłali paczka-świąteczno.
Chcesz to jom otworza?
-Zostaw ją u dyżurnego bo inaczej do świąt sto razy ci ją rozkradną.
Heniek połóż się obok mnie i poczekaj,odbiorę list i wracam.
-Śpiychej się bo pewnie list od narzeczonej,słyszał na odchodnym.
Leżeli obok siebie jak dobrzy starzy kumple a przecież znali się od
zaledwie paru miesięcy a jednak dobrze im było ze sobą.Staszek zaczął czytać list.Był krótki pełen serdeczności i życzeń świątecznych,dowiedział się,że wysłali paczkę która powinna nadejść przed świętami.Post scriptum-była u nas bardzo śliczna panna i prosiła o adres do ciebie.Spodziewaj się listu od niej,ładna.Pasujecie do siebie.Całusy dla żołnierzyka ,życzenia
awansu-rodzinka.Nie wiedzą,że jego wojsko to brygada pracy.To dobrze po co mają się martwić.Stenia zdecydowała się przyjść do jego rodziców i prosić o adres do niego.Czy to jest możliwe?Dzieczynie odbiło na całego.Po pierwsze to on nie chce żadnego kontaktu.Żadnego.Czarne zapleśnione baraki ani jednego żołnierza z prawdziwego zdarzenia,on z czarną szramą na policzku, z łapami jak niedźwiedź.Nie,nie nie!
To nie ten Staszek który smarkuli zawrócił w głowie;dzisiaj może wzbudzałby w niej litość ale nie miłość.Muzyka taniec rechot żab,pierwsze dotknięcia,marzenia...on oficer Stenia drepcze obok niego.Kurwa po co te mysli.Szkoda,że dali jej adres.Lepiej niech pozostanie w swoim świecie a on w swoim.Nie ma nic gorszego dla faceta jak litość kobiety.
-Cłowieku jak kocho to po ceko,Borto włączył się ze swoją chłopską logiką.Jak nie wytrzymie to nasermater z taką babą.
.Widzis cłowieku jo do mojej Hani to nigdy nie na pisa i tyz musi być.Take życie.
-Dlaczego nie napiszesz.Brakuje ci papieru?
-Co by miało brakować,nie napisa i już.Odwrócił się bokiem i mówił jak by sam do siebie.Ca umieć konia oporządzić,pole obsioć
trowa skosić ot co trza umieć a pisanie zostawić pisorzom co siedzom w gminie i jyno kombinujom jako by jesce baba we wsi psedupcyć.
-Ty to masz filozofię,szlag cię trafi,Staszek kręcił głową.Powiedz Heniek szczerze dlaczego trafiłeś do tego łagru?
-Kułak,kułak i syn partyzanta co przeganioł tych od reformy.Take życie.
-Heniek myślę,że na święta na pewno otrzymasz list od swojej ukochanej Hani.Aż podskoczył na pryczy,przeżegnał się pobożnie i zupełnie serio powiedział,
-uchowej Boże.Musiałaby iść do gminy do sekretorza a tyn babiorz nic nie robi za darmo.Kanciokowa ,młodo wdowa dostała roz list z ameryki od swojego ujca i chciała nie chciała musiała iść do sekrytorza w gminie co by przezytoł list.Bestyjo kozoł ji prziść wieczorym bo za dnia w urzyndzie ni ma czasu na prywotne sprawy.Tako bestyjo pazerno.
-No i jak to się skończyło,Staszek był ciekawy.
-Jak się miało skońcyć.Bez tydziyń trzymała list w garncu aż w końcu babsko ciekawość wziynła góra.Poszła wieczorym a wyłaziyła nod ranym.Bochynkowo kero cołko noc nie zmrużyła oka pedziała,co jak wychodziyła to jeszcze we dźwiyrzach całowała się z tym babiorzym.
-To wiesz co Heniek,ja ci napiszę list do Hani.Piękny list od ciebie do niej.Propozycja Staszka zaskoczyła go,dopiero po chwili wycedził niepewnie.
-Chcesz coś zrobić dobrego to napis do dowódcy raport o dwa dni urlopu dlo mnie.Przywieza skrzypecki i bydymy se siodać przy kafloku,jo byda groł a jak co to i zaśpiywom,bo jo je śpiywający
grojek.
-Dlaczego nie mówiłeś wcześniej,dawno bym napisał raport.
-Kiedy mi niezręcznie,pisanie to poważna sprawa a jo czym zapłaca,dudków ni mom,gynsi ani indyka tyż a za darmo przecarz nie napisesz bo z pisanio żyjesz.
-Wiesz Heniek,Staszek obruszył się obrażony.Jesteś zwykły pacan
myślisz,że ja bym od ciebie wziął zapłatę za napisanie paru zdań?
-Jo tam swoje wiym,piszący mo swoja cyna dyć z pisanio żyje. Kożdy mo swoja cyna,mówił jak by sam do siebie.Idziesz z krową do byka płacisz prowadzisz koza do capa płacisz,orzesz pole somsiadowi bierzesz zapłatę.Jyno kocura i kokota nie idzie ucapić bo bestyje łażom swojymi drogami.Stasek-nagle zmienił temat rozmowy,tyś je ucony i piszący a przecasz som my kolegami,chcesz opowiym ci o mojej Hani.Nie czekając na przyzwolenie zaczął swoje opowiadanie.
-Cłowieku ona mo oczy jak te niezapominajki na łące a w kożdym mo czorno kropecka,włosy to take jak tyn łan nieskoszonej przenicy a skóra to mo tako gładko ,że jak jyno dotkniesz zaroz żeś je ani tyn indor najeżony..Poznołech jom na muzyce i dos wiara ledwo ech popatrzył zaroz pomylyłech palec,melodia się urwała i cza było grać od początku.
-Heniek,opowiedz jaka jest naga,jak robi te sprawy...
-Cłowieku co ty, jo kobita co mo rodzić moje dzieci byda robiył kurwom?Widzisz cłowieku to je tak,ty jom przeżgosz,zrobisz ji dobrze i co?Ona zakosztuje ogiera a ty do woja i co?kero wycymie jak już zakosztuje hę.Drugo sprawa to jak jom przeżgosz to jak sprawdzisz czy była wierno?Plomby na babsko cipka nie za łożysz.Sprawa je jasno.Bydzie uszkodzono to nie bydzie wesela i już.u mnie wszystko je proste i jasne.Teroz Stachu opowieydz o swojej, ale szczyrze i po prowdzie.
-Ja nie mam dziewczyny,znaczy się tak jak ty-na śmierć i życie.W mieście jest inaczej,szkoły,prywatki,zabawy,prywatne tańce,balety.. Dziewczyny nie dbają o cnotę tak jak u was na wsi,a chłopaki nie sprawdzają czy jest prawiczką czy nie.Podrywasz dziewczynę
idziesz w tany,trochę jej po mruczysz do ucha i wyczywasz czy ma swój dzień czy się grzeje.Jak wszystko gra to ą przelatujesz i po sprawie.
-Co inszego myślisz,co inszego czujesz a co inszego godosz.Mnie nie oszukosz Staszek.Tyś nie je taki.Widzisz chłopie jo grom na weselach i zaroz poznom statecznych od dupcoków.Coś cie gryzie abo baba abo co inszego.Chcesz to opowiydz może ci ulży.
Poznołech jeszcze za rekruta żeś je jakiś inszy.Powiym ci co mi przekozoł mój dziad zanim go rozwalyły polske komunisty. ”Prowdziwy cłowiek honorny nigdy się nie do złomać,
choć by mioł paść,bo jak się do złomać znaczy się nieprowdziwy”.
-Ty chłopski filozofie zaczynasz mi imponować,Staszek aż usiadł na pryczy.Opowiem ci historię pewnego chłopaka,posłuchasz i powiesz co o tym myślisz-facet poznał młodą bardzo ładną dziewczynę,była muzyka były tańce,balety,kumkanie żab i księżyc.
Nie wiedzieć kiedy wpadli sobie w ramiona. Dasz wiarę,że dziewczyna sama wyznała mu,że od dawna
podkochuje się w nim,nie opuszcza żadnego występu w którym śpiewał jako solista i w ogóle gotowa jest czekać na niego aż wróci z wojska.
-A jednak baba.Wiedziołech,że cie cioś trapi Stachu.Jakeś jom nie
tknoł toś zrobił dobrze.Wycymie dwa lata bydzie wesele,jak nie
wycymie to pudzie swojom drogom.Take życie.
-Masz dużo racji ale u mnie jest jeszcze inna sprawa.Ani ją nie przeleciałem ani nie sprawdziłem czy jest nie tykana tylko jest mi wstyd,że miast do wojska trafiłem do polskiego łagru-brygady pracy.Już wyglądam jak dziad z oszpeconą gębą gdie a tam jeszcze do końca służby.Ona pewnie czeka na takiego faceta jakiego żegnała a ja już takim nigdy nie będę.
-Pierdolis Stachu,powiedział bardzo poważnie.Pamiyntej,że nigdy nie je tak,że jak cie posmaruja gównami to zaroski bydziesz gówniorzym.Mój ojciec padoł,że jak UB brało na pzresłuchanie młode kobity z partyzantki to robiyli z niymi roztomajte rzeczy a pzrzecarz pozostały porządne,choć zniszczone.Jeszcze ci powiym jedno rzecz,ty musisz odyjść od tej brygady wyśigowej.Chopie ty mosz myśleć co by przekiblować dwa lata a niy tracić zdrowie.
Widzisz cłowieku,jo tam chodza i smaruja zwrotnice nie jestech
bohater ani przodownik ale szanuja zdrowie.Godom ci cłowieku uciykej z tej brygady,nie wyrobiej normy to cie sami wyciepnom.
-Mącisz mi w głowie,ty filozofie.u
-Cłowieku som rózne mondrości,je mondrość pańsko i je mondrość chłopsko.Tukej potrzeba mondrości chłopskiej,mało godać,mało siyły wydować a dużo jeść i tak się zaczaić co by przetrwać.
Podziwej się jymy tela samo a wiela siyły ty wydowos u tych wyścigowców a wiela jo policz se to,dodej dziyń do dnia i wyjdzie czamuś ty je hudy jak zasuszono nać a jo podziwej się jakich je okrągły.
-Druga zmiana na stołówkę!Dyżurny głośnym krzykiem przerwał te ich filozofowanie.
-Waryjoty kożom cłowiekowi w połednie jeść obiod i wytrzymać kajsik do nocy,Heniek zwlekał się z pryczy niezadowolony z rozkładu posiłków dla drugiej zmiany.W końcu wstał i powoli poszedł na zbiórkę mrucząc coś pod nosem.Staszek patrzał się na tego półanalfabetę z podziwem.Niby taki prosty ale ile w nim mądrości,w końcu ma absolutną rację gdy chodzi o gospodarowanie siłami.Oto przed chwilą wysłuchał wykładu o sposobie przetrwania
i mądrem gospodarowaniu siłami.Parę miesięcy wystarczyło by na kolanach,zgięty w pół zapiepszał w brygadzie wyścigowej.Odciski
wielkości kurzych jaj na kolanach,łapska jak łopaty i co...i nic dobrze się czuje w kozycji na kolanach.No i Heniek Borto musi mu to uświadomić,że jest po prostu głupcem.Bez entuzjazmu wstał z pryczy i poczłapał na stołówkę by zjeść obiad i przygotować się na zbiórkę do pracy.
Kiedy przechodził przez bramę kopalni niespodziewanie natknął się
na Heinela,który ubrany w czarny długi płaszcz i czapkę uszankę stał przedeptując z nogi na nogę.
-Stani pracujesz na drugą zmianę a ja wypatrywałem cię na zmianie pierwszej,jak się czujesz po wypadku?
-Zdrowy,odpowiedział po niemiecku.Widać było,że Heinel wyraźnie chce mu coś powiedzieć tylko jak by nie wiedział od czego rozpocząć.Zdawkowe grzeczności.Szkoda,że zabrali go z ich brygady.Czarna szrama na policzku nie szpeci mężczyznę i takie tam gadki aż w końcu wydukał o co mu chodzi.
-Stani,zaczął tym swoim językiem literackim który tym się różnił od slangu,że mówiony był powoli i każde słowo było specjalnie akcentowane.My znaczy się moja żona Erika i ja zapraszamy cię do nas na wigilię.Pamiętasz mówiłem ci,że mamy syna a święta musimy spędzać sami i jest bardzo smutno...
-To bardzo ładnie z waszej strony, ale jak widzisz ja mam drugą zmianę i w wigilię również będe pracował na drugiej, ,zresztą to lepiej bo człowiek nie ma czasu na rozmyślanie.
-Stani ja ci załatwię przeniesienie na pierwszą zmianę a ty załatw sobie przepustkę.Prosto ze zmiany przyjdziesz do nas.Nie próbuj
odmawiać,zastrzegł się.To jest bardzo ważne,przyjdzie Willi ze swoją Elizabet i będzie ktoś jeszcze.
-Kto?
-Dałem słowo,że nie powiem,to będzie niespodzianka.Musimy pokazać,że niemcy i polacy nie muszą być wrogami.Ślązak ze
Ślązakiem muszą żyć w zgodzie.Mamy ten sam ciężki los,praca i praca i jenakowo się pocisz czy mówisz po polsku czyponiemiecku.
-Widzisz Heinel ale ja nie mam żadnego prezentu dla żony.
-Jak przyjdziesz i zasiądziemy razem do wieczerzy to to będzie najpiękniejszy prezent dla Eriki. Obiecał,że wystąpi do dowódcy o przepustkę,podziękował za zaproszenie i poszedł pod szyb. Wchodząc do windy zauważył,że dziwnym trafem razem z nim jechali ci którzy swego czasu szukali zaczepki na czwartym oddziele.Uznał,że pewnie pilna robota każe im jechać poza kolejnością.W momencie kiedy winda ruszyła otrzymał pierwszy cios w żołądek i zaraz nastepny w twarz,ktoś z tyłu uderzył go mocno w głowę.Dwóch facetów złapało go za ręce a trzeci kopał w podbrzusze i okładał pięściami.To za pierdolenie z faszystami ty kurewski hanysie w polskim mundurze.Jeszcze raz będziesz z nimi gadał po niemiecku to ci utniemy w łaźni jaja.Wszystko odbyło się tak nagle,że nie zdążył uczynić żadnego ruchu,wypowiedzieć jednego słowa.Czuł słodki smak krwi w ustach oraz straszliwy szum w głowie.Ostatnie słowa jakie zapamiętał to groźba”ty świnski germańcu dostaniesz taki wpierdol,że popamiętasz”Gdy tylko klatka stanęła napastnicy rozbiegli się po podszybiu.Został sam.Został sam przykucnięty w klatce niezdolny by się podnieść o własnych siłach.Jak długo trwał w stanie półświadomości nie wie.W pewnej chwili do klatki weszli ludzie,zauważyli,że ktoś siedzi w kącie klatki więc złapali go jeden za ręce drugi za nogi i wytaszczyli na nadszybie.Jak przez sen słyszał głosy ludzi którzy wołali o sanitariusza.Kiedy odzyskał pełną świadomość stwierdził,że siedzi w punkcie opatrunkowym na obitej dermą kozetce.Kopnięcia okutymi w blachę butami były tak mocne,że nawet bielizna i ubranie robocze nie zapobiegły głębokim raną na nogach z których lała się krew.Nie widział na prawe oko które było zupełnie zapuchnięte.Rozcięte wargi piekły i krwawiły.Dopadli mnie, przemknęło mu przez myśl,ci sami których tak drażnił kiedy rozmawiał z Heinelem i Willim po niemiecku.
-Możesz mówić,przed nim stał facet z punktu opatrunkowego.
-Mogę,wyszeptał i natychmiast zorientował się,że nie jest to takie proste.Okaleczone wargi przy każdym poruszeniu pękały nie pozwalając zasklepić się ranom.
-Co się stało,opisz zdarzenie,sanitariusz usiadł za biurkiem i notował relację zdarzenia.
-Klatka ruszyła gwałtownie i po prostu upadłem,pamiętam,że uderzyłem się w coś ostrego.To moja nieuwaga,kłamał nie chcąc by sprawa nabrała charakteru skandalu.
-Podpisz zgłoszenie wypadku,podsunął mu kartkę papieru.Podpisał bez ceregieli bo uznał,że tak trzeba a czy była to jego wina czy
nie to sprawa drugorzędna.Jeżli będzie miał okazję to policzy się z tymi bandziorami i sprawę załatwi w swoim zakresie.Dyżurny sanitariusz kończył zakładanie opatrunku na głowę gdy do punktu wpadł sierżant odpowiedzialny za zmianę.Normalnie całą dniówkę spędzał w szatni lub łaźni flirtując ze sprzątaczkami albo szwendał się po kopalni czekając na koniec zmiany by wojsko w szyku zwartym odstawić do obozu.
-Zbliżają się święta i kombinujemy zwolnienie lekarskie,co?bumelanty jedne,krzyczał wymachując podpisanym przez Staszka zgłoszeniem wypadku w pracy.Ciepłe łóżeczko na izbie chorych.
Żrać za darmo i walić kapucyna to wam się podoba,krzyczał co raz głośniej.Banda zapiepszonych wszarzy!W końcu podarł zgłoszenie i wrzucił je do kosza.
-Staniecie do raportu za samookaleczenie i próbę wyłudzenia zwolnienia lekarskiego.Pierdoły będzie opowiadał.Klatka się zakołysała i ciamajda się o mało co nie zabił.Ty kurwa jesteś albo pijany albo masz coś nie tak pod sufitem.Nie będzie żadnego wypadku,zwrócił się do pracownika punktu Opatrunkowego.
Opatrzeć i skierować do pracy.Wyszedł trzaskając drzwiami.
-No cóż skoro taka wola to nie będzie wypadku.Pracownik punktu jak by się usprawiedliwiając zamknął rejestr wypadków.Zatrudnimy cię na powierzchni bo jazda ludzi jest skończona.
Ale mnie załatwili zapiepszone skurwesyny,myślał kiedy utykając zmierzał w kierunku biura sztygara powierzchni.Widać czekali na dobrą okazję by mu przyłożyć.Fakt,nie krył się ze znajomością języka niemieckiego.Nie widział w tym nic złego.Prawie wszyscy Ślązacy mówią po niemiecku i jest to normalne ale normalne dla niego a nie dla wszystkich.Kiedy opatrzony przez sanitariusza wyszedł na dwór by odszukać barak w którym mieściło się biuro kierownika zmiany na powierzchni stwierdził,że jest piekielnie zimno.Mróz szczypał niemiłośiernie.Dół kopalni jaki by nie był
zawsze jest cieplejszy.W końcu przepychając się pomiędzy wózkami górniczymi załadowanymi urobkiem dotarł do niskiego baraku który jak żywo przypominał baraki w ich jednostce.
Wszedł do środka i dłuższą chwilę stał by ogrzać skostniałe z zimna.Szedł korytarzem i szukał biura dozoru..Szatnia,magazyn narzędzi,pomieszczenie techniczne i w końcu stanął przed
drzwiami z napisem „ Sztygar powierzchni i zwałów”.Zapukał, gdy nie usłyszał odpowiedzi wszedł do środka.Za ogromnym biurkiem pamiętającym chyba czasy Bismarka siedziała kobieta.Czysta kufajka wskazywała,że albo była nowa albo przyniesiona prosto z pralni,obok na biurku leżał wełniany szalik oraz biały hełm oznaka dozoru.
-Jaka sprawa,zapytała nie podnosząc głowy znad sterty akt.
-Miałem wypadek w windzie i kazali mi się zameldować u sztygara
powierzchni by przerobić dniówkę.
-Tak był telefon,mówiła nie odrywając głowy od arkusza papieru zapisanego rzędami cyfr.Żołnierz jak rozumiem,mówiła cały czas zatopiona w czytaniu dokumentu.A co się stało,zapytała.
-W klatce w czasie zjazdu przewróciłem się i skaleczyłem...Teraz dopiero podniosła głowę,popatrzyła odłożyła arkusz papieru który trzymała w ręku i wstała.
-W klatce powiadasz,kiwała głową.Głowa cała w bandażach,noga zabandażowana po same jaja i wszystko w klatce nono.
-Tak w klatce...
-Dostałeś wpierdol koleś i to jest wszystko.Jak kłamiesz to rób to mądrze.W klatce to ty możesz obijać się od jednej dupy do drugiej ale przewrócić się nawet gdybyś bardzo chciał to koleżko mój nie
przewrócisz.Ale co ja z tobą zrobię,zmieniła temat rozmowy,bez kufajki w taki mróz zamarzniesz na śmierć.Dlaczego nic nie mówisz a cha że jestem kobietą?wszyscy jesteście tacy sami zapinała kufajkę by nie drażnić go kształtnym biustem który
rysował się poprzez moherowy niebieski sweterek.Była młoda i ładna aż za ładna do tego ponurego baraku.Fryzura prostaale podkreślająca kształt twarzy,na czole zalotna grzywka z tyłu pukiel
bujnych włosów spiętych recepturką.Oczy brązowe duże łagodne
podkreślone łukami brwi nadawały twarzy wyrazsympatyczny choć stanowczy. Te oczy ją zdradziły.Tak to jest ta sama osoba którą o mało co przewrócił w czasie pamiętnego pierwszego zjazdu.Znowu się na nią nadział ,ale ma pecha pomyślał.Szczęście,że go nie poznała.Bandaż na głowie,spuchnięte usta,głęboka blizna na policzku robią swoje.Ładna pomyślał gdy na jedną chwilę ich oczy spotkały się.Ładna, ale ten wulgarny język psuje całe wrażenie. Podniosła głowę i zdziwiona spojrzała jak by pytając się dlaczego milczy.
-Nazwisko,imię,oddział,numer znaczka,muszę to wpisać do raportu żeby ci zaliczyli dniówke.Teraz mówiła jak by innym aksamitnem
głosem,miękkim o tembrze zupełne przeciwnem do tamtego krzyku pełnego wulgaryzmów.Ładna powtarzał w myślach.Słyszał jej pytanie o nazwisko znaczek,oddział ale czuł,że ogarnia go dziwna obojętność.Jej głos dochodził gdzieś z oddali.Stał siłą woli choć był kompletnie zmaltretowany.Noga puchnie coraz bardziej, but wypełnia się lepkim ciepłem.Czuje że jeżeli nie usiądzie teraz natychmiast to przewróci się jak ostatni patałach.
-Bez zimowego ubrania nie puszczę cię na zwały,mówiła nie zwracając uwagi na jego stan.Co ja mogę z tobą zrobić.Nic pójdziesz do magazynu.Będziesz sortował śruby i nakrętki.Jak wyjdziesz z mojego biura pierwsze drzwi w prawo.Powiedz,że ja cię posyłam,mówiła jak by sama do siebie.Całą siłą woli próbował panować na bólem i ogarniającą go słabością,mamrotał coś pod nosem,że tak,że rozumie i dopiero jak zrobił skręt w prawo poczuł parzący ból,syknął i odruchowo złapał się za biurko by nie upaść. Zauważyła to,doskoczyła do niego złapała w pół i pomogła usiąść na krześle.Co oni wyprawiają.Facet ledwo stoi na nogach nie potrafi podać swojego nazwiska a oni chcą by pracował na zwałach Przecież ty nie jesteś zdolny do wykonywania jakiejkolwiek pracy. Sukinsyny poprawiają statystykę wypadków i posyłają do mnie umarlaków.
-Pokaż gdzie cię boli?
-Noga syknął przez zęby.
-Oko podbite,głowa w bandażach,teraz jeszcze noga a może za chwilę okaże się,że jeszcze jakiś organ masz uszkodzony.Tutaj ja nic nie pomogę,mówiła patrząc na krwawiącą nogę.Ale ci dołożyli. Pewnie poszło o babę.Głupie chłopiska,zabijają się o cudze a swoje jak mają to nie potrafią uszanować.Nagle wyprostowała się j jak by trochę speszona zrobiła krok do tyłu,
-przecież ja nie będę ci ściągać spodni,jeszcze pomyślą,że Krycha szuka pocieszenia w biurze.Wyszła do pomieszczenia obok skąd dochodziły go strzępy rozmowy telefonicznej.Kłóciła się z kimś nie szczędząc łaciny.W końcu wróciła,czerwona ze złości.
-Banda wszarzy,szkoda im sanitarki ale na sygnale jeździć po gorzałę to potrafiąWwtedy benzyny wystarcza.Śiedź i czekaj. Usiadła za biurkiem i zabrała się do przerwanej roboty.
-No powiesz mi w końcu swoje nazwisko,imię,oddział i numer znaczka
-Ptakowski,wymamrotał sycząc z bólu.-
Ptakowski,ten od Heinela?
-Tak potwierdził i podał pozostałe dane.Zna pani to nazwisko?zapytał zdziwiony,że skojarzyła go z Heinelem.
Podniosła głowę i przyglądała mu się chwilę pytającym wzrokiem następnie jak dziecko złapane na gorącym uczynku speszona spuściła oczy i cicho wyszeptała,
-może i znam a może nie znam,po co panu te awantury,szuka pan guza no to go pan znalazł.Jak tylko skojarzyła jego nazwisko z Heinelem zmieniła się nie do poznania.Nagle przeszła na per pan ale równocześnie stała się bardziej opiekuńcza.Pochylona nad jego nogą próbowała nożyczkami rozciąć spodnie robocze.Robiła to delikatnie,odniósł wrażenie,że wręcz z czułością.
-Oj chłopy chłopy mruczała pod nosem,nic tylko bijatyka,pięści i piwo.
-Powtarzam,że ja się nie biłem...
-jak nie pan to pana bili,wpadła mu w słowo.Trudno będzie obronić pana wersję zdarzenia.I to ludzie służący w wojsku.
-W jakim wojsku,proszę pani to nie jest wojsko.Nie miałem w ręku
broni,to jest obóz pracy dla wrogów ludu.
-Wydaje się panu,że robią panu krzywdę karząc pracować w kopali a ja pracuję dobrowolnie i nie narzekam.Robota jak każda inna.
-Ale pod przymusem szanowna pani sztygar,pod przymusem podkreślił.Ciekawe gdybym pani kazał bez pytania o zgodę od jutra doić krowy w PGRze to co by pani zrobiła?
-Doiła bym krowy szanowny rycerzyku i marzyła o królewiczu z bajki.Ja widzisz wróciłabym do korzeni,popatrzyła się na niego tymi swoimi dużymi orzechowymi oczami.Ruscy przegonili nas i rodzice osiedlili się tutaj,nie z miłości a z musu.Z bezkresnych stepów w gąszcz hałd i kominów.Pan obnosi się ze swoją krzywdą a rodzice ze swoją.Do dzisiaj nie pogodzili się z utratą swojej Buczaczy.Każde święta to gorzkie żale a to kulebiak nie taki bo brakuje swojskiego siemienia a to ryby cuchną,krzywda pogania krzywdę a nowe pokolenia rosną i zapominają o zielonych stepach o Ukrainie.Pan również odsłuży to swoje wojsko i odżałuje czas stracony.Nagle spłoszona spojrzała przeraziła się chwili słabości i tego rozmarzenia nad utraconą ojczyzną na wschodzie. Zasłuchana we własnych myślach nie spostrzegła,że od dłuższej chwili spoglądał na Krystynę jako na kobietę, piękną potrafiącą pięknie mówić o zielonych stepach o nostalgii rodziców a nie na rzucającą mięsem panią sztygar.Mówiła z lekkim zaśpiewem wschodnim malowała pejzażBuczaczy.To nie ta sama kobieta która jeszcze chwilę temu wykłócała się o karetkę dla niego nie szczędząc dosadnej „łaciny”.Tak coś jest na rzeczy z chwilą gdy usłyszała jego nazwisko po prostu stała się inną, gdy do tego dodał imię Heinel i tajemnicze zachowanie niemca sprawa stawała się tym bardziej ciekawa.Nie zdziwiło go zbytnio gdy w pewnym momencie pochyliła się nad jego obolałą nogą i delikatnie próbowała rozciąć małymi nożyczkami nogawkę od spodni roboczych.Co wspólnego z tą kobietą ma Heinel,natrętna myśl nie dawała mu spokoju.Zaproszenie na wigilię i obiecane spotkanie z tajemniczą osobą?Pytania,pytania.Nagle bez pukania do biura wszedł kierowca sanitarki.Był to młody chłopak o wyglądzie siedmioklasisty z bujną czupryną rudych włosów czesanych na mandolinę typową dla „bikiniarzy”.
-Kogo mam zabrać,pani inżynier,zapytał ciepłem barytonem nie bardzo pasującym do jego wyglądu.
-Pana Ptakowskiego,pokazała na Staszka.Dawaj podpiszę ci kartę drogową tylko żebyś zaraz wrócił.
-Jasne pani ładna,mówiąc to mrugnął znacząco do Staszka.
-Te te ja ci dam ładna,udawała urażoną.No cóż panie żołnierz zwróciła się do Staszka,wygląda na to,że święta spędzi pan w łóżku.No to pan pokrzyżował niektórym znajomym plany ale widać tak musiało być. Te słowa poruszyły go do głębi bo nie pozostawiały wątpliwości,że tajemnicze zachowania Heinela wiązały się z tą kobietą.Puki co sprawa pozostawała w sferze domysłów.Ale coś jest na rzeczy.Karetka zawiozła go do szpitala gdzie poddany został rutynowym badaniom.Szczegułowa obdukcja nie wykazała urazów wewnętrznych a jedynie liczne potłuczenia.Na cztery dni przed świętami trafił do izby chorych.Noga spuchła i zrobiła się sina,oko nabrało kolorów tęczy zaś rozcięta warga utrudniała w jednakowym stopniu mówienie i jedzeni.Zdarzenie zakwalifikowane przez sanitariusza jako wypadek w pracy
nieumyślny,w batalionie za sprawą raportu sierżanta uznano jako samookaleczenie w celu wyłudzenia zwolnienia od pracy a to podlegało karze regulaminowej.Staszek leżał na łóżku i po raz nie wiadomo który zastanawiał się co zrobił takiego,że wzbudzał taką nienawiść niektórych grup.On nikogo nie zaczepiał,pracował gdzie mu kazano i z ludźmi na wybór których nie miał żadnego wpływu a,że byli niemcami jemu to nie przeszkadzało.Zarówno Heinel jak i Willi nazywali siebie Niederschlesier-dolnoślązacy.Mówili po niemiecku i tak się złożyło ,że on również potrafił mówić po niemiecku i pewnie to drażniło niektórych pracownikówuznających
siebie za lepszych polaków.Do jasnej cholery znał niemiecki jak prawie wszyscy ślązacy;w końcu chodził pięć lat do niemieckiej szkoły a do tego zarówno Heinel jak i Willi byli wspaniałymi skromnymi ludźmi i bardzo dobrymi fachowcami.Zawdzięcza im wiele to oni opiekowali się nim i nauczyli go podstaw pracy górniczej.Ile nienawiści i szowinizmu siedzi w tych którzy uważają siebie za lepszych polaków bo ukształtowanych 123 latami zaboru rosyjskiego a nie ponad 600 latami przymusowej koegzystencji z państwami tzw kultury zachodniej jak w przypadku Śląska.Brak podstawowej wiedzy historycznej każe im wkładać do jednego garnka niemców i ślązaków.Dupki,niewykształcone debile jedne
pewnie nigdy nie słyszeli o umowie tręczyńskiej o Wyszehradzie
o tym,że Kazimierz Wielki 1335 roku zrzekł się praw do Śląska. Kazimierz zwany przez polaków wielkim zrzekł się praw do Śląska
na rzecz cesarza Luksemburga.Inna sprawa,że już wcześniej władcy
Śląska piastowicze Bolesław,Mieczysław i Konrad wychowywani na wzorcach zachodnich kulturowo odeszli od Polski.Skazany
na banicję Śląsk do 1922 roku pozostawał poza państwem polskim. Gdyby w tym czasie wszyscy Ślązacy ulegli wynarodowieniu to czy można by ich za to winić?Czy któryś z nauczycieli polskich w polskiej szkole choć raz przekazał dzieciom i młodzieży prawdę o Śląsku?Nikt!Nigdy!W końcu on również wiedzę o Śląsku wyniósł nie ze szkoły tylko z rodzinnych rozmów szczególnie dziadków Ślązaków ze strony matki i dziadków wielkopolan ze strony ojca.Oni uczyli go historii Polski i Śląska.Tolerancja która pozwalała współżyć Ślązakom,Polakom,Zydów i niemców.Dalszy tok myśli przerwało mu wejście do izby faceta nazywanego
szarą eminencją.Był to podporucznik-szef batalionowej informacji człowiek tajemniczy i groźny którego wszyscy omijali z daleka.
-Wy szeregowy znaczy się mówicie po niemiecku,zaczął bez ogródek.
-Tak jest obywatelu poruczniku,uczyłem się pięć lat w niemieckiej
szkole.
-Tak,no znaczy się rozmawiacie,potwierdził odpowiedź Staszka.A wy szeregowy wiecie,że autochtoni znaczy się niemcy to nasi wrogowie.Tu posłyszy,tam podsłucha,tego wypyta i już gotowy meldunek idzie znaczy się do imperialistów.Szeregowy wie,że utrzymywanie prywatnych kontaktów z niemcami grozi karą za
naruszenie tajemnicy służbowej.Żołnierz po przysiędze jest świadom tego co robi i ponosi za to osobistą odpowiedzialność.
-Ale jak nie rozmawiać z ludźmi z którymi się pracuje,przecież to normalna rzecz rozmowa.
-A widzicie szeregowy chodzi o to aby rozmowa była normalna ale żeby korzyść była dla obozu socjalistycznego,znaczy się dla obozu pokoju i postępu.Wy teraz,znaczy się,opowiecie wszystko z kim rozmawiał,o czym rozmawiał przed zdarzeniem w windzie.My wiemy,że pracowaliście z dwójką niemców i co?żadnych pytań,nic od was nie chcieli wiedzieć?Wiemy,że byli dla was przesadnie dobrzy,częstowali lepszym jedzeniem,może zapraszali do siebie,no powiedźcie szczerze jak było.My dużo wiemy.Wiemy,że szukali kontaktu z wami,wypytywali się o was,wystawali przed markownią aby was spotkać.Stał odwrócony do niego plecami i patrzał przez okno na plac apelowy.Nie bawił się w żadne finezje od walił prosto z mostu.Wiemy o tobie wszystko a może nawet więcej niż ty wiesz.
Proponujemy współpracę.
Leżał na plecach wpatrzony w sufit,słuchał i nie powiedział jednego słowa Sama wizyta tego faceta była dla niego zaskoczeniem , gdy absurdalne oskarżen o współpracę z Niemcami dotarły do jego świadomości poraziły go.Jedno jest pewne obserwują go i to zarówno na powierzchni jak i na dole.Nie podoba im się,że miał dobre stosunki z Heinelem i Willim,że niemcy okazywali mu swoją przyjaźń.Ciekawe kto donosi,kto wie o ich rozmowach o podanych nu kanapkach...Niech szlag trafi cały ten bajzel,przecież to jest paranoja.
-No wy szeregowy,znaczy się,macie czas żeby poleżeć , przemyśleć i przypomnieć sobie wszystko dokładnie.Możecie wrócić do niemców,znacie ich język a to rzecz bardzo cenna,znaczy się żołnierz walczy z imperialistami nie tylko karabinem ale i głową. Wy sobie wszystko przypomicie i opiszecie a my odstąpimy od kary.Wymażemy z pamięci bo żołnierz zrozumiał swój błąd i jest gotowy naprawić zło które wyrządził Ludowej Ojczyźnie.Porucznik jak cicho wszedł tak cicho wyszedł zostawiając go z myślami i domysłami.Propozycja współpracy poparta szantażem,znajomość języka niemieckiego,wydumane konszachty z Willim i Heinelem,
pewnie to pobicie też może mieć związek z całąprowokacją.
Szpicel,donosiciel,wesz.I to proponują właśnie jemu a w nagrodę
zapomną o winie i odstąpią od karay.Jak to się stało,że nagle został sam w klatce z tymi oprychami którzy bili mocno i fachowo a po
wykonanej robocie zniknęli jak kamfora.Zaplanowana prowokacja?
Pan podporucznik zniknął jak kamfora i nie byłokomu powiedzieć
,że nie godzi się na bycie szpiclem.Cwaniak,widać dał mu czas na danie ostatecznej odpowiedzi.Wiedział,że reakcja człowieka na taką propozycję bywa negatywna,kto chce być donosicielem na swoich kolegów i współpracowników.Dopiero czas ze swoją pajęczyną myśli osacza człowieka i powoduje,że zaczyna liczyć i spekulować.Odmówi współpracy mogą go spotkać różne przykre niespodzianki a może zemsta lub kolejna prowokacja.Przyjmie propozycję współpracy stanie się kanalią,szpiclem.Pytanie czy
Heinel i Willi mogą być szpiegami zachodnich imperialistów pomimo swojej absurdalności powracało i dręczyło go nieustannie. Przecież gdyby chcieli mogli wzorem tysięcy Niemców wyjechać
na zachód a tego nie zrobili,więc?Częstowali go kanapkami-fakt,
zapraszali na wigilię-fakt.Jak łatwo posiać wątpliwość w stosunku do ludzi których traktował jako życzliwych.Widać człowiek jest tak skonstruowany,że łatwo wątpi i daje się zwieść słowom które ktoś umiejętnie szepcze ci w ucho.Pajęczyna myśli osaczała go i nie pozwalała spokojnie leżeć.Przecież nie jest głupcem i natychmiast zorientował się,że zarówno Heinel jak i Willi byli ludźmi prostymi, prostodusznymi niezdolnymi do szpiclowania.Przecież na dobrą
na sprawę nigdy nie pytali się go o nic,to raczej on sam mówił
nie pytany ,a to protestował przeciw wykorzystywaniu służby wojskowej do niewolniczej pracy a to psioczył na żarcie,ta jego niewyparzona gęba.Do izby wszedł mały pucułowaty sanitariusz z ogromną strzykawką w ręce.
-Nadstaw dupę,to przeciw tężcowi,na wszelki wypadek w kopalni pełno jest pleśni i łatwo się zainfekować.Lepiej trochę pocierpieć za to spać spokojnie.Czy to jest prawda,że zostałeś pobity?tak gadają, tłumaczył się wstrzykując mu lekarstwo.Gadają o kontaktach
zagadał pytająco.
-Nie zgłosiłem pobicia tylko wypadek a o kontaktach pierwszy raz słyszę.
-Nie chcesz nie gadaj twoja sprawa ale tak ci powiem stary,że wyżej pasa nie podskoczycz.Nie takie tu byli kozaki i zmiękli,lepiej płynąć z prądem i łagodnie dokiblować do końca służby.Jak szpec informacyjny interesuje się jakąś sprawą to znaczy,że skończyły się żarty.Jestem Heniek,wyciągnął do niego rękę.pochodzę z Bielska Białej i tak ja ty jestem w czynnej służbie.Tobie mogę się przyznać, że nieźle mówię po niemiecku ale nikt o tym nie wie,po co mieć kłopoty.Na samym początku też kiblowałem na dole razem
z niemcami i nikt nie wiedział,że rozumiem każde ich słowo. Mówili między sobą o porządkach na kopalni czy o mnie.Ja stary świata nie naprawię więc mam w dupie ideały.Tobie radzę to samo. Chce od ciebie informacji to mu je daj i będziesz miał święty spokój.Grasz w brydża,zmienił nagle temat.
-Gram.
-To super!mamy święta z głowy a do tego popatrzymy sobie na niezły program rozrywkowy.”Fiicken machen” dodał.
-Jakie fiicken machen”zapytał zdziwiony.
-Widzisz tę ścianę,pokazał oczami na ścianę za jego głową,zrobiona jest z dykty,dużą izbę podzielili na pół i wygospodarowali pokój gościnny.Cztery łóżka dla czterech spragnionych miłości żon które przyjeżdżają na święta po kilka godzin pieszczot a nie wiedzą,że ich mężowie karmieni są sodą która ogranicza popęd płciowy. Odsuniesz portret towarzysza Konstantina Rokosowskiego to znajdziesz dziurę w ścianie przez tę dziurę możesz podziwiać program erotyczny pod tytułem”Niezaspokojone potrzeby gorących
żon”.Cztery pary kochają się równocześnie.Jednym to wychodzi a drudzy bardzo chcą a nie mogą.Faceci wpadają w panikę a baby
im w tym pomagają.Absolutny cyrk.Zobaczysz.

Kończy się na tym,że któraś baba nie wytrzymuje i zaczyna nawijać,jak to w domu mógł kilka razy pod rząd a teraz ledwo raz,że pewnie ma jakąś babę i dla niej brakuje już sił.Faceci wpadają w taką frustrację,że tłumaczą się jak małe kaziki a baby pozostają niewzruszone,skoro nie potrafi znaczy się ma kurwę.
-Myślę,że przesadzasz,powiedział Staszek,czasami może się zdarzyć jakaś rozeźlona baba ale żeby wszystkie?
-Sam zobaczysz to przyznasz mi rację,uśmiechnął się znacząco i wyszedł.Churchile,Rosevelty,Rokoswskie,cztery dupy w jednej izbie;mydło powidło w jednej menzurce.Wesoły łapiduch ale kapuś zresztą sam się przyznał i jego wyraźnie namawiał do tego samego. Niby ma rację,że piwo nagotowali nam nasi sojusznicy ale czy to usprawiedliwia by stać się szpiclem.
Najkrótsze dni w roku i do tego świąteczne,myślał stojąc w oknie
i podziwiając bajkowy krajobraz Sudetów.Ogromne płatki śniegu podkreślały ten nastrój opadając wolno w jakimś mistycznym tańcunatury.Piękno tego świata jest tak bardzo demokratyczne jednakowo przemawia do wszystkich którzy chcą je widzieć,mimo woli wracał do filozofowania taki już jest i nic na to nie poradzi.Uznał iż lepsze to od leżenia i kombinowania czy zostać szpiclem czy nie.Odwrucił się by dołożyć węgla do pieca gdy
ktoś zapukał do drzwi.Nie odpowiedział no bo kto puka by wejść do sali chorych,chyba jakiś żartownis.Pukanie powtórzyło się i ktoś jak by majstrował coś przy klamce.Stanął i czekał.Ten ktoś delikatnie uchylił drzwi i jak by lustrował izbę.Staszek gwałtownie złapał za drzwi by przyłapać dowcipnisia i zdębiał.Na wysokości głowy zobaczył ogromny karton.
-No naszłech cie nareszcie.Przed nim stał Heniek Borto jak zwykle uśmiechnięty od ucha do ucha.Cłowieku je packa,wciśnij pod łóżko bo na sali wszystko zeźrą i człowiekowi nic nie zostanie.
-Heniek co ty się tak skradasz,myślałem,że ktoś chce mnie podejść.
-Nie wiedziołech w kerej izbie leżysz i co sie byda z packą pchoł kaj mnie nie chcą.Dwa razy wywoływali cie na bloku,godajom co mosz jakoś sprawa u samego szefa batalionu.
-Ja u szefa.ẓ wariowali chyba wszyscy.Prosiłem do pracy z jakimiś imperialistycznymi szpiegami?Ktoś chce mnie wrobić w paskudną
sprawę.
-Dołbyś Stachu pokój z tymi szpiegami
-Heniek chodzisz po całej kopalni i smarujesz wajchy może znasz tych dwóch niemców Heinela i Willego?
-Widziołech cie z nimi na podszybiu,chude jak śproty.
-No i pomyśl Heniek to są imperialistyczne szpiegi,rozumiesz?Skąd ja miałem wiedzieć,że to są szpiedzy.Pracowali normalnie ba lepiej
jak normalnie normalnie,opiekowali się mną jak rodzonym synem,
uczyli zawodu,tłumaczyli ba chcieli nawet zaprosić mnie na święta.
-Do cłowieka nie wleziesz,bywo co cie swój zdradzi a obcy ci pomoże ale bywo i na opak.Ojciec był w partyzantce i kejś postrzylali sie z nimcami.Kulka trefiyła ojca w noga i zostoł leżeć.Swoi go opuściyli a jedyn nimiec kery go naszoł w trowie to miast go dobić to szczelył w bok i poszeł.I co powiysz?człowiek był,ot co.
-Przecież ja do tych ludzi również nic nie mam,prości serdeczni górnicy tak po prawdzie oni również uważali się za Ślązaków tyle,że niemieckojęzyczni a popatrz szpiedzy.
-Skąd wis,że szpiegi,Heniek usiadł na skraju łóżka.Mój dziadek też był uznany za kapitalistycznego szpiega bez komunistów.
Zaślachtowali go tak,co ani grobu po nim ni ma,a człowiek był uczciwy i z nimcami walczył,tela co komunistów tyż nie uznowoł. Padajom co nojwiykszo wina była tako,że z Piłsudskim walczył o Polsko.Pamiyntej,że oni majom insze miary na to kery je polok dobry a kery je zły.Mój ojciec je wrogiym ludu bo nie uznowoł reformy rolnej twój tysz im podpodł i beztusz my som tukej w tej kopalni i zamiast giweru walczymy łopatami.Ni ma życio,wstał podrapał się po głowie i poczłapał do drzwi.Pamiyntej w świynta przida do ciebie to se pojymy i pogodomy.Bywej. Heniek Borto półanalfabeta gdzieś z kieleckiego a przecież filozof.
Końcówka grudnia była wyjątkowo paskudna.Po świętach powiało
ciepłem halnym wiatrem by tusz przed Sylwestrem skuć ziemię dwudziestostopniowym mrozem.To co odtajało teraz zamieniło się w zbitą masę szklistego lodu.Staszek opuścił izbę chorych i szykował się do raportu za domniemane samookaleczenie.
Oficer informacyjny nie odpuszczał i ponawiał propozycje stałej współpracy.Odmówił.Poraz kolejny posłuchał rady Heńka Borto.Jak na tym wyjdzie?Kto to wie.
Kiedy stawał do raportu do dowódcy kompanii był pewny,że czeka go kilkanaście dni aresztu za samookaleczenie i wyłudzenie zwolnienia lekarskiego.Spotkała go pełna niespodzianka.Dowódca w randze podporucznika przyjął go niezwykle przyjaźnie nawet poczęstował papierosem,kazał usiąść i rozpoczął rozmowę z której wynikało,że sprawy samookaleczenia są mu zupełnie obojętne.
-Słuchaj,rozpoczął poufałem tonem,musimy powołać koło ZMP,to znaczy kompanijne koło,rozumiesz.Sprawdałem kartotekę i wyszło,że jedynie ty masz maturę i wychodzi na to,że będziesz musiał poprowadzić zebranie.Zaskoczenie było kompletne.On ma prowadzić zebranie a na dobrą sprawę nie jest nawet członkiem ZMP.
-Ty poprowadzisz zebranie,powtórzył z naciskiem jak by chciał
uprzedzić ewentualną odmowę.Musisz się rozejrzeć za kandydatem na przewodniczącego koła,dodał.Musi być taki który nie przyniesie nam wtydu no i żeby za dużo nie pił.
-Henryk Borto,strzelił bez zastanowienia.
-Ten co pojechał po skrzypce,porucznik zrobił zdziwioną minę.
-Tak.Znam go,wstydu nie przyniesie.
-Hm,mruknął pod nosem Zaproponuj go.Raport o przepustkę napisał calkim przyzwoicie a jak na zebraniu zagra obertasa to i działalność kulturalna będzie.Całkiem nieźle.A ty co zmienił temat rozmowy. Wpakowałeś się w kurestwo z niemcami.Byłeś moim
pierwszym kandydatem jak tylko przyszło polecenie żeby zakładać koła ZMP ale wyszło wielkie gówno kiedy się okazało,że facet na przewodniczącego prowadzi podejrzane romanse z niemcami.
-Żadne romanse z Niemcami obywatelu poruczniku,przecież ktoś mnie rzydzielił do ich brygady,a jak już pracowałem to co,miałem nie rozmawiać?udawć,że nie znam języka niemieckiego?
-Nie wiem,mnie to właściwie nie obchodzi,przerwał mu zzciągając
się papierosem.Wstał,podszedł do okna i mówił jak by sam do siebi
Od tropienia szpiegów są inne służby.Jesteś jedyny w kompanii który może zebranie po prowadzić.Ty przewodniczącym ZMP nie będziesz.Rozmowa była skończona,Staszek czekał na pozwolenie opuszczenia biura ale dowódca miał jeszcze coś do przekazania i jak by nie wiedział jak to powiedzieć.-Raportu karnego nie będzie
wydukał w końcu. Jakoś nie pasuje żeby z pierdla delegować cię na zebranie organizacji ZMP. Ot masz szczęście że taka jest potrzeba i kary nie będzie. Sztab ma na ciebie oko,dodał jak by od niechcenia.
Teraz idź na kompanię,od jutra wracasz do pracy tylko pamiętaj
nie szukaj kłopotów. Powinno ci wystarczyć. Zrozumiano? -Tak jest!

Rozdział szósty

Powrót do pracy nie był dla Staszka przyjemny.Dni spędzone w izbie chorych rozleniwiły go i rozchartowały.Ciepło i biała pościel to luksus który szybko pozwala zapomnieć orzeczywistości.
Dnia codziennego.Zima ani myślała ustąpić.Kiedy stał dygocąc, przemarznięty do szpiku kości na przystanku,czekając na przyjazd rachitycznej ciuchci stwierdził,że dół kopalni ma swoje dobre strony.Jedno jest pewne,temperatura nigdy nie spada poniżej zera.
Przebrał się w łaźni w ciuchy robocze by pierwszą windą zjechać na dół lecz gdy pobierał lampę spotkała go niespodzianka.Potężna baba o czerwonej twarzy ukraińskiej chłopki oświadczyła mu łamaną polszczyzną,że lampa jest zablokowana i powinien i ma się zameldować w biurze sztygarów.Przeczucie podpowiadało mu,że sprawa kontaktów z dwójką niemców nie zakończyła się pobiciem.Widać Heinel i Willi kombinowali coś z zachodnimi imperialistami ale co on ma z tym wspólnego.Zwariowali wszyscy i ci w mundurach i ci na kopalni. Stał w biurze planistów oddziału i mimo woli słuchał jak jego sztygar wykłócał się z kimś o ludzi dla oddziału.
-Ja ich panie inżynierze nie oddam bo samymi żołnierzami i emigrantami wydobycia nie pociągnę.To są jedyni fachowcy jakich mam.
-Kurwa chyba wiem,że są dobrzy,krzyczał ktoś do słuchawki,co ty sobie myślisz,że może ja pójdę do kryminału za tych zasranych germańców.
-Tego mundurowego hanysa posyłam na zwały niech tam pracuje jak mu dół śmierdzi a tych dwóch germańców zostawiam niech kończą robotę przy zawale.
-Idę do naczelnego,słychać było głos w słuchawce,jak każe ich zostawić to zostaną, każe ich przenieść będą przeniesieni. Głośne trzaśnięcie drzwiami i zdenerwowany kierownik oddziału prawie wpadł na Staszka.
-Ty jesteś z wydobywczego ,zapytał.
-Tak,odpowiedział speszony nerwową sytuacją.
-Od dzisiaj pracujesz na powierzchni,planista wypisze ci kartę obiegową.Zgłosisz się u sztygara powierzchni,będziesz pracował na zwałach.Kolejny rozdział kariery zawodowej myślał kiedy w brudnej breji człapał do biura powierzchni.Wszedł do tego samego baraku co wtedy kiedy został pobity.Zapamiętał rozkład biur więc na pewniaka wszedł do pani sztygar.Miał pecha tej sympatycznej pani inżynier która wtedy zadbała by karetka odwiozła go do szpitala nie było.Rozmawiał z facetem który sam siebie tytułował
kierownikiem oddziału.
-Zyguś,zawołał do kogoś w sąsiednim biurze,zaprowadź faceta do Heinza i Berty będzie pracował na haszplu.Powiedz,że jest to uzgodnione z panią inżynier.
Z za szafy wysunął się młody chłopak o bladej cerze i pucułowatej twarzy.
-Posłali cię z ciepłego dołu na największe wydmuchowisko jakie znam.Sybir to nic w porównaniu z haszplem pod stożkiem.Musiałeś zdrowo podpaść,cedził przez zęby wypluwając przy okazji przeżute pestki słonacznika.
-Kto jest kierownikiem tego sybiru,zapytał by zmienić temat.
-Kierownikiem jest Zenek ten sam z którym rozmawiałeś ale wogóle kierownikiem całej powierzchni jest baba,mgr.inż Krystyna Lisowska.Dupa nie z tej ziemi sam zobaczysz.Figura,nogi i cała reszta super ale nie próbuj łapać ją na bajery.twarda jest i zaraz
człowieka zjebie jak bezpańską sukę,nie warto zaczynać.Słuchał i nie przyznał się,że poznał panią sztygar w dość szczególnych okolicznościach.Dochodzili do miejsca gdzie miał pracować.
Oddalone od zabudowań kopalni usytuowane było w szczerym
polu narażone na podmuchy lodowatego wiatru.Sybir,trafna nazwa.
Praca przy kołowrocie pozornie była prosta i łatwa.Mała sapiąca lokomotywka zwana przez górników „benzolkom”pchała przed sobą wózki górnicze załadowne kamieniami które górnicy urabiali by dostać się do pokładów cennego węgla.Do zadań obsługi
kołowrotu należało w odpowiednim momencie podpiąć wózki do liny i przy pomocy kołowrotu wyciągnąć je na wzgórek rozrządowy przerzucić zwrotnicę czyli wajchę tak by pod własnym ciężarem staczały się hamowane jedynie podkładanymi łomami do samej krawędzi czterometrowej dziury w którą wjeżdżał wózek platforma ze stożka zwanego hałdą.Platforma wyciągana była na szczyt stożka gdzie ekipa „kipiarzy” odbierała wózki i „kipowała”-opróżniała je.Następnie spychacz niwelował i ubijał wszystko.
Jedynym zabezpieczeniem przed wpadnięciem wózków do dziury było staczać je tylko wtedy kiedy platforma była na dole lub użycie w ostateczności wykolejnicy usytuowanej metr od krawędzi dziury.Wszystko na pozór dziecinnie proste a jednak było to najbardziej awaryjne miejsce na kopalni.Pochyłość po której staczały się wózki była na tyle duża,że często nie wystarczał jeden łom wkładany w koło jeszcze gorzej było gdy szyny po których toczyły się wagony były wilgotne lub oszronione.Oczywiście należało staczać wózki tylko w tedy kiedy platforma była na dole bo wtedy po prostu nie było dziury.To była teoria w praktyce by podnieść wydajność nie przestrzegano tej zasady.Wydajność,słowo rozkaz.
-Ptakowski,mówił do niego sztygar pracujący na zmianie,jesteś razem z Bertą i Heinzem to są autochtoni stare asekuranty,ciągną wózki tylko wtedy kiedy platforma jest na dole,musisz to zmienić. Pamiętaj jak pociągniecie wózki na okrągło to robimy150%normy a to znaczy dodatkowa premia.Bertę poślij na wajchę i drugi tor a Heinz niech posypuje tory piaskiem,będzie lepsze hamowanie.Mały człowieczek o rozbieganych oczach,kierownik zwałów.Poklepał go po plecach na znak,że wszystko będzie dobrze.I tak wdrożył się do
nowej pracy wykonując polecenie sztygara Zenka by ciągnąć wózki na okrągło.Czuł dezaprobatę niemców dla takiej formy pracy która w każdej chwili groziła katasrofą.Ale udało się raz i drugi a Zenek poklepywał po plecach i zacierał ręce .Staszek był zły i rozczarowany,że ani razu odkąd pracuje na zwałach nie miał
okazji widzieć pani inżynier.Na dobrą sprawę to nie bardzo wie dlaczego traktuje to jako prywatną porażkę.Ostatnia rozmowa,
prawie serdeczna opieka gdy po pobiciu meldował się u niej by
go zatrudniła.Jej aluzja o Heinelu i Willim w kontekście spotkania
wigilijnego,czy to daje podstawy do snucia jakiś planów by ni e
powiedzieć oczekiwań.Fakt jest ładna,zgrabna bardzo miła tylko,że potrafiła również rzucać mięsem i piorunami.Ale przecież ona jest
mężatką,kierownikiem,mgr.inżynierem a on jest zapiepszonym
pseudożołnierzem robotnikiem przymusowym poprostu nikim. Ot co.Jednak często wracał do rozmowy z panią inżynier.Była dla niego jakaś inna tak jak by bardziej serdeczna.Choć pewnie to tylko jego chorobliwa wyobraźnia podpowiada mu wyimaginowane
oczekiwania.
Początek potwierdzał słuszność decyzji sztygara zmianowego by ciągnąć wózki na okrągło.Przy wyraźnej niechęci niemcy podporządkowali się nowej organizacji pracy.Berta z liną czekała na wózki pchane przez „benzolkę”,zaczepiała hak i dawała znak na kołowrót by ciągnąć,następnie biegła by przerzucić zwrotnicę.
Wydawało się,że wszystko gra a jednak napięcie wśród niemców było ogromne.Jak tylko wózki zaczęły staczać się z górki rozrządowej a platformy nie było na dole Heinz podnosił krzyk „Heilige Ana,awaria,kurwa mać”podnosił przy tym ręce w górę jak by na trwogę.Berta choć nie krzyczała to przeżywała każdą operację tak bardzo,że mimo mrozu pod kroplami spływał po jej czole.Staszkowi wydawało się,że niemcy histeryzują.Parę razy gotowy był zareagować ale musiałby się przyznać do znajomości języka niemieckiego a tego nie chciał zrobić nauczony smutnem
doświadczeniem z Heinzem i Willim.Czekał aż sprawa dziwnego zachowania się niemców wyjaśniła się sama.Pracowali na nocnej zmianie.Mróz który za dnia popuszczał w nocy przy bezchmurnym niebie łapał na całego.Wszystko co metalowe pokryło się srebrną warstwą szronu.Wyglądało to bajkowo pięknie.Świat tysiąca
i jednej nocy ale było śmiertelnie niebezpieczne.
-”Stani heute sehr geferlich”-Staszek dzisiaj jest bardzo niebezpiecznie,stali obok niego z przerażeniem w oczach.”Awaria kurwa mać,polizei,keine norma”,Heinz nie krył przerażenia i na wszystkie sposoby próbował wytłumaczyć Staszkowi,że należy
przerwać opuszczanie wózków.Udawał,że nie rozumie co do niego mówi.Postanowił,że będą opuszczać wózki nie czekając na
platformę.Kazał Bercie zapiąć linę i przy wrzasku Heinza wózki powoli zaczęły staczać się w dół.Już po paru chwilach zrozumiał,że popełnił błąd,wózki jak tylko minęły zwrotnicę nabrały niebezpiecznej prędkości.To co się stało w następnych chwilach przypominało koszmarny sen,pomimo sypania suchego piasku pod koła,podkładania łomów skład nabierał prędkości.”Heilige Ana awaria!kurwa mać!”Heinza nie pomagało a podkreślało jedynie grozę sytuacji.Kiedy wydawało się,że nic nie uchroni wózki przed wpadnięciem do dziury nagle z ciemności wyłonił się jakiś cień
błyskawicznie złapał za wykolejnicę i spowodował,że wózki nie wpadły do rząpia zatrzymując się tusz przed krawędzią diury.
Matko Boska ten ktoś wpadł chyba pod wózki.Staszek stał
sparaliżowany sytuacją.
-”Heilige Anna,awaria,kurwa mać”nad wszystkim unosił się podobny do wycia kojota głos Heinza i w tej samej chwili z za sterty powywracanych wózków odezwał się kobiecy głos,
-czyście poszaleli w taką pogodę puszczacie wózki kiedy nie ma platformy!Ochlapana błotem stała pani sztygar.Staszek poczuł ulgę,ktokolwiek włączył wykolejnicę żyje.
-”Heinz du alte pamufel”-ty stary idioto jak długo pracujesz na kołowrocie.Stała wściekła z rozpuszczonymi włosami rozglądając się za hełmem który spadł jej z głowy.Koniec roku,kopalnia dobija plan a wy co!sabotaż?Kupa głupków.Gdzie jest mój hełm,pytała się nie wiadomo kogo.Staszek bez słowa podał jej hełm który znalazł
pod stertą kamieni.
-Pan kierownik zwałów kazał ciągnąć na okrągło,próbował się bronić. Powiedział,że norma, plan...
-Ten pan nie jest kierownikiem,weszła mu w słowo,chcecie sobie narobić kłopotów to słuchajcie tego kierownika z bożej łaski. Jeszcze zmagała z włosami ale widać,że złość już jej przeszła.
Popatrzała się na niego jak stał skruszony z miną skarconego
dziecka i wyraźnie się uśmiechnęła.Rzeczywiście piękna kobieta, pomyślał kiedy odwróciła się do niego plecami i podeszła do przerażonych niemców.Krótką chwilę rozmawiała z nimi następnie poklepała Bertę po plecach i podeszła do telefonu.Rozmowa była głośna ale rzeczowa.Pani sztygar ignorując obecność Staszka po-
deszła do kołowrotu.Heinz z Bertą zapinali linę do poszczególnych wózków a pani sztygar umiejętnie manipulując kołowrotem wyciągała je ze sterty kamieni.We trójkę pracowali jak sprawna maszyna.Staszek włączył się gdy była potrzebna siła by każdy
wózek ustawić z powrotem na szynach.Kiedy skończyli zjawiła się brygada ludzi która zbierała porozrzucane kamienie i kładła je do wózków.Pani sztygar podeszła do Staszka i skinęła głową by szedł za nią.Siedzieli w drewnianej szopie przy rozpalonym piecyku nazywanym przez górników”koksiok”.Pani sztygar zajęta była poprawianiem swojej fryzury i jak by zapomniała,że przecież obok siedzi facet.Nawet taka ubrudzona po twarzy jest ładna pomyślał obserwując kontem oka jej zabiegi.
-Teraz nie jesteśmy im niepotrzebni wiedzą co mają robić,mówiła głosem pozbawionym emocji.Wpadłam popatrzeć na trzecią zmianę i usłyszałam krzyki Heinza,wiedziałam że dzieje się coś złego. Niemiec w zależności od zagrożenia zmienia tonację głosu,jak wyje znaczy się,że zagrożenie jest wielkie.Mówiła przyciszonym głosem
ciepłem tembrem który łechtał jego uszy.Przed chwilą pani sztygar władcza nie- znosząca sprzeciwu a teraz ciepła jak by szukająca oparcia w męskich ramionach kobietka.
-Nie zgłosimy awarii,dochodzenie,szukanie wrogów ludu i całe to duperele.Heinz z Bertą wiedzą co to znaczy dlatego są tacy przerażeni.Musisz uważać i nie dawać się wpuszczać w maliny, mówiła tonem prawie przyjacielskim,podając mu papierosa.
Kiedy nerwowo szukał zapałek ona bezceremonialnie wyjęła z piecyka rozpalony pręt sama odpaliła i podała jemu.Pamiętaj jak jest wilgotno a szczególnie jak jest szron całe torowisko zamienia się w tor saneczkowy.
-Ja chciałem wykonać polecenie kierownika i to wszystko,wzruszył ramionami.
-Jakie polecenie.Masz to na piśmie?Pamiętaj ty masz eksploatować kołowrót zgodnie z instrukcją która wisi na ścianie o tutaj za moimi plecami,pokazała głową.Ta mała instrukcja będzie alibi dla tego który kazał ci robić coś nie tak jak jest zapisane,a wiesz dlaczego,
bo ten ktoś dał ci polecenie ustne bez świadków i on się tego wyprze.To pozornie zafajdłane stanowisko jest najbardziej awaryjne na kopalni.Jak stoi stożek stoi szyb a jak stoi szyb stoi wydobycie a jak stoi wydobycie dyspozytor wykonuje telefon do określonych służb i zaczyna się afera.Już kilku facetów zapłaciło karierami za lekceważenie stożka.
-Ona jest fantastyczna,nie potrafił ukryć podziwu nie tylko do jej urody ale i dla jej normalności takiej zwykłej ludzkiej normalności. Przecież ma prawo do tego by ich z rugać ba zrobić awanturę a ona mówi jak by nigdy nic.Niesamowite.
-Słuchasz co do ciebie mówię,wyrwała go z zamyślenia.Speszył się jak sztubak złapany na gorącym uczynku.
-Tak pani inżynier wymamrotał pośpiesznie.
-Nie musisz mnie tytułować,nie wymagam.-Wylizałeś się z ran zapytała nagle zmieniając temat.Pamięta, przemknęło mu przez myśl.Na rekonwalescencję posłali cię na zwały.Niepojęta głupota. Na zwałach trzeba się więcej napracować niż na dole i do tego jeszcze marznąć ale oczywiście liczy się bohaterski dół.Tak to sobie postanowili ci co decydują, nic na to nie poradzimy.
-Ja to zupełnie się nie liczę, powiedział sarkastycznie.Słucham i wykonuję rozkazy.
-Aleś ty przekorny Ptakowski zawsze musisz mieć ostatnie słowo. Ty się nie liczysz,ja się się nie liczę od małe trybiki w machinie.
Wwygląda na to,że pani sztygar ma ochotę na pogawendkę.
Jest naprawdę ładna,przekorna myśl uparcie wracała nie pozwalając mu na prowadzenie merytorycznej rozmowy z panią inżynier.
-Dowiedziałam się z naszej ostatniej rozmowy,że masz średnie wykształcenie,dobrze pamiętam?
-Dobrze.
-Czy dobrze rozumuję,że w związku z tym biegle władasz językiem polskim w mowie i piśmie.
-Dobrze,tak mi się zdaje.
-Zabiorę cię stąd.Jeszcze jedna taka awaria i kłopoty gotowe.Jeżeli próbują ci przypisać wrogą działalność to lepiej dmuchać na zimne, mówiła ściszonem głosem.Potrzebuję pracownika do biura.Mam
dużo papierkowej roboty tyle,że niewyrabiam.Mówiła obserwując
go uważnie jak byoczekiwała z jego strony podziękowania czy błysku radości.W dalszym ciągu uważasz się za pokrzywdzonego?Nawet to pamięta,zrobiło mu się miło,że pani co by nie powiedzieć mgr.inż.pamięta takie szczegóły z ich rozmowy.
-Heinz i Berta to porządni ludzie ale są straszliwie przerażeni kiedy na kołowrocie dzieje się coś niedobrego,zmieniła temat rozmowy.
-Dlatego tak straszliwie klną?
-Rzeczywiście niezły repertuar,potwierdziła ale pamiętaj większość przekleństw nauczyli się od naszych rodaków.Oni przeszli swoje, płacili rachunki za tych którzy rozpętali to wojenne świnstwo i uciekli.Berta w przypływie słabości wypłakała całą swoją tragedię do mojej bluzki.Dałbyś wiarę,że ona jest córką bardzo bogatej rodziny która posiadała fabrykę porcelany.Przeszła reedukację u rosyjskich sołdatów.Terazmieszka w baraku i czasami miewa napady otępienia,wtedy ratuje ją szklanka spirytusu zagryzana słoniną.W drzwiach szopy ukazał się Heinz.
-Ales ist in ordnung-wszystko w porządku zameldował.
-Haraszo,odpowiedziała po rusku.Popatrzał pytającym wzrokiem ale wnet zrozumiał,że pani sztygar jest w dobrym humorze i po prostu żartuje.Jeszcze raz kiwnęła głową wstała i poklepała Heinza po plecach.Zwykłe wykolejenie.Uradowany niemiec wyszedł z szopy a ona postała chwilkę obróciła się na pięcie i zniknęła w mroku nocy.Parę miesięcy a już a już poznał dół ze słynnym czwartym oddziałem i całą makabrą upadowych ścian wysokich na kilkadziesiąt centymetrów,z wodą lejącą się za kołnierz i zagrożeniem metanowym.Wie co to znaczy usuwać skutki zawału przy walącym się stropie i trzeszczącej obudowie.Władza która zadecydowała,że zamiast studiów będzie fedrował węgiel pozwoliła mu również poznać obsługę kołowrotu na zwałach.Wyjątkowo ciężka i stresująca praca, stałe zagrożenie awarią i świadomość,
że możesz być posądzony o sabotaż.
Znowu się udało.Siedzi za biurkiem i bez przerwy sporządza jakieś listy,a to na mydło to znowu na ręczniki,czasami na wyraźne polecenie pani inżynier chodzi do magazynów pobierać materjały biurowe.Czyli jest pracownikiem umysłowym-biuralistom na przekór tym którzy postanowili go resocjalizować do poziomu robotnika niewykwalifikowanego.Pierwsza praca umysłowa po maturze to praca pisarza pani sztygar mgr.inż.Krystyny Lisowskiej dobre i to. Swoją drogą ma szczęście,zawsze obok siebie spotyka ludzi życzliwych którzy pomagają mu w chwilach trudnych.Bo by było z nim gdyby nie zwykła ludzka przyzwoitość obu autochtonów Willegoi Heinela.Bez jednej godziny szkolenia został posłany do pracy dołowej na jeden z najtrudniejszych oddziałów i do tego do
usuwania skutków zawału.Przez pierwsze dni kazali mu siedzieć i pilnować śniadania a po tym stopniowo krok po kroku oswajali go z zagrożeniami.Nie ustrzegli od wypadku ale to już była jego lekkomyślność i brak koncentracji.A teraz spotkanie takiej osoby jak pani sztygar Lisowska która raz zaopiekowała się nim po pobiciu a teraz podała rękę gdy utknął na wyjątkowo wrednym stanowisku pracy.Coś ta Lisowska chodzi mu po głowie.Pierwsze spotkanie zapowiadało raczej kłopoty pierwszego dnia o mało ją nie przewrócił na szczęście zdążył złapać w ramiona i uchronić od upadku.Drugie spotkanie kiedy obolały po pobiciu zameldował się u niej nie stawiało go w najlepszym świetle.A jednak coś jest na rzeczy,że oto miast zmagać się z kołowrotem i słuchać przekleństw Heinza siedzi za biurkiem u pani kierowniczki oddziału.Chyba nikt z całego batalionu nie zmienia tak często stanowisk pracy jak on. Czy to już koniec,nie miałby nic przeciw temu by tak było.
Biureczko,ciepełko i towarzystwo pięknej kobiety czego więcej chcieć.
Od kilku dni nosił w kieszeni munduru nieotwarty list od Steni i do końca nie był przekonany czy go przeczytać czy wrzucić do kosza.Niechętnie wracał myślami do tamtej nocy,kiedy niesiony nastrojem chwili zawrócił w głowie młodej dziewczynie.Wierzył,że maturzysta w wojsku to co najmniej podchorąży.Stało się inaczej.
Wysublimowany świat teatru,śpiewu i muzyki runął rozpadł się. się.Marzenie o studiach na Akademii Handlu Zagranicznego wybito mu z głowy.Został poddany brutalnej resocjalizacji.Ma być robotnikiem,taka jest wola władzy ludowej i basta . Wola przeżycia podpowiadała mu jedyne skuteczne rozwiązanie,nie rozpamiętywać krzywd.Zaadoptować się do nowej sytuacji,przetrwać.
Jak mówi chłopski filozof Heniek Borto.Przetrwać znaczy myśleć realnie a realnie to jest go wstyd przed Stenią,że został obywatelem pośledniego gatunku powiedzmy klasy C,niegodnych nosić karabin.
Perfidia tych którzy potrafili przekonać większość społeczeństwa,że tak zwani”wrogowie ludu”to ludzie gorsi w ogóle źli nie godni.
Jest przekonany,że jego szwagier wielki działacz społeczny na pewno ma na ten temat swoje zdanie-zgodne z linią partii.Ubzdurał sobie,że Stenia również tak pomysli gdy dowie się w jakim jest „wojsku”.Rozczaruje się i tyle.
W końcu ciekawość zwyciężyła,wyciągnął list otwarł i zaczął czytać.Już pierwsze zdania przekonały go,że powinien był nie otwierać koperty.Zapewnienia o dozgonnej miłości do bohatera który własną piersią osłania ojczyznę brzmiały patetyczniei i pewnie były szczere ale dowodziły,że Stenia zupełnie nie zna realiów.Gdyby zobaczyła go takim jakim jest dzisiaj to pewnie doznałaby szoku.Stary sfatygowany mundur obnoszony przez inne roczniki,oszpecona blizną twarz szybko sprowadziłyby ją na ziemię
Najlepszym rozwiązaniem będzie nie odpisać na list trochę po cierpi i zapomni.Wkładał list do koperty gdy niespodziewanie do biura weszła pani sztygar.Nieprzebrana w robocze ciuchy robiła wrażenie licealistki.Pukle włosów spięte klamrą harmonizowały z owalem twarzy a wypoczęte oczy zrobiły się jeszcze większe i tak klarowne,że przypominały oczy małej panieńki.Ona po prostu nie może się nie podobać, pomyślał podziwiając jej sylwetkę.
-Widzę,że czytamy miłosne listy i to w czasie pracy, odruchowo próbował schować kopertę do kieszeni spodni ale szło mu to opornie więc zrezygnował.
-Przynoszę panu pozdrowienia od znajomych,zaskoczony nawet nie podziękował.
-Od kogo,wyjąkał w końcu speszony.
-Heinel z żoną byli wczoraj u nas.
-Pani zna Heinela,tego z czwartego oddziału?Musiał mieć minę bardzo zdziwioną bo pani sztygar uśmiechnęła się zadowolona,że udało jej się go zaskoczyć.
-Byli wczoraj u nas ,mieszkamy po sąsiedzku,znaczy się rodzice mieszkają a ja puki co mieszkam razem z rodzicami.
-Ale przecież obrączka,pokazał oczami na jej serdeczny palec.
-Tak tak jestem formalnie mężatką,tylko formalnie.Ale to inna sprawa,ucięła rozmowę na temat jej życia osobistego.
-Bardzo żałowali,że nie przyszedł pan do nich na wieczerzę wigilijną,oni panie Staszku mają obsesję na punkcie swojego syna który wprawdzie żyje ale z wiadomych względów kontakty z nim są bardzo ograniczone,no i nie wiem dlaczego swoje niespełnione uczucia rodzicielskie próbują przelać na pana.Wytłumaczyłam im,że był pan w tym dniu niedysponowany,oczywiście Heinel
uwierzył w bajkę o kołysaniu klatki,dodała z ironią.Powiedział mi natomiast ciekawą rzecz na temat typów którzy szukali z panem zaczepki w windzie.Heinel również ma kłopoty mówił,że był wzywany na rozmowy przez panów od bezpieczeństwa.Chcieli
mu wmówić jakieś bzdury związane ze szpiegostwem.Idioci!Heinel szpieg.
-No to się pani przyznam jąkał się,że nie chciałem zgłaszać pobicia bo czułem,że za tym może się kryć prowokacja.Mnie również przepytywano czy nie przekazywałem Heinelowi i Willemu tajnych informacji.Usiadła obok na krześle,założyła nogę na nogę i oparta łokciem o jego biurko podpierała brodę słuchając uważnie tego co mówił.
-To jest po prostu straszne,to szukanie w każdym wroga,oni mają na tym punkcie obsesję,nie potrafią żyć bez wrogów prawdziwych lub wyimaginowanych.Paranoja.Rozumiem teraz,że ta bójka to efekt pana dobrej współpracy z Heinelem i Willim,jak do tego dodać,że rozmawialiście często w języku niemieckim którego obserwator
nie znał to teoria spiskowa gotowa.
-Jest tak jak pani mówi.Zarzucali mi,że jako żołnierz przyjaźnię się z Niemcami,że jestem Ślązak i ciągnie mnie do Niemców,w ogóle stek bzdur.Wiele spraw ciągnie się za mną od dawna.Ojciec walczył z Piłsudskim lał komunistów pod Warszawą w 1920roku,matka Ślązaczka wielu krewnych w Niemczech do tego ja z ostrym
niewyparzomym jęzorem.Pamiętam w klasie maturalnej podpadłem takiemu panu który uczył nas obronności.Przyłapałem go jak po lekcjach w łaźni szkolnej robił”te rzeczy”z koleżanką z klasy. Narobiłem chałasu,że niby gwałt,że szkoła a okazało się,że
to nie gwałt.Dziewczyna miała skończone 18 lat nie zgłosiła gwałtu i sprawa rozeszła się po kościach a ja miałem śmiertelnego wroga.
-Ojciec Ślązak był Piłsudczykiem,zapytała zdziwiona.
-Ojciec jest Wielkopolaninem na Śląsk trafił po plebiscycie.
-To wyjaśnia w jakimś sensie dlaczego jest pan w batalionie pracy a nie w jednostce liniowej.Niepewnym nie daje się do ręki karabinu. My ze wschodu znamy ich metody jak mało kto.Potrafią wciągnąć do współpracy prawie każdego,jak nie obietnicą korzyści to szantażem.Mój ojciec to mógłby panu zrobić wykład na temat
komunistycznych metod polityki.Tato twierdzi,że rosjanie to koktajl
na który składa się czterysta lat licząca okupacja Rosji przez ordę
Dżingis hana z z okrucieństwem wschodnich słowian i piekielną ideologią Lenina. Rozejrzała się dookoła siebie w obawie czy nie są podsłuchiwani.No to mamy temat,nie panuję nad językiem a to może mnie drogo kosztować.
-Ja również mam zbyt długi język i często mówię za dużo ale nie musi się pani obawiać,w tych sprawach potrafię milczeć .
-To dobrze,uśmiechnęła się do niego w taki sposób,że serce podskoczyło mu do gardła.Jeżeli go instynkt nie myli to chyba jej się podoba,pomyślał obserwując jej ułożenie ciała którym wyraźnie eksponowała długie szczupłe nogi no i ten obcisły
sweterek.Chyba go podrywa.Skąd taka rasowa kobieta w otoczeniu zwałów i wózków załadowanych kamieniem.Coś jest nie tak.Jego
męska wyobraźnia podsuwała mu raczej obraz kresowej polki
która cudem uniknęła wywózki na Sybir.
-Panie Staszku,obłożę pana na nocną zmianę,zmusiła go do powrotu do realnego świata.Jest robota która wymaga dużo spokoju,będziemy sporządzali listę całej załogi powierzchni w rozbiciu na wiek,płeć i staż pracy.Tego na pierwszej zmianie
nie zrobimy bo jest za duży ruch.
-Ja jestem straszny śpioch pani inżynier wybije moja godzina to zacznę chrapać,próbował się przekomarzać.
-Mam swoje sposoby na leniwych chłopów,spokojna czaszka żołnierzyku.Wstała poprawiła odruchowo fryzurę,obciągnęła sweterek i jak baletnica zakręciła się na pięcie.Mam swoje sposoby,powtórzyła zaglądając mu zalotnie w oczy.Idę,zostawiam
pana z tym listem nie przeszkadzam,mówiła to tak jak by była zazdrosna.Ale jestem zarozumiały pomyślał kiedy zamknęła za sobą drzwi.Kierownik dużego oddziału do tego magister inżynier ,do tego mężatka,do tego starsza od niego,nie ma nic innego do roboty tylko uwodzić jego szeregowca Ptakowskiego.
A jednak wziął list do ręki i zabrał się do czytania,w końcu co mu szkodzi dowiedzieć się co też myśli piękna dziewczyna z którą spędził kilka godzin pamiętnego pożegnalnego wieczoru.Było tak jak przypuszczał,Stenia traktowała sprawę bardzo poważnie. Każdym zdaniem zapewniała,że kocha,że gotowa jest przyjechać by dać świadectwo swojej miłości.Może w innych warunkach,kto wie ale nie teraz.Słusznie czy nie słusznie ale wstydził się przyznać do tego,że został zdegradowany do obywatela kategorii „C”.Jest jeszcze jeden powód który wypychał Stenię z jego pamięci.Ten powód to pani sztygar Krystyna Lisowska.Piękna,inteligentna do
tego robiąca mu nadzieje na bliższą znajomość.Żadna inna kobieta w jego życiu nie spowodowała tego by myślał o niej w sposób natarczywie ciągłyCzuł jej sympatię i byłby kłamcą gdyby nie przyznał,że jest mu z tym bardzo dobrze.Ot chociażbydzisiaj,niby przyszła popatrzeć się na oddział a praktycznie cały czas spędziła na rozmowie z nim.A jak była odstrzelona,ten obcisły sweterek,te wspaniałe nogi i ten uśmiech .Postanowił,że nie będzie żadnej odpowiedzi na list Steni,żadnych odwiedzin.Strach pomyśleć,że wypadło by im spać w tym samym pokoju gościnnym w którym w czasie świąt spały cztery pary.Podglądał je razem z sanitariuszem przez dziurę w ścianie zastawioną portretem marszałkaKonstantina Rokosowskiego.Widział upokarzające próby ratowania męskiego honoru przez facetów którzy koniecznie chcieli zadowolić „wyposzczone”żony.Porcje sody sypane do jedzenia robiły swoje
i nie pomagały żadne czary odprawiane przez rozeźlone kobiety.
Najgorsze to, to,że bywały kobiety które niepowodzenia łóżkowe z mężem rekompensowały sobie romansikami z sanitariuszami a nawet kucharzami.Pamięta jak w pierwszy dzień po świętach mężowie pojechali do pracy a żony zabawiały się z sanitariuszami.
Jedna to tak sobie pofolgowała,że zapomniała o całym świecie,
niewinna kawa,piwo,lampka wina wzmocniona wódką i już zapomniała do kogo przyjechała.Rozwalona z wysoko zadartą spódnicą leżała i dawała ujście nagromadzonej chuci którą nie zaspokoił mąż.Po tym żeby nie było śladów to wrzucili ją do dostawczeg „Żuka”i zawieźli na dworzec.Kupili bilet,wsadzili do pociągu a mężowi opowiedzieli bajeczkę,że otrzymała pilny telegram i musiała natychmiast wracać.Był jeszcze jeden
powód dla którego nie chciał wizyty Steni,tym powodem był wstyd,że miast do wojska trafił do batalionu pracy.Po latach wydaje się to śmieszne ale nachalna propaganda rzeczywiście wbiła ludziom do głowy,że ci niepewni dla władzy ludowej to „karły reakcji”,wrogowie zaprzedani imperialistom w ogóle śmieci które należy wyplenić ze zdrowej tkanki socjalistycznego społeczeństwa. Poskładał list w drobną kostkę,wsadził do kieszeni i uznał,że sprawa jest ostatecznie skończona.






Rozdział siódmy 
 Praca na nocną zmianę nie należała do przyjemności.Tak zwane
nocne marki”potrafili wprawdzie całkiem nieźle funkcjonować natomiast dla normalnych ludzi było to ogromne utrudnienie.Po prostu o określonej godzinie mózg przerywał swoją aktywność i nie pomagały żadne zabiegi. Około godzinie trzeciej zapadałeś w letarg i chcąc nie chcąc musiałeś przekimać te kilkanaście minut.
Już trzeci dzień pracował na nocnej zmianie i męczył się potwornie wyszukiwaniem danych potrzebnych do sporządzenia wykazu pracowników w/g wieku,stażu pracy i płci.Na dobrą sprawę nie wiedział na co pani inżynier potrzebne są te listy ale kazali je zrobić to robił.Początkowo wszystko idzie sprawnie,pani sztygar siedzi blisko niego i dyktuje dane z kartoteki a on skrupulatnie wpisuje je w odpowiednie rubryki,w między czasie rozmawiają o różnych rzeczach czasami bardzo intymnych czasami politycznych.Kryzys dopada ich około godziny drugiej w nocy.Jakaś klapka zapada i człowiek przestaje funkcjonować.Pani inżynier wychodzi na godzinę a nawet więcej zostawiając go kimającego nad biurkirm. Dzisiaj wyjątkowo było inaczej,pani inżynier w ogóle nie
pojawiła się w pracy. Początkowo sądził,że pewnie pani Krystyna zjawi się trochę później i czekał ale gdy okazało się,że pani sztygar wogóle nie zjawi się w pracy sam zaczął grzebać w kartotece i wypełniać rubryki arkusza formatu A3.Wszystko odbyło się standardowo,przyszła godzina druga w nocy wzięło go spanie. Kiedy się obudził zmarznięty i zdrętwiały od niewygodnej pozycji ze zdziwieniem stwierdził,że ktoś był w biurze.Zapach perfum i zwinięty sweter damski podłożony pod głowę nie pozostawiały żadnej wątpliwości. To mogła być tylko ona.Wstał by rozprostować kości gdy nagle do biura weszła pani sztygar. Była ubrana w ciepłą kufajkę i ogromne ocieplane buty,na głowie miała biały hełm oznaka dozoru.
-Jest już za ciepło na te zimowe szmaty,mówiła wyjmując nogi z watowanych spodni. Spałeś panie żołnierzu,będę ci musiała odliczyć pół dniówki.Jak będziesz podglądać koleszko to dodam naganę.Schowana za szafą wyraźnie próbowała się z nim drażnić.
Była wesoła i jakaś pozytywnie odmieniona.Odeszła pani sztygar pozostała kobieta.Gdy w końcu przebrana stanęła przed nim o mało nie spadł z krzesła. Oto z roboczej ważki zamieniła się w pięknego motyla.Ta fryzura która tak podkreślała jej urodę,ta sukienka z lejącego się materiału która świetnie kreśliła jej figurę i te czółenka na obcasach takich w sam raz by pokazać,że ma nogi i to jakie nogi.Przyszła do pracy czy na zabawę.Wiedziała,że robi wrażenie dla tego stała w wyzywającej pozie modelki wyraźnie zadowolona z zachwytu jaki malował się w jego oczach.
-Nieźle,powiedziała przeglądając zapisane arkusze papieru.Jak będziesz się tak śpieszył to skończysz w tym tygodniu i od następnego wrócisz na pierwszą zmianę.Wyczuł nutkę zawodu w jej głosie.
-Robię tak jak pani sztygar każe.
-Daj spokój z tą panią sztygar,panią inżynier,mówiła podchodząc do niego kocim krokiem.Czuł delikatny zapach perfum.
-Domyślasz się,że usiłuję ci coś przekazać,zresztą robię to już od dłuższego czasu.stała zupełnie blisko z lekko podniesioną głową i
ognikami w oczach.-Mam urodziny,powiedziała prawie szeptem pochylając głowę tak jak bywstydziła się tego wyznania.Mam urodziny i jestem sama jak ten Palec Boży,powtórzyła cicho wyznanie.
-Przecież jest mąż,tak myślę...
-co to za mąż,wpadła mu w słowo.Oszust finansowy,matrymonialny i kto go tam wie jaki jeszcze.Smarkula na studiach dała się nabrać na tanie bajery. Przepraszam,że się wywnętrzam swoimi sprawami
prywatnymi ale czasami nie mogę.
-Dlaczego pani przeprasza,czasami dobrze jest się wygadać przed kimś;pani Krystyno nie wiem co powiedzieć.Zupełnie zgłupiał,nie spodziewał się takiej sytuacji.Przecież wypada złożyć jej gratulacje a on stoi i robi głupią minę.Pani Krystyno pani jest bardzo ładna wydukał w końcu,banalny komplement,pani mi się bardzo podoba...nie pozwoliła mu dokończyć,położyła palec na jego usta.
-Dzisiaj żadnych pani,żadnych inżynierów,jestem dla ciebie Krystyna oczywiście kiedy jesteśmy sami.Prawie siłą zaciągnęła go za szafę i wtuliła w niego ciepła i drżąca.Zaczęli się całować w jakimś szaleńczym zapamiętaniu.
-Ty mój generale,mówiła jak by sama do siebie.Wypatrzyłam cię pierwszego dnia gdy przerażony stałeś na nadszybiu i podpierałeś ścianę.Było mi ciebie żal,chciałam podejść i powiedzieć ci żebyś się nie bał,że kopalnia też jest dla ludzi ale mogłam jedynie patrzeć i prosić moich znajomych Heinela i Willego aby się tobą zajęli i
zaopiekowali.Podobałeś mi się.Ty oczywiście mnie nie zauważyłeś,stara baba w kufajce i gumowych buciorach.
-Wszystkiego dobrego,zdrowia,wszelkiej pomyślności mówił trzymając ją w ramionach jak by nie zwracając uwagi na jej słowa.Heinel Willi nagle dotarło do niego to co przed chwilą mówiła.Coś dochodziło do mnie,jakieś tajemnicze odzywki Heinela,paczuszka,pozdrowienia...
-A jak myślisz od kogo?
-Zauważyłem cię wtedy,wyszeptał;zapamiętałem oczy ale najbardziej zapamiętałem przerażenie kiedy o mały włos nie przewróciłem cię do błota.Wpadłaś mi w oko ale gdy pomyślałem jaka dzieli nas przepaść,ty pani sztygar,inżynier w białym hełmie i ja ogolony na zero skazaniec przestałem mieć złudzenia.Bałem się ciebie myślałem.że za to potrącenie będziesz miała do mnie uraz.Jak usłyszałem twoją „łacinę”to całkowicie mi przeszło.
-Łacina.Tutaj nie wolno pokazywać słabości bo cię zjedzą.Ta załoga to mieszanka wybuchowa z całej powojennej Europy.Tutaj masz komunistów z Grecji i Francji a i z Polski nazjeżdżało się trochę „elementu”.Oni nie żartują,potrafią zabić,zgwałcić;nie tak dawno temu w jednym z hoteli robotniczych zgwałcili kierownika który im podpadł.Zdarzało się,że wyrównywali rachunki w łaźni.Facet stoji goły z namydloną głową a tu nagle ktoś brzytwą obcina mu no tego Albina.Uważaj to nie są żarty.Potrafiła mówić niezwykle interesująco.Z całego zdarzenia bezbłędnie potrafiła
wyłuskać rzeczy istotne i jak obrazki stawiała przed słuchaczem.
-Jesteś zdziwiony,że to ja opowiadam takie rzeczy,pewnie sobie myślisz,że mi odbiło.Nie odbiło Stachu wiem,że sytuacja żołnierzyka-robotnika usztywnia i odbiera facetowi pewność siebie.Proponuję uczciwy układ dwóch dorosłych ludzi.Zgoda?
-Zgoda,odpowiedział nie do końca przekonany co te słowa znaczą.
-Wiem,że ryzykuję ale co mi pozostało,lata mijają a ja jestem formalnie mężatka tylko bez męża.Zrozum mnie dobrze nie jestem latawicą która zalicza przystojnych facetów.Czuję się samotna oszukana przez życie i próbuję coś zrobić bo zwariuję.
Trzymał ją w ramionach oparty o szafę i milczał nie mogąc znaleść odpowiednich słów.Podoba mu się,jest śliczna,zgrabna ale jest również panią inżynier,panią sztygar,panią kierowniczką oddziału. Zdesperowany zrobił to co zrobiłby każdy facet,chwycił w pół podniósł i usiłował położyć na biurku.Wyrwała się zdecydowanie.
-Wybacz ale nie tutaj i w takich warunkach;bardzo bym chciała dzisiaj przy moich urodzinach,ale nie w pracy.Stać mnie na zorgnizowanie spotkania w lepszych warunkach.Wybacz proszę podniosła głowę robiąc minę dziecka które posunęło się za daleko. Gadam i gadam stanowczo za dużo.
-Nie dlaczego mów,próbował powiedzieć coś sensownego.
-Pomyślisz,że Lisiecka zwariowała ale ja po prostu szukam towarzystwa normalnego człowieka,tak dalej nie można żyć.Praca a po pracy zatroskane oczy rodziców którzy martwią się moim nieudanym życiem.
-Dlaczego kazałaś mi tak długo czekać nie mogłaś wcześniej puścić oko do szeregowca.Podobasz mi się Krycha od dawna ale to nie jest takie proste podrywać szefa.Bałem się,że wyląduję na zwałach.
-Na takiego strachliwego to ty nie wyglądasz,po prostu nie jestem w twoim guście,wolisz młodsze pełno ich wszędzie.Teraz dosyć gadania siadaj i częstuj się moimi urodzinowymi ciastami.
Wyjmowała z torby przygotowane ciasta,termos z przygotowaną kawą i mały czekoladowy tort.Pierwsza kawa od czasu pamiętnego wieczoru ze Stenią.Trudno się wyznać na babach,pomyślał pijąc kawę,młodziutka Ania z maturalnej klasy okazała się zwykłą dziwką by nie powiedzieć kurwą a z kolei Krystyna którą poznał jako bluzgającą łaciną panią sztygar okazuje się delikatną,ciepłą spragnioną miłości kobietą.
-Zapomniałem jak smakuje kawa a tort po prostu super.
-Smakuje ci,pytała się z niepewną miną.Muszę się pochwalić,że to jest moja robota.Nie doczekała się jego odpowiedzi bo zadzwonił telefon.Podniosła słuchawkę i nagle przestała być subtelną panią Krystyną a stała sie panią sztygar.
-Co wysrać się nie możecie bez sztygara?wózek wypadł z szyn przy
kipowaniu?I co się stało?krzyczała do telefonu.Spychacz,lina wyciągnąć i po sprawie.Co zupełnie odmieniony głos,smakuje ci?
-Bardzo,naprawdę świetne.
-Chciałabym urządzić urodziny i zaprosić cię do nas ale boję się plotek. Tak sobie myslę,że przyjdziesz do Heinela a tak naprawdę będziemy sami,chcesz?głaskała go po głowie próbując złapać za powoli odrastające włosy.
-Pytanie jasne,że bym chciał ale chyba nie dostanę przepustki.Mam zapiepszone sprawy u informacyjnego,pobicie,podejrzenie o kontakty z niemcami i to właśnie z Heinelem i Willim,wystarczy tego by zapomnieć o wyjściu na miasto.
-Wiesz oni naprawdę mają źle poukładane w głowach.Komuchy to sami intelektualni zboczeńcy,ażeby do nich przystąpić to należy mieć albo zwichnięty kod genetyczny albo potężny interes.
-To komuchy mają potężne interesy,próbował żartować
-Jak każdy chłop zaraz o tych sprawach.Interes.
-W czasach szkolnych trenowałem szermierkę i był tam taki jeden,mówili,że komunista ale w łaźni widziałem,że interes miał malutki.
-No tak ja wysilam się na poważną rozmowę a ty,jak każdy chłop wszystko sprowadzasz do wielkości interesu. Heinel i Willi szpiegami kontynuowała myśl,mieszkamy obok siebie od 1947 roku i bez ich pomocy moi rodzice nie dali by rady zaadoptować się nowych warunków.To Heinel przełamał w nas negatywne nastawienie do wszystkiego co niemieckie.Ty wiesz co oni wycierpieli jak przyszli ruscy.Kto tutaj pozostał?robotnicy i niemieccy komuniści którzy czekali na czerwonoarmijców jak na zbawienie.Czego się doczekali?rabunek,mord i gwałt,zresztą pierwsi Polacy nie byli lepsi.Ale to nie jest temat na taki
dzień jak dzisiaj.Przepraszam,że ciągle wracam do tych naszych
dupereli,widać siedzi to głęboko w mojej podświadomości.









Rozdział ósmy

Sprawa utworzenia w kompani koła ZMP urosła do najważniejszego problemu od którego zależał awans dowódcy a pośrednio również los Staszka..Zobowiązany do zorganizowania zebrania założycielskiego chodził po wszystkich izbach i namawiał chłopaków żeby zgodzili się wejść do zarządu koła.Sprawa nie była wcale łatwa bo wielu nie wiedziało co to jest ZMP a ci co wiedzieli często po prostu odmawiali.
-Cłowieku jak eś je wierzący to mosz swoja organizacyjo a jak ci mało to możesz wstąpić do kółka różańcowego,Borto dorwał go na korytarzu.
-Heniek jesteś przewidziany na przewodniczącego koła ZMP.
Rozumiesz.
Ja pomagam tobie zebrać chłopaków żebyś miał z kim obradować a ty proponujesz mi kółko różańcowe.
-Cłowieku jo je słabopiśmienny i nie nadowom sie na szefa rozumis Stachu,Borto bronił się uparcie przed funkcją.
-Heniek dostałeś urlop?
-Dostołech
-Przywiozłeś swoje skrzypeczki.
-Przywiozłech
-Byłeś u swojej Hani?
-Byłech.
-Pamiętasz jaka była umowa.Co cię pokręciło ?Było powiedziane, że dostaniesz cztery dni urlopu,za to zgodzisz się być szefem koła
ZMP w kompanii.Będziesz na akademiach grać na tych twoich skrzypkach a i śpiewać też będziesz mógł.
-Grać mogę a przewodniczącym nie byda boch je słabopiśmienny.
Sytuacja stawała się nieprzyjemna w końcu Borto rzeczywiście był
półanalfabetą i trudno nie przyznać mu racji ale z drugiej strony dowódca kompani zaakceptował go na przewodniczącego koła i a konto dał mu nawet cztery dni urlopu.Staszek z kolei miał obiecaną przepustkę w zamian za sprawne zorganizowanie zebrania. Wściekły,że tak słabo idzie mu agitacja położył się na swojej pryczy.Chciał ponownie przemyśleć jak skutecznie namówić chłopaków by chcieli się zapisać do ZMP.W końcu od tego zależało czy dostanie przepustkę i czy spotka się z Krystyną. Swoją drogą gdyby jemu parę miesięcy temu ktoś powiedział,że on Stanisław Ptakowski będzie agitował za wstępowaniem do komunistycznej organizacji młodzieżowej to uznał by go za szaleńca.Tymczasem prawda jest taka,że teraz lata po izbach i namawia chłopaków by wstępowali do organizacji którą mie tak dawno temu uważał za wrogą.Jeżeli nie namówi tegoHeńka by został przewodniczącym to z przepustki nici i nici ze spotkania z piękną panią sztygar po którym wiele sobie obiecuje.Zdążył się oswoić z myślą,że groźna pani sztygar dla niego jest po prostu Krystyną ale teraz wypadałoby przypieczętować to zbliżenie intymnym spotkaniem, dopiero wtedy będzie pewny,że Krycha jest jego.
Skończył pracę na nocnej zmianie i od kilku dni wykonuje jakieś zlecone przez sztygara zmianowego prace polegające na bieganiu po magazynach czasami biurach.Z Krystyną widuje się rzadko bo uznali,że tak będzie bezpieczniej choć prawdę powiedziawszy w pierwszym porywie uważał, że pani mgr.inż. urządza sobie żarty, sama stawia kuszące propozycje a po tym wycofuje się i gra na zwłokę.Po czasie zorientował się,że tak nie jest.Krystyna była z gruntu porządną kobietą i chyba miała wyrzuty,że wykorzystuje pozycję szefa a do tego prześladował ją kompleks wieku.
Była po prostu starsza od Staszka no i rzecz najważniejsza chciała mieć pewność,że młody przystojny chłopak nie robi tego z litości do kierowniczki której nie wyszło w życieu osobistym.
Jego stosunek do sprawy był prosty i przejrzysty.Krystyna była piękną młodą kobietą a,że parę lat starsza od niego?nie robiło to różnicy.Była piękna tą pięknością która przyciąga facetów jak dojrzała pomarańcza.Wszystko w niej było w sam raz niczego za dużo nieczego za mało.Była na tyle dojrzałą kobietą,że niewstydziła się pierwsza zrobić gest w jego kierunku,równocześnie jak ognia wystrzegała się prostactwa i wulgarności..Wolała po czekać lub nawet zrezygnować niż zrobić coś czego należało się wstydzić.
-Ptakowski do dowódcy!głos dużurnego niósł się po korytarzu. Zeskoczył z pryczy,poprawił mundur i poszedł do biura dowódcy kompaniWszedł do biura i nawet nie zdążył otworzyć ust kiedy podniecony podporucznik wyszedł mu na przeciw.
u-W czwartek w naszej kompani wzorcowe zebranie.Rozpoczął bez zbędnych cerygieli.Będzie ktoś ze sztabu batalionu,jakiś sekretarz partii z miasta i pewnie kilku innych ważnych ludzi.Wszystko musi grać na sto dwa.Przyprowadź tego twojego przewodniczącego jak mu tam, Borto ,omówimy szczegóły.
-Kiedy obywatelu poruczniku Borto się wycofuje,odmawia bo twierdzi,że jest analfabetą i nie da rady.
-Co ty mi tu kurwa zasuwasz za kawały,jakie wycofuje,jaki analfabeta,dostał urlop?dupczył się przez kilka dni jak bezpański pies a teraz odmawia.Borto do mnie krzyczał na cały barak. Dyżurny przyprowadź tego omszałego skurczybyka,zapleśniałego
muzykanta,grajka.Porucznik ogarnięty furią nie czekał aż przyjdzie wezwany lecz lecz sam biegł do niego wyrzucając z siebie kaskady wyrafinowanej domowej łaciny.
-Szeregowy Borto,ryczał na cały głos,ja cię każę wykastrować ty ryży małpiszonie.Pisałeś piękne raporty o urlop a teraz pierdolisz żeś jest niepiśmienny.Ty psi chwoście z kogo robisz sobie żarty?ze mnie?swojego dowódcy.Cztery dni dupczyłeś się na mój koszt a teraz ZMP ci się niepodoba?.Baczność!poskręcanakreaturo,krokiem defiladowym do mojego biura,marsz!
Słychać było tupot butów i do biura wszedł wyprężony jak struna Heniek Borto.Był bez munduru z pasem przewieszonym przez szyję i bez czapki.Za nim do biura wpadł rozeźlony dowódca kompani.Widok defilującego Heńka Borto bez czapki,munduru z pasem dyndającym u szyi był tak komiczny,że Staszek nie wiedział czy się śmiać czy płakać.Podporucznik trzasnął drzwiami usiadł za swoim biurkiem i najspokojniej wyjął paczkę „wczasowych” , poczęstował wszystkich.Kurtuazyjnie wyjął srebrną zapalniczkę i przypalił wpierw Heńkowi następnie Staszkowi a na końcu sobie i spokojnym głosem powiedział.
-W czwartek w naszej kompani odbędzie się uroczyste zebranie koła ZMP.Czy to rozumiecie?
-Tak jest obywatelu...wyrwał się Borto.
-Mam w dupie twoje obywatelu,przerwał mu bezceremonialnie.
Koła ZMP powtórzył tonem nie znoszącym sprzeciwu.
-Tak jest odpalił Borto.
-Więc się rozumiemy?
-Tak jest.
-No to nie ma sprawy.Nastepny punkt, zwrócił się do Staszka prowadzisz zebranie i proponujesz kandydatów do zarządu.Jeszcze jedna sprawa zebra nie musisz rozpocząć odśpiewaniem międzynarodówki.
-Może Heniek Borto mógłby zagrać melodię na skrzypcach od niechcenia zaproponował Staszek.
-Zgoda niech będzie z muzyką,dowódca zaakceptowałpomysł.
Moęcie odejść a ty Borto jak jeszcze raz wejdziesz do mojego biura w koszuli to zafasujesz dwa tygodnie ścisłego.
Zebranie odbyło się przy stuprocentowej frekwencji,po prostu drużyny przychodziły w sposób zorganizowany z pełnym zachowaniem dyscypliny.Za stołem prezydialnym siedział dowódca kompani oraz dowódcy plutonów.Zebranie prowadził Staszek.
Żaden z zapowiedzianych gości nie przybył.Chyba opatrzność czuwała nad nimi bo w innym przypadku prawdopodobnie doszło by do skandalu i to skandalu politycznego,a było to tak.Staszek jako prowadzący otworzył zebranie i dał znak Heńkowi Borcie by zagrał międzynarodówkę.Borto potraktował granie jako samodzielny występ.Wstał ukłonił się sali i zaczął grać.Kilku chłopaków nawet próbowało śpiewać międzynarodówkę ale rychło okazało się,że
Heniek gra zupełnie inną melodię i to jak inną.Borto grał Rotę.
Rozdźwięk pomiędzy salą a grajkiem był tak duży,że Heniek przestał grać, i najspokojniej w świecie powiedział „Niewysło”.
Odliczył na głos „roz dwa trzy” i znowu zaczął grać melodię Roty”. Zamiast poważnie zrobiło się komediowo.Sala się śmieje a Heniek najspokojniej w świecie stroi swoje skrzypki.Skończył stroić wstał
i całym ciałem z przytupem na trzy pokazał sali,że ma śpiewć.
Pełna kakofonia.Sala swoje Borto swoje.Staszek zorientował się,że szykuje się skandal i chciał przerwać te wygłupy ale uprzedził go Heniek który zwrócił się do dowódcy, z propozycją że sam
zagra międzynarodówkę.Porucznik się zgodził i Borto zaczął grać.
Staszkowi z jeżyły się włosy,czuł krople potu na czole i czekał na moment kiedy dowódca przerwie tę błazenadę.Przecież ten Heniek
wpędzi nie tylko siebie ale i jego w polityczna kabałę.A tu nic.
Borto dograł rotę do końca.Borto został wybrany jednogłośnie na przewoniczącego koła ZMP.Borto zagrał na koniec wiązankę melodii ludowych a zakończył nieśmiertelnym”wio koniku”.Po zebraniu spotkali się w izbie Staszka.Heniek Borto był szczęśliwy , że dane mu było zagrać przed pełną salą ludzi.
-Co ty wyprawiasz,przywitał go zdenerwowany i przerażony.
jeszcze nie docierało do niego,że nikt się nie połapał w tym co się stało.
-Czyś ty kurwa ocipiał,na zebraniu Związku Młodzieży Polskiej miast międzynarodówki grasz Rotę.Przyznaj się szczerze,nie znasz melodii międzynarodówki.
-Cłowieku znom jyno trocha inszo,powiedział z rozbrajającą szczerością.W remizie grom na majowe świynto i na lipcowe tyż grom i przichodzom sekretorze i direktory i jak przidzie „tak mi dopomóż Bóg”to podnoszom palce do góry i wszystko gro.Chcesz mi pedzieć co tukej je inszo Polska?
-Heniek pomału bo zaczynam wierzyć,że pogrywasz sobie zemną. Ty wiesz,że my żyjemy w tak zwanej ludowej demokracji.Wiesz co to znaczy.
-A co mom nie wiedzieć.Demokracjo je ludowo i rota jak prawi nosz wielebny tyż je ludowo.Wszystko gro Stachu.
-Heniek schowaj skrzypce i zapomnij o graniu bo jak sprawa trafi do oficera od informacji to cała kadra kompanii trafi do kryminału a my dwaj pojedziemy na Sybir karczować lasy.
-Powiym ci tak Stachu ty zaśpiywiej ta miyndzynarodówka jak umisz a jo zaroski zagrom.Mnie styknie roz usłyszeć i zaroz grom. Take mom ucho.Rozumis cłowieku?
Siedzieli na pryczy Staszek śpiewał międzynarodówkę specjalnie dla Heńka akcentując każdą zgłoskę.
-Cłowieku mom grać o wyklyntym ludzie,bez kogo wyklyntym?
Bez kościół katolicki?O takim mom grać?Cłowieku to niy lepiej grać o tym,że”nie rzucim ziymi skond nasz ród.”Co tu cłowieku grajom?
-Teraz nie dyskutuj ty chłopski filozofie, pierdoło jedna tylko ucz się grać bo rozeszło się po batalionie,że jest muzykant i w każdej chwili mogą cię wezwać do grania na jakieś akademii gdzie będą ludzie którzy potrafią odróżnić rotę od międzynarodówki. Nie, to się nie mieści w głowie,sala śpiewa międzynarodówkę a Heniek gra rotę i nikt nie poszedł do kryminału.Do izby wszedł dowódca kompanii ,usiadł na pierwszej z brzegu pryczy uśmiechnięty i zadowolony.
-Dobra robota chłopaki.Widzisz skurczybyku jak cie dobrze opierdolić to potrafisz być i przewodniczącym i muzykantem,
zwrócił się do Heńka.No to zagraj tak po swojemu,od ucha do ucha.I Heniek zaczął grać.Pierwsze melodie były tęskne pełne mazowieckiej melancholii by stopniowo przejść do rytmów bardziej szybkich takich oberków,mazurów i popłynęły dowcipne przyśpiewki słuchane na weselach w kieleckim by raptem oczarować słuchaczy skocznym krakowiakiem.Melodia zachodziła
na melodię porywała grającego który zapomniał o całym świcie i
rozmarzonym wzrokiem patrzał się w okno i znowu nagle jak nie tupnie z całej siły jak nie zacznie wirować grać i śpiewać...to był Heniek Borto artysta.Prosty człowiek nieznający nut ale mający muzykę w sobie w głębi duszy.To nie Heniek grał to muzyka grała poprzez niego.Skończył zamaszystym obertasem,wstał i z miną zwycięscy czekał na oklaski.
-Dobrze grasz,pochwalił go porucznik,widać urlop nie poszedł na marne.Będzie grajek będzie muzyka a będzie muzyka będą i baby, przyjdą na stołówkę jak tylko usłyszą,że można potańcować.Wstał i szykował się do wyjścia.A ty zwrócił się do Staszka masz co twoją przepustkę na 48 godzin zasłużyłeś.Wyszedł dumnie wyprostowany Zostali sami w pustej izbie,dopiero po dłuższej chwili odezwał się Borto,
-widzis cłowieku mówisz,co słabo grom miyndzynarodówka a oficer chwoli,hę i komu tu wierzyć.
-Wierz komu chcesz, graj co chcesz to twoja sprawa tylko pamiętaj w końcu znajdzie się ktoś kto odróżni międzynarodówkę od Roty, wtedy nie miej do mnie pretensji.
-Drożnia sie z tobom Stachu.Komu mom wierzyć jak niy uconymu koledze.Jo tam swoje wiym cłowieku,zawsze lepiyj mieć dobrego kolegi niż złego,mondrego niż gupigo.Widzis Stachu lepiyj w życiu coś znacyć jak nie znacyć.
-Ty sasrany filozofie,na każdą sytuację masz swoje wytłumaczenie wsparte powiedzonkiem,niech cie...
-Wis co ci powiym Stachu ale tak szczyrze miyndzy nami kolegami
Dobrze je być przewodniczącym.Przewodniczący je wyżyj od sekretorza w gminie.No niy?
-A tutaj cię mam ty hipokryto,chcesz zaimponować swojej Hani.
Chcesz jej pokazać,że stoisz ponad sekretarzem w gminie.Mnie to tłumaczyłeś żeby nie iść na współpracę,żeby być honornym a ty co robisz?Wielki przewodniczący się znalazł.
-Myślisz,że co by być przewodniczącym to cza sie złomać,był wyraźnie zmartwiony.
-Nie,żartowałem.Posłuchaj Heniek napiszę list do twojej Hani,
piękny serdeczny list,nawet nie spojrzy na sekretarza.
-Wis,że je niepiśmienno po co dokuczosz.Bydzie list bydzie musiała iść do gminy a jak pudzie to jom sekrytorz przedupczy,tako mo natura.Jak mnie wywiyźli do tego lagru w kerym siedzymy to już dwa razy była do sekretorza wzywano,roz skuli psa że to niby podatek nie zapłacony a drugi roz skuli kontyngyntu.
-No to i tak była u niego,drażnił go.
-A powiym ci,że nie była,powiedział z miną zwycięscy.Poszła matka a prawiyła co taki był zły a tak dźwiyrzami trzaskoł,że niby urząd chce godać z Hanną a niy Marianną.Tako je bestyjo.Nie cza pisać Stachu wszystko zostało powiedziane a psa to wsadziyłech do miecha kamiyńi hop do wody.Ni ma psa ni ma podatku.Wis co ci powiym,nagle zmienił temat rozmowy.Zmontujymy orkiestra styknie taki co gro na harmonice jedyn na bymbnach a jak sie znojdzie basista abo trombkosz to bydzie cołkim ekstra.
-Ledwo zostałeś przewodniczącym i już zaczynasz kombinować jak dobry szef.
-Muzyka jako by nie była zawsze bydzie ponad politykom a wis ty uczony cłowieku czamu?nie wis to ci powiym.To jest tak.Pan Bóg tak przirychtowoł świat co wszystkie samice majom w uchu take instrumynta co som połonczone z przirodzyniym.Podziwej sie kokot zapieje cipa gupieje,taki kos tak dugo bydzie gwizdoł aż samica legnie,a dejmy na to jelyń rycy,kocur bestyjo tak miałczy,że spać nie idzie.Bez muzyka cołki świat sie zwyrto tak co by gatunki nie zginyły.Ludzie podpatrzyli natura jyno,że małokery umi śpiywać tuż wykombinowali instrumynta.Podziwej sie dej my na to na muzyce jak zagrosz tak od serca to kożdo baba miyńknie,
Chce nie chce miynknie bo tako mo natura a jak jeszcze mondry chłop zamruczy jyj do ucha to tak sie grzeje ani koczka w marcu.I teroz widzisz chłopeczku jaki by polityk nie był to jak je chłop to mu stowo a jak mu stowo to baby potrzebuje i co robi?przychodzi do muzykanta dowo nieroz dużo piyniyndzy co by zagrać tak bardzo ckliwie,że baba gupieje robi sie miynko i styknie ji naobiecywać bele co a uwierzy bo chce wierzyć.Jak grosz na
muzyce to wszystko wypatrzysz bywo,że nojwiynkszo paniczka a wychodzi na szpacyr z ostatnim łajdusym bo dotar do niyj bez ucho.
-Tyś się pomylił z powołaniem,Heniek.Na wszystkie ludzkie sprawy masz gotową receptę.Miałeś zostać księdzem.
-Tak było postanowione miołech zostać kapucynym.-
-Więc dlaczego nie zostałeś,nie chcieli cię?-
-Co mieli nie chcieć.
  1. -No to przyznaj się dlaczego nie chodzisz w habicie?
  2. -Widać coś nie pasowało,wyraźnie wykręcał się od odpowiedzi.
  3. -Kręcisz kolego coś musiało być nie tak.
  4. -Było nie tak.W galotach.zaczła sie rewolucja cłowieku.Na spaniu
  5. paskudziyłech pościel,coch spojrzoł na jako baba zarozki sie jeżył.
Poznali co sie nadowom do małżeństwa a niy do celibatu.Ot co.
-Przecież kapłan to też człowiek i te sprawy nie powinny ważyć czy pasuje do kapłaństwa.Tak mi się wydaje.
-Jo tam Pana Boga nie byda cyganiył,przirychtowoł mnie do żeniaczki to sie byda żyniył.
Zbiórka na stołówkę!Dyżurny zwoływał wszystkich na obiad.
-No to załatwiliśmy dzisiaj wiele spraw,Staszek poprawiał mundur.
Może rzeczywiście uda się zmontować orkiestrę.Było by super.
-Powiym ci tak Stachu za dużo kombinujesz.Mos młodo baba co ci sie nadowo i je na ciebie napolono to sie jom trzymej a od żonatych bab uciykej bo sie poparzysz.Pamiyntej.






Rozdział dziewiąty

Zima z roku 1953na1954 była nie tylko bardzo śnieżna i mroźna była również niezwykle długa.Ludzie powiadali,że takiej zimy nie pamiętają od lat.Śnieg odgarniany na boki zamienił chodniki w tunele w których z trudem poruszali się przechodnie. Bardzo słabo oświetlone ulice robiły wrażenie wymarłych.Miasto skute lodem przypominało arktyczną osadę żywcem wyjętą z powieści Londona.Pierwsza przepustka dawała złudne poczucie wolności.Uwalniała od obowiązku pilnowania kroku równania do kolegi z szeregu.Miał wprawdzie dokładny adres ale cóż z tego skoro nie znał miasta a nieliczne tablice z nazwami ulic były zaśnieżone i całkowicie nieczytelne.Trafienie pod adres było w tej sytuacji bardzo trudne.Przystanął i postanowił po czekać na przypadkowego przychodnia który wskaże mu drogę.Nie czekał długo.Nagle jak spod ziemi stanął przed nim młody chłopak ubrany w długi granatowy płaszcz i ciepłą wełnianą czapkę naciągniętą na uszy.
-Pan do nas,za pytał niespodziewanie.Krycha posyła mnie żebym pana przeprowadził przez ten biały labirynt.Powiedział to takim tonem jak by miał pewność,że to właśnie chodzi o niego.
-A ty skąd wiesz,że to o mnie chodzi,zapytał.
-Krycha mówiła,że wojskowy a ile o tej porze może być żołnierzy na mieście.Patrzał się na niego zadowolony,że zaskoczył go swoją spostrzegawczością.
-Jesteś znajomy pani Krystyny.
-Jestem bratem.Józef Dołęcki,przepraszam,że się nie przedstawiłem
-Stanisław Ptakowski,żołnierz szeregowy.
-Widzę.
-Chodzisz do szkoły.
-Druga klasa zawodówki.Teraz w prawo i lewo,musimy obejść dom od tyłu.Na okres zimy zamykają frontowe drzwi.Trudno było by trafić no nie?Był nie tylko podobny do Krystyny ale miał również podobny sposób mówienia.Weszli do nieoświetlonej klatki w starym poniemieckim bloku.Drewniane schody skrzypiały pod ciężarem chodzącego.Pierwsze piętro na wprost schodów.Zauważył wizytówkę z wygrawerowanym nazwiskiem Dołęcki.Józek otworzył drzwi własnym kluczem i grzecznie ustąpił miejsca w drzwiach.
Czuć było kinderschtubę.Weszli do przedpokoju w któryn na przeciw drzwi stało ogromne lustro z boku garderoba i wiklinowy stolik z trzema fotelami.Weszli tak cicho,że nikt z gospodarzy nie wyszedł im na spotkanie.Zdążyli zdjąć płaszcze gdy do przedpokoju weszła Krystyna niosąc w ręce półmisek pełny krojonych wędlin.
Była mocno zaskoczona,że bez pukania,bez dzwonka,tak nagle... Rozpuszczone włosy podkreślały urodę twarzy, W końcu spotkanie doszło do skutku na jej warunkach.W czterech ścianach bez obawy, że pracownicy podglądają.Na sobie miała prostą sukienkę ,lekko dopasowaną do figury.Brak biżuterii pozwalał podziwiać szlachetną szyję i atłasową skórę ramią.Zakopiańskie ciepłe bambosze haftowane w kolorowe wzory dopełniały całości.To nie kreacja na bal,to szykowne gustowne opakowanie małej kotki na słodkie sam na sam.Zakłopotanie dodawało jej uroku gdy tak stała z półmiskiem w ręku bezradnie szukając pomocy.
-Już jesteście,wydukała w końcu.Myślałam znaczy się byłam pewna,że przyjdziecie trochę później.Mówiąc to wręczyła bratu półmisek.Cieszę się.Staszku,pocałowała go w policzek.Mamo tato,była bardzo przejęta.Pierwsza do przedpokoju weszła pani Dołęcka,Kobieta w wieku więcej niż średnim z zachowanymi śladami dawnej urody. Chwilę później wyszedł mężczyzna średniego wzrostu ubrany w podomkę koloru wiśniowego.
-Witamy w naszych progach,nie czekając na oficjalną prezentację podał rękę Staszkowi.
-Widać nasz Józuś szybko pana odnalazł wśród tych zwałów białego puchu.Pani Dołęcka mówiła ściszonym ciepłym głosem z e wschodnim zaśpiewem.
-No nie stójcie w przedpokoju,proś Kryska do stołowego,wypada
coś przekąsić a i nalewki wiśniowej mama nie odmówi.
-Tato,przygotowałam poczęstunek u siebie w pokoju,na dwie osoby,
Krystyna zarumieniona jak młoda pensjonarka błagalnie patrzyła na ojca.
-Jest gość w domu,wypada przyjąć gospodarzom i rozmowę przeprowadzić i nalewki wspólnie skosztować wypada.No tak proś do stołowego.Sprawa została definitywnie rozstrzygnięta przez pana Dołęckiego.Misternie układany plan rozpadł się jak zamek z piasku budowany na plaży przez maluchy.Weszli do dużego pokoju z dębowym stołem w środku i potężnym rzeźbionym kredensem który zajmował prawie całą ścianę.Stół był pusty co wskazywało,że nikt tu nie planował przyjęcia.Panowie siedzieli przy pustym stole a panie w pośpiechu przynosiły zastawę,dzban z kawą i ciasta.
-Proszę się poczęstować,gospodarz wskazał ręką na pokrojoną babkę.To jest robota naszej córki.Ot nasza magister inżynier,patrzał rozmiłowanym wzrokiem na krzątającą się Krystynę.
-Niech ojciec da spokój-proszę,błagalnym wzrokiem prosiła by nie czynił z niej głównego obiektu przy stole.Tato...piekłam ja i piekła mama a w ogóle to nie lubię kiedy ktoś reklamuje mnie jak nie przymierzając towar.
-Żadna to reklama,wtrąciła się pani Dołęcka.Piekłaś sama i ojciec ma prawo chwalić,skoro dzieło smaczne.
-Oj mamo i ty też,Krystyna była wyraźnie zniechęcona przebiegiem rozmowy.Pozwolicie mi coś powiedzieć?
-Ta mów słuchamy,rodzice równocześnie aprobowali propozycje córki.
-Proszę się częstować,zamknęła rozmowę.
Staszek zorientował się,że rodzice postanowili nie zostawiać córki sam na sam z młodym obcym facetem.Widać było,że córka jest ich oczkiem w głowie i byli bardzo dumni z jej tytułu magistra bo ojciec kilka krotnie tytułował ją w rozmowie.
-No to wznoszę toast za zdrowie młodych,żeby Bóg uchronił od pomyłek i przebaczył grzechy.Toast gospodarza był zupełnym zaskoczeniem,odbierał nadzieję,że dzisiaj znajdą parę chwil dla
siebie.Wypili po kieliszku słodkiego likieru.No to wpadłem w zasadzkę, zastawioną nie przez Krychę lecz przez jej rodziców.Jadł ciasto,pił kawę,odpowiadał na zadawane pytania ale myślał o jednym,dostał przepustkę na 48 godzin a jeszcze dzisiaj zamelduje się w batalionie.Koledzy będą się śmiali,że albo dostał kosza albo w ogóle nie ma żadnej baby i jak ostatnia ciamajda pokręcił się po mieście i wrócił na swoje wyrko by tak jak wszyscy drążyć dziurę w sienniku.Tyle sobie obiecywał po tym spotkaniu a tutaj-zero,nul, kompletne nic.Czego ci starzy oczekują po nim przecież znają sytuację wiedzą,że córka tkwi w formalnym związku z gościem który kibluje w kryminale.Więc po co te prezentacje,ceregiele uroczyste kolacje.Układ między nimi jest jasny,przyjaźń damsko-męska bez wielkich zobowiązań.Tak to zostało zaproponowane przez Krystynę,nie przez niego”uszczknąć ciupinkę szczęścia uciekającemu czasowi”.Jej słowa,nie jego.
-No to wypijmy na drugą nogę,gospodarz podniósł kryształowy kielich napełniony rubinowym płynym.Żeby się dobrze powodziło i żeby cało wrócił do cywila.Wypili kolejny toast ale nastrój pozostał grobowy.Wyczuwało się dwuznaczną sytuację.Żadna ze stron nie chciała ustąpić.Dołęccy twardo siedzieli przy stole choć powinni wyczuć,że przeszkadzają młodym. Krystyna ze Staszkiem nie kwapili się do konwersacji.W pewnej chwili był gotowy wstać i podziękować za gościnę by wrócić do koszar gdy nagle
gwałtowne pukanie do drzwi zelektryzowało wszystkich.
Józek otworzył drzwi.Do pokoju wpadła zapłakana kobieta ubrana
w stary znoszony płaszcz,na głowie zawiązana chusta,na nogach mocno przechodzone buty.
-Willi ist verloren,(Willi zaginął)wyrzuciła z siebie przez łzy i wpadła w ramiona pani Dołęckiej.Okazało się,że Willi poszedł na działkę za miastem nakarmić kury i króliki.Poszedł i wszelki ślad po nim zaginął.Było rzeczą zupełnie oczywistą,że wiadomość sparaliżowała wszystkich,byli przecież dobrymi sąsiadami.Starsi państwo Dołęccy wstali od stołu i wyszli razem z przerażoną żoną Willego a Józek zniknął nie wiadomo kiedy.Wiadomość o zniknięciu wspólnego znajomego zupełnie popsuła nastrój ale
miała tę dobrą stronę,że oto niespodziewanie zostali sami.
-Przepraszam,pierwsze słowa Krystyny.Nie tak miało być.Nie odchodź proszę.Poprostu boją się o mnie,postaraj się ich choć trochę zrozumieć,proszę.
-Właściwie nic się nie stało,wymamrotał bez przekonania.
-Stało stało i to z mojej winy.Oni normalnie nie interesują się kto do mnie przychodzi.Zdarza się,że ktoś wpada na kawę a ich to zupełnie nie obchodzi.Zaskoczyli mnie,po prostu zaskoczyli.Instynkt rodzicielski podpowiedział im,że kochanej Krystynce grozi wielkie
niebezpieczeństwo.
-Raczej zauważyli,że coś zbytnio przygotowuję się na to spotkanie.
-Po co te przygotowania,dla kogo?dla szeregowego robotnika,
Sama mówiłaś bez zobowiązań...
-Mówiłam mówiłam i co z tego.Chciałam żeby było fajnie i to wszystko.Czy to źle?
-Nie źle ale jak nie mieszkasz sama chcesz nie chcesz jesteś obserwowana tym bardziej,że jesteś ich dumą.Pani mgr inżynier powiedział sarkastycznie.Udała,że nie słyszy ukrytej złośliwości.
-Chyba wyszli.Poszła sprawdzić i po chwili wróciła pewna,że są sami.Chodź przejdziemy do mojego pokoju,tam jest o wiele cieplej bo piec taki sam a pomieszczenie mniejsze.Chodź proszę i rozchmurz się,złapała go za rękę i prawie na siłę pociągnęła za sobą. Nie tak prędko wrócą pamiętaj zarówno Heinel jak Willi nie mówią prawie zupełnie po polsku.W sprawach urzędowych są kompletnie bezradni.Żal mi Willego choć powiem szczerze wolę Heinela,jest jakiś bardziej otwarty a Willi to milczek.
-Zgadzam się masz rację trudno z niego wydusić jakieś słowo ale muszę przyznać,że wiele mu zawdzięczam.Willi zamiast mówić wolał pokazać lub samemu zrobić.Porządny facet.Objęła go ramieniem i przytulona wprowadzała do swojego pokoju.Czuł jej ciepło i dziwną wibrację która emanowała od niej. Jej pokój był rzeczywiście mniejszy i bardziej przytulny. Nastrój podkreślała świeca , nakrycie na dwie osoby, mała choinka która stała w rogu pokoju a zaraz obok tapczan nakryty zieloną narzutą.
-Cieszę się,że w końcu przyszedłeś,ogromnie się cieszę,szeptała głosem którego tembr łaskotał jego uszy,podniecał bo obiecywał spełnienie tego po co przyszedł.Tyle czasu upłynęło od chwili gdy ukryci za biurową szafą musieli zadowolić się ukradkowym całowaniem i dotykiem który tylko podkręcał pożądanie.Do końca nie byłam pewna czy wciągać cię w tą aferę z mężatką o wątpliwej opinii i do tego utrzymującą dobrosąsiedzkie stosunki z niemcami. Po cichu i z namaszczeniem zamykała drzwi...
-Jestem głupia baba mówiła tuląc się do niego,bardzo bardzo głupia sama produkuję sobie kłopoty ale taka jestem.
-A jak wrócą wymamrotał resztką zdrowego rozsądku.Złapała go w pół i agresywnie przyciągnęła ku sobie.
-A jak wrócą co wtedy?Powtórzył.
-Nic wtedy,całowała go po szyji.Tutaj nie wejdą możesz się nie bać za dobrze ich znam.Zrobiłeś na nich dobre wrażenie zwłaszcza na ojcu,on to jest ziółko jestem pewna,że gdybyś mu nie przypadł do gustu nie kazałby mamie przynieść wiśniową nalewkę.
-Ale z toastem to chyba przesadził,aż mnie zmroziło.
-Taki jest i nic na to nie poradzę.Na moim mężu poznał się natychmiast i bardzo był przeciwny naszemu małżeństwu ale ja miałam 22lata byłam prawie że magister inżynier i nie chciałam słuchać.Bardzo to przeżywają bo obaj są głęboko wierzący choć równocześnie widzą,że ten związek był i jest martwy. Poczekaj,wyrwała się z jego ramią,wrócimy do mojego scenariusza.
Podeszła do stylowego chyba poniemieckiego kredensu,z barku wyjęła butelkę szampana.
-Czekał na ciebie,otwórz proszę,podała mu szampan.Wystrzał otwieranej butelki wprowadził wesołość i ożywienie.Znowu była blisko niego,teraz już bez zbędnych słów gestem prosiła by pomógł jej zdjąć sukienkę.Nie wróci do koszar jako ostatnia ciamajda. Prawie brutalnie złapał ją w pół i zwinął pod siebie...
Było bardzo późno w nocy gdy się obudził.Chciał wstać ubrać się i wracać do koszar ale czuł na piersiach jej rękę która oplata go w zaborczym geście.O dyskretnym wyplątaniu się z tych macek nie ma co marzyć,pomyślał i próbował poruszyć nogą.
-Mój chłopie,szeptała mu na ucho.Śpij było cudownie.
-Mówisz przez grzeczność,próbował zmienić pozycję ciała i wtedy poczuł na brzuchu jej nogę,osaczony jak mucha przez pająka.
Jak słucham czasami tych moich ogierów na oddziale jak to chwalą się między sobą jak to załatwili swoje baby to śmiać się chce. Przemoc,siła,gwałt miast czułości.
-Ja też taki jestem?
-Zobaczymy jaki będziesz mój ty chłopie.Domyślam się,że takie miałeś zamiary,odwróciła się do niego twarzą ale nie pozwoliłam. To źle?
-Co ty mówisz źle,Krycha,poprostu myślałem,że oczekujesz czegoś super a ja nie sprostałem.
-Głuptasku opowiadasz brednie,trącała go delikatnie palcem po nosie.Było super cudownie,co mam ci to powtarzać bez końca.
Chcesz tego?-Jak wrócisz na dół to będziesz musiał uważać,tam łatwo można złapać paskudną chorobę.
-Krystyna co ty wygadujesz,obrażasz mnie i siebie.Teraz przemawia przez ciebie zwyczajna baba.Zazdrość o kogo?O te Brygidy i Helgi z podszybia.Zresztą mówiłaś,że będzie bez zobowiązań na pełym
luzie.Uszczknąć ciupinkę szczęścia uciekającemu czasowi.
-Chyba nie zrozumiałeś moich intencji.Bez zobowiązań nie znaczy
,że każdy może to robić z kim tylko chce.Żeby tego uniknąć zaproponowałam ci stały związek znaczy się na tak długo jak tego obaj będziemy chcieli.Wymagam lojalności,podniosła się na łokciach,jeżeli zemną to nie z byle jakąś babą nie koniecznie z podszybia.
-Obrażasz,obrażasz proszę cię,wyobrażasz sobie ,że zadaję się z innymi kobietami.
-Mam prawo się upewnić Stachu wybacz,że dmucham na zimne. Znowu tuliła się do niego jak mała kotka,widać chciała zatuszować złe wrażenie słów które przed chwilą powiedziała.Wierzę ci ale wiesz baba to baba,chce być ona i tylko ona.
-Przecież jesteś jedyna,Pierwszy raz leżę z kobietą i nie muszę się śpieszyć ani kraść jej całusy.
-Jesteś prawiczek,zapytała zdziwioma.
-Nie...ale wiesz takie romanse ławkowo-łonkowe...
-Dobra już się nie tłumacz,wcale by mi to nie przeszkadzało gdybym była pierwsza.-
-Przepytujesz mnie jak ksiądz w konfesjonale.
-Nie przepytuję tylko tak po prostu ciekawa jestem ile miałeś bab w tym twoim krótkim życiu i czy były lepsze o demnie.Wiesz jestem trochę starsza i trochę się boję.
-Tu cię boli,babska ciekawość jak było z innymi.Powiem ci tak,że dzisiaj było super a będzie jeszcze lepiej jak przestaniesz mnie sprawdzać i przepytywać.
-Boję się,zmieniła temat rozmowy.Boję się męża gdy wróci z więzienia.Rozwiodę się to jest pewne ale wiem,że przed tym może mi narobić wiele kłopotów.Jest do tego zdolny,on i jego kompani.To światek w którym porachunki załatwia się nożem bywa,że żyletką potną komuś twarz.
-Co ty opowiadasz,on ciebie żyletką?
-Stasiu wybacz,że opowiadam ci takie rzeczy ale chcę żebyś wiedział co musiałam przejść.To jest świat alfonsów i żuli.Ty sobie wyobrażasz,że jak mu brakowało forsy to próbował mnie posyłać na ulicę.
-Ty,ulica?
-No nie dosłownie ale kumple znajdowali nadzianych facetów i próbowali handlować...a jak mu to nie wyszło to sprowadzał obcych do naszego mieszkania i usiłował mnie zmusić do tych spraw.Nie udało mu się bądź spokojny.Wróciłam do rodziców.Nie zabrałam nawet swoich ciuchów.Przychodził pod kopalnię,skamlał jak pies żebym wróciła,że tam to,to był żart,że on nigdy by nie pozwolił na to żebym ja tego i owego...Było za późno,przejrzałam na oczy i do dzisiaj nie potrafię zrozumieć jak mogłam pójść na lep takiego prymitywa.Wstyd mnie jest przed soba,rodzicami i przed tobą też.Kiedy brakowało mu moich pieniędzy zaczął wysprzedawać wszystko co miał a następnie kraść.Wpadł w tarapaty i trafił do więzienia.Pod jego nieobecność pojechałam do tamtego mieszkania z ojcem i bratem,zabrałam swoje fatałaszki i więcej tam nie zaglądam .Przewróciła się na plecy, wpatrzona w sufit powtarzała jak mantrę „chcę zapomnieć,chcę zapomnieć”.
-Wierzę ci Krysiu takie doświadczenie każdy by chciał zapomnieć ale nie musisz mi tego opowiadać,nasz układ jest jasny proszę...
-Muszę nie muszę ale ja chcę ci to opowiedzieć rozumiesz.Przez długi czas nosiłam to w sobie jak ropiejący wrzód.Matka i ojciec są bliscy ale pewne sprawy są nie dla nich.Jesteś tym którego sama upatrzyłam sobie na swojego spowiednika i chłopa i musisz mnie wysłuchać.Proszę-
Jesteś ładna kobieta,próbował zmienić temat.Podobasz mi się od pierwszego wejrzenia.Tam na nadszybiu...
-Ze mną nie będzie ci łatwo.Ja potrzebuję nie tylko faceta do łóżka ale mądrego normalnego człowieka.Inaczej nie potrafię prawidłowo egzystować.Taka jestem.
-Mam rozumieć,że ja spełniam te oczekiwania.Nie wiem czy dam radę,szczególnie z tą mądrością mogą być kłopoty.
-To jest moje ryzyko,zobaczymy.
-Zaczynam się bać.
-Czego?
-Że jak nie wyjdzie to idę w odstawkę,robisz się groźna baba.
-A co,skoro nie można inaczej to trzeba was brać na siłę i strach.
-Cholernie nie chcę wracać dopracy na dole,znowu zmienił
temat.Zakosztowałem pracy w biurze u boku pani sztygar,ciepło elegancja Francja a tutaj czeka mnie dół.Wyobraź sobie,że ja mam lęk przed ciasnymi zamkniętymi przestrzeniami sam siebie nie posądzałem o taką przypadłość.
-Chodź tutaj bliżej,połóż rękę na moim brzuchu przytul się i posłuchaj.Każdy człowiek stworzony jest do czegoś innego,jeden skacze ze spadochronu,drugi łazi po górach a trzeci włazi w ciasne jaskinie a są i tacy którzy dobrowolnie wybierają zawód górnika, urabiają węgiel i w ten sposób zarabiają na życie.Czasami życie stawia ludzi w różnych sytuacjach bywa,że nie mają wyboru.Spójrz na mnie pochodzę ze wschodu,stepy bezkresne pola Buczacza czarowna otoczona pięknymi wzgórzami, parowy, jary i co,tamto zachowałam w sercu a wybrałam zawód górnika.Twoja sprawa Stachu to nie to,że górnictwo jest takie złe to sprawa zniewolenia-przymusu pracy w brew swojej woli.To łamanie czyiś planów życiowych.To stara jak świat forma łamania niewygodnych
ludzi.Tu się kłania okrucieństwo wschodu.Mój ojciec twierdzi,że Rosja przejęła nie tylko potężną dawkę krwi tatarskiej ale również ich sposób bycia.Okrucieństwo ,bezwzględność.Rodzice mogli by godzinami rozprawiać o strasznym losie polaków zagarniętych w 1939 roku przez sowietów.Matka twierdzi,że kto sam cierpiał łatwo zrozumie cierpienie innych,stąd tak łatwo dogadali się z rodzinami Heinela i Willego. Cudownie jest rozmawiać i nie tylko się kochać,może jestem szurnięta ale po prostu bardzo to lubię,a ty pewnie się nudzisz słuchając mnie.
-Chcesz zapalę ci papierosa.Nie czekając przyzwolenie zeskoczyła
z tapczanu i całkiem naga szukała w kieszeniach jego spodni papierosów.Patrzał na jej ciało z pełnym zachwytym.Wszystko w niej było piękne nawet nie próbował wyróżniać atłasowej skóry czy smukłych rasowych nóg jako całość była majstersztykiem natury.
-Wiesz,że jesteś zgrabna i dlatego paradujesz przed moimi oczami,samico jedna.Krycha chodź bo jak nie to cie łapnę na siłę.
-Spokojnie kolego pomalutku,miłość to nie tylko ruchy mój panie,to głos taki zamszowy z ciszony to też piękny widok.Jeszcze jestem zgrabna wiem,podeszła do niego.Dotknij jaki twardy brzuch i jak bardzo lubi gdy go pieści chłopska łapa,a piersi może ci się nie podobająWszystko jest twoje Stachu.Złapała go za rękę i siłą naprowadzała na gęsty korzuch włosów które ciemniły się między udami.Tyle zmarnowanych lat i to na własne życzenie.Można zwątpić.Położyła się obok niego.Boję się,że cię utracę,że przyjdzie ta chwila kiedy ubierzesz cywilne ciuchy i wsiądziesz w pociąg.
Wiem,że umowa,że bez zobowiązań a jednak robi mi się przykro kiedy o tym myślę.Tyle jest tutaj młodych pięknych bab a każda
dała by pół życia za normalnego nierozpijaczonego faceta.Niewiele mogę ci ofiarować,jestem starsza do tego mężatka która beszczelnie wykorzystuje fakt,żejest szefem i funduje sobie młodego ogiera do łóżka.Pozwolił jej się wygadać,delikatnie wyjął jej papierosa z ust,zgasił w popielniczce i niespodziewanie zagarnął ją pod siebie...
Obudził się z twardego zdrowego snu.Na dworze było już jasno. Mróz sprawił,że szyby w oknach zamieniły się w piękne srebrne obrazy malowane tak jak pięknie malować może natura .
Zupełnie nie pamięta jak długo spał wie jedno,tym razem Krycha
poszła na całego,pozwoliła mu szaleć sama również popuściła wodze fantazji.Szukał jej ręką ale miejsce obok było puste.Zrobił ruch by wstać gdy kontem oka zobaczył,jak bezszelestnie uchyliły się drzwi i do pokoju weszła ubrana w błękitny peniuar który niewiele zakrywał za to świetnie podkreślał zgrabną sylwetkę i oliwkową barwę skóry.Za nim zamknął oczy udając,że śpi zauważył,że w rękach niosła tacę z dwiema filiżankami kawy i ciastem.Słyszał jak postawiła tacę na podłodze.Poczuł jejbliskość.
Delikatny zapach kobiety którą chwilę temu miał w ramionach.
Czuł,że pochyla się nad nim,muśnięcie spieczonych ust było jak porażenie prądem,dobrym prądem który nie powoduje bólu lecz poraża dreszczem rozkoszy.Tak jak wczoraj niespodziewanie zarzucił jej ręce na szyję i łamiąc słaby opór położył na sobie.
Nie broniła się.Inaczej jak wczoraj, była uległa jak mała krucha kotka.Pozwoliła mu sycić się swoją przewagą fizyczną...Pierwszy raz Staszek zaznał kobiety dojrzałej która dyskretnie wprowadzała go w arkana sztuki miłosnej.Poczuł się herosem.Był jej za to wdzięczny.Ciche pukanie brutalnie wyrwało ich z rozkosznego odrętwienia.Leżeli na plecach tak zmęczeni,że nawet myślenie wydawało się wysiłkiem ponad siły.
-Śpisz?
-Yhy
-Wołają nas.
-Yhy
-Musimy wstać,słyszysz.
-Yhy
-Stachu wstań proszę.
-Jest mi tak lekko tak cudownie ,nie chcę ani jeść ani pić tylko palić,
otworzył oczy.
-Pst bo zapeszysz,położyła mu palec na usta.
-Kręci mi się w głowie,masował twarz rękami.
-Ja też czuję się jak na karuzeli,pocałuj przytuliła sie do niego.
-Dlaczego płaczesz?
-Nic nic to ze szczęścia.Łzy strużką spływały jej po policzkach wsiąkając w poduszkę.Wstawaj proszę.Nie wstydź się.Nagi facet też może się podobać.
-Wstydzę się tywoich rodziców.
-Ty się wstydzisz,że zerżnąłeś im córkę,to oni i córka niech się wstydzą.Nie martw się,znają cię z moich opowiadań.Ojciec wczoraj odprawiał te ceregiele żeby ci pokazać jaką to jesteśmy porządną rodziną.Niech mu się zdaje.Mówiła szeptem rozczesując palcami włosy na jego głowie które nie zdążyły jeszcze w pełni odrosnąć.



Rozdział dziesiąty


Po całym baraku rozchodził się przejmujący tęskny głos skrzypiec.To Heniek Borto swoim smyczkiem wyczarowywał obrazy mazowieckich równin upstrzonych kolorowymi szachownicami pól i łąk.Piękne ludowe melodie o Filonie i Laurze o Michałowej miedzy czy skoczny obertas „dalej chłopcy za las,bo za lasem grajom”...Problemy powstawały kiedy próbował grać melodie zasłyszane w radiowęźle.Piosenki śpiewane przez
Mieczysława Fogga,Marię Koterbską były piękne ale nie zawsze na tyle utrwalone w pamięci by mógł je swobodnie grać i stąd często dochodziło do zabawnych sytuacji,cały barak słucha i niejeden nuci pod nosem”o jej żaba żaba żaba;skacze trawą koło stawu;o jej oczy oczy oczy;tak wytrzeszcza i rechocze” i cisza.Brak słów...Henryk Borto i dwóch skaperowanych przez niego muzykantów zresztą tak jak on nie znających nut ćwiczyło do utraty tchu.Jeden grał na harmonii guzikowej a drugi na perkusji na którą składały się dwie łyżki stołowe i bęben zmajstrowany z wiadra po marmoladzie.
Z posiadania orkiestry dumny był dowódca kompanii.W końcu była to jedyna orkiestra w całym batalionie pracy i to do niego będą przychodzili po muzykantów na różne akademie.Heniek Borto stał się pupilem całego batalionu nie tylko dla tego,że grał ale dla tego,że był oryginałem z niewyczerpanym zasobem powiedzonek.
Ostatnim przebojem była melodia którą usłyszał w czasie śniadania na stołówce-”na stepach mołdawiańskich gdzieś cyganie w lesie są”...i dalej koniec.
-Cłowieku musisz napisać do radia co by puściyli jesce roz ale pomalutku tak co by szło zapamiętać.Cłowieku stary pedzioł
co bydzie zabawa na stłówce.Bydom baby z miasta i bydzie beczka piwa
-Kiedy będzie zabawa,pierwsze słyszę.
-Podadzą później,teroz cza ćwiczyć tak co by gra wypadła,bo widzisz grać cza na jedna nuta.Harmonista je kajsik z nad jezior i trocha inaczyj rytmuje jo tupia na trzy a on na dwa i trza sie zgrać.
Odwrócił się plecami i wyszedł rozpromieniony,że pozwolono mu zajmować się muzyką która była jego światem.Tak niewiele trzeba
ludziom do szczęścia,Heńkowi wystarczy by mu pozwolono grać, to
i w piekle byłby szczęśliwy.

Staszek wrócił do pracy dołowej ale na jego szczęście już nie na
okryty złą sławą czwarty oddział.Nowym miejscem pracy była obsługa kołowrotu którym wyciągano drzewo. Stanowisko w porównaniu z czwartym oddziałem było prawie relaksowe,takie przynajmniej robiło wrażenie.Dobrze oświetlone,wysokie
na tyle,że nie było potrzeby pracy na kolanach,dobra wentylacja czego więcej chcieć.Jeżeli do tego dodać ciepłe stosunki jakie łączą go z Krysią to można by powiedzieć,że był prawie szczęśliwy.
Zresztą po wizycie u państwa Dołęckich stosunki pomiędzy Staszkiem a Krystyną nabrały innego wymiaru,to już nie kradzione w biurze całusy,lecz spotkania w czterech ścianach pokoju. Czuł,że rodzina Krystyny choć bardzo konserwatywna zaakceptowała go jako faceta ich córki.Po prostu był lubiany.Nie licząc pierwszej wizyty jeszcze dwukrotnie otrzymywał przepustkę na niedzielne popołudnia. No i tak niepostrzeżenie stał się bardzo bliskim całej rodzinie.Ukształtowani na sanacyjnych wartościach których
dewizą było Bóg Honor Ojczyzna byli bliscy ideałom jakie panowały w rodzinie Staszka.Ojciec powstaniec wielkopolski oraz ochotnik w wojnie „bolszewickiej”z 192o roku pasował jak ulał do pana Dołeckiego.Chociaż nigdy nie wspomniano słowem o perypetiach małżeńskich Krystyny to wyczuwał jak bardzo przeżywali dramat nieudanego związku ich córki.Nieraz widział w oczach pani Marii pytanie-prośbę „jakie masz chłopcze zamiary,nie rań mojej córki”.Pytanie pozostawało bez odpowiedzi.Jego obowiązywała niepisana umowa z Krystyną„uszczknąć drobinę szczęścia uciekającemu czasowi”.Wiedział jedno na pewno nie pozostanie w Wałbrzychu po zakończeniu służby w batalionie pracy.Zdawał sobie sprawę z faktu,że nie posiada zawodu.Brutalnie przerwany ciąg edukacyjny zesłaniem do batalionu pracy skierował go na ścieżkę pracy fizycznej.Początkowy bunt ustąpił miejsca refleksji,że każda praca jest dla ludzi,że w końcu to tylko dwa lata.Wierzył,że po skończeniu tak zwanej służby wojskowej podejmie próbę dostania się na studia ale do tego potrzebował oparcia w rodzinie.Był pewny,że ojciec nie odmówi mu pomocy by postawić go na nogi.Nie wyobrażał sobie sytuacji w której musiał by być na utrzymaniu Krystyny zakładając,że ona uzyska rozwód i
zdecyduje się na ślub z młodszym od siebie mężczyzną.Znajomość ta przekonała go,że bycie z kobietą to nie tylko seks nawet najsprawniejszy,wyrafinowany i technicznie doskonały to bycie razem ponad fizycznością.Dopiero przy tej kobiecie dojrzałej, doświadczonej nieudanym zwiazkiem a przy tym wewnętrznie czystej, mądrej poczuł się dowartościowany jako mężczyzna.Mieli o czym mówić i to nie na zasadzie gadać aby gadać.
Każde jej odezwanie było dla niego interesujące zawsze trafiało w temat który go ciekawił.Lubiła muzykę i śpiew i do tego potrafiła opowiadać o wielkich kompozytorach ze znawstwem do tego stopnia interesująco,że czasami zastanawiał się co ta kobieta robi na zwałach kopalni i czy tu jest jej miejsce.
-Chodź Stachu idziemy,głos Heńka przywołał go do rzeczywistości.
Chodź cłowieku jest sprawa,poganiał go z tajemniczym błyskiem w oczach.Weszli do małego pomieszczenia w którym muzykanci
trzymali swoje instrumenty.Było tam ciasno i brudno ale dla Heńka był to azyl,jedyne miejsce w którym rządził on.Władczo kazał mu usiąść na przewróconym do góry dnem kuble na śmieci,a sam wygrzebał ze sterty rupieci sprytnie ukrytą paczkę.
-Momy packę,powiedział uśmiechnięty od ucha do ucha.Widzis cłowieku jak ech był toch wszystko tak pozałatwioł co i Hania zrobiyła sie cieplejszo.Mosz cłowieku i jydz,podał mu czerwone jabłko.Jydz i czytej.Teraz dopiero zauważył białą kopertę którą trzymał w ręce.
-Czytej Stachu bo mnie idzie ciynżko i nie wszystko umia zrozumieć podał mu otwartą kopertę.Kartka ze szkolnego zeszytu zapisana była drobnym kobiecym pismem.Sposób pisania dobitnie wskazywał na rękę wyrobioną dla której pisanie to żaden problem. List zaczynał się od pozdrowień i ozdobników które wskazywały jak bardzo piszącej zależy na adresacie.Następnie Hania zapewniła go,że nie będzie korzystała z pomocy sekretarza gminy.Widać dla podniesienia Heńka na duchu dodała ,że sekretarz będzie miał sprawę w sądzie bo ukradł dolary z koperty a na dodatek spaskudził córkę sekretarza partii jak ta chciała by napisał jej miłosny list do narzeczonego który jest marynarzem i pływa po morzach.Pani nauczycielka zgodziła się,że będzie Hani pisała listy do Heńka a jak
będzie trzeba to przeczyta listy od Heńka do Hani.Po tym nastąpił opis tego co działo się we wsi.Kto z kim o co toczy spór.Wymieniła zapowiedzi czytane w kościele a na koniec wspomniała,że jej ojciec obiecał dodać do wiana łąki pod lasem bo bliżej są położone pola Heńkowego.List kończył się litanią pozdrowień od Hani od mamy od chrzestnych którzy go ściskają i błogosławią w Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego.
-I co powis cłowieku,Heniek ocierał łzę wzruszenia która staczała się po jego policzku.Powiydz Stachu co cłowiek uczony to ucony.
Taki jak napisze to musisz płakać,ni ma mocnych.Teroz Hania jest już moja,już sie nie wypsze bo napisała czorne na biołym. Był do głębi wzruszony treścią listu.Dopiero kiedy nie musiał sylabizować każdego słowa dotarła do niego cała emocjonalna treść listu.
-Wypadnie odpisać.Teraz nie musisz się bać, sekretarz gminy pójdzie do kryminału a listy będzie pisała pani nauczycielka.
-Pójdzie do kryminału,dupcok jedyn.Bydzie mioł polityczno sprawa,bestyjo sekretorzowi partii zdupcył cera.Nagle zmienił temat rozmowy i z promiennym uśmiechem oświadczył.
-Napisesz Stachu,tak wis co by obie piscały jak bydom czytać.
-Napiszę ale nie tutaj i nie teraz.Napisać piękny list to nie jest łatwa sprawa.
-Wiem.Przidzie czas to sie policzymy Stachu.Chłop tam zawsze mo czym płacić.
-A czym ja tobie zapłacę.
-Za co bydziesz płaciył,za trocha gówień coch je za ciebie spłukoł.
W chałupie dziynnie kidom gówna na gnój i nikt mi nie płaci a jeszcze cza dować pozór co by cie krasula nie siekła.Mos zjydz,podał mu pęto wojskiej kiełbasy.Kosztowołech,czoskowo widać robiono u Haźbacha.Kiełbasa była znakomita,przypominała te przywożone w czasie wojny przez ciocię z Krakowa.



Maszerował na drugą zmianę ubrany w ciepłą flanelową bieliznę podarowaną mu przez Krystynę.Nigdy nie znosił flaneli, jeszcze z dziecinstwa pamięta batalie które musiał staczać z matką by nie zakładać grubych „barchanowych”jak na Śląsku nazywano flanelę kalesonów.A teraz miło było czuć na sobie delikatny dotyk materiału który nie tylko grzał ale dawał poczucie błogości.Miało się ku wiośnie a mróz nie myślał ustępować.Dni były wyraźnie dłuższe,słonko w południe lizało sople swoim ciepłem ale wysokie zwały odgarniętego śniegu nie pozostawiały złydzeń,że to jeszcze zima.Wszedł do łaźni by się szybko przebrać i zyskać kilkanaście minut do zjazdu ostatniej klatki.Tak robił zawsze gdy chciał chociaż na parę chwil spotkać się z Krystyną.Był już prawie gotowy gdy nagle z łaźni kobiet odezwały się piski i krzyki.
-Fuj,ty stary świntuchu,odgryziemy ci tego suchara co go nosisz między nogami.Jeszcze jakieś przygaduszki i naraz usłyszał łoskot spadającego ciała.Głośny krzyk przerażenia,śmiechy kobiet i wołanie o pomoc.Wszystko ucichło gdy do łaźni wpadł oddział straży kopalnianej.Nie pytając o zgodę wpadli do łaźni kobiet i po chwili wynosili nagie ciało faceta który wdrapał się ponad przepierzenie by podglądać baby.
-Może jeszcze ktoś ma ochotę,odezwała się baba o zachrypłym głosie pijaka.Nie trzeba się drapać pod sufit można drzwiami,sama osobiście odgryzę mu jajca.Zdarzenie zabrało mu cały czas który chciał spędzić z Krystyną.No cóż trudno pomyślał odbierając lampę Szedł w kierunku klatki gdy niespodziewanie natknął się na Heinela .Odeszli na bok by nie rzucać się w oczy,mieli już nauczkę.
-Uznali mnie za wroga pracuję na guziku,skarżył się Heinel.
Zarabiam bardzo mało „geld”-pieniędzy.”Willi ist toht”-Willi nie żyje,zabili gona działce gdy karmił”kanichen”-króliki.
-Wiem pokiwał głową,Krystyna mi powiedziała.
-Cieszę się,że ty i Kristina jesteście razem.Kristina piękna i mądra „frau”-kobieta.Stani „pasauf”-uważaj,twożliwie rozglądał się na boki.Poklepał go po ramieniu i powoli poczłapał w kierunku łaźni.Stary Heinel,traktował go jak syna, tyle dla niego zrobił a przecież w głębi duszy pozostał osad niepewności czy aby nie jest szpiegiem,a jak jest szpiegiem to czy przestał zautomatu przestał
być porządnym człowiekiem.Przyjmując,że Heinel jest szpiegiem to znaczy,że pracuje dla zachodu czyli dla tych których i ty uważasz za swoich.Jak łatwo wpaść w pułapkę.Z jednej strony uważasz komunistów za swoich wrogów a z drugiej strony gotowy byłbyś uznać człowieka który z narażeniem życia pracuje dla zachodu za swojego wroga.Pamięta jak z całą klasą maszerował na pokazowy
proces „szpiegów i wrogów ludu”.Jak trudno było w umęczonych
twarzach oskarżonych dojrzeć bohaterów-męczenników których jedyną winą było,że walczyli o inną Polskę.
Po procesie który zakończył się wyrokami śmierci każdy uczeń miał obowiązek napisać wypracowanie w którym należało scharakteryzować sylwetki przestępców.Lekką ręką napisał wypracowanie a kiedy pokazał je ojcu dostał w twarz,pierwszy raz w twarz.Nie czuł żalu za ten policzek który brutalnie sprowadził go na ziemię.Jednym ze skazanych był kolega ojca, legionista,ochotnik, uczestnik wojny bolszewickiej. Człowiek kryształ.
Zjeżdżał ostatnia klatką.Tak wyszło,chociaż normalnie starał się być jednym z pierwszych.W przypadku kołowrotu zmiana zawsze dokonywała się na stanowisku pracy i jego poprzednik musiał czekać do chwili aż fizycznie przejmie stanowisko pracy.
-Co przytrzymała cię pani sztygar,zdenerwowany czekaniem zmiennik wyraźnie chciał mu dokuczyć.
-A bo co?jestem przecież na czas,a od pani sztygar to się odp...
Rozumiemy się?
-Rozumiemy rozumiemy.Wiem jak to jest jak cię baba ucapi.
-Odczep się bo nie ręczę za siebie.Złapał go za kołnierz.
-Puść,co jest nawet pożartować nie można,kolega żołnierz wkurwiony...
-Masz rację nerwy,wygłupiam się.Puścił go i przepraszającym gestem dawał do zrozumienia,że wszystko w porządku.
-Stary jak masz babę to rób co do chłopa należy ale nie konspiruj.
Ty bawisz się w partyzantkę myślisz,że nikt o was nie wie,że tylko ty i ona a prawda jest zupełnie inna.Wszyscy wszystko wiedzą. Konspiracja to nerwy a nerwy to koniec dla tego ptaszka w spodniach.Nie złość się ale wszyscy wiedzą o was tylko wy nie wiecie,że wiedzą.Nawet jak sobie za szafą potrzymasz za cycek,też wiedzą.Ludzie są tak ciekawi dupaki jak niczego innego.Sam to przeżyłem i wiem jak to jest.Wierz mi.Jak przerżniesz i dasz kopa znaczy się wszystko gra,zostanie coś dla innych,ale jak wyczują,że to coś więcej to wtedy zaczyna się sprawa.Tego już nie ścierpią.Kiedyś ci opowiem jak mnie wzięło na taką blondyneczkę,
małolatę,pracowała jako planistka.Żona osiwiała od donosów,ja straciłem najlepszych przyjaciół,wszyscy się od nas odwrócili.
Stachu opowiem ci innym razem.Nie gniewaj się,pani inżynier to pierwsza liga,każdy by chciał chorągiewką po machać.Bywaj!
Poszedł przygarbiony z obrzmiałą twarzą i wyblakłymi oczami. Zniknął za zakrętem razem ze swoim zafajdanym życiem.Kiedyś pozwolił sobie na luksus miłości-tej zakazanej i po kręciło go, myślał odprowadzając go wzrokiem.Więc dupakę wybaczą,miłości nie.Pytanie czy między nim a Krystyną to to pierwsze czy drugie. Fakt spotykają się,zeskrobują z tego bochena miłości którą noszą w sobie chwile radości ale czy to już postrzegane jest przez otoczenie jako wielka flama o którą można być zazdrosnym.No i dowiedział się,że są obserwowani,podglądani i pewnie obgadywani.
Ciągnął kolejny już wózek załadowany stęplami.Drzewo było mokre i wyjątkowo ciężkie.Zastanawiał się czy nie krzyknąć w dół by nie posyłali zbyt przeładowanych wózków ale uznał,że skoro silnik sobie radzi to nie będzie interweniował.W pewnej chwili zauważył,że obroty silnika spadają a w powietrzu czuć było swąd przegrzanej izolacji.Zgodnie z instrukcją przerwał ciągnienie i wolno opuszczał wózek z powrotem.Było to stanowisko wyjątkowo dobrze wentylowane dla tego pozwolono na pracę silnika elektrycznego choć zagrożenie metanowe w kopalni było duże.
Nagle jak spod ziemi pojawił się sztygar zmianowy.
-Dlaczego miast ciągnąć opuszczasz wózek.Po co ty tu jesteś.Jest plan przodki czekają na drzewo a ty co.
-Drzewo jest mokre i bardzo ciężkie ,silnik się grzeje.
-Do dupy taka obsługa haszpla.jak jeszcze raz bez zgody sztygara przerwiesz ciągnienie drzewa to pójdzie raport do naczelnego.Nie pomogły tłumaczenia,że instrukcja obsługi kołowrotu,że przegrzany silnik”on jest do dupy a nie do roboty”.Nie było rady,ustąpił miejsca przełożonemu wycofał się do tyłu i biernie przyglądał się jak pan sztygar włączył silnik.Wydawało się,że kołowrót da sobie radę, lina naprężyła się szarpnęła i wózek powolutku ruszył w górę.Trwało to chwilę , widział pewną siebie minę sztygara,jego było na wierchu Szczęście trwało krótko.Suchy trzask i silnik stanął.Pewny siebie sztygar zapomniał zrobić rzecz bardzo ważną dla bezpieczeństwa, nie włączył blokady sprzęgła i wózek załadowany ciężkimi stemplami runął w dół po pochylni.Głuchy odgłos uderzenia dochodził z czarnej czeluści.Pierwsza myśl Staszka
czy nie ucierpieli ludzie.Na dole pracowało dwóch młodych górników którzy ładowali stemple na wózki i następnie dawali sygnał do Staszka by ciągnął.
-Coś ty narobił!przerażony sztygar próbował zrzucić całą winę na prostego robotnika.
-Co ja narobiłem,wyłączyłem kołowrót bo był przeładowany,stęple
mokre i ciężkie jak ołów.Powoli opuszczałem wózek tak jak mówi
instrukcja obsługi kołowrotu.Reszta to pana robota.
-Kurwa ty mi nie będziesz podskakiwał!Natychmiast spiszę raport o
niewłaściwej obsłudze kołowrota.Zobaczymy kto ma rację.
Byli sami,z dołu dochodził krzyk okraszony przekleństwami pod adresem Staszka.Żyją,to jest najważniejsze.W końcu nie wytrzymał piskliwego krzyku sztygara,złapał go za kołnierz i przyciągnął do siebie.Po awarii kołowrotu na zwałach wiedział jedno należy bezwzględnie przestrzegać instrukcji obsługi oraz regulaminu
pracy maszyny.Nawet gdyby sam dyrektor kazał robić coś nie tak to należy odmówić.
-Ty skurwesynie mnie chcesz wrobić w awarię.Tutaj z tego telefonu teraz będziemy dzwonić do dyspozytora.Niech natychmiast przyjeżdża osoba dozoru wyższego.
-To jest napad na osobę dozoru,krzyczał wymachując rękami. Natychmiast mnie puść bo...
-Bo co zwolnisz mnie z pracy,zapiepszony kurduplu.
-Puść załatwimy to po cichu
-Nie po cichu panie sztygar,pan próbuje ratować swoją dupę a tam na dole może są trupy.Pomyślał pan o tym.Zamurowało go. Rzeczywiście nie pomyślał o ludziach którzy byli na dole.Sztygar stracił rezon.A jak są ofiary.Dzwonek telefonu przerwał spór między nimi.Dzwonił dyspozytor zaniepokojony przerwą w pracy kołowrotu.Staszek podniósł słuchawkę i chciał zameldować się zgodnie z instrukcją ale krzyk dyspozytora nie dopuścił go do głosu.
-Mam wiadomość,że wózek na pochylni rozwalił całe stanowisko nadawy drzewa a ty co nie wiesz jak obsługiwać telefon dlaczego nie meldujesz.
Opisał krótko zdarzenie,podkreślił rolę sztygara zmianowego w tym co się stało.Sztygar wyrwał mu słuchawkę i próbował wykrzyczeć swoją rację ale decyzja dyspozytora była krótka i stanowcza.Obaj natychmiast udadzą się pochylnią w dół by usunąć awarię.Nowy kołowrót jest w drodze razem z ekipą montażową.
-Zemną nie wygrasz syczał przez zęby sztygar wściekły,że wina za awarię zostanie przypisana jemu.
-Nie strasz bo się nie boję.
-Chcesz wojny będziesz ją miał.
Udawał,że nie słyszy pogróżek,szedł by zobaczyć jakim cudem dwaj pracownicy obsługi wyszli z tego zdarzenia cało.Jeżeli wszystko sprowadzi się do szkód materialnych to mogą mówić o wielkim szczęściu.





Rozdział jedenasty

Leżał na pryczy rozkoszując się ciepłem które biło od rozpalonego pieca.Ciepło ma magiczną moc stwierdził przeciągając się jak kocur.nastraja człowieka optymistycznie nawet kiedy nie bardzo jest się z czego cieszyć. Przecież konflikt ze sztygarem może go kosztować wiele.Stwierdził,że albo on ma defekt psychiczny który pcha go w zatargi z przełożonymi albo po prostu ma pecha.
Tak niewiele brakowało a zajście skończyłoby się bójką.Jedno jest pewne znowu jest skonfliktowany i do tego ze sztygarem co wróży mu ciężkie życie.
-”Pójdźta chłopcy buczki ścinać,bo ni mota za co pijać,hej gwintówkę na ramię pójdźta na jelenie,pójdźta na jelenie”.Chłopak leżący na sąsiednej pryczy nucił pod nosem piosenkę którą słyszał kiedyś na szkolnej wycieczce.
-Fajnie śpiewasz,odwrócił się do z przyjaznym uśmiechem.
-Cni mi się do gór,do moich gór.Ty wiesz jak pięknie jest teraz zimą w Beskidzie Sądeckim. Wszystko przysypane pierzyną białego śniegu.Czekasz na księżycową noc bierzesz gwintówkę i zaczaisz się na kozła.
-Kłusujesz,zapytał z lekkim niedowierzaniem.
-Jak zwierzyna podchodzi pod dom a w sklepie mięso na kartki to co,ty będziesz łykał ślinę a dyrektory,prokuratory i sekretorze bydom polować.Żrać i pić.Chłop też widzi i myśli.Po polowaniu żrą ogniska palą gulasze z dzika wpierdalają piją i do butelek strzelają a ludzie w kolejkach po ochłapy stoją.Socjalizm kurwa wymyślili.
Ojciec mawiał,że prawdziwy pan nie musiał kraść a ta swołocz która dorwała się do władzy nie może napchać brzucha.Banda. ”Wpierdalają równo,władza wszystko,obywatel gówno.”
-Ostro jedziesz,uważaj między nami pełno jest tych,wskazał na ucho.
-A co mi tam.Kibluję w obozie pracy, gorzej już być nie może.
-Może być gorzej,są kolonie o zaostrzonym rygorze,radzę bądź ostrożny.
-Szeregowy Ptakowski do raportu!Krzyk dyżurnego przerwał tę rozmowę.
-No to mnie mają.Pierwsza myśl to konflikt ze sztygarem.Chyba nie myślą zrobić z tego sprawy politycznej.Kołowrót na zwałach teraz kołowrót na pochylni pewnie to po składali i wyszło im sabotaż.Do izby wszedł pełniący dyżur kapral.
-Szybko ubieraj się i leć do sztabu,dzwonił sam major.Było mi to potrzebne,myślał obciągając bluzę munduru.Wszystko się układało,
robota znośna,spotkania z Krystyną częste i masz.Płacę za swój
niewyparzony pysk.Należało wziąść winę na siebie i skończyłoby się na pouczeniu lub upomnieniu a tak diabli wiedzą co wymyślą.
Po raz pierwszy wchodził do baraku w którym mieścił się sztab batalionu.Wszedł na piętro i skierował do drzwi obitych skórą. Tablica nie pozostawiała wątpliwości”Dowódca Batalionu-mjr Litwin”.Czuł krople potu na skroni gdy wchodził do biura.Nie ma bezpośrednich świadków którzy potwierdziliby przebieg zdarzenia przy ciągnieniu drzewa a rację zawsze ma przełożony.
-Obywatelu majorze szeregowy...próbował się zameldować.
-Masz maturę,przerwał mu tubalnym głosem z lekkim ruskim zaśpiewem.Wysoki starszawy oficer siedział za ogromnym biurkiem które pamiętało chyba czasy cesarza Wilchelma.
-Mam,odpalił zaskoczony.
-Siadaj skinieniem pokazał na krzesło.Pal,podsunął mu paczkę
Belwederów”.
-Dziękuję, wymamrotał zajmując miejsce.Bardzo chciał zapalić ale był tak zaskoczony,że nie potrafił się przemóc by sięgnąć po papierosa.
-Wiesz po co cię wezwałem.Głos był dolnym w registrze kontrbasa.
Taki głos mają chyba tylko nałogowi palacze nie stroniący do tego od alkoholu.
-Nie wiem obywatelu majorze,powoli się uspokajał i zyskiwał pewność siebie.
-Magazynier żywnościówki odchodzi do cywila i szukam następcy.
Cały batalion głodnych facetów-1200 chłopa trzeba nakarmić.Mnie tam gówno obchodzi jakie sprawy masz z oficerem od informacji. Ludzi należy nakarmić żeby mieli siły do pracy.To jest sprawa polityczna.Rozumiesz?To są tony żywności które należy przywieść, zmagazynować a potem wydać na kuchnię.Musimy ludziom napełnić brzuchy,w miarę naszych możliwości,dodał.Rozkazu nie będzie.Wyrazisz zgodę przejmujesz magazyn nie wyrazisz zgody wracasz na dół.Staszek siedział milczący kompletnie zaskoczony nową sytuacją która spadła na niego jak z nieba.Żarcie, pierwszy z elementów przetrwania:daleko od dołu od węgla,drugi podstawowy
element przetrwania.Nad czym się zastanawiać,myślał analizując błyskawicznie propozycję.A odpowiedzialność a jak się pomyli a jak ludzie się zatrują przekorna myśl rysowała przed nim same przeciwności.Żadnej odpowiedzialności,odwalić służbę i wracać do domu do swoich.
-Widzę,że nie jesteś zdecydowany,tubalny bas majora przerwał jego myśli.Przejdź do pokoju obok tam siedzi Kazimir dotychczasowy magazynier on ci wytłumaczy w czym rzecz.Major wstał i podszedł do okna nie przerywając swojego wywodu.Towar dobrze przyjąć i dobrze wydać na kuchnię,ot co.Ludzie ciężko pracują a racje jakie są takie są mówił jakby sam do siebie.
-No idź do Kazimira,na co czekasz.
-Czy mogę się odmeldować.
-Możesz tylko jak się zdecydujesz to przestaniesz się meldować bo się zameldujesz na śmierć a mnie panie tego kurwica bierze.Ot współpraca będzie.
Było dawno po capsztyku gdy wracał środkiem placu apelowego do swojej kompanii.Mróz szczypał w nos i uszy a on czuł dziwne dobre ciepło które rozsadzało go od środka.Śmiał się sam do siebie. No bo jak to właściwie z nim jest.Kilka godzin temu wyjeżdżał z dołu kompletnie zestresowany awanturą ze sztygarem zmianowym. Awaria,awantura nie wróżyły niczego dobrego a tu masz telefon ze sztabu jedno krótkie tak i wszystko odwraca się do góry nogami. Koniec ze wstawaniem o godzinie czwartej,z bieganiem do łaźni na trzaskającym mrozie z wystawaniem na przystanku kolejowym w oczekiwaniu na wąskotorową ciuchcię która woziła ich na kopalnię.
Koniec ze zjazdami w czarną otchłań starej poniemieckiej kopalni. która praktycznie nie nadawała się do eksploatacji.Lejąca się za woda,metan,upady sięgające 60 stopni.Koniec koniec koniec.
Leżał na swojej pryczy i z podniecenia nie mógł zasnąć.Mimo woli wracał myślami do tych kilku miesięcy które spędza w batalionie pracy.Wiele się wydarzyło ale zawsze wszystko kończyło się dobrze,czy to przypadek,czy może jednak wiara.Nawet tutaj w batalionie pracy gdzie o wierze nie było mowy znajdował czas na krótką modlitwę.To jest ważne bo pozwala na refleksję nad swoim postępowaniem.Jakkolwiek jest podziękował Bogu,że stało się tak a nie inaczej.

Pierwszy dzień bez wstawania o godzinie czwartej.Towarzystwo
pomaszerowało do pracy a on leżał na pryczy i rozkoszował się myślą,że może jeszcze po leżeć,po spać po leniuchować.Piec zdążył wystygnąć i w izbie zrobiło się chłodno więc nakrył się kocem i próbował zasnąć gdy nagle uchyliły się drzwi i ukazała się głowa Heńka Borto.
-Nie widziołech cie na stołówce abo żeś je chory abo mosz inszo zmiana no i przyszłech sprawdzić.
-Ani chory ani zmiana,a ty dlaczego nie jesteś w pracy?
-Choroba.Podziwej sie jaki wrzód mi wyskoczył na prawej ręce. Dłoń spuchła i przybrała fioletowy kolor.Boli aż pod pachą.Zaroz ida do łapiducha.A co u ciebie?
-Od dzisiaj przenieśli mnie do magazynu żywnościowego.Wczoraj wieczorem wezwali mnie do sztabu.Stary magazynier odchodzi do
cywila i szukają następcę.Pierwszy raz byłem w sztabie u samego majora.Poczęstował mnie papierosem,kazał usiąść,zaproponował robotę w żywnościówce.Kapujesz Heniek!
-Cłowieku co to mówisz,ale bydziesz wożny;no to straciłech kolege
oświadczył zdecydowanie.
-Opowiadasz pierdoły Heniek.Śiadaj na skraju pryczy i gadaj po coś
przyszedł.
-Wysłołech list coś go napisoł.Ty wis jako bydzie sprawa,bydzie słuchać i bydzie płakać ze szczynścio,że dostała list o miłości.To jest sprawa na całe życie.Złapał Staszka za rękę i długo trzymał w swojej dłoni.
-Słyszołeś o wypadku,nagle zmienił temat.
-Co się stało?
-Kajsik na węglu padają na czwartym oddziele słuszny kamień spod na głowa jednego z naszych.Opowiadoł mi chłopok co był przy wypadku,że dwie godziny żył i ogromnie prosiył Pana Boga o śmierć,tak bardzo go bolało.
-Jak się nazywał?
-Z naszego rocznika,wołali go jakoś Adam Baret czy coś wele tego
-Powtórz,usiadł na pryczy;może Adam Bartłodziej?
-Tak jak mówiś Bartłodziej a co znołeś go?
-Jeżeli to jest ten o którym myślę to jest to niedoszły ksiądz,zwinęli go jak się dowiedzieli,że wstąpił do seminarium duchownego.
Rozmawiał ze mną w pociągu jak nas wieźli do tego „wojska”-wtedy jeszcze żyliśmy nadzieją,że będziemy nosić karabiny a nie łopaty i kilofy.Ogromnie się bał nie tego czy da radę pokonać wysiłek fizyczny ale raczej czy wytrzyma tę próbę w sensie moralnym.Szkoda go.
-Take je życie cłowieku,wielu z nos padnie.Jyno,że Stalin i Bierut som mondrzejsze od Hitlera.Zanim cie wykończą musisz swoje odrobić.Take bestyje cwane.Tako majom metoda Stachu.Trza sie nie dać,robić tak co by przeżyć.Jo tam wola moje wiaderko ze smarym.Tam po smaruja tam naoliwia i blisko szybu.Jak
szczeli toch je piyrszy do wyjazdu.
-Jak strzeli pacanie to nie zdążysz podnieść ręki.Lepiej nie wywoływać wilka z lasu.
-A jednak szkoda chłopaka do tego przyszłego księdza.
-Szkoda każdego.Wielu takich co w cywilu było bandziorami tutaj pod wpływem ciężkiej pracy i zagrożenia stało się porządnymi facetami.Taki jeden jeszcze jako cywil na stacji w Lubaniu handlował dupami a teraz jest statecznym chłopakiem.
-Pierdolis Stachu.Chandlowoł dupami?
-Sam widziałem.W Lubaniu na stacji czekaliśmy w nocy na połączenie facet podłapał młodą kurwę i na poczekaniu zorganizował burdel.Gdzieś na bocznicy stał pusty pociąg to zajął jeden przedział i puszczał facetów za opłatą na dupę.Dzisiaj widzę go w trzecim plutonie.Przygaszony jakiś grzeczny,nie ten gość.
-Przidziesz na wesele Stachu,zmienił temat.Bydziesz honorowym
nojważniejszym gościem.Nie odmówis,co?
-Co bym miał odmówić ale to jeszcze daleka droga.Musimy przeżyć nie pchać palce między drzwi jak ty to mówisz.Władza ludowa nas skreśliła ale my się nie damy.Sukinsyny szykują nowe elity z ludzi którzy wszystko dosłownie wszystko zawdzięczają im. Marczaki,małpiszony za niedługo będą dyrektorami.Zdegradować niepewnych swoich awansować i za parę lat nie trzeba będzie fałszować wyborów czy referendum.
-Pierdolić polityka Stachu.Przidziesz na zabawa?
-Jasne że przyjdę,posłuchać orkiestrę z dyrygentem Heńkiem Borto.
-Pośmiywny żeś je,a przidziesz som czy z tą uczoną inżynierką.
-Przyjdę sam.Posłucham jak gracie może podłapię jakąś lalę. Uwidim.
-Powiydz szczyrze,myślisz poważnie z tą zaobrączkowaną.
-Stać cie na tako nie przeżgano zawsze je pewniejsze to co nie zaznało inszego ogiera.Nie bydzie prównywać.Baby jak wszystkie samice bydom tynsknić do tego kery im to zrobiył nojlepiyj.
Posuchej Stachu co ci powiym.W naszej wsi chłop mioł kobyła kero sie grzoła i przez przypadek pokrył ją ogier kiery sie pasł na łące. Pokrył to pokrył ale jom nie zaźrebiył.Poszli z klaczą do innego ogiera takigo z papiyrami i co?nie dopuściyła go do siebie.Walyła kopytami,piscała,gryzła ale nie nadstawiyła.Co było robić
zrezygnowali i puściyli klacza na łąka a tam trefiyła uzaś na tego ogiera kery jom już roz pokrył.I co powiysz?Tak nodstawiyła a tak im było dobrze,że nie szło ich rozłączyć.I co.zakosztowała jednego i nie chciała inszego.
-Jak to się skończyło?
-Jak sie miało skończyć.Oźrebiyła sie w przepisowym czasie a ogiera wyrzezali i faja przestała mu grać.
-To straszne pozbawić ogiera jąder.
-Co mo być straszne,take życie.Kokot je za dupliwy to mu urwies jajca i za pora tygodni obrośnie miynsem i sadłem i trafio do zupy.Jak byś knury nie kastrofoł to by sie nic jyno dupcyły a miynso to by sie nadowoło do ZOO dlo tygrysów.
-Czasmi mówisz mądrze ale czasami to przesadzasz i to mocno.
Porównywać człowieka to zwierzeńcia.Janek.
-Cłowieku ,cłowiek jak je bez duszy to co jest?No powiydz som żeś je przecasz uczony.Miynso i kupa grzychu w cłowiekuBeztusz som my bez Pana Boga wróżniyni,że momy dusza a z tego wyniko wolna wola.Jak cłowieka pozbawisz duszy i woli to je jak ta klacz na łące i tyn ogier.Joch je może człowiek prosty ale swoje wiym. Wszyscy ludzie mali i duzi nic jyno by dupcyli i żarli i jyno wiara je tym hamulcym.Nowet tyn nojgorszy jak przidzie do kościoła a sie pokłoni nisko Panu Bogu to pokornieje i żałuje.Może to je momynt skruchy, ale je, a jak ni ma wiary to ni ma ani tego momynta.Tak to widza cłowieku.A ty jak myślisz?
-Właściwie to się z tobą zgadzam ale nie zupełnie.Życie jest często tak skomplikowane,że nie można wszystkiego rozpatrywać w kolorach czarnobiałych. Żyć z kimś kogo się nie kocha tylko dlatego,że kiedyś popełniło się błąd.A branie sobie kobiety byle dobrze pracowała w polu i rodziła dzieci-przyszłych darmowych robotników.To nie grzech?
-Jak ludzie żyją podług przykazań to takich spraw nigdy nie ma. Bieres baba cnotliwo som se jom przeżgosz som przyrychtujesz na swoje miara i oba żeście som zadowolyni.
-Heniek co ty opowiadasz.Tak możesz żyć w jakiejś zapadłej wsi a nie w mieście.Dziewczyny chodzą do szkół,uczą się,mają zawody...
-Uczonyś a pierdolis Stachu.Baba kożdo i ze wsi i z miasta je stworzono do grzychu.Przidzie ji czas zacznie sie grzoć ani ta klacz na łące i nodstawi piyrszymu kery sie nawinie,beztusz baba musi mieć chłopa nod sobą.Podziwej sie na łąka.Co widzisz kwiotki a kwiotki som kolorowe,piykne i pachnom a po co?po to żeby je jakiś bąk abo motyl przedupcył.Powiydz czamu baby som tak powabliwe takie oczka a takie liczka a włosy a skóra że chłopa zaroz ciary przechodzom i trompeta w galotach mu gro,że ha.I co?to je zaproszynie do dupcynio.
-Heniek wyhamuj.To są straszne teorie.Robisz z kobiet bestie pełne żądz. Jesteś człowiek wierzący i wierz ,że nie tylko mężczyzna jest człowiekiem ale kobieta również.
-Jo mówię twardo tak jak tymu jest.Wy tam w mieście miynkniecie
i pomalutku nie umicie kokotowi łepy uciąć bo sie krwi boicie ale baby skrobać to sie nie boicie a przecarz to ludzko krew.Pan Bóg od chłopa nie je miongliwy mo zapach ziymi i gnoju ale je bardziyj sprawiedliwy.Wiy co by dzieło Boże przetrwało baba musi mieć take instrumynta nod kerymi ciynżko zapanować.Beztusz baba musi mieć nod sobą i Pana Boga i chłopa,bo to chłopa Pon Bóg stworzył na swoje podobiyństwo a baba zmajstrowoł z naszego żebra.Ot co.
Przidziesz na zabawa,uciął rozmowę.Powiym ci do kerej mosz
uderzyć.Jo ze scyny lepiyj widza kero je napolono.Bywej.Zamknął za sobą drzwi.
Dyskutowanie z tym chłopskim filozofem nie ma sensu.On ma swój
ugruntowany świat wartości zgodny z rytmem przyrody i swoim w nim miejscu.On zawsze postawi na swoim i czasami trudno mu odmówić racji.I kto tutaj jest”ucony”?








Rozdział Dwunasty

Radosne pełne ludowego wigoru granie niosło się po całym batalionie pracy.Muzyka wnosiła optymizm w szarą rzeczywistość żołnierzy,którym władza ludowa miast karabinów dała do ręki kilofy i łopaty.Ludzie powoli oswajali się ze swoim losem,żyjąc nadzieją,że przetrwają i wrócą do normalnego świata w którym każdy sam decyduje jaki obierze zawód i co będzie robił. Warunkiem udanej zabawy jest udział w niej dziewcząt i tutaj dowództwo batalionu postarało się rozpropagować zabawę wśród
dziewcząt szczególnie tych pracujących w manufakturze porcelany i małej przędzalni lnu.Efekt był więcej niż dobry.Spragnione tańca i rozrywki młode dziewczyny całymi grupami zapełniały stołówkę zamienioną w salę tańca.Za stołem prezydialnym siedziało całe dowództwo wraz z żonami i córkami.Uwagę zwracała córka majora kilkunastoletnia pucułowata dziewczyna o białych włosach i ustach wydętych jak korale indora.Z prawej strony pod oknami ustawiono stoły z ławkami do siedzenia a cała lewa strona to miejsce do tańcowania.W rogu tuż obok stołu prezydialnego zmontowano
małe podium dla orkiestry na którym oczywiście królował Heniek Borto a trochę dalej kantyna zorganizowała mały bufet w którym podawano piwo beczkowe,oranżadę oraz wino zwane „jabcokym”.
Plotka głosiła,że po znajomości bufetowa Fela sprzedawała bimber w butelkach po oranżadzie.Chyba coś musiało być na rzeczy bo towarzystwo szybko zapominało o troskach dnia codziennego i bawiło się w najlepsze.Tak po prawdzie termin zabawy nie bardzo pasował do wydarzenia ostatnich dni.Krótko przed zabawą odwieziono w zalutowanej trumnie ciało młodego chłopaka który zginął przywalony kamieniami.Był znajomym Staszka ten sam który wstąpił do seminarium duchownego a władza ludowa
zesłała go do batalionu pracy.Ale kto by tam pamiętał o rzeczach smutnych,gdy muzyka gra,dziewczyny są chętne do tańca a napój z butelek po oranżadzie rozgrzewa krew.Młodość ma to do siebie,że nawet w obozowych warunkach pozwala żyć krótkimi chwilami szczęścia które daje uśmiech dziewczyny,dotyk ciała,ukradziony całus. Staszek siedział w kącie i powoli sączył piwo podawane w litrowych kuflach.Czekał na aktualnego jeszcze magazyniera który wydawał racje na jutrzejsze śniadanie.Kazimir był fajnym kumplem który chętnie dzielił się swoim doświadczeniem.Krystyna nie chciała się pokazywać w batalionie by uniknąć krępujących
sytuacji.Wielu żołnierzy zatrudnionych na zwałach i nadszybiach i wiedziało o związku Staszka z panią sztygar.Alkohol wyzwala różne emocje i łatwo sprowokować sytuację delikatnie mówiąc nieprzyjemną.A po co.Wspólnie postanowili,że odpuszczą sobie
zabawę.Kiedy powiadomił Krystynę o przejściu do pracy w magazynie żywnościowym radość była tak wielka,że zrezygnowali z chwili sam na sam i polecieli do państwa Dołęckich podzielić się dobrą wiadomością.Pani Maria jak zwykle popłakała się ze szczęścia a pan Dołęcki który odnosił się z pewnym dystansem do związku córki ze Staszkiem tym razem zaskoczył wszystkich.
Poszedł do piwnicy i przyniósł butelkę oryginalnego Burgunda.
-Wyobraźcie sobie,powiedział z dumą,że w lecie w małym sklepiku GS zobaczyłem napis przecena.Ze zwykłej ciekawości wszedłem do środka i pytam-co jest przecenione a ekspedientka grzecznie odpowiada-niechodliwe wina.Coś mnie tknęło i poprosiłem o jedną butelkę.Czytam etykietę i z dębiałem z wrażenia.Oryginalny francuski Burgund w cenie paczki zapałek.Poprosiłem o pięć butelek i widzę zdumienie w oczach ekspedientki która grzecznie mnie poinformowała,że wino jest kwaśne i ona skosztowała tylko łyk.Wszystko wypluła.Acha i jeszcze zastrzegła,że reklamacji nie będzie bo to jest towar przeceniony.
-No i oto mamy prawdziwego Burgunda,pokazał na omszałą butelkę.To jest „signum”naszych czasów.Przecenia się najszlachetniejsze trunki bo nie są dosyć słodkie.Na wiosnę wybiorę się tam jeszcze raz i wykupię cały zapas chyba,że do tego czasu zdążą resztę wyrzucić na śmietnik. Wypili całą butelkę szlachetnego trunku który choć wytrawny zachował ukrytą
słodycz promieni słońca Burgundii. Czuł,że wszyscy cieszyli się z tego,że los wyrwał go z dołu kopalni do którego nie pasował i którego nie lubił.Wchodził do tej rodziny niepostrzeżenie coraz głębiej i głębiej.Pociągała go ich naturalna granicząca czasami z naiwnością dobroć,niczego nie udawali nie musieli.Kochali się nawzajem bezgranicznie i gotowi byli zrobić wszystko gdy komuś potrzebna była pomoc. Tacy to byli ludzie,że choć wyczuwał ich obawy o losy tego związku to jednak nie pozwalali sobie na żadne aluzje.Krystyna dokonała wyboru więc Staszek jest członkiem rodziny.
Już kilkanaście dni terminował jako magazynier i prawie codziennie wyjeżdżał na miasto po towar .Zawsze znalazł chwilę by wpaść do domu Dołęckich,zapytać o zdrowie usłyszeć kilka miłych
słów pani matki.Do pijał kufel piwa i zabierał się do wyjścia ze stołówki gdy nagle poderwało wszystkich tupanie taktu o podłogę przez Heńka Borto.
-”Nie ma zabawy nie ma muzyki żeby nie było panny Moniki”...i przytup i kółeczko i następna zwrotka. Efekt był natychmiastowy, faceci na wyścigi porywali panny do tańca,bo kto się spóźnił zostawał bez partnerki.Zmierzał do bufetu po następny kufel piwa i prawie wpadł na kwatermistrza który wyrósł przed nim nagle.
Zrobił krok do tyłu żeby ominąć oficera ale ten skinął głową żeby szedł za nim.Poprowadził go do małego pokoiku usytuowanego
za kuchnią w którym felczer sprawdzał jedzenie przed wydaniem na
stołówkę.Za kwadratowym stołem siedział prawie cały sztab z dowódcą na czele.Przeleciał oczami po twarzał i zauważył,że brakowało jedynie oficera informacji.
-To jest kandydat towarzyszu majorze na magazyniera,kwatermistrz
przedstawił Staszka.Wydaje sie,że ma jaja.Jak nie ma dodał, to mu urosną.
-Polejcmy mu karniaka żeby lepiej funkcjonował,odezwał się krępy porucznik podając szklankę napełnioną do połowy wódką.Wypił ciepłą lurę która pozostawiała nieprzyjemny odór w ustach.Otrzepał się i odruchowo szukał zagrychy ale niestety stół był pusty.
-No i widzisz sam,że bez zagrychy ani rusz,powiedział major.
Skocz i przygotuj coś na ząb.Pierwsze nieformalne polecenie jakie
otrzymał.Przygotować zagrychę.Pytanie jaką zagrychę?Chleb rozumie, kiszone ogórki również ale wędliny.Szukał Kazimira Suchockiego który oficjalnie ciągle jeszcze był magazynierem.
Zabrać wędliny bez wiedzy magazyniera nie mieściło się w głowie. W końcu znalazł go jak obtańcowywał żonę któregoś z oficerów.
-Małe piwo stary,powiedział Suchocki,zapomniałem powiedziećCi, że są przygotowane paczki,zanieś je do naszego biura o resztę się nie martw stary sobie poradzi.
-No maładziec,poklepał go po ramieniu kwatermistrz gdy rozkładał na biurku przygotowane paczki.Dobrze się spisałeś,widać.że jaja urosły dodał tonem pełnym uznania.Wypity alkohol robił swoje w wesołem nastroju wrócił na stołówkę by obtańcowywać żony oficerów.Poprosił do tańca jedną z pań która siedziała tyłem do sali tak,że nie widział jej twarzy.Znaczący uścisk ręki kazał mu się jej przyjrzeć.Była niebrzydka choć puder na spoconej twarzy trochę ją postarzał żłobiąc na policzkach bruzdy.
-Kazali obtańcowywać stare damy z za stołu odezwała się pierwsza.
Zwracam uwagę,że należy interesować się damą a nie błądzić w obłokach.Widziałam jak pan starał się odwołać Kazimira szpeca
od zagrychy gdy tańczył z żoną naszego szefa.Tutaj nie należy się zbytni krępować,powiedzieć prosto z mostu o co chodzi.My wiemy, że siedzą gdzieś w jakieś kanciapie popijają i potrzebują zagrychy a żony potrzebują tancjorów.
-Co będziesz następcą Kazka Suchockiego.Wiem to dla nich wielki problem.Magazynier od żarcia.Ważna osoba.Drugi po Bogu.
Suchocki na wiosnę idzie do cywila.Minister od kiełbasy i śmietany. Jestem Danka żona szefa sztabu,będziemy się znali bo lubię jeździć waszym samochodem do rzeźni.Odkupuję od ludzi deputaty mięsne i nie mam problemów z wyżywieniem mojej rodziny.Słyszałeś już o mnie,zmieniła nagle temat.
-Nie, odpowiedział szczerze.
-To usłyszysz na czas.Będą się chwalić ile razy mnie przerżnęli i na którym pośladku mam znamię.Chwalą się wierz mi.Chwalą i walą konia.To potrafią.Poznamy się bliżej to zobaczysz,że nie tak łatwo położyć mnie na łopatki chyba,że sama tego chcę.
Sprawę wyjaśnił mu aktualny jeszcze magazynier Suchocki który układy batalionowe znał jak mało kto.
-Danka to stare kurwiszcze.Jest dużo młodsza od męża i korzysta z tego,że pan kapitan już nie bardzo może i przymyka oczy na jej wybryki.W domu towarowym ma stałą metę i tam spotyka się ze swoimi adoratorami a kierownik domu należy do jej stałych klientów.Radzę traktować te sprawy bardzo poważnie z najwyższą uwagą ale nie należy wchodzić z panią kapitanową w żadne układy damsko-męskie.To jest moja rada. Zrobisz jak zechcesz.Lepiej grać w głupka co to nie domyśla się o co chodzi.Zapamiętał radę Kazka starego wyjadacza a była mu potrzebna już następnego dnia po zabawie.Szef sztabu wezwał go do siebie i grzecznie polecił by jak pojedzie po pieczywo podjechał pod jego dom i zabrał żonę do miasta.Było tak jak mówił Suchocki,kazała się zawieść pod dom
towarowy i przyjechać za dwie godziny.Zrobił jak kazała.Czekał jeszcze kilkanaście minut nim wyszła obciągając sukienkę i poprawiając włosy.
Był późny wieczór.Batalion po wieczornym apelu powoli szykował
się do snu.Staszek postanowił,że po siedzi jeszcze w biurze by w spokoju wyprowadzić kartotekę.Wiosna zbliżała się wielkimi krokami i należało się przygotować na ostateczne przejecie magazymu.Odłożył na chwilę robotę by zapalić papierosa gdy do biura wszedł plutonowy Kudłoń.Facet kręcił się po sztabie i stale myszkował po kontach.Znany był z tego,że ciągle brakowało mu pieniędzy więc pożyczał i nie oddawał,wpadał dokuchni by ogryzać kości na których gotowano zupy.Bywało,że wpadał do
magazynu a to po kubek śmietany a to po kawałek kiełbasy.Wzorem
Suchockiego tolerował go choć nie lubił.Wszystko co zjadał odbywało ię kosztem chłopaków którzy ciężko pracowali.Staszek czuł,że kiedyś miarka się przebierze i obywatel plutonowy odejdzie z kwitkiem.Teraz wszedł do biura usiadł na przeciw założył nogę na nogę i bez pytania poczęstował się papierosem.
-No i jak tam sprawy sercowe zapytał tonem w którym wyczuwało się ironię.Krystynka złapała już młodego ogiera i nie musi ganiać po całej kopalni by znaleźć pocieszyciela.Powiem ci a możesz mi wierzyć,bo się na tym znam,baba która raz zakosztowała chłopa nie może już żyć bez tej”roboty”.Pójdzie za każdym nawe tnajwiększa oferma byle tylko mieć ten kawałek sęka.Tutaj wszyscy o wiedzą wszystko,kontynuował swój monolog,i o pani inżynier Krystynce i o pani Danusi...ja wiem wszystko.Nagle zrobiło się nieprzyjemnie.Czuł obrzydzenie do tego rudego jak wiewiórka faceta.
-Obywatelu plutonowy,odezwał się służbowo,mam bardzo dużo roboty pozwólcie pracować.
-Ty od kiedy przeszedłeś na Wy,oburzony plutonowy poderwał się z za biurka,to ja podoficer sztabowy dopuszczam do poufałości a ty rekrucie odrzucarz.Co,woda sodowa,już tak prędko .Dystanse.Ano zobaczymy.Pamiętaj,że tutaj należy się wszystkim dzielić,nie tylko nadwyżkami w magazynie ale dupą też.Od taka żołnierska solidarność.Pani Krystyna to cymes ,coś mogę o tym powiedzieć,ty jeszcze biegałeś w cywilnych łachach gdy ja tego i owego z panią Krystynką...Staszka zatkało.Prowokacja była oczywista.Poderwał
z za biurka i niespodziewanie zjawił się Suchocki.Wyczuł sytuację.
-Odbiło ci,powiedział gdy zostali sami.To jest wesz którą musisz tolerować,rozumiesz co mówię,złapał go za ramiona.Facet jest informatorem Sawczuka,tego od informacji.Aspiruje do na twoje miejsce tylko kwatermistrz go nie chce go w żywnościówce.
Bierz go na inteligencję Stachu,trochę go miej za sobą trochę go trzymaj na dystans.Pamiętaj,przy półtora tysiącach ludzi kilku darmozjadów może się uchować bez specjalnych strat dla ogółu.Nie daj się sprowokować za żadne skarby,on tylko na to czeka.
-Kurna przecież ten facet szuka zaczepki co mam pozwolić by obrażał mnie i bliskie mi osoby.
-Wiem masz fajną babkę,panią mgr.inż,kierownik,sztygar.
-Skąd wiesz,czy utaj nie można mieć nic swojego?
-Swoje to masz w spodniach a też nie zawsze bo jak trzeba będzie to poświęcisz go dla dobra ojczyzny.Widzę,że ty jesteś rogata dusza ciągle jeszcze brykasz.Pamiętaj to jest obóz pracy-rozumiesz.Obok ludzi dobrych są kanalie po to by tych pierwszych sprowadzić do rynsztoku.Ja ci to mam tłumaczyć?Wszyscy wiedzą,że kopalnia jest stara wyeksplotowana przez niemców bardzo niebezpieczna a jej zaletą jest,że posiada resztki cennego złoża i potrzebni są tacy jak my którzy na rozkaz skorbią te resztki cennego węgla.Walka idzie o przetrwanie.Pamiętaj ty teraz jesteś na samym szczycie drabiny która zapewnia nie tylko przetrwanie dla siebie ale i dla wielu innych.Chcesz czy nie będziesz atakowany przez różnej maści Kudłoni.Mówił ci stary,że jestes tutaj wbrew opinii oficera od informacji ja też byłem w brew jego woli ale kwatermistrz to
stary frontowiec,widać gdzieś tam podpadł i kibluje w batalionie tak jak my ale chce się otaczać normalnymi ludźmi a nie kapusiami. Pamiętaj co ci mówię i nie obrażaj się o panią Krystynę.To jest gratka dla całego miasta a nie tylko batalionu.Młoda,ładna,na stanowisku i bez chłopa.Do niej robili podchody prawie wszyscy razem ze mną,a Kudłoń to łaził jak kot za szperką,brał specjalne dyżury w łaźni byle tylko być bliżej pani inżynier.
-Ty chodziłeś do Krystyny i ten ryży plutonowy,kto jeszcze?
-Coś ty się tak zmienił,zwariowałeś?przecież to jest batalion młodych facetów,wszyscy myślą o jednym złapać coś na koniec.Ty chyba żyjesz na innej planecie.Chłopie.
-Długo chodziłeś do Krystyny,szczerze.
-Szczerze,to tylko próbowałem.Dostałem kosza i to był koniec.Inni się chwalą,że na zwałach w jakieś szopie.To są gadki głodnych wilków i nic wiecej.Nie bierz tego tak do serca,o dupach można gadać bez końca ale są sprawy poważniejsze i tutaj uważaj Stachu. Uważaj!Będziesz prowokowany,podsrywany namawiany na lewe interesy i na to uważaj a baby,machnął ręką.
Jakie interesy?Co ty gadasz.
-Ile kosztuje worek kaszy.Ile kaszy idzie do zlewek.Wylicz i o tyle wydaj mniej do kotła a kaszę sprzedaj.Pomnóż to razy 365 dni a otrzymasz pokaźną sumę.Przyjdą do ciebie,znajdą cię.To jest forsa. Zaczną się propozycje w rzeźniach u piekrza.Ja ci swoje mówię a ty zrobisz jak będziesz uważał.Pójdziesz na układy prędzej czy
później jesteś skończony.Kapusie są wszędzie.
-Zabolało mnie jak ten ryży plutonowy chwalił się,że miał sukcesy u KrystynyNiby jest układ,że bez zobowiązań a jak usłyszysz,że ktoś inny zachodził do babki to coś cię ściska w diłku.Jestem zły
i rozczarowany,myślałem,że my,znaczy się jej rodzina,ona i ja coś tam tworzymy, coś pozytywnego Widać brakuje mi doświadczenia.
-Oj Stachu Stachu dajesz się podpuszczać.Kudłoń to jest specjalista od podpuchy.Osobiście bardzo wątpię by pani inżynier poleciała na niego i to nie dlatego,że ja dostałem kosza,po prostu Kudłoń nie pasuje do niej.
-Dobra,zmieńmy temat powiedz co będziesz robił w cywilu.
-Nie wiem,odpowiedział szczerze zaskoczony pytaniem Staszka. Matury nie zrobiłem bo ubecja zgarnęła nas prosto ze szkoły.Wiesz zabawy w partyzantkę,marzenie o wolnej Polsce i ktoś zakapował. Kilka miesięcy śledztwa,rozprawa i wyrok 10 lat.Łaskawa władza zamieniła wyrok na 5 lat.Odsiedziałem 3 lata reszta zamieniona na pracę w batalionach pracy.Kiblowałem w kopalni uranu nie daleko stąd ale przenieśli mnie na węgiel.Miałem szczęście drugi fart to kwatermistrz.Zabrał mnie do magazynu żywnościowego.Pytasz co będę robił.Nie wiem.Przez długi czas wszystko w koło mnie i we mnie było czarne.Jak mnie posłali na czwarty oddział to były takie chwile,że chciałem ze sobą skończyć.Te piekielne niskie pokłady o nachyleniu prawie pionowym do tego metan i woda lejąca się za
kołnierz dobijały mnie.Jakoś się pozbierałem.Pamiętaj kapitan choć to towarzysz to jednak kawał porządnego chłopa.Trzymaj się go a nie zginiesz.Jak wrócę do cywila,zamyślił się,cóż może jakieś gimnazjum a jak nie to pozostaje zawód stolarza.Mam wuja co prowadzi warsztat przyjmie mnie do terminu zrobię czeladnika i tyle.W ogóle to sam siebie nie rozumiem,po prostu nie odczuwam radości z tego,że za parę tygodni opuszczę batalion i odzyskam wolność.Lata robią swoje.Zapominasz o tam tym życiu,poznałeś
nowych ludzi,wypracowałeś sobie jakąś tam pozycję i masz pewnie złudne wrażenie,że coś znaczysz.Dysponujesz żarciem jesteś ktoś.
Zobaczymy.









Rozdział trzynasty

Wątpliwości posiane przez plutonowego co do prowadzenia się Krystyny nie dawały mu spokoju.Czarne myśli prześladowały go w dzień i w nocy.Krystynę zna cały batalion,każdy dobierał się do jej wdzięków.Którym jest z rzędu kandydatem zasługującym na miano pocieszyciela pani mgr inżynier.Z drugiej strony czy jest możliwe żeby kobieta wykształcona i z taką pozycją zadawała się
z byle kim.Po za tym była mężatką i nie od razu związek okazał się pomyłką.W ogóle to wszystko się po rąbało. Przecież miało być nie tak. Układ bez zobowiązań,wielkich słów a tutaj nagle okazuje się, że zazdrość,urażona duma i chorobliwa wyobraźnia podpowiadają najróżniejsze układy pomiędzy Krystyną i ryżym plutonowym Kudłoniem a nawet kumplem z magazynu Kazimirem Suchockim. Skłonność do roztrząsania każdego problemu wzięła górę nad rozsądkiem.To co go spotkało to nic innego tylko kara za to jak obszedł się ze Stenią.Nie odpisać na list dziewczyny która pierwsza pokonując wstyd otwarła przed nim serduszko,pierwsza napisała list to coś znaczy.Wypada napisać parę słów do Steni,przeprosić za brak odpowiedzi na jej list,może zaprosić by przyjechała w odwiedziny.
A Krystyna,natrętna myśl drążyła mózg.Zerwać bez słowa,postąpić tak jak postąpił ze Stenią.A jeżeli to co mówił Kudłoń to kłamstwo.
Jak będzie wyglądał przed Krysią,przed jej rodziną.Kim on jest, kto dał mu prawo do obrażania się.Czy były jakieś przyrzeczenia,że on i tylko on.Wystarczyły zwyczajne przechwałki ryżego plutonowego by posiać w nim tyle wątpliwości.Otwartym pozostaje pytanie,czy potrafi zrezygnować z Krystyny.Teraz kiedy niesiony emocjami zastanawia się nad ich związkiem dociera do niego jak wiele dla niego znaczy. Ile razy czuł jak duma rozsadza mu klatkę piersiową gdy pani mgr inż radziła go się w ważnych dla niej sprawach.Czy ta Krystyna musiałaby się uciekać do marnych kłamstw by poderwać jego-marnego szeregowego z batalionu pracy?A słowa które powiedziała na początku ich znajomości,że”bardzo chciałaby uniknąć dołowania”to prośba kierowana do niego by unikał
prostactwa i chamstwa.
Szedł główną aleją która oddzielała rzędy baraków od placu apelowego i zastanawiał się jak postąpić.Zerwać znajomość z Krystyną zaprosić Stenię a może zapytać o zdanie chłopskiego filozofa Henryka Borto który czego był pewien ma proste a skuteczne rozwiązanie.Z zamyślenia wyrwał go sygnał sanitarki która nie wiadomo skąd pojawiła się przed nim.Oślepiony ledwo zdążył odskoczyć w zaspę śniegu który ciągle jeszcze zalegał na poboczach dróg.Karetka zatrzymała się przed barakiem izby chorych.Widział jak dwóch facetów ubranych w białe kitle wyskoczyło z samochodu i znikło za drzwiami baraku.Chciał zawrócić by dowiedzieć się co się stało ale postanowił,że lepiej będzie udać się do chłopaków i po plotkować o kopalni.Ledwo usiadł w pobliżu pieca gdy dyżurny ogłosił alarm całego składu osobowego.Ludzie po dniu ciężkiej pracy nie kwapili się do opuszczania żołnierskich izb ale mus to mus.Niechętnie zwlekali się z prycz poganiani przez dyżurnego.Pozostał sam gdyż jako facet funkcyjny nie chodził na apele.Oparty plecami o ciepły piec grzał kości gdy niespodziewanie do izby wpadł chłopak z sąsiedniej izby który po wypadku w pracy nie wychodził na apele.
-Wypadek w kopalni są zabici i ranni,krzyczał nie zważając czy ktoś jest w izbie czy nie.Apel trwał krótko.Już po chwili wszyscy wrócili.Poruszenie było ogromne,mówili jeden przez drugiego.
-Potrzeba dużo krwi.Karetka czeka na chętnych do oddania krwi dla
kolegów.Ogólne podniecenie udzieliło się Staszkowi.
-Gadajcie co się stało,próbował przekrzyczeć podniesione głosy.
-Zawaliła się ściana na czwartym oddziale wśród zabitych i rannych są nasi chłopcy.Cała druga zmiana znalazła się w strefie zawału.
Zapiepszony czwarty oddział.Niemcy go nie eksploatowali a nasi każą skrobać resztki zalegające pomiędzy skałami,wszystko ku chwale ojczyzny.Sukinsyny.
-Nie ma co czekać.Idziemy chłopaki.Dzisiaj oni jutro my możemy potrzebować pomocy.Poszli wszyscy by pomóc.Kolejka chętnych
dawców była bardzo długa ale wszyscy stali pokornie czekając aż zostaną poproszeni do środka.Od sanitariusza dowiedział się,że z jego kompanii trzech żołnierzy jest poszkodowanych.Jeden jest już
w szpitalu dwóch prawdopodobnie nie żyje.
-Kto jest w szpitalu,dopytywał się Staszek.
-Ten grajek,prawdopodobnie straci nogę.
-Heniek Borto,powiedział sam do siebie.
-Chyba tak,potwierdził sanitariusz który usłyszał ostatnie zdanie Staszka.Taki był przezorny tak bardzo dbał o mądre szafowanie siłami,tak bardzo chciał wrócić cały i zdrowy do swojej Hani.
-Jadę do szpitala,powiedział do sanitariusza.Heniek to mój jedyny kolega.
-Nie puszczą cię.Teraz tam jest urwanie głowy,zresztą nic mu nie pomożesz,pewno jest w narkozie.Jutro pojedzie ktoś z naczalstwa do szpitala to może się załapiesz.Cierpliwie stał w kolejce by oddać krew,może to jedyny sposób by zrewanżować się Heńkowi za to co zrobił dla niego.Los bywa jednak nieprzewidywalny Heniek który dawał mu lekcje przetrwania sam nie przetrwał.Borto muzykant filozof”cłowieku co ty wis”.Oddał krew i w podłym nastroju wrócił do swojej izby by poleżeć na pryczy i porozmawiać z chłopakami gdy zdyszany dyżurny z rozmachem otwarł drzwi.
-Ptakowski biegiem do sztabu.Kwatermistrz czeka.Poleciał pewny, że chodzi o wydanie ekstra porcji.Przed spotkaniem z wpadł do swojego biura by sprawdzić stan artykułów które przewidywał będą
potrzebne.Nie zdążył.W drzwiach stał zdenerwowany kwatermistrz.
-Jak długo mam czekać nie powiedzieli ci,że masz się meldować.
-Kazali ale chiałem sprawdzić stan wędlin...
-Zostaw to i chodź do mnie.Tak zdenerwowanego starego jeszcze nie widział,
-Tak to jest kurwa,że chłopaki przychodzą odkiblować swoje dwa lata a wracają w drewnianych skrzyniach.Palił swojego Belwedera bębniąc palcami o blat biurka.Ja rozumiesz jestem frontowiec i wiem,że żołnierz musi płacić krwią czasami życiem ale kurwa w walce a nie w kopalni.Otworzył drzwiczki biurka i wyjął szklankę do połowy napełnioną wódką.
-Pij i nalej mnie rozkazał.Trzeba wypić bo inaczej człowiek może dostać bzika.Pierwszy raz ktoś z dowództwa otworzył się przed nim.Czyżby mu aż tak bardzo ufał.
-Ja rozumiesz,mówił nalewając wódkę do szklanki,jestem przedwojenny sierżant i znam honor-żołnierski.Cudem wyszedłem z ruskiej niewoli,od karmiłem ruskie wszy polską krwią na Kamcztce cudem przeżyłem.Tak ja dbam o was jak o własne syny bo to nie wasza wina,że ojczyzna potraktowała was jak wyrodna mać.Zmiotło cały oddział.Cały czwarty oddział,powtórzył.Szczęście,że stało sie to na drugiej zmianie kiedy pracuje mniej ludzi.
-Znam czwarty oddział,przerwał wywodykwatermistrza.
Pracowałem na czwartym.Warunki makabryczne,szczególnie dla ludzi nie znoszących ciasnych przestrzeni.Jest tam ogromne nachylenie stropu prawie pionowe,lejąca się woda i zagrożenie metanem nie wspominając o niestabilnym górotworze.
-Tym bardziej sobie ceń,że cię wyrwałem z dołu.
-Cenie sobie obywatelu majorze,powiedział zgodnie z prawdą.
-No to zabieraj się do roboty,kwatermistrz nagle zmienił nastrój rozmowy z przyjacielskiego na służbowy.Musimy być przygotowani na wizyty w szpitalu.W tej chwili wiemy,że mamy jednego który prawdopodobnie straci nogę,dwóch poszukują,dwóch nie żyje,Jutro weźmiesz samochód i zameldujesz się u towarzysza prezesa gminnej spółdzielni spożywców z kartką ode mnie.Będą potrzebne będą czekolady,jabłka,papierosy,ciastka może sardynki cytryny
jeżeli mają je na stanie.Rozmowę przerwał telefon,kwatermistrz podniósł słuchawkę i słuchał w skupieniu.
-Jest gorzej niż sądziłem,powiedział gdy odwiesił słuchawkę.Mamy czterych zabitych i dwóch dodatkowo rannych z pierwszej kom kompanii.
-Ten bez nogi to ten muzykant Borto Henryk Borto powtórzył.Mój
kolega.
-Kolega nie kolega,przerwał mu tubalnym głosem.Człowiek rozumiesz.Młody człowiek.
Razem z kierowcą objeżdżał magazyny porozrzucane po całym
mieście.Miał prawie wszystko z wyjątkiem jabłek które składowane były w magazynie który mieścił się w sąsiedztwie mieszkania państwa Dołęckich.Stał na rampie czekając na magazyniera.Był zdecydowany,że nie wejdzie nawet na krótką chwilę,bo i po co?Którym jest z rzędu amatorem na wdzięki pani inżynier.Mimo woli spojrzał w okno i zobaczyłKrystynę.Stała pomiędzy firaną i szybą i wyraźnie machała do niego ręką.Na głowie miała turban z ręcznika frotowego.Pewnie myła włosy,pomyślał.Uśmiechała się do niego i wyraźnie zapraszała do środka..Krótkie zawachanie i zapomniał o wszystkich wątpliwościach,plotkach,Kudłoniach.Mała chwilka niech kolega kierowca odbierze jabłka,zaraz wraca...
Była sama w domu.Ciepła pachnąca kąpielą odziana jedynie w płaszcz z tkaniny frote koloru błękitnego.Otwarła szeroko ramiona i zamarła w bezruchu.
-Co się stało,Staszek co jest grane?przecież czytam w twoich oczach.
Jest inna kobieta?Stenia?Widział w jej oczach przerażenie i panikę, Stała z na w pół rozchylonym płaszczem który odsłaniał jej nagość.W tej chwili zupełnie nie dbała o wygląd.Instynkt kobiety podpowiadał jej,że nad ich związkiem zawisło niebezpieczeństwo. Jak by zmalała,skurczyła się jak śnieżna pantera zawieszona nad przepaścią.Stała ze wzrokiem utkwionym w niego.
-Skąd takie myśli Krycha,skłamał.Jeżdżę za ekstra towarem.Jest wypadek zbiorowy są zabici i ranni.Naczalstwo wybiera się do szpitala i muszę przygotować paczki okolicznościowe.
-Wiem o wypadku,odpowiedziała machinalnie nie spuszczając z niego wzroku.Odpowiedz co się stało.Nie oszukuj.Nie musisz przecież jest umowa.Jestem mężatką i nie mogę mieć do ciebie pretensji ale proszę o prawdę.Zrobiłam coś nie tak.Stał jak mały chłopczyk przyłapany na kłamstwie.Dotarło do niego,że obraził ją samym podejrzeniem.Ona nigdy by go nie oszukała.Gdyby coś się wydarzyło on wiedziałby pierwszy.Tak,teraz wszystko jest takie oczywiste a jeszcze parę chwil temu pełny był wątpliwości.
-Przepraszam.Przepraszam Krycha,że zwątpiłem.Uwierzyłem plotkom.Głupio mi.Jak stała przyczajona na wzór pantery śnieżnej tak skoczyła na niego niepomna,że jego mundur jest wilgotny i zimny,że przedpokój,że lustro i stolik pod lustrem,że zrzucone szczotki i flakon z perfumami,że jakieś puzderko obija się od ściany i kręci jak bąk puszczony przez bawiącego się malca.Wszystko jest nieważne,liczą się tylko oni.Splceni zatopieni w sobie.
-Jesteś mój i tylko mój,sama cię sobie wybrałam,sama osaczyłam nie po to żeby cię stracić.Dla cibie się kąpię dla ciebie oddycham syczała w szaleńczym zapamiętaniu.Nie obchodzą mnie plotki.
Całe moje poprzednie życie wygumowałeś.Co bym dała żeby dla ciebie być dziewicą.Jesteś pierwszym który ma mnie od czubka głowy po palec u nogi.
-Przepraszam,czuję się jak dupek.Jest mi wstyd,że taki Kudłoń złapał mnie na tanie kłamstwa.Natarczywy klakson wyrwał ich z tego szaleństwa w którym trwali,nie pomni,że ktoś może wejść,że z rampy wszystko widać.









Rozdział Czternasty

Słodkawa woń chloroformu to pierwsze co go uderzyło gdy wszedł na oddział operacyjny szpitala.Obrzydliwość pomyślał przełykając ślinę która siłą wyobraźni nabrała smaku eteru lekko zaprawionego trociczką.Drugie to wrażenie brudu wynikające bardziej ze starości murów niż niedbalstwa sprzątaczek.Małe okna osadzone w grubych murach robiły wrażenie,że człowiek przebywa w baszcie obronnej a nie w szpitalu. Stare pruskie klinkierowe
budownictwo.Czerwona cegła,neogotycka architektura,spadziste dachy kryte dachówką ,zaśniedziałe .Zielone rynny robiły ponure wrażenie.W środku zdeptana do granic możliwości podłoga wykonana z desek sosnowych która pewnie pamiętała czasy
wąsatego Bismarka.Stał w przyćmionym korytarzu nie bardzo wiedząc gdzie się udać.Półmrok i ten obezwładniający zapach onieśmielały go.W końcu na podeście który stanowił półpiętro pomiędzy traktem operacyjnym a samym oddziałem usłyszał głos kobiety.Podszedł i zobaczył młodą dziewczynę w białym czepku która niosła kosz pełny wypranych prześcieradeł.
-Przepraszam panią szukam sali gdzie leży Henryk Borto,znaczy się
żołnierz po wypadku.
-Nie znam wszystkich chorych z nazwiska.Sspojrzała na niego wzrokiem dziewcząt które wiedzą,że natura nie obdarzyła ich urodą więc swój żal i kompleks do całego świata demonstrują pozorowaną oschłością.
-Proszę panią to jest młody chłopak-górnik który miał wypadek i leży u was na oddziele.
-To dlaczego mówi pan o żołnierzu a chodzi panu o górnika odpowiedziała rezolutnie.Takich jest kilku ale jest zakaz wpuszczania odwiedzin.Pan ordynator zakazał jakichkolwiek indywidualnych odwiedzin.Trzecie drzwi na prawo jest gabinet pana doktora,niech pan próbuje
Stał przed drzwiami z za których dochodził podniesiony głos pana ordynatora który rozmawiał chyba na temat wypadku bo często powtarzał się wątek braku krwi i środków opatrunkowych,Dziwny akcent wskazywał,ze facet jest chyba autochtonem bo kilkakrotnie brakowało mu polskich słów i używał określeń niemieckich.Gdy skończył rozmawiać Staszek wszedł bez pukania.Ryzykował,że może zostać wyrzucone z biura ale uznał,że czekanie na pozwolenie wyjścia obarczone jest większym prawdopodobieństwem,że nie zostanie wpuszczony.Za ogromnym biurkiem siedział starszy pan w okularach w rogowej oprawie który bardziej przypominał profesora akademii niż lekarza w prowincjonalnym szpitalu.
-Panie doktorze bardzo proszę o pozwolenie na odwiedzenie jednego z górników którzy ulegli wypadkowi.Żołnierz,dodał cichem głosem.
-Wczoraj było dowództwo,powiedział podnosząc wzrok na Staszka.
W zasadzie nie lubimy gdy chorzy jeszcze w szoku są niepokojeni.
O kogo chodzi?
-Henryk Borto panie doktorze.
-Wiem,pokiwał głową.Jest po operacji,przytomny choć bardzo słaby.Stracił dużo krwi.
-To mój bardzo bliski przyjaciel,proszę...
-Nieprzyjaciół raczej nikt nie odwiedza to oczywiste. Przyjaciel,popatrzył na niego oczami mądrego człowieka który sam wiele przeszedł i potrafi zrozumieć innych.Ma amputowaną w kolanie prawą nogę,prawy bark zmiażdżony i lekki uraz głowy.
Będzie żył ale czeka go rehabilitacja a po tym proteza.Niech pan idzie ale o nodze ani słowa,on nie wie,że jest bez.Do tego musi dojrzeć.
Henryk leżał na sali zaraz obok klatki schodowej.Łóżko pod oknem za nim trzy kolejne ustawione w kierunku drzwi.Po drugiej stronie sali rząd kolejnych czterech łóżek.Wszystkie zajęte.Głowa Heńka tonęła w bandażach które łączyły się z gipsowym opatrunkiem barku tworząc coś na kształt białej poduchy która nie pozwalała na wykonanie żadnego ruchu głową.Biedak leżał na plecach ze wzrokiem utkwionym w sufit.Staszek stał obok łóżka i zastanawiał się jak rozpocząć rozmowę.Problem rozwiązał sam Heniek.
-Psiszłeś.Wiedziołech,że przidziesz odezwał się ciągle spoglądając w sufit.Dobry kolega człowieka nie opuści.Dopadło mnie Stachu. Wis jak głupio.Byłech już w drodze do szybu wroz przypomniała mi sie staro wajcha na rozjeździe.
-Skąd wiesz że tu jestem,zapytał zdziwiony.
-Cłowieku jak o kimś mocno myślisz to musi prziść.Jynoś wloz zaroz wiedziołech,że to ty.
-Powiedz Heniek nie było żadnego sygnału,że się zawali ,stemple
nie płakały-nie piszczały,strop był spokojny?
-Dyć wis,co na czwortym stymple stale grały,czasami to strach było
przejść wele stympla tak sie skryncoł a piszczoł od naporu skał.
-Przyniosłem ci papierosy,zapalisz?
-Zapol i wsodź mi do gymby,tak mi sie chce kurzyć,że szkoda godać.
Zachłannie za ciągnął się dymem i nagle zaczął kaszleć.
-O Jezu ale boli cało prawo strona o Jezu chyba mi urwało ręka abo co inszego.Pośpiesznie zabrał mu papierosa i wyrzucił przez okno.
-Zostaw papierosy na stoliku,zakurza później.Podziwej sie chłopie mówił leżąc nieruchomo,Jak sie mo szczyńście to i z wypadku wyleziesz cało i wcześniej trafisz do cywila.Wczoraj byli ci z naczalstwa,prziwieźli paczki i trocha pogodali.Major mówił,że pewnie pójda wcześniyj do cywila bo ręka wymago długiego leczenia.Po leżę w łóżku wypoczne i wróca do Hani.Jak dobrze pójdzie to na wiosna byda kosił swoja łąka.Wesela nie bydziemy odkłodać.Przijedziesz to jest pewne,jak trza bydzie to napiszymy do majora co by ci doł urlop.A teroz opowiydz jak tam leci u ciebie.Tu mosz babę w doma czeko nostympno.Uczone ludzie żyjom jakoś inaczyj.
-Heniek co ty mówisz.Tu mam znajomą nie powiem ładną na stanowisku ale muszę pamiętać,że jest starsza,ma męża i jest magistrem a ja mam tylko maturę.Tam ta z cywila nie istnieje.
Widzisz jak wyglądam z tą blizną na twarzy.Litości o nie, tylko nie
to.Poza tym nabrałem prawie pewności,że wśród moich kolegów był kapuś,może jedyn a może więcej.
-E Stachu godos co by godać.Tu mos pojebankę a nie babę.Szumno isto ale mężatka.Po używosz se na niyj mosz grzych.Rozbijesz małżeństwo bydziesz mioł grzych śmiertelny.Tak to je człowieku.
Władek z trzecigo plutonu pracuje na nadszybiu i chwolył sie,że widzioł bez okno jak żeś obściskowoł swoja kierowniczka za szafą w biurze.Pamiętaj co ci mówię Stachu,nie możesz żyć bez baby, po używej se wiela wlezie ale do żyniaczki bier baba nieprzeżgano. Pamiyntej nikt nigdy nie wiy co baba myśli.Macoł jom inszy,może lepiyj od ciebie.I co?Ty sie bydziesz zapiyroł żeby i dogodzić a ona bydzie myślami przy inszym.
-Heniek wiedziałeś,że nas podglądają i nie powiedziałeś ani słowa.
Ziółko z ciebie.Widział grymas na jego obandażowanej twarzy który oznaczał chyba uśmiech bo odsłaniał rząd białych zębów.
-Co ci miołech mówić,wis co robisz.Do izby weszła młoda siostra uśmiechnięta od ucha do ucha.
-Koniec plotkowania.Panie Borto pamięta pan co mówił ordynator, nie palić papierosów bo bark jest szyty i przy kaszlaniu szwy mogą puścić.Ci mężczyźni,jak małe dzieci...
-Już wychodzę siostrzyczko.Próbował uśmiechem zaskarbić sobie jej przychylność.
-Stachu napisz do Hani.Adres jest na kopercie która leży w szafce zaraz nia wierzchu.Napisz żeby nie przyjyżdżała.Szkoda piyniyndzy Napisz,że wróca do cywila to wszystko obgodomy i,że mo sie nie martwić.Podniósł lewą rękę na pożegnanie.
-Jak dobrze mieć kolegę,powiedział na pożegnanie.Staszek był już w drzwiach gdy usłyszał jak prosił siostrę żeby go po drapała w prawą stopę bo tak go swędzi,że trudno wytrzymać...
Wypadek na oddziele czwartym spowodował,że przez ostatnie dni
prawie nie miał wolnej chwili.Dowództwo Batalionu wiedziało,że
puki jest stary magazynier jego można wykorzystać do załatwiania spraw związanych z wypadkiem.Jeździł po urzędach,załatwiał metalowe trumny,kwiaty i mnóstwo innych rzeczy.
Bardzo obniżyło się morale całego batalionu.Nawet ci którzy już pogodzili się z losem i oswoili z pracą dołową na nowo zaczęli bać się zjazdu na dół kopalni.Wielu otwarcie mówiło,że chcą służyć z karabinem a nie z kilofem .Na sali obok dwóch chłopaków bez wyraźnej przyczyny zaczęło się w nocy moczyć.Wstydzili się tego ale napięcie nerwowe było tak duże,że nie panowali nad swoją fizjologią.Inny wpadł w apatię i ciągle potarzał,że teraz jest jego kolej,że nie wróci,że młoda żona zostanie sama.Natomiast na sali
Staszka jeden z chłopaków samookaleczał się by tylko uzyskać
niezdolność do pracy dołowej.Wszyscy wiedzieli,że Heniek Borto-”cłowieku co ty wis”jest bez prawej nogi.Skrzypeczki leżały na pryczy tak jak je zostawił wyjeżdżając do pracy.Co zrobi Heniek kiedy się dowie,że jest bez nogi,że nie będzie miał czym
przytupywać rytmu,a jak tu chodzić za pługiem .
Dopiero ta tragedia uświadomiła Staszkowi jakie ma szczęście,że nie musi zjeżdżać na dół,że nie musi bać się,że każdy zjazd może być ostatnim.Pamięta czwarty oddział,te piekielne warunki geologiczne,lejącą się wodę ciągłe zagrożenie gazowe.Nigdy nie
zapomni dwóch prostych górników Heinela i Willego którzy podali
mu rękę i pozwolili przetrwać najgorsze pierwsze tygodnie. Fakt,że
ma szczęście,zawsze znajdzie się ktoś w jego otoczeniu który mu sprzyja.Wspomniani Willi i Heinel,Krystyna a jeszcze wcześniej Heniek Borto.Absolutnym zwieńczeniem szczęścia które mu sprzyjało było przeniesienie go z kopalni do pracy w magazynie żywnościowym.Oby tak dalej,myślał idąc w kiekrunku stołówki by przygotować prowiant do wydania kucharzowi.Lubiał gdy wszystko było przygotowane a kierownik kuchni jedynie sprawdzał i układał towar w swoich wiklinowych koszach.Mijał zmęczonych ludzi którzy wracali z obiadu,wszyscy przygarbieni z czarnymi obwódkami w okół oczów.Praca dołowa wysysa siły,pomyślał
tu nie ma mocnych.W drzwiach stołówki zderzył się z facetem o bardzo niskim wzroście.Spojrzał na niego i zamurowało go.Kuba.
Przecież to jest zawadiaka z pociągu.
-Cześć Kuba nie poznajesz mnie,odezwał się przyjaźnie.
-Co mam nie poznawać.Poznałem dzisiaj poznałem wczoraj w ogóle poznaję,to ty nie poznajesz.
-Kuba co ty.Myślałem o tobie kilka razy w końcu uznałem,że pewnie jesteś w innej kompani.Dlaczego nie podszedłeś jak mnie zobaczyłeś.
-Funkcyjny to funkcyjny.Nie dla szaraczków odpowiedział z przekąsem.Oderwałeś się od nas Stachu.Ludzie wszystko widzą i zapisują w pamięci.
-Co ty opowiadasz,co ty pierdolisz.Kto się oderwał od chłopaków.
Bierzecie mi za złe,że wyciągnęli mnie z dołu i każą pracować w magazynie.
-Już nie jesteś jednym z nas,a może nigdy nie byłeś.
-Gdzie pracujesz,próbował zmienić temat rozmowy.
-Spinam wozy na podszybiu.
-Niezła fucha na przeżycie.
-Ty co,grasz w jaja?naskoczył na niego.Dół się nie podobał to był haszpel u pani sztygar,po tym cieplutkie biuro z pieszczotami a na koniec żywnościówka.Ile tatuś wybulił dolców by synkowi nie stała się krzywda.
-Ty zasrany konusie,nie wytrzymał.Dałbym ci w pysk ale nie warto. Szkoda brudzić rąk.Kuba obrócił się na pięcie i z pełną pogardą z
rękami kieszeniach wracał do swojego baraku.
Rozmowa z Kubą którego uważał za fajnego wesołego kumpla zupełnie go rozstroiła.Facet którego poznał jeszcze w pociągu kiedy jechali w nieznane pewni,że będą żołnierzami a nie robolami, przymusowymi górnikami okazał się zawistnym małym skunksem.
Jeżeli tak myślą o nim pozostali koledzy to co?ma zrezygnować z pracy w magazynie żywnościowym tylko po to by przypodobać się komu?Do dzisiaj nie wie jak właściwie został zauważony,dlaczego padło na niego.Na swój użytek przyjął wersję nawet wersję cudu. Tak cudu.Wierzył,że ma szczególne fory tam w górze.Ptzecież takich którzy za pracę w magazynie nie koniecznie żywnościowym
oddali by wszystko było wielu.Padło na niego,coś w tym jest.
Kuba brutalnie pozbawił go złudzeń oskarżeniem,że złapał fuchę bo tatuś zapłacił nie wiadomo komu i nie wiadomo ile.Wściekły na cały świat wchodził tylnym wejściem do magazynu.Zabierał się do ważenia kaszy jęczmiennej gdy usłyszał szelest kroków.Przerwał ważenie by sprawdzić kto wchodzi wejściem zastrzeżonym dla pracowników.
-Jak tam sprawy sercowe,wszystko gra?Przed nim stał plutonowy Kudłoń.
-Nie mam czasu obywatelu plutonowy na pogaduszki,odpowiedział tonem służbowym.Niechęć do tego faceta o ryżych włosach bladej
cerze i wypłowiałem spojrzeniu narastała w nim od czasu ich pamiętnej rozmowy w biurze kiedy to chwalił się znajomością z Krystyną.Pamiętał o radzie jaką mu udzielił kolega Suchocki.Nie dać się sprowokować.nerwy na wodzy.
-Widzę,że coś nie tak,Krystynka bryka.Staszek przerwał ważenie kaszy spojrzał na plutonowego który oscentacyjnie ułamał kawał kiełbasy przygotowanej do wydania na śniadanie.
-Zostaw kiełbasę,złapał go za rękę.Okradasz ciężko pracujących ludzi,jeszcze raz tak zrobisz to zamelduję.Czuł,że traci panowanie nad sobą.
-Ty co!kocie zasrany,na podoficera podnosisz rękę,Próbował się wyrwać z uścisku.Dopiero teraz poczuł,że Kudłoń był po prostu pijany.
-Dostajesz pensję a obżerasz chłopaków.Spierdalaj z magazynu.
Wypadki potoczyły się błyskawicznie.Staszek wyrwał kiełbasę z rąk plutonowego a ten w pijanym amoku wciągnął z kabury pistolet.
-Ty kurwa rekrucie zasrany,na zawodowego podoficera podnosisz ręce ja cię kurwa zastrzelę w obronie własnej.Co Krystynka nie dała dupy,Może ma już lepszego.Ta twoja pani to grała na mojej fujarze aż furczało.Reszta była odruchem.Ciemne plamy przed oczami,
uderzenie w rękę trzymającą pistolet,huk wystrzału uderzenie w szczękę jedno,drugie stracił rachubę,Ocknął się w areszcie.
Leżał na pryczy bez pasa i sznurowadeł próbując opanować dreszcze które nim wstrząsały.Z ogromnym wysiłkiem woli usiłował uporządkować myśli.Ważył kaszę,szelest u drzwi,kiełbasa tak pęto kiełbasy,to pięć porcji. Tak pijany plutonowy Kudłoń, pamięta rękę z pistoletem,nie wiedział,że jest odbezpieczony.Tak czy siak on zwariował dla kawałka kiełbasy ryzykował życie.Chyba tylko dla tego,że plutonowy był pijany i miał opóźnioną reakcję zdążył mu wytrącić broń z ręki.Dla czego tak bił...Krystyna.Powoli odtwarzał w pamięci ostatnie chwile przed wystrzałem.
Wszystko stawało się jasne,to nie tylko wędlina.A przecież go ostrzeżono.Teraz będzie prokuratura.Napad na podoficera w czasie
służby.Kto da mu wiarę,że chciał zapobiec kradzieży wędlin.Kogo obchodzą stosunki jakie łączą go z panią kierownik powierzchni.
Nagle usłyszał głośny krzyk,rozkazy i do jego celi wpadł major.
Stanął nad nim w rozkroku, widać chciał krzyczeć ale zmienił
zamiar.Usiadł na kraju pryczy i prawie szeptem zapytał.
-Co sie dzieje,co to ma znaczyć,strzelanina w magazynie.Piłeś?
-Nie piłem.
-To co kurwa mać wyprawiasz.Zwariowałeś.Sperma uderza ci do głowy.Plutonowy pobity leży na izbie chorych,ty rozwalony na pryczy jak kurwa w burdelu czekasz na sąd wojskowy.
-Wszedł do magazynu kompletnie pijany obywa...
-Milczeć wrzasnął kwatermistrz.Gdzie są klucze od magazynu.
ja będę wydawał prowiant na jutro.
-Magazyn jest chyba otwarty,ale jest przecież Suchocki...nie dokończył, kwatermistrz wypadł jak burza.Do celi wszedł uzbrojony wartownik.
-Zbieraj się,idziemy.Szedł w szpalerze gapiów,on bez sznurowadeł
i pasa,wartownik z karabinem-sensacja.Mimo woli opuścił głowę bo nie o taką popularność mu szło.Czuł,że wśród gapiów są ci którzy mu zazdrościli.No cóż mają swoją satysfakcję.
Kiedy weszli do magazynu zobaczył kwatermistrza utytranego mąką z duża szuflą w ręku.
-Suchocki jest na przepustce,mruknął ponuro.Zabieraj się do wydawania.
Czego stoisz jak pal na apelplacu.Do roboty.
-Musimy przejść do magazynu nabiału obywatelu...no to idziemy kwatermistrz nie pozwolił mu dokończyć.
Dochodzili do magazynu kartofli i warzyw który mieścił się w głębokiej
piwnicy gdy kwatermistrz nagle przystanął widać zamyślił się nad czymś i zdecydowanym głosem odesłał wartownika.Zostali sami.Weszli do ciemnej wnęki kwatermistrz usiadł na skrzynce od warzyw i pokazał ręką by zrobił to samo.
-Źle się stało,powiedział patrząc Staszkowi w oczy.Bardzo źle.
Pozostaje albo zrobić sprawę,wezwać odpowiednie służby i przeprowadzić pełne dochodzenie albo zrobić żeby sprawy nie było.Będzie sprawa nigdy nie wiesz jak się zakończy.Jego będą bronili ci od Sawczuka a ciebie kto?Wpierodlą ci wyrok i tyle. Dostaniesz przeniesienie do innej jednostki,
podjął nagle decyzję.Nie będzie sprawy.Nie było incydentu.Szkoda mi ciebie,powiedział tonem orawie przyjacielskim.Myślałem,że żywnościówkę mam z głowy.No cóż nie wyszło.
-A co z Kudłoniem,wyrwał się z pytaniem.
-A co ma być.Będzie magazynierem.Dałeś się podpuścić jak szczawik.
-Chciałbym żeby było jasne,to on wyciągnął ostrą broń.
-Ostrą nie ostrą.Ryzykowałeś życie głubcze.Należało mu sie dać na żrać do syta.
Ile może zjeść taki pacan.
-Ale to nie wszystko.Zaczął mnie obrażać...
-Dobra,kwatermistrz po raz kolejny nie pozwolił mu dokończyć.Nie ma sprawy.Nie pójdziesz do aresztu,jutro zdajesz magazyn i znikasz z naszej jednostki.






Rozdział Piętnasty

Kolejna kartka ląduje w koszu.To już trzeci dzień jak opuścił batalion w Miroszowie pod Wałbrzychem a jakoś nie potrafi napisać krótkiego listu do Krystyny.Wypadki potoczyły się tak nieprawdopodobnie szybko,że nie zdążył się pożegnać.Wie,że musi to zrobić,że nawet jeżeli Krystyna ma dosyć jego-szeregowego z
z kłopotami które za nim chodzą to powinna wiedzieć co się stało.
Siedział w samym rogu świetlicy i patrzał się w pustą kartę wyrwaną z zeszytu.To jest ostatnia kartka a na kupno nowego zeszytu go nie stać.Więc to co teraz napisze będzie tym co włoży do koperty i wyśle.Kochana Krystyno.Ciężar spadł mu z serca. Początek jest zawsze najtrudniejszy..Rozpoczął od słów które gdy byli razem nigdy nie padły.Jakieś umowy na uszczknięcie kilku chwil szczęścia uciekającemu czasowi dzisiaj wydają się głupie.Ich pierwsze spotkanie na nadszybiu kiedy przerażony pierwszym zjazdem na dół kopalni potrącił panią inżynier urasta do rangi przeznaczenia. Potrzeba aż takich traumatycznych wydarzeń by zobaczyć ich znajomość we właściwym wymiarze.Pod presją braku papieru list ograniczał się do rzeczy najistotniejszych.Konflikt z plutonowym,szarpanina,przypadkowy strzał.Nie wspomniał o przechwałkach Kudłonia związanych jej osobą.Pozdrowienia
dla całej rodziny i to było wszystko co zmieściło się na karcie papieru.Kiedy nakleił znaczek wiedział,że niczego już nie zmieni,niczego nie dopisze,a przecież czuł potrzebę wygadania się.Tak naprawdę jest w sytuacji gdy wszystko co go otacza jest inne obce nieznane.Kopalnia odkrywkowa ogromna niecka-dziura wielopoziomowa która w zależności czy jesteś na poziomach gdzie zbiera się nadkład grzęźniesz w lepkiej glinie czy jak jesteś na poziomach węglowych grzęźniesz w brązowej papce jaką tworzą
węgiel brunatny i woda.Praca którą wykonuje polega na budowaniu torów kolejowych,rozładunku wagonów z tłuczniem i przerzucaniu
czasami bardzo ciężkich materiałów jak na przykład 30 metrowych szyn kolejowych lub nasączonych czarną mazią podkładów. Pomimo,że uważał siebie za silnego i wysportowanego faceta to w wielu przypadkach nie dawał rady.To zupełnie inna praca niż dół
.Masz wprawdzie nad głową słońce,nie ma zagrożenia metanowego,
nie grozi ci zawał stropu, za kołnierz nie leje ci się woda ale jeżeli
myślisz,że wydasz mniej energii to jesteś w błędzie.Rozładunek
ręczny wagonu z tłuczniem to bardzo ciężka praca.Rozładunek
ręczny 30 metrowych szyn kolejowych czy kilku metrowych
nasączonych smołą podkładów kolejowych to bardzo ciężka praca.
Po ośmiu godzinach podbijania torów kolejowych tłuczniem nie
możesz wyprostować kręgosłupa.Dla nieprzyzwyczajonego do tego rodzaju wysiłku każda godzina staje się udręką.Ciężar wyrywa ramiona ze stawów,dochodzi do tego,że w nocy budzi cię potworny ból kręgosłupa,czujesz wszystkie stawy które pulsują tępem bólem.
Staszek został przydzielony do brygady samych cywili,starych
wyjadaczy którzy doskonale wiedzieli jak wykonać daną pracę
najmniejszym wysiłkiem.Mieli przewagę nad Staszkiem dla którego
wszystko było nowe.Początkowo płacił frycowe.Naprzykład w czasie rozładunku szyn cywile dobrani w dwójki łapali zawsze za
koniec szyny Staszka spychając do środka.Zmagał się z potwornym
ciężarem przekonany,że jest słabszy od pozostałych członków brygady.Wszystko do czasu.W końcu wykapował w czym rzecz i jak należy ustawić się do ciężaru by wykorzystując prawa fizyki
podnieść ciężar mniejszym wysiłkiem.Okazja by pokazać,że wie
w co tutaj grają nadarzyła się gdy na bocznicę wtoczono sześć
wagonów załadowanych podkładami do rozjazdów kolejowych.
Siedmiometrowe nasączone smołą kłody były potwornie ciężkie.
Przodowy nazywany przez pracowników”partyzant”bo powiadają,
że w czasie wojny walczył w partyzantce we Francji,podzielił ich
na dwójki.Staszkowi przypadł mały o pałąkowatych nogach facet
który gdy przyszło do dźwigania robił sie jeszcze mniejszy tak,
że cały ciężar spadał na tego większego.
-Daj mi do pary kogoś wyższego,zwrócił się do przodowego.
-A ty co!nie podoba się,może chciałbyś porządzić panie żołnierzyku
stawaj do roboty bo przez ciebie nie zrobimy normy.
-Dobrze ale idziemy na sam początek podkładów.Grupa stała ciekawa co zrobi partyzant.
-Nie podskoczysz mówił partyzant trzymając w kąciku ust peta.
Nie podskoczysz,powtórzyłTutaj chłopaki są zgrane i słuchają tego
co mówi przodowy.
-Ja też słucham,domagam się jedynie sprawiedliwego podziału
pracy.Wiesz,że przez cały czas jak pracuję w waszej brygadzie
jestem rolowany.Koniec panie przodowy z takim podziałem pracy.
-Co koniec?Co koniec?Odmawiasz wykonania polecenia to możesz
iść do łaźni.Ja ci dniówki nie zapiszę.Zobaczymy jak będziesz
wyglądał przed dowódcą.
Zdał sobie sprawę,że z nim nie wygra.Ma za sobą całą brygadę.
Zdążył się zorientować,że mają jakieś interesy z maszynistami
niemieckimi którzy odbierają węgiel wydobyty w Turoszowie
i przewożą go do elektrowi „Hierschfeld”w niemczech.Jedno co
osiągnął to to,że wiedzieli,że przejrzał ich sztuczki. Jego pech
polegał na tym,że był sam wśród zgranej paczki cywili i musiał
się dostosować do nich lub zmienić pracę.Nie chciał otwartego
konfliktu,prześladował go kompleks,że ciągle wpada w tarapaty.
Kapral Marczak,pobicie w klatce,sztygar przy kołowrocie no i
zwieńczenie wszystkiego plutonowy Kudłoń-przypadkowy strzał
z pistoletu.Chyba jest z nim coś nie tak,puszczają nerwy,brak
tolerancji,wszystko traktuje śmiertelnie poważnie.Nie dobrze.
Była przerwa śniadaniowa.Śiedział pod wiatą na workach
świeżego cementu i jadł swoją kromkę chleba. W pewnej chwili
przysiadł się do niego przodowy.
-Jest dziesięć wagonów tłucznia.Chcą by zostać na drugą zmianę
i rozładować kamień.Będą nadgodziny,będzie dodatkowa premia.
Zostajesz?Staszek uznał,że jest to okazja by dogadać się z nimi.
-Zostaję ale muszę zawiadomić dyżurnego kaprala który siedzi na
łaźni i podszczypuje baby.
-Idź teraz,powiedział przodowy.Przyniesiesz z bufetu po bułce dla
każdego i dwie puszki „Byczków w sosie pomidorowym”.Masz
zapal,podał mu „Sporta”. Uznał,że był to sygnał do zgody ze
strony przodowego.Przyjął papierosa,zapalił o poczłapał w stronę łaźni.Kiedy wrócił podkłady były ułożone w równe sztaple a towarzystwo podejrzanie wesołe.
-Te Staszek,chodź no tutaj.Mały Alojz z którym dzisiaj dźwigał
podkłady gestem ręki zapraszał go do siebie.
-Pociągnij na dwa palce,podał mu butelkę czystej wódki.Przemógł
wstręt i wypił,w końcu chce by go zaakceptowali i przyjęli do
swojej paczki.
-Kurwa germańce wszystko mają lepsze niż my ale gorzałka nasza
lepsza.Partyzant odbierał butelkę z rąk Staszka i przykładając
dwa palce wlewał w siebie porcję gorzały.Słuchajta chłopaki na górnym poziomie obok rozjazdu Hans zostawił paczkę,leży na
skarpie która opada w stronę Nysy.Jak się ściemni pojdzieta i
przyniesieta,będą piwa i sznapsy.Przyniesione bułki i puszki
z byczkani zabrał owinął w papier i powiesił na gwoździu.
-Zjemy później jak coś wypijemy,uśmiechnął się tajemniczo.
Staszek czuł przyjemne ciepło które rozlewało się po całym ciele.
Problemy wszystkie złe myśli rozmyły się w ogarniającej go wesołości.Z łopatami przewieszonymi przez ramię maszerowali
w kierunku wagonów załadowanych tłuczniem.
-Chłopy ,powiedział przodowy.Po dwóch do wagonu.Kto skończy
ma fajrant i sześć nadgodzin.W szuflowamiu łopatą by dobry.
Procentowała praktyka którą nabył na oddziale wydobywczym.
-Ale machasz,powiedział Alojz ocierając pot z czoła.
-Z łopatą sobie radzę za to dźwiganie idzie mi ciężko.Odrobię
swoją normę i mam wolne.
-Nie zostajesz na balu?
-Jakim balu.
-Partyzant ma dzisiaj urodziny rozumiesz,dlatego te nadgodziny.
Ty pewnie myślałeś,że my zostajemy na drugą zmianę żeby rozładować wagony.Ale tyś jest naiwny.Tutaj chodzi o „fajer.
Stary cię zaprosił na „sznapsa”i piwo reszta to bajer.
Było ciemno i zimno późnomarcowy chłód przenikał ubranie
i lizał kości.
-”Piźdźi jak w kieleckiem”,odzywka kogoś z wagonu obok wskazywała,że wszyscy marzli.
-Te partyzant zrób coś bo trudno tak stać bez ruchu.
-Komu potrza ruch niech się rucha,ot jeden drugiego.Nie bójta
się powiedział poważnie zaraz nadejdzie paliwo się rozgrzejemy.
Odpowiedzią był narastający szum kół o szyny.Sprawa wyjaśniła
się gdy zobaczyli ręczną drezynę którą pchało dwóch osiłków z brygady.Przywieźli paczkę zostawioną przez maszynistów niemieckich.
-Nadkład stanął to i tory są wolne.tośmy wsiedli na drezynę i
jesteśmy.
-Idziemy chłopaki pod wiatę,tam jest cieplej,przodowy pierwszy
ruszył niosąc skrzynkę niemieckiego piwa.
Siedzieli na workach cementu który widać świeży bo zachował
sporo ciepła.Nikt nikomu nie składał gratulacji od po prostu
butelka podawana z rąk do rąk zastępowała toasty.Na środku na
starej skrzynce po owocach leżała otwarta puszka byczków,kto
chciał podchodził nabierał scyzorykiem kawałek ryby i przegryzał
bułką.Atmosfera robiła się coraz bardziej gorąca.Opowiadali sprośne kawały naszpikowane słowami francuskimi lub greckimi.
Mimo szczerych chęci nie zawsze łapał puentę tych dowcipów.
Wiedział,że jest to zamknięty świat reemigrantów z całej europy.
Bardzo specyficzny stosunek do kobiet które sądząc po wypowiedziach traktowali jako przedmiot służący do zaspakajania
męskich instynktów.Zasłuchani we własne kawały,rozbawieni
zapomnieli o Staszku.Siedział cicho jak mysz pod miotłą udawał,
że pije i czekał na koniec tej imprezy która dla niego była nudną
paplaniną.W pewnym momencie padło hasło szwaczki.Idziemy
do hotelu szwaczek.Nie wiedział kto to są szwaczki gdzie jest
hotel i po co tam idą.Zerwali się nagle tak jak stali w brudnych
roboczych ubraniach,sami brudni,pijani z niedopitymi butelkami
piwa w kieszeniach.Staszek wrócił do koszar.Obolały od noszenia
ciężarów zwalił się na pryczę i zasnął.

Obudził się z potwornym kacemBolała go głowa w ustach
czuł smak fermentującego piwa.To jest cena którą musi zapłacić by
zostać zaakceptowanym przez „Partyzanta”i jego brygadę.Oby tej
lojalności nie musiał potwierdzać kolejnymi butelkami piwa czy
wstrętnej cuchnącej gorzały.Nigdy nie był smakoszem piwa a tym
bardziej wódki czystej sprzedawanej w kapslowanych butelkach.
Przy próbie zejścia z pryczy aż syknął z bólu.Wszystkie stawy
sygnalizowały,że nie wytrzymują takiego obciążenia jakie im ostatnio zafundował.Co to będzie,pomyślał gdy znowu wypadnie
mu nosić szyny i podkłady w parze z tym małym Alojzem.Całe
szczęście wszyscy robili wrażenie,że przyszli do pracy prosto
z libacji.Przodowy miał ogromnego siniaka pod okiem a zadrapanie
na twarzy wyraźnie kojarzyło się z damskimi paznokciami.Prawie
nie mówili do siebie co wskazywało,że mocno narozrabiali i wolą
wymazać z pamięci ostatnie godziny pijackich doponań.
Kończyli rozładunek tłucznia który przerwali wczoraj wieczorem prawdopodobnie wagony zaliczone zostaną do wczorajszych, nadgodzin.Tym razem Staszek był górą.Swoje pół wagonu zrobił
wczoraj więc dzisiaj mógł sobie pozwolić na małą labę.Skulony
w rogu wagonu dosypiał brakujące godziny snu a Alojz mordował
się ze swoją częścią.Z drzemki wyrwało go wyraźne kopnięcie.
Otworzył oczy.Nad nim stał partyzant w filcowych butach.
-Te co jest grane,można wypić można przy kurwić ale robota
musi być zrobiona.Wstawaj zaraz i bierz się do wyładunku kolejny
raz kopną go w biodro.
-Swoją robotę zrobiłem wczoraj,tak powiedziałeś-po dwóch do
wagonu.
-Co ty kurwa podskakujesz,kopnął go ponownie ponaglając by wstał.Co było wczoraj to było wczoraj a dzisiaj jest dzisiaj i
bierz się do roboty.
-Ponad miesiąc robicie mnie w konia przy dźwiganiu ciężarów.
Tak się składa,że łopatą macham nie źle i swoją połowę zrobiłem
wczoraj.Jeszcze jedno panie brygadzisto,jak mnie jeszcze raz kopniesz to oddam.Zrozumiano.Lepiej będzie jak damy sobie
spokój.Mam dosyć kłopotów,wystarczy.
-Masz kłopoty?bygadzista zmienił to na poufały.Nie krępuj się
z nami możesz po rozmawiać o wszystkich kłopotach.Byłeś z nami
wczoraj u Gabrieli bo cię nie widziałem.
Nie byłem,poszedłem do koszar.
-Toś chłopie dużo stracił.Cały babski hotel robotniczy,same szwaczki.Portierka początkowo się stawiała to jom chłopaki
przywiązali do krzesła w gębę wsadzili marchew i droga była wolna.Cała chałupa wyposzczonych bab.Wiesz co to znaczy.
-A jak zgłosi na milicję?
-Kto zgłosi?Portierka?To nasza babka,ona wie,że jak co to będzie
miała marchew nie tylko w gębie ale gdzie indziej a jak co to można marchew zastąpić wyschniętą szyszką.Kapujesz.
Słuchaj jak masz kłopoty z milicją to spokojna głowa,chłopaki zrobią ci alibi na sto procent.Już nie był obcym oschłym szefem,
więc jednak próba dotarcia do nich dała efekt,oby trwały pomyślał.
Partyzant jeszcze chwilę postał w końcu obrócił się na pięcie i
tonem prawie poufałym powiedział.
-Jak chcesz to pomóż Alojzowi,musimy nadgonić czas przepity.
Norma to norma.Oszukać się nie da.
Fatalnie znosił kac po wypitym alkoholu.Wiedział,że nie ma głowy
do pijaństwa ale tym razem reakcja organizmu była wyjątkowo
gwałtowna.Kilku kilometrowy odcinek z kopalni do koszar jak
zwykle pokonywali na piechotę.Tym razem maszerując drzemał.
Głos kaprala „od czoła śpiew”wyrwał go z odrętwienia.Komenda
pozostała bez odpowiedzi.Następna komenda „oddział stój”wróciła
mu pełną świadomość.Stali na poboczu drogi.Zwarty milczący
oddział liczący ponad stu ludzi i krzyczący kapral.Anonimowy
głos ze środka szeregu przeklinał-”Jesteśmy po ciężkiej pracy
zmęczeni i głodni a obywatel kapral wypoczywał w łaźni”.
Ledwo powłóczymy nogami a pan kapral ma ochotę na zabawę
w wojsko”.Drugi głos z końca szeregu dowodził,że są gotowi
postawić na swoim.
-To jest obóz pracy a nie wojsko.Pan kapral przez osiem godzin
zabawia się z paniami w łaźni a my musimy za pierdalać.Hej tam
z przodu ruszamy,szmer niezadowolenia ogarniał wszystkich.
-Biegiem marsz,rozkaz pozostał bez odpowiedzi.
-Padnij.Nikt nie pada.Zdesperowani maszerowali w kierunku
koszar,nieczuli na krzyki wściekłego kaprala.Kiedy wyszli na
plac apelowy zostali otoczeni przez uzbrojonych wartowników.
Nie umawiali się a przecież jak jeden mąż solidarnie czekają na
pozwolenie udania się na stołówkę.W końcu z budynku sztabu
wyszło całe dowództwo.
-To jest zorganizowany bunt,oficer polityczny próbował opanować
sytuację.Nie pomogło.Trwali w milczeniu.W końcu oficerowie
zebrali się na boku i coś tam dyskutowali i w końcu zadecydowali.
-Na stołówkę rozejść się.Rozkaz wydał dowódca.Z wielkiej chmury
mały deszcz,pomyślał człapiąc na stołówkę.Krzykliwy kapral gdzieś zniknął,sztab rozpłynął się jak we mgle.Ale emocje raz
rozbudzone opadają powoli.Coś wisiało w powietrzu jakaś agresja
nie do końca rozładowane napięcie nałożyły się na skrajne fizyczne wyczerpanie,głód swoje pewnie dodała fatalna pogoda która wszystkim dawała się we znaki.Na obiad były śledzie w sosie
śmietankowym i kartofle.No i zaczęło się.Wystarczyło,że jeden
rzucił śledziem o ścianę.
-To nie jest żarcie dla ciężko pracujących ludzi.Inni błyskawicznie
po parli rzucone hasło tupając nogami.
-Chcemy mięsa.Złodzieje.Kiedy wydawało się,że dojdzie do
totalnej rozruby z kuchni wyszła pani Frieda,lubiana przez wszystkich kucharka.Frieda miała tubalny męski głos i czarny
wąsik pod nosem,bo jak sama mówiła faszyści robili na niej paskudne eksperymenty.Stanęła przed pierwszem stołem podniosła
z podłogi śledzia,polała go śmietaną i oscentacyjnie wylała na
głowę Alfonsa,największego rozrabiaki,
-Wy ryże trutnie,tak szanujecie moją pracę?To ja zapierdalam na
kuchni żeby wam dogodzić a wy co.Śledź cymes polany śmietaną
ze świeżą cebulką nie pasuje.Jak Alfons nie zeżresz tego śledzia
to ja osobiście wsadzę ci go w dupę.Salwa śmiechu była odpowiedzią na słowa Friedy.Ważne,że sytuacja została opanowana
Staszek jako były pracownik żywnościówki wiedział,że śledzie
dobrze przygotowane to pożywne i smaczne danie.Bez słowa
pałaszował swoją porcję nie zwracając uwagi na innych.Śledź
był biały dobrze wymoczony,cebulka w sam raz a gęsta śmietana
znakomita.Można narzekać na wiele rzeczy ale jedzenie w batalionie było przyzwoite.Po słowach kucharki nastała cisza.
Zawstydzony Alfons siedział z opuszczoną głową i pałaszował
kartofle polane śmietaną,swojego śledzia nie odnalazł.Nikt z
szefostwa nie podejmował tematu,widać komuś zależało żeby sprawy nie nagłaśniać.
Organizm ludzki to wyjątkowo przekorna maszyneria,Zmęczony
do granic możliwości z obolałymi stawami i drętwiejącym kręgosłupem spał w czasie marszu do koszar a teraz kiedy leży na swojej pryczy i pragnie zasnąć sen nie nadchodził.Leżał i zmagał
się z niechcianymi obrazami które podsuwała mu wybujała by nie
powiedzieć chorobliwa wyobraźnia.Zaciśnięty czwarty oddział
z martwą twarzą Heinela mieszał się z parzącym oddechem
Krystyny,przywołując chwile ich ostatniego spotkania.Dlaczego
ten obraz znika wyparty brutalnie przez wypłowiałą twarz Kudłonia podobną do pysku martwego karpia.Nie chciał tego obrazu bardzo
nie chciał,a on trwał i trwał a to w łaźni kopalnianej w której
obmacywał dziewczyny i ten najgorszy kiedy kazał mu patrzeć jak
tryumfuje stojąc obok Krystyny,jak rządzi w magazynie jak śmieje
się tryumfująco,że oto ma wszystko o co walczył i atrakcyjną kobietę i wymarzoną pracę.
-Te śpisz,głos chłopaka z sąsiedniej pryczy przerwał te przykre
wizje przywołując go do rzeczywistości.
-Nie śpię,odpowiedział wdzięczny,że ktoś wyrwał go z koszmaru.
-Kwiecień a jest tak ciepło i niebo takie rozgwieżdżone jak w lecie.
Te powiedz jak to jest tyle gwiazd a żadna nie wpada na drugą.
Ciekawe czy ktoś je policzył.
-Te które widzimy są policzone z tym,że nie wszystkie to są gwiazdy,są jeszcze planety.Są całe galaktyki które nie widzimy a
które mają miliardy gwiazd.
-Znasz się na tym,opowiedz o galaktykach,spać nie można to choć
posłucham.
-Co ja się znam,tyle co nic.Trochę ze szkoły,były książki ale to jest
tak mało,że nie ma o czym gadać.
-Dobra gadaj co wiesz.
-Widzisz chłopie po pierwsze to musisz te punkciki podzielić na
gwiazdy i na planety.Gwiazdy to są słońca a planety to są wygasłe
ciała które już nie mają własnego światła,na przykład księżyc.
-Ale księżyc świeci.
-Świeci nie swoim światłem.Rozumiesz co mówię.
-Nie rozumię,odpowiedział uczciwie.
-Jak by ci to wytłumaczyć...o dajmy na to,że w pokoju jest zupełnie
ciemno,ty trzymasz w ręce piłeczkę do pingponga a ja oświetlam ją
lampką kieszonkową.Piłeczka nie ma własnego światła a przecież
widzisz ją.Dokładnie tak jest z księzycem.W czerni kosmosu nasz
poczciwy księżyc oświetlany jest przez słońce.Rozumiesz.
-Nie.
-Weź kulkę powieś ją na sznurku w ciemnym pokoju,będziesz ją widział.
-Nie
-Weź lampkę kieszonkową oświetl kulkę,będziesz ją widział.
-Tak.
-No dokładnie tak jest z księżycem. Lampka jest słońcem a kulka
księżycem.Rozumiesz.
-Kurde aleś to wyłożył.
-Cicho tam,nie przerywaj niech facet gada,odezwał się ktoś z końca
sali.Dobrze gada.Gadaj gadaj odezwały się inne głosy.I tak niespodziewanie rozpoczął prelekcję o gwiazdach,planetach,
galaktykach,drogach mlecznych,latach świetlnych o Koperniku,
Galileuszu.Tematycznie nie poskładane wiadomości wyniesione
ze szkoły,literatury.Mieszanka wiedzy którą każdy człowiek po
maturze po prostu posiada.Naj więcej emocji budziły lata świetlne.
-Kurwa ale pierdolisz odezwał się facet który leżał nad nim.Jak
zgasisz światło to jest ciemno i nic nie leci,a ty zasuwasz,że gwiazda zgasła a światło leci dalej.Nie wdawał się w dyskusję
pozwalał im spierać się między sobą.Rozmawiali długo,bardzo
długo,większość obsiadła taborety które stały przed pryczami i z głowami opartymi o kolana słuchała.Przecież to nie ich wina,że urodzili się gdzieś na końcu Polski i cała edukacja zamknęła się w przedziale dwóch klas szkoły podstawowej a było nawet kilku analfabetów.
-Wita co chłopaki.Idźta spać.Poprosimy uczonego to jutro na
świetlicy opowie wszystkim jak jest świat zbudowany.Pucułowaty
chłopak z kieleckiego który przechwalał sie tym,że jego tata ma
dwie pary koni przekonał wszystkich by dali sobie spokój na dziś.
Trafił w dziesiątkę,wszystkich w końcu z morzył sen.Staszkowi
przyśnił się Heniek Borto,zdrowy w pasiastych spodniach i modrej
bluzie.Siedział na drabiniastym wozie ciągnionym przez parę

potężnych koni koloru karego a obok Heńka siedziała Hanka
z kolorową chustą na głowie.Heniek trzaskał z bata a spienione konie gnały gdzieś w dal...Nagle wszystko znika i gdzieś z za horyzontu pojawia się ogromne morze błota i z tej mazi wyłania
się pokiereszowana twarz Krystyny.Obudził się mokry od potu
i totalnie roztrzęsiony.Pierwsza myśl,coś się stało,coś strasznego.
Po dłuższej chwili przekonał sam siebie,że to tylko senna mara,że
przecież nie wierzy a zabobony.Na dnie duszy pozostał jednak lęk
i jakieś mgliste przeczucie,że coś niedobrego wisi w powietrzu.
Na stołówce dosiadł się do niego chłopak z ich plutonu który
śpi na samym końcu izby pod oknem.Chodził swoimi drogami prawie nieobecny ale zawsze nienagannie czysty.Staszek miał go
za dziwaka.
-Dobra prelekcja o kosmosie.Super.Z tymi latami świetlnymi
zasunąłeś tak,że pewnie wezmą cię za nawiedzonego.Ale wogóle
to gratuluję.Masz gadane.
-Tak wyszło.Chcieli to im powiedziałem,mówił nie odrywając głowy od talerza z zupą.Zresztą co ja wiem na temat kosmosu,
nic no prawie nic.Popularno naukowe wiadomości wyczytane
w prasie lub usłyszane w radiu.Dla nich i to jest zbyt trudne.
-Gdzie pracujesz,wpadł mu w słowo.
-Rozładunek wagonów.
-Brygada osiłków,znam ich.Wyssią z ciebie wszystkie siły.To są
wyścigowcy a do tego ciemne typy które stale mają jakieś sprawy
z milicją. W roku ubiegłym jeden z naszych miał z nimi sprawę
poszło na noże,w końcu sprawa ucichła.
-Sakramenckie typy ale taki dostałem przydział i pracuję.Czuję,że
ciągle próbują mnie oszukiwać,jak mogę tak się bronię ale sam
też mam sprawy powiedzmy konfliktowe na koncie więc jak mogę
unikam niesnasek.
-Jest wyjście.Zakładam,że masz maturę.Istnieje szansa zapisania
się na kurs maszynistów elektrowozów.Ja tak zrobiłem i mam
święty spokój.Chcesz?
-Oczywiście,że chcę.Pytanie jak to zrobić.
-Porozmawiam z inżynierem słyszałem,że organizuje kurs i
szuka chętnych ale warunkiem jest wykształcenie.
-Matura w liceum ekonomicznym.
-Wystarczy.Wstał obciągnął mundur i zniknął w tłumie wychodzących .
Pracowali w strugach deszczu.Impregnowana peleryna nie
wiele dawała ochrony.Czuł jak deszcz zimną strugą spływa mu po
plecach.Na bocznicy stał rząd wagonów załadowanych cementem.
Zastanawiał się jaki ma sens nosić cement pakowany w workach papierowych w strugach lejącego się deszczu.
-Partyzant,zwrócił się do przodowego.Zrób przerwę,szkoda cenentu
cała robota pójdzie na marne.
-Ty jesteś od gadania czy noszenia,odpalił przodowy.Nam płacą za
noszenie to i nosimy a o cement niech się martwi ten komu płacą
za magazynowanie.Do roboty chłopy,nie słuchajta mądrali.Sprawa
została załatwiona.Chodził jak automat.Worek na ramię trzydzieści
metrów do wiaty z rzut na sztapel i tak w koło.Praca nie wymagała
myślenia więc miał czas na zastanowienie czy list dotarł do Krysi,
czy doczeka się odpowiedzi.A ten makabryczny sen.Skąd biorą
się takie koszmary.Krystyna w błocie zniekształcona bólem twarz
-Śniadanie,przerwa głos partyzanta przerwał te rozważania.
-Słuchajta chłopy może odwiedzimy szwaczki odezwał się Alojz.
-Baby są przekorne możecie mi wierzyć,czarny jak heban Gerard
jak by nie słyszał propozycji Alojza.Taka im bardziej jest na nie tym bardziej chce.W karpatach wschodnich niemcy wyparli nas
w góry.Było głodno było chłodno było ciężko.W miasteczkach i
po wsiach ludzie byli nasze ale niebezpiecznie było nosić i żarcie
i picie a nawet odzienie nie mówiąc o lekarstwach.Niemcy jak
złapali to kula w łeb.No i znalazła się taka paniusia nauczycielka
która zgodziła się być kurierem.Pod pozorem pasienia krów dostarczała nam wszystko co było potrzebne do przeżycia.Kobieta
była młoda a tak ładna,że aż dech zapierało jak przyszło się na nią
patrzeć.No i chodziła Józefina,biodrami kręciła a chłopy głodne
bab jak nie przymierzając wilk stepowy w zimie.Ale był rozkaz
żeby nie ruszać bo kobieta swoja,a tutaj jajca puchły.Tak się znalazł
między nami mały niepozorny chłop wołali go Wasyl.Po którejś
wizycie Józefiny Wasyl powiedział,że jak będzie zgoda porucznika
to on tak podejdzie kobietę,że da po dobroci.Początkowo dowódca
nie wyrażał zgody bo żarcie i rozkazy ważniejsze na wojnie od babskiej dupy ale,że był chłop i swoje potrzeby miał tak wezwał
Wasyla i mówi.
-Słuchaj Wasyl jak ty zrobisz żeby Józefina z własnej woli dała
i nie zameldowała,że dała na siłę i żeby dalej chciała nosić żarcie
i rozkazy to jest zgoda.
-Od należy babę podejść jej bronią,powiedział Wasyl.Józefina jest
młoda powiadają,że męża rozstrzelali ruscy bo był polskim oficerem znaczy się jako kobieta swoje potrzeby ma.Ona tylko
boi się własnej natury.Baba co innego mówi a co innego chce.Ot co.
Należy jej pomóc w pokonaniu strachu.
-Jak ty Wasyl jej pomożesz,zapytał dpwódca.
-Trzeba użyć tyle siły ile potrzeba ale nie za dużo.Trzeba dużo mówić,że jest piękna,że jest bardzo śliczna,że zażyje takiej rozkoszy która wynagrodzi jyj wszystkie krzywdy.Jeżeli zamiast rozkoszy zadasz jej ból przegrałeś.Każda jak zazna rozkoszy bez
chamstwa będzie zadowolona.
-Tak próbuj Wasyl,powiedział dowódca ale jak doniesie,że był gwałt to pamiętaj kula w łeb.Osobiście zastrzelę.
-Pierdoły opowiadasz,żachnął się Staszek.Gwałt to jest gwałt,
zmusza kobietę do robienia czegoś w brew jej woli.Kobieta,
ciemnoto jedna potrzebuje miłości,wtedy dopiero jest twoja.
-Kto opowiada pierdoły to opowiada,bronił się Gerard.A ty widział
miłość.Dyrdymały kurwa wymyśliły paniczyki,bo tak lepiej wygląda,piciu miciu a wszystko sprowadza się do tego by chłop
na babę wlazł i zrobił jej takie kuku,że ona chodzi jak pijana.Wtedy
baba dostaje zeza z rozkoszy.Ot to jest miłość.
-Aleś ty jest prymitywny,Staszek nie dawał za wygraną.
-Filozof się znalazł,gadaj Gerard przerwali spór ze Staszkiem.
-Było tak,że Wasyl dobrał sobie dwóch chłopów,zaczaili się
jak Józefina szła przez las.Zarzucili na głowę płachtę,delikatnie
ułożyli na mchu.Dwoch przytrzymało a Wasyl tak ją opatzrył
a takie jej prawił komplementy,że baba przestała się bronić,wtedy
Wasyl poprosił dowódcę...Józefina tak zasmakowała w dawaniu,że bywało co i dwa razy w ciągu dnia odwiedzała oddział.W końcu
sprawa się wydała Józefina trafiła do więzienia a nasz oddział
został rozbity.Ja lasami trafiłem w Bieszczady i tam dotrwałem
końca wojny.
-I przeżyłeś i użyłeś swojeRudy facet ostrzyżony na jeża z lubością
słuchał wojennych wspomnień Gerarda.
-Bo to jest tak chłopy,Gerard poczuł,że ma chętnych do słuchania więc kontynuował wspomnienia zaprawione swoistą filozofią.
Wojna nie wojna a baba pozostaje babą i jak właściwie ją opatrzysz
to będziesz jej pan.Tak ją natura zmajstrowała,że dla rozkoszy gotowa zaprzedać duszę diabłu.
Deszcz przestał padać,z za chmur nieśmiało przedzierały się
blade promienie słońca.Wiosenne ciepło poprawiło wszystkim
chumory.Nareszcie zrzucili z siebie ciężkie niezgrabne kurtki przeciwdeszczowe.Pracowali sprawnie jak dobrze tykający
zegarek.Nagle na łuku torów pokazała się sylwetka kobiety.Szła
torami co było surowo zabronione ale widać była pracownicą
kopalni i uważała,że zakazy ją niedotyczą.Wszyscy jak jeden mąż
przerwali robotę i wpatrywali się próbując odgadnąć kto pozwala
sobie na ryzyko chodzenia torami.Była ubrana w NRDowską pelerynę koloru aramantowego i takie same gumowe buty sięgające
łydek,na głowie miała beret który próbował okiełzać wymykające
się na wszystkie strony blond włosy.
-Dzika Jolka,powiedział Gerard mrużąc oczy.
-Te to pokaż co potrafisz,może będzie cię całowała po rękach jak
jej zrobisz fachowe rypciom-pypciom.
-Ot durak odpalił Gerard.Ja mówiłem jak podejść babę cnotliwą
którą oprawić należy fachowo by zasmakowała w tych sprawach.
Dzika Jolka choć nie stara w tych sprawach ma taki przebieg,że
nie wymaga specjalnego podejscia.U Jolki to będziesz sapał jak
koń przy zrywce drzewa a ona będzie robiła na drutach i spoglądała na zegar byś nie fikał więcej niż zapłaciłeś.
-Sztygar idzie,zabierać się do roboty.Partyzant pomagając sobie
rękami rozganiał towarzystwo zajęte taksowaniem bioder”dzikiej
Jolki”.
-Co stare kocury,ogony już się nie prężą to oczami pierdolita.Te
Alojz jak jeszcze raz zwędzisz mi koronkowe majtki to ci obetnę
tego zasuszonego badyla.Jolka wymijała ich w bezpiecznej odległości.
-Zostawcie babę a bierzta się do roboty.Partyzant próbował
pokazać przed sztygarem jaki to jest szef i jaki ma posłuch u
ludzi.Niechętnie wracali do stojących na bocznicy wagonów by
z workiem cementu na plecach odmierzać odległość wagon barak
i z powrotem.



Rozdział szesnasty

Po długiej bardzo śnieżnej zimie nastała krótka ciepła wiosna
która niepostrzeżenie przeszła w upalne parne lato.Lejący się z nieba żar szczególnie dawał się we znaki tym którym wypadło pracować na dnie głębokiej niecki.Odór parującego węgla brunatnego miał zapach siarkowodoru i bardzo utrudniał oddychanie.Za namową kolegi Staszek zgłosił się na kurs maszynistów elektrowozów.Starszy szpakowaty pan inżynier z którym rozmawiał chyba był uprzedzony przez kolegę Staszka bo
robił wrażenie,że czekał na niego.
-No to się zdecydowałeś.Dobrze.Spiszemy wszystkie persaonalia
w jednostce załatwisz sobie zgodę na kurs.Pisz do rodziny,żeby ci
przysłali świadectwo maturalne.Kurs rozpocznie się we wrzesniu
więc czasu masz dosyć by pozałatwiać formalności.
-Dziękuję wyszeptał uradowany,że poszło tak gładko.
-Jeszcze jedno,powiedział inżynier.Od jutra zmienisz brygadę,
będziesz pracował w zespole który buduje rozjazdy kolejowe.Nie
myśl,że praca będzie lżejsza ale będzie ci na pewno lżej.
Słowa inżyniera spełniły się co do joty.Praca wcale nie była lżejsza
ale pozwalała mądrze gospodarować siłami a co najważniejsze ludzie w nowej brygadzie byli jacyś inni bardziej normalni.
Wymieniali rozjazd kolejowy na najniższym poziomie ogromnej
niecki i choć żar dokuczał niemiłosiernie jemu było było dziwnie
wesoło.W kieszeni trzymał list od Krystyny i wiedział,że jego
obawy co do losu ich znajomości były bezpodstawne.Krystyna za
zgodą obu rodziców wystąpiła o rozwód a co najważniejsze dla
niego poważnie myśli o przyjeździe do Turoszowa,by się spotkać
sam na sam.Piękne ale czy realne pomyślał.W stały szum jaki robi
ogromna koparka która potężnymi łyżkami urabia węgiel zalegający w kilkunastometrowych ścianach wdarł się przeraźliwy
głos trąbki.To sygnał przodowego,że należy zejść z torów bo
nadjeżdża pociąg załadowany węglem.Usiadł na skarpie by zapalić
papierosa gdy pokazał się elektrowóz ciągnący skład wagonów
pełnych węgla.Jak się po szczęści za niedługo on będzie kierował
takim elektrowozem,pomyślał przyglądając się jak maszynistami
z uwagą obserwował pantografy odbierające prąd 1100kV z trakcji.
Każda przerwa w dopływie prądu może zatrzymać skład a wtedy
nawet potężny elektrowóz może nie dać rady ruszyć te tysiące ton
na stromym podjeździe.Elektrowóz minął ich ciągnąc wagony z
największym wysiłkiem i po około dwustu metrach nagle stanął.
-niemiecki maszynista wtrącił ktoś beznamiętnie.
-Pewnie wyłączyli prąd i teraz będzie miał kłopot żeby ruszyć
po tej stromiźnie,
-to nie prąd zawyrokował przodowy,kolega niemiec ma awarię.
-Ciekawe kto to wymyślił by kopalnia węgla była po stronie polskiej a elektrownia po stronie niemieckiej.Pijane były jak ustalali granice.Pucułowaty facet leżał na skarpie i obserwował
maszynistę.
-Pijane pewnie byli po zwycięstwie nad Hitlerem ale granice nie
oni ustalali,brygadzista włączył się w rozmowę.Granicę kreślił
pewnie sam Stalin,a co dla niego znaczyła jakaś tam rzeka Nysa.
Machnął ołówkiem i po sprawie.
-O kurwa panowie patrzcie co niemiec wyprawia.Jeden pantograf
pod prądem a germaniec wychodzi na maszynę.
-Zapomniał ściągnąć pantograf,o kurwa zabije się.Brygadzista
poderwał się chcąc polecieć do elektrowozu i ostrzec maszynistę
ale było za późno.Wszyscy bezradnie patrzeli jak niemiec z kluczem francuskim w dłoni wchodził po drabinie na elektrowóz.
-Chłopy,wyrwało się komuś w chwili gdy niemiec chyba kolanem
dotknął pantograf.Widzieli kłębek dymu i zginającego się w pół
maszynistę.Biegli by go ratować choć po prawdzie nie bardzo wiedzieli jak.W odległości kilku metrów od elektrowozu po czuli
smród spalonego mięsa.Ściągnąć drugi pantograf by odciąć dopływ
prądu,Staszek prawie dobiegał do maszyny gdy nagle ktoś podłożył
mu nogę.Runął na ziemię staczając się ze skarpy.Poderwał się by
powtórnie wskoczyć do kabiny i ściągnąć pozostający pod napięciem pantograf ale ktoś złapał za bluzę i odepchnął od elektrowozu.
-Nie zbliżać się,nie dotykać maszyny cała jest pod napięciem,głos
faceta który normalnie był milczkiem w tej chwili brzmiał jak
rozkaz.Napięcie 1100 woltów kto chce być następnym.Na słupach
podtrzymujących trakcję są nożyce odcinające napięcie,jeden w tą
stronę drugi w tę stronę jak spotkacie nożyce ściągnąć je w dół,stać
i pilnować by ktoś przez pomyłkę nie włączył prądu.
-Tyś mnie kopnął,zwrócił się do gościa który spontanicznie stał się
prowadzącym całą akcję.
-Jeszcze dwa kroki i dotknąłbyś maszyny,nie miałem czasu na
rozmowę.Leżał byś teraz prawdopodobnie martwy na pewno
nieprzytomny.
-Dzięki.Znasz się na tym.
-Ojciec jest kolejarzem to coś się wie.Dźwięk syryny przerwał ich
rozmowę.Karetka pogotowia,straż pożarna były na miejscu.
W krótkim czasie ciągniony przez lokomotywę spalinową pojawił
się niemiecki wagon sanitarny.Lekarz i pielęgniarka prawie brutalnie odsunęli od nieprzytomnego maszynisty polaków.Trzecim był niemiecki maszynista który usunął awarię drugiego pantografu
uruchomił silniki i odjechał ze składem wagonów w kierunku granicy.
-Popatrzcie panowie,niby przyjaciele z jednego obozu demokracji
ludowej a polakom nie ufają.Alojz przyglądał się pielęgniarce
która sprawnie opatrywała poszkodowanego niemca.
-Jacy oni są przyjaciele,chłopak który uratował Staszkowi życie
przysłuchiwał się rozmowie paląc papierosa.Przegrali wojnę to
siedzą cicho ale co sobie myślą w tych zakutych łbach diabeł wie.
-Poczęstujesz mnie fajką,Staszek dosiadł się do niego w nadziei,
że pozna go bliżej. Staszek,przedstawił się odpalając papierosa.
-Leszek,podał mu rękę.Kurna chata skład odjechał a ja zostałem.
-Gdzie pracujesz,że zupełnie cię nie znam.
-Siedzę albo z przodu albo z tyłu składu i pilnuję by jakiś wróg
nie próbował wskoczyć do wagonu by pokonać granicę na gapę.
-Fajna robota,
-Fajna nie fajna ale da się żyć.Na jesień uciekam do cywila.Przyjdź
na świetlicę to pogadamy.Sygnał brygadzisty ostrzegał wszystkich,że nadjeżdża kolejny skład i należy odsunąć się od toru.Cześć krzyknął i wskoczył do wolno toczącego się elektrowozu
który jechał w kierunku mostu na Nysie.
W koszarach czekał na niego list od kolegi z cywila.Śpiewali
razem w teatrze muzycznym,przypadli sobie do gustu i zostali
dobrymi kolegami choć nigdy nie uważał Andrzeja za przyjaciela.
List pełny był plotek,między innymi dowiedział się,że chłopak
którego uważał za przyjaciela odbywa służbę wojskową w jednostce
Korpusu Bezpieczeństwa Wewnętrznego w Gdańsku.Na końcu
listu wspomniał,że często spotyka Stenię która chciałaby Staszka
odwiedzić i dlatego prosi Andrzeja o adres.
Czytał i czytał i właściwie nie robiły na nim wrażenia wiadomości
ze świata który wykreślił bo nie był jego przynajmniej na tą chwilę.
Tłumiony żal do wszystkich,że to właśnie jego spotkał taki a nie inny los.Wydumane w jego wybujałej wyobraźni podejrzenia,że
bliski donosił,charakteryzował jego sylwetkę jako wroga ludu.No
i właśnie jedyna wiadomość która go poruszyła to ta,że Staszek
facet którego uważał za przyjaciela trafił do KBW elitarnej jednostki której naczelnym zadaniem było zwalczanie wrogów ludu a więc takich jak on.Dzisiaj z perspektywy czasu dostrzega wiele
spraw które wtedy uchodziły jego uwadze.Nie da się ukryć,że czuje
się wykiwany przez całe to towarzystwo które tak chętnie odwiedzało jego dom w którym było tak swojsko,staropolsko w
miarę dostatnio jednym słowem fajnie.Gdy tak myśli nad tymi
czasami to cierpnie u skóra na myśl jak tanim kosztem „władza”
dowiadywała się o jego rodzinie wszystko co chciała łącznie z
poglądami politycznymi.
Siedział na świetlicy i postanowił napisać list do Andrzeja by pod żadnym pozorem nie dał Steni adresu jego jednostki.Po co.Sprawa jest zakończona przynajmniej dla niego.Poznany w pracy Leszek
siedział pod oknem i brzdękał na gitarze stare kresowe ballady ale
Staszek nie miał nastroju do słuchania muzyki.Innym razem pomyślał i zabrał sie do pisania listu.Szło mu ciężko nie bardzo
wiedział czy w ogóle ma sens podejmować korespondencję.
Z ulgą przyjął polecenie kaprala dyżurnego żeby natychmiast
stawił się na wartowni.Rozkaz to rozkaz.Przerwał pisanie i zabierał
się do wyjścia.
-Nie uciekaj,głos Leszka przypomniał mu,że są umówieni.
-Zaraz wracam,skinął ręką w jego kierunku.Poprawił mundur i
poszedł na wartownię.
Stała pod bramą nieproporcjonalnie mała w stosunku do wartownika który przechadzał się wzdłuż bramy z karabinem
na ramieniu.Pierwsza myśl Stenia.pewnie mama dała jej adres
i oto jest ale co dalej.Wycofać się,kazać powiedzieć,że go nie ma.
Głupie.Dziewczyna przyjechała na sam koniec Polski,styk granic
Czechosłowackiej,NRDowskiej i Polskiej.Trudno niech go zobaczy
z czarnymi bliznami na twarzy-generał w roboczym brudnym, wyświechtanym łachu który kiedyś był mundurem.Przystanął na
środku placy jeszcze nie zdecydowany czy podejść czy może lepiej
się wycofać.W końcu zdecydował się podejść,może go nie pozna,
zapadnięte policzki, z czarną blizną na czole.Dochodził do bramy
gdy postać odwróciła się.
-Jak Boga kocham Krystyna,krzyknął totalnie zaskoczony.
Granatowy kostiumik lekko dopasowany do figury nadawał jej
sylwetce dziewczęcego wyglądu.Niebieska bluzka z małym dekoltem i wykładanym kołnierzem podkreślały młodzieńczy żeby
nie powiedzieć szkolny wygląd.Spódnica tuż za kolana pozwalała
dostrzec suche rasowe łydki.Całość dopełniały szpilki które podnosiły stan i eksponowały krągłość biustu.Jest piękna,ba piękniejsza niż była pomyślał łapiąc ją w ramiona.
-Przyjechałam na tydzień dlatego ostatnio mało pisałam,wolę Ci wszystko opowiedzieć osobiście,mówiła szeptem wtulona w jego
ramiona.Była ciepła,promienna,emanowała z niej radość zakochanej
kobiety.Stali zapatrzeni w siebie.
-Nareszcie jesteś,wyszeptał.
W radosnym nastroju poszedł do oficera dyżurnego by załatwić
pokój gościnny i tutaj spotkała go niemiła niespodzianka.Oficer
zażądał okazania dokumentu z którego by wynikało,że są małżeństwem,regulamin w tym względzie nie pozostawiał żadnych
wątpliwości.Sytuacja skomplikowała się gdy dyżurny odmówił mu
wydania przepustki by pomóc Krystynie w załatwieniu kwatery
prywatnej u okolicznych mieszkańców.
-Mężatki przyjmujecie,cedził przez zęby obserwując przez okno
Krystynę.Chcecie żeby wojsko pomogło wam przyprawiać rogi
jakiemuś facetowi.Że też musiał trafić na tego starszego sierżanta
którego jak powiadają żona puściła kantem ze śmieciarzem.Był
totalnie zrezygnowany sytuacją,nieustępliwy sierżant,zmierzch i
zmęczona Krystyna stojąca przed bramą.Sytuację uratował młody
podporucznik pełniący funkcję oficera do spraw kulturalnych.
Wszedł na wartownię zapytać co pod bramą robi ta pani bo jak nie ma chętnych to on może się nią zająć.
-To do mnie,Staszek uprzedził sierżanta.
-To nie małżeństwo i zgodnie z regulaminem nie mogą korzystać
z pokoju gościnnego,nie omieszkał dodać sierżant.
-Chodźcie ze mną,zwrócił się do Staszka ignorując zupełnie zdanie
sierżanta.Dam ci przepustkę do rana,pójdziesz do pracy a po tym
zameldujesz się u dowódcy.Kilka dni urlopu wystarczy,uśmiechnął
się przyjaźnie.Śierżant służbista nie zna życia.A teraz leć bo robi się
ciemno i nie wypada by pani stała pod bramą.
Na korytarzu spotkał Leszka jak z gitarą przewieszoną przez ramię
wracał ze świetlicy.Wystarczyło parę zdań i Leszek podał Staszkowi
adres pod którym mieszka jego dziewczyna ze swoją matką.Parter
poniemieckiej willi którą zajmują jest tak obszerny,że po winne ich
ich przyjąć szczególnie z jego rekomendacją.
Mały przytulny pokój umeblowany gustownie choć niewątpliwie
w stylu drobnomieszczańskim.Wygodna otomana pokryta pluszem
w kolorze zielonym,szafa gdańska,mały sekretarzyk i zawieszony
centralnie duży mosiężny abażur,pod nim nieduży dębowy okrągły
stół i cztery krzesła.Byli speszeni uprzejmością gospodyni która
jak tylko dowiedziała się,że to Leszek prosi o udzielenie gościny
natychmiast stała się wylewnie grzeczna.
-To twój list sprawił,że jestem tutaj,mówiła tuląc się do niego,To jest wyznanie na piśmie tego się już nie wyprzesz.Czekałam na te słowa i już traciłam nadzieję czy je kiedykolwiek usłyszę z twoich
ust,a tu proszę na piśmie.Ta nasza umowa żeby się nie angażować
a jedynie uszczknąć ciupinkę szczęścia uciekającemu czasowi
wyszła mi gardłem.Rodzice również się cieszą,że to między nami
to nie było tylko takie...no wiesz.
-To rodzice czytali mój list,zapytał zdumiony.
-Nie ale jak zobaczyli moją minę po przeczytaniu listu,jak zaczęłam
śpiewać arię Costa Diva a po tym pakować walizkę,wybacz musiałam się wytłumaczyć.
Pili herbatę podaną przez sympatyczną gospodynię,niespodziewanie
odstawiła filiżankę i oparta łokciami o stół zapytała spoglądając mu
w oczy.
-Czy gdybym ci nie powiedziała,że cię kocham to uwierzyłbyś,że
cię nie kocham.Zaskoczyła go zmianą nastroju i pokrętną formą
pytania.
-Oddalenie potęguje uczucie ale niesie również wiele wyimaginowanych wątpliwości.
-Nie odpowiedziałeś na moje pytanie
-Chcesz żebym był zarozumiały.
-Chcę żebyś był tak pewny jak tylko to jet możliwe.Wstała od stołu
wzięła go za rękę i zdecydowanym ruchem pociągnęła w kierunku
otomany...
-Czy to wszystko jest prawdą,czy ja leżę obok ciebie chyba nie nadążam.Kudłoń,bijatyka,strzał,morze wątpliwości...
-Znam prawdę o zajściu pomiędzy tobą a Kudłoniem.Leżeli obok
siebie wpatrzeni w sufit.Kierowca który jeździł z tobą po prowiant
został przeniesiony i teraz pracuje u mnie na powierzchni.Z tego co
wiem to nie mogłeś inaczej postąpić.Chłopak opowiadał mi wiele
spraw które działy się i dzieją w batalionie.Powiedział,że szukali
haka na ciebie a ty im tylko pomogłeś.
-Nie pasowałem i nie pasuję do pewnych służb,mam nadzieję,że
kwatermistrz nie miał pretensji do mojej pracy.
-Nie ma kwatermistrza,przeniesiony do rezerwy.
-Mam nadzieję,że to nie ja przyczyniłem się do tego.
-Kto ich tam wie,zresztą mało mnie to obchodzi.Powiem ci coś
co cię na pewno zainteresuje.Ten muzykant o którym opowiadałeś,
że stracił nogę,jest już w cywilu.
-Heniek Borto-cłowieku co ty wis,jest już u swojej Hani.
-Nie wiadomo czy jest,wpadła mu w słowo.Samochód ciężarowy
wiózł dwie zalutowane trumny z ciałami żołnierzy którzy zginęli
w kopalni jechało jeszcze kilku żołnierzy którzy mieli uczestniczyć
w pogrzebie a Borto zabrał się z nimi na gapę.Samochód miał wypadek stoczył się do rowu,trumny leżały na łące,przybyło dwóch
nieboszczyków reszta ciężko ranna.Mówią,że kierowca był pijany.
Wiadomość poraziła go.Heniek prawdziwy chłopski filozof pewnie
chciał być wcześniej u swojej Hani i spotkał swoje przeznaczenie
albo nie żyje albo jest podwójnym kaleką.Prawdy już się nigdy nie
dowie.
-To był pierwszy normalny człowiek którego spotkałem w tym batalionie,nauczył mnie wielu mądrości szczególnie szacunku do
prostych prawd .Żył zgodnie z rytmem które wyznaczały przyroda,
tradycja i religia.Był bezkompromisowy.
Ciche pukanie do drzwi przerwało ich rozmowę.Szybko ogarnęli
się prześcieradłami i czekali wystraszeni jak dzieci złapane na gorącym uczynku.Pukanie powtórzyło się i usłyszeli szept pani
gospodyni.
-Proszę państwa jest dodatkowa poduszka i koc będzie wygodniej,
delikatnie uchyliła drzwi czując,że przeszkadza ale koniecznie
chciała im umilić chwile spędzone u niej.
-Śmiało niech pani wchodzi,bardzo dziękujemy.Śiedzieli w kucki
z pierzyną podciągniętą pod brody,mimowolnie robiąc śmieszne
miny.
-Zrobię wam jeszcze herbatę na pewno jesteście spragnieni,mówiła
uśmiechając się przyjaźnie.Może przypominali jej lata młodości,
może też kiedyś spędzała chwile z ukochanym w przypadkowo
wynajętym pokoju.
W końcu zostali sami, głodni siebie a jednak coś ich hamowało,już nie byli tak spontaniczni jak kiedyś.Rozłąka i przeżycia zrobiły swoje,każde z nich usiłowało być delikatne i grzeczne nie chcąc przesadzać w okazywaniu uczuć.Zauważył,że im bardziej się
angażował tym mniej ważny stawał się sam seks.Czy to możliwe.
Fascynowało go ciało Krystyny ale bardziej pożądał jej bliskości, samego faktu bycia przy niej rozmowy,marzenia,snucia planów
na przyszłość.Zmiana która się w nim dokonywała zaskakiwała go
do tego stopnia,że bał się czy aby Krystyna nie odbierze tego jako
afrontu.Miała przecież kompleks wieku uważała,że prędzej czy później przestanie być dla niego atrakcyjna.
-Chodź tutaj chłopczyku kiwała na niego palcem.Nieznacznym
ruchem ciała zrzuciła z siebie różowy peniuar i stała pyszna w swej
nagości.Wszystkie wątpliwości i zahamowania rozpłynęły się gdy
spleceni runęli na białą pościel...
Z płytkiej drzemki wyrwało ich delikatne pukanie do drzwi.
-W koszarach już pobudka proszę pana,gospodyni przypominała,
że czas już wstawać.
Przyjazd młodej pięknej kobiety zelektryzował wszystkich.Uznał,
że lepiej nie reagować na ciągłe dowcipy i podgadywania które
w zamyśle autorów miały go skłonić do zwierzeń.Najtrudniej było
w pracy.Co jakiś czas któryś zaczynał zwierzenia o swoich kontaktach z kobietami a wszystko po to by zaczął mówić jak było.
Pozostał niewzruszony.Jak tyllko wrócił do batalionu natychmiast
zgłosił się do dowódcy z prośbą o przepustkę i tutaj spotkała go
miła niespodzoanka.Pisarz wręczył mu wypisaną i podpisaną kartę
urlopową na cztery dni.W myślach podziękował młodemu porucznikowi bo czuł w tym jego rękę.Pojechali do Jeleniej Góry oczywiście na koszt Krystyny.Zamieszkali w małym poniemieckim
pensjonacie szczęśliwi,że dane im jest spędzić ze sobą cztery dni.
I stało się coś czego ani nie planowanli ani nie przewidzieli.Wpadli
w trans w zaczarowane koło w którym zatrzymał się czas a oni jak
za hipnotyzowani poruszali się dziwnie nierealni a jednak świadomi
że oto spędzają cudowne dni być może jedyne w ich życiu,
niepowtarzalne.Mówili do siebie mało bo wszystko było oczywiste,
wyznanie miłości dokonywało się bez słów,pytanie drugiej strony
czy kocha było by bluźnierstwem.Łapał się na tym,że gdy potrzebował papierosy to leciał do kiosku biegiem jak mały sztubak by tylko nie tracić cennego czasu.Wracał zdyszany do pokoju i nie wiedzieć dlaczego bał się,że może jej nie zastać a ona rzucała mu się na szyję z radości,że wrócił.
Był późny wieczór gdy poprzez małe kwadratowe okno spoglądali
na światła miasta.Ich pensjonat położony na wzniesieniu pozwalał
ogarnąć panoramę prawie całej Jeleniej Góry.
-Jest pięknie,szeptała wpatrzona w migające światła.Ilu ludzi przed
nami spoglądało z tego okna zakochanych oczarowanych pięknym
gór.
-Pomyśl Krycha ilu ludzi musiało opuścić swoje urokliwe gniazda
w strachu przed sowietami.
-Jakoś nie potrafię im współczuć,to oni rozpętali tę wojnę sami
sobie zgotowali ten los.Myślisz,że u nas w Buczaczy nie było
pięknie.Rodzice jak zaczną malować te utracone pejzaże te parohy
ten step to nic tylko płakać.
-Masz rację prości ludzie nie powinni odpowiadać za zło którego
sprawcami było kilku kilku nawiedzonych zbrodniarzy.Jednak gdy pomyślę,że taka przemiła nauczycielka niemka pochodząca z Hierschbergu czyli Jeleniej Góry miała ponosić konsekwencje
jakiegoś psychopaty-Hitlera to robi mi się jej żal.
-A mnie i tysięcy takich jak ja to jest ci żal.Odwróciła się plecami
do okna zarzuciła mu ramiona na szyję przyciągnęła do siebie i
spoglądała w oczy.
-A pomyślałaś,że gdybyś pozostała w Buczaczy to nigdy nie spotkałabyś szeregowego Ptakowskiego.Przepraszam jest żal.
-Ty wiesz,że jestem starsza od ciebie,nagle zmieniła temat.Pomyślaż o cztery lata.Zestarzeję się i będziesz się mnie wstydził.Dwie
duże łzy stoczyły się po jej policzkach i ugrzęzły w kącikach ust..
Boję się,rozumiesz,boję się,że to wszystko to sen który nagle się
skończy i stanie się coś strasznego.Boję się nie wiem czego ale
wiem,że to coś wisi nad nami,Staszku boję się.
-Krycha co ty mówisz,złapał ją w ramiona.Jesteśmy tutaj w tym
pokoju razem ty i ja przed nami jeszcze dwa dni,a ty płaczesz.
Spojrzała na niego tymi swoimi mądrymi oczami i wyszeptała,boję się.Próbował odgonić od niej te czarne myśli choć sam również
odnosił wrażenie,że całe to dziś jest nierealne.Koszmarny sen w
którym Krystyna grzęźnie w czarnej lepkiej mazi wracał jak memento,nie potrafił się od niego uwolnić.Nie powiedział jej o
strasznym śnie,nie chciał psuć nastroju tych kilku dni ale wbrew
swojej woli czuł,że coś niedobrego wisi nad nimi.
-Ty się martwisz,że jesteś starsza ode mnie a co ja mam powiedzieć
rok pracy i już czarna blizna na twarzy,na całe życie,policzki
zapadnięte stawy bolą,że spać nie można.Wystarczy,że w następnym roku nauczę się chlać gorzałę,kląć już klnę prawie
tak jak ty.
-Tylko nie wódka,patrzała się na niego błagalnym wzrokiem.Mam
ich na powierzchni widzę jak chleją wódkę,piwo,jabole a nawet
deneturat.
-Ty się patrzysz na nich z góry a ja jestem wśród nich.Czasami mi się wydaje,że z tą moją abstynencją wychodzę na prawdziwego
dziwaka.Młody facet i nie pije.To jest nienormalne.Skąd ci przyszło
do głowy,że ja będę się ciebie wstydził,wrócił do jej pierwszego
pytania.Nie odpowiedziała wprost,po chwili wyszeptała
-Wystąpiłam formalnie o rozwód,wiesz boję się czy nie popełniłam
kolejnego błędu,facet młodszy o cztery lata...Gadam bzdury takie
babskie nastroje,zreflektowała się.Słuchaj jutro pójdziemy na spacer
kupimy jakieś pamiątki a może zrobimy sobie wspólne zdjęcie.,no
pomyśl będziemy mieli co pokazywać naszym dzieciom a może i
wnukom.Zdjęcie będę nosiła przy sobie jako talizman.
-Nic z tego,przekomarzał się,fotograf wyśle zdjęcie na mój adres
a ja prześlę ci jedno z listem,pod warunkiem,że dobrze wypadłem.Jak nie to wszystkie wylądują w koszu.
-Nic z tego szanowny panie,zdjęcia zapłacę ja i trafią na mój adres.
Facet nie musi dbać o to jak wypadł na zdjęciu,kobieta to co innego.Zdjęcia zostaną ocenzurowane,jak wyjdę piękniejsza niż
jestem to otrzymasz jedno z autografem,delikatnie uderzała go
palcem w nos.
Po trzech dniach pierwszy raz wyszli na spacer trzymając się pod rękę i radośnie spoglądając na mijanych ludzi.Dziwiło ich,że
przechodnie nie podzielają ich radości,wszyscy jacyś smutni ze
spuszczonymi głowami biegają za swoimi sprawami.Dlaczego tyle
smutku,przecież każdy z tych ludzi kocha albo kochał albo będzie
kochał.Czy opuszczona głowa i smuta to znaki firmowe Polaków.
Weszli na rynek,podziwiali architekturę starych kamieniczek,
następnie poszli na dworzec kolejowy odpisać godziny odjazdu
pociągów w dworcowej poczekalni zjedli po bułce posmarowanej
masłem i obłożonej plastrem kiełbasy i sera.Krystyna pojedzie pierwsza jej pociąg do Wałbrzycha odjeżdża dwie godziny wcześniej nic na to nie poradzą.
-Już tylko rok Stachu,szeptała mu na ucho.Rok i będziemy razem.
Pójdziesz na studia takie normalne bez skierowania,ja będę utrzymywała dom.Damy sobie radę.
-Nie wiem dlaczego nachodzą mnie czarne myśli,jakoś brakuje mi wyobraźni by zobaczyć siebie w konkretnym zawodzie.
-A może nie chcesz przyjąć mojej pomocy,chłopska ambicja czy tak
W tym względzie będę nieustępliwa,skończysz studia i potem
zdecydujemy gdzie zamieszkamy.Chciała bym by było to blisko
rodziców,nie chcę pozostawiać ich bez opieki,tyle im zawdzięczam.
-Pamiętaj,że wisi nad nami rozwód,twój rozwód Krystyna.
-Wiem Stachu.To jest nasz wspólny problem my damy sobie radę
gorzej z moimi rodzicami.Oni pojmują wiarę jako coś z czym się
nie dyskutuje.Była przysięga i koniec.Ja myślę,że Pan Bóg to
nie jest rachmistrz z czarnymi nałokietnikami który nic innego nie robi tylko księguje nasze potknięcia żeby nam do piepszyć.
-Ee mały filozofie,przytulił ją do siebie,też tak myślę.Dla mnie Bóg
jest czymś nieogarnionym.Jest nieskończoną miłością,mądrością
i dobrocią.Liczyć się będzie nie każde pojedyncze dokonanie lecz
bilans naszego życia-wynik końcowy który może być dla nas samych zaskoczeniem.Bóg nie może potępiać miłości.
-Nikogo nie krzywdzimy to mnie skrzywdzono mam nadzieję,że
to będzie wzięte pod uwagę,mówiła kurczowo trzymając się jego
ramienia.
-Przed Sądem Bożym czeka mnie jeszcze sąd moich rodziców,
pomyśl synalek przywozi z wojska rozwódkę
-Nie strasz proszą wystarczy,że ja się boję.Jestem baba i wiem co
pomyśli twoja mama.Stara ropucha usidliła mojego Stasieńka.Nie dość,że starsza to jeszcze rozwódka.Wytrzymasz tę presję.A zaraz
obok młoda zakochana Stenia.Przycisnął ją do siebie z całych sił
by pomóc jej opanować czarne myśli.Była w tym co mówiła jakaś
logika,temu nie mógł zaprzeczyć ale czy te myśli mają zakłócić
ich cztery dni szczęścia.Logika nie sprzyja miłości tego był pewny.
-To wszystko jest nieprawda,powiedział choć w głębi duszy podzielał niektóre jej wątpliwości.Nie będą piać z zachwytu,że
związał się ze starszą kobietą do tego rozwódką. Ale tego był
pewny,że uszanują jego wybór.
-O moich rodziców się nie martw wiem,że kiedy cię poznają bliżej
dostaną na Twoim punkcie takiego hopla jak ja.
-Dodajesz mi otuchy,pocieszasz dzięki i za to.Czuł delikatne łaskotanie jej włosów na policzku.Chciał znowu być w ich pokoiku mieć ją blisko siebie sycić się jej ciałem ale Krystyna uprzedziła jego zamiar.
-Idziemy poszukać fotografa,tak jak było umówione.Wsunęła rękę pod jego ramię i pociągnęła w labirynt wąskich ulic śródmieścia.
Zakład fotograficzny był zamknięty.Zrezygnowani chcieli odejść
gdy nagle zauważyli przycisk dzwonka.Staszek nacisnął dwa razy
i nad ich głowami otworzyło się okno i pani w średnim wieku
z utrefionymi włosami grzecznie oznajmiła,że już schodzi do zakładu.Okazało się,że pani fotograf ma przygotowane mundury
galowe z epoletami a nawet z dystynkcjami oficerskimi,wszystko
na życzenie.Zrobili sobie zdjęcie w którym on wystąpił w mundurze
kaprala,ona w swojej niebieskiej bluzce która tak pięknie harmonizowała z karnacją jej skóry.Krystyna zapłaciła,zostawiła
swój adres i zadowoleni wracali do swojego pokoiku.Po drodze wstąpili do Delikatesów kupili butelkę Tokaju i paczuszkę kruchych
ciastek,puszkę sardynek,bułki i masło.Wszystko to stało nietknięte
na stole gdy oni pobladli od wewnętrznego żaru chłonęli siebie na
wzajem.Było bardzo późno w nocy gdy w końcu przypomnieli sobie o winie.Próbował otworzyć butelkę lecz bez korkociągu było
to niemożliwe.Zdesperowani siedzieli na łóżku i bezradnie spoglądali na butelkę.W końcu wpadli na sposób.Pilnikiem do
paznokci zaczął wydłubywać korek a resztę wepchnął do środka.
Hura,wino było ich.Wspaniały złocisty płyn o niepowtarzalnym smaku nawet w szklankach do herbaty nie tracił nic ze swego smaku.Spragnieni wypili po szklance.Alkohol wprowadził ich w stan euforii.Krystyna zapragnęła tańca on jak za dawnych czasów
popisywał się swoim głosem.
-Bo miłość to cygańskie dziecię,śpiewał habanerę a ona udając
cygankę zmysłowo kręciła biodrami.Była kobietą wyjątkową
obdarzoną przez naturę wszystkim co kobieta powinna mieć by
podobać się mężczyźnie.Zgrabna figura,atłasowa skóra,piękna
twarz i rasowe szczupłe nogi.I ta kobieta wypatrzyła sobie jego
z tłumu przerażonych rekrutów mało tego obdarzyła go miłością.Po kolejnym łyku wina nagle poczuł do niej ogromną wdzięczność,
wstał złapał za ręce i próbował zaciągnąć do łóżka.Jeszcze tańczyła
jeszcze udawała cygankę ale posłusznie pozwoliła się ułożyć na
białej pościeli.
-Chcesz mnie fizycznie unicestwić,ty narowisty ogierze.
-Według znawcy kobiet z brygady osiłków dwoma rzeczami baby
nie wystraszysz.
-Czym,spytała zaciekawiona.
-Wypłatą i chłopskim fiutem.
-Świntuch,przytuliła sie do niego.Jestem taka słaba a ty jeszcze
potrafisz zmusić mnie do lotu...Złapała go za włosy i kąsała zębami
po całej twarzy.






Rozdział siedemnasty

Pożegnanie to prawie jak umieranie.Stał na peronie wpatrzony
w czerwone światła ostatniego wagonu którym odjechała Krystyna.
Cztery dni podarowane przez los a może nie los tylko młodego
podporucznika który nie wiedzieć czemu załatwił mu u dowódcy
miast przepustki urlop.W pożegnanie wpisany jest element smutku
związany z rozstaniem,naszły go filozoficzne myśli.To straszne
uczucie stwierdził,tak jak byś tego kogoś miał już więcej nie spotkać a przecież tak nie jest.To nastrój peronu,buchająca para
lokomotywy i droga twarz w małym kwadracie okna wagonu czynią
ten nastrój podobny do pogrzebu.Kontrast pomiędzy szczęściem
ostatnich dni i ta pustka spowitego parą peronu powodowały,że
czuł się jak porzucony przez kochanego pana pies.
-Masz fajki za jego plecami stał dworcowy łazęga który w dworcowym barze spijał resztki piwa.Wyjął z kieszeni paczkę
Dukatów” i poczęstował go nie patrząc w jego kierunku.
-A zapałki upomniał się zmuszając go do podniesienia wzroku.
-Ty co obruszył się Staszek,papierosy zapałki a może jeszcze
piwko
-Ee trafiłeś kolego w sedno sprawy.Piwo dobrze ci zrobi,możesz mi
wierzyć.Nic tak nie rozjaśnia umysłu po burzliwej nocy jak kufelek
chłodnego złocistego płynu z białą pianką.Tam już nic nie wypatrzysz,pokazał głową w kierunku gdzie zniknął pociąg.
Pojechała w siną dal i nic nie wypatrzysz,wierz mi.One takie są
płacz,łzy na peronie a w wagonie czeka już następny apsztyfikant.
-Odwal się,naskoczył na niego.Czego jeszcze chcesz.
-Piwa,odpowiedział z rozbrajającą szczerością.Był brudny,robił
wrażenie,że dawno nie widział wody ale był inteligentny i co ważne
dowcipny.No choć zapraszał go do dworcowego bufetu pewny,że już
zdecydował się postawić mu piwo.Pojechała zapomnij o nocy-z inną
szukaj rozkoszy,strzelił aforyzmem.Baby nie są warte by za nimi
płakać.Siedzieli w kącie przy małym brudnym stoliku pełnym
petów i plam po rozlanym piwie.
-Z czego żyjesz,zapytał by cokolwiek powiedzieć.
-Z ciężkiej pracy.
-Widzę jak harujesz.
-Spróbuj tak żyć a zobaczysz jak jest ciężko.Bez grosza przy duszy
idziesz na stację by ugasić żar który trawi ci flaki i w tłumie ludzi
musisz znaleźć tego który postawi ci piwo.To nie jest praca?
-Wiedziałeś,że ci postawię.
-Kiedy zobaczyłem jak odprowadzasz swoją damę wiedziałem,że
cierpisz a człowiek cierpiący potrzebuje zrozumienia i pocieszenia
za to gotowy jest postawić nie tylko piwo.
-Ja cierpię,bierzesz mnie na bajer.
-Cierpisz to widać.Wydaje ci się,że cały świat się zawalił,że to
czerwone światełko na ostatnim wagonie to jest twój”Kaniec
filma”No,kiwał ze zrozumieniem głową w jego kierunku.Gdyby
tak nie było to zamiast piwa kopnął byś mnie w dupę.
-Zaciekawiasz mnie,studiujesz psychologię i robisz sobie na takich
głupkach jak ja testy.
-Moje studia to głód i otwarte oczy.Jelenia Góra to miejscowość
wczasowa,tutaj ludzie przyjeżdżają po zdrowie i relaks a znajdują
czasami dwa tygodnie złudzeń które przeważnie kończą się płaczem
czasami prawdziwym dramatem.Ja widzisz też tak przyjechałem,
zapowiadający się kawaler przyjechał na dwa tygodnie odpoczynku.
Znalazł go w łóżku takiej blond Zeni która prowadziła pensjonat.
Zapierdalałem na dziesięć etatów.Zaopatrzeniowiec,,kelner,palacz,
hydraulik,kominiarz i diabli siedzą co jeszcze a w nocy kochanek
Wymagająca była,że och.Szpik z kości by wyssała-blond aniołek.
Dobry byłem puki nie trafił się taki nadziany z Krakowa.Na początku byłem jeszcze zaopatrzeniowcem i kelnerem a skończyło
się na palaczu.Całą noc siedziałem w chlewiku i spoglądałem w
okna jej sypialni gdzie urzędował już inny ogier.I jak tu było nie pić
skoro na własne oczy widziałem jak robił z nią co chciał a ona to
prawie lizała mu łapy.Pewnego dnia stwierdziła,że pijaków nie
zatrudnia i po prostu wylała mnie na ulicę.
-Miałeś pecha.
-Gówno nie pecha.Głupi byłem bo wierzyłem rżniętej babie.Miłość
cud miód.Byłem Apisem,ogierem i gladiatorem a to są słowa pułapki które przyjemnie się słucha ale w które nie wolno wierzyć.
One gdy to mówią to nawet w to wierzą bo one odbierają świat
poprzez waginę.Tak zostały zmajstrowane bo inaczej która chciała by rodzić w bólach.Jak jej dogodzisz jesteś jej pan.Przyjdzie inny zrobi jej to lepiej jesteś zero.Tak kolego te cudowne anielice w mig
stają się wściekłymi złośliwymi osami.
-To ty jesteś wściekły na samego siebie,że przegrałeś.Można przegrać ale to jeszcze nie powód by staczać się na dno.
-Ty myślisz,że ja tak od razu na dno.Rok pracowałem u takiego
śmieciarza.Powoziłem końmi,zarabiałem i czekałem aż krakus
jej się znudzi.
-I co nie znudził się.
-Diabli wiedzą.Zenia naraz sprzedała pensjonat i pojechała z tym
swoim krakusem w siną dal.Wtedy straciłem nadzieję.
-Kochałeś ją?
-Jak widzisz,kurwiszcze zapiepszone.Próbowałem zapomnieć,były
okazje wczasowiczki z całej Polski ale bestia rzuciła urok i na mnie
i na tego w spodniach.Były młode,stare,ładne,mądre,glupie nic
nie pomogło,zaparł się i szlus albo Zenia albo żadna.
-Dlaczego nie wróciłeś w rodzinne strony,masz chyba rodzinę.
-Mam i co z tego,pojechałem i teraz mam wracać jak ten syn marnotrawny.Postawisz jeszcze jedno piwo.Pił sam.Staszek czuł,
że po jednym piwie kręci mu sie w głowie więc nie chciał wracać
do koszar pijany.
-Widzisz stary jak szybko przeleciał ci czas,dwa piwa i już możesz
wychodzić na peron.
-Masz to wszystko wyreżyserowane,zapytał zbierając się do wyjścia
na peron.
-Jaka reżyseria,stary tutaj obowiązuje pełna improwizacja.Sztuka
nie znosi sztywnych ram.U mnie jak w muzyce murzyńskiej wszystko rodzi się z nastroju chwili,bajer też.Inny tekst dla dziadka
inny dla zakochanego wojaka a inny dla starszej pani której się jeszcze wydaje.
-Dobry jesteś.
-Chcesz przeżyć musisz być dobry
-Jak ci na imię.
-Po co ci to.Jestem i już,taki nieogolony z peronu.Ty to jak na
wojaka dociekliwy jesteś.
-Ani rozmowny ani dociekliwy,zaczepiłeś to i pytam.Widzę,że
ciężko pracujesz na kawałek chleba.
„”Pociąg osobowy z Jeleniej Góry do...”
-Spikierka Jadzia musiała za balować bo głos ma taki jak by całą noc grała na fujarce.Też jej nie wyszło,niby ładna ale ma pecha
do facetów.Łazęga spoglądał w gadający głośnik.Wypije jajko na surowo to dojdzie do formy.Znam ją twarda jest.
Staszek odchodził od stolika gdy nagle złapał go za rękę.Poczekaj
pójdę z tobą,dawno nikogo nie odprowadzałem.Piotr jestem
przedstawił się niespodziewanie,nie wszystko było bajerem powiedział cicho.Mnie nie wyszło ale z tymi babami to trochę
przesadziłem,są dobre i są złe tak jak i faceci.Para z przejeżdżającego parowozu zasnuła cały peron mgłą,na chwilę
zniknęli w białym mleku by po chwili pojawić się znowu.
-Staszek jestem,podał mu rękę.Piotr uśmiechnął się zadowolony ale natychmiast okręcił się zdecydowanym ruchem na pięcie i poczłapał w stronę peronu.Widać uznał,że wyczerpał limit czułości.Twarda walka o byt nie znosi sentymentów.
Staszek wskoczył do wagonu i usiadł pod oknem przodem do jazdy pociągu.Ptzez szybę poczekalni zobaczył kręcącego się wśród podróżnych Piotra.Swoją drogą ciekawy facet,pomyślał.Z tą Zenią to chyba mówił prawdę,zakochał się i poszedł na całość.Nie zostawił sobie wentylu bezpieczeństwa i teraz biedak płaci.Postawił na miłość i dostał kopa.Czyli zawsze należy sobie zostawić mały luz.Tylko jak to zrobić.To są mądrości dobre na rady dla innych a jak ty się zakochasz to czy stać cię na rachowanie.Dotąd mogę dalej nie.Jak zaczynasz rachować znaczy się nie kochasz.Może całe nasze życie to kwestia przypadku suma różnych zdarzeń niezależnych od nas.Przecież gdyby nie stał pamiętnego dnia oparty o mur łaźni,gdyby nie przypadkowe zderzenie z panią sztygar nigdy
nie zwróciłaby uwagi na niego.Wszystko jest przypadkiem.
Silne szarpnięcie sygnalizowało,że zostali podłączeni do parowozu
i za niedługo ruszą.Nawet nie zauważył kiedy jego przedział zapełnił się pasażerami.Na przeciw niego siedziała starsza pani
z ogromnym kartonem na kolanach z którego dochodziło ciche
popiskiwanie młodych gęsi.Obok pani z gęsiami siedziała młoda
kobieta zajęta szydełkowaniem.Przy drzwiach siedział chłopak o białych włosach i skórze tak bladej,że w pierwszej chwili kojarzył
się z arlekinem.Na dalszych miejscach siedziało kilku facetów
rozdyskutowanych do tego stopnia,że zmusili cały wagon do słuchania.
-Zobaczy pan,że wojna jest nieunikniona,dowodził ktoś siedzący za
plecami Staszka.Amerykanie mają bombę atomową i nie pozwolą
by Stalin panoszył się nad Łabą.
-Panie kapitał i żydzi rządzą światem,facet o piskliwym głosie
eunucha dowodził swoją rację.Ja to nawet nie rozpakowałem
wszystkiego i gotowy jestem do powrotu na swoje do Grodna.
-Prędzej mole zeżrą pana dobytek niż ktoś zmusi ruskich by
wycofali się z terenów które traktują jako łupy wojenne.
-A niby kto miałby przegonić ruskich z nad Łaby,Odry,Wisły czy
Dniestru.Amerykanie i Anglicy przehandlowali pół europy panie,
dla nich taki sojusznik jak Polska to małe piwo,panie.Polska była
najwierniejszym sojusznikiemi i jaki jej zgotowali los?Całe armie
nie miały dokąd wracać bo Roosvelt i Churchil podpisale haniebne
pakty.Głos mówiącego był tak odważny i powiedziany z takim
przekonaniem,że Staszek nie wytrzymał,podniósł się by spojrzeć
kto ma odwagę wypowiadać takie opinie w publicznym miejscu. Szczupły wysoki mężczyzna o ogorzałej twarzy i rysach polskiego arystokraty mówił podparty brodą o laskę.
-Amerykanie to naród który nie tylko kocha wolność ale potrafi za
ten wolność umierać.Europa zaś nic tylko szuka guza,mówił piskliwym głosem,popatrzcie pierwsza wojna światowa.Niemcy,
Francja,Anglia,Rosja,Austria tłukli się pod Verdun nad Moselą i diabli wiedzą gdzie jeszcze i nic nie potrafili wskórać no to przyszli
amerykanie i zakończyli wojnę.Z drugą wojną światową było to samo,bez amerykanów nikt nie dałby rady Hitlerowi.Żywili,ubierali
uzbrajali wszystkich sojuszników do tego prowadzili wojnę na
Pacyfiku z Żółtkami i co,w końcu musieli utworzyć drugi front na
zachodzie by zakończyć wojnę.
-Tu się z panem zgadzam,powiedział facet o wyglądzie arystokraty ale tylko w części dotyczącej potęgi ekonomicznej USA,co się tyczy
polityki to amerykanie są tak słabi,że ruscy zawsze ich ograją.Bez
gruntownej znajomości historii polityka jest jak wydmuszka jajka.
Komu zależy na obronie cywilizacji zachodniej musi wiedzieć,że
prawdziwym zagrożeniem jest imperializm rosyjski.Czterysta lat
w niewoli ordy Dzingis Chana tak dokumentnie wymieszały krew
naszych wschodnich kuzynów,że praktycznie nie ma czystych
rusinów.Powstała nowa rasa rusko-mongolska która po swoim
wielkim przodku Dżingis Chanie odziedziczyła ideę panowania nad
światem.To jest u nich niezmienne.Dążność do panowania.Nie ważne czy rządzi car czy sekretarz partii.Imperializm we wszystkich dziedzinach szczególnie ideologicznych jest dominantą.
-To co nic tylko płakać i modlić się wypada,niespodziewanie do
dyskusji włączyła się pani z kartonem gęsi na kolanach.
-Płacz nie wiele pomoże,modlitwa dla wierzącego wielka sprawa,
chrapliwy głos zdradzał nałogowego palacza.Potrzeba nam wielkiego przywódcy taki co posłuch ma w narodzie i taki co ma
wizję Polski.Ruscy to panie tchórze,jak tylko stawi im się opór
to podwijają ogon i pierzchają gdzie piepsz rośnie.Mój ojciec
w 1920 roku walczył z ruskimi pod Warszawą i opowiadał,że
jak panie Piłsudski na odsiecz ruszył to sekretarze panie w kalesonach pierzchali.
-Znaleźli sobie temat.Młoda dziewczyna w granatowej spódnicy,
białej bluzce z czerwonym krawatem natarła na mówiącego.A kto
nam przyniósł wolność,kto sprawiedliwość wprowadził,ziemię
rozdał małorolnym obszarników przegonił,kto.W przedziale zrobiło się cicho.Skończyła się dyskusja.Widać dotarło do wielu z nich,że
przekroczyli granicę swobodnej wypowiedzi,każde następne odezwanie to pole minowe.
Ostatnie nieprzespane noce zrobiły swoje,jak tylko nakrył się połami żołnierskiego płaszcza natychmiast zapadł w głęboki sen.
Obudziło go szarpanie za ramię.Ze zdumieniem stwierdził,że przedział prawie opustoszał.Nie było pani z kartonem na kolanach,zniknęła kobieta robiąca na drutach,zniknęła aktywistka
ZMP w granatowej spódnicy.
-Panie żołnierzu budzimy się,jeden z dyskutantów pochylał się
nad nim delikatnie trącając w ramię.
-Dzięki,przeciągnął się odganiając resztki snu.
-Tak sobie pomyślałem,że skoro czerwone otoki to pewnie do
Trzcinca i Turoszowa.I mnie wypada podobna droga.Trzeba się
przygotować do przesiadki.
Przytaknął głową na znak,że prawidłowo odgadł jego przynależność
do brygady pracy.Wprawdzie nie bardzo zależało mu na towarzystwie ale skoro tak wypada to niech będzie.Na korytarzu
wagonu robił się ruch,podróżni przygotowywali się jedni do wysiadki inni do przesiadki.Dziewczyna siedząca pod drzwiami
spała przytulona do chłopaka o wyglądzie suchotnika.
-Co z nimi,pokazał na zakochaną parę.
-To gołąbki panie odpowiedział towarzysz podróży,oni to panie i do
samego Zgorzelca pojadą tak im jest dobrze.Nie przeszkadzać nam
ot co.Pociąg zwalniał bieg.Pisk hamulców obudził w końcu młodą
parę.Dziewczyna jeszcze przytulona do chłopaka otworzyła oczy
i dopiero kiedy zauważyła,że jest obserwowana gwałtownie odsunęła się od niego dając do zrozumienia,że to tylko we śnie
możliwe było takie zbliżenie.Chłopak wyprostował się naciągnął
chude ramiona i uśmiechnął się z miną zwycięscy.Oddała uśmiech
ale momentalnie zarumieniła się wstydząc się chwili słabości kiedy
pod pozorem snu pozwoliła mu na pieszczoty.Pociąg zatrzymał się
na znajomym peronie.Rok temu właśnie tutaj czekając na połączenie wszarz próbował handlować wdziękami przypadkowo
spotkanej prostytutki.Wtedy jeszcze mieli nadzieję,że jadą do
prawdziwego wojska a nie obozu pracy.
-Widzi pan panie wojskowy nasz pociąg już czeka.,towarzysz podróży wskazał na pociąg który stał na drugim torze.Ja to wie
pan palę fajkę mówił nabijając ogromny cybuch tabaką.W tajdze
panie to suchych liści jest w brud a papier to panie na wagę złota.
-Był pan w tajdze zapytał udając zdziwionego.
-Byłem panie nie tylko w tajdze,byłem na wyspach na których
nie potrzeba było łódki by dostać się na drugi brzeg suchą nogą.
-Bajki pan opowiada,jak wyspa to woda a jak woda to nie sucha
stopa.
-Widzicie go,śmiał się na cały peron nie wierzy,że na wyspę można
suchą stopą.A można.Założysz się młody człowieku,tak ja tobie udowodnię,że na wyspę można suchą stopą bez czajki,panie tego.
-Nie założę się bo nie mam o co,biedny jestem jak mysz kościelna.
-No to ja tobie bez zakładu udowodnię,że w Związku Socjalistycznych Republik Radzieckich wszystko można.Tak usiądziemy sobie wygodnie i ja tobie opowiem.Posłuchaj.Za sanacji
byłem od taki młodzian jak ty i służyłem w Grodnie w kawalerii.
Dla nas wojna rozpoczęła się 17 września 1939 roku.Ruscy zrobili
pobudkę.Rozkaz był żeby do sowietów nie strzelać to myśmy nie
strzelali,a oni strzelali.Jeszcze nie zdążyłem konia o patrzeć a już
a już byłem w niewoli.Ruska niewola dla Polaków ciężka niewola.
Oficerów oddzielili od reszty i kazali klęczeć na kolanach z rękami
założonymi za głowę.Słońce grzało niemiłosiernie rampa na której
wypadło im klęczeć wysypana była tłuczniem.Który nie wytrzymał
dostawał kulę w łeb.Jak podstawili wagon to panie na kolanach musieli wchodzić na oczach żołnierzy.Mówili,że to sprawiedliwość
dziejowa.Sam widziałem jak naszego rotmistrza sołdat kopnął
żeby się przewrócił i wtedy strzelił mu w twarz.Polacy dla ruskich
większe wrogi niż niemce.Lanie jakie im zgotował Piłsudski pod
Warszawą tak im siedziało na duszy,że gotowi byli na każdą podłość byle dokuczyć Polakom.Całą resztę przez dwa tygodnie
trzymali na otwartych łąkach i ciągle przepytywali o legionistów
o kształconych.Wielu zabrali i wywieźli nie wiadomo gdzie.Resztę
zładowali do wagonów i wywieźli na północ.Jechali my i jechali
a głód to był taki,że deski żuli by żołądek oszukać.Nikt nie liczył
tych co pomarli,od wyrzucało się z wagonu i tyle.Pewnego dnia
nasz wagon odłączyli i dopięli do kilku wagonów ciągnionych przez
małą lokomotywę.I tak jechali my cienką nitką przez bezkresną
tajgę.Po czasie wjechali my w wieczną zmarzlinę.Lokomotywa
przepychała się przez zaspy aż stanęła.Wyładowali nas w szczerym
polu na silnym mrozie i pognali dalej na północ.Cierpieli wszyscy.
Zimno i głód odbierają siły.Bywało,że wszyscy głośno modlili
się o śmierć.Modlitwa jednych była wysłuchana innych w tym
moja nie.Tak my doszli tak daleko,że nie było słońca.Noc i noc
bez końca.Skończył się dla nas świat,nikt nie wiedział który to dzień która godzina bo zegarki po zabierali.Kiedyś doszliśmy
do baraków zasypanych śniegiem i powiedzieli,że to koniec maszerowania,że jesteśmy na wyspie Pewek.Nie widzisz wody
nie widzisz łodzi a oni mówią,że to wyspa.Tak ja suchą nogą
po oceanie jak święty Piotr doszedł do wyspy.
-Dużo was było Polaków.
-Dużo Polaków i innych nacji byli i profesorowie i generały wszyscy skazani na zatracenie.
-A jednak pan przeżył.
-To cud.Tak to cud,że ja i kilku kolegów przeżyli i dostali się do
ludowego wojska.Bywa,że człowiek traci nadzieję,tak i my stracili
a jednak zawsze nie zapominałem o modlitwie którą matka nauczyła.Pracowali my w kopalni diamentów.Wieczna zmarzlina,
nory kopane jak szczury.Wiecznie głodni gotowi dla kromki chleba
zabić.Pracujesz i codziennie umierasz,tracisz rachubę czasu,żyjesz
jak wesz której jesteś żywicielem.Ale modlił się i wymodlił.Spałem
na jednej pryczy z takim jednym co w ogóle się nie odzywał a
zarośnięty był jak niedźwiedź i okazało się,że właśnie on był moim
wybawieniem.Przyszła wiosna lody puściły i okazało się,że tam
gdzie był bezkresny lód była woda.Rzeczywiście byliśmy na wyspie
na oceanie.Pewnego dnia przypłynął mały statek pod banderą
amerykańską.Zarzucił kotwicę i stał a wszyscy my płakali ze
szczęścia,że możemy oglądać kawałek wolności.Na drugi dzień
ruscy zabrali moją brygade do rozładunku statku.Łódkami podjeżdżali my pod statek i zabierali ogromne paczki z żywnością.
Zapach był taki,że jeden nie wytrzymał rozerwał pakunek i zaczął
łapczywie jeść.Nie wiele on skosztował.Ruski od zastrzelił jak psa.
Wtedy marynarze amerykańscy podnieśli wrzask,że oni przywożą
pomoc a ruscy mordują jeńców.Wtedy odezwał się mój towarzysz
z pryczy.Rozmawiał z marynarzami po angielsku a po chwili i po
polsku bo okazało się,że są wśród nich polacy.Tak my się dowiedzieli jaka jest data,że niedawny sojusznik Hitler napadł na ruskich,że w Rosji tworzy się wojsko polskie.Amerykanie rzucali
nam chleb,kiełbasę,owoce w my nieprzytomni ze szczęścia żarli
jak zgłodniałe wilki.Ja złapałem kawał tłustej kiełbasy ale nie zdążyłem zjeść.Towarzysz z pryczy złapał za rękę i powiedział
durak-wygłodzony jesteś zjesz tłustą kiełbasę i zasrasz się na śmierć”.Miał rację,wszyscy co jedli ciężko się po chorowali.
Wieczorem mój towarzysz odwrócił się do mnie i powiedział,że
wszyscy polacy powinni zgłosić się do polskiego wojska.No to my
się zgłosili.
-To prawdziwy cud,starsza pani przysłuchiwała się rozmowie.
Modlili się i wymodlili wolność.
-Wtedy do wolności droga była bardzo daleka.Mnie i brodacza z pryczy aresztowali za prowadzenie antyradzieckiej działalności a
pozostałym polakom zamiast zgody na zapisanie się do polskiego
wojska podsuwali do podpisania wnioski o obywatelstwo sowieckie.
Brodacz z pryczy zniknął i już go nigdy nie widziałem powiadali,że
to polski burżuj który udawał prostego żołnierza.Mnie dwa miesiące
trzymali w izolatce,straszyli wyrokiem śmierci,torturowali tylko po to żeby się wyprzeć polskości i podpisać obywatelstwo sowieckie.
Taka była droga do wolności.No ale na mnie czas wysiadać.Zabrał
z pułki swój tobołek i zniknął bez pożegnania.
Stał na malutkim prawie polnym przystanku z napisem”Turoszów”.
Wrócił do miejsca z którego cztery dni temu wyjechał w swoją
podróż szczęścia.Żal tych chwil które nie wykorzystał.Kiedy spał
marnował czas,odwracał się plecami do Krystyny miast tulić ją w
ramionach.Kiedy osoba kochana jest blisko nas bardzo szybko
traktujemy ją jak coś zwyczajnego,po prostu jest.Dopiero kiedy
ją tracimy dochodzi do nas wiele straciliśmy nie wykorzystując
każdej sekundy Odczuwał jakąś bliżej nieokreśloną pretensję do
samego siebie,że nie wszystko jej powiedział.Gdyby można było
cofnąć czas postąpił by zupełnie inaczej,myślał człapiąc w kierunku
koszar.


Rozdział osiemnasty
Kończyły się upalne dni lata.Lejący się z nieba żar zastąpiły
jesienne słoty.Trudno jednoznacznie rozstrzygnąć co łatwiej znieść,
rozpalone słońcem butwiejące odorem rozkładającego się węgla
brunatnego wnętrze ogromnej niecki kopalni odkrywkowej czy tą
samą nieckę zamienioną strugami deszczu w ogromne bajoro.
Jedno i drugie daje w kość.Bywało,że w czasie letnich upałów
marzył o chłodnym orzeźwiającym deszczu.Teraz przekornie chętnie ogrzałby zziębnięte gnaty w promieniach słońca.
Pracowali na samym dnie niecki tonąc w rozmemłanej strugami
deszczu brązowej papce.Ukryci pod starym zardzewiałym talbotem
palili papierosy obserwując parę dzikich kaczek które przyleciały
z nad Nysy i próbowały w utworzonym bajorze z naleźć coś do
jedzenia.
-Można zastawić pułapkę i złapać parę kaczek,smaczne są.Chłopak
z młodszego rocznika który od niedawna pracuje w ich brygadzie
popisywał się znajomością kłusownictwa.To już kolejny rocznik,Staszek przyglądał mu się siedząc na starym podkładzie.
Przetrzymać zimę potem wiosnę i już.Co już.Wypadnie przyjąć
propozycję Krystyny,wrócić do Wałbrzycha znaleźć pracę,jakeś
mieszkanie i czekać na ślub.Pisze,że rozwód to tylko formalność,
że w ogóle to to ma dla niego takie niespodzianki,że albo pęknie
z radości albo ucieknie gdzie pieprz rośnie.Nie ucieknie,tego jest
pewny.Kilka dni spędzonych w Jeleniej Górze utwierdziły go w
przekonaniu,że Krystyna właśnie taka,trochę starsza doświadczona przez życie a przy tym piękna jest idealną partnerką dla niego.
Zawsze czuł się pewniej gdy ktoś dyskretnie kierował jego postępowaniem,pewnie to kompleks matki.
-Potrzebuję szpagatu i haczyka a wszystkie kaczki są moje.
-A co powiesisz na haku chyba swojego robala,zrób procę a ja ci
powystrzelam wszystkie kaczki.Gruby pucułowaty żołnierz który
sam siebie nazywał kułakiem,przekonywał,że z tej odległości trafi
do każdej kaczki.
-Trafisz i co,będziesz aportował jak ciapek?Zrobisz dwa kroki
i ugrzęźniesz w glinie,zamiast kaczki będziemy ratować ciebie.
Ja złowię na hak,przyciągnę do brzegu i żarcie gotowe.Ja tobie
procę zmajstruję pod warunkiem,że będziesz aportował.
-Te odwal się od Kułaka rekrucie zafajdłany,jeden ze starszego
rocznika złapał młodego za kark i przydusił do ziemi.
-Puść go odezwał się któryś z brygady,młody jest ale widać na
kłusowaniu się zna.
-Zły jesteś kułak,że chłopak choć młody na kłusowaniu się zna i
mądrzejszy od ciebie,jeden z cywili pracujących w brygadzie
ujął się za młodym żołnierzem.
-Potrzeba skombinować haczyk i szpagat,zacierał ręce wiecznie
głodny Alfons.Te Józef przyniesiesz jutro patelnię,zwrócił się
do cywila.
-Przynieśta tylko szpagat i przynętę,haka zrobię z kawałka drutu
lub gwoździa.Kaczka nie ryba połknie wszystko.
-Kurwa ale szpec,odezwał się jeden z cywili.
-Patelnia nie potrzebna,kaczkę trzeba obrać z pierza wypatroszyć
posolić dobrze jest wrzucić do środka cebulę następnie okleić
gliną wrzucić do ognia na godzinę.Po godzinie rozbijasz wypaloną
glinę i ze środka wyjmujesz chrupiącą kaczkę.
-Te jak tak mówisz to mnie tak jak by ktoś do żołądka włożył
chochlę pełną sosu.
Deszcz ciągle padał,torowisko tonęło w wodzie tylko srebrne
koronki szyn błyszczały ponad powierzchnią.Choć normy były
bardzo napięte nikomu nie śpieszyło się do pracy.
-Daj się sztachnąć zwrócił się do kułaka który palił Sporta.Nie
miał w zwyczaju prosić o papierosa ale tym razem wyjątkowo
wzięło go na palenie.
-Jak wy gospodarujecie pieniędzmi,że wam nie starcza na cały
miesiąc.
-Nie rób proszę wykładu Staszek przerwał mu wywód,chcesz daj nie chcesz nie daj.
-Te wredny jesteś odezwał się chłopak z Częstochowy.Wredny i już.
-Ja to bym nigdy nie żebrał o fajkę powiedział kułak.Facet zawsze
powinien mieć honor.
Te słowa zraniły go do głębi duszy,tak nisko upadł,że żebrze o dwa
dymki.Ostatni raz postanowił w myślach,zrobił z siebie łajzę.
Paskudny nałóg wiesz,że robisz z siebie idiotę a jednak nie potrafisz
opanować głodu nikotynowego.Ssanie w żołądku,jakaś siła skręca ci kiszki,usta pełne śliny.
-Chodź na bok,Romek Król który od pewnego czasu pełni funkcję
brygadzisty trącił go w bok.Usiedli po drugiej stronie wagonu.
-Masz poczęstował go „Ekstra Mocnym”.Widziałem jak wczoraj
kupowałeś od germańca z elektrowozu buty,wykosztowałeś się.
-Widziałeś zapytał przerażony.Pomimo pełnej konspiracji jednak widziałeś.Była to transakcja bardzo niebezpieczna i dla kupującego
i dla sprzedającego.
-Nie martw się zachowam dla siebie.Inna sprawa to ciekawe jak
wszedłeś w kontakt z niemcem.Znasz niemiecki?
-Zupełnie przypadkowo,skłamał.Postanowił nie ujawniać,że to przez Leszka poznał starego Gintera maszynisty elektrowozu który
jeździ na średnim poziomie i dorabiał sobie bo pod koniec roku
przechodzi na emeryturę.Znajomości języka niemieckiego postanowił zbsolutnie nie ujawniać.
-Jak nie chcesz nie musisz mówic ja tak z ciekawości pytam bo być
może i ja kupiłbym sobie eleganckie buciki.
-Skoro widziałeś to znasz numer elektrowozu reszta to pestka.
-Bajerujesz,nie dawał za wygraną brygadzista,bez kontaktu osobistego nie ma szans.Nie wpuści do kabiny,mało doniesie,że
próbujesz go namówić do przestępstwa.
-Dałem słowo,że nie powiem więc wybacz.
Brygadzista zrozumiał,że nic nie wskóra więc odwrócił się od
Staszka i głośno powiedział do brygady,
-chłopaki jeszcze parę miesięcy i do cywila,no kułak będziesz
wąchał bździny twoich koni.
-Ja tam bździn nie wącham do tego mam ludzi od takich jak ty-
małorolnych,odpalił kułak.Wiedz,że ja kontynuował karzę zaprząc
parę gniadych do bryczki i jadę na jarmark.
-Bryczka,gniade.zapiepszony burżuj któryś z cywili nie wytrzymał.
Przechwałki których nikt nie sprawdzi a po prawdzie to w PGR-rze
oborowy.
-Co ty kurwa pierdolisz,kułak nie dawał za wygraną.Była parcelacja
ale nas bratku nie tykają a wiesz dlaczego,bo my mamy o tu pokazał na czoło.Jak komuniści referendum wygrały to dziadek
zaraz gospodarstwo podzielił po 40 hektarów a reforma mówiła
o 50 hektarach,i oni mogą nas wiesz gdzie?o tu pokazał na dupę.
-Ale picuje jak Boga kocham,tyś kurwa 40 hektarów na oczy nie
widział.Chwali się a za stodołą sra i liściem rabarbaru dupę podciera.Mały o ciemnej karnacji skóry i włosach poskręcanych
jak u murzyna cywil wyskoczył na kułaka.
-Nie wierzyta to wasza sprawa a ja wam mówię,że są hektary są
łąki i lasy tylko wy patrzycie na mnie tak jak chcą ci od szkolenia
politycznego,ot co.Pierdolicie jak komisarze.A kto Polskę wyżywi?
Powiedźcie kto,nacierał.Widziałem co zrobili z dworem,wszystko
zmarnowali,maszyny sprzęt cały dobytek.Kabany zeżarli,rasowe
krowy chodziły obsrane do późnej jesieni bez dachu nad głową
bo obory rozszabrowali.Chołota jest chołota i nie jej rządzić tylko
słuchać.Zmarnują dobrych gospodarnych chłopów zmarnują cały
kraj.Nie wierzyta toście pacany a nie mądre facety.
Przysłuchiwał się tej zażartej dyskusji toczonej w strugach deszczu
pod starym zardzewiałym wagonem i łapał się na tym,że koduje się
w jego świadomości niechęć do bogatych.Ten spontaniczny wykład
kułaka sprowadził go do normalności.Co to jest za siła która w tak krótkim czasie potrafi przeorać ludzką świadomość.Przecież
to dopiero rok i parę miesięcy jak siedzi w tym łagrze,bo tak to
należy nazwać a już zaczyna sympatyzować z poglądami które
wbijają mu na przymusowych szkoleniach politycznych.
-Koniec przerwy,nawoływał brygadzista.Po paliliście,po gadaliście
po kłusowaliście to teraz do roboty bo inaczej nie zrobimy rozjazdu.
-W taki deszcz chcesz montować rozjazd,ludzie ociągali z wyjściem
spod wagonu.
-Wstawać do roboty denerwował się brygadzista,co jesteście z cukru
każdy ma kurtkę przeciwdeszczową.Do roboty.
-Kurtki puszczają wodę,odezwał się ktoś z grupki na drugim końcu
wagonu.
-Ty też puszczasz tylko nie wodę a gazy krzyczał brygadzista.
Koniec żartów do roboty.Na jutro zaplanowane jest wstrzymanie
ruchu pociągów na czas montażu rozjazdu.
-Te Romek zastanów się,stoisz po łydki w wodzie i w tym bajorze
chcesz rozebrać stary i zmontować nowy rozjazd.Kułak próbował
przekonać brygadzistę by przełożyć robotę na jutro.Przysłuchiwał się tej rozmowie i uznał,że kułak ma rację ale Roman Król-brygadzista również ma swoją rację,w końcu rozliczają go z wykonanej roboty w końcu za to otrzymują marne bo marne ale
zawsze jakieś grosze.Przypakowo zwrócił uwagę,że parę metrów
od torowiska teren podniesiony jest o dobry metr i tam grunt jest
jest mniej podmokły i bardziej twardy.A gdyby tak zmontować
rozjazd tam u góry i przetoczyć go na rolkach...to jest myśl.
-Roman,zwrócił się do brygadzisty,mam pomysł,
-o,zakochany coś wymyślił,odezwał dowcipny koleś.
-Zresztą posłuchajcie wszyscy bo powinni nam za to zapłacić.
Wyłożył krótko i zwięźle swój pomysł i wszyscy zaakceptowali.
-Dzisiaj miast babrać się w błocie montujemy rozjazd w suchym
miejscu obok torowiska,jutro demontujemy stary i nasuwamy
nowy.Ktoś musi to policzyć ile krócej tor będzie wyłączony.
To są pieniądze.
-To jest pomysł,brygadzista za kontaktował z pewnym opóźnieniem.
Nagle wszystkim przestał dokuczać deszcz,kurtki były szczelne
podkłady mniej ciężkie.Staszek z Romanem poszli do biura sztygara zgłosić pomysł a reszta brygady pod kierunkiem kułaka
zabrała się do przygotowywania placu pod montaż rozjazdu.Sztygar
jak tylko usłyszał,że zatrzymanie ruchu pociągów skrócone zostanie
o kilka godzin zgodził się na potraktowanie sprawy jako pomysłu
racjonalizatorskiego.Oczywiście pan sztygar zostaje włączony do zespołu pomysłodawców i będzie partycypował w podziale nagrody.
Gdy wrócili na stanowisko pracy stwierdzili,że nikomu nie przeszkadza deszcz,że nagle każdy wie co ma robić.










Rozdział Dziewiętnasty

Siedzieli w świetlicy z Romanem Królem i szczegółowo omawiali problemy wymiany rozjazdu.Staszka nie łączyła z brygadzistą żadna nić przyjaźni ot po prostu był ze starszego rocznika do tego brygadzistą a więc przełożonym w pracy.Staszka
dręczyła ciekawość w jaki sposób pomimo zachowania pełnej
dyskrecji Roman wie o kupnie od niemieckiego maszynisty butów.
Zresztą podejrzany jest również jego awans w pracy.Staszek nie
został przyjęty na kurs maszynistów elektrowozów bo nie podpisał
deklaracji wstąpienia do partii.Dwie rozmowy jakie przeprowadził
z nim oficer d/s politycznych,ten sam który tak wspaniałomyślnie
załatwił mu kilka dni urlopu,nie pozostawiły cienia wątpliwości.
Odmówił i pamięta słowa które brzmiały jak wyrok”kto nie jest
z nami jest przeciwko nam”.Maszynista to człowiek kursujący
pomiędzy kopalnią Turów a niemiecką elektrownią Hierschfeld
a więc ma stały kontakt z zagranicą.W jakiś sposób rozumiał nawet
tę decyzję,chcą mieć swoich-pewnych ludzi.No ale teraz wszelkie
sympatie czy antypatie muszą iść w kąt,liczy się interes.Każda
godzina wyłączenia toru to są duże pieniądze i wszystko musi byż
dograne w szczegółach.
-Te masz list widziałem w kancelarii,chłopak z jego sali usiadł przy
stoliku obok.List to zawsze coś miłego,zerwał się i pobiegł do
pisarza.Pisała Krystyna,widać Jelenia Góra nie tylko w nim pozostawiła silne wspomnienie.List pełen serdeczności kobiety
która liczy dni do następnego spotkania.Pisała również o problemach w pracy,o tym,że wydarzyła się kolejna awaria na
kołowrocie,że Berta została zatrzymana na 48 godzin.Dowiedział się,że odbyła się już pierwsza rozprawa rozwodowa.Kończyła
zapewnieniem o miłości i o niespodziance która go czeka w najbliższym czasie.Ta kobieta wypełnia całe jego życie,wypchnęła
z pamięci wszystkie kobiety które dotąd znał.Jego Krycha.
-Te,chodź tutaj.Brygadzista nerwowo przywoływał go ręką.Musimy
obgadać sprawę opuszczania rozjazdu,sprawa nie jest taka prosta
jak ci się wydaje.
-Roman nie denerwuj się,próbował go uspokoić.Damy sobie radę.
-Nie wiem czy damy radę a jak wszystko runie i zamiast zyskać
stracimy czas.Kto będzie świecił oczami,brygadzista Roman Król i
sztygar Bujak.Brygada się wypnie i będzie się śmiać.Pamiętaj jak
nie wyjdzie to ty też oberwiesz,w końcu to twój pomysł.Potrafię
każdego załatwić.Nagle uwagę wszystkich zwrócił hałas przerywany salwami śmiechu dochodzący z sali obok.Przerwali
rozmowę próbując dostrzec co wywołuje takie głośne chłopaków.
-Przywieźli szable i szpady,sierżant zakłada sekcję szermierczą
i daje pokaz fechtunku.Ciekawe kto z kim walczy pomyślał,bez
znajomości zasad i sprzętu ochronnego mogą sobie zrobić krzywdę.
-Znasz sie na tym zapytał Roman.
-Trochę.Trenowałem w klubie odpowiedział zdawkowo.
-Pierdolisz?
-Nie pierdolę tylko mówię,że walczyłem w klubie.Mam na rozkładzie kilku znanych szablistów.Było tak,że dwóch przedwojennych szermierzy założyło klub.Byli chętni znalazł się
sprzęt i były pierwsze efekty.Do czasu.W Katowicach doszło do
spotkania z asami z Warszawy.Ważniaki,że bez kija nie przystąp.
Ale okazało się,że kilku z nich przegrało swoje walki z takimi
chłopaczkami jak ja.Nagle zaczęto się interesować co to za klub,co to za trenerzy i to był nasz koniec.Smutni panowie zaplombowali
sprzęt,trenerów zaaresztowali prawdopodobnie jeden z nich jako Ślązak służył w wermachcie.Koniec filmu.
-Idź pokaż co potrafisz,brygadzista wypychał go by podjął walkę
ze sierżantem który stał na środku sali i szukał rywali.
-Uspokój się proszę,prawie błagalnie zwrócił się do Romana. Chciał
wyjść z zatłoczonej sali i jeszcze raz przeczytać list od Krystyny.
Przystanął by na chwilę popatrzeć kto z kim walczy.Starszy sierżant
w samej koszuli z podwiniętym rękawem bez maski,kamizelki i
rękawicy stał i okładał jakiegoś śmiałka który podjął walkę.Starcie
trwało krótko prowadzone w sposób niedopuszczalny w szermierce
sportowej.Młyńce,podskoki zupełny brak obrony,to się musi zakończyć wypadkiem .Nie dokończył myśli gdy pacnięcie klingi
o maskę oznajmiło trafienie a w następnej chwili okrzyk bólu
nieszczęśnika który podjął walkę.Sierżant nie przerywając ataku
okładał nieszczęśnika cięciami.Ten nie trzymając gardy odskokami
próbował uniknąć kolejnych trafień.Skończyło się na rozciętym
ramieniu,okrzyku bólu i plamie krwina koszuli żołnierza.Chłopak zwijał się z bólu a zwycięski sierżant stał dumny z miną pana Skrzetuskiego z Sienkiewiczowskiej powieści.
-No który następny,sierżant zwracał się do sporej grupy kibiców
zwabionej hałasem.W końcu znalazł się odważny gotowy skrzyżować szablę z upojonym zwycięstwem podoficerem.Był to
chłopak z drugiego plutonu który prawdopodobnie uprawiał boks
bo Staszek widział jak w wolnych chwilach prowadził walkę z
cieniem.Jest rzeczą oczywistą,że sierżant nie ma zielonego pojęcia
o fechtunku,ot gdzieś coś widział może przeczytał trylogię i widzi
siebie w roli Wołodyjowskiego czy Skrzetuskiego i teraz popisuje się przed ludźmi którzy nigdy w życiu nie widzieli szabli sportowej.
Oparty o parapet okna postanowił przyjrzeć się jak bokser poradzi
sobie z szermierką.Gdy zobaczył,że wzorem sierżanta zdejmuje
mundur i podwija rękaw koszuli prawej ręki nie wytrzymał.
-Zakładaj kamizelkę,maskę i rękawice,krzyknął przez całą salę.
-Nie szanse będą równe odkrzyknął bokser.Nie wytrzymał,podszedł
bliżej by przekonać ich do założenia ochron.
-A wy co szeregowy jesteście instruktor,zapytał sierżant.
-On chwalił się,że walczył w klubie szermierczym krzyczał
brygadzista Roman Król.Gnojek pomyślał próbując wycofać się
ze świetlicy ale było już za późno.
-Podejdźcie szeregowy,sierżant zainteresował się jego osobą.Co
machałeś szablą i strach cię obleciał.
-Kiedyś trochę próbowałem ale to dawno temu,usiłował się
wymigać.
-Te,sierżant skinął na boksera,oddaj mu broń niech pokaże co
potrafi skoro taki mądry.
-Ale obywatelu sierżancie ja tak nie walczę,pokazał głową na obnażony tors i podwinięty rękaw.
Co znaczy nie walczę,żołnierz dostaje rozkaz i walczy.
-Ja nie walczę bez kamizelki,maski i rękawic.
-A kto tobie zabrania założyć te instrumenta,pokazał na stół
na którym leżało kompletne wyposażenie szermiercze.
-A obywatel sierżant nie założy nawet maski pytał wsuwając
rękę w rękawicę.
-Wy się szeregowy nie martwcie o mnie,dam sobie rady bez tych
trantów które tylko ograniczają ruchy.No stawajcie,zaczął wywijać
bronią.Był rozgrzany,rozochocony poprzednimi potyczkami w których bezkarnie okładał szablą ludzi którzy pierwszy raz z życiu
widzieli szablę czy szpadę.
-Walczymy do pięciu trafień,po każdym starciu jest analiza.Trafiony
podnosi do góry rękę.Staszek próbował uporządkować walkę.
Sierżant nie zwracał uwagi na jego gadanie niecierpliwie kręcąc
kółka wolną ręką.Czuł,że wredny brygadzista wpakował go w niezłą
kabałę.Przecież każde trafienie będzie dla sierżanta bardzo bolesne,
w końcu klinga to nic innego jak stalowy pręt.Jeszcze usiłował skłonić upartego sierżanta by założył chociaż maskę ale ten jego
ruch ręką potraktował jako początek starcia.Sierżant natarł na
niego z całą furią.Pierwsze trafienie otrzymał w ramię,było silne
zadane z całym rozmachem.Zabolało ale gruby materiał kamizelki
z amortyzował uderzenie.Śierżant nie przerywał natarcia,szabla
obskakiwała go ze wszystkich stron.To nie jest walka szermiercza
lecz zwykła bijatyka przeszło mu przez myśl.
Pierwsze cięcie poszło na lewą rękę która trzymana nad głową aż
prosiła się o trafienie.Cięcie nie było silne a jednak sierżant syknął
z bólu,zrobił krok do tyłu jak by nie dowierzając w to co się stało.
-Te dołóż mu,jakiś głos z tyłu zachęcał go do walki.Sierżant chyba
przyjął ten okrzyk jako zachętę do siebie bo nagle przysiadł głęboko
by w następnej chwili wyskoczyć w powietrze jak nietoperz z filmów rysunkowych.Mógł go trafić w dowolny punkt ciała łącznie
z głową ale zdawał sobie sprawę,że facet pozbawiony jest jakiejkolwiek osłony i każde cięcie to kontuzja.Odskoczył do tyłu,szabla sierżanta przecięła powietrze ale zamach był tak duży,że
pociągnęła walczącego który ratując się przed upadkiem okręcił się
na pięcie i runął wprost w objęcia Staszka.
Hałas śmiech przywabiły prawie cały batalion.Zacieśniał się krąg
kibiców zmniejszało się pole walki.Widział zaciekłą minę sierżanta
który nie traktował walki jako zabawy lecz sprawę honoru.Wyczuł
nastrój sali która również nie odbierała tego co się dzieje jako zabawy lecz walki w której powinna się polać krew.Zrozumiał,że wpakował się w niezłą kabałę.
-Szanse są nierówne niech obywatel sierżant założy maskę i kamizelkę,próbował przemówić u do rozsądku.
-Tchórz cię obleciał wycharczał czerwony jak burak sierżant.
W odpowiedzi trafił go w wystający poza gardę łokieć.Cięcie było
silne,staw łokciowy to bolesne miejsce.Odpowiedzią sierżanta był nieskoordynowany szaleńczy atak.Przysiadał nisko by nagle wyskoczyć w powietrze a następnie wykonać kilka chołupców i zasypać go gradem cięć.Cofał się,parował większość ataków ale
w końcu jeden raz dostał silne cięcie w maskę.Nie bolało ale plaśnięcie wskazywało,że gdyby nie maska stracił by chyba głowę.Chyba w końcu śię zmęczy pomyślał widząc zlaną potem
twarz przeciwnika.Było to pozorne zmęczenie,po chwili spokoju
w którym sierżant okrążał go trzymając szablę gotową do cięcia nagle spadł na niego niczym jastrząb na zająca.W dalszym ciągu nie przyjmował otwartej walki,parował cięcia cofał się aż poczuł za
plecami śianę.Coś musi zrobić,sierżant swoją masą przygniatał go
nie zostawiając pola do manewru.Desperacko zrobił jakiś piruet
wywinął się pod ramieniem sierżanta i wyskoczył z pułapki ale
wiedział,że w każdej chwili może otrzymać cięcie z tyłu więc
błyskawicznie odwrócił się i ciął przed siebie by sparować cięcie.
i...trawił sierżanta w głowę.Cięcie było bardzo silne rozcięło skórę
na czole przeszło obok oka rozcięło lewy policzek i górną wargę.
Sierżant wypuścił szablę z ręki i instynktownie złapał się za twarz
próbując zatamować lejącą się krew.W pierwszej chwili świetlica
zamarła by w następnej eksplodować okrzykami.oklaskami i niewybrednymi uwagami.Staszek natychmiast zapomniał o emocjach wiedział,że będą kłopoty.
-Bandaże szybko krzyknął widząc lejącą się krew.Po łapiducha
szybko,ponaglał najbliżej stojących.
-Ośmieszyliście podoficera ludowego wojska,mówił poprzez palce
którymi w dalszym ciągu usiłował zatamować krwawienie.
Wiadomość lotem błyskawicy obiegła cały batalion.
-Rozejść się,zrobić przejście dla sanitariusza,krzyczał ktoś podnieconym głosem.
-No puszczajcie,gdzie leży zabity,sanitariusz przepychał się przez tłum.
-Te łapiduch jak ja ci dam zabity to ty będziesz żałował żeś się
urodził.Tutaj do mnie zakładać bandaże krzyczał sierżant.
-Kiedy obywatelu sierżancie wzywali do zabitego próbował się
tłumaczyć sanitariusz.
-Rób swoje a nie miel ozorem,sierżant z szeroko rozstawionymi nogami siedział na krześle i czekał na pierwszą pomoc.Staszek
stał z boku trochę zszokowany tym co się stało.
-Zamach na funkcjonariusza,doszedł go głos Romana Króla.
Do świetlicy wszedł oficer dyżurny.
-Wszyscy opuścić świetlicę,padł rozkaz.Wychodzili powoli ciągle
komentując niecodzienne wydarzenie.
Nie zdążył powiedzieć słowo gdy na świetlicę przybył sam dowódca w towarzystwie oficera informacji.
-Kto zmajstrował tę masakrę,zwrócił się do oficera dyżurnego.
-On,pokazał na Staszka.
-Wy,znaczy się uczył się walczyć szablą.
-Tak jest obywatelu majorze.
-No tak ja widzę,że wy urządzacie sobie zabawę będąc szkolonym zawodnikiem,oficer informacji mówił z ciszonym głosem w którym
wyczuwało się ironię
-A wy co nie potraficie założyć opatrunku.Major zwrócił się do
sanitariusza pokazując oczami,że bandaże czerwone są od krwi.
-Potrzebny jest lekarz obywatelu majorze,sanitariusz mówił drżącym z przejęcia głosem.
-Na co czekasz major ryknął na sanitariusza.Wezwać karetkę
i zawieść do szpitala niech opatrzą.
-Widzę towarzyszu majorze,że szeregowy,informacyjny pokazał na
Staszka,nauczył się zwalczać kadrę Ludowego Wojska Polskiego.
-Obywatelu majorze,Staszek stanął w pozycji zasadniczej na wprost
dowódcy,ja nie chciałem walczyć,próbowałem skłonić obywatela
sierżanta by walka odbywała się według reguł a nie na żywioł.
-Wysoki rangą podoficer zalany krwią a wy nie chcieliście walczyć.
Wiecie,że to jest sprawa polityczna.Wyszkolony zawodnik zastawia
pułapkę na sierżanta,wykorzystuje swoje umiejętności i ciężko go
rani..
-Wezwijcie wartownika oficer informacji zwrócił się do oficera
dyżurnego,odprowadzić do aresztu.Gdy wychodził zobaczył szyderczy wzrok Romana Króla-brygadzisty.




Rozdział Dwudziesty

Koniec służby zbliżał się milowymi krokami a on siedzi w
areszcie śledczym i nie bardzo wie kiedy skończy się koszmar
wielogodzinnych przesłuchań.Zdecydowanie odmówił przyznania
się do tego,że świadomie,wykorzystując posiadane umiejętności
szermiercze sprowokował do walki na szable starszego podoficera
Ludowego Wojska Polskiego by pod pozorem zabawy przeprowadzić zamach na jego życie.W toku przeciągającego się
śledztwa zrozumiał,że wypadek w czasie walki szermierczej stał się pretekstem do oskarżenia go o cały szereg przestępstw pospolitych.
Wróg ludu,uczestnik szajki szpiegowskiej z udziałem niemieckich
maszynistów elektrowozów,bijatyka i chuligaństwo w poprzedniej
kopalni to tylko niektóre z formułowanych zarzutów. Śledczym był
chudy z zapadniętymi policzkami kapitan przypominający raczej suchotnika a nie oficera.Mówił słabo po polsku a w chwilach
zdenerwowania krzyczał wyłącznie w języku rosyjskim.
-Imię i nazwisko,data urodzenia,miejsce urodzenia imiona rodziców
dziadków wujków tych żyjących i zmarłych.Kto gdzie mieszka
w jakiej służył armii,czy po wojnie wrócił do kraju a jak wrócił to z kim się koątaktował.Ilu ma krewnych na zachodzie.Odpowiadanie
po raz tysięczny na te same pytania powodowało,że miał w głowie
totalny mętlik.Czasami się buntował twierdził,że odpowiadał już
na te pytanie i niech obywatel kapitan przeczyta sobie jego zapro-
tokółowane odpowiedzi.Kończyło sie to biciem,nie jakimś specjalnie wymyślnym biciem,skądże znowu.Kapitan uwielbiał
bić po twarzy ale było to bicie prawie rytualne,on siedział na taborecie w pozycji na baczność a kapitan kościstymi suchymi
rękami bił raz w prawy raz w lewy policzek.Po serii uderzeń następowała pauza na to by mógł spojrzeć bitemu w oczy kiedy
stwierdził,że oczy zachodzą mgłą następowało uderzenie pięścią
w mos-na otrzeźwienie.Kiedy po ciosie spadał z krzesła otrzymywał kopnięcie w krocze.Takie sobie niewinne bicie bez specjalnych narzędzi tortur.
-No tak my wiemy o Was wszystko mówił z rosyjskim zaśpiewem
im wcześniej się przyznacie tym lepiej dla was.No kto przychodził
na obchody zakazanych burżuazyjnych świąt 11 listopada,3 maja
jakie śpiewaliście piosenki.Kto stał na czele organizacji.
-Nie było żadnej organizacji,żadnych obchodów.
-Kto przychodził,nazwiska.Jakie piosenki?
-Nie pamiętam.
-No tak,,znaczy się nie chcesz współpracować,ano zobaczymy.
Żołnierzowi nie podoba się służba w ludowym wojsku...
-żołnierz ma służyć ojczyźnie karabinem a nie łopatą odpalił bez zastanowienia.Spodziewał się reakcji,uderzenia czegokolwiek ale
tym razem śledczy udał,że nie słyszy.
-A o czym mówiliście z kolegami w czasie przerwy na papierosa
w ośrodku w Boguszowie?my wszystko wiemy.Nagle zupełnie
niespodziewanie rzucił pytanie.
-Skąd znasz niemieckiego maszynistę Gintera,kto cię z nim skontaktował?
-Nie znam.Błyskawiczne uderzenie prawy lewy policzek,czuł
szum w głowie.
-Jak ty będziesz ze mną grał w chuja to ja tak pogram z tobą,że
twoimi jajami będę karmił swoją sobakę.Gintera nie znasz a buty
skąd masz?Ot jest dowód rzeczowy,zabezpieczony,mamy zeznanie
niemca a ty nie znasz,ot sobacza twoja mać.Kolejne uderzenie w
twarz,Poprzez stół złapał go za koszulę i przyciągnął do siebie.
-Kto cię kontaktował z niemcem wojskowy czy cywil?Nie będziesz
gadał to tak ci do pierdolę,że będziesz żałował,że cię mać rodziła.Za
sam gwałt na młodej pani inżynier i to w czasie pracy za fasujesz
pięć lat,a bójka w czasie pracy ze sztygarem
-Nikogo nigdy w życiu nie gwałciłem.Czuł,że twarz puchnie mu od uderzeń a z dolnej wargi sączy się strużka krwi której słodki smak
wypełniał my usta.
-Skurwesynie,nie gwałciłeś,ja tobie całą brygadę przedstawię która
widziała co wyprawiałeś na zwałach z panią inżynier.
-Kto cię skontaktował z niemcem?
-Nikt.Postanowił,że nie powie nawet gdyby go mieli zabić.Po prostu
zaparł się.Leżał na brudnej podłodze czuł,że coś rozsadza mu czaszkę od środka,dziwne ciepło i szum w uszach i wrażenie,że
głowa robi się coraz wieksza.
-A próba zabójstwa plutonowego w Mieroszowie pod Wałbrzychem,
kątem oka widział but kapitana tuż przy swojej twarzy,a spiskowanie z niemcami na oddziale czwartym też nie pamiętasz?
Ty jesteś dobry chłopak tylko wychowanie otrzymałeś niewłaściwe
od Piłsudski się śni twojemu ojcowi taka jego mać a matka stara
germańska bladź ot co.
-Ty gnido odczep się od rodziców zareagował gwałtownie tracąc
panowanie nad nerwami.
Gwałtowne kopnięcie w twarz było jedyną reakcją.Powoli podnosił
się z podłogi próbując ręką tamować krew która lała się po brodzie
i w siąkała w koszulę.
-Kto ci podał nazwisko Giintera,głos dochodził dziwnie z oddali.Ty
podasz nazwisko tak ja zapomnę o reszcie.Zgwałcił jedną kurwę
job jej mać”,plutonowego nastraszył na zdrowie jemu wyjdzie i
o butach zapomnę ale ty mnie powiedz”kto tebia skazał niemca”.
Siedział z opuszczoną głową nie reagując na pytania oficera.
-No tak ty durak,ot durak,podchodził do niego z za stołu.Złapał go
za ręce którymi próbował tamować krew i zaczął odliczać swoje
mierzone policzki.Bolały pierwsze uderzenia kolejne zlewają się
w jeden ciąg i tylko narastający szum w głowie powoduje,że odruchowo bronisz się przed spadnięciem z krzesła.Pamięta jeszcze
dłoń oficera śledczego czerwoną od krwi a potem zrobiło się szaro
i obojętnie.Obudził się w obcym ciemnym pomieszczeniu leżał na
podłodze i było mu potwornie zimno.Poprzez małe okienko usytuowane gdzieś pod sufitem sączyła się cienka stróżka światła.
Świadomość wracała stopniowo,pierwszą reakcją był potworny ból
głowy.Odniósł wrażenie,że w miejscu głowy znajduje się jakieś obce ciało którego jedynym zadaniem jest by bolało.Stwierdził,że leży twarzą do podłogi,że chyba jest sam w tym pomieszzeniu i,że
koniecznie musi się podnieść.Wykonał pierwszy ruch i głuchy jęk
uświadomił mu,że jest to zadanie prawie niewykonalne.Krocze,co
oni mu zrobili.Każdy najmniejszy ruch to potworny ból,nawet głębszy oddech wyzwala gdzieś z jąder paraliżujący ból który ogarnia cały kręgosłup.Powoli wracały myśli,odtwarza co wydarzyło się na przesłuchaniu.Kapitan bił zawsze ale było to
bicie które miało załamać psychicznie a nie unicestwić fizycznie.
To co zrobił tym razem dowodzi,że stracił cierpliwość.
-Te żyjesz,gdzieś z kąta sali dobiegł go głos.Zdrowo ci dopierdolili
słyszał szelest kroków ktoś szedł w jego kierunku.Próbował coś
powiedzieć ale z zasuszonego gardła wydobył się dziwny świst
który jemu samemu wydał się obcy.Czuł,że ktoś podkłada mu
rękę pod piersi i próbuje jak nie podnieść to posadzić.Wolał
żeby go nie ruszano,tak jak leży jest najlepiej ale nie potrafił wydobyć z siebie słowa.Czyjeś ręce przewróciły go na plecy
następnie zaciągnęły pod ścianę i posadziły.
-Jestem Ernest,usłyszał głos faceta który pomagał mu pozbierać się
z podłogi.
-Który cię tak załatwił,Wilk czy blondynek Jasiu.Obaj takie same
skurwesyny tylko pracują różnymi metodami. Próbował popatrzeć
na mówiącego lecz zaschnięta na powiekach krew nie pozwalała
otworzyć oczów.Podniesienie ręki kosztowało go dużo wysiłku.
Bezskutecznie próbował paznokciem zeskrobać twardą skorupę z rzęs.
-Poczekaj mamy tutaj kibel wody,pomogę ci.Zamoczona w zimnej wodzie szmata przyłożona do twarzy przyniosła ulgę.Łapczywie
spijał każdą kroplę wody która spływała po twarzy.Nareszcie otworzył oczy,nareszcie wydusił z siebie pierwsze słowo.
-Staszek,Staszek Ptakowski z batalionu pracy.
-Ja jestem z WOP-u,usiłują mnie wrobić w udział w przemycie a ty
za co?
-Gówniarstwo,zaczęło się od sportowego fechtunku na szable ze
starszym sierżantem a teraz mam już kilkanaście zarzutów łącznie
z gwałtem,przemytem,pobiciem i jeszcze kilkoma zarzutami.
-Nieźle ci do walili.To pachnie kilkoma latami kibla.Coś przesiedzisz a resztę odpracujesz albo na uranie albo w kamieniołomach.Wszystko można przeżyć,najgorzej jak ci z jaj
zrobią jajecznicę wtedy jesteś załatwiony na całe życie.
Powolutku centymetr po centymetrze podciągał kolana pod brodę,zwinąć się w kłębek wtedy mniej boli.Trajkotanie Ernesta
dochodziło do niego gdzieś z oddali,opowiadał chyba swoją historię
która jakoś nie mogła go za interesować.Zauważył,że cela była mała
i że brakowało prycz.Ocynkowane wiadro,aluminiowa miska i obity
emaliowany kubek to całe wyposażenie.W koncie na taborecie siedział terkoczący jak karabin maszynowy współlokator celi.Był
to mały pucułowaty chłopak o rozbieganych oczkach który nie zwracając uwagi czy jest słuchany recytował swój tekst.Jak na więźnia nosił na sobie prawie nowy mundur i wypastowane lśniące buty.
-Kapuś,pierwsza myśl,ma wyciągnąć od niego to co nie udało się
śledczemu biciem.Żadnych nazwisk,HeinelWilli,skąd to skojarzenie a za nimi wywołana z automatu Krystyna.Tuż przed aresztowaniem
oczekiwał na list od niej.Tylko śledczy mówił o gwałcie,są jacyś
świadkowie.Nieproszone myśli snuły się po obolałej głowie.Czyżby
Krystyna i gwałt,ją nakłonić do takiego oskarżenia...nie nie to jest
niemożliwe.
-Co ty tam pokrzykujesz,Ernest próbował zrozumieć coś ze słów
które odruchowo wyrzucał z siebie.Zatopiony w pajęczynie mysli
nie reagował na słowa towarzysza z celi.Jak łatwo wplątać Krysię
w całą aferę.Jak przyszedł list to mają namiary na Krystynę,a może
pisarz odesłał list z adnotacją „adresat nieznany” ale co wtedy pomyśli Ona,że zerwał znajomość?Tak nie pomyśli.Po Jeleniej
Górze tak nie pomyśli!Wyobraźnia podsunęła mu obraz w którym
Krystyna znalazła się w rękach takiego ponurego typa jak”Wilk”
oficer śledczy który jego przesłuchuje.Zimny pot zrosił mu czoło,
nagle przestał odczuwać ból.Krysia w rękach tego zboczeńca.
Zapadł w dziwny stan ni to jawy ni snu.Mały pokoik-typowy
turystyczny,czyste bielone ściane ,dwa tapczany,stolik na stoliku
gliniany wazonik z żółtym polnym kwiatem,tak na pewno żółtym
kremowe firany i brązowo-złote zasłony.Byli tylko oni i to im wystarczało za wszystko.Bywało,że ubrani wybierali się do baru
gdy nagle uznali,że to jest przecież strata czasu,więc z rzucali
z siebie odzienie i wpadali na siebie jak dwaj zapaśnicy rządni walki.Pierwszy raz w życiu był z kobietą tak jak nigdy przed tym.
Razem w dzień i w nocy i znowu dzień...
-Te żyjesz,Ernest klęczał nad nim zdziwiony,że nie reaguje na jego
słowa.Był zły,że wyrwał go ze stanu który pozwalał zapomnieć
o rzeczywistości.Znowu czuł obolałe ciało,spuchnięty nos,usta
spieczone do bólu i szum w głowie.
-Daj spokój przecież widzisz,że żyję.
-Ale ty nic nie gadasz,nie opowiesz mi o sobie.
-Daj spokój,wyszeptał.
Nie chcesz nie gadaj ale musisz się ruszać.Jak pozwolisz byś stwardniał to dopiero będzie bolało.Delikatnie masuj obolałe
miejsca,jajca też bo jak ci zapuchną to dopiero będziesz miał
problem.Klęczał obok niego oparty rękami o ścianę,robił wrażenie,
że rzeczywiście zależy mu na nim.Przez chwilę patrzeli sobie w oczy i w pewnym momencie Ernest jak by się speszył,spuścił wzrok
wstał i wrócił do swojego kąta.Wyczuł,że został rozszyfrowany?
Od pewnego czasu śledztwo stało się jeszcze bardziej brutalne.Wilk,tak nazywał teraz kapitana tracił cierpliwość.Czas
płynął a sprawa stała w martwym punkcie.Staszek zaprzeczał teraz
wszystkim zarzutom nawet tym do których już się przyznał.Zaczęły
się przesłuchania nocne,bicie cienką trzciną po zewnętrznej stronie
dłoni,stanie w pozycji na baczność pod ścianą.Stwierdził,że do bólu
fizycznego można się przyzwyczaić gorzej jest z dręczeniem psychicznym i brakiem snu.
Wiedzieli o nim wszystko,więcej niż on sam.Od Wilka dowiedział się o pewnym kuzynie który w czasie wojny był w
niemieckiej policji a teraz przebywa w Kanadzie.Dotarło również do niego,że koronnym zarzutem będzie użycie broni w magazynie żywnościowym przeciwko plutonowemu Kudłoniowi dalej wykorzystanie nabytych w klubie sportowym umiejętności szermierczych do poważnego zranienia starszego sierżanta no i
koronny zarzut spiskowania z wywiadem niemieckim i czerpanie
z tego korzyści majątkowych czego dowodem jest para niemieckich
butów stanowiąca materiał dowodowy.Na końcu figurował zarzut
wielokrotnego gwałtu na osobie dozoru w czasie godzin pracy co
poświadczają naoczni świadkowie owych przestępczych zdarzeń.
Powtarzane jak mantra zarzuty powodowały,że często wpadał w taki stan,że wierzył w niektóre zarzuty.Tak Heinel i Eilli to byli szpiedzy
Adenaura,buty nabył od maszynisty niemieckiego za ...no właśnie
za co?Cała jego wiedza o obronności ludowej ojczyzny kończyła
się na kilofie,łopacie i łomie które były jego bronią.W jego mózgu
funkcjonowała jednak pewna blokada która powodowała,że kiedy
zarzuty sięgały szczytów absurdu włączała jakąś zapadnię.Wtedy
wszystko choć na chwilę wracało do rzeczywistości.Tym nie mniej
powolutku lecz stale narastało w nim poczucie winy.I nagle stała
się rzecz dla niego niezrozumiała,Wilka który doprowadził go do
takiego stanu,że prawie gotowy był podpisać protokół byle tylko
uwolnić się od śledztwa zastąpił inny oficer.Młody blondyn o
dziewczęcej urodzie i delikatnym sposobie bycia zupełnie nie
przypominał Wilka.Początkowo zamiast pytań wdawał się z nim
w dyskusje o sztuce,znał się na operze-wymieniał sławnych śpiewaków tamtego okresu Mario Del Monaco,Renata Tebaldi,
Von Karajan,Hiolski,Paprocki,Stokowacka.Tak był melomanem.
Na biurku zawsze leżała papierośnica pełna Belwederów,mógł
palić bez ograniczeń.Wszystko to było tak inne od tego co repre-
zentował Wilk,że zaczął lubieć tego delikatnego blondyna który
poprostu wykonuje swoją pracę ale krzywdy mu nie robi.Kazał
mówić do siebie Jasiu.Pewnego dnia po zdawałoby się niewiążącej
rozmowie Jasiu zabrał go do łaźni na gorącą kąpiel.Z łaźni poszli
do lekarza dwumetrowego drągala który badał go bardzo dokładnie
sprawdzał ciało centymetr po centymetrze,uzębienie nawet stan
palców.Po wizycie u lekarza otrzymał czystą bieliznę,wyprany i wyprasowany mundur i został przeniesiony do czteroosobowej celi
w której warunki były całkiem znośne.Wszystko to zawdzięcza
Jasiowi,okazuje się,że i wśród komunistów zdarzają się całkiem
porządni faceci.Teraz przesłuchania były rzadsze przeprowadzane
zawsze w dzień.Polegały na luźnych rozmowach na te same tematy
co poprzednio tylko bez prymitywnego przymusu fizycznego.
Leżał na łóżku i liczył czas który przebywa w śledztwie.
Jeżeli jego obliczenia są ścisłe to dzisiaj jest wigilia Bożego Narodzenia to znaczy,że jego rocznik od kilku miesięcy przebywa
w cywilu.Heniek Borto jeżeli przeżył pewno jest już po ślubie ze
swoją Hanią,”cłowieku co ty wis”oryginał ale mądry i porządny
w każdym calu.
Trzask odsuwanej zasuwy w drzwiach poderwał wszystkich,stali
obok swoich łóżek gotowi do przeglądu.
-Ptakowski do porucznika,klawisz czekał w otwartych drzwiach.
Szli długim korytarzem w którym nigdy nie świeci słońce,Rząd
szaro pomalowanych drzwi z judaszami i zasuwami otwieranymi
z zewnątrz to cała architektura tego miejsca.Tym razem porucznik
robił wrażenie,że pilnie czeka na spotkanie.Stał przed biurkiem
z paczką”Belwederów”w ręku i jak Staszek przekroczył próg
biura natychmiast podszedł i w przyjacielskim geście poczęstował go papierosem.
-Zapalcie Stanisławie i siadajcie,to był nadmiar grzeczności nawet
jak na Jaśka.No już was nie będę męczył,zresztą dzisiaj jest wigilia
dzień pojednania ludzi.Myślę,że i ty chciałbyś odsapnąć,skąd nagle
to kurtuazyjne ty.Zapalił podanego papierosa,usiadł na wskazanym miejscu i czekał na ciąg dalszy.
-No to dzisiaj pozostała tylko formalność,podpiszesz protokół z
naszych rozmów.Myślę,że nasze rozmowy nie były dla ciebie zbyt
przykre,mówiąc to położył przed nim stos stron maszynopisu które
nosiły szumną nazwę”Protokół przesłuchania”.Podpisz o tutaj wskazał palcem.Zostawiam cię na chwilę,nie musisz się śpieszyć.
Wyszedł na stole leżała paczka „Belwederów”oraz pudełko
zapałek.Pozostał sam w pokoju w którym spędził tyle tygodni.Tyle
upokorzeń,bólu wszystko po to by podpisać ten protokół.Wziął go
do ręki i stwierdził,że jest całkiem opasłe tomisko.To jest akt oskarżenia jego akt oskaeżenia,aż tyle kart,zdziwił się.W końcu
zabrał się do czytania.W miarę jak wgłębiał w lekturę protokułów
dowiadywał się jakim jest zbrodniarzem i zboczeńcem.Długi opis
przestępstw przeciwko władzy ludowej,skłonności homoseksualne
które ujawniły się w czasie rekruta,kontakty z niemieckimi agentami w kopalni,kontrabanda uprawiana w kopalni odkrywkowej
na granicy z Niemiecką Republika Demokratyczną,gwałt wielokrotny na osobie dozoru,użycie broni palnej przeciwko osobie
plutonowego Kudłonia,pobicie starszego sierżanta przy pomocy
białej broni co spowodowało trwały uszczerbek na zdrowiu i oszpecenie poszkodowanego na twarzy.Czytał i czytał szczegółowe
opisy zbrodni które znał już na pamięć.Właściwie to nawet się nie
buntował przeciwko treści protokółu.Przyzna się i skończy się gehenna przesłuchań.Prawdopodobnie wypadnie mu pracować
na kopalni o rok dłużej nie jako żołnierz lecz jako więzień.Jaka
różnica.Doczytał protokół do końca,wziął do ręki przygotowane dla niego pióro by złożyć podpis,gdy uwagę jego zwróciła kartka
wsunięta za ostatnią stronę protokółu.Była luźno wsunięta więc ją
wyjął i czytał.Było to przygotowane dla maszynistki i przez pomyłkę dołączone do protokółu pisemko dla sądu z kwalifikacją
czynów i żądanymi karami wraz z karą łączną.Już po przeczytaniu
pierwszych zdań włosy zjeżyły mu sie na głowie.Suche wyliczenie
zbrodni z wnioskowanymi karami i karą łączną 15 lat pozbawienia
wolności w tym połowę kary do odpracowania w kopalni uranu lub
kamieniołomu resztę w zakładzie zmkniętym.To jest koniec!
Wiedział,że pracy na uranie nikt nie ma prawa przeżyć.Wszystko
nagle wzięło w łeb cała strategia polegająca na przyznaniu się do
winy by tylko zakończyć śledztwo w zamian za rok pracy w kopalni
już nie jako żołnierz lecz więzień zgodnie z obietnicą Jasia.
-No co podpisane,do pokoju wszedł porucznik..Myślę,że zaraz
po nowym roku odbędzie się rozprawa,popracujesz na wolnym
powietrzu w międzyczasie przyplącze się jakaś amnestia...
-Piętnaście lat przerwał mu.Praca na uranie-to jest wyrok śmierci.
Wyrwał mu z rąk protokół,spojrzał na ostatnią strone,
-nie podpisałeś?Ta kartka to nie twoja sprawa,przyplątała się...
Staszek siedział bez słowa cały świat wirował mu przed oczami.
Po tylu miesiącach dopiero teraz uzmysłowił sobie co jemu naprawdę grozi.Przecież to jest kara śmierci rozłożona w czasie.
-Byłem gotowy przyznać się do pewnych rzeczy nie dla tego,że je
popełniłem lecz dla tego,że wam uwierzyłem.Przyznanie rok pracy
w kopalni dodatkowej w kopalni wprawdzie jako więzień ale to
byłem gotowy znieść.Sympatia do was też miała na to wpływ.
-Ty mi kurwa nie wyskakuj z sentymentami.Kulturalny Jasio ni z tego i owego zamienił się w brutalnego Wilka.Uważałem cie za rozsądnego faceta a ty jesteś miękki kutas.Pamiętaj nie tacy jak ty
podpisywali protokóły,nawet ci których znasz z historii.Pamiętaj wrócisz do tego który ci z jaj zrobi omlety.Zbierał kartki protokółu
układając je podług numeracji by nagle rzucić wszystko na biurko.
Chwilę postał w pozie Marka Antoniusza następnie obszedł biurko
usiadł na swoim miejscu i tonem przekupki zaproponował.
-Dobrze cofniemy oskarżenia pozostawimy tylko drobne pierdoły
żeby wam zaliczyć śledztwo a wy w zamian podpiszcie ten dokument.Podał mu kartkę formatu A4 zadrukowaną do połowy
z wykropkowanym u dołu miejscem na podpis.Wziął do rynki i
czytał.”Deklaracja współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa”,odłożył
na bok papier.'Cłowieku jak eś je honorny nie podpises a jak podpises toś niehonorny”.Heniek Borto musiał prawie teraz stanąć
pomiędzy nim a tym świstkiem papieru który był przepustką do wolności.
-To jest wszystko co mogę dla ciebie zrobić.Porucznik zapalał kolejnego Belwedera.Wierz mi chłopcze nie tacy byli a podpisywali
bo wiedzieli,że mają tylko jedno życie.Nikt nie będzie wiedział,że
żył sobie jakiś Stanisław który niesiony wzniosłem zapałem odmówił podpisania deklaracji i przez to kiblował kilka lat na uranie lub w kamieniołomie a w końcu wykitował bo zeżarła go
gruźlica.”Cłowieku jak eś je honorny nie podpises”,był wściekły na tego cholernego Heńka który właśnie teraz postanowił mu bełtać te
swoje zapiepszone mądrości.Ja będę honorny a w tym czasie jakiś
zapiepszony UB-ek w roli nauczyciela od obronności będzie grzmocił młode dziewczęta w szkole i robił z nich kurwy..Ja będę honorny a w tym czasie pan plutonowy Kudłoń osaczy w końcu
Krystynę.Pierwszy raz jak siedział w śledztwie wstał bez pozwolenia i nerwowo przechadzał się po biurze.Porucznik Jasio
siedział spokojnie i trzymał w wyciągniętej dłoni pióro by złożył
swój podpis na deklaracji.Staszek stanął w końcu przy biurku wziął
pióro i nachylił się nad tekstem „cłowieku jak podpises toś szmata
toś jest niehonorny”.Wyprostował się,odłożył pióro i kiwnął głową,że nie,że nie podpisze.
Klawisz w milczeniu odprowadzał go do celi.








Rozdział dwudziesty pierwszy

Od wydarzeń opisanych w poprzednich rozdziałach upłynęło sporo czasu.Na świecie zaszły wielkie zmiany.Po śmierci
ojca narodów” Józefa Stalina jego niedawni towarzysze obarczyli go odpowiedzialnością za ogrom zbrodni nazywając okres jego
autorytarnych rządów „Kultem Jednostki”.Tylko w więziennym
życiu Staszka niewiele się zmieniło.Czas dzielony na apele,spacery
i bezsenne nocy przestał się dłużyć,on po prostu trwał jak coś w
czym więzień tkwi na kształt ważki zastygłej w bursztynie.Wyrok
brzmiał 12 lat bezwzględnego pozbawienia wolności bez możliwości pracy choć pracować pracował ale na terenie zakładu
karnego-szył onuce,rękawice robocze i ścierki do mycia podłóg.
Z rozrzewieniem wspomina czas pracy na niebezpiecznym oddziele
dołowym jednej z wałbrzyskich kopalń.To co wtedy wydawało się
makabrą która omal nie pchnęła go do samobójstwa teraz jawiła się
jak sen;pracował,żył,kochał dostawał jakieś grosze na papierosy
czy piwo.Krystyna-kropelka osłody na lata samotności.Każde słowo
każdy gest,uśmiech,dotyk odtwarzane tysiące razy były tym co pozwoliło nu przetrwać w jako takiej formie psyhicznej.Wizje stworzone przez wyobraźnię zacierały prawdziwe obrazy ale właśnie takie były potrzebne,wyidealizowane lepiej zapełniały
lukę w potrzebie miłości i czułości.Okrutną karą był zakaz korespondencji.Jedyny kontakt z żywym słowem prócz rozkazów i
poleceń klawiszy były wykłady ideologiczno-polityczne.
Pierwsze wydarzenie które poruszyło wszystkich była zapowiedź
amnesti.Nazwiska Chruszczow,Gomułka rozbudzały nadzieje na
poprawę losu.Byli tacy co wróżyli upadek komunizmu.Jak grom
z jasnego nieba spadła na wszystkich wiadomość o wydarzeniach
poznańskich.Wszyscy żyli nadzieją.W końcu coś drgnęło.Pierwszy
skorzystał z amnestii kolega który spał nad nim,z celi obok wyszedł
facet który grypsował.Każdy dzień czy godzina oczekiwania stawały się wiecznością.Każde dotknięcie drzwi przez klawisza
powodowało drżenie rąk i pocenie.Wszyscy wiedzieli,że w wyniku
wydarzeń poznańskich nastąpiły zmiany w partii,odszedł Bolesław
Bierut znienawidzony sługus Stalina.Po burzliwych wiecach powołanoWładysławaGomułkę.Zapowiedział szumnie rehabilitację więźniów politycznych,demokratyzację ustroju.Tylko w życiu więźniów nie wiele się zmieniło,w dalszym ciągu szkolenia ideologiczne gloryfikowały socjalizm.Powoli kolejne grupy więźniów opuszczały zakład karny korzystając z amnestii.W końcu
nie wytrzymał i napisał podanie do naczelnika więzienia z zapytaniem czy jego również objęła amnestia.Długo czekał na
odpowiedź a kiedy zrezygnowany uznał,że widać amnestia jest nie dla niego nagle do celi wszedł klawisz i kazał mu się zameldować
u naczelnika więzienia.Serce podskoczyło mu do gardła dłonie zrobiły się wilgotne od potu.Amnestia.Radość bardzo szybko
zamieniła się w czarną rozpacz.Naczelnik poinformował go,że
odpowiedź na jego zapytanie jest negatywna.Amnestia nie obejmuje
przestępstw pospolitych takich jak gwałt czy próba zastrzelenia
podoficera wojska polskiego.Na koniec pan naczelnik oznajmił
lakonicznie,że jego sprawę w części zarzucanych mu przestępstw o charakterze politycznym zostanie przekazana do sądu a poza tym
wystąpił o przyznanie mu prawa do korespondencji.A jednak
amnestia choć zakończyła się dla niego fiaskiem miała swoje
pozytywne strony.Obudziła w nim nadzieję-nadzieję na rehabilitację.Iskra nadzieji obudziła w nim chęć do walki.Zaczął
słać pisma i petycje do wszystkich możliwych instytucji.Punkt po
punkcie zbijał zarzuty,przyznał się do jednego do kupienia od
maszynisty niemieckiego pary butów.Odpowiedzią była grobowa
cisza.Żadna instytucja nie raczyła mu odpowiedzieć.
Pewnego dnia niespodziewanie został po informowany,że ma widzenie.Pierwsza myśl rodzice,druga Krystyna.Prawie biegł na spotkanie tak był podekscytowany.Gdy wszedł na salę widzeń zdębiał,żadnej z twarzy którą oczekiwał.Za stołem siedział starszy
facet z ogromną łysiną i wyblakłymi oczami.Czarna aktówka
dodawała mu powagi wskazywała,że dysponuje aktami więc jest
kimś ważnym.
-Mecenas Xawery Butrym przedstawił się podając mu rękę.Nie wiedział martwić się,że to nikt z osób oczekiwanych czy może
cieszyć,że to ktoś kto przynosi nadzieję.
-Pana ojciec zlecił mi zająć cie się pana sprawą,mówił głosem oschłem beznamiętnym.Rzeczowo po informował go,że zamierza
doprowadzić do procesu rehabilitacyjnego w części zarzutów o
charakterze politycznym natomiast czas odbywania kary zaliczyć
w poczet przestępstw o charakterze pospolitym.Przekazał mu pozdrowienia od rodziców oraz informację,że uzyska zgodę na
jedno widzenie w miesiącu.Jeszcze kilka zdawkowych zdań i pan
mecenas pożegnał sie obiecując kolejne spotkanie.
Kolejne tygodnie nadziei i oczekiwania a skutek taki,że został przeniesiony do innego zakładu karnego.Trafił do czteroosobowej
celi.Dołączył do trzech panów w wieku swojego ojca.Byli to byli
AK-owcy z wieloletnimi wyrokami.Zaskoczenem był przydział do
grupy więźniów pracujących,siedział z politycznymi którzy nie
pracowali,więc?
-Odkiblowałeś to co polityczne a teraz jesteś zwykły kryminalista
i dla tego pracujesz,tłumaczył mu starszy z celi.
-Przecież nie jestem kryminalistą,obruszył się.
-Nie jest ważne co ty uważasz,przerwał mu,ważne jest to co jest napisane w aktach.W ten sposób amnestia cie ominęła bo karę
za przestępstwa przeciwko władzy ludowej odkiblowałeś a kryminalne rozboje,gwałty i próby za szlachtowania podoficera
nie podpadają pod amnestię.
Więc jeszcze cztery lata.Przecież on już ma dużo siwych
włosów.Zęby jego chluba to totalna ruina.Za kolejne cztery lata
będzie dziadem.Czy w takim stanie może stanąć przed Krystyną?
Pewno dawno wyszła za mąż,ileż można czekać na faceta który
nie dał jej adresu.Pytanie czy zrobił dobrze,że nie dał jej możliwości na korespondencję,nie chciał ją wplątywać w całą
sprawę.Czy zrobił dobrze?Jak bardzo musiała cierpieć.Pajęczyna
domysłów i przypuszczeń osaczała myśli.
Był szary nudny dzień taki sam jak wczoraj i taki sam jak jutro.
Czekał na krzyk strażnika który wzywał wszystkich którym wolno
było pracować.Bardzo chciał by w ramach nagrody za dobre sprawowanie przeniesiono go z brygady która szyła onuce do brygady która szyła rękawice ochronne.Rękawice to zawsze coś
lepszego bardziej skomplikowanego a nie to nudne obszywanie
kwadratowych szmat.Dryt w jedną stronę,dryt w drugą ,trzecią czwartą i onuca gotowa.Rzygać się chce z nudów.Nagle słyszy,że
ktoś wywołuje jego nazwisko.Teraz do raportu?Za co?Wiadomość
spadła na niego jak grom z jasnego nieba.W pierwszym odruchu
uznał,że to pomyłka,bał się kolejnego rozczarowania.Wychodzi
na wolność.Ale dokąd wracać?Do starych załamanych przejściami
rodziców.Do Krystyny?Wszystko będzie musiał zaczynać od nowa.
Jedyny zawód na którym się zna to fedrować węgiel lub budować
tory kolejowe.W ostatnim czasie dzięki starszemu koledze z celi
nauczył się języka angielskiego ale komu to jest potrzebne?Po prostu wpadł w panikę.Co z tą wolnością zrobi.Nagle kiedy dociera
do niego,że jest wolny on boi się tej wymarzonej wyśnionej chwili.
Właśnie teraz w tej chwili stwierdza,że nosi w sobie poczucie winy
nie bardzo wie za co ale czuje,że usadowiła się gdzieś w okolicy serca i ugniata go niepewnością-kompleksemniedowartościowaniem
Wprawdzie gdzieś w zakamarkach mózgu zapalały się iskierki,że
przecież jest niewinny,że sfingowany proces,że ojciec stary wojak
uczestnik bitwy warszawskiej w końcu będzie dumny z syna.Ale
czy na pewno.Ta jego skłonność do filozofowania.
Wyszedł przed bramę więzienia i nie bardzo wiedział co z sobą
zrobić.Dostał trochę grosza które zarobił pracując w szwalni,na
nogach miał buty które kupił od niemca i to był cały jego majątek.Totalna pustka w głowie to stan który opisuje jego samopoczucie.Rozglądał się niepewnie szukając oparcia w kimkolwiek.Dotychczas zawsze ktoś myślał za niego o nic nie
musiał się troszczyć.Karmili go ubierali,dbali o jego czystość,
zdrowie,wyprowadzali na spacer a teraz...Stał oparty o mur więzienia i zastanawiał się co począć.Dworzec kolejowy pierwsza
sensowna myśl.Pójdzie na dworzec w restauracji kupi sobie kanapkę i piwo,pierwsze piwo od bardzo dawna.Wiedział,że obowiązkiem jego jest pojechać do rodziny ale równocześnie
jakaś przemożna siła pchała go do Wałbrzycha do Krystyny.Tam jest jego miejsce.A jeżeli nie czekała,przecież to szmat czasu może
jest szczęśliwą matką.Fakt,że nie starała się go odnaleźć wskazuje,
że może dała sobie spokój z młodszym od siebie facetem.Ale rezygnowanie bez walki to nie w jego stylu.To myśli o niej pomogły
mu przetrwać,to ona była miłością w jego sennych marzeniach.To
jej palce rozczesywały mu włosy gdy leżał z głową na jej kolanach,
to ona przemawiała do niego w taki sposób,że zapominał o celi
więziennej i przenosił się w myślach do małego hotelowego pokoiku w Jeleniej Górze.
Drażniło go,że gdy tylko pojawił się w restauracji dworcowej
wszyscy odsuwali się od niego jak od zarażonego.W restauracji
kelner długo przyglądał mu się nieufnie a kiedy w końcu przyjął
zamówienie sprawdził czy ma pieniądze.Zjadł porcję flaków po
pił piwem i wychodząc mimo woli spojrzał w lustru.Wszystko stało
się jasne.Ludzie inaczej wyglądali,inaczej się ubierali,czesali mieli
inny wyraz twarzy.Jego wygląd przypominał bezpańskiego skopanego psa.
-Pociąg osobowy do Wrocławia wjeżdża na tor piąty przy peronie...
to dobrze pomyślał.Los sam rozstrzygnął,że pojedzie nie do Katowic a do Wałbrzycha.
Szedł dziwnie speszony wąskimi uliczkami miasta które tak bardzo
zaważyło na jego życiu.Uczucie,że w każdej chwili usłyszy okrzyk
stój!Zwrot w tył!Do celi marsz nie opuszczało go ani na chwilę.
Przemierzył rynek wszedł w dobrze znaną uliczkę i oto stał przed
domem który albo go przyjmie jako swego albo odrzuci jako obcego niechcianego.Jest późne popołudnie więc jeżeli Krystyna
nie pracuje na drugą zmianę powinna być w domu.Wszedł na
pierwsze piętro,jest wizytówka-Dołęccy-a więc rodzice są to ulga.
Czuł jak serce podchodzi mu do gardła.Ta nieznośna suchość w
ustach.Ryzykować czy dać sobie spokój,a jeżeli jest zajęta,może
jest matką...Nieśmiało nacisnął dzwonek.Cisza.Drugi bardziej
odważny dzwonek.Słyszy szmer,więc ktoś jest.Pierwsza myśl uciekać ale opanował strach-czekał.
-Kto tam,poznał głos pani Dołęckiej.
-Staszek,odpowiedział niezbyt pewnie.
-Jaki Staszek,zdziwienie w głosie.
-Staszek Ptakowski,znajomy Krystyny...górnik dodał po czasie.
Słyszał szelest łańcucha u drzwi metaliczny chrzęst zamku i oto
stoi przed starszą panią.Była przygarbiona i jak by bez ciała,drobne
kosteczki,białe jak śnieg włosy tylko oczy pozostały żywe choć w
oprawie gęstej sieci zmarszczek.Były to oczy dobrej mądrej kobiety
które teraz wyrażały ogromne zdziwienie.
-Mój Boże mój Boże,wyszeptała trzymając się obiema rękami za twarz.Mój Boże tak co ja mam powiedzieć.
-Prawdę,nie mam żadnych pretensji do Krystyny,tyle czasu bez
żadnej wieści.Miała prawo ułożyć sobie życie...
-Wejdź mój chłopcze,wpadła mu w słowo.Tak ja zawsze mówiła,
że Stanisław przyjedzie.Prędzej czy później ale przyjedzie.Nagle
zamilkła i rozpłakała się.Niemy szloch wyrażał całą rozpacz która
widać tłumiona nagle znalazła ujście.
Tak co ja mam powiedzieć szeptała poprzez łzy.
-Niech pani nie płacze,całował ją po rękach.Przepraszam,że się ośmieliłem po takim czasie,zaraz sobie pójdę.Nie chcę by Krystyna
miała nieprzyjemności przez zemnie u męża.
-Dziecko ty moje,jaki mąż?Czekała do końca na ciebie.Wiedziała,
że wrócisz.Jaki mąż.Ile to czasu jak nie zyje.Wypadek na kopalni
wózki wypadły z szyn i Krystyna nie zdążyła odskoczyć.Wozy ze skałami zabiły...przysypały ot taki jej koniec zgotowały.
Więc zginęła zaraz po jego aresztowaniu.Jego więzienne sny były
z martwą Krychą.Marzenia,pretensje,że go nie szuka,że nie próbuje
znaleść były niesłuszne.
-Tak radość mojego życia cała nadzieja ale widać Bóg tak chciał,
łzy wnikały w pajęczynę zmarszczek na twarzy pani Dołęckiej.
Nieboszczyk mąż to mówił,że Stanisław nie wróci a ja swoje
wiedziała.Choćby i dziesięć lat trzymali na katordze to Stanisław wróci.Matka swoje widzi.Poszła do pokoju i przyniosła małą paczuszkę przewiązaną różową wstążką.
-To są listy od Krystyny do ciebie,nie zdążyła wysłać bo adresu nie
znała.Weźmie i przeczyta to wspomni naszą córuchnę.Pewnie pięknie pisała bo i radosna była po powrocie z Jeleniej Góry i rozwód dostała...ale stało się jak Bóg chciał,znowu łzy.
Stał z paczuszką w ręku zupełnie oszołomiony tym co usłyszał.
Cały świat jak by się nagle rozstąpił i zapadł.Zupełnie iracjonalnie
zaczął intensywnie zastanawiać się ile czasu upłynęło od ich
pobytu w Jeleniej Górze a śmiertelnym wypadkiem Krystyny.
-Siądzie Stanisław wypije kawę przeczyta listy może za płacze,
nie płakał nad grobem to zapłacze nad listami.Wzięła go pod rękę
prowadziła do pokoju Krystyny.
-Wszystko tak pozostało jak zostawiła gdy poszła do pracy.
Rzeczywiście wszystko w pokoju robiło wrażenie,że ktoś tutaj był,żył i tylko wyszedł na chwilę by poprawić makijaż.Odsunięte krzesło,zasuszone kwiaty w wazonie,z sunięta narzuta z wersalki-ich wersalki.Śiedział sparaliżowany niezdolny do logicznego myslenia.To koniec,koniec wszystkiego,ostatnia nadzieja powrotu
do normalnego życia rozpłynęła się w totalnej beznadziei.Dlaczego
ona?Dlaczego Boże karzesz niewinnych ludzi?Ukarałeś ją bo podług Twoich paragrafów szukała grzesznej miłości?Rozpaczliwie
szukała miłości i znalazła ją w mroczny zimowy ranek pod łaźnią
kopalni.Zziębnięty śmiertelnie przerażony kandydat na spełnienie.
Nienawidzę cię,nienawidzę za to,że pozwalasz by kanalie obłudne
świntuchy żyły i cieszyły się Twoimi względami tylko dla tego,że podług Twojej księgowości mają wszystkie kwity.Nienawidzę cię.
Tobie jest dobrze bo siedzisz sobie w raju masz swoje chóry anielskie,najpiękniejsze baby a my mamy żyć według Twoich nakazów jak zwykłe robale jak glizdy bo jak nie to kara.Przytulisz
spragnioną miłości babę-grzech,dasz w mordę kanali-grzech,po patrzysz na okrągłą dupę-grzech,siedzisz trzymany jak zwierz w klatce i trzepiesz kapucyna-grzech.Kurwa ja już nie mogę,kochałem
Polskę taką jaką malował mi ojciec w mojej wyobraźni i dowiedziałem się,że była to Polska krwiopijców burżujów darmozjadów którzy gnębili własny lud.Kochałem Polskę a ona
nazwała mnie wrogiem ludu i dała mi kopa w dupę.Panie Boże za co Krystyna,za co!
Do pokoju weszła pani Dołęcka,niosła tackę z filiżanką kawy i
cukiernicą.Usiadła na krześle obok położyła swoją zasuszoną dłoń
na jego dłoni i cicho szepnęła:
-napije się kawy,spokojnie przeczyta listy,zostanie na obiad i opowie o sobie.Czuł na sobie jej ciepły życzliwy wzrok.Wiele się
zmieniło na świecie,mówiła ściszonym głosem.Powiadają,że ten Gomułka to zerwał z ruskimi i nowe porządki wprowadza,polskie
porządki.Głos pani Dołęckiej dochodził do niego gdzieś z oddali,
nawet nie potrafił udawać,że słucha.Dziwny stan żalu,buntu,
rezygnacji przemieszany z nienawiścią opanował go do tego
stopnia,że nawet nie zauważył kiedy gospodyni wyszła z pokoju
uznając,że należy go zostawić w spokoju.Bezmyślnie spojrzał na
witrynę która stała jak dawniej pod ścianą i zamarł.W stojaku na zdjęcia wsunięte między dwie szyby stało ich zdjęcie zrobione
w Jeleniej Górze.Nigdy go nie widział,on w mundurze z wężykami
pożyczonymi od fotografa,Krystyna w obcisłym błękitnym sweterku
który tak lubiła bo podkreślał jej kształtne piersi z których była
dumna.Coś w nim pękło,skurczył się w sobie jak by zapadł do
środka.To co przedstawia zdjęcie to niepowtarzalna chwila z ich
życia.Wtedy byli jeszcze ciepli od pieszczot i to Krystyna powiedziała,że ten moment należy uwiecznić bo tacy nie będą już
nigdy.U fotografa szeptała mu na ucho,że kiedyś te zdjęcia będą
pokazywać swoim dzieciom i wnukom.Jego wzrok padł na odlaną
z gipsu postać Matki Boskiej Fatimskiej która wisiała na drzwiami.
-Przepraszam za obraźliwe słowa i przekleństwa ja tak naprawdę
nie chciałem wiem,że Krycha potrzebuje teraz modlitwy a nie
nienawiści.Wszystko mi się pomieszało Boże.Wziął do ręki pierwszy z brzegu list pisany jeszcze przed rozprawą..Na kopercie
Wypisane dużymi literami jego Imię i nazwisko bez dalszego adresu.Żarliwy list pisany przez zakochaną kobietę.Zapewniała,że będzie na niego czekała do zakończenia świata a zresztą nie ma
wyboru bo wie,że jest w ciąży.To pamiątka z Jeleniej Góry.Poszli
na całego i mają teraz corpus delicti swoich szaleństw.Nie żałuje,że
tak się stało a nawet się cieszy bo dziecko ułatwi jej uzyskanie
rozwodu a gdyby on miał inne zdanie to ona potrafi sama wychować
dziecko.Przerwał czytanie mgła zasłaniała mu litery,usta miał pełne
słonej śliny.Gdy zginęła była w ciązy,nosiła w łonie ich dziecko.
-Nie męczyła się,za nim stała pani Dołęcka powiedzieli,że zginęła
na miejscu.Cóż taka mała Krysia i taki duży wagon pełen kamienia.
Ja już wypłakała oczy i mąż zmarł ze zgryzoty ale teraz kiedy widzę Stanisława tak i ja muszę płakać.
A co pisze jeżeli to nie tajemnica?

Koniec










E p i l o g

Książka opisuje wydarzenia autentyczne.Opisuje losy ludzi
którzy wyrokiem władzy ludowej zaliczeni zostali do obywateli
gorszej kategorii.Przełom lat czterdziestych i pięćdziesiątych mało
kto zdawał sobie sprawę ze śmiertelnego niebezpieczeństwa jakie
towarzyszyło pracy w kopalniach uranu.Skazani na pracę w ramach
służby wojskowej umierali nie doczekawszy końca służby.Gaśli
jak świece na wietrze.
Tysiące ludzi ze złamanymi życiorysami których jedyną winą
było to,że zostali uznani za element niepewny politycznie,odporny
na komunistyczną indoktrynację.Praca jako element degradacji
społecznej i zawodowej to kwintesencja Batalionów Pracy.
Nasz bohater przez długi czas nie potrafił znaleźć pracy która odpowiadałaby jego ambicjom.Cały czas czuł na plecach oddech
wrogiej mu władzy.W końcu by zdobyć środki do życia podjął
pracę w zawodzie do którego zmusiła go ludowa władza,był górnikiem dołowym w jednej z rybnickich kopalń.Po mimo
tragicznych przeżyć zachował ambicję ukończenia studiów.Zawsze
spotykał się z odmową bez uzasadnienia.Ponawiane wnioski o skierowanie na studia w końcu zwróciły na niego uwagę,został
zauważony i zatrudniony jako pracownik w dziale zaopatrzenia.
Jest rok 1968.Polską wstrząsają wydarzenia marcowe.Na cechowni
kopalni odbywa się wiec w którym załoga ma potępić syjonistów.
Do jego obowiązków należało zaopatrzenie zebranych w napoje
chłodzące.Skończył nosić skrzynki z wodą mineralną kiedy pod
cechownię podjechała sportowa Skoda z odsuniętym dachem.
Kierowcą była elegancka kobieta w białym kapeluszu i białych rękawiczkach po łokcie.Skinęła na niego ręką a gdy podszedł
podała mu kartkę z poleceniem by dostarczył ją jej mężowi który
był dyrektorem kopalni.Odebrał kartkę,obrócił się na pięcie i zamarł
elegancką kobietą była Stenia.Nie poznała go bo poznać nie mogła.
To już nie ten chłopak który w ciepłą wrześniową noc oczarował
ją i rozkochał w sobie.Lata pracy i więzienie zrobiły swoje,blizna
na twarzy pamiątka po wypadku,zapadnięte policzki zmieniły go
nie dopoznania.Fakt,że go nie poznała przyjął z ulgą.Już teraz znał
swoje miejsce w szeregu.Jeżeli coś w nim pozostało z dawnego
Staszka to upór.Miał 47 lat kiedy postanowił zaryzykować i bez skierowania przystąpił do egzaminu wstępnego na wydział
prawa i administracji Uniwersytetu Śląskiego.W tłumie młodzieży
bardziej przypominał profesora niż kandydata na studenta.Ale zdał
i to przywróciło mu wiarę w swoje możliwości.Znalazł się w wąskim gronie stu dziesięciu kandydatów przyjętych z pośród dziewięciuset zdających.Zmylił czujność władzy która gdy się
dowiedziała,że jest studentem wpadła w furię ale było za późno.Pamięta wściekłość w oczach dyrektora kiedy podpisywał mu nagrodę za wysoką średnią ocen.To było jego małe zwycięstwo.
Po zmianach ustrojowych w 1989 roku został po proszony do
biura zakładowej Solidarności gdzie mu oświadczono,że proponują
mu przejście na wcześniejszą emeryturę by zrobił miejsce młodym
zasłużonym działaczom którzy wywalczyli Wolną Polskę.Podniósł
głowę z oburzeniem i już chciał powiedzieć co myśli o takich zasłużonych działaczach gdy zobaczył na biurku przewodniczącego
wizerunek Matki Boskiej Częstochowskiej a za plecami na szafie
kalendarz ze zdjęciami porno.Przyjął propozycję bez słów.