Wypisy z pamięci Czarnego Barona
opowiadanie
oparte na autentycznych przeżyciach
członka
batalionów pracy w górnictwie
1996
Rozdział
1
Szary
dżdżysty październikowy poranek.Wszystko otacza lepka zimna mgła.
Liście drzew jeszcze nie zważone pierwszymi przymrozkami zachowują
soczystą zieleń choć w powietrzu czuć nadchodząca
jesień.Wprawdzie wszechobecna srebrna mgła nie pozwala dojrzeć
horyzontu to jednak czuć zapach gór.Kto choć raz dozna tej
rozkoszy jaką daje zaczerpnięcie w płuca pełnego haustu
krystalicznego powietrza zaprawionego aromatem świerkowego lasu ten
zapamięta go do końca życia.A więc są w górach,tego był
pewny.Wysiedli na małej stacyjce która pomimo zniszczeń jakie
pozostawiła wojna zachowała architekturę wczasowej miejscowości
utrzymanej w stylu alpejskim.Przejmujące zimno kontrastowało z
pogodą sprzed doby gdy zasłuchany w tkliwą melodię tanga
śpiewanego przez Mieczysława Fogga szeptał na ucho czułe słówka
i trzymał w ramionach Stenię, oczarowanie wieczoru.A w ogóle to
wszystko wydarzyło się tak nagle,że nie miał czasu na
zastanowienie dlaczego w takim pośpiechu wcielony został do
wojska.Przecierz miał zdane egzaminy na studia i czekał na formalne
potwierdzenie przyjęcia na pierwszy rok Akademii Handlu
Zagranicznego w Sopocie a tutaj listonosz przynosi wezwanie do
stawienia się do poboru.Nie pomogło tłumaczenie,że studia,że
zdany egzamin,że w październiku rozpoczyna się rok akademicki.Jest
1 października 1953 roku a on miast meldować się na uczelni stoi
przed majaczącym się w mgle barakiem wśród takich jak on młodych
chłopaków trzęsących się z zimna i pełnych niepokoju w oczach.
Powtarzane na ucho plotki,że zamiast do wojska jadą pracować w
kopalni przyjmowane były z niedowierzaniem choć w oczach niejednego
malowały się przerażeniem i niepewnością o los.
Stali
w dwuszeregu przed długimi piętrowymi barakami dokładnie takimi
jakie widywał w filmach które pokazywały obozy jenieckie.Było
szaro,zimno i tajemniczo,żadnego ruchu wojska, komend po prostu
cisza jak makiem zasiał.Wątpliwości które prześladowały go w
trakcie podróży teraz rozmyły się w napięciu oczekiwania na to
co musi się wydarzyć i co ostatecznie rozstrzygnie czy jest w
wojsku czy brygadzie pracy.Oczekiwanie nie sprzyjało dobremu
samopoczuciu. Wilgotny ziąb lizał kości docierał gdzieś do
samych wnętrzności,porażał apatią.Po długiej chwili oczekiwania
z czeluści baraków zaczęli wyłaniać się pojedynczy
faceci.Ubrani w coś co niewątpliwie kiedyś było mundurem ale
teraz przypominało raczej ubranie robocze.Z odrętwienia wyrwał go
głos nawołujący do zachowania spokoju choć wszyscy stali w
grobowem milczeniu.
-Panowie,krzyczał
ktoś ledwo widoczny we mgle,przestaliście być cywilbandą a
staliście się kandydatami na żołnierzy Ludowego Wojska Polskiego.
Zołnierzami będziecie po złożeniu przysięgi. Każdy wyczytany
odpowiada jestem i robi krok do przodu.
-Ryczy
jak zarzynany bawół a chłopa nie widać,mruknął ktoś z boku.
-Żeby
ta przeklęta mgła ustąpiła,dodał chłopak stojący za nim.Z
lepkiej białej mazi wyłonił się podporucznik w otoczeniu czterych
kaprali.Mówił głosem beznamiętnym z wyraźnym wschodnim
zaśpiewem.
-Jesteście
w czwartej kompanii podzieleni na cztery plutony.W każdym plutonie
są cztery drużyny.Po kolei padały nazwiska i zwarta dotąd grupa
topniała tak,że w pewnym momencie wydawało mu się,że stoji sam
zagubiony we mgle.Skostniały z zimna stał i czekał na swoją
kolej.Został wywołany jako jeden z ostatnich.Zrobił krok do przodu
ale gęsta mgła nie pozwalała mu dojrzeć jak daleko od niego stoi
następny chłopak.
-Dobić
do lewego.Z walizką w ręce doczłapał wreszcie do sąsiada z lewej
strony.Wtedy po raz pierwszy zobaczył swojego dowódcę drużyny.Był
nim kapral o małym wzroście i mongoloidalnych rysach twarzy w
przybrudzonym mundurze z niedopałkiem papierosa w kąciku ust.
-Nazywam
się Marczak,jestem waszym dowódcą znaczy się matką i ojcem w
jednej osobie...
-kochanką
też,zapytał ktoś dowcipnie.Marczak zrobił taki grymas,że
skojarzenie z małpiszonem było w pełni zasadne.
-Widzę,że
mamy dowcipnisia,cedził przez zęby.Zobaczymy czy wojsko będzie
takie wesołe kiedy poznamy się bliżej,chodził ze spuszczoną
głową niespodziewanie podnosząc wzrok jak by chciał przyłapać
sprawcę dowcipu.
-Wy
kto?imię i nazwisko.
-Stanisław
Ptakowski panie kapralu.
-Ja
ci dam panie!Mówi się obywatelu.Panów w Polsce Ludowej nie
ma.Zrozumiano!
To
wy jesteście ten dowcipniś.Artysta!inteligent się znalazł.
-To
nie ja,próbował oponować,ale krzyk z baraku uciął dalszą
rozmowę.
-Rozbierać
się na golasa,krzyk dochodził z głębi baraku.Gęsiego do
łapiducha,fryzjera i po sorty mundurowe.Wszyscy meldują się przed
swoimi tobołkami z ciuchami cywilnymi.Biegiem marsz.
Wnętrze
baraku robiło przygnębiające wrażenie.Stęchły zapach starych
murów mieszał się z mdłą wonią proszku przeciw insektom zwanym
DDT.W pierwszym pokoju siedział facet w białym kitlu,interesowały
go trzy rzeczy:mendy,hemoroidy i choroby weneryczne.Drugi pokój
fryzjer.Kiedy siedział na taborecie i czuł jak fryzjer pozbawia go
włosów,nie wiedzieć dlaczego pomyślał o Steni.Gdyby go mogła
zobaczyć jak pozbawiony swojej bujnej czupryny stoi bezradny to
pewnie przestałby być herosem.Nazwała go żartobliwie
generałem.Pożegnalny wieczór,rozgwieżdżone niebo
adapter
postawiony na parapecie okna i przytulone do siebie pary
snujące
się w przydomowym ogrodzie.Stenia jego oczarowanie.
Głośny
krzyk fryzjera wyrwał go z rozmarzenia.
Odruchowo
spojrzał za siebie i zobaczył tego który dzisiaj w nocy na stacji
w Lubaniu próbował handlować wdziękami młodej prostytutki
spotkanej w poczekalni.Było to tak,że czekali na pociąg do
Jeleniej Góry.Oczekiwanie przedłużało się do kilku godzin i taki
jeden podłapał młodą kurwę za ciągnoł ją do stojącego na
bocznicy wagonu i próbował handlować jej ciałem.Zrobiła się
nawet kolejka ale w końcu towarzystwo pokłóciło się o pieniądze
i z interesu wyszły nici.
-Podnieś
ręce,krzyczał felczer, do niedoszłego alfonsa. Same gnidy,ty
świnio,ty zawszony capie zapaskudzisz cały pluton.
Golibroda,krzyczał do następnego pokoju-masz tu jednego do zabiegu
specjalnego.Zawszony od głowy do samej dupy.
Bohater
pomyślał, wczoraj na dworcu nie było mu rady a dzisiaj okazuje
się,że to mały zwykły wszarz.Pomyśleć z takim przyjdzie żyć w
jednej drużynie.
-A
ty co,wyskoczył na niego fryzjer.
-A
co nie wolno popatrzeć,obruszył się.
-Ja
ci się popatrzę,wyskoczył.Spiepszaj po sorty bo...niedokończył
ale wiadomo co chciał powiedzieć.Wszedł do następnego
pomieszczenia.Długi stół a na nim poukładane poszczególne części
garderoby.Z boku stał sierżant i krzykiem popędzał do pośpiechu.
-Raz,raz,
krzyczał na całe gardło.Stojący za każdą częścią garderoby
żołnierz rzucał dany sort który należało złapać i biec dalej
po następny.Afera z wszarzem spowodowała,że za Staszkiem zrobiła
się przerwa,wykorzystał to i pozwolił sobie na cichą uwagę-mam
rozmiar czterdzieści.Stojący przy butach żołnierz o twarzy
dziewczyny uśmiechnął się i powiedział czterdzieścidwa-onuce i
znacząco kiwnął głową.
Zebrał
wszystkie swoje tranty i goły jak święty turecki wybiegł przed
barak.Nie czuł zimna opanowany podnieceniem podtrzymywanym krzykiem
sierżanta.Dokuczliwa mżawka ustała i przez cieńki welon białych
chmur widać było anemiczne słońce.
Teraz
szybko się ubrać by nie podpaść u małpiszona jak na swój użytek
nazwał kaprala.Okazało się,że prawie żaden sort nie pasował do
jego figury.Spodnie były na wielkoluda do tego kiedy je spiął w
pasie skloszowały się i robiły wrażenie,że są nadmuchane.Bluza
na odwrót była za mała,rękawy sięgały ledwie nadgarstka a o
zapięciu guzików na piersiach nie było mowy.Jedynie buty okazały
się w sam raz.Nagle oparty o mur baraku kapral ożywił się.
-Widzę,że
dowcipnisie i inteligenty drzemią.Wszyscy wstać i pakować swoje
cywilne szmaty.Za pięć minut zbiórka.Powiedział co miał do
powiedzenia i z powrotem podparł barak obserwując jak próbowali
dopasować przypadkowo otrzymane sorty do swoich figur.Staszek
domyślał się,że małpiszon ma przygotowaną rolę którą
zamierza odegrać przed tą kupą śmiertelnie przerażonych
facetów.Coś mu podpowiadało,że z tym kapralem lepiej nie
zadzierać,więc chociaż wiedział,że w tym mundurze przypomina Don
Kichota wolał stać i pokornie czekać na następną komendę.
-W
dwuszeregu zbiórka raz dwa trzy,Marczak darł się jak ciapek na
łańcuchu.
Baczność!ryknął
tuż nad uchem Staszka.Odruchowo wyprężył się jak struna lecz co
to?przeklęta czapka spadła mu na oczy i zasłoniła cały
świat.Święty Polikarpie stało się najgorsze,zrobił z siebie
ofermę.Stoji wyprężony jak pal na apelplacu w spodniach w których
z łatwością zmieściłaby się baba w zaawansowanej ciąży, w
niezapiętej
bluzie i w czapce która spadła mu na uszy i przysłoniła cały
świat.Jest baczność więc nie wolno się ruszać ale stać z
czapką która opiera się na uszach,to chyba coś nie tak.Nie
tak,ale ten przeklęty małpiszon specjalnie trzyma ich na baczność
i czeka który pierwszy nie wytrzyma i zrobi jakiś ruch.W końcu
doczekał się.Chłopakowi który stał w drugim szeregu spadły
spodnie,biedak odruchowo chciał je złapać i na to czekał Marczak.
-Jest
baczność,ryknął.Barany,świnskie ryje jak jest baczność to
nawet jak szerszeń siądzie ci na fiucie to masz stać i nie ruszać
się.Zrozumiano!
-Tak
jest,odezwał się nieszczęśnik któremu spadły spodnie.
-Kto
pozwolił mleć ozorem jak jest baczność!Biedak bez spodni był do
tego stopnia skonfundowany sytuacją,że znowu wystrzelił swoje -Tak
jest!
-Wystąp,padł
rozkaz do nieszczęśnika.Pamiętajcie „Jak wół pierdzi to obora
słucha.
-Tak
je...nie dokończył ale było już za późno.
-Dookoła
drużyny biegiem marsz,padł rozkaz.
Padnij,powstań,baczność,zrozumiano?
-Tak
je... biedak kompletnie stracił głowę.
-Od
oferma w drużynie,kapral popisywał się swoją nieograniczoną
władzą.Dwadzieścia przysiadów,padł następny rozkaz.Nagle dał
się słyszeć trzask pękających spodni i ...tamowany śmiech
drużyny.
Staszek
słyszał całą sytuację lecz widzieć nie widział bo czapka na
uszach zasłaniała mu cały świat.Postanowił zaryzykować mocno
odchylił
głowę do tyłu.Czapka poleciała do tyłu i pozwoliła zobaczeć
cokolwiek z tego co działo się wokół niego.W pierwszej chwili
wyglądało to rzeczywiście zabawnie .Spodnie pękły na szwie i
przy każdym przysiadzie nieszczęśnik pokazywał swój szeroki zad
w białych kalesonach.Przy którymś z kolejnych przysiadów spodnie
znowu opadłyi biedak nie czekając na rozkaz zrobił w tył zwrot
ale pech chciał,że zaplątał się w szmatach i runął jak długi
na ziemię.Nad nim stał zwycięski kapral-żałosny małpiszon.
-Łod
widzę,zaczął swój monolog,że będę musiał ciężko pracować
by z ciemnej masy zrobić kulturalne wojsko.Ot co!Kulturalny żołnierz
wie,że nie wolno na swojego dowódcę wypinać dupy.Ot co!Będziemy
się uczyć kultury a kultura znaczy się to szacunek dla swojego
dwódcy który dla żołnierza jest ojcem i matką...
-kochanką
też,nie wytrzymał któryś z tylnego szeregu.
-Znaczy
się ja się dowiem który jest taki dowcipny,że oferuje
swojemu
dowódcy swoja dupę.Znaczy się marny jego los.Marczak przechadzał
się wzdłuż szeregu i spoglądał groźnie po twarzach usiłując
odnaleźć tego który już po raz drugi zakpił sobie z niego.W
końcu podszedł do nieszczęśnika który stał z pękniętymi
spodniami i konfidencjonalnie powiedział,
-No
to żołnierz doprowadzi się do porządku,znaczy się pójdzie do
magazynu i wymieni spodnie.Skończyła się zabawa ze spodniami lecz
nie skończył się obchód drużyny.
-Baczność,usłyszał
tuż nad uchem.Czapka oczywiście opadła na uszy pogrążając cały
świat w ciemności.No to mamy następnego artystę,uwaga kierowana
była do drużyny.
Staszek
widział końce jego butów,czuł,że stoji tuż obok niego ale skoro
jest baczność postanowił się nie ruszać.
-Żołnierz
jest ślepy,żołnierz nie widzi wroga,grzmiał tuż nad jego
uchem.Nie dać się sprowokować to jedyna myśl którą sobie
powtarzał.
-Spocznij,ryknął
ochrypłem głosem.Błyskawicznie odrzucił głowę do tyłu.Kapral
podszedł do niego bardzo blisko,prawie dotykali się nosami.Stali
tak dłuższą chwilę mierząc się oczami.
-No
to mamy filozofa.Filozof nie wie,że żołnierz musi mieć mundur
zapięty i czapkę należy tak nosić by widzieć wroga.Ot i
sprawa.Kapral nauczy ciemną masę kultury.
Taka
jego rola.Zadanie żołnierskie.Ot co.
Przegląd
powoli dobiegał końca,uwagi na temat zawijania onuc,smarowania
butów
Było
jasne,że arsenał dowcipu kaprala na dziasiaj został
wyczerpany.Jeżeli to co robi kapral jest początkiem musztry to
chyba jednak jest to wojsko a nie batalion pracy,pomyślał.Więc nie
górnictwo,uczuł wyraźną ulgę na samą myśl,że to nie kopanie
węgla.W końcu padła komenda,że można wymieniać sorty między
sobą
a
w skrajnych przypadkach można iść do magazynu.Staszek postanowił
nie kombinować lecz udać się wprost do odzieżówki.W magazynie
spotkał tego samego żołnierza z którym poprzednio wymienił kilka
słów.Poznał go.
-Jurek
z Giżycka,podał mu rękę.
-Staszek
ze Śląska,przedstawił się w rewanżu.
-Co
Marczak was trochę postraszył,mówił szukając właściwego
rozmiaru czapki.Nie przejmuj się,uśmiechnął się przez ramię.Chcą
was po prostu trochę postraszyć byście zbytnio nie brykali.Za parę
dni im przejdzie.Szkoda marnować waszą cenną energię,jest
potrzebna do innych zadań.
-Nie
bardzo rozumiem dlaczego mają oszczędzać naszą energię,gonienie
rekrutów to rzecz normalna,zapytał zdziwiony.
-Przyjdzie
czas to zrozumiesz,powiedział tajemniczo i poklepał go po
ramieniu.Nowy mundur leżał na nim zupełnie poprawnie,nowa czapka
garnizonowa nie spadała już na uszy.Słowem wyglondał zupełnie
przyzwoicie.Jednak słowa zasłyszane w magazynie obudziły w nim
dawne wątpliwości.Intuicja i zaostrzona czujność podpowiadały,że
jednak jest coś nie tak.Odganiał te myśli wolał wierzyć,że jest
w normalnym wojsku,że dostanie broń,że nie będzie musiał się
wstydzić przed Stenią tego,że miast generałem będzie zwykłym
niewykfalifikowanym robotnikiem a maturę może sobie oprawić w
ramki na pamiątkę.Bał się tak jak prawie wszyscy do-
wiedzieć
prawdy,wolał żyć złudzeniem,że trafił do wojska a nie do obozu
pracy.
Spali
w dwunastoosobowych salach.Piętrowe mocno skorodowane prycze
wskazywały,że służyły nie jednemu jeńcowi czy
więźniowi.Ciasnota na sali była taka,że pomiędzy łóżkami
chodziło się bokiem.Staszek poznał co to znaczy powietrze
przesycone
zapachem spoconych ciał i suszonych onuc.W takiej sali nie jest
obojętne czy śpisz na parterze czy na piętrze,czy blisko okna czy
daleko.Jemu wypadło spać na samym końcu sali na piętrze.Obok
niego dosłownie w zasięgu ręki leżał ten którego towarzystwa
najmniej pragnął.Wrzasz.ten który na dworcu w Lubaniu próbował
handlować wdziękami młodej kurwy,ten sam który swoimi mendami i
wszami doprowadził felczera do szewskiej pasji.Staszek leżał
nieruchomo patrząc w sufit i próbował poskładać skołatane
myśli.Początkowo próbował się zdrzemnąć ale
natłok
myśli był tak duży,że o spaniu nie było mowy.Zagadkowa odzywka
chłopaka z magazynu od nowa rozjątrzyła wątpliwości.Po kiego
diabła mają oszczędzać ich energię?może jednak ochrona
granicy,wiadomo wspinaczka,jazda na nartach...
-Ciekawe
jak wygląda kopalnia,odzywka kogoś spod okna brutalnie przerwała
jego rozmyślania spychając myśli na ścieżkę obaw i lęków.
-do
czego tobie potrzebna jest kopalnia,durniu zafajdany.
te
gadki o kopalni to nic tylko sianie zamętu i straszenie
chłopaków,denerwował się ktoś leżący na parterze.
-ja
tam wolę kopalnię niż ślęczenie nad karabinem,do dyskusji
włączył się facet któremu pękły spodnie i którego Marczak
nazwał ofermą.Robota to robota,dowodził.Zrobita i zarobita i na
koncie w PKO rośnie konto,a za dwa lata kapitał.Ot co.
-ale
ciemniak,pienił się ten z parteru.Przyjechałeś pacanie do woja bo
tak każe prawo.Żołnierz jest od strzelania a nie machania
łopatą,do tego są więźniowie lub tacy którzy z własnego wyboru
chcą pracować w górnictwie.Podoba ci się kopać węgiel to
dlaczego nie poszedłeś do górnictwa.
-do
kopalni daleko tak i nie pojechał,bronił się oferma a tu
przywieźli i bilet zapłacili i spanie darmowe i wikt darmowy.Ot
co.Powiadali,że i zarobić można.
-Jeszcze
słowo a skopię ci ten kwadratowy tyłek,leżący na parterze pienił
się
-Skont
wzięliście temat kopalni,chłopak o piegowatej twarzy wyraźnie
poirytowany włączył się do dyskusji.
-W
pociągu ktoś ciągle mendził o batalionach pracy,tutaj znowu
znalazł się artysta od straszenia.Powiem wam jedno,piegowaty usiadł
na łóżku.Ja napewno nie będę górnikiem,niech mnie aresztują
ale nie będę.Trochę przepisy znam i wiem,że w demokracji nie
wolno obywatela zmuszać do pracy niechcianej.
-O
jakiej ty pierdolisz demokracji,drugi przygłup sięznalazł,chłopak
spod okna wstał i oparty o żelazną pryczę mówił do całej
sali.Ty wiesz co to jest ludowa demokracja?Tyle ma wspólnego z
demokracją co atrapa szynki na wystawie z uwędzoną świnską
dupą
którą wpierdalasz w święta wielkanocne.Jak ci karzą bohaterze to
będziesz górnikiem,śmieciarzem a może kapusiem.Nie takie kozaki
były a złamali ich.Powiem wam tak chłopaki,że u nas we wsi był
AK-wiec,twardziel jakich mało a jak go wzięli na badania to
przyznał się nawet do tego czego nie zrobił.Proces zrobili tak co
cała wieś widziała jak bił się w pierś i deklarował współpracę
z władzą ludową.
Leżał
na plecach i przysłuchiwał się rozmowie która tylko utwierdzała
go w przekonaniu,że wątpliwości co do ich losu mają
wszyscy.Dopiero teraz odgrzebywał w pamięci zdarzenia które mogły
wskazywać,że władza ludowa nie bardzo go lubiała.
Komu
zależało na tym by nie podjął studiów.Wprawdzie już w szkole
średniej czuł wokół siebie dziwną atmosferę,coś
niedopowiedzianego snuło się za nim.Wtedy bagatelizował te
niesprawiedliwości które nie pozwalały mu być prymusem w
niektórych przedmiotach choć cała klasa wiedziała,że był
najlepszy.W klasie maturalnej obowiązywała zasada,że zdana matura
na celująco kwalifikuje na studia bez egzaminu.I co się stało?dwóch
profesorów obniżyło mu stopnie z przedmiotów w
których
był najlepszy.Zabolało go,że będzie musiał zdawać egzaminy
wstępne ale w dalszym ciągu nie dopatrywał się w tym żadnych
podtekstów politycznych.
Wiedział
on,wiedziała cała klasa,że w szkole od pewnego czasu działa
tajemnicza siła zakamuflowana na co dzień ale wokreślonych
sytuacjach potrafiąca być potężną i bezwzględną.195o rok
klasa zbuntowała się przeciw młodej pani od matematyki.
Młoda
nawet ładna,w ZMP-owskiej koszuli i czerwonym krawacie nie potrafiła
wytłumaczyć zawiłych formuł matematycznych za to z lubością
stawiała oceny niedostateczne.No i doszło do konfliktu.Klasa
tupaniem nogami wyrażała solidarność z pokrzywdzonym uczniem.Pani
profesor obrażona opuściła klasę by po czasie wrócić w
towarzystwie dyrektora i tajemniczego faceta od spraw
obronnych.Staszek był wójtem klasy i tajemniczy facet jego obarczał
odpowiedzialnością za „polityczną prowokację”,jak nazwał
zajście.Miał wskazać prowodyra,czego nie zrobił,i usłyszał
wtedy
groźnie brzmiące zdanie,”odmawiasz współpracy,no to
pożałujesz.Równie groźne i tajemnicze rzeczy działy się z
niektórymi przedwojennymi profesorami,byli najlepsi a jednak nagle
przygasali usuwali się w cień a na ich miejsce przycho-
dzili
nowi -młode gwiazdy w ZMP-owskich koszulach z
czerwonymi
krawatami.Był złym dyplomatom,nie potrafił ukryć dezaprobaty dla
poglądów tych nowych.
-Chłopaki
za dużo i za głośno rozmawiacie o niebezpiecznych sprawach.Tubalny
głos faceta z parteru przerwał jego rozmyślania.Zmienił pozycję
i wsłuchał się w zażartą dyskusję która opanowała całą
salę.Radzę,mówcie ciszej i bez emocji bo
może
być problem.Powiesz słowo za dużo i będziesz żałować.
-A
ty coś za jeden,kapuś czy cię strach obleciał,poznał głos
piegowatego.
-Ja
ci nie zabraniam ja tylko radzę chcesz to krzycz może cię usłyszy
kto trzeba.Sposób mówienia wskazywał,że facet wie co mówi .Warto
zapamiętać ten tubalny głos pomyślał.Robi wrażenie człowieka
wykształconego i pewnego siebie,należałoby z nim porozmawiać w
cztery oczy.
Uwaga
o zachowaniu ostrożności wbrew pozorom odniosła jednak
skutek,burzliwa dyskusja przycichła a po chwili zupełnie ustała.
Staszek jeszcze chwilę zmagał się z myślami ale w końcu i on nie
wiedzieć kiedy przeniósł się w świat sennych marzeń.-Zatopieni
w klubowych fotelach siedzą wraz przyjacielem Leonym i słuchają
ulubionych arii operowych,Paprocki,Hiolski,Stokowacka-gwiazdy
wokalistyki.Profesor u którego brał lekcje śpiewu...i jego ślub z
koleżanką z klasy i jeszcze bardziej niespodziewana śmierć
profesora.Pozostało śpiewanie kantat o Stalinie z chórem szkolnym
i mszy z chórem przykościelnym.Niespodziewanie zjawia się postać
ojca który we śnie upodobnił się do Wernyhory,ale i ten obraz
znika wyparty przez nienaturalnej wielkości postać szkolnego
kolegi.Dziwna shizofreniczna mina, uśmiech i wypowiedziane z
sykiem”nareszcie cię dopadłem”.Próbował wyciągnąć
rękę,klepnąć kumpla w ramię ale ten ucieka jak by bojąc się
dotknięcia Jeszcze usiłował wyciągnąć rękę zatrzymać
przyjaciela ale i to się nie udało.
-„zbiórka
na stołówkę”głośne nawoływanie wyrwało go ze snu.Dziwny sen
długo zalegał w jego myślach.Nie pomagało tłumaczenie,że to
tylko sen.Skażone wyobrażenie o przyjacielu uparcie wracało
potęgując wątpliwości czy przyjaciel to przyjaciel czy zwyczajny
szpicel który znał wszystkie jego poglądy,historię
rodziny,związki ojca z „wojną bolszewicką” czy krewnych którzy
po
wojnie pozostali na zachodzie.
W
następnych dniach poddani zostali tak zwanej musztrze która
polegała na bieganiu po okolicznych wzgórzach,ustawianiu się w
dwuszeregu i stawaniu na baczność a następnie spocznij. Karabiny
zastępowały im zwyczajne patyki i to było bardzo upokarzajace
upokarzające,przecież nawet jako dziecko miał zabawkę która do
złudzenia przypominała karabin a tutaj patyki.Tak tutaj powolutku
krzepło przekonanie,że być może próbują złapać ich w karby
dyscypliny wojskowej ale tylko po to by łatwiej przymusić ich do
pracy pod ziemią.Wielu czuło to samo choć raczej zamykali się
w
sobie i milczeli.Do tych ostatnich należał chłopak który
ostrzegał ich przed zbyt głośnymi rozmowami na tematy
niebezpieczne.Na imię miał Zygmunt i pochodził z Włodawy nad
Bugiem,był starszym o kilka lat miał żonę i dwoje dzieci.Bliżej
poznali się w czasie przerwy na papierosa którą zarządził
małpiszon.Właściwie to nieproszony opowiedział mu swój życiorys
tak jak by chciał zrzucić z siebie brzemię które mu ciążyło.Był
sierotą.Sowieci wykonali
na
jego rodzicach wyrok śmierci.Nie wie nawet kim byli rodzice i co
robili,że tak bardzo narazili się komunistom.Nawet nazwisko które
nosi jest nazwiskiem nadanym przez nową władzę.Oddany do
sierocinca wychowany był na fanatycznego funkcjonariusza władzy
ludowej.Zajmował się ściąganiem obowiązkowych dostaw od
okolicznych rolników.Z tego co powiedział wynikało,że jeden ze
starszych mieszkańców zdradził mu sekret jego rodziny w zamian za
pozostawienie mu części plonów.Został przyłapany i za karę jest
teraz wśród nich. .Zygmunt był człowiekiem tajemniczem,robił
wrażenie,że dużo wie ale nigdy nie dopowiadał niczego do
końca.Staszek nie wypytywał go o nic,a ze swojego życiorysu mówił
bardzo mało co nie przeszkodziło im zbliżyć się do siebie.Ważnym
było,że był człowiekiem inteligentnym,dowcipnym i koleżeńskim.W
monotonii upływających dni przyjaźń z kimś takim jak Zygmunt
była dla Staszka bardzo cenna.Miast paplać byle co woleli usiąść
na łóżku i prowadzić ciekawe rozmowy o sztuce.Dziwnym było,że
pomimo tak tragicznego życiorysu Zygmunt wiedział bardzo dużo o
malarstwiei sztuce w ogóle.
Utrapieniem
dla sali był wszarz.Dziwny ten typ prowadził życie
samotnika.Potrafił długo w nocy siedzieć na łóżku nie
poruszając się jak buddyjski mnich.Niewątpliwie największą
przywarą wszarza był smród który wkoło rozsiewał.Miarka
przebrała się pewnego dnia kiedy po obiedzie na którym podano
grochówkę bezczelnie puszczał bąki.Większość chłopaków
wyszła na korytarz ale jeden
odważny
podszedł do wszarza i z całej siły uderzył go w wypięty
zad,reakcja była błyskawiczna,wszarz odwrócił się a w jego
oczach pojawiły się żółte błyski,robił wrażenie zaszczutego
zwierza,
-pożałujesz
zacharczał,
-zobaczymy
kto pożałuje,świnio jedna.
Mówili
szeptem tak by małpiszon nie usłyszał ich rozmowy,kapral miał
osobny pokoik który jak by stanowił przedpokój izby żołnierskiej.
-Policzymy
się charczał wszarz,masz to jak w banku,
-możemy
zaraz wyjść,co strach cię obleciał,złapał go za koszulę,
-puść,wszarz
wykonał gwałtowny ruch głową i uderzył napastnika prosto w nos.
Słychać
było klapnięcie i chrzęst łamanej kości,wszystko wydarzyło się
szybko i bezszelestnie,napastnik puścił wszarza i złapał się za
nos usiłując zatamować krew która plamiła mu koszulę,Staszek
domyślił się,że to nie jest zwykły cios w nos,uderzenie było
tak silne,że słychać było chrzęst łamanej kości.Staszek
odruchowo próbował pomóc,
-panie
kapralu zawołał w stronę Marczaka,
-jaki
pan,kto woła panów ten jest wrogiem ludu a w ogóle to prosi się o
pozwolenie zabrania głosu,jeszcze raz usłyszę nawoływanie do
panów to będzie niewesoło,kozie bobki jedne.
-Obywatelu
kapralu krew,Staszek nie ustępował.Marczak w końcu wygramolił się
zza małego stolika przy którym ślęczał pisząc raport.Stał w
drzwiach tak jak by bojąc się wejść do środka.
-Kto
mówi o krwi,jaka krew,pochylony próbował zajrzeć między prycze
ale widać niewiele zobaczył bo w końcu zdecydował się wejść
dalej.
-Krew
to żołnierska polewka mruczał przeciskając się między ciasno
ustawionymi pryczami w końcu dotarł do krępego chłopaka który
ośmielił się przeciwstawić temu który usiłował zapanować nad
drużyną.Krępy stał przykucnięty i obiema rękami próbował
zatamować lejącą się krew.
-O
kurwa,wyrwało się z ust Marczaka,widzę wojsko kombinuje nie chce
się chodzić na musztrę ot co,leżeć w lazarecie i z nudów
trzepać kapucyna.
-Kto
widział sprawę,zwrócił się do drużyny.Milczenie,wszarz leżał
odwrócony plecami do sali i udawał,że śpi.
-Oczywiście
nikt nie widział,nie słyszał,pierdziele jedne krzyknął na cały
głos.Tak wojsko rozmawia ze swoim dowódcą który jest i ojcem i
matką i...nie dokończył.Dowódca się stara,pisze raporty dba o
trutnie jak nie przymierzając kwoka o stado cip a oferma nie potrafi
chodzić między łóżkami,krew jemu ciekniejakMarynie..
Chodźcie
do dyżurki opowiedzieć co i jak. Dowódca jak buchalter wszystko
musi opisać statecznie i rzetelnie a jak raport panie tego gotowy to
ciemna masa puszcza krew,ot i dowódca musi pisać od nowa,carska
jego bladź.Dwudziestu gęsiopasów oporządać od rana do nocy a
tutaj krew jemu się zachciewa puszczać,użalał się na swoim
losem.
-Obywatelu
kapralu,Staszek nie wytrzymał,najpierw zaprowadzić do lekarza,niech
zatrzymają krwotok,przecież traci dużo krwi...
-kto
się odzywa bez pozwolenia,żołnierz prosi o pozwolenie zabrania
głosu ot co.
-Ja
obywatelu kapralu,Staszek zgłosił się odważnie.
-A...to
filozof,widzę są tutaj mądrzejsi od dowódcy.Takie sprawy a no
zobaczymy.
-Szeregowy
filozof,baczność!ryknął na całe gardło,zabrać wiadro i
szczotkę i biegiem marsz do latryny.Wszystkie stanowiska bojowe mają
się świecić jak psu jajca.Zrozumiano!Mądrala się znalazł,taka
jego mać.Łąki nie skosi ,koniowi uprzęży nie założy,kury nie
pomaca,jałowicy do byka nie zaprowadzi ot co filozof,i z takiego
krowiego
gówna dowódca ma zrobić kulturalnego człowieka.
-Szeregowy
Ptakowski melduje gotowość do wykonania zadania bojowego,przerwał
wygłupy małpiszona.
-Żołnierz
który idzie wykonać zaszczytne zadanie bojowe musi wyglądać
regulaminowo.Marczak miast zająć się krwawiącym chłopakiem
obchodził Staszka szukając uchybienia w jego umundurowaniu.Po raz
pierwszy od wcielenia go dowojska miał ochotę gryźć i kopać.Po
co mu to było.Po co otwierałgębę.Po co. Szedł z wiadrem i
szczotką pustym korytarzem zastanawiając się nad idiotyczną
sytuacją.Ma czego chciał,większość chłopaków smacznie sobie
śpi a on idzie szorować obsrane stanowiska bojowe.Człowiek wie,że
to błazenada a jednak musi się poddać woli jakiegoś
półanalfabety. Latryna usytuowana była na drugim końcu placu
apelowego pomiędzy starymi rozłożystymi jaworami.
Co
to jest za sracz,kłócił się ze swoimi myślami,dziura w blasze do
której jak nie trafisz to możesz sobie nasrać do własnych
spodni.Stał nad pierwszym stanowiskiem i z obrzydzeniem trzymał się
za nos.Świnstwo!Specjalnie srają obok dziury,gnojki.Zresztą tutaj
potrzebne są inne narzędzia a nie szczotka do zamiatania
podłogi.Wariactwo.Gdzie
jest woda.Sam zadawał sobie pytania na które nie znał
odpowiedzi.Kiedy się schylił by podnieść wiadro poczuł,że ktoś
dotyka w pośladki.Zamarł ze zdziwienia,że w takim miejscu o
takiej porze takie rzeczy.
Reakcja
była błyskawiczna,do tyłu łokciem i kopa nogą,facet zwalił się
nie wydawszy głosu a on tłukł dalej dopóki się nie zmęczył.
Opamiętanie wracało powoli,chyba przesadził ,w końcu mógł to
być czyiś żart.
-Cłowieku
aleś mu dołożył,za nim stał młody chłopak tak jak on ogolony
na pałę.
Cłowieku
wis,mówił jakimś dziwym slangiem,mnie tyż nagabywoł naszoł mnie
ze zadku i tak się uczepiył ani gówno kudła.Cłowieku toś mnie
godnie uratowoł bo isto bych się nie odczepiył od bestyji a
wiydz,że chłop wydupcony je jak przepolony garniec niby je a go ni
ma bo straciył honor.
-Heniek
Borto mnie wołają,stał z wyciągniętą ręką.Jestech krawiec i
grom na skrzycach ale jyno ze słuchu.Zdrowoś mu dołożył.
-Raczej
go zaskoczyłem ale kłopoty będą bo chyba dostał za mocno.
-Jesce
tak nie było co by cłowieka mietłom zabić,nic mu nie bydzie;w
jajca żeś go kopnoł to go i zatkało ale mu przejdzie.
Bydziymy
kolegami oświadczył tonem zdecydowanym tak jak by sprawa była
przesądzona.Wis cłowieku, cłowiek musi mieć
kogoś
wele siebie bo inoczyj nie dos rady.Tyś się widza wybroł z
wioderkym i scotkom żołnierske gówna pucować,nie dos rady.
Widzisz cłowieku kożdy je przirychtowany do czgoś inszego,jedyn mo
gowa do myślynio a inszy mo rynce do robiynio.Tak musi być i ni ma
się co na Pana Boga szprajcować bo może człowieka
pokorać.Widza,że stoisz i mietła podpiyrosz i kombinujesz jak se z
gównami poradzić,jo ci to zrobia od rynki.Poszedł gdzieś za
latrynę,przytaszczył
długi czarny wąż,puścił silny strumień wody i po chwili
wszystkie stanowiska lśniły czystością.No i widzisz cłowieku po
sprawie.Stał i patrzał się dumnie zadowolony z wrażenia jakie
zrobił na Staszku.
-Leć
i zamelduj,że robota zrobiono a jo byda pilnowoł co by kery nie
napaskudziył od nowa.Mos co przikurzyć,zmienił temat.
-Dlaczego
to zrobiłeś,zapytał podając mu papierosa.
-Mos
być moim kolegom i tela,uciął dyskusję.
Gdzieś
w ciemności dało się słyszeć człapanie czyiś kroków.Borto
przerwał rozmowę chwilę nasłuchiwał,uspokojony powiedział,
-leć
cłowieku i melduj,że robota zrobiono,bo ci zasrają wszystko od
nowa,a pamiyntej żeś je mój kolega,rzucił na odchodnym.
Z
miotłą w jednej ręce z wiadrem w drugiej stał przed kapralem by
zameldować wykonanie zadania bojowego.Małpiszon siedział nisko
pochylony nad stolikiem i mozolnie gryzmolił coś w książce
raportów.W izbie żołnierskiej panowała absolutna
cisza,towarzystwo spało w najlepsze.Stał bez słowa czekając
aż
Marczak zwróci na niego uwagę.Przez ramię zauważył,że biedak z
najwiekszym trudem stawia litery.Zrobiło mu się go żal.
-Obywatelu
kapralu rozkaz wykonany,mówił ściszonym głosem by nie obudzić
żołnierzy.Kapral jak by wyrwany ze snu podniósł czerwone z
niewyspania oczy i półprzytomnym wzrokiem spoglądał na
meldującego.W końcu się ocknął,zmrużył oczka i syknął.
-Co
wy mi szeregowy opowiadacie bajki,miotła sucha a wy meldujecie
wykonanie zadania.Te inteligent,zmienił ton na groźny,widzę,że
prubujesz grać ze swoim dowódcą w mola.To ci na zdrowie nie
wyjdzie,dowódca to rzecz święta.
-Obywatelu
kapralu melduję wykonanie zadania bojowego
podkreślił
z naciskiem.
-Poczekaj
aż skończę raport,ton był wyraźnie łagodniejszy.Muszę wszystko
opisać.Żołnierz puszcza farbę jak postrzelony dzik a dowódca
musi sprawę opisać,i co tu pisać.Z jednej strony wypięta dupa z
drugiej wypięta dupa a tutaj złamany nos,ot co.
-Pozwólcie
kapralu,że ja napiszę raport,pozwólcie powiedział prawie
prosząco.Małpiszon wstał od stołu i drapiąc się po głowie
spoglądał z niedowierzaniem.
-Znaczy
się wy piszący,znaczy się biuralista.No tak ja zaraz rozeznał,że
tego filozof się znalazł,no tak ja wyrażam zgodę na prośbę
żołnierza,znaczy się możecie pisać ale pod moją diktowkę.Ja
opiszę a szeregowy przeliteruje na papier.Tak powiadał mój
sierżant
Nikita Piotrowicz Nachulin,że trudniej opisać niżnapisać,ot
co.Tak my teraz pójdziemy sprawdzić jak szeregowy wykonał zadanie
i nie zamoczył miotły,no posmotrim.Następnie stanął na progu
żołnierskiej izby i powiedział tak żeby wszyscy
słyszeli,
-znaczy
się wojsko śpi a jak którego złapię,że chodzi po nocy znaczy
się nogi z dupy powyrywam a jajca podwiążę jak nie przymierzając
gminnemu capowi.Ot co.
Szli
w kompletnym milczeniu,Marczak z rozpiętą bluzą i bez
czapki,zupełnie zapomniał o regulaminie.Staszek ubrany był
regulaminowo.Choć godzina była późna i tak po prawdzie marzył o
spaniu to na samą myśl jaką minę zrobi małpiszą gdy
zobaczy”stanowiska bojowe”wypucowane na glanc bez użycia miotły
gotów był pocierpieć.Mijali kolejny barak gdy niespodziewanie
spotkali i oficera dyżurnego.Marczak stanął na baczność i
próbował salutować ale kiedy zorientował się ,że jest bez
czapki zgłupiał.
-Parami
chodzicie do latryny,co to za zwyczaje?
-Obywatelu
kapitanie jąkał się Marczak...
-Wy
co kapralu,przerwał mu brutalnie,bez czapki,pasa z rozpiętym
mundurem z rekrutem na spacerze w nocy?
-Obywatelu
kap...
-Skończcie
mi tu pierdolić z meldowaniem po nocy jak widzę,że ledwo rozporek
zapiąłeś.Co wy kapralu rekruta łapiecie?Pierwsza w nocy i
schadzki sobie urządza.W tył zwrot i na salę spać.Jeszcze raz
złapię to poślę przed sąd,krzyczał na całe koszary.Rekruta mu
się zachciewa zawszone towarzystwo.
-Obywatelu
kapitanie ja tego wolę babską szparę,próbował się bronić.
-Co
ty wolisz małpiszonie to mnie nie obchodzi,chodzisz po nocy z
rekrutem ubrany nieregulaminowo,demoralizujesz wojsko,a ty
zwrócił
się do Staszka jak ktoś będzie ci proponował żebyś ze swojej
dupy robił kuciapę to masz mi zameldować z pominięciem drogi
służbowej .Rozkaz!
-Tak
jest obywatelu..
-Ale
obywatelu kapitanie do rozmowy ponownie próbował się włączyć
Marczak ja...
-baczność,krzyknął
kapitan.,natychmiast doprowadzić się do wyglądu regulaminowego.Ja
cię posadzę do pierdla ty kurduplu jeden,dupaki mu się zachciewa i
to w środku nocy.
Kapral
wykonywał jakieś nieskoordynowane ruchy,raz udawał,że nakłada
czapkę której nie miał,to znowu zapinał pas którego również
nie mial.Sam sobie dawał komendę następnie stawał w pozycji
spocznij a przy tym przewracał oczami na wszystkie strony czym
czynił sytuację jeszcze bardziej komiczną.
-Odmaszerować,ryknął
kapitan zdenerwowany zachowaniem Marczaka.Pamiętaj ty zboczeńcu
jeden jak mnie zdenerwujesz to od jutra trafiasz na czwarty
oddział.Na słowa czwarty oddział w kaprala jak by uderzył
piorun.Wyprężył się w pozycji zasadniczej zrobił zdecydowane „w
tył zwrot”i krokiem defiladowym wracał do
baraku.Sytuacja
nawet dla nieobytego z życiem żołnierskim rekruta była tak
komiczna,że biegnąc za małpiszonem zanosił się od śmiechu.Taki
numer wykręcić mógł jedynie Chaplin albo Marczak.Bez czapki,bez
pasa w środku nocy maszerować krokiem defiladowym tego nikt przy
zdrowych zmysłach nie zrobi.
Przystanął
dopiero tuż przed barakiem w którym spali.W jego oczach malowało
się coś co można nazwać kompletnym
załamaniem,utratą
ostatniej deski ratunku.W totalnym pomieszaniu zaczął mówić do
Staszka przez per ty.
-Słuchaj,szeptał
tajemniczo nikomu ani słowa,ja nie dlatego posłałem cię do
latryny,żeby robić...no tego tam,ja tego regulaminowo a kapitan
znaczy się nie dał dojść do słowa,takie jego prawo.Od
dyscyplina,przełożony powie pedał znaczy się pedał.Krzyk
kapitana obudził chyba całą jednostkę.Drzwi do wszystkich sal
były uchylone,wszyscy chcieli widzieć kogo to nakryto na miłosnej
schadzce.
-Nie
stójmy tak obywatelu kapralu,pomyślą,że rzeczywiście jesteśmy
parką.Czwarty oddział,co to jest,przecież w Marczaka jak by piorun
uderzył.Leżał już na swojej pryczy a myśl o czwartym oddziale
nie dawała mu spokoju.Próbował zasnąć gdy nagle poczuł,że ktoś
go trąca.Odwrócił się i zobaczył wpatrzone w siebie oczy
wszarza.
-Nie
bój nic,szepnął przykładając palec do ust .Jest w
porządku-śpij.Pierwszy zainteresowany pomyślał odwracając się
do niego plecami.Leżał wpatrzony w ścianę, zmęczony wydarzeniami
których dzisiaj nie brakowało a upragniony sen nie nadchodził .Z
nudów analizował to co się wydarzyło tego wieczoru,na dobrą
sprawę sam był sobie winny;należało patrzeć swojego nosa miałby
spokój a tak jest podpadnięty u kaprala i u szefa sztabu a na
dodatek wielu myśli,że ma skłonności do facetów.W ogóle przez
ostatnie kilka dni zmienił się nie dopoznania.Oswoił się z
„łaciną”nie drażnią go już najwulgarniejsze słowa ani
dowcipy,do wszystkiego można się przyzwyczaić.Pamięta opowiadanie
swojego wuja przedwojennego oficera ułanów który kilka lat spędził
w sowieckich łagrach.”Inteligencja,duchowni,mordercy,alfonsy
wszystko
przemieszane a cel jeden degradacja społeczna”.Jeżeli nawet jest
w obozie pracy co wcale nie jest pewne to porównanie z sowieckim
łagrem jest przesadą Fakt nie mają broni,musztra jest taka na niby
ale jedzenie jest przyzwoite,bielizna czystaWygląda
na
to,że są skoszarowani w barakach w których niemcy przetrzymywali
robotników przymusowych lub jeńców wojennych ale czy z tego coś
wynika.Degradacja,to by pasowało,faceta który zdał egzamin na
studia wcielić do woja to jest coś nietak.Zmęczony mózg
podpowiadał mu co raz to nowe absurdalne pomysły.
Komunistyczna
perfidia.Bękarty Dżingis Chana chcą zapanować
nad
świadomością podbitych narodów,czy na pewno bękarty?Pytanie jaki
będzie po dwóch latach służby czy wróci chęć do nauki,czy
pozwolą mu na edukację.A Stenia,przysięgała,że będzie czekać
na swojego generała.Tak ten wieczór był super,chciał zorganizować
pożegnanie z kolegami a wyszła prywatka z dziewczynami.
Kumple
przyprowadzili koleżanki by zrobić mu niespdziankę
wśróddziewcząt
była Ona.Stenia młodziutka blondynka którą widział pierwszy
raz.Mieszkał z rodzicami na parterze więc adapter postawili na
parapecie a tańczyli w ogrodzie.Poprosił ją do
tanga,księżyc,rechot żab,rozgwieżdżone niebo i oni.Szeptał jej
na ucho standardowe komplymenty,tulił do siebie a ona przyjmowała
pieszczoty ale tylko do pewnych granic.Gdy pozwalał sobie na zbyt
wiele zdecydowanie dawała do zrozumienia,że dosyć.
Kiedy
myślał,że nic z tego nie wyjdzie ona zarzuciła mu ręce na szyję
i po prostu pocałowała w usta.Kocham cię Staszku.
Nawet
nie zdążył nabrać powietrza w płuca a ona mówiła dalej.
-Znam
cię od zawsze,śpiewałeś w wodewilu,w chórze szkolnym,
byłeś
już wielki chłop a ja smarkula na chudych nogach z dwoma
kucykami,głaskała go delikatnie po policzkach.Nie zwracałeś uwagi
na takie chucherko a ja byłam na wszystkich twoich występach.
Powiedziałam
sobie,że będziesz mój i jesteś.Jesteś mój,przylgnęła do niego
całym ciałem.Nie myśl,że jestem łatwa,ja po prostu
próbuję
zaklepać cię dla siebie.Może naiwnie ale inaczej nie potrafię-
Steniu,zaskakujesz
mnie,próbował sklecić jakieś sensowne zdanie.Jesteś śliczna ale
pomyśl dwa lata woja to dużo czasu poznasz innych przystojnych
facetów a ja co wrócę i praktycznie będę bez zawodu.
-Chcesz
mnie zniechęcić,przerwała mu w pół zdania.Ja proszę tylko o
jedno,wróć cały i zdrowy a mnie zastaniesz taką jak dziś.Stachu
ja za dwa miesiące kończę18 lat,wiem co mówię,będę czekała.
-Steniu
ostrożnie z wielkimi słowami,dwa lata to kawał czasu.
-Mówisz
za siebie,powiedziała z naciskiem.Może spotkasz ładniejsze,może
bogatsze ale kochać cię bardziej nie będą bo nie mogą.Poza tym
masz zdaną maturę nie zapominaj,próbowała go pocieszyć.
-Matura
to nie zawód,bronił się.
-Wystarczy
żebyś nie był zwyczajnym żołnierzem,tyle wiem,że takich
posyłają do szkół dla podchorążych;będziesz paradował w
generalskim mundurze a ja będę dreptać u twojego boku.
Szelest
przesuwanego taboretu wyrwał go z zamyslenia.Kapral siedział w
swoim pokoiku i gryzmolił pewnie swój raport,w słabym świetle
lampy widział jego cień na ścianie.Ten to ma pietra.
Wystarczyło
jedno słowo kapitana”czwarty oddział” a o mało co dostałby
zawału.Logika podpowiada,że to jest związane z kopalnią.
Inna
sprawa,że jako rodowity ślązak nie ma absolutnie żadnego pojęcia
o kopalni.Jedyne skojarzenie to dziura w ziemi,wieże na których
obracają się ogromne koła,ludzie kopią węgiel i to chyba
wszystko.Pajęczyna czarnych myśli wzięła góręnad wspomnieniami
ostatniego wieczoru ze Stenią.Kiedy ostatecznie dowiedzą się
czy
są w wojsku czy obozie pracy.Pewnie wojsko to tylko pretekst by
zmusić nas do pracy pod ziemią,tak postanowiła władza ludowa a
kto się sprzeciwi będzie wrogiem ludu i dosięgnie go surowa ręka
sprawiedliwości.
Omotany
przypuszczeniami i wydumanymi sytuacjami zapadł w głęboki sen,jak
by na osłodę sen był romantyczny i pełny uniesień.
Stenia
w białej sukni biegła mu na spotkanie,ciepła cudownie zdyszana,
tuliła się do niego.Fizycznie czuł jędrność jej skóry,
chłonął
zapach młodego ciała i kiedy wydawało się,że spełni się
obietnica dana w ogrodzie że będzie jego brutalnie zabrzmiał głos.
Pobudka pobudka!
Półprzytomny
zwlókł się z pryczy i pognał do łaźni.Mimo woli rzucił okiem
na stolik kaprala.Straszliwe bazgroły pomyślał.Kiedy pochylony nad
ocynkowaną rynną która pełniła rolę umywalki zmywał z twarzy
mydło poczuł,że ktoś klepie go po biodrach,gdy odwrócił głowę
zobaczył plecy wszarza wychodzącego z łaźni.
-Te
uważaj,krzyknął w jego kierunku.
-A
co widziałeś że to ja?a może wczorajszy kochaś.Jednym skokiem
dopadł do niego i ...wpadł prosto na małpiszona,
-Słuchajcie
szeregowy zameldujecie się u mnie po śniadaniu;był blady miał
sine pręgi pod oczami i widać było,że stracił pewność siebie.
-Tak
jest obywatelu kapralu,po śniadaniu,zameldował regulaminow.
Kiedy
siedział przy stole jedząc śniadanie usłyszał kierowane pod
swoim adresem przygaduszki.Musi zareagować bo inaczej przylgnie do
niego ksywa „pedał''.
-Te
kochaś zostaw sobie skórkę z boczku,przyda się zamiast
wazeliny.To był wszarz który siedział naprzeciw niego.Zareagował
natychmiast,złapał go za głowę
i
z całej siły wcisnął w miskę z zupą makaronową,chwilę
potrzymał i puścił.Stołówka wyła ze śmiechu a wszarz
beznamiętnym głosem powiedział”szkoda dobrej zupy”.
-Jeszcze
raz zrobisz gest na mój temat to wsadzę ci pysk do gówna,doszło?
-Doszło
odpowiedział beznamiętnie zjadając resztki makaronu z
głowy.Kontynuował rozmowę jak by nigdy nic.Powiedz szczerze nie
kombinujesz z facetami,bo jak co to masz ochronę.
-Nie
kombinuję,mówił starając się zapanować nad wzbierającą w nim
wściekłością a jak nie przestaniesz to pójdziesz do raportu do
kaprala albo do kapitana,zobaczysz.
-Nigdzie
nie chcę maszerować ani do kaprala ani do szefa sztabu ale pomyśl
tylko,kontynuował swój tok rozumowania na taką masę chłopa
zawsze znajdzie się pedzio czy ciota,stary to też są ludzie którzy
mają swoje potrzeby,rozumiesz.Skoro są potrzeby to należy je
zaspokajać takie są prawa rynku.
-Wsocjalizmie
nie ma rynku,próbował go zagiąć.
-Nie
pierdol,odpowiedź była krótka i dobitna.Zastanowisz się wystarczy
jedno słowo i wracamy do sprawy.Mówił beznamiętnym głosem
starannie wyjmując każdą nitkę
makaronu
z włosów.Im który bardziej potrzebuje tym głośniej się
zarzeka.,mruczał pod nosem.Nie takie docenty były a z ręki mi
jadły.”Puki na świecie są pedały i cioty
dla
takich jak ja starczy roboty.”Człowiek nie dojada ale ruchać
musi,taka jest natura”.
Obrzydzenie
patrzeć na takiego typa a co dopiero słuchać,pomyślał ale
widać,że wcale nie jest taki głupi.Żyje po swojemu ignorując
otoczenie,zanieczyszcza powietrze kiedy przyjdzie mu ochota,resztki
jedzenia chowa do siennika ,śmierdzi
jak
stary cap a jednak konsekwentnie robi swoje i pewnie w końcu
zgromadzi wokół siebie gromadkę takich jak on.
Napisanie
raportu dało początek zupełnie nowemu rozdziałowi w stosunkach
kapral-Staszek.Małpiszon trzymał w rękach zeszyt i udawał,że
czyta a tak naprawdę chodziło mu o to,że w jego zeszycie jest
tekst napisany pięknymi literami i wszyscy
będą
podziwiać jego Marczaka.Efektem zmiany nastawienia
małpiszona
do szeregowego Ptakowskiego było oficjalne mianowanie go pisarzem
drużyny.Od tego czasu Staszek zajmował się pisaniem wszystkiego co
było do pisania,siedział za stolikiem Marczaka a spał tusz obok
drzwi na parterze. To była ewidentna korzyść.Przestał być
sąsiadem wszarza. Kiedy na drugi dzień do drużyny powrócił krępy
z opatrunkiem na nosie awantura wybuchła na nowo.
-Ja
mam spać obok tej zawszonej cioty,krzyknął oburzony. Szykowała
się awantura.Wszarz zeskoczył z pryczy i z zaciśniętymi pięściami
rzucił się na krępego. To co stało się w następnej chwili
zaskoczyło wszystkich.Krótki suchy trzask w szczękę i wszarz
zwalił się na podłogę jak rażony piorunem,kiedy Staszek odwrócił
się w stronę zajścia zobaczył tylko krępego jak rozcierał
prawą
pięść.
-Zakała
syknął,raz udało mu się tryknąć mnie głową i myśli dureń,że
tak będzie zawsze. Gdy wszarz powoli podnosił się z podłogi
niespodziewanie zjawił się kapral.
-Widzę,że
wojsko ćwiczy sporty obronne,kto kogo pierwszy zagadnął poważnie.
-Nic
się nie stało obywatelu kapralu,wszarz rozcierał szczękę.
Spadłem
schodząc z pryczy.
-No
widzę,że co niektórym zachciewa się brykać. Wy szeregowy
zwrócił
się do krępego szukacie guza. Tak ja jako wasz dowódca
mówię,jeszcze raz przyłapię na boksach to zamknę w pierdlu o
chlebie i wodzie...
-Ale
ja...krępy próbował coś powiedzieć lecz Marczak nie dopuścił
go do głosu.
-Pamiętaj
jak wół pierdzi to obora słucha.No tak ja przyjął wasze
wyjaśnienie zwrócił się do wszarza i raportować nie będę. Ot
co.
Rozdział
drugi
Przytuleni
do pochyłej skały która jak garb wyrastała na środku rozległej
górskiej polany palili papierosy i rozcierali skostniałe z zimna
dłonie.Zapłakana jesienna pogoda dawała się wszystkim we
znaki.Tak na dobrą sprawę gór nie było widać,czuło się je, po
zapachu świerków i jodeł.
-Biegamy
po tych halach,gonią nas jak psy a zamiast karabinu mamy w ręku
patyki,mały chłopak z zadartym nosem wyrzucił przed siebie peta.
-Bo
jesteś rekrut pacanie,odezwał się wszarz.Jak takiemu jak ty dać
do ręki karabin poza tym jesteś nie świadomy nie przeszkolony a
taki to i dowódcę rozwali i powie,że z nieświadomości.
-Po
co zwalać na nieświadomość,o kurde chłopaki pomyślta,że można
zastrzelić małpiszona i tłumaczyć się,że polowałeś na
małpy,chłopak o ascetycznej twarzy aż zapiał z zachwytu.
-Słuchajta
chłopaki w Polsce nie ma małp,żaden glina ci nie uwierzy,facet o
ascetycznej twarzy poważnie brał pod uwagę możliwość
zastrzelenia małpiszona.Aleśta wykształcone zaraz widać,że do
szkoły jeździta tydzień wołami.
-A
ja idę o zakład,że w Polsce są małpy,wszarz stał z wyciągniętą
ręką.
-A
o co będziemy się zakładać,asceta gotów był się założyć ale
chodziło mu o stawkę.
-Jak
jesteś pewny,że wygrasz ,powiedział wszarz to możesz się założyć
o własną dupę albo o dupę swojej baby.
-Nie
mam baby,odpalił a ty masz?
-Ja
mam bab na pęczki,chwalił się wszarz ale to nie moje zmart-
wienie
bo ja wygram.
-Pierdolita
kolego,nie dawał za wygraną asceta,jakie w Polsce są małpy.
-Powiadam,że
wygram a jak przegram to zakładam rzecz najcenniejszą jaką mam
własną dupę.Głośny śmiech zwabił kaprala który na uboczu
kopcił swojego sztacha.Podszedł do nich skurczony z zimna,
-widzę,że
wojsko jest zadowolone,znaczy się żołnierz jest syty i
wyspany,rozcierał skostniałe dłonie.
-Obywatelu
kapralu,odezwał się wszarz,niech obywatel kapral rozstrzygnie
zakład będzie ważniejszy.No dawaj łapę i nie pękaj zwrócił
się do ascety.
-Kiedy
ja tego...taki zakład...zaczął się jąkać.
-Słowo
żołnierza święta rzecz,poważnie oznajmił Marczak,znaczy się
był zakład to i musi być zakład.A o co idzie zwrócił się do
wszarza.Wszarz zrobił poważną minę i tubalnym głosem
oznajmił,idzie o to obywatelu kapralu czy w Polsce Ludowej związanej
nierozerwalnym sojuszem braterstwa z Związkiem Socjalistycznych
Republik Radzieckich rosną małpy.
-Znaczy
się,Marczak dla zyskania czasu drapał się po głowie,,idzie o to
czy małpy...hm znaczy się kto mówił,że małp nie ma.
-Ja
przyznał się asceta ale zakład miał miał...
-tak
dawajcie ręce,przerwał mu Marczak w pół zdania.Niech dowódca
przetnie i rozstrzygnie.Ot co.Asceta chcąc nie chcąc musiał podać
rękę wszarzowi a małpiszon z poważną miną przeciął zakład i
głosem dowódcy oświadczył,
-wygrał
ten który znaczy się twierdzi,że małp nie ma,tak ja jako wasz
dowódca oświadczam,że małpy rosną w ciepłych krajach
dodał
by uzasadnić swoją decyzję.
-Obywatelu
kapralu,zreplikował wszarz na szkoleniu politycznym obywatel
porucznik powiedział,że w obozie socjalistycznym jest wszystkiego
więcej niż u wrednych imperialistów zachodnich a według
największego uczonego świata Miczurina to w Związku
Socjalistycznych Republik Radzieckich nawet w dorzeczu Indagirki
gdzie
jest biegun zimna rosną pomarańcze.Ja się obywatela kaprala pytam
czy polscy uczeni korzystając z przodującej nauki radzieckiej
potrafią wyhodować małpę i spowodować by rosła na polskiej
socjalistycznej glebie,a może towarzysz porucznik kłamał.Mina jaką
zrobił Marczak po wysłuchaniu tyrady wszarza była
potwierdzeniem,że małpy w Polsce nie tylko są ale są blisko
nas.Biedak stał z otwartą gębą i patrząc na wszarza próbował
odgadnąć głębię jego myśli.Czuł na sobie spojrzenia całej
drużyny. Zatkało go kompletnie. Wiedział,że waży się jego
autorytet a jednak...publicznie przyznać,że nauka radziecka czegoś
nie potrafi
równałoby
się samobójstwu a wycofać się z tego co się powiedziało też
nie wypadało.
-Obywatelu
kapralu jak wrócimy do koszar,wszarz nie ustępował,to zamelduję
się do obywatela porucznika z o rozstrzygnięcie,czy nauka
radziecka...
-Baczność,Marczak
przerwał dalszą dyskusję która wymykała się spod jego kontroli
nerwowo wypluł peta,poprawił mundur i podał następną
komendę,koniec palenia.
Zgłupiał
do reszty,przemknęło przez myśl Staszkowi.Kapral ustawił drużynę
w dwuszeregu,dał baczność by w ten sposób zyskać na czasie i
unikać kłopotliwych pytań a samemu sformułować sensowną
odpowiedź.Komedia,jedyne słowo które przychodziło Staszkowi do
głowy.Facet który mieni się ich ojcem i matką,który ma z nich
zrobić kulturalnych ludzi zastanawia się czy w
Polsce
rosną małpy.Paranoja.Po długiej chwili milczenia Marczak dał w
końcu komendę spocznij i przechadzając się z groźną miną przed
szeregiem zapowiedział,
-pamiętajcie,że
każda próba ominięcia drogi służbowej to złamanie
regulaminu,żołnierz zawsze zachowuje drogę służbową.
Sprawa
małp,to w świetle ostatnich osiągnięć przodującej nauki
radzieckiej w tym szczególnie wielkiego uczonego Miczurina
musi
być rozstrzygnięta w ten sposób,że uczeni polscy korzystając z
wzorów nauki radzieckiej potrafią wyhodować małpy w takich
ilościach by zaspokoić rosnące potrzeby krajowe zaś nadwyżki
przeznaczyć na eksport.Głębokie westchnienie ulgi dowodziło jak
wielki ciężar spadł mu z serca.
-Te
smaruj dupę wazeliną przegrałeś zakład,wszarz poklepał ascetę
jak swoją własność.Teraz wiedz pacanie,że przodująca nauka
radziecka wszystko może.Zresztą jak będziesz spełniał zakład to
popracuję nad tobą,poklepał go po pośladkach.
-Zakład
jest nieważny,bronił się asceta,małpy nie rosną tylko żyją na
drzewach.
-No
to zamelduj kapralowi jest przecież twoja matką i ojcem powiedz,że
mówił nieprawdę,no idź,powiedz,że nauka radziecka nie potrafi
wyhodować małp a co za tym idzie polska tym bardziej.
-Cwaniak,cygan
syczał asceta,
-cwaniak
czy cygan obojętnie i tak od dzisiaj jestem twoim panem,będziesz mi
usługiwał przy stale i w łożu.
-Świnia,buzerant
syczał wściekły z bezsilności asceta.
Kiedy
wrócili z ćwiczeń do baraku śmiechom nie było końca,w Polsce
rosną małpy i to dzięki Miczurinowi,drugim powodem do żartów był
wygrany przez wszarza zakład.Chudy jak patyk asceta stawał się
własnością wszarza.Staszek miał zamiar położyć się na pryczy
choć było to niezgodne z regulaminem i rozprostować kości gdy
nagle dyżurny głośnym krzykiem wywołał jego nazwisko.Pewnie
sprawa latryny i nocnego spaceru z Marczakiem pomyślał.Jedyny
świadek który może poświadczyć,że obecność w nocy na placu
apelowym związana była z wykonywa-
niem
rozkazu mycia latryn a nie schadzki z kapralem,Heniek Borto przepadł
jak kamień w wodę.
-Szeregowy
Ptakowski zameldować się u szefa sztabu,brzmiał rozkaz.
No
to mnie załatwił zasrany małpiszon,pomyślał idąc do baraku na
końcu placu apelowego w którym mieścił się sztab.Stał przed
drzwiami szefa sztabu i w myślach przygotowywał obronę.W końcu
zapukał i wszedł do środka.Pomieszczenie było puste,dopiero po
chwili zauważył,że pod oknem siedzi jakiś facet i jednym
palcem
wystukuje coś na maszynie do pisania.
-Jaka
sprawa,zapytał nie odwracając głowy.
-Szeregowy
Ptakowski,dyżurny kazał się zameldować...
-a
to ty,od Marczaka,przerwał pisanie,ale jaja uśmiechnął się do
niego.
-Kiedy
to wcale nie było tak,próbował uprzedzić spodziewany zarzut,ja
dostałem rozkaz wyszorowania latryny i Marczak poszedł
sprawdzić...no tego...
-co
ty piepszysz tu nie chodzi o spacery,przerwał mu w pół
zdania,chodzi o raport który prawdopodobnie napisałeś tak czy nie?
-no
napisałem bo...
-chłopie
kapitan śmiał się do rozpuku,Marczak ustnie raportował co innego
a napisane jest co innego,rozumiesz ale nie bój nic kapitan uznał,że
to co napisane jest lepsze od tego co gadał Marczak dlatego kazał
cię wezwać.
-Powiedz
konkretnie o co chodzi,pisanie raportu za kaprala to
wykroczenie?Staszek próbował wyciągnąć od żołnierza piszącego
na maszynie coś więcej niż „nie bój nic”.
-Nie
wiem czy są inne powody,odpowiedział szczerze,poczekaj na korytarzu
teraz jest narada jak wróci to cię wezwę.
Wiadomość,że
nie chodzi o incydent z Marczakiem przyjął z
ulgą,głupio
się tłumaczyć z czegoś czego się nie zrobiło a w ogóle sama
myśl,że on i małpiszon kombinują jest tyle śmieszna co
obraźliwa.Stał oparty o ścianę i palił papierosa gdy nagle
poprzez drzwi w końcu korytarza doszły go po podniesione głosy
kilku mężczyzn.Przesunął się bliżej drzwi by posłuchać o czym
tak zapamiętale dyskutują.Tubalny głos oznajmił tonem który
brzmiał jak rozkaz,
-przygotować
lepszy obiad,niech będą kotlety schabowe,
-towarzyszu
majorze muszę znać dokładną datę,facet z chrypką nałogowego
palacza dopominał się o szczegóły.
-sam
nie znam dokładnej daty,padła odpowiedź,jedno jest pewne skracamy
rekruta.Produkcja kopalni kuleje,musimy im pomóc.
To
co usłyszał było porażające,stracił wszelkie złudzenia,że
może to jednak wojsko.Już wie co tu grają.Cała zabawa w rekruta
to mistyfikacja po prostu chcą ich związać przysięgą by tym
łatwiej zmusić do pracy pod ziemią.Bardzo wielu chłopaków
wierzy,że to jednak wojsko a broń otrzymają po złożeniu
przysięgi.Koniec złudzeń.Musztra z patykiem na ramieniu to jedyne
czego są godni.Zrobiło mu się żal,że nie będzie mógł
pochwalić się przed kolegami,że jest normalnym
żołnierzem.Odrzut,kategoria „D”,a Stenia ,a podchorążówka,a
generał,jednak wstyd.Śmieszne ale on rodowity Ślązak nie potrafi
sobie wyobrazić kopalni,osobiste za-
interesowania
były tak odległe od górnictwa,że nigdy nie przyszło mu do głowy
zastanawiać się jak naprawdę wygląda kopalnia.
Wieże
na horyzoncie,hałdy to cała jego wiedza.Teraż będzie
górnikiem,wsadzą go do windy spuszczą w dół i będzie kilofem
kopał węgiel.Czy ma strach przed tą czarną dziurą?Tak.Komu
zależało by zamiast na studia trafił do górnictwa,uparte pytanie
pozostawało bez odpowiedzi.Miał incydenty z groźnymi facetami
kojarzonymi z komunistami.Klasa maturalna.Skończył trening
szermierki w sali tuż obok ich szkoły.Brak ciepłej wody w kranach
podpowiedział mu by skoczyć do szkolnej łaźni i umyć się
pod
prysznicem.Szkoła była otwarta ale światła już wygaszone,znał
drogę na pamięć.Pierwsze drzwi na prawo obok sali gimnastycznej są
prysznice.Wszedł i stanął zdziwiony.Łaźnia była oświetlona z
któreś z dalszych kabin dochodził go z ciszony głos.Chciał wejść
do najbliższej kabiny i po prostu wziąć prysznic gdy nagle
usłyszał pisk dziewczyny.Zaczął nasłuchiwać i co raz bardziej
się dziwił.
Ktoś
szamocze się z dziewczyną ale kto z kim o tej porze?Pewnie
zrezygnowałby z podglądania gdyby nie wyraźne wołanie o pomoc.Nie
chciał być słyszany więc szybko zrzucił buty i boso zakradł w
pobliże kabiny skąd dochodziło wołanie.
-Puść
nie chcę,głos jest znajomy.Słyszy suchy trzask policzka i ochrypły
głos faceta
-co
ty sobie myślisz mnie chcesz wystawić do wiatru?znowu szamotanie i
ciche popłakiwanie.Wdrapał się na mur oddzielajacy kabiny i
zdębiał.Na taborecie siedział pan od strzelania,ten sam który
prowadził śledztwo w sprawie pani od matematyki,ten sam który
wygrażał się,że pożałuje jeżeli nie będzie współpracował;był
zupełnie nagi a na kolanach trzymał zdzierając z niej odzienie
Anię.Anię z jego klasy.Zrobił jakiś ruch i pan spojrzał w
górę,ich oczy spotkały się.Pamięta paniczną ucieczkę ze
szkoły,w drzwiach zderzył się z woźnym,nawet nie przeprosił
uciekł.Od tego czasu
prześladowało
go pytanie,czy został rozpoznany przez tego pana od strzelania.Ania
zachowywała się w klasie zupełnie naturalnie ale czy wiedziała,że
to on przyłapał ich na czułem spotkaniu w łaźni. Jedno
pozostawał poza wszelką dyskusją ten pan na pewno bardziej był
funkcjonariuszem niż pedagogiem,mógł się mścić.
Pytanie
komu mogło zależeć by miast magistrem został górnikiem.
Może
to jednak sprawa ojca który był ochotnikiem w kampanii
bolszewickiej i wielkim fanem marszałka.Z nudów odtwarzał w
pamięci różne sytuacje które mogły sytuować go w kręgu „wrogów
ludu”.Święto 3 Maja 1946 rok.Razem z ojcem był na uroczystej
mszy
ku czci Królowej Korony Polskiej,po mszy wymarsz ze sztandarami na
manifestację i wtedy zostali zaatakowani przez uzbrojonych
cywili.Drewnianymi pałkami i ołowianymi kulkani zawieszonymi na
sznurkach.Zostali pobici a sztandary podarte
i
zbezczeszczone,jemu za karę kazali czyścić rowery na komendzie
milicji a ojca zatrzymali.Wrrócił po kilku tygodniach z wybitym
zębem.Pewnie byli odnotowani i teraz odpłacają się jak mogą.
-Czekasz
na mnie,za jego plecami stał kapitan ten sam który w nocy zrobił
awanturę Marczakowi za rzekome schadzki z rekrutem.
-Tak
jest obywatelu kapitanie,wypalił regulaminowo.
-Wchodź,
szybko bo mam mało czasu i nie musisz się stale meldować.
-Tak
jest powiedział odruchowo i zamilkł w pół zadania.
-czytałem
raport widać,że pisanie jest ci nieobce,możesz popracować w
kancelarii będziesz pomagał Zenkowi,pokazał głową na chłopaka
siedzącego przy maszynie.To nie jest rozkaz,chcesz będziesz nosił
pocztę i odbierał koreskponencję.
-Zgadzam
się,powiedział beż zastanowienia.
-Tak
myślałem,Zenek ci wszystko wytłumaczy,spać będziesz u siebie w
drużynie.
Zaczynasz
od zaraz.Praca w kancelarii była namiastką normalności.
Skończyło
się bieganie po halach z patykiem zamiast karabinu.
Jego
podstawowym obowiązkiem był stały kontakt z pocztą.
Codziennie
maszerował przez miasteczko z ogromną torbą na
ramieniu.Dodatkową
atrakcją była młoda pracownica poczty która,nie była ładna ale
była miła,zawsze uśmiechniętaByła po prostu młoda i spragniona
chłopaka.
-Jesteś
tutejsza zagadnął ją nie tyle z ciekawości co z potrzeby
powiedzenie czegokolwiek.
-Pewnie,że
tutejsza,odparła rezolutnie,a niby skąd mam być
-Chodzi
mi o to czy jesteś autochtonka czy przyjezdna.
-Tutaj
autochtonów nie znajdziesz,wszyscy do jednego albo uciekli albo
zostali wyrzuceni na zachód;powiadają,że kiedyś to z całych
Niemiec a nawet Europy zjeżdżali tutaj na wczasy.
-Nie
odpowiedziałaś skąd pochodzą rodzice,
-Galicja
bąknęła pod nosem ale tak w ogóle to przyjechaliśmy z Francji,
-Mówię
i piszę w końcu ukończyłam szkołę i coś tam pozostało w
pamięci.
-Jesteś
dobra i nie tylko,chciał jej zrobić przyjemność.Komplement
potraktowała jako propozycję.
-Przyjdź
na kawę,poznasz ojca,godzinami potrafi opowiadać o
partyzantce,dojrzał lęk w jej oczach,że odmówi.
-Chętnie
ale dopiero po przysiędze,teraz nie dają przepustek.
-Może
być po przysiędze,uśmiechnęła się i momentalnie stała się
ładniejsza;dostrzegł rząd białych ząbków,dołek w policzku i
filuterny błysk w oczach.Gdybyż one wiedziały ile tracą kiedy się
nie uśmiechają,
-Ty
pewnie masz dziewczynę,nagle stała się poważna, a ze mną to tak
dla zabicia czasu.
-Mam
i nie mam odpowiedział wymijająco.
-To
znaczy,że masz,wpadła mu w słowo.
-Sam
nie wiem,wydawało się,że mam ale miało być inaczej a jest jak
jest,raczej nie mam.
-Dla
mnie to nie ma znaczenia czy mój przyszły będzie pracował w
kopalni czy będzie biuralistą.Tato mówi,że to zaszczyt wydobywać
dla kraju węgiel..
-Rozumiem,że
twój ojciec był górnikiem.
-Tak
odpowiedziała poważnie,widać dumna ze swojego ojca,tak
powtórzyła,pracował w kopalniach francuskich i belgijskich,był
związkowcem ale po wojnie kapitaliści wyrzucili wszystkich
związkowców i tak wróciliśmy do Polski.No to wiem więcej
niż
chciałem wiedzieć,myślał gdy obładowany korespondencją wracał
do koszar.Komunista,działacz w sam raz teść dla niego ha ha,swoją
drogą Francuzi nie bawili się w ciuciubabkę.Chcesz mącić wracaj
z kąt przybyłeś,tylko gdzie posłać naszych naprawiaczy
świata,tam gdzie ich miejsce,nie chcą jechać a tam gdzie chcą tam
ich nie chcą.Jednego był pewny,żadnych kaw,żadnych dyskusji z
partyjnymi agitatorami.Wystarczy mu Zenek który okazał się zwykłem
kapusiem.Kilkakrotnie namawiał go do kontaktu z oficerem od
informacji,obiecywał złote góry,pracę na funkcji do końca
służby.Udawał,że nie rozumie o czym mówi,bał się,że
jednoznaczna odmowa byłabyniebezpieczna więc grał na zwłokę.
Nastroje
wśród żołnierzy uległy raptownemu pogorszeniu gdy plotka o
tym,że przeznaczeni są do pracy w kopalni przestała być plotką a
stała się faktem.Ucichły śmiechy a najwięksi dowcipnisie
chodzili smutni z lękiem w oczach.Więc jednk.Absolutna większość
przyjmowała służbę wojskową jako normalny obowiązek
względem
ojczyzny,pod warunkiem,że będą żołnierzami a nie robotnikami
przymusowymi.Nawet ci dla których praca fizyczna była sposobem na
życie,chcieli służyć z karabinem w ręku,jest to chyba ambicja
każdego młodego mężczyzny.Najgorsze były chwile wolne,po
obiedzie,po kolacji kiedy spotykali się w ciasnych izbach.
Przygnębiająca
cisza jeszcze bardziej napędzała strach przed nieznanym.Każdy
gryzł coś w sobie i jak by bał się podzielić z kolegą z
pryczy,że będzie wyśmiany ale oczy i przybladłe twarze mówiły
wszystko.Pochodzili z całej Polski od Bugu po Odrę,więk-
szość
płaciła karę za przynależność rodziców do AK,byli synowie
kułaków ale byli również ludzie z marginesu,żule,cinkciarze, ale
i
studenci
którzy opowiedzieli polityczny dowcip niewłaściwym osobą byli
maturzyści i Ślązacy mający krewnych na zachodzie.Po krótkim
wspólnym poznaniu jedno było pewne dla Staszka,łączyła ich
niechęć do ustroju Polski Ludowej.Pewnego razu kiedy
leżał
na swojej pryczy wpatrzony w sufit ktoś półszeptem zapytał,
-te
biuralista wiesz co z nami będzie?
-tyle
wiem co ty,skłamał.Nikt nie podjął tematu,grobowa cisza była
wymowna,każdy na swój sposób trawił rozczarowanie i strach.
Postanowił
nie dzielić się wiadomością podsłuchaną pod drzwiami w
sztabie,po co,komu to pomoże.Sam natomiast postanowił,że nie
zaprosi Steni na przysięgę,niech myśli,że jest w podchorążówce
a już na pewno,że jest prawdziwym żołnierzem a nie odrzuconym
przez władzę elementem.Przepaść między marzeniem,tym z
pożegnalnego wieczoru a rzeczywistością była tak ogromna,że bał
się prawdy.Wiedział,że nie zrobił nic przeciw Ludowej Władzy
poza tym,że ją nie lubił i wyznawał inne wartości a jednak
wstydził się przyznać rodzicom,kolegom a już na pewno Steni,że
został zakwalifikowany do obywateli gorszej kategorii.Postanowił
nie odpowiadać na listy Steni mając nadzieję,że prędzej czy
później sama zrezygnuje z podtrzymywania tej znajomości.
Wiadomość
o przyśpieszeniu daty przysięgi dla większości była
zaskoczeniem.Wszystko odbyło się w tempie przyśpieszonym
widać
komuś zależało by nie mieli zbyt dużo czasu na myślenie.
Trochę
lepszy obiad,nie było kotletów schabowych,kilka wolnych chwil i
przygotowanie do opuszczenia jednostki.Scenariuszpozorów został
wyczerpany nadszedł czas by dopełnił się ich los-czas
prawdy.Kiedy ostatni raz leżał na pryczy po prostu się
bał.Kopalnia to dla niego wielka niewiadoma,dziura w ziemi i ogromna
ciemność
tak
to sobie wyobrażał.Dotychczas sprzyjało mu szczęście,jakoś
sobie radził ale czy oznacza to,że tak będzie zawsze.Gdzieś z
dolnego piętra doszedł go głos modlitwy;pierwszy raz jak jest z
tymi chłopakami słyszy głos modlitwy.Pewnie dobrze jest
mieć
Pana Boga po swojej stronie w takiej chwili pomyślał i zapadł w
płytki sem.
Rozdział
trzeci
Piętrowe
baraki ustawione w ogromny czworobok robiły przygnębiające
wrażenie kojarząc się raczej z obozem jenieckim lub
koncentracyjnym aniżeli koszarami wojskowymi.Przestrzeń pomiędzy
barakami stanowił plac apelowy.Skończyły się złudzenia nawet dla
największych optymistów.Są w obozie pracy i będą wydobywać
węgiel pod ziemią.Ta twarda rzeczywistość dotarła już do
wszystkich chociaż oficjalnie nikt im tego nie powiedział.Po raz
kolejny zostali dokładnie wymieszani,nowe twarze nowe otoczenie.
Ewentualne przyjaźnie lub konflikty rozmyły się;dominował strach
i oczekiwanie .Staszek nauczony doświadczeniem wiedział,że
należy
walczyć o wszystko co ułatwia życie a więc łóżko blisko
okna
i na parterze,szafka w zasięgu ręki.Izba była duża by nie
powiedzieć przestronna .Okna dawały tyle światła,że można uznać
pomieszczenie za jasne.Porównanie z ciasnotą jaka panowała w
poprzednim ośrodku obecna izba zasłuiwała na nazwę salonu.
Utrudnieniem był brak centralnego ogrzewania oraz prymi-
tywne
latryny.Po rozlokowaniu,napchaniu sienników słomą i doprowadzeniu
izby do porządku mieli czas wolny.Leżał na świeżo pościelonej
pryczy i po raz niewiadomo który analizował swoją sytuację.Tysiące
ludzi z własnej i nieprzymuszonej woli pracuje pod ziemią i nic się
nie dzieje ale przekorna myśl podpowiada,że tu
nie
chodzi o to,że pracujesz tylko,że pracujesz pod przymusem wbrew
swojej woli.Państwo które mieni się być demokratycznym łamie
podstawowe prawa gwarantowane w konstytucji,wolność do nauki i
pracy.Jak na ironię pracę maturalną pisał właśnie
z
konstytucji.W końcu kurtyna opadła.Pierwsza pogadanka o BHP
-Kopalnia
jest kopalnią gazową
-pod
odpowiedzialnością karną nie wolno używać otwartego ognia
-zabronione
jest posiadanie na dole zapałek i papierosów
-w
obrębie kopalni wszyscy podporządkowani są dozorowi
górniczemu.Cały szereg innych bardzo szczegółowych przepisów
uzmysłowiło wszystkim,że praca w tych warunkach należy do bardzo
niebezpiecznych.W grobowym milczeniu leżeli obok siebie a jednak
każdy z nich w myślach był bardzo daleko.Pytanie dlaczego ja
wracało uparcie i mało kto znał na nie odpowiedź.
Nowi
koledzy z izby wydawali się sympatyczni i przyjaźni,typy spod
ciemnej gwiazd rozmyły się w masie normalnych ludzi a być może
strach zamknął im usta.Obok leżał chłopak z Krakowa. Staszek
odwrócił się w jego stronę próbując podjąć rozmowę ale
ten
nie reagował na jego gesty wpatrzony w sufit.W końcu ktoś nie
wytrzymał :
-Słuchajta
chłopaki odezwał ten który leżał obok drzwi,miał twarz okrągłą,
rumianą o dobrodusznym wyglądzie galicyjskiego chłopa.
-Ja
nazywam się Jan Wącław i pochodzę z Nowego Sącza i powiem wam,że
władza ludowa chce nas o tak..wykonał ruch z którego wynikało,że
zawisną na stryczku.W tych kopalniach to jest taki gaz,że go nie
widzisz i nie czujesz a bestia zabija,rozumita.
Nikt
tam nie chce pracować dlatego zmuszają do pracy takich jak
my
i więźniów a przed tym jeńców wojennych.Możecie mi wierzyć bo
jestem od was starszy mam żonę dwójkę dzieci gospodarstwo rolne a
jednak mnie zabrali,wiecie dlaczego?bo ojciec zaraz po wojnie
walczył z tymi od reformy rolnej.Ja się nie dam zwieść,to jest
wyrok na wrogach ludu albo cie kostucha dopadnie na dole albo może
się wywiniesz ale będziesz do niczego.
-Jezu
Jezu chłopaki ja nie zjadę na dół,głos dochodził z drugiego
końca izby;niech mnie wsadzą do kryminału a do czarnej dziury nie
dam się wepchnąć.
-Kurwa
niech mnie zabiją a nie zjadę,kolejny głos kogoś kto nie chciał
się pogodzić z przymusem pracy.Z pryczy zeskoczył mały niepozorny
chłopak,stanął obok pieca kaflowego tak jak by chciał
zabezpieczyć sobie tyły i natarł na tego z Nowego Sącza bo to on
rozpętał psychozę strachu.
-Ty
stary zapyziały kmiocie krzyczał poirytowany robisz ferment i
straszysz chłopaków a sam nie wiesz jak wygląda kopalnia.
-Co
tam jest do oglądania,bronił się Wącław,ciemno jak u murzyna w
dupie i tak nic nie zobaczysz.
-Słuchajcie,przekonywał
mały,kopalnia to takie samo miejsce pracy jak każde inne,zjeżdżasz
windą,jest tam jasno bo świecą lampy,są telefony,jeżdżą
pociągi normalne życie.
-Agitator
się znalazł pewnie płacą ci za taką gadkę,Wącław nie dawał
za wygraną.
-Nie
jestem agitator tylko wiem jak jest.
-Byłeś
na dole,widziałeś,przyparł go do muru Wącław.
-Ja
nie byłem ale kolega pracuje na Śląsku i żyje lepiej niż my
razem wzięci.
-Co
to znaczy lepiej od nas,jeżeli jemu jest dobrze na dole to niech
sobie żyje a mnie jest lepiej wśród krów w oborze,na miedzy w
polu gdzie i skowronek zaćwierka bażant wyfrunie spod nóg,co to
znaczy lepiej jest w kopalni.
-A
on dostał talon na radio Pionier i mieszkanie dostanie i obiecany
ma talon na motocykl WFM a ty co masz?jałowicę i byka po jajach
drapiesz i to jest wszystko.
-Ja
nie mówię czyje życie lepsze,Wącław obstawał przy swoim,
konstytucja gwarantuje ci wolny wybór pracy i o to chodzi.Ja
jałowicy nie muszę ruchać mam swoją babę która mi wystarcza a
to,że krówki jak wchodzę do obory mruczą z zadowolenia,konie
parskają i świnki piszczą to dla mnie muzyka.Słonko świeci,
,swierszcze
cykają łany żyta czy owsa się tobie kłaniają w pas ot, to jest
życie.
-Ty
sobie gadaj,chcesz gnojem śmierdzieć to sobie śmierdź a górnik
żyje sobie jak lord,mały rozglądał się po wszystkich z miną
zwycięscy.Może
to co mówił mijało się z prawdą ale niektórym pomogło pokonać
narastający strach.Na jak długo
-Mnie
taką gadką nie przekonasz,po dłuższej chwili odezwał się
Wącław,znam takich co to obiecywali chłopom złote góry,darmową
ziemię z reformy rolnej i co z tego wynikło?rozszabrowany majątek
dworski, spadek wydajności z hektara a na koniec PGR-y i
kolektywizacja.Socjalistyczny
raj na ziemi.Dzielić równo partia wszystko obywatel gówno.Ot
co.Powiedzta chłopy co wy na to?
Większość
nie brała udziału w dyskusji,wyobcowani zatopieni we własnych
myślach leżeli nieruchomo wpatrzeni w sobie tylko wiadome wirtualne
miejsca.Pewnie każdy na swój sposób próbował znaleźć się w
nowej rzeczywistości.Sprzeczka pomiędzy agitatorem
a
Wącławem trwała w najlepsze gdy nagle z trzeciego rzędu prycz
ktoś
się zsunął w pierwszej chwili wyglądało na to,że po prostu
schodzi z pryczy ale skoro schodzi to musi stanąć na ziemi a tu
nic.
Dłuższą
chwilę trwało czekanie zanim się zorientowali,że to coś zawisło
i dziwnie macha rękami.
-E
ty co tam robisz,mały przerwał swoje wywody z Wącławem i mrużąc
oczy próbował dojrzeć co dzieje się między pryczami.
-O
kurwa,chłopaki on się powiesił,szybko tutaj,wisi.Zrobiło się
zamieszanie wszyscy tłoczyli się w wąskim przejściu pomiędzy
pryczami.Wisiał na pasku od spodni palcami stóp prawie dotykał
podłogi.
-Na
bok nie zawadzajcie,do akcji wkroczył sąsiad Staszka.
-Podnieść
szybko i po cichu,zdecydowanym głosem wydawał polecenia.Jak go
złapią to pójdzie pod sąd,jest po przysiędze i podlega
prokuratorowi wojskowemu.Zdjęli go i ułożyli na podłodze.Miał
oczy wywrócone do góry,usta szeroko otwarte ale żył.Sąsiad
Staszka pochylił się nad nim sprawdzając czy żyje.
-Lecę
po dyżurnego,któryś z kibiców próbował pomóc.
-Nic
mu nie będzie,sąsiad Staszka podniósł głowę znad
leżącego.Żadnego dyżurnego chyba,że chcecie go posłać do
prokuratora.Niedoszły wisielec otworzył oczy i zacząłciężko
oddychać.
-Siadaj
i przestań robić takie numery,sąsiad Staszka pomógł mu wstać i
usiąść na taborecie,następnie zajrzał mu w oczy i widać
uznał,że wszystko jest w porządku bo spokojnie wrócił na swoją
pryczę.Kandydat na nieboszczyka siedział na taborecie oparty
plecami o pryczę i niewidzącymi oczami spoglądał przed siebie.
Przypadkiem
niedoszły samobójca siedział dokładnie w polu widzenia
Staszka.Początkowo nie zwracał uwagi na jego twarz dopiero po
chwili coś go zaintrygowało.Znajoma twarz.
Tak
to jest chyba Alojz,Alojz Nadarzy chodzili razem do jednej klasy w
szkole podstawowejChyba się nie mylę,upewniał się w myślach.Jak
brak włosów zmienia wygląd.Tak pamięta mieszkali w
oficynie
starej kamienicy,jego matka dorabiała sobie myciem i praniem,była
wdową ojciec Alojza zginął pod Stalingradem.Wstał z pryczy
podszedł do niego i spytał,
-Alojz
poznajesz mnie?kiwnął głową,że tak.Co ci się stało
chłopie,przecież
nie jesteś sam,tylu chłopaków z całej Polski...
-”Jo
je dwa tydnie po weselu”,krzyknął w gwarze śląskiej,rozumicie
to synki!rozbeczał się jak mały chłopczyk.”Dwa
tydnie.Ona
nie wytrzymie insi bydom jom dupczyć rozumicie?”
-Alojz
co ty wygadujesz za głupstwa,próbował przemówić mu do
rozsądku,żona czeka,tęskni a ty robisz z niej dziwkę.
-”Danka
nie wytrzymie i insi bydom jom dupczyć,”powtarzał jak mantrę.
-Słuchaj
ty,do rozmowy wtrącił się Wącław,ja jestem żonaty mam dwoje
dzieci i moja wie,że jak tylko zrobi coś na lewo to koniec, wygonię
z domu a dzieci zostawię bo są moje.
-Ty
pierdoły opowiadasz,mały agitator naskoczył na Wącława,baba z
natury jest dupliwa bo jak by nie była to która by chciała
ryzykować rodzenie w bólach,no?Ta jego,pokazał na Nadarzego,jak
skosztowała to już przepadła,dostanie swój czas to nadstawi
każdemu
który się nawinie.
-Te
mądrala skończ pieprzyć,chłopak który udzielił pomocy
niedoszłemu wisielcowi natarł na małego agitatora,facet jest parę
dni po weselu i po prostu jest roztrzęsiony to jest normalne.
Ciekawe co byś ty robił na jego miejscu,może nigdy w życiu nie
miałeś kobiety i dla tego pleciesz pierdoły.Miłość plus seks to
potęga która nie takich jak Alojz doprowadziła do ruiny.Słuchajcie
chłopaki,zwrócił się do wszystkich musimy go pilnować bo jest w
głębokiej depresji,może próbować jeszcze raz.
-Dobry
jesteś,Staszek zwrócił się do niego pełny podziwu;wygląda na
to,że ocierałeś się o medycynę.
-Ocierałeś,odpalił
opryskliwie.Tak się kończy korespondencja z rodziną na zachodzie
skurwesyny.Babcię i dziadka ślązaków wysiedlili z Raciborza
właściwie wywalili z kamienicy którą wybudował mój
pradziadek.Matka pochodzi z Krakowa a ojciec
Ślązak
tyle,że niemieckojęzyczny;nigdy nie przyszło nam na myśl by
rodzinę ojca nazwać germańcami.Byli ślązakami mówili biegle po
śląsku i po niemiecku,dziadek studiował we Wrocławiu i
Heidelbergu i jak miał mówić?po polsku?Ojciec twierdzi,że zawsze
czuli się Ślązakami ani Niemcami ani Polakami po prostu Ślązakami.
-Mamy
podobne problemy szepnął Staszek,moja rodzina to Wielopolanie ze
strony ojca i Ślązacy ze strony matki.Wujka wywieźli ruscy już po
froncie od tak z łapanki na ulicy,zmarł na tyfus gdzieś tam w
tajdze.Ciąg dalszy rozmowy przerwał Nadarzy,
-co
tu robić,co tu robić,zabije mnie na dole i Danka zostanie sama.
-Znowu
zaczynasz,przerwał mu krakus,
-Ale
ona bydzie się dupczyć z innymi.
-Skończ
i przejdź na inne myśli ciulu jeden,krakus potrząsał nim
trzymając go za ramiona.Ty się powiesisz i co myślicz,że ona nie
będzie się pierdolic jak będzie miała ochotę.Dopiero jej zrobisz
prezent,pacanie.Poza tym nie wolno ci myśleć,że masz żonę
kurwę.Spojrzał zaczerwienionymi oczami na Staszka po tym na krakusa
i powoli poczłapał na swoją pryczę.
Rozdział
czwarty
Zziębnięte
postacie snuły się w kierunku przystanku kolejowego który był
zwykłą wiatą postawioną w szczerym polu.Zbudowana przez Niemców
na potrzeby transportu jeńców wojennych i robotników przymusowych
którzy zmuszani byli do
pracy
w wałbrzyskich kopalniach na rzecz tysiąc letniej rzeszy.
Jesteśmy
ich następcami i w barakach i na kopalni przemknęło przez myśl
Staszkowi .Ziąb prze nikał do szpiku kości.Zbici ciasno grzali się
nawzajem oczekując przyjazdu pociągu.Po dłuższej chwili ukazała
się mała rachityczna lokomotywa która ciągnęła za sobą cztery
rozklekotane wagony pamiętające chyba czasy Hitlera.Jeździ tak jak
jeździła dla Niemców,przemknęło mu przez myśl.zmieniła się
zawartość wagonów,jeńców i więźniów zastąpili więźniowie
PRL-u czyli bez zmian.Wsiadali do wagoników które chyba nigdy nie
widziały miotły,sterty petów,papierów nie pozostawiały
wątpliwości,że nikt tu nie dba o czystość.Znalazł miejsce
siedzące tuż obok drzwi.Przedrzemać choć parę chwil to było
jedyne marzenie.Usiłował naciągnąć czapkę głębiej na uszy gdy
niespodziewanie stanął przed nim Heniek Borto ten który pomógł
mu w pamiętnej nocy wypucować „stanowiska bojowe”-latryny w
Boguszowie.
-Szukom
cie aleś sie tak zadekowoł,że już straciyłech nadzieja.
.Cłowieku
co z nami bydzie,błyszczące niezdrowym blaskiem oczy zdradzały
przerażenie i największe napięcie.
-Chłopie
to ja ciebie szukałem,jeszcze w tam tym ośrodku biegałem za tobą
ale zniknąłeś jak kamfora.Przyznaj się Heniek w jakiej
jesteś
kompani w jakim plutonie.
-Dyć
razem z tobą Stasek,wczoraj ech cie uwidzioł.Cłowieku ale mnie
gniecie w dołku,widzisz jo je zwyczajny do skowronka a niy do kreta
a tukej straszom jakomś czornom dziurom.Cłowieku bydymy się
trzymać razym,dej rynka.Kurczowo złapał go za dłoń i trzymał w
swojej wilgotnej z emocji prawicy.Trwali tak przez dłuższą chwilę
dodając sobie w milczeniu otuchy.
Jazda
ciuchciom trwała kilkadziesiąt minut,parę zagubionych w lesie
przystanków i wjazd na większą stację przeczytał napis
Wałbrzych
i coś jeszcze ale zawiana białą czapą śniegu tablica nie
pozwalała odczytać pełnej nazwy,jedno było pewne są w
obrębie
miasta Wałbrzycha.Więc potwierdza się to co mówił mu spotkany w
czasie jazdy kolega niedoszły ksiądzBędą pracować w kopalniach
zagłębia wałbrzyskiego,bardzo niebezpiecznych i do tego
gazowych.Powstaje pytanie skąd facet który wybierał się do
seminarium miał takie wiadomości.Ciekawe jak sobie poradzi w tej
bardzo
trudnej dla wszystkich sytuacji a dla studenta seminarium
szczególnie.
Było
szaro i bardzo mroźnie gdy pierwszy raz wkraczali na teren
kopalni.Spadzista dróżka wiodła ich wprost z nasypu kolejowego do
bocznej niepozornej bramy pomyślanej chyba tylko do obsługi tego
przystanku.Szli wśród starych zabudowań wykonanych z czerwonej
cegły.Śnieg zdążył zamienić się w brudną papkę,zresztą
wszystko było brudne,brudne ściany,brudne schody,brudne żarówki
tlące się pod sufitem,brudne ławki wzdłuż ścian ,brudne szyby w
oknach.Dwójkami wchodzili w czeluść ogromnego budynku który
niczym szczególnym nie wyróżniał się od innych zabudowań.Nad
drzwiami tabliczka wykonana z dykty z napisem Łaźnia.
Wprowadzono
ich do dużego pomieszczenia przedzielonego metalową siatką na
pół.Towarzyszący kapralowi cywil w białym hełmie oznajmił,że
każdy otrzymuje dwa haki,jeden na czystą odzież drugi na roboczą
następnie dostali polecenie przebrania się w odzież roboczą.
-Za
waszymi plecami znajduje się łaźnia żeńska,kapral pokazał na
białą ścianę wykonaną z dykty a pomalowaną na biało.Jak
którego złapię na podglądaniu to postawię do raportu.Pamiętajcie
obowiązuje
was przysięga wojskowa ale na czas pracy podlegacie
dozorowi
górniczemu.Prywatnie to wam powiem,że na nad i podszybiach pracują
kobiety,uważać bo to nie są żarty,jak ci fiut spuchnie znaczy się
złapałeś paskudną chorobę.Przebrani
przechodzicie
do następnego pomieszczenia tam czeka na was dozór kopalni od
którego otrzymacie przydział do pracy.
Wykonane
z drelichu ubranie robocze,gumowe buty,flanelowa koszula,onuce,hełm
i rękawice,wszystko pachniało świerzością.
Przebrany
przyjrzał się swojemu odbiciu w szybie,wtedy doszło do niego,że
oto skończyły się żarty,w odbiciu szyby zobaczył zupełnie
obcego faceta i to ma być on,elew szkoły podchorążych przyszły
generał w oczach Steni.Rozpoczyna nowy rozdział życia według
scenariusza napisanego przez władzę ludową,pytanie jaki będzie
finał,czy przeżyje,czy da sobie radę.Miał złe przeczucie,że
stanie się coś złego,że przebywanie w wiecznym mroku to nie dla
niego
ale na razie musiał robić dokładnie to co robią inni,stanąć w
kolejce do drugiego pomieszczenia i czekać co przyniesie los.
Czekanie
przedłużało się więc postanowił wyjść przed budynek by
zaczerpnąć świeżego powietrza.Mróz i mgła zapowiadały rychłe
opady sniegu.Wszystko do diabła pogoda i jego nastrój dostroiły
się
do siebie.O Steni musi zapomnieć nie chce żeby go widziała w takim
stanie,jego herosa tam tych lat.Złapał się na tym,że znowu
roztkliwia się nad sobą,romantyczny wieczór,kumkanie żab,koncert
cykad i oni wtuleni w siebie pewni,że cały świat leży u ich
stóp;on w galowym mundurze Stenia u jego boku.Masz generała
pomyślał w gumowych butach i brązowym hełmie który czeka na
decyzję gdzie będzie pracował.Należy patrzeć trzeźwo bez
sentymentów nie roztkliwiać się nad sobą starać się pomóc
losowi.Pytanie jak to zrobić.Jak najdalej od czwartego oddziału,to
utkwiło mu w pamięci po pamiętnej awanturze Marczaka z kapitanem.
Krąg
osób które tak jak on postanowiły czekać nie w dusznej łaźni
lecz przed budynkiem powiększał się.Stał oparty o zimny mur i
próbował nie myśleć o tym co stanie się za parę
minut.Bezmyślnie obserwował jak grupa kilku żołnierzy upycha w
kieszeniach roboczych bluz zmięte paczki papierosów i
zapałek.Wiedział,że to jest zabronione a jednak nie
zareagował.Zrobiło mu się zimno i postanowił wrócić do ciepłego
pomieszczenia.Wykonał gwałtowny obrót i niespodziewanie wpadł na
osobę dozoru.Zderzenie było na tyle silne,że osoba dozoru
zachwiała się i pewnie by upadła
gdyby
nie jego pomoc.Błyskawicznie złapał osobę dozoru za ramię i
pomógł jej zachować równowagę.
-Przepraszam
wyrzucił z siebie przerażony,że już pierwszego dnia podpadł
osobie dozoru.
-Nic
się nie stało,usłyszał kobiecy głos,podniósł głowę i
zobaczył twarz młodej kobiety zupełnie nie podobnej do
górnika.Duże bązowe oczy w obwódce gęstych rzęs,wąskie ładnie
zrysowane usta i rząd białych zębów.Kobieta utwierdził się jak
by niedowierzając faktom.Dalszy tok myśli przerwały głośne
krzyki i wymyślania.
Okazało
się,że dwóch żołnierzy usiłowało zapalić papierosa i
momentalnie zostali zaatakowani przez grupę przechodzących
górników.Zrobiło się zamieszanie, palacze zostali poddani
kontroli osobistej.Jeszcze raz wszyscy zostali spędzeni do dużej
hali gdzie ponownie zostali poinformowani,że metan to gaz który w
odpowiednim stężeniu wybucha i stanowi śmiertelne zagrożenie dla
całej załogi.Na koniec wszyscy poddani zostali szczegółowej
kontroli osobistej.Pan w białym hełmie który przedstawił się
jako naczelny inżynier rozpoczął podział pracy.Staszek stał w
tłumie zupełnie zrezygnowany.Straszą i straszą,czy to nie
wszystko jedno od czego zginie.Idiotyczne.Myśli kłębiły się w
jego głowie,że oto tak czują się zwierzęta pędzone na rzeź,mają
przecież bardzo czuły instynkt i pewnie wiedzą,że idą na śmierć
a jednak idą.W brew
swojej
woli idzieszA co by było gdyby solidarnie odmówili zjazdu?Co im
zrobią?
-Stanisław
Ptakowski,usłyszał swoje nazwisko.Przeżegnał się odruchowo.On
jako pierwszy?przecież jego nazwisko nie rozpoczyna się na A czy B
co jest grane.
Podniósł
wzrok i zamarł,w grupie osób dozoru stała ona ta którą nie tak
dawno potrącił.Więc to jej sprawka.Pierwsza myśl,że chyba
podpadł ale już w następnej chwili rozum podpowiedział mu,że to
absurd,niby skąd miała by znać jego nazwisko.Facet w białym
hełmie wyczytywał kolejne nazwiska nie zważając na alfabet,więc
to
nie zamach ani spisek na niego.Ulga.
-Panie
Ptakowski zwrócił się ponownie do niego,będzie pan pracował na
czwartym oddziele z dwoma doświadczonymi górnikami.Czarne koła
przed oczami-mgła czwarty oddział
niemożliwe
i to on jako pierwszy.Heinel jest pana przodowym,głos
brutalnie
sprowadził go na ziemie.Mały zasuszony człowieczek podobny raczej
do mumii ma być jego szefem.Czuł,że blednie,że pewnie wszyscy
widzą jak mimo woli drżą mu łydki a ślina zasycha w gardle.To,że
mały zasuszony człowieczek rozmawia z Nią panią w białym hełmie
tylko utwierdzało go w przekonaniu,że to jednak spisek na jego
życie.Potrącił Ją,pewnie bardzo ważną osobę na kopalni i teraz
ma za swoje.Potulny jak baranek wylękniony jak bezpański pies
człapał za swoim nowym kierownikiem oby niepodobnym do kaprala
Marczaka.Przed pomieszczeniem na drzwiach którego wisiała
kartka”Lampiarnia” przodowy przywitał się z facetem chudym jak
on ale ciut wyższym.
-Das
ist Willi,pokazał głową na stojącego und das ist Stani pokazał
na Staszka.Wlli miał zapadnięte policzki suchotnika,wypłowiałe
szaroniebieskie oczy i wąskie usta prawie bez warg.Staszek skinął
głową,że rozumie co do niego mówią.Obaj uśmiechnęli się do
niego jak by dodając mu otuchy.Zauważył,że kiedy się śmieją
ich oczy nabierają ciepłego przyjaznego blasku.Może nie będzie
tak źle,wyglądają na normalnych,ale swoją drogą facet w mundurze
polskiego żołnierza z orzełkiem na czapce będzie wykonywał
polecenia niemców. Można zwątpić.Czuł narastający strach przed
tą chwilą która zbliżała się nieuchronnie.To jest ostatni dzień
w jego życiu,ta myśl uczepiła się go i szła za nim krok w
krok.Po co okazywać strach,odwoływał się do resztek rozsądku,a
jednak rozbuchana wyobraźnia podsuwała mu czarne scenariusze
wydarzeń.Heniek Borto,gdzie jest Heniek ze swoją prostą filozofią.
Prawie
półświadomie odebrał lampę od ogromnej baby z prawie białymi
włosami i czerwoną buzią,rozmawiała z jego niemcami w ich slangu
nie zwracając uwagi na Staszka.Co to za dialkt myślał,
przecież
jemu się wydaje,że zna niemiecki a tutaj ni w ząb. Pojedyncze
słowa rozumie.Wili podszedł do niego i bez słowa
pomógł
mu zawiesić akumulator na ramieniu a następnie wziął go pod ramię
i poprowadził do pomieszczenia gdzie panował zgiełk.
Trzask
metalowych drzwi,głos dzwonka mieszały się z szumem maszyny
wyciągowej.Stał wpatrzony w przesuwającą się grubą linę od
wytrzymałości której zależał los wszystkich tychludzi.Odczuwał
zwierzęcy strach przed tym co go czeka a od czego nie ma ucieczki.
Więc
to jest to pomieszczenie w którym znajduje się ta czarna dziura
która od kilku dni nie daje mu spać.Stoi nad samą przepaścią i
wie,że nie ma odwrotu,instynktownie próbował się ukryć za
plecami chudych niemców,próbował się modlić ale żadne ze
znanych
słów nie przychodziło mu do głowy.Zwykły zwierzęcy strach
zdominował go totalnie.
-Cłowieku
ale nos dopadli,spadnymy do tej dziury i bydzie po nos abo się
śnurek urwie i dziepiyro bydzie po nos, za plecami stał Heniek
Borto z chorobliwie błyszczącymi oczami,pewnie jak on szukał
pocieszenia w bliskości kogoś komu można zaufać.
Staszek
próbował podjąć rozmowę powiedzieć cokolwiek ale ucisk w gardle
był tak duży,że nie pozwalał wypowiedzieć słowa.Z ulgą przyjął
krzyk który odwrócił uwagę wszystkich.Ktoś z tyłu odmówił
zjazdu i to zdecydowanie.Zaczęła się szarpanina.Facet leżał na
podłodze z szeroko rozrzuconymi nogami i rękami a nad
nim
stała gromada ludzi próbujących przemówić mu do
rozsądku.Psychoza udzieliła się kolejnemu żołnierzowi który
wszedł za jakąś starą szafę i zdecydowanie odmawiał wyjścia.
Błyskawicznie znalazł się oddział uzbrojonych
strażników
który siłą wyprowadził odmawiających zjazdu żołnierzy.Cel był
jeden nie dopuścić do zbiorowej psychozy która łatwo mogła się
przeobrazić w bunt.
-Chłopaki
nie pękajta ,odezwał się któryś z cywilnych górników ,
przyzwyczita się to nie będzieta chcieli wyjeżdżać na
powierzchnię. No powiedz Rita jak tam jest zwrócił się do młodej
kobiety która siedziała pod ścianą.No powiedz źle ci jest jak z
Zenkiem Nielabą ściskacie się między wózkami?Głośny śmiech
rozładował napiętą atmosferę.Byli przemieszani ze starą załogą
co wyraźnie łagodziło emocje.
-Cłowieku
ciynżko,odezwał się Borto,śnurek się urwie i bydzie po nos.
-Co
ty pierdolisz,stojący obok cywil słyszał narzekanie Heńka.Ten
sznurek chłopie to jest stalowa lina która wytrzymuje nie takie
ciężary jak ty kmiocie.Lina się pod nim urwie!śnurek,ciemnota
jedna.Heniek Borto stał jak skarcony młody psiak.
-Nie
łam się Heniek,Staszek próbował dodać mu otuchy,pracujesz z
polakami masz z kim rozmawiać a ja mam dwóch niemców możesz to
sobie wyobrazić,gadają takim dialektem jak byś słuchał
francuza.
-nie
narzekaj,odezwał się stojący obok nich cywil,to są najlepsi
fachowcy na tej kopalni,ty nie słuchaj co oni gadają tylko patrz co
i jak robią a włos ci z głowy nie spadnie.Du Heinel,zwrócił się
do niemca łamną niemczyzną,ten nowy ma stracha.Heinel i Willi
zareagowali równocześnie,
-Gut
keine angst Kamerade (dobrze nie bój się przyjacielu)
-ich
ferschte deutsch (ja rozumiem niemiecki)odezwał się Staszek,
-ja
prima ales gut odpowiedział Heinel(wszystko w porządku)
-ni
ma życio cłowieku,Borto plótł pod nosem swoją litanię,skowronki
cłowieka budziyły a tukej mos dziura w ziymi.Ni ma życio.Na
wiotkich nogach popychany przez otaczających go górników wchodził
po raz pierwszy do klatki.Trzask zamykanej metalowej
zasuwy,przesuwająca się przed oczami siatka i zupełna
ciemność.Razem z nimi do klatki weszła inna grupa górników,ze
śmiechu i pisku wnosił,że były tam kobiety.Nagle poczuł,że
podłoga osuwa mu się spod nóg a żołądek podchodzi do gardła.
Ruszyli.
-Zabieraj
łapę,głos jakiejś kobiety tusz nad jego uchem przeraził go nie
na żarty,Ewa pomóż bo ten skurwesyn pcha swoje łapska....Czuje,że
któryś z niemców ściska go za ramię i szepcze na ucho-ales gut
nur ruig Stani.Rozpędzona klatka wyraźnie zwalniała by w końcu
stanąć.Trzask otwieranej zasuwy odsuwana krata
i
nagle został wypchnięty z klatki przez wściekłą kobietę.Nie
wiedział czy okładała chłopów na poważnie czy tylko udawała,że
stała jej się krzywda fakt,że wszystko utonęło w rubasznych
żartach i śmiechu górników.Heinel i Willi zupełnie nie reagowali
na incydent widać oswojeni z podobnymi sytuacjami.
Postali
chwilę po rozglądali się po podszybiu i skinęli głowami w stronę
Staszka,że idą.Weszli w oświetlony szeroki chodnik,w pewnej chwili
Willi zatrzymał się i pokazał Staszkowi jak się zakłada lampę
na hełm,następnie sprawdził czy prawidłowo nosi akumulator
skinął,że wszystko jest w porządku i ruszył za Heinelem który
szedł nie zwracając na nich uwagi.Więc to jest kopalnia która
wywołała tyle emocji hm,czarna dziura to winda
szeroka
dobrze oświetlona droga,tor na pociągi,światło elektryczne
,telefony
duży ruch ludzi,ba nawet kobiety.Jeżeli tak pozostanie to nie jest
tak źle.Szli bardzo długo na jego wyczucie uszli chyba kilka
kilometrów gdy nagle idący na czele Heinel skręcił gwałtownie w
bok.Weszli w wąski nieoświetlony chodnik.Koniec bajki no no
pomyślał włączając lampę na hełmie,rzeczywiście wszystko
zmieniło się diametralnie teraz strop podparty był nie metalową
obudową lecz grubymi drewnianymi stemplami a droga pięła się co
raz bardziej w górę.Po następnych kilkuset metrach chodnik
stopniowo się zwężał,obniżał i stawał się bardzo
stromy.Heinel
odwrócił
się i pokazał ręką na głowę,domyślił się,że ma uważać bo
można sobie nabić guza.To staje się naprawdę niebezpieczne uznał
gdy mimo ostrożności uderzył głową w coś wystającego ze
stropu,bez hełmu ani rusz,następnym spostrzeżeniem był stale
wzrastający z każdym krokiem przeciąg.Wiało tak silnie,że
odnosił takie wrażenie jakby siedział w kominie.Więc kopalnia to
nie tylko jasno oświetlone podszybia i szerokie trakty komunikacyjne
z telefonami i wnękami to również takie miejsca jak te którym
wypada mu teraz iść-strome,ciasne,wilgotne i ciemne a do tego zimno
które mimo wysiłku przenika do szpiku kości.Jak długo można iść
w takich warunkach on wyraźnie czuje zmęczenie a jego dwaj
przewodnicy wspinają się co raz wyżej i wyżej,chude to jak
zasuszona nać a silni są jak osły pociągowe.Przecież tak można
przechodzić całą dniówkę a kiedy w końcu będą skrobać węgiel
którego
na dobrą sprawę jeszcze nie widział.Bolały go nogi,a od stałego
pochylania czuł drętwiejący kręgosłup i stale musiał pamiętać
o tym,że każde podniesienie głowy to stuk hełmem o strop i kilka
gwiazdek przed oczami.Był do tego stopnia
nie
tyle zmęczony co zmaltretowany,że gotów był poprosić
niemców
o chwilę przerwy gdy niespodziewanie Heinel a za nim Willi zniknęli
w jakimś załomie skalnym.Stał przed czymś co wyglądało na
szczelinę ,jakąś szparę w skale.Niemcy bez słowa położyli się
na spągu i wślizgnęli się w coś co zupełnie nie przypominało
miejsca do wykonywania jakichkolwiek czynności ludzkich.Willi zanim
zniknął odwrócił się do niego i ręką pokazał,że jest
dobrze.Chciał iść ich śladem,położył się
spojrzał
w szczelinę oświetloną światłem własnej lampy i
zdębiał,przecież tutaj niemożna przejść,może takie pchły jak
niemcy ale on?Rozszerzająca się szczelina była tak niska,że można
się było poruszać wyłącznie czołganiem a do tego po kilku
metrach
droga zamieniała się w prawie pionową ścianę.Przecież to jest
przejście dla grotołazów,pomyślał podparty nogą o potężny
stempel.Po raz pierwszy w życiu poznał co to jest strach przed
ciasną zamkniętą przestrzenią,klaustrofobia?on? nie to
niemożliwe,niech to szlag trafi nie pójdzie dalej i już niech
go
aresztują za odmowę wykonania rozkazu,proszę bardzo;cela w kiblu
na pewno jest przestronniejsza niż ta zasrana szpara w skale.
-Heinel,Willi
krzyczał w bezsilnej złości,albo udają,że nie słyszą albo mają
go w dupie.Kiedy odległość pomiędzy nimi zwiększyła się do
tego stopnia,że przestał słyszeć ich posapywania zrozumiał,że
opór nie ma żadnego sensu.Jest sam w tej dziurze ,lampa na głowie
daje tyle światła co kot na płakał,sam nie trafi pod szyb więc
co mu pozostaje .Stać w tym piekielnym przeciągu i czekać na
zmiłowanie,musi dojść do niemców,koniecznie musi do nich
dojść.Niech się dzieje co chce musi dojść tych zapiepszonych
germańców.Strach kazał mu się śpieszyć ale jak parę razy
uderzył
głową w strop zrozumiał,że samym pośpiechem niewiele
wskóra.Szedł z pełną determinacją,zapierał się o wilgotne
stemple i prosił Pana Boga by pozwolił mu dojść tych dwóch
chudych sukinsynów którzy nie mają żadnych względów dla takich
jak on,facetów widzących pierwszy raz dół kopalni.Doszło do
niego,że tutaj w tym nieprzyjaznym środowisku kilkaset metrów pod
ziemią jest niczym,potęga natury jest tak ogromna,że wystarczy
jeden oderwany od stropu kamyk by zrobił z niego tłustą
plamę.Modlił się i równocześnie nienawidził;nienawidził tych
wszystkich drani którzy z portretów zawieszonych w klasach
szkolnych dobrotliwie
spoglądają
obiecując raj na ziemi.W imię potępieńczych ideologi potrafią
skazywać na degradacje całe grupy społeczne,potrafią mordować
najlepszych a równocześnie z ojcowskim uśmiechem przyjmować
dożynkowy bochen chleba.Zwykły zwierzęcy strach wyzwalał w nim
niespotykaną agresję.
-Dlaczego
ci zasrani germańcy tak uciekają i zostawiają go na pastwę
losu.Specjalnie chcą go udupić zagonić na śmierć.Mszczą się na
Polakach za przegrana wojnę,chude SS-many,
-”ojcze
nasz który jesteś w niebie”,ten Heinel wygląda na faszystowską
szychꔜwięć się imię twoje”ten drugi też nie jest lepszy
zapiepszony Adolf.
-przyjdź
królestwo twoje”nie pozwól by mnie zgnoili te parszywce,już
lepiej samemu skończyć ze sobą będzie honorowo,”bądź wola
twoja jako w niebie tak i na ziemi”ale jak to zrobić,kilofem
uderzyć się w łeb to nie jest takie proste.Czuje,że jest totalnie
mokry i nie wie czy to pot czy lejąca się ze stropu woda w może to
strach skrapla się i zalewa mu twarz.Nagle olśnienie,jest sposób
by skończyć ze sobą,dopadnie tych dwóch zasuszonych faszystów
rzuci się na nich i zmusi by w obronie własnej zabili go,po prostu
zabili.Łzy jak grochy spływały mu po policzkach żłobiąc
głębokie bruzdy na brudnej twarzy i nie były to łzy strachu ani
bólu były to łzy bezsilnej złości na komunistów,na niemców na
cały świat..Karkołomny odcinek skończył się ;niska na
kilkadziesiąt centymetrów ściana do tego prawie pionowa raptownie
przeszła w
chodnik
poziomy wysoki na tyle,że pozwalał wyprostować skostniały
kręgosłup.Usiadł oparty plecami o stempel obudowy. Piskliwy dźwięk
który wydobywał się z jego zasuszonej krtani miał być
westchnieniem ulgi.W skromnym świetle swojej latarki zobaczył
katastroficzny krajobraz:pogięte na szczapy potężne stemple,część
przenośnika zasypanego węglem i dochodzący gdzieś z górotworu
odgłos pękających skał i ciche popiskiwanie stempli które
próbowały stawić czoło potężnym siłom które napierały na nie
z góry.Dla niego była to apokalipsa.
-Sehr
gut Stani,sehr gut,obaj niemcy siedzieli na potężnej bryle węgla i
szczerzyli resztki zębów w przyjacielskim uśmiechu.
Ogromne
uczucie ulgi,że już nie jest sam,że są obok.
-Jak
na pierwszy raz zachowałeś się bardzo dobrze,Heinel mówił
językiem niemieckim zrozumiałym dla niego,na tym upadzie wielu
albo spadało albo robili strajk,nie chcieli iść dalej .
W
czasie wojny,kontynuował Heinel pracowali tu -kriegesgefangene(jeńcy
wojenni)
francuzi
i oni zrobili „selbsmord”(samobójstwo);włożyli głowy pod
taśmociąg(eine sekunde und schlus)-sekunda i koniec.
O
czym oni gadają,zastanawiał się spoglądając na nich spod łba.
Czytają
w jego myślach a może zdradza go jego mina.Widać są sposoby by
skończyć ze sobą,francuzi je znaleźli.No dobra ale go
pochwalili,zdał egzamin,kurtuazja czy rzeczywiście ta upadowa to
test, przecież miał się na nich rzucić sprowokować do samoobrony
a tutaj uśmiechy,przyjazne gesty...Boże gdyby znali jego myśli
jeszcze sprzed kilku minut pewnie nie byli by tacy przyjaźni.
-Stani,Heinel
przerwał milczenie,idziemy usuwać skutki zawału,
znowu
mówił poprawnym językiem który Staszek rozumiał.
-Będzie
bardzo niebezpiecznie, to nie jest robota dla takiego jak ty,oni mają
tu,pokazał na czoło.Pierwszy raz w kopalni i do zawału,kręcił
głową.Posłuchaj Stani zostaniesz tutaj i będziesz czyścił
zasypany przenośnik,pamiętaj pogroził mu palcem nigdzie nie chodź
na boki,wszędzie jest„geferlich”(niebezpiecznie).Są takie
miejsca,mówił powoli i dobierał słowa któreStaszek rozumiał,że
jak tam wejdziesz jesteś natychmiast nieżywy”keine luft”.
Każdy
z nich powierzył mu swoje śniadanie z przykazaniem,że ma je
pilnować przed „Rate”(szczurami) a kiedy zobaczyli zdziwienie w
jego oczach dodali w formie wyjaśnienia”keine angst Stani,Rate ist
ein gute freund fon uns”-nie bój się Staszku szczur to nasz dobry
przyjaciel.Postali chwilę i w końcu zniknęli w ciemnościach.
Przez
parę chwil widział błyski ich lamp ,słyszał człapanie butów w
końcu nastała ciemność i absolutna cisza przerywana od czasu do
czasu stukiem spadających kropel wody.Po raz pierwszy spotkał się
z czernią ciemności która robiła wrażenie jednolitej masy takiej
którą można dotknąć i krajać nożem.Tak wygląda
niebyt,pomyślał gdy nagle trzask podobny do wystrzału poderwał go
na nogi.
Odruchowo
odskoczył w bok pewny,że wszystko wali mu się na głowę ale nic
takiego się nie stało jedynie pisk szczura dowodził,że i on
przestraszył się niespodziewanego stęknięcia stempla.
Nie
zdążył usiąść gdy kolejny trzask poderwał go na nogi,chciał
wstać lecz uderzenie głową w strop jak potężna kontra
pięściarska posadziło go na ziemi.Chodnik jest za niski na jego
wzrost
myślał zdejmując hełm i rozcierając obolałą głowę.
Położenie
w jakim się znalazł stawało się nieznośne,strach
paraliżował
mięśnie,osaczał mózg pajęczyną nie powiązanych z sobą myśli.Z
dużym opóźnieniem dotarło do niego,że to nie tylko
strach
powoduje dreszcze lecz zwykłe zimno które przenika do szpiku
kości.Cholerny przeciąg przedmucha ubranie i jedynym ratunkiem
przed nim jest ruch a w tym przypadku praca.Powierzone mu porcje
chleba wsunął w szczelinę pomiędzy calizną skały a stemplem
przekonany,że szczury je nie znajdą.Zabrał się do pracy.
Przenośnik
przysypany zwałami czarnego tłustego węgla,centymetr po
centymetrze odsłaniał stalową konstrukcję taśmociągu.Duże
bryły węgla brał do ręki i odrzucał na bok drobne przerzucał
łopatą.Lampa zawiewszona na hełmie zawężała pole widzenia do
konkretnej
grudy która miała trafić na łopatę.Jak można kazać ludziom
pracować w takich ciemnościach,on czuje się jak koń na wyścigach
któremu założono klapy na oczy by widział wyłącznie cel-metę;no
i zrobili z niego chabetę,klapy na oczy zastępuje latarka na hełmie
która wyznacza mu cel.Wszystko co robił było dla niego
niezwyczajne
i pozycja ciała i przerzucane ciężary i ciemność i permanentne
zagrożenie życia.Stopniowo ukazywały się poszczególne fragmenty
maszyny której przed tym nigdy nie widział, maszyny która
przypominała surrealistycznego węża.By go zobaczyć w całości
należało jeszcze przerzucić ogromne ilości węgla.Ruch dawał
ciepło więc chcąc nie chcąc musiał pracować
intensywnie.Monotonia i ciemność skutecznie pozbawiły go poczucia
czasu,nie wie jak długo pracował w końcu głód i zmęczenie
wzięły górę,postanowił odpocząć i zjeść pajdę chleba z
plastrem boczku.Kiedy sięgnął po zawiniątko z drugim śniadaniem
stwierdził,że chleb zniknął,wyparował.Zdziwiony rozejrzał się
i w świetle lampy zobaczył dwa świecące ślepia.Śiedział na
kawałku deski i bez lęku obserwował jego ruchy.Oswojony,pomyślał
widząc,że
zwierze zupełnie ignoruje jego obecność.Upłynęło zaledwie parę
chwil a chłód znowu dawał mu się we znaki.Chcesz żeby ci było
ciepło proszę bardzo łap za łopatę no i ruszaj się
żwawo.Wykombinował,że będzie pracował ekonomicznie znaczy tyle
żeby mu było ciepło ale wnet się przekonał,że należy zdrowo
machać łopatą aby to ciepło zachować.W końcu zagubił się w
tej swojej ekonomi rzucał i rzucał i nie wiadomo czy zrobił dużo
czy mało czy upłynęła minuta godzina czy cała
wieczność.Absolutna ciemność ma to do siebie,że zaciera poczucie
czasu,po prostu trwasz w czymś co jest czarne i absolutnie
obojętne.Geniusze okrucieństwa zmusić ludzi by wbrew swojej woli
robili to co im każesz.To zemsta i rozkosz schizofreników bękartów
ordy tatarskiej zarażonych okrucieństwem Dżingishana.Pomyśleć,że
taki system który jest zaprzeczeniem demokracji mieni się być
ustrojem
sprawiedliwości
i znalazł w Polsce tylu sługusów,przecież wiedzą,że to
totalitaryzm w skrajnym wydaniu a jednak dla kariery gotowi są
zaprzedać się diabłu.Machał łopatą i prowadził ten dialog sam
stawiając pytania i szukając na nie odpowiedzi.
Cały
ja pomyślał,bez filozofowania ani rusz.Nagle całkiem
niespodziewanie jego uwagę zwróciły dwa ledwo widoczne
światełka.Strach, co to może być,wybujała wyobraźnia
podpowiadała postać Skarbka którego znał ze szkolnej literatury
Gustawa Morcinka.Całą siłą woli zmusił się do racjonalnego
myślenia,jaki Skarbek,jakie duchy jeżeli nie duchy to kto?Heinel i
Wili przecież rozstali się nie tak dawno,znowu poczuł dziwny ucisk
w dołku i dławienie w gardle,jednak się boi.Kurna chata to chyba
jednak
są niemcy,głęboka ulga prawie radość,że to jednak swoi jacy by
nie byli faszyści czy komuniści ale w tej chwili swoi.Pierwszy z
czarnej otchłani wynurzył się Willi kilka metrów za nim człapał
Heinel.Wynurzyli się jak duchy trochę nierealni w tej swojej
chudości i milczeniu.Bez słowa usiedli na wykopanych spod
przenośnika resztkach stempla.
-No
Stani „friihstiick”-śniadanie,odezwał się Heinel.Więc to
jednak upłynęło sporo czasu skoro meldują się na śniadanie.Ich
twarze pokryte były grubą warstwą tłustego czarnego pyłu
upodabniając ich do diabłów,takich samych jakie towarzyszyły
świętemu Mikołajowi.Bez słowa podał im ich pajdy chleba
zapakowane w blaszanych puszkach.
-'Und
wo ist dein brot⁻gdzie jest twój chleb,zapytał Willi,Staszek
wzruszył ramionam na znak,że nie wie.
-”Rate
das ist ein ast”-szczur to jest łobuz,dodał Willi.Domyślili
się,że to sprawka szczurów więc każdy jak na komendę podał mu
kromkę swojego chleba,czarnego chleba posmarowanego smalcem i
obłożonego grubymi plastrami cebuli.Zawachał się czy przyjąć
chleb od tych których nie tak dawno temu nazywał faszystami.
Heinel
jak by wyczuł jego myśli ale jednak trwał z wyciągniętą ręką.
-Brot
ist brot egal ob Deutsche oder Polnische⁻chleb to chleb obojętnie
niemiecki czy polski.Przyjął podane mu kromki i jadł razem z nimi
popijając czarną kawą z butelki po piwie.
-”Stani
du bist keine arbeite”-Staszek ty nie jesteś robotnikiem,Heinel
mówił to beznamiętnie żując chleb.Mam syna w twoim
wieku,kontynuował,mieszka w „BundesRepublik”też jest
beamte-urzędnik.To nie jest dobrze kiedy takim każą pracować
w
kopalni,sylabizował każde słowo uważając by nie wpaść w
slang.Ja uczyłem się górnictwa od ojca i dziadka ,a ty czego się
uczyłeś?
-Mnie
powołali do wojska,dostałem rozkaz i muszę pracować
odpowiedział
poprawnie po niemiecku.Mnie się nikt nie pytał czy chcę być
górnikiem,ja chciałem studiować „Hochschule”ale władza
powiedziała „nein”ty będziesz górnikiem.
-”Meine
mutter war oberschleserin”,zamyślił się i na moment przestał
żuć swoją pajdę chleba. Na ja na ja kiwał głową.
-Dużo
was tutaj jest niemców,zmienił temat rozmowy nie chcąc opowiadać
o sobie.
-Było
dużo,Heinel mówił spoglądając w czarną otchłań chodnika jak
by tam szukał obrazu tego co się tutaj wydarzyło po wkroczeniu
rosjan.Dla nas Śląsk to nasza ojczyzna,tutaj zawsze mieszkaliśmy i
żyli,nie znaliśmy niczego innego;wielu było komunistów
antyfaszystów,czekali na ruskich z nadzieją,że przyjdą i
przyniosą im wolność i równość.W czasie wojny to tutaj
pracowali jeńcy z całego świata:anglicy,francuzi,rosjanie byli
polacy a nawet amerykanie mieszkali w tych lagrach w których ty
teraz mieszkasz.Pamiętam,że ojciec zawsze brał do pracy więcej
chleba by go rozdać głodnym.Tak było Stani,Heinel starannie
składał białe płótno w które był zawinięty chleb za nim
trafił do metalowej puszki która chroniła go przed
szczurami.Kłamie czy mówi prawdę,ciągle był nieprzekonany do obu
niemców.Pamięta
wiwatujące
tłumy,fety sztandarowe ubranych w czarne krótkie sztruksowe spodnie
młodzieńców w białych podkolanówkach.
Fanfary,marsze,wiwaty.Ktoś
ten tłum tworzył pewnie nie tacy jak Heinel i Willi ale jednak.
-Stani
jesteś podobny do mojego syna,Willi przerwał mu jego myśli.Uciekł
z transportu na syberię,miał 15lat i bardzo nie lubił Hitlerjugend
a ruscy zabrali go z ulicy,nawet się nie pożegnał.
Zniknął
jak kamfora.Po latach przysłał nam wiadomość jak przy pomocy
dobrych ludzi uciekł z transportu.Teraz mieszka w Kolni wiedzie mu
się dobrze.Ja ja...niewidzące oczy zapatrzone gdzieś w
czerń.Przekorna myśl podsuwa Staszkowi obraz młodej ukrainki która
służyła u rodziny niemieckiej,traktowali ją jak córkę pozwalali
na wszystko,bali się innych niemców więc pod osłoną ciemności
papa Segert zabierał Marusię na spacer.To też byli niemcy.Ufni nie
bali się rosjan,pozostali razem z Marusią czekając na
front.Zapłacili straszną cenę.Papa Segert został rozstrzelany na
schodach mieszkania i przez parę tygodni leżał zamarznięty na
kość,naiwnie dobrotliwa pani Margot żona papy Segerta została
kilkakrotnie
zgwałcona i zastrzelona w kuchni,najgorszy los spotkał Marusię
którą potraktowano jako zdrajcę;wielokrotnie zgwałcona
naga
bez odzienia została porzucona przed domem do tego straszliwie
okaleczona z wystającymi z narządów rodnych
drutami,
gwoździami.Konała na dwudziestostopniowym mrozie.Cała trójka
została pochowana przez sąsiadów dopiero po przejściu frontu i
ustąpieniu mrozów.Gdzie jest prawda a gdzie
fałsz
i propaganda o zbrodniach jednych i drugich.Przecież ojciec Staszka
powstaniec wielkopolski i ochotnik w wojnie bolszewickiej przeżył
dzięki zaprzyjaźnionej rodzinie niemieckiej.Więc?
-Stani
to dobrze,że mówisz po niemiecku można po rozmawiać jak człowiek
z człowiekiem,Heinel uśmiechnął się do niego pokazując parę
ostatnich zębów co nadawało jego czarnej od węgla twarzy upiorny
wygląd.Pamiętaj my z Willim„keine faschisten”-żadni
faszyści,mówił to jak by odgadując wątpliwości Staszka.
-Ja
tak nie myślę,powiedział Staszek kłamiąc w żywe oczy,bo jeszcze
przed paroma godzinami chciał się na nich rzucić widząc w nich
czarnych SS-manów.
-My
teraz jesteśmy nie pewni jutra,dodał Willi,wielu emigrantów z
Francji,Belgii a nawet Polacy nazywa nas faszystami.Ciężko tak żyć
-No
ja dosyć tej gadki Willi i Heinel wstali i poprawiali akumulatory
zawieszone na pasach.Idziemy dokończyć robotę ty Stani pójdziesz
za nami,powoli musisz poznać nowy zawód,poza tym będzie ci
raźniej.Domyśla się,że się boję przemknęła mu myśl,pewnie
strach mam wypisany na twarzy.Swoją drogą to skromni porządni
ludzie skoro tak dbają o mnie,a jeszcze nie tak dawno temu
obrzucałem ich w myślach najgorszymi przezwiskami.Ostrożnie z
sądami.W końcu jestem na ich łasce,sam zginę w tych zasranych
czeluściach.
Powoli
człapał idąc śladem Willego z ogromną łopatą zwaną „sercówą”
trzymaną w ręku.Z każdym krokiem zanurzali się w coś co
przypominało raczej czeluść piekła niż stanowisko pracy,
poskręcane fragmenty żelastwa które pewnie było konstrukcją
jakiegoś
urządzenia,wystające spod zwałów węgla połamane deski,drzazgi
poskręcanych stempli.Wiedział że wkoło czai się
niebezpieczeństwo.Trzask podobny do grzmotu i odpowiedź podobna do
wystrzału armatniego były potwierdzeniem że się nie
myli.Odruchowo odskoczył w bok wykonując jakieś wygibasy
akrobatyczne by schronić się za grubym stemplemJego przerażenie
osiągnęło szczyt gdy stempel miast go chronić sam zaczął
piszczeć i skręcać się jak zapałka.Zgłupiał zupełnie i wtedy
poczuł,że czyjaś ręka silnie łapie go za ramię i ciągnie do
tyłu.
-Jest
bardzo niebezpiecznie,Willi mówił powoli i bardzo wyraźnie tak jak
mama gdy uczy dziecko pierwszych wyrazów.Gdzieś z przodu dał się
słyszeć łoskot spadających
skał.Niemcy
mówili między sobą w niezrozumiałym dialekcie, mówili i stale
obserwowali zachowanie górotworu systematycznie wycofując się krok
po kroku.W pewnym momencie zatrzymali się.
Heinel
szeptał coś pod nosem a Willi potakiwał głową z największą
uwagą obserwując strop.
-”Kom”-chodź,Willi
trącił go w ramię i pokazał na wnękę wykonaną w kamieniu.
Pracujemy
przy usuwaniu skutków zawału,mówił powoli tak by zrozumiał każde
słowo.Stani ty dzisiaj nie rób nic,to nie jest robota dla ciebie tu
potrzebne jest duże doświadczenie górnicze,siedź i nie wychylaj
nosa a w razie katastrofy wycofaj się tym chodnikiem do końca
przenośnika po tym skręcisz w prawo i pójdziesz tak
długo
aż zobaczysz światło.Tam będą ludzie.”Keine angst”-bez
strachu.Czekaj na nas kiwnął ręką i zniknął w ciemnościach.
Samotność
i bezczynność w tych warunkach to nic przyjemnego,już lepiej było
czyścić zasypany przenośnik niż ślęczeć w tej dziurze i
marznąć.Dla nieobytego z górnictwem kakofonia dźwięków które
dochodziły ze wszystkich stron była przerażająca,Skowyt
przeciążonego stempla,mieszał się z pomrukiem górotworu który
szukał
ujścia dla nagromadzonej nim energii,do tego dochodziły
nierytmiczne odgłosy spadających kamieni i brył węglowych.
Skulony
jak mysz w norce czekał skracając czas filozofowaniem na przeróżne
tematy,co było zgodne z jego naturą.Swoją drogą strach przed
czwartym oddziałem kaprala Marczaka był całkowicie
uzasadniony,trudno
wyobrazić sobie bardziej niebezpieczne warunki i to prawie jemu
przypadło pracować na tym oddziele który był straszakiem dla
wszystkich.Przypadek to czy zamierzona decyzja,że to właśnie jemu
przypadło poznawać urokitego katorżniczego oddziału.Szczęście,że
za przewodników ma dwóch poczciwych niemców.Sami wiedzeni zwykłą
ludzką mądrością odsunęli go od wykonywania pracy bardzo
niebezpiecznej na której kompletnie się nie znał.Ciekawe o czym
rozmawiali na podziale z tą panią sztygar u której tak
podpadł.Pewnie to ona skazała go na czwarty oddział,babska
zemsta.Cokolwiek by im nie kazała to oni na pewno są dla niego
wyrozumiali a nawet przyjaźni,ba chronią go przed
niebezpieczeństwem jak własnego syna.Swoją drogą kobieta uwzięła
się na niego,pamięta te wpatrzone w niego oczy.Takiego spojrzenia
nie zapomina się tak szybko.Kolejne mruknięcie
górotworu
przerwało te jego spiskowe myśli.Postanowił za radą Willego
wycofać się chodnikiem lecz po namyśle porzucił tę myśl.Przecież
oni są gdzieś w pobliżu i chyba nie będą ryzykować życia.Usiadł
z powrotem i poddał się myślą które same rodziły się w jego
głowie'
-a
jeżeli nagle wszystko runie i zwali mu się na głowę,kto go będzie
opłakiwał,matka,ojciec,rodzeństwo dla reszty pewnie przestał już
istnieć,zresztą on jest również nie bez winy nie pisze listów
nawet nie myśli o bliskich.Coś się z nim stało ostatnimi czasy,że
nawet nie wspomina rodziny,Stenia odpłynęła gdzieś daleko
nierealna,obca.
Czy
to możliwe,że jeszcze nie tak dawno był wśród nich,żył
zupełnie innym życiem.Może ambicja nie pozwala mu przyznać się
przed najbliższymi do porażki do tego,że został zdegradowany do
obywatela kategorii C.Oddalił się w inny wymiar do tamtego
lepiej
nie wracać,zacząć życie od nowa wśród ludzi dla których jego
obecny status nie będzie kontestowany.Z drugiej strony czy można
tak sobie przekreślić przeszłość.Pewnie to nastrój tej czarnej
czeluści która ogarnęła go swoją potęgą i wnika do jego
podświadomości
podsuwając przekontrastowany obraz świata pełnego elegancji,tańca
śpiewu,muzyki który teraz wydaje mu się banalnym
landrynkowatym.Czy ktoś kiedyś da mu wiarę,jeżeli oczywiście
przeżyje,że istnieje coś takiego jak stara poniemiecka
kopalnia
w której wydobywa się węgiel z pokładów nachylonych prawie
pionowo do tego grubych na kilkadziesiąt centymetrów gdzie na plecy
leje się woda ze skał sączy się gaz i gdzie ciśnienie skał
miażdży potężne stemple jak zapałki.Kto da ci wiarę,że
to
naprawdę było,że władza która nazwała siebie ludową wolą
dobrodusznie uśmiechniętego Bieruta i syna warszawskiego kolejarza
Konstantina Rokosowskiego zmusza młodych polaków do katorżniczej
pracy karząc im wierzyć,że są żołnierzami.
-”Na
Stani sind wir da”-Staszku to jesteśmy,przed nim stał Heinel z
oskardem w jednej ręce i łopatą w drugiej.”Das genikt wir
hoite”-wystarczy na dzisiaj.Pomyślał,że to przecież niemożliwe
,przecież ledwo co poszli pracować,przed chwilą jedli
śniadania,widać jego podszyte strachem filozofowanie było bardzo
czasochłonne.
W
tych ciemnościach sekunda czy godzina to prawie to samo.Tym razem
wracali inną drogą,która biegła wzdłuż zasypanego
przenośnika,była
szersza i wyższa przez co wygodniejsza i mniej męcząca.Szli bardzo
długo,Staszkowi zdawało się,że w ogóle to więcej chodzili niż
pracowali.W końcu doszli do stacji zwrotnej innego przenośnika
który biegł w innym kierunku do ich chodnika.Niespodziewanie spod
żelastwa pokazał się chełm a
następnie
czarna od węgla twarz górnika.
-”Gliick
auf”-Szczęść Boże pozdrowili niemcy;serwus Szczęść Boże
odpowiedział napotkany górnik.Przeszli obok gdy polak krzyknął za
nimi,
-Heinel
widzę,że masz przychówek,chyba nie z Willim jest za
kościsty,rechotał ze swojego dowcipu.Uszli kolejny kilometr i
dopiero weszli w znajomy chodnik z torami dla kolejki z
lampami
rozwieszonymi w równych odstępach.Po kolejnych minutach weszli w
ścisły obręb podszybia.Więcej światła,liczne rozjazdy nie
pozostawiały wątpliwości,że są prawie u celu.
-Mamy
trochę czasu poczekamy tutaj Heinel wszedł we wnękę
narzędziową.Tam jest dużo ludzi,czekają na windę „viel frauen
mit bewegte vergangen heit bewegte ja ja”
-dużo
kobiet ze złą przeszłością.Usiedli na prymitywnej zbitej z
niecheblowanych desek ławce,Staszek usiadł z boku na brudnym od
oleju klocku.W panującym półmroku wszyscy upodobnili się do
kościotrupów.Zapadnięte policzki głęboko osadzone oczy
połyskujące białkami i długie ręce z kościstymi palcami.
-Napij
się,Willi podał mu butelkę po piwie napełnioną czarną
niesłodzoną kawą zbożową.Jutro przyniosę ci butelkę po
piwie,musisz pobrać kawę i dużo pić.Od jutra będziesz już
pracował z nami,pamiętaj robota na kolanach kosztuje dużo potu.
Musisz
dużo pić.Znowu w nieszczęściu dopisało mu szczęście,trafił na
dwóch bardzo doświadczonych górników którzy na dodatek naprawdę
troszczyli się o niego.
-No
to nauczysz się nowego fachu,do rozmowy wtrącił się Heinel,
wszystko czego człowiek się nauczy może się przydać tylko
pamiętaj
Stani ty jesteś „schtift-uczeń i niech ci się nie wydaje,że po
paru dniach będziesz górnik.Powinni was wpierw uczyć a nie posyłać
do zawału,oni mają tu,pokazał na głowę.Po malutku krok po kroku
nic nie rób na własną rękę i zawsze bądź blisko nas,uśmiechnął
się przyjaźnie.Razem z Willim mamy cię pilnować.
-Mnie
pilnować?co ty,kto wam kazał powiedz prawdę.
-”Keine
angst”Stani,uśmiechnął się tajemniczo.Ty jesteś ślązak a my
pokazał na Willego jesteśmy dolnoślązaki.
-Jakie
z was są ślązaki oburzył się nie na żarty,jednego słowa nie
znasz polskiego nawet gwary śląskiej nie znasz.Jesteście niemcy.
-Stani
czy Ślązaki muszą być polakami,nasze familie od zawsze mieszkają
na Śląsku i nikt się nie pytał Polak czy Niemiec,jak setki lat
gdzieś mieszkasz to jesteś obywatelem tego kraju no
nie?Moja”Grosmutter”-babcia mówiła,że kiedyś byli tutaj
Czesi
ale o Polakach usłyszałem dopiero po wojnie.
-Ciekawe,że
na Górnym Śląsku prości ludzie zachowali gwarę a gwara jest na
pewno dialektem mowy polskiej,Staszek nie dawał za wygraną.
-Ja
tam nie wiem jak to jest z tą mową,do rozmowy wtrącił się
Willi,jak cała familia od wieków mieszka na Śląsku to uważa się
za Ślązaków.Jak po wojnie przyszli Polacy to uznali,że Śląsk
jest Polski ale ludzie którzy tutaj żyją od wieków nie są
Ślązakami.
Pewnie
kiedyś się dogadali Niemieccy i Polscy panowie a prostych ludzi nie
pytali o zdanie.
-Dosyć
polityki,Heinel był wyraźnie niezadowolony z przebiegu rozmowy.My
mamy fedrować węgiel i za to nam płacą poza tym mamy pilnować
ciebie Stani...
-co
ty z tym pilnowaniem,Staszek wpadł mu w słowo,dowiem się kto kazał
wam mnie pilnować?
-Ty
jesteś ciekawy a nam nie wolno powiedzieć słowa obaj spojrzeli po
sobie i śmiali się szczerząc resztki zębów.
-Mnie
pilnować zastanawiał się głośno,taki jestem niebezpieczny...
-Stani
ty nie bierz wszystkiego tak”ernst”-poważnie,Heinel mrugnął do
niego tajemniczo.”Keine politik”-żadna polityka „das ist eine
herz sache”-to jest sprawa sercowa.
Gdyby
w tej chwili w podziemiach kopalni zaświeciło słońce pewnie mniej
by się zdziwił,albo niemcy robią sobie jaja albo ktoś ukrywa się
za ich plecami, ale kto?
-Ty
jesteś”Oberschleser” my jesteśmy”Niederschleser”-ty jesteś
Górnoślązak a my jesteśmy Dolnoślązacy Heinel wyraźnie chciał
zmienić temat rozmowy.
-Ja
jestem Ślązak-Polak i nie jestem komunistą,Staszek chciał
postawić sprawę jasno.
-My
z Willim też nie jesteśmy komunistami,mój ojciec był komunistą i
czekał na ruskich a legitymacją partyjną w ręku a oni nawet nie
spojrzeli na legitymację tylko
wyprowadzili
ojca za dom i rozstrzelali a kobiety wszystkie i dzieci i babcie były
strasznie gwałcone.Było bardzo ciężko.
-A
ty myślisz,że tylko u was było ciężko,Staszka denerwowało
roztkliwianie się niemców nad swoim losem.Przez dwa miesiące
musieliśmy żyć na samej linii frontu,to wystarczy żeby obrzydzić
tych co to niby przyszli nas wyzwolić.Wpadali do pywnicy jak do
burdelu,wszystkich Ślązaków traktowali jak germańców.
-Nie
wszyscy są źli,wtrącił Willi,ten kto dużo wycierpiał rozumie
innych,w naszym bloku mieszkają Polacy bardzo dobrzy ludzie sami
zostali wygnani ze swoich domów na wschodzie i też im jest ciężko.
-No
to idziemy do windy,Heinel wstał i poprawiał bluzę roboczą.
Rozmawiać można przez to lepiej się poznamy ale szychta to
szychta. Jutro się spotkamy to dokończymy rozmowę.Powiem ci Stani
ilu tu po wojnie pracowało oficerów i to niemieckich i
polskich,walczyli
ze sobą a Stalin ich pogodził.
-Jakich
Polskich oficerów,kto tutaj pracował?
-Byli
oficerami AK, musieli pracować razem z Niemcami.
-Co
ty pierdolisz.Jacy oficerowie.Z jakimi niemcami.
-Nie
chcesz nie wierz,twoja sprawa.Heinel maszerował w kierunku
windy.
Rozdział
piąty
Zimy
w sudetach zawsze były mroźne i śnieżne ale ta z przełomu lat
1953 na 54 należała do wyjątkowych.Mróz skuł ziemię okowami
lodu i dawał się we znaki wszystkim.Dla skoszarowanych w
poniemieckich barakach żołnierzy-górników sytuacja była wręcz
tragiczna.Baraki budowane były przez niemców dla zmuszanych do
niewolniczej pracy więźniów i jeńców wojennych i nie dawały
dostatecznego zabezpieczenia przed mrozami które przekraczały minus
30 stopni.W izbach stał jeden mały piecyk opalany węglem który
potrafił na kilka godzin utrzymać temperaturę powyżej
zera,później było gorzej.Pozamarzały sanitariaty,po pękały rury
doprowadzające wodę.Dla wielu mniej odpornych na ekstremalne
warunki był to czas ciężkiej próby.Pobudki ogłaszane o godzinie
czwartej traciły sens bo i tak nie można się było myć czy golić.
Większość sprawy higieny osobistej załatwiała w łaźni
kopalnianej.
Kiedy
odmrożenia uszy stawały się nagminne szefostwo obozu pozwoliło na
opuszczanie ochron na uszy.Niezwykle ciężkie warunki bytowe wśród
wielu rodziły zniechęcenie i frustrację.Opór nie miał
sensu.Aresztowanie dwóch żołnierzy w pierwszym dniu zjazdu
uświadomiło wszystkim,że jakiekolwiek próby oporu łamane będą
z całą bezwzględnością.Jednym z aresztowanych był szkolny
kolega Staszka,ten sam który w wigilię pierwszego zjazdu próbował
popełnić samobójstwo.Nie posłuchał dobrej rady by nie ulegać
panice,obsesyjnej zazdrości o wierność żony i lęku przed
”czarną
dziurą”.Instynkt życia podpowiada,że należy przystosować
się,wtopić
w otoczenie robić wszystko by przetrwać.Okazuje się,że można
pokonać strach przed zjazdem w „czarną dziurę”,metanem i pyłem
węglowym,karkołomnymi stromizmami.Niskie ściany które wymuszały
pracę na kolanach przestały robić wrażenie.W tej nowej hierarchii
liczyło się napełnić brzuch,mieć pryczę możliwie blisko
pieca,nie podpaść w kolektywie,oszczędzać energię.Świat
delikatny subtelny pełen muzyki,poezji choć przecież tak
nieodległy stał się nierealny wręcz przeszkadzał funkcjonować w
miarę sprawnie do sytuacji w jakiej wypadło mu żyć.
Ciężka
praca,życie w stałym zagrożeniu narzuca swoisty sposób myślenia
ustala inną hierarchię wartości,nawet język jest na tyle
inny
od tego który znał,że nie wyobraża sobie rozmowy ze Stenią. Czy
przeszły by mu przez gardło słowa wypowiadane w tam ten pamiętny
wieczór pożegnalny,te śpiewane niskim tembrem ballady od których
Stenia drżała i tuliła się do niego.Tam ten facet to nie on,tam
ten to goguś, podrywacz niskiej klasy.Chyba teraz jest bardziej
męski,przekonywał sam siebie w myślach.Zbici ciasno grzali się
nawzajem oczekując przyjazdu ciuchci która zawoziła ich na
kopalnię.Mała dychawiczna lokomotywa która normalnie wita ich
wesołem sygnałem tiiit tiiit,tym razem ciężko sapiąc podjechała
na przystanek.Oszroniona robiła wrażenie zabawki świątecznej
takiej jakie grzeczni chłopcy otrzymują pod choinkę.Nieogrzewame
wagony z wymalowanymi przez mróz oknami nie dawały wiele ochrony
przed mrozem.Wsiadając pomyślał,że co się tyczy zimna to na dole
wcale nie jest tak źle.Temperatura zawsze taka sama jedynie
przeciągi dają się porządnie we znaki.Heinela i Willego spotkał
na nadszybiu ,przebrani w robocze ubrania siedzieli na rurze od
centralnego ogrzewania i grzali kośąci.
-Gliick
Auf-Szczęść Boże pozdrowił ich po niemiecku chcąc im zrobić
przyjemność.Mróz,że zwariować można dodał po polsku.
-Te
wojak!odezwał się ktoś z grupy oczekującej na zjazd,ty kurwa do
germańców mów po polsku,niech się uczą ludzkiej mowy.
-Nie
podoba się to nie słuchaj,rzucił za siebie.
-A
co jasne,że się nie podoba wygląda na to,że bardziej cię ciągnie
do germańców niż do nas.
-Czego
się czepiacie,zwrócił się do grupki stojącej przedklatką,
znam
niemiecki to i mówię.
-Żołnierz
jesteś na czapce masz orzełka ot co!ja walczyłem z germańcami
karabinem a ty co kolega tych sukinsynów?Łachudry jedne walczą
łopatami,też mi wojsko.Staszek odwrócił się gwałtownie by
dopaść tego który szuka zaczepki ale czyjaś ręka chwyciła go
mocno za ramię,
-las
das sein-daj spokój,to niebezpieczne typy,Heinel starał się go u
spokoić.To są ci co przyszli po ruskich trzymaj się od nich z dala
-Nie
pozwolę by taki gnojek obrażał takich jak ja,to nie nasza wina,że
towarzysze zamiast karabinu dali nam do ręki kilof i łopaty.
-A
co chciałbyś karabin,poszedłbyś pewnie razem z germańcami...
nie
dokończył dostał cios w szczękę,że zwalił się na ziemię.
Interwencja
Heinela zapobiegła większej awanturze.Dopiero po
dłuższej
chwili kiedy emocje trochę opadły przyznał rację przodo-wemu.Nie
ma sensu wszczynać awantur z facetami gotowymi na wszystko,po prostu
odpuścić,udawać głuchego.Szedł posłusznie za swoimi niemcami
ale w myślach ciągle przeżywał zdarzenie.Jak można tych dwóch
ludzi zasuszonych ciężką pracą nazywać SS-manami.Jak długo
będzie trwała ta zbiorowa schizofrenia która w jednym szeregu
stawia zbrodniarzy z ludźmi porządnymi których jedyną winą
jest,że mówią po niemiecku.
-Dzisiaj
uruchamiamy zasypany kombajn,Heinel przerwał kłopotliwe
milczenie.Mamy dużo roboty więc jako pierwsi zjeżdżamy i idziemy
na upadową,będzie trochę szybciej.Masz. ,Heinel podał mu małą
paczuszkę zapakowną w pergamin.
-Dla
mnie,zdziwił się,dzięki ale powiedz od kogo.
-Dałem
słowo,że nie powiem
-Podziękuj
żonie,pewnie nagadałeś jej o takim chłopcu ze Śląska który
chodzi wiecznie głodny.
-Ty
sobie Stani myśl co chcesz,przyjdzie czas to się dowiesz.
Klatka
ruszyła w dół,czuł jak nabierała prędkości,jak żołądek
lekko podchodził mu do gardła.Próbował zapomnieć o incydencie
na nadszybiu ale uparta myśl ciągle stawiała pytanie,dlaczego?Do
wielu rzeczy zdążył się przyzwyczaić,nie drażnią go już
soczyste przekleństwa które czasami mobilizują do większego
wysiłku.Tak to można zrozumieć ale zupełnie inną sprawą był
nacjonalizm, wściekła nienawiść do innych ludzi którzy mówią
innym językiem.
Ile
razy spotykał się z takimi postawami wyrażanymi w stosunku do
ślązaków zawsze odbierał to jako osobistą obrazę.
Był
wprawdzie w połowie wielkopolaninem a w połowie Ślązakiem to
jednak jako swoją ojczyznę traktował Śląsk i tylko Śląsk.Miłość
to tej ziemi wyssał z mlekiem matki Marii ślązaczki rozkochanej w
historii i języku gwarowym.To brak wiedzy historycznej był
źródłem stereotypówo ślązakach-germańcach.Jak tylko doszli na
stanowisko pracy natychmiast przystąpili do usuwania skutków
zawału.Strop w dalszym ciągu był bardzo niespokojny i każdy
nieostrożny ruch groził wypadkiem.Skumulowana w górotworze
energia
co jakiś czas dawała o sobie znać głuchymi pomrukami i
stęknięciami stempli.Heinel majstrował coś przy zasypanym
kombajnie a Willi ze Staszkiem wymieniali zmiażdżoną obudowę na
nową posuwjąc się powoli do czoła przodka.Heinel był w wyjątkowo
dobrym nastroju,mruczał i podśpiewywał sobie jakieś stare ballady
o Riibenzalu,co zdarzało mu się niezwykle rzdko. Dobry nastrój
przodowego udzielił się Staszkowi chciał popisać się znajomością
starych ludowych pieśni germańskich śpiewanych przez jego
matkę.Pieśn o Lore Lei znad Renu.Wypełniając pustą przestrzeń
pomiędzy stropem a obudową kamieniami nucił sobie
pod
nosem pieśń...i zapomiał słów,moment nieuwagi dekoncentracji
wychylił głowę poza obrys obudowy,a przecież miał przykazane by
tego nie robić.Kamień który oderwał się od niezabudowanego
stropu spadł mu prosto na głowę,uderzył w hełm,odrzucił głowę
do tyłu i ostrem kantem rozciął policzek.Krzyknął i upadł
wprost pod nogi Willego.Przytomność tracił powoli jak by etapami,
nie czuł bólu tylko lekki zawrót głowy.Słyszał głos Willego
,pytanie Heinela co się stało i dopiero kiedy próbował
odpowiedzieć,że nic,że jest wszystko w porządku poraziła go
iskra bólu.Ból wracał błyskami tysiąca gwiazd i powoli ogarniał
głowę i całe ciało.Jeszcze widział nad sobą głowy Heinela i
Willego,widział jak poruszali ustami ale nie słyszał głosu.Ostre
przekontrastowane błyski przechodziły w szarość,piekący ból
ustępował pulsowaniu które rozsadzało czaszkę od środka
.Ostatni etap to różowa poświata z przebłyskami żółci i
rozlewające się po całym ciele ciepło...
Leżał
na swojej pryczy wpatrzony w sufit i po raz nie wiadomo który
analizował wypadek i wszystko co go poprzedzało.Złamał żelazną
zasadę-nie wychylać się poza obudowę!Zrobił to odruchowo,zamiast
skupiać uwagę na pracy on zaczął odgrzebywać w pamięci
brakujące słowa piosenki-zapiepszona Lore Lei, teraz ma za
swoje.Dwa tygodnie
leżał
w szpitalu.Wstrząs mózgu , na szczęście niegroźny,bolesne
potłuczenie kręgosłupa i kontuzja najbardziej przykra oszpecenie
twarzy.Ostry jak brzytwa głaz rozciął mu policzek od kącika oka
do samych ust.Na domiar złego rana nie chciała się goić i
wiadomym było,że pozostanie mu głęboka bruzda na
policzku.Wypisany ze szpitala kilka dni przeleżał na izbie chorych
opatrywany przez felczera który starał się by rana na policzku nie
była zbyt widoczna.
Wszystko
na nic,bruzda na policzku całkowicie zmieniła wygląd jego twarzy
nadając mu charakter groźny by nie powiedzieć dziki.W końcu
został uznany za zdolnego do pracy i tutaj spotkało go wielkie
rozczarowanie,został przeniesiony na oddział wydobywczy.Komisja
wypadkowa uznała,że wypadek spowodo-
wany
był wyłącznie z jego winy a praca w brygadzie Heinela wymaga
wysokich kwalifikacji a takich on nie posiada.Oddział wydobywczy
tworzyli reemigranci z Francji i Belgii oraz grupa polaków.Po raz
pierwszy spotkał się z wyścigiem pracy zwanym
współzawodnictwem.Oddział uczestniczył we współzawodnictwie o
miano najlepszego oddziału wydobywczego.Niskie pokłady o dużym
nachyleniu wymuszały pracę na kolanach.Jako ładowacz dostał
wprawdzie skórzane nakolanniki ale niewiele to pamagało.Po
pierwszych dniówkach cały był obolały,czuł każdy staw, każdy
krąg w kręgosłupie,stawy dłoni spuchły i budziły go bólem w
środku nocy.Skończyły się dobre czasy kiedy pracował u boku
Heinela
i
Willego którzy traktowali go jak swojego syna.Teraz dopiero zdał
sobie sprawę,że niemcy byli jak by z innego świata.Szanowali swoją
pracę,znali swoje miejsce na ziemi i stosownie do niego żyli nie
wysuwając zbytnich pretensji do nikogo.Potrafili być cichymi,
skromnymi
a równocześnie wewnętrznie godni ludźmi.To sztuka tak żyć,myślał
o nich.Przychodzili do pracy zawsze przygotowani zawsze z góry
wiedzieli co będą robić,dokładnie tak jak by
w
domu przemyśleli zadania i do pracy przychodzili z gotowym planem.Od
czasu wypadku nigdy ich nie widział i nie dowiedział się kto piekł
ten placek który Heinel wręczył mu w dniu wypadku. Poprzestał na
tym,że to pewnie żona jednego z nich chciała mu zrobić
przyjemność.
-Cześć
Stachu!do izby wszedł Heniek Borto który tak jak on pracował na
drugą zmianę.
-Dyżurny
mo list do ciebie,a mnie pszysłali paczka-świąteczno.
Chcesz
to jom otworza?
-Zostaw
ją u dyżurnego bo inaczej do świąt sto razy ci ją rozkradną.
Heniek
połóż się obok mnie i poczekaj,odbiorę list i wracam.
-Śpiychej
się bo pewnie list od narzeczonej,słyszał na odchodnym.
Leżeli
obok siebie jak dobrzy starzy kumple a przecież znali się od
zaledwie
paru miesięcy a jednak dobrze im było ze sobą.Staszek zaczął
czytać list.Był krótki pełen serdeczności i życzeń
świątecznych,dowiedział się,że wysłali paczkę która powinna
nadejść przed świętami.Post scriptum-była u nas bardzo śliczna
panna i prosiła o adres do ciebie.Spodziewaj się listu od
niej,ładna.Pasujecie do siebie.Całusy dla żołnierzyka ,życzenia
awansu-rodzinka.Nie
wiedzą,że jego wojsko to brygada pracy.To dobrze po co mają się
martwić.Stenia zdecydowała się przyjść do jego rodziców i
prosić o adres do niego.Czy to jest możliwe?Dzieczynie odbiło na
całego.Po pierwsze to on nie chce żadnego kontaktu.Żadnego.Czarne
zapleśnione baraki ani jednego żołnierza z prawdziwego
zdarzenia,on z czarną szramą na policzku, z łapami jak
niedźwiedź.Nie,nie nie!
To
nie ten Staszek który smarkuli zawrócił w głowie;dzisiaj może
wzbudzałby w niej litość ale nie miłość.Muzyka taniec rechot
żab,pierwsze dotknięcia,marzenia...on oficer Stenia drepcze obok
niego.Kurwa po co te mysli.Szkoda,że dali jej adres.Lepiej niech
pozostanie w swoim świecie a on w swoim.Nie ma nic gorszego dla
faceta jak litość kobiety.
-Cłowieku
jak kocho to po ceko,Borto włączył się ze swoją chłopską
logiką.Jak nie wytrzymie to nasermater z taką babą.
.Widzis
cłowieku jo do mojej Hani to nigdy nie na pisa i tyz musi być.Take
życie.
-Dlaczego
nie napiszesz.Brakuje ci papieru?
-Co
by miało brakować,nie napisa i już.Odwrócił się bokiem i mówił
jak by sam do siebie.Ca umieć konia oporządzić,pole obsioć
trowa
skosić ot co trza umieć a pisanie zostawić pisorzom co siedzom w
gminie i jyno kombinujom jako by jesce baba we wsi psedupcyć.
-Ty
to masz filozofię,szlag cię trafi,Staszek kręcił głową.Powiedz
Heniek szczerze dlaczego trafiłeś do tego łagru?
-Kułak,kułak
i syn partyzanta co przeganioł tych od reformy.Take życie.
-Heniek
myślę,że na święta na pewno otrzymasz list od swojej ukochanej
Hani.Aż podskoczył na pryczy,przeżegnał się pobożnie i zupełnie
serio powiedział,
-uchowej
Boże.Musiałaby iść do gminy do sekretorza a tyn babiorz nic nie
robi za darmo.Kanciokowa ,młodo wdowa dostała roz list z ameryki od
swojego ujca i chciała nie chciała musiała iść do sekrytorza w
gminie co by przezytoł list.Bestyjo kozoł ji prziść wieczorym bo
za dnia w urzyndzie ni ma czasu na prywotne sprawy.Tako bestyjo
pazerno.
-No
i jak to się skończyło,Staszek był ciekawy.
-Jak
się miało skońcyć.Bez tydziyń trzymała list w garncu aż w
końcu babsko ciekawość wziynła góra.Poszła wieczorym a
wyłaziyła nod ranym.Bochynkowo kero cołko noc nie zmrużyła oka
pedziała,co jak wychodziyła to jeszcze we dźwiyrzach całowała
się z tym babiorzym.
-To
wiesz co Heniek,ja ci napiszę list do Hani.Piękny list od ciebie do
niej.Propozycja Staszka zaskoczyła go,dopiero po chwili wycedził
niepewnie.
-Chcesz
coś zrobić dobrego to napis do dowódcy raport o dwa dni urlopu dlo
mnie.Przywieza skrzypecki i bydymy se siodać przy kafloku,jo byda
groł a jak co to i zaśpiywom,bo jo je śpiywający
grojek.
-Dlaczego
nie mówiłeś wcześniej,dawno bym napisał raport.
-Kiedy
mi niezręcznie,pisanie to poważna sprawa a jo czym zapłaca,dudków
ni mom,gynsi ani indyka tyż a za darmo przecarz nie napisesz bo z
pisanio żyjesz.
-Wiesz
Heniek,Staszek obruszył się obrażony.Jesteś zwykły pacan
myślisz,że
ja bym od ciebie wziął zapłatę za napisanie paru zdań?
-Jo
tam swoje wiym,piszący mo swoja cyna dyć z pisanio żyje. Kożdy mo
swoja cyna,mówił jak by sam do siebie.Idziesz z krową do byka
płacisz prowadzisz koza do capa płacisz,orzesz pole somsiadowi
bierzesz zapłatę.Jyno kocura i kokota nie idzie ucapić bo bestyje
łażom swojymi drogami.Stasek-nagle zmienił temat rozmowy,tyś je
ucony i piszący a przecasz som my kolegami,chcesz opowiym ci o mojej
Hani.Nie czekając na przyzwolenie zaczął swoje opowiadanie.
-Cłowieku
ona mo oczy jak te niezapominajki na łące a w kożdym mo czorno
kropecka,włosy to take jak tyn łan nieskoszonej przenicy a skóra
to mo tako gładko ,że jak jyno dotkniesz zaroz żeś je ani tyn
indor najeżony..Poznołech jom na muzyce i dos wiara ledwo ech
popatrzył zaroz pomylyłech palec,melodia się urwała i cza było
grać od początku.
-Heniek,opowiedz
jaka jest naga,jak robi te sprawy...
-Cłowieku
co ty, jo kobita co mo rodzić moje dzieci byda robiył
kurwom?Widzisz cłowieku to je tak,ty jom przeżgosz,zrobisz ji
dobrze i co?Ona zakosztuje ogiera a ty do woja i co?kero wycymie jak
już zakosztuje hę.Drugo sprawa to jak jom przeżgosz to jak
sprawdzisz czy była wierno?Plomby na babsko cipka nie za
łożysz.Sprawa je jasno.Bydzie uszkodzono to nie bydzie wesela i
już.u mnie wszystko je proste i jasne.Teroz Stachu opowieydz o
swojej, ale szczyrze i po prowdzie.
-Ja
nie mam dziewczyny,znaczy się tak jak ty-na śmierć i życie.W
mieście jest inaczej,szkoły,prywatki,zabawy,prywatne tańce,balety..
Dziewczyny nie dbają o cnotę tak jak u was na wsi,a chłopaki nie
sprawdzają czy jest prawiczką czy nie.Podrywasz dziewczynę
idziesz
w tany,trochę jej po mruczysz do ucha i wyczywasz czy ma swój
dzień czy się grzeje.Jak wszystko gra to ą przelatujesz i po
sprawie.
-Co
inszego myślisz,co inszego czujesz a co inszego godosz.Mnie nie
oszukosz Staszek.Tyś nie je taki.Widzisz chłopie jo grom na
weselach i zaroz poznom statecznych od dupcoków.Coś cie gryzie abo
baba abo co inszego.Chcesz to opowiydz może ci ulży.
Poznołech
jeszcze za rekruta żeś je jakiś inszy.Powiym ci co mi przekozoł
mój dziad zanim go rozwalyły polske komunisty. ”Prowdziwy cłowiek
honorny nigdy się nie do złomać,
choć
by mioł paść,bo jak się do złomać znaczy się nieprowdziwy”.
-Ty
chłopski filozofie zaczynasz mi imponować,Staszek aż usiadł na
pryczy.Opowiem ci historię pewnego chłopaka,posłuchasz i powiesz
co o tym myślisz-facet poznał młodą bardzo ładną
dziewczynę,była muzyka były tańce,balety,kumkanie żab i księżyc.
Nie
wiedzieć kiedy wpadli sobie w ramiona.
Dasz wiarę,że dziewczyna sama wyznała mu,że od dawna
podkochuje
się w nim,nie opuszcza żadnego występu w którym śpiewał jako
solista i w ogóle gotowa jest czekać na niego aż wróci z wojska.
-A
jednak baba.Wiedziołech,że cie cioś trapi Stachu.Jakeś jom nie
tknoł
toś zrobił dobrze.Wycymie dwa lata bydzie wesele,jak nie
wycymie
to pudzie swojom drogom.Take życie.
-Masz
dużo racji ale u mnie jest jeszcze inna sprawa.Ani ją nie
przeleciałem ani nie sprawdziłem czy jest nie tykana tylko jest mi
wstyd,że miast do wojska trafiłem do polskiego łagru-brygady
pracy.Już wyglądam jak dziad z oszpeconą gębą gdie a tam jeszcze
do końca służby.Ona pewnie czeka na takiego faceta jakiego żegnała
a ja już takim nigdy nie będę.
-Pierdolis
Stachu,powiedział bardzo poważnie.Pamiyntej,że nigdy nie je tak,że
jak cie posmaruja gównami to zaroski bydziesz gówniorzym.Mój
ojciec padoł,że jak UB brało na pzresłuchanie młode kobity z
partyzantki to robiyli z niymi roztomajte rzeczy a pzrzecarz
pozostały porządne,choć zniszczone.Jeszcze ci powiym jedno
rzecz,ty musisz odyjść od tej brygady wyśigowej.Chopie ty mosz
myśleć co by przekiblować dwa lata a niy tracić zdrowie.
Widzisz
cłowieku,jo tam chodza i smaruja zwrotnice nie jestech
bohater
ani przodownik ale szanuja zdrowie.Godom ci cłowieku uciykej z tej
brygady,nie wyrobiej normy to cie sami wyciepnom.
-Mącisz
mi w głowie,ty filozofie.u
-Cłowieku
som rózne mondrości,je mondrość pańsko i je mondrość
chłopsko.Tukej potrzeba mondrości chłopskiej,mało godać,mało
siyły wydować a dużo jeść i tak się zaczaić co by przetrwać.
Podziwej
się jymy tela samo a wiela siyły ty wydowos u tych wyścigowców a
wiela jo policz se to,dodej dziyń do dnia i wyjdzie czamuś ty je
hudy jak zasuszono nać a jo podziwej się jakich je okrągły.
-Druga
zmiana na stołówkę!Dyżurny głośnym krzykiem przerwał te ich
filozofowanie.
-Waryjoty
kożom cłowiekowi w połednie jeść obiod i wytrzymać kajsik do
nocy,Heniek zwlekał się z pryczy niezadowolony z rozkładu posiłków
dla drugiej zmiany.W końcu wstał i powoli poszedł na zbiórkę
mrucząc coś pod nosem.Staszek patrzał się na tego półanalfabetę
z podziwem.Niby taki prosty ale ile w nim mądrości,w końcu ma
absolutną rację gdy chodzi o gospodarowanie siłami.Oto przed
chwilą wysłuchał wykładu o sposobie przetrwania
i
mądrem gospodarowaniu siłami.Parę miesięcy wystarczyło by na
kolanach,zgięty w pół zapiepszał w brygadzie wyścigowej.Odciski
wielkości
kurzych jaj na kolanach,łapska jak łopaty i co...i nic dobrze się
czuje w kozycji na kolanach.No i Heniek Borto musi mu to
uświadomić,że jest po prostu głupcem.Bez entuzjazmu wstał z
pryczy i poczłapał na stołówkę by zjeść obiad i przygotować
się na zbiórkę do pracy.
Kiedy
przechodził przez bramę kopalni niespodziewanie natknął się
na
Heinela,który ubrany w czarny długi płaszcz i czapkę uszankę
stał przedeptując z nogi na nogę.
-Stani
pracujesz na drugą zmianę a ja wypatrywałem cię na zmianie
pierwszej,jak się czujesz po wypadku?
-Zdrowy,odpowiedział
po niemiecku.Widać było,że Heinel wyraźnie chce mu coś
powiedzieć tylko jak by nie wiedział od czego rozpocząć.Zdawkowe
grzeczności.Szkoda,że zabrali go z ich brygady.Czarna szrama na
policzku nie szpeci mężczyznę i takie tam gadki aż w końcu
wydukał o co mu chodzi.
-Stani,zaczął
tym swoim językiem literackim który tym się różnił od slangu,że
mówiony był powoli i każde słowo było specjalnie akcentowane.My
znaczy się moja żona Erika i ja zapraszamy cię do nas na
wigilię.Pamiętasz mówiłem ci,że mamy syna a święta musimy
spędzać sami i jest bardzo smutno...
-To
bardzo ładnie z waszej strony, ale jak widzisz ja mam drugą zmianę
i w wigilię również będe pracował na drugiej, ,zresztą to
lepiej bo człowiek nie ma czasu na rozmyślanie.
-Stani
ja ci załatwię przeniesienie na pierwszą zmianę a ty załatw
sobie przepustkę.Prosto ze zmiany przyjdziesz do nas.Nie próbuj
odmawiać,zastrzegł
się.To jest bardzo ważne,przyjdzie Willi ze swoją Elizabet i
będzie ktoś jeszcze.
-Kto?
-Dałem
słowo,że nie powiem,to będzie niespodzianka.Musimy pokazać,że
niemcy i polacy nie muszą być wrogami.Ślązak ze
Ślązakiem
muszą żyć w zgodzie.Mamy ten sam ciężki los,praca i praca i
jenakowo się pocisz czy mówisz po polsku czyponiemiecku.
-Widzisz
Heinel ale ja nie mam żadnego prezentu dla żony.
-Jak
przyjdziesz i zasiądziemy razem do wieczerzy to to będzie
najpiękniejszy prezent dla Eriki. Obiecał,że wystąpi do dowódcy
o przepustkę,podziękował za zaproszenie i poszedł pod szyb.
Wchodząc do windy zauważył,że dziwnym trafem razem z nim jechali
ci którzy swego czasu szukali zaczepki na czwartym oddziele.Uznał,że
pewnie pilna robota każe im jechać poza kolejnością.W momencie
kiedy winda ruszyła otrzymał pierwszy cios w żołądek i zaraz
nastepny w twarz,ktoś z tyłu uderzył go mocno w głowę.Dwóch
facetów złapało go za ręce a trzeci kopał w podbrzusze i
okładał pięściami.To za pierdolenie z faszystami ty kurewski
hanysie w polskim mundurze.Jeszcze raz będziesz z nimi gadał po
niemiecku to ci utniemy w łaźni jaja.Wszystko odbyło się tak
nagle,że nie zdążył uczynić żadnego ruchu,wypowiedzieć jednego
słowa.Czuł słodki smak krwi w ustach oraz straszliwy szum w
głowie.Ostatnie słowa jakie zapamiętał to groźba”ty świnski
germańcu dostaniesz taki wpierdol,że popamiętasz”Gdy tylko
klatka stanęła napastnicy rozbiegli się po podszybiu.Został
sam.Został sam przykucnięty w klatce niezdolny by się podnieść o
własnych siłach.Jak długo trwał w stanie półświadomości nie
wie.W pewnej chwili do klatki weszli ludzie,zauważyli,że ktoś
siedzi w kącie klatki więc złapali go jeden za ręce drugi za nogi
i wytaszczyli na nadszybie.Jak przez sen słyszał głosy ludzi
którzy wołali o sanitariusza.Kiedy odzyskał pełną świadomość
stwierdził,że siedzi w punkcie opatrunkowym na obitej dermą
kozetce.Kopnięcia okutymi w blachę butami były tak mocne,że nawet
bielizna i ubranie robocze nie zapobiegły głębokim raną na nogach
z których lała się krew.Nie widział na prawe oko które było
zupełnie zapuchnięte.Rozcięte wargi piekły i krwawiły.Dopadli
mnie, przemknęło mu przez myśl,ci sami których tak drażnił
kiedy rozmawiał z Heinelem i Willim po niemiecku.
-Możesz
mówić,przed nim stał facet z punktu opatrunkowego.
-Mogę,wyszeptał
i natychmiast zorientował się,że nie jest to takie
proste.Okaleczone wargi przy każdym poruszeniu pękały nie
pozwalając zasklepić się ranom.
-Co
się stało,opisz zdarzenie,sanitariusz usiadł za biurkiem i notował
relację zdarzenia.
-Klatka
ruszyła gwałtownie i po prostu upadłem,pamiętam,że uderzyłem
się w coś ostrego.To moja nieuwaga,kłamał nie chcąc by sprawa
nabrała charakteru skandalu.
-Podpisz
zgłoszenie wypadku,podsunął mu kartkę papieru.Podpisał bez
ceregieli bo uznał,że tak trzeba a czy była to jego wina czy
nie
to sprawa drugorzędna.Jeżli będzie miał okazję to policzy się z
tymi bandziorami i sprawę załatwi w swoim zakresie.Dyżurny
sanitariusz kończył zakładanie opatrunku na głowę gdy do punktu
wpadł sierżant odpowiedzialny za zmianę.Normalnie całą dniówkę
spędzał w szatni lub łaźni flirtując ze sprzątaczkami albo
szwendał się po kopalni czekając na koniec zmiany by wojsko w
szyku zwartym odstawić do obozu.
-Zbliżają
się święta i kombinujemy zwolnienie lekarskie,co?bumelanty
jedne,krzyczał wymachując podpisanym przez Staszka zgłoszeniem
wypadku w pracy.Ciepłe łóżeczko na izbie chorych.
Żrać
za darmo i walić kapucyna to wam się podoba,krzyczał co raz
głośniej.Banda zapiepszonych wszarzy!W końcu podarł zgłoszenie i
wrzucił je do kosza.
-Staniecie
do raportu za samookaleczenie i próbę wyłudzenia zwolnienia
lekarskiego.Pierdoły będzie opowiadał.Klatka się zakołysała i
ciamajda się o mało co nie zabił.Ty kurwa jesteś albo pijany
albo masz coś nie tak pod sufitem.Nie będzie żadnego
wypadku,zwrócił się do pracownika punktu Opatrunkowego.
Opatrzeć
i skierować do pracy.Wyszedł trzaskając drzwiami.
-No
cóż skoro taka wola to nie będzie wypadku.Pracownik punktu jak by
się usprawiedliwiając zamknął rejestr wypadków.Zatrudnimy cię
na powierzchni bo jazda ludzi jest skończona.
Ale
mnie załatwili zapiepszone skurwesyny,myślał kiedy utykając
zmierzał w kierunku biura sztygara powierzchni.Widać czekali na
dobrą okazję by mu przyłożyć.Fakt,nie krył się ze znajomością
języka niemieckiego.Nie widział w tym nic złego.Prawie wszyscy
Ślązacy mówią po niemiecku i jest to normalne ale normalne dla
niego a nie dla wszystkich.Kiedy opatrzony przez sanitariusza wyszedł
na dwór by odszukać barak w którym mieściło się biuro
kierownika zmiany na powierzchni stwierdził,że jest piekielnie
zimno.Mróz szczypał niemiłośiernie.Dół kopalni jaki by nie był
zawsze
jest cieplejszy.W końcu przepychając się pomiędzy wózkami
górniczymi załadowanymi urobkiem dotarł do niskiego baraku który
jak żywo przypominał baraki w ich jednostce.
Wszedł
do środka i dłuższą chwilę stał by ogrzać skostniałe z
zimna.Szedł korytarzem i szukał biura dozoru..Szatnia,magazyn
narzędzi,pomieszczenie techniczne i w końcu stanął przed
drzwiami
z napisem „ Sztygar powierzchni i zwałów”.Zapukał, gdy nie
usłyszał odpowiedzi wszedł do środka.Za ogromnym biurkiem
pamiętającym chyba czasy Bismarka siedziała kobieta.Czysta kufajka
wskazywała,że albo była nowa albo przyniesiona prosto z
pralni,obok na biurku leżał wełniany szalik oraz biały hełm
oznaka dozoru.
-Jaka
sprawa,zapytała nie podnosząc głowy znad sterty akt.
-Miałem
wypadek w windzie i kazali mi się zameldować u sztygara
powierzchni
by przerobić dniówkę.
-Tak
był telefon,mówiła nie odrywając głowy od arkusza papieru
zapisanego rzędami cyfr.Żołnierz jak rozumiem,mówiła cały czas
zatopiona w czytaniu dokumentu.A co się stało,zapytała.
-W
klatce w czasie zjazdu przewróciłem się i skaleczyłem...Teraz
dopiero podniosła głowę,popatrzyła odłożyła arkusz papieru
który trzymała w ręku i wstała.
-W
klatce powiadasz,kiwała głową.Głowa cała w bandażach,noga
zabandażowana po same jaja i wszystko w klatce nono.
-Tak
w klatce...
-Dostałeś
wpierdol koleś i to jest wszystko.Jak kłamiesz to rób to mądrze.W
klatce to ty możesz obijać się od jednej dupy do drugiej ale
przewrócić się nawet gdybyś bardzo chciał to koleżko mój nie
przewrócisz.Ale
co ja z tobą zrobię,zmieniła temat rozmowy,bez kufajki w taki mróz
zamarzniesz na śmierć.Dlaczego nic nie mówisz a cha że jestem
kobietą?wszyscy jesteście tacy sami zapinała kufajkę by nie
drażnić go kształtnym biustem który
rysował
się poprzez moherowy niebieski sweterek.Była młoda i ładna aż za
ładna do tego ponurego baraku.Fryzura prostaale podkreślająca
kształt twarzy,na czole zalotna grzywka z tyłu pukiel
bujnych
włosów spiętych recepturką.Oczy brązowe duże łagodne
podkreślone
łukami brwi nadawały twarzy wyrazsympatyczny choć stanowczy. Te
oczy ją zdradziły.Tak to jest ta sama osoba którą o mało co
przewrócił w czasie pamiętnego pierwszego zjazdu.Znowu się na nią
nadział ,ale ma pecha pomyślał.Szczęście,że go nie
poznała.Bandaż na głowie,spuchnięte usta,głęboka blizna na
policzku robią swoje.Ładna pomyślał gdy na jedną chwilę ich
oczy spotkały się.Ładna, ale ten wulgarny język psuje całe
wrażenie. Podniosła głowę i zdziwiona spojrzała jak by pytając
się dlaczego milczy.
-Nazwisko,imię,oddział,numer
znaczka,muszę to wpisać do raportu żeby ci zaliczyli dniówke.Teraz
mówiła jak by innym aksamitnem
głosem,miękkim
o tembrze zupełne przeciwnem do tamtego krzyku pełnego
wulgaryzmów.Ładna powtarzał w myślach.Słyszał jej pytanie o
nazwisko znaczek,oddział ale czuł,że ogarnia go dziwna
obojętność.Jej głos dochodził gdzieś z oddali.Stał siłą woli
choć był kompletnie zmaltretowany.Noga puchnie coraz bardziej, but
wypełnia się lepkim ciepłem.Czuje że jeżeli nie usiądzie
teraz natychmiast to przewróci się jak ostatni patałach.
-Bez
zimowego ubrania nie puszczę cię na zwały,mówiła nie zwracając
uwagi na jego stan.Co ja mogę z tobą zrobić.Nic pójdziesz do
magazynu.Będziesz sortował śruby i nakrętki.Jak wyjdziesz z
mojego biura pierwsze drzwi w prawo.Powiedz,że ja cię
posyłam,mówiła jak by sama do siebie.Całą siłą woli próbował
panować na bólem i ogarniającą go słabością,mamrotał coś pod
nosem,że tak,że rozumie i dopiero jak zrobił skręt w prawo poczuł
parzący ból,syknął i odruchowo złapał się za biurko by nie
upaść. Zauważyła to,doskoczyła do niego złapała w pół i
pomogła usiąść na krześle.Co oni wyprawiają.Facet ledwo stoi na
nogach nie potrafi podać swojego nazwiska a oni chcą by pracował
na zwałach Przecież ty nie jesteś zdolny do wykonywania
jakiejkolwiek pracy. Sukinsyny poprawiają statystykę wypadków i
posyłają do mnie umarlaków.
-Pokaż
gdzie cię boli?
-Noga
syknął przez zęby.
-Oko
podbite,głowa w bandażach,teraz jeszcze noga a może za chwilę
okaże się,że jeszcze jakiś organ masz uszkodzony.Tutaj ja nic nie
pomogę,mówiła patrząc na krwawiącą nogę.Ale ci dołożyli.
Pewnie poszło o babę.Głupie chłopiska,zabijają się o cudze a
swoje jak mają to nie potrafią uszanować.Nagle wyprostowała się
j jak by trochę speszona zrobiła krok do tyłu,
-przecież
ja nie będę ci ściągać spodni,jeszcze pomyślą,że Krycha szuka
pocieszenia w biurze.Wyszła do pomieszczenia obok skąd dochodziły
go strzępy rozmowy telefonicznej.Kłóciła się z kimś nie
szczędząc łaciny.W końcu wróciła,czerwona ze złości.
-Banda
wszarzy,szkoda im sanitarki ale na sygnale jeździć po gorzałę to
potrafiąWwtedy benzyny wystarcza.Śiedź i czekaj. Usiadła za
biurkiem i zabrała się do przerwanej roboty.
-No
powiesz mi w końcu swoje nazwisko,imię,oddział i numer znaczka
-Ptakowski,wymamrotał
sycząc z bólu.-
Ptakowski,ten
od Heinela?
-Tak
potwierdził i podał pozostałe dane.Zna pani to nazwisko?zapytał
zdziwiony,że skojarzyła go z Heinelem.
Podniosła
głowę i przyglądała mu się chwilę pytającym wzrokiem następnie
jak dziecko złapane na gorącym uczynku speszona spuściła oczy i
cicho wyszeptała,
-może
i znam a może nie znam,po co panu te awantury,szuka pan guza no to
go pan znalazł.Jak tylko skojarzyła jego nazwisko z Heinelem
zmieniła się nie do poznania.Nagle przeszła na per pan ale
równocześnie stała się bardziej opiekuńcza.Pochylona nad jego
nogą próbowała nożyczkami rozciąć spodnie robocze.Robiła to
delikatnie,odniósł wrażenie,że wręcz z czułością.
-Oj
chłopy chłopy mruczała pod nosem,nic tylko bijatyka,pięści i
piwo.
-Powtarzam,że
ja się nie biłem...
-jak
nie pan to pana bili,wpadła mu w słowo.Trudno będzie obronić pana
wersję zdarzenia.I to ludzie służący w wojsku.
-W
jakim wojsku,proszę pani to nie jest wojsko.Nie miałem w ręku
broni,to
jest obóz pracy dla wrogów ludu.
-Wydaje
się panu,że robią panu krzywdę karząc pracować w kopali a ja
pracuję dobrowolnie i nie narzekam.Robota jak każda inna.
-Ale
pod przymusem szanowna pani sztygar,pod przymusem podkreślił.Ciekawe
gdybym pani kazał bez pytania o zgodę od jutra doić krowy w PGRze
to co by pani zrobiła?
-Doiła
bym krowy szanowny rycerzyku i marzyła o królewiczu z bajki.Ja
widzisz wróciłabym do korzeni,popatrzyła się na niego tymi swoimi
dużymi orzechowymi oczami.Ruscy przegonili nas i rodzice osiedlili
się tutaj,nie z miłości a z musu.Z bezkresnych stepów w gąszcz
hałd i kominów.Pan obnosi się ze swoją krzywdą a rodzice ze
swoją.Do dzisiaj nie pogodzili się z utratą swojej Buczaczy.Każde
święta to gorzkie żale a to kulebiak nie taki bo brakuje
swojskiego siemienia a to ryby cuchną,krzywda pogania krzywdę a
nowe pokolenia rosną i zapominają o zielonych stepach o
Ukrainie.Pan również odsłuży to swoje wojsko i odżałuje czas
stracony.Nagle spłoszona spojrzała przeraziła się chwili słabości
i tego rozmarzenia nad utraconą ojczyzną na wschodzie. Zasłuchana
we własnych myślach nie spostrzegła,że od dłuższej chwili
spoglądał na Krystynę jako na kobietę, piękną potrafiącą
pięknie mówić o zielonych stepach o nostalgii rodziców a nie na
rzucającą mięsem panią sztygar.Mówiła z lekkim zaśpiewem
wschodnim malowała pejzażBuczaczy.To nie ta sama kobieta która
jeszcze chwilę temu wykłócała się o karetkę dla niego nie
szczędząc dosadnej „łaciny”.Tak coś jest na rzeczy z chwilą
gdy usłyszała jego nazwisko po prostu stała się inną, gdy do
tego dodał imię Heinel i tajemnicze zachowanie niemca sprawa
stawała się tym bardziej ciekawa.Nie zdziwiło go zbytnio gdy w
pewnym momencie pochyliła się nad jego obolałą nogą i delikatnie
próbowała rozciąć małymi nożyczkami nogawkę od spodni
roboczych.Co wspólnego z tą kobietą ma Heinel,natrętna myśl nie
dawała mu spokoju.Zaproszenie na wigilię i obiecane spotkanie z
tajemniczą osobą?Pytania,pytania.Nagle bez pukania do biura wszedł
kierowca sanitarki.Był to młody chłopak o wyglądzie
siedmioklasisty z bujną czupryną rudych włosów czesanych na
mandolinę typową dla „bikiniarzy”.
-Kogo
mam zabrać,pani inżynier,zapytał ciepłem barytonem nie bardzo
pasującym do jego wyglądu.
-Pana
Ptakowskiego,pokazała na Staszka.Dawaj podpiszę ci kartę drogową
tylko żebyś zaraz wrócił.
-Jasne
pani ładna,mówiąc to mrugnął znacząco do Staszka.
-Te
te ja ci dam ładna,udawała urażoną.No cóż panie żołnierz
zwróciła się do Staszka,wygląda na to,że święta spędzi pan w
łóżku.No to pan pokrzyżował niektórym znajomym plany ale widać
tak musiało być. Te słowa poruszyły go do głębi bo nie
pozostawiały wątpliwości,że tajemnicze zachowania Heinela wiązały
się z tą kobietą.Puki co sprawa pozostawała w sferze domysłów.Ale
coś jest na rzeczy.Karetka zawiozła go do szpitala gdzie poddany
został rutynowym badaniom.Szczegułowa obdukcja nie wykazała urazów
wewnętrznych a jedynie liczne potłuczenia.Na cztery dni przed
świętami trafił do izby chorych.Noga spuchła i zrobiła się
sina,oko nabrało kolorów tęczy zaś rozcięta warga utrudniała w
jednakowym stopniu mówienie i jedzeni.Zdarzenie zakwalifikowane
przez sanitariusza jako wypadek w pracy
nieumyślny,w
batalionie za sprawą raportu sierżanta uznano jako samookaleczenie
w celu wyłudzenia zwolnienia od pracy a to podlegało karze
regulaminowej.Staszek leżał na łóżku i po raz nie wiadomo który
zastanawiał się co zrobił takiego,że wzbudzał taką nienawiść
niektórych grup.On nikogo nie zaczepiał,pracował gdzie mu kazano i
z ludźmi na wybór których nie miał żadnego wpływu a,że byli
niemcami jemu to nie przeszkadzało.Zarówno Heinel jak i Willi
nazywali siebie Niederschlesier-dolnoślązacy.Mówili po niemiecku i
tak się złożyło ,że on również potrafił mówić po niemiecku
i pewnie to drażniło niektórych pracownikówuznających
siebie
za lepszych polaków.Do jasnej cholery znał niemiecki jak prawie
wszyscy ślązacy;w końcu chodził pięć lat do niemieckiej szkoły
a do tego zarówno Heinel jak i Willi byli wspaniałymi skromnymi
ludźmi i bardzo dobrymi fachowcami.Zawdzięcza im wiele to oni
opiekowali się nim i nauczyli go podstaw pracy górniczej.Ile
nienawiści i szowinizmu siedzi w tych którzy uważają siebie za
lepszych polaków bo ukształtowanych 123 latami zaboru rosyjskiego a
nie ponad 600 latami przymusowej koegzystencji z państwami tzw
kultury zachodniej jak w przypadku Śląska.Brak podstawowej wiedzy
historycznej każe im wkładać do jednego garnka niemców i
ślązaków.Dupki,niewykształcone debile jedne
pewnie
nigdy nie słyszeli o umowie tręczyńskiej o Wyszehradzie
o
tym,że Kazimierz Wielki 1335 roku zrzekł się praw do Śląska.
Kazimierz zwany przez polaków wielkim zrzekł się
praw do Śląska
na
rzecz cesarza Luksemburga.Inna sprawa,że już wcześniej władcy
Śląska
piastowicze Bolesław,Mieczysław i Konrad wychowywani na wzorcach
zachodnich kulturowo odeszli od Polski.Skazany
na
banicję Śląsk do 1922 roku pozostawał poza państwem polskim.
Gdyby w tym czasie wszyscy Ślązacy ulegli wynarodowieniu to czy
można by ich za to winić?Czy któryś z nauczycieli polskich w
polskiej szkole choć raz przekazał dzieciom i młodzieży prawdę o
Śląsku?Nikt!Nigdy!W końcu on również wiedzę o Śląsku wyniósł
nie ze szkoły tylko z rodzinnych rozmów szczególnie dziadków
Ślązaków ze strony matki i dziadków wielkopolan ze strony
ojca.Oni uczyli go historii Polski i Śląska.Tolerancja która
pozwalała współżyć Ślązakom,Polakom,Zydów i niemców.Dalszy
tok myśli przerwało mu wejście do izby faceta nazywanego
szarą
eminencją.Był to podporucznik-szef batalionowej informacji człowiek
tajemniczy i groźny którego wszyscy omijali z daleka.
-Wy
szeregowy znaczy się mówicie po niemiecku,zaczął bez ogródek.
-Tak
jest obywatelu poruczniku,uczyłem się pięć lat w niemieckiej
szkole.
-Tak,no
znaczy się rozmawiacie,potwierdził odpowiedź Staszka.A wy
szeregowy wiecie,że autochtoni znaczy się niemcy to nasi
wrogowie.Tu posłyszy,tam podsłucha,tego wypyta i już gotowy
meldunek idzie znaczy się do imperialistów.Szeregowy wie,że
utrzymywanie prywatnych kontaktów z niemcami grozi karą za
naruszenie
tajemnicy służbowej.Żołnierz po przysiędze jest świadom tego co
robi i ponosi za to osobistą odpowiedzialność.
-Ale
jak nie rozmawiać z ludźmi z którymi się pracuje,przecież to
normalna rzecz rozmowa.
-A
widzicie szeregowy chodzi o to aby rozmowa była normalna ale żeby
korzyść była dla obozu socjalistycznego,znaczy się dla obozu
pokoju i postępu.Wy teraz,znaczy się,opowiecie wszystko z kim
rozmawiał,o czym rozmawiał przed zdarzeniem w windzie.My wiemy,że
pracowaliście z dwójką niemców i co?żadnych pytań,nic od was
nie chcieli wiedzieć?Wiemy,że byli dla was przesadnie
dobrzy,częstowali lepszym jedzeniem,może zapraszali do siebie,no
powiedźcie szczerze jak było.My dużo wiemy.Wiemy,że szukali
kontaktu z wami,wypytywali się o was,wystawali przed markownią aby
was spotkać.Stał odwrócony do niego plecami i patrzał przez okno
na plac apelowy.Nie bawił się w żadne finezje od walił prosto z
mostu.Wiemy o tobie wszystko a może nawet więcej niż ty wiesz.
Proponujemy
współpracę.
Leżał
na plecach wpatrzony w sufit,słuchał i nie powiedział jednego
słowa Sama wizyta tego faceta była dla niego zaskoczeniem , gdy
absurdalne oskarżen o współpracę z Niemcami dotarły do jego
świadomości poraziły go.Jedno jest pewne obserwują go i to
zarówno na powierzchni jak i na dole.Nie podoba im się,że miał
dobre stosunki z Heinelem i Willim,że niemcy okazywali mu swoją
przyjaźń.Ciekawe kto donosi,kto wie o ich rozmowach o podanych nu
kanapkach...Niech szlag trafi cały ten bajzel,przecież to jest
paranoja.
-No
wy szeregowy,znaczy się,macie czas żeby poleżeć , przemyśleć i
przypomnieć sobie wszystko dokładnie.Możecie wrócić do
niemców,znacie ich język a to rzecz bardzo cenna,znaczy się
żołnierz walczy z imperialistami nie tylko karabinem ale i głową.
Wy sobie wszystko przypomicie i opiszecie a my odstąpimy od
kary.Wymażemy z pamięci bo żołnierz zrozumiał swój błąd i
jest gotowy naprawić zło które wyrządził Ludowej
Ojczyźnie.Porucznik jak cicho wszedł tak cicho wyszedł zostawiając
go z myślami i domysłami.Propozycja współpracy poparta
szantażem,znajomość języka niemieckiego,wydumane konszachty z
Willim i Heinelem,
pewnie
to pobicie też może mieć związek z całąprowokacją.
Szpicel,donosiciel,wesz.I
to proponują właśnie jemu a w nagrodę
zapomną
o winie i odstąpią od karay.Jak to się stało,że nagle został
sam w klatce z tymi oprychami którzy bili mocno i fachowo a po
wykonanej
robocie zniknęli jak kamfora.Zaplanowana prowokacja?
Pan
podporucznik zniknął jak kamfora i nie byłokomu powiedzieć
,że
nie godzi się na bycie szpiclem.Cwaniak,widać dał mu czas na danie
ostatecznej odpowiedzi.Wiedział,że reakcja człowieka na taką
propozycję bywa negatywna,kto chce być donosicielem na swoich
kolegów i współpracowników.Dopiero czas ze swoją pajęczyną
myśli osacza człowieka i powoduje,że zaczyna liczyć i
spekulować.Odmówi współpracy mogą go spotkać różne przykre
niespodzianki a może zemsta lub kolejna prowokacja.Przyjmie
propozycję współpracy stanie się kanalią,szpiclem.Pytanie czy
Heinel
i Willi mogą być szpiegami zachodnich imperialistów pomimo swojej
absurdalności powracało i dręczyło go nieustannie. Przecież
gdyby chcieli mogli wzorem tysięcy Niemców wyjechać
na
zachód a tego nie zrobili,więc?Częstowali go kanapkami-fakt,
zapraszali
na wigilię-fakt.Jak łatwo posiać wątpliwość w stosunku do ludzi
których traktował jako życzliwych.Widać człowiek jest tak
skonstruowany,że łatwo wątpi i daje się zwieść słowom które
ktoś umiejętnie szepcze ci w ucho.Pajęczyna myśli osaczała go i
nie pozwalała spokojnie leżeć.Przecież nie jest głupcem i
natychmiast zorientował się,że zarówno Heinel jak i Willi byli
ludźmi prostymi, prostodusznymi niezdolnymi do szpiclowania.Przecież
na dobrą
na
sprawę nigdy nie pytali się go o nic,to raczej on sam mówił
nie
pytany ,a to protestował przeciw wykorzystywaniu służby wojskowej
do niewolniczej pracy a to psioczył na żarcie,ta jego niewyparzona
gęba.Do izby wszedł mały pucułowaty sanitariusz z ogromną
strzykawką w ręce.
-Nadstaw
dupę,to przeciw tężcowi,na wszelki wypadek w kopalni pełno jest
pleśni i łatwo się zainfekować.Lepiej trochę pocierpieć za to
spać spokojnie.Czy to jest prawda,że zostałeś pobity?tak gadają,
tłumaczył się wstrzykując mu lekarstwo.Gadają o kontaktach
zagadał
pytająco.
-Nie
zgłosiłem pobicia tylko wypadek a o kontaktach pierwszy raz słyszę.
-Nie
chcesz nie gadaj twoja sprawa ale tak ci powiem stary,że wyżej pasa
nie podskoczycz.Nie takie tu byli kozaki i zmiękli,lepiej płynąć
z prądem i łagodnie dokiblować do końca służby.Jak szpec
informacyjny interesuje się jakąś sprawą to znaczy,że skończyły
się żarty.Jestem Heniek,wyciągnął do niego rękę.pochodzę z
Bielska Białej i tak ja ty jestem w czynnej służbie.Tobie mogę
się przyznać, że nieźle mówię po niemiecku ale nikt o tym nie
wie,po co mieć kłopoty.Na samym początku też kiblowałem na dole
razem
z
niemcami i nikt nie wiedział,że rozumiem każde ich słowo. Mówili
między sobą o porządkach na kopalni czy o mnie.Ja stary świata
nie naprawię więc mam w dupie ideały.Tobie radzę to samo. Chce od
ciebie informacji to mu je daj i będziesz miał święty
spokój.Grasz w brydża,zmienił nagle temat.
-Gram.
-To
super!mamy święta z głowy a do tego popatrzymy sobie na niezły
program rozrywkowy.”Fiicken machen” dodał.
-Jakie
fiicken machen”zapytał zdziwiony.
-Widzisz
tę ścianę,pokazał oczami na ścianę za jego głową,zrobiona
jest z dykty,dużą izbę podzielili na pół i wygospodarowali pokój
gościnny.Cztery łóżka dla czterech spragnionych miłości żon
które przyjeżdżają na święta po kilka godzin pieszczot a nie
wiedzą,że ich mężowie karmieni są sodą która ogranicza popęd
płciowy. Odsuniesz portret towarzysza Konstantina Rokosowskiego to
znajdziesz dziurę w ścianie przez tę dziurę możesz podziwiać
program erotyczny pod tytułem”Niezaspokojone potrzeby gorących
żon”.Cztery
pary kochają się równocześnie.Jednym to wychodzi a drudzy bardzo
chcą a nie mogą.Faceci wpadają w panikę a baby
im
w tym pomagają.Absolutny cyrk.Zobaczysz.
Kończy
się na tym,że któraś baba nie wytrzymuje i zaczyna nawijać,jak
to w domu mógł kilka razy pod rząd a teraz ledwo raz,że pewnie ma
jakąś babę i dla niej brakuje już sił.Faceci wpadają w taką
frustrację,że tłumaczą się jak małe kaziki a baby pozostają
niewzruszone,skoro nie potrafi znaczy się ma kurwę.
-Myślę,że
przesadzasz,powiedział Staszek,czasami może się zdarzyć jakaś
rozeźlona baba ale żeby wszystkie?
-Sam
zobaczysz to przyznasz mi rację,uśmiechnął się znacząco i
wyszedł.Churchile,Rosevelty,Rokoswskie,cztery dupy w jednej
izbie;mydło powidło w jednej menzurce.Wesoły łapiduch ale kapuś
zresztą sam się przyznał i jego wyraźnie namawiał do tego
samego. Niby ma rację,że piwo nagotowali nam nasi sojusznicy ale
czy to usprawiedliwia by stać się szpiclem.
Najkrótsze
dni w roku i do tego świąteczne,myślał stojąc w oknie
i
podziwiając bajkowy krajobraz Sudetów.Ogromne płatki śniegu
podkreślały ten nastrój opadając wolno w jakimś mistycznym
tańcunatury.Piękno tego świata jest tak bardzo demokratyczne
jednakowo przemawia do wszystkich którzy chcą je widzieć,mimo woli
wracał do filozofowania taki już jest i nic na to nie poradzi.Uznał
iż lepsze to od leżenia i kombinowania czy zostać szpiclem czy
nie.Odwrucił się by dołożyć węgla do pieca gdy
ktoś
zapukał do drzwi.Nie odpowiedział no bo kto puka by wejść do sali
chorych,chyba jakiś żartownis.Pukanie powtórzyło się i ktoś
jak by majstrował coś przy klamce.Stanął i czekał.Ten ktoś
delikatnie uchylił drzwi i jak by lustrował izbę.Staszek
gwałtownie złapał za drzwi by przyłapać dowcipnisia i zdębiał.Na
wysokości głowy zobaczył ogromny karton.
-No
naszłech cie nareszcie.Przed nim stał Heniek Borto jak zwykle
uśmiechnięty od ucha do ucha.Cłowieku je packa,wciśnij pod łóżko
bo na sali wszystko zeźrą i człowiekowi nic nie zostanie.
-Heniek
co ty się tak skradasz,myślałem,że ktoś chce mnie podejść.
-Nie
wiedziołech w kerej izbie leżysz i co sie byda z packą pchoł kaj
mnie nie chcą.Dwa razy wywoływali cie na bloku,godajom co mosz
jakoś sprawa u samego szefa batalionu.
-Ja
u szefa.ẓ wariowali chyba wszyscy.Prosiłem do pracy z jakimiś
imperialistycznymi szpiegami?Ktoś chce mnie wrobić w paskudną
sprawę.
-Dołbyś
Stachu pokój z tymi szpiegami
-Heniek
chodzisz po całej kopalni i smarujesz wajchy może znasz tych dwóch
niemców Heinela i Willego?
-Widziołech
cie z nimi na podszybiu,chude jak śproty.
-No
i pomyśl Heniek to są imperialistyczne szpiegi,rozumiesz?Skąd ja
miałem wiedzieć,że to są szpiedzy.Pracowali normalnie ba lepiej
jak
normalnie normalnie,opiekowali się mną jak rodzonym synem,
uczyli
zawodu,tłumaczyli ba chcieli nawet zaprosić mnie na święta.
-Do
cłowieka nie wleziesz,bywo co cie swój zdradzi a obcy ci pomoże
ale bywo i na opak.Ojciec był w partyzantce i kejś postrzylali sie
z nimcami.Kulka trefiyła ojca w noga i zostoł leżeć.Swoi go
opuściyli a jedyn nimiec kery go naszoł w trowie to miast go dobić
to szczelył w bok i poszeł.I co powiysz?człowiek był,ot co.
-Przecież
ja do tych ludzi również nic nie mam,prości serdeczni górnicy tak
po prawdzie oni również uważali się za Ślązaków tyle,że
niemieckojęzyczni a popatrz szpiedzy.
-Skąd
wis,że szpiegi,Heniek usiadł na skraju łóżka.Mój dziadek też
był uznany za kapitalistycznego szpiega bez komunistów.
Zaślachtowali
go tak,co ani grobu po nim ni ma,a człowiek był uczciwy i z nimcami
walczył,tela co komunistów tyż nie uznowoł. Padajom co nojwiykszo
wina była tako,że z Piłsudskim walczył o Polsko.Pamiyntej,że oni
majom insze miary na to kery je polok dobry a kery je zły.Mój
ojciec je wrogiym ludu bo nie uznowoł reformy rolnej twój tysz im
podpodł i beztusz my som tukej w tej kopalni i zamiast giweru
walczymy łopatami.Ni ma życio,wstał podrapał się po głowie i
poczłapał do drzwi.Pamiyntej w świynta przida do ciebie to se
pojymy i pogodomy.Bywej. Heniek Borto półanalfabeta gdzieś z
kieleckiego a przecież filozof.
Końcówka
grudnia była wyjątkowo paskudna.Po świętach powiało
ciepłem
halnym wiatrem by tusz przed Sylwestrem skuć ziemię
dwudziestostopniowym mrozem.To co odtajało teraz zamieniło się w
zbitą masę szklistego lodu.Staszek opuścił izbę chorych i
szykował się do raportu za domniemane samookaleczenie.
Oficer
informacyjny nie odpuszczał i ponawiał propozycje stałej
współpracy.Odmówił.Poraz kolejny posłuchał rady Heńka
Borto.Jak na tym wyjdzie?Kto to wie.
Kiedy
stawał do raportu do dowódcy kompanii był pewny,że czeka go
kilkanaście dni aresztu za samookaleczenie i wyłudzenie zwolnienia
lekarskiego.Spotkała go pełna niespodzianka.Dowódca w randze
podporucznika przyjął go niezwykle przyjaźnie nawet poczęstował
papierosem,kazał usiąść i rozpoczął rozmowę z której
wynikało,że sprawy samookaleczenia są mu zupełnie obojętne.
-Słuchaj,rozpoczął
poufałem tonem,musimy powołać koło ZMP,to znaczy kompanijne
koło,rozumiesz.Sprawdałem kartotekę i wyszło,że jedynie ty masz
maturę i wychodzi na to,że będziesz musiał poprowadzić
zebranie.Zaskoczenie było kompletne.On ma prowadzić zebranie a na
dobrą sprawę nie jest nawet członkiem ZMP.
-Ty
poprowadzisz zebranie,powtórzył z naciskiem jak by chciał
uprzedzić
ewentualną odmowę.Musisz się rozejrzeć za kandydatem na
przewodniczącego koła,dodał.Musi być taki który nie przyniesie
nam wtydu no i żeby za dużo nie pił.
-Henryk
Borto,strzelił bez zastanowienia.
-Ten
co pojechał po skrzypce,porucznik zrobił zdziwioną minę.
-Tak.Znam
go,wstydu nie przyniesie.
-Hm,mruknął
pod nosem Zaproponuj go.Raport o przepustkę napisał calkim
przyzwoicie a jak na zebraniu zagra obertasa to i działalność
kulturalna będzie.Całkiem nieźle.A ty co zmienił temat rozmowy.
Wpakowałeś się w kurestwo z niemcami.Byłeś moim
pierwszym
kandydatem jak tylko przyszło polecenie żeby zakładać koła ZMP
ale wyszło wielkie gówno kiedy się okazało,że facet na
przewodniczącego prowadzi podejrzane romanse z niemcami.
-Żadne
romanse z Niemcami obywatelu poruczniku,przecież ktoś mnie
rzydzielił do ich brygady,a jak już pracowałem to co,miałem nie
rozmawiać?udawć,że nie znam języka niemieckiego?
-Nie
wiem,mnie to właściwie nie obchodzi,przerwał mu zzciągając
się
papierosem.Wstał,podszedł do okna i mówił jak by sam do siebi
Od
tropienia szpiegów są inne służby.Jesteś jedyny w kompanii który
może zebranie po prowadzić.Ty przewodniczącym ZMP nie
będziesz.Rozmowa była skończona,Staszek czekał na pozwolenie
opuszczenia biura ale dowódca miał jeszcze coś do przekazania i
jak by nie wiedział jak to powiedzieć.-Raportu karnego nie będzie
wydukał
w końcu. Jakoś nie pasuje żeby z pierdla delegować cię na
zebranie organizacji ZMP. Ot masz szczęście że taka jest potrzeba
i kary nie będzie. Sztab ma na ciebie oko,dodał jak by od
niechcenia.
Teraz
idź na kompanię,od jutra wracasz do pracy tylko pamiętaj
nie
szukaj kłopotów. Powinno ci wystarczyć. Zrozumiano? -Tak jest!
Rozdział
szósty
Powrót
do pracy nie był dla Staszka przyjemny.Dni spędzone w izbie chorych
rozleniwiły go i rozchartowały.Ciepło i biała pościel to luksus
który szybko pozwala zapomnieć orzeczywistości.
Dnia
codziennego.Zima ani myślała ustąpić.Kiedy stał dygocąc,
przemarznięty do szpiku kości na przystanku,czekając na przyjazd
rachitycznej ciuchci stwierdził,że dół kopalni ma swoje dobre
strony.Jedno jest pewne,temperatura nigdy nie spada poniżej zera.
Przebrał
się w łaźni w ciuchy robocze by pierwszą windą zjechać na dół
lecz gdy pobierał lampę spotkała go niespodzianka.Potężna baba
o czerwonej twarzy ukraińskiej chłopki oświadczyła mu łamaną
polszczyzną,że lampa jest zablokowana i powinien i ma się
zameldować w biurze sztygarów.Przeczucie podpowiadało mu,że
sprawa kontaktów z dwójką niemców nie zakończyła się
pobiciem.Widać Heinel i Willi kombinowali coś z zachodnimi
imperialistami ale co on ma z tym wspólnego.Zwariowali wszyscy i ci
w mundurach i ci na kopalni. Stał w biurze planistów oddziału i
mimo woli słuchał jak jego sztygar wykłócał się z kimś o ludzi
dla oddziału.
-Ja
ich panie inżynierze nie oddam bo samymi żołnierzami i emigrantami
wydobycia nie pociągnę.To są jedyni fachowcy jakich mam.
-Kurwa
chyba wiem,że są dobrzy,krzyczał ktoś do słuchawki,co ty sobie
myślisz,że może ja pójdę do kryminału za tych zasranych
germańców.
-Tego
mundurowego hanysa posyłam na zwały niech tam pracuje jak mu dół
śmierdzi a tych dwóch germańców zostawiam niech kończą robotę
przy zawale.
-Idę
do naczelnego,słychać było głos w słuchawce,jak każe ich
zostawić to zostaną, każe ich przenieść będą przeniesieni.
Głośne trzaśnięcie drzwiami i zdenerwowany kierownik oddziału
prawie wpadł na Staszka.
-Ty
jesteś z wydobywczego ,zapytał.
-Tak,odpowiedział
speszony nerwową sytuacją.
-Od
dzisiaj pracujesz na powierzchni,planista wypisze ci kartę
obiegową.Zgłosisz się u sztygara powierzchni,będziesz pracował
na zwałach.Kolejny rozdział kariery zawodowej myślał kiedy w
brudnej breji człapał do biura powierzchni.Wszedł do tego samego
baraku co wtedy kiedy został pobity.Zapamiętał rozkład biur więc
na pewniaka wszedł do pani sztygar.Miał pecha tej sympatycznej pani
inżynier która wtedy zadbała by karetka odwiozła go do szpitala
nie było.Rozmawiał z facetem który sam siebie tytułował
kierownikiem
oddziału.
-Zyguś,zawołał
do kogoś w sąsiednim biurze,zaprowadź faceta do Heinza i Berty
będzie pracował na haszplu.Powiedz,że jest to uzgodnione z panią
inżynier.
Z
za szafy wysunął się młody chłopak o bladej cerze i pucułowatej
twarzy.
-Posłali
cię z ciepłego dołu na największe wydmuchowisko jakie znam.Sybir
to nic w porównaniu z haszplem pod stożkiem.Musiałeś zdrowo
podpaść,cedził przez zęby wypluwając przy okazji przeżute
pestki słonacznika.
-Kto
jest kierownikiem tego sybiru,zapytał by zmienić temat.
-Kierownikiem
jest Zenek ten sam z którym rozmawiałeś ale wogóle kierownikiem
całej powierzchni jest baba,mgr.inż Krystyna Lisowska.Dupa nie z
tej ziemi sam zobaczysz.Figura,nogi i cała reszta super ale nie
próbuj łapać ją na bajery.twarda jest i zaraz
człowieka
zjebie jak bezpańską sukę,nie warto zaczynać.Słuchał i nie
przyznał się,że poznał panią sztygar w dość szczególnych
okolicznościach.Dochodzili do miejsca gdzie miał pracować.
Oddalone
od zabudowań kopalni usytuowane było w szczerym
polu
narażone na podmuchy lodowatego wiatru.Sybir,trafna nazwa.
Praca
przy kołowrocie pozornie była prosta i łatwa.Mała sapiąca
lokomotywka zwana przez górników „benzolkom”pchała przed sobą
wózki górnicze załadowne kamieniami które górnicy urabiali by
dostać się do pokładów cennego węgla.Do zadań obsługi
kołowrotu
należało w odpowiednim momencie podpiąć wózki do liny i przy
pomocy kołowrotu wyciągnąć je na wzgórek rozrządowy przerzucić
zwrotnicę czyli wajchę tak by pod własnym ciężarem staczały się
hamowane jedynie podkładanymi łomami do samej krawędzi
czterometrowej dziury w którą wjeżdżał wózek platforma ze
stożka zwanego hałdą.Platforma wyciągana była na szczyt stożka
gdzie ekipa „kipiarzy” odbierała wózki i „kipowała”-opróżniała
je.Następnie spychacz niwelował i ubijał wszystko.
Jedynym
zabezpieczeniem przed wpadnięciem wózków do dziury było staczać
je tylko wtedy kiedy platforma była na dole lub użycie w
ostateczności wykolejnicy usytuowanej metr od krawędzi
dziury.Wszystko na pozór dziecinnie proste a jednak było to
najbardziej awaryjne miejsce na kopalni.Pochyłość po której
staczały się wózki była na tyle duża,że często nie wystarczał
jeden łom wkładany w koło jeszcze gorzej było gdy szyny po
których toczyły się wagony były wilgotne lub
oszronione.Oczywiście należało staczać wózki tylko w tedy kiedy
platforma była na dole bo wtedy po prostu nie było dziury.To była
teoria w praktyce by podnieść wydajność nie przestrzegano tej
zasady.Wydajność,słowo rozkaz.
-Ptakowski,mówił
do niego sztygar pracujący na zmianie,jesteś razem z Bertą i
Heinzem to są autochtoni stare asekuranty,ciągną wózki tylko
wtedy kiedy platforma jest na dole,musisz to zmienić. Pamiętaj jak
pociągniecie wózki na okrągło to robimy150%normy a to znaczy
dodatkowa premia.Bertę poślij na wajchę i drugi tor a Heinz niech
posypuje tory piaskiem,będzie lepsze hamowanie.Mały człowieczek o
rozbieganych oczach,kierownik zwałów.Poklepał go po plecach na
znak,że wszystko będzie dobrze.I tak wdrożył się do
nowej
pracy wykonując polecenie sztygara Zenka by ciągnąć wózki na
okrągło.Czuł dezaprobatę niemców dla takiej formy pracy która
w każdej chwili groziła katasrofą.Ale udało się raz i drugi a
Zenek poklepywał po plecach i zacierał ręce .Staszek był zły i
rozczarowany,że ani razu odkąd pracuje na zwałach nie miał
okazji
widzieć pani inżynier.Na dobrą sprawę to nie bardzo wie dlaczego
traktuje to jako prywatną porażkę.Ostatnia rozmowa,
prawie
serdeczna opieka gdy po pobiciu meldował się u niej by
go
zatrudniła.Jej aluzja o Heinelu i Willim w kontekście spotkania
wigilijnego,czy
to daje podstawy do snucia jakiś planów by ni e
powiedzieć
oczekiwań.Fakt jest ładna,zgrabna bardzo miła tylko,że potrafiła
również rzucać mięsem i piorunami.Ale przecież ona jest
mężatką,kierownikiem,mgr.inżynierem
a on jest zapiepszonym
pseudożołnierzem
robotnikiem przymusowym poprostu nikim. Ot co.Jednak często
wracał do rozmowy z panią inżynier.Była dla niego jakaś inna tak
jak by bardziej serdeczna.Choć pewnie to tylko jego chorobliwa
wyobraźnia podpowiada mu wyimaginowane
oczekiwania.
Początek
potwierdzał słuszność decyzji sztygara zmianowego by ciągnąć
wózki na okrągło.Przy wyraźnej niechęci niemcy podporządkowali
się nowej organizacji pracy.Berta z liną czekała na wózki pchane
przez „benzolkę”,zaczepiała hak i dawała znak na kołowrót by
ciągnąć,następnie biegła by przerzucić zwrotnicę.
Wydawało
się,że wszystko gra a jednak napięcie wśród niemców było
ogromne.Jak tylko wózki zaczęły staczać się z górki rozrządowej
a platformy nie było na dole Heinz podnosił krzyk „Heilige
Ana,awaria,kurwa mać”podnosił przy tym ręce w górę jak by na
trwogę.Berta choć nie krzyczała to przeżywała każdą operację
tak bardzo,że mimo mrozu pod kroplami spływał po jej
czole.Staszkowi wydawało się,że niemcy histeryzują.Parę razy
gotowy był zareagować ale musiałby się przyznać do znajomości
języka niemieckiego a tego nie chciał zrobić nauczony smutnem
doświadczeniem
z Heinzem i Willim.Czekał aż sprawa dziwnego zachowania się
niemców wyjaśniła się sama.Pracowali na nocnej zmianie.Mróz
który za dnia popuszczał w nocy przy bezchmurnym niebie łapał na
całego.Wszystko co metalowe pokryło się srebrną warstwą
szronu.Wyglądało to bajkowo pięknie.Świat tysiąca
i
jednej nocy ale było śmiertelnie niebezpieczne.
-”Stani
heute sehr geferlich”-Staszek dzisiaj jest bardzo
niebezpiecznie,stali obok niego z przerażeniem w oczach.”Awaria
kurwa mać,polizei,keine norma”,Heinz nie krył przerażenia i na
wszystkie sposoby próbował wytłumaczyć Staszkowi,że należy
przerwać
opuszczanie wózków.Udawał,że nie rozumie co do niego
mówi.Postanowił,że będą opuszczać wózki nie czekając na
platformę.Kazał
Bercie zapiąć linę i przy wrzasku Heinza wózki powoli zaczęły
staczać się w dół.Już po paru chwilach zrozumiał,że popełnił
błąd,wózki jak tylko minęły zwrotnicę nabrały niebezpiecznej
prędkości.To co się stało w następnych chwilach przypominało
koszmarny sen,pomimo sypania suchego piasku pod koła,podkładania
łomów skład nabierał prędkości.”Heilige Ana awaria!kurwa
mać!”Heinza nie pomagało a podkreślało jedynie grozę
sytuacji.Kiedy wydawało się,że nic nie uchroni wózki przed
wpadnięciem do dziury nagle z ciemności wyłonił się jakiś cień
błyskawicznie
złapał za wykolejnicę i spowodował,że wózki nie wpadły do
rząpia zatrzymując się tusz przed krawędzią diury.
Matko
Boska ten ktoś wpadł chyba pod wózki.Staszek stał
sparaliżowany
sytuacją.
-”Heilige
Anna,awaria,kurwa mać”nad wszystkim unosił się podobny do wycia
kojota głos Heinza i w tej samej chwili z za sterty powywracanych
wózków odezwał się kobiecy głos,
-czyście
poszaleli w taką pogodę puszczacie wózki kiedy nie ma
platformy!Ochlapana błotem stała pani sztygar.Staszek poczuł
ulgę,ktokolwiek włączył wykolejnicę żyje.
-”Heinz
du alte pamufel”-ty stary idioto jak długo pracujesz na
kołowrocie.Stała wściekła z rozpuszczonymi włosami rozglądając
się za hełmem który spadł jej z głowy.Koniec roku,kopalnia
dobija plan a wy co!sabotaż?Kupa głupków.Gdzie jest mój
hełm,pytała się nie wiadomo kogo.Staszek bez słowa podał jej
hełm który znalazł
pod
stertą kamieni.
-Pan
kierownik zwałów kazał ciągnąć na okrągło,próbował się
bronić. Powiedział,że norma, plan...
-Ten
pan nie jest kierownikiem,weszła mu w słowo,chcecie sobie narobić
kłopotów to słuchajcie tego kierownika z bożej łaski. Jeszcze
zmagała z włosami ale widać,że złość już jej przeszła.
Popatrzała
się na niego jak stał skruszony z miną skarconego
dziecka
i wyraźnie się uśmiechnęła.Rzeczywiście piękna kobieta,
pomyślał kiedy odwróciła się do niego plecami i podeszła do
przerażonych niemców.Krótką chwilę rozmawiała z nimi następnie
poklepała Bertę po plecach i podeszła do telefonu.Rozmowa była
głośna ale rzeczowa.Pani sztygar ignorując obecność Staszka po-
deszła
do kołowrotu.Heinz z Bertą zapinali linę do poszczególnych wózków
a pani sztygar umiejętnie manipulując kołowrotem wyciągała je ze
sterty kamieni.We trójkę pracowali jak sprawna maszyna.Staszek
włączył się gdy była potrzebna siła by każdy
wózek
ustawić z powrotem na szynach.Kiedy skończyli zjawiła się brygada
ludzi która zbierała porozrzucane kamienie i kładła je do
wózków.Pani sztygar podeszła do Staszka i skinęła głową by
szedł za nią.Siedzieli w drewnianej szopie przy rozpalonym piecyku
nazywanym przez górników”koksiok”.Pani sztygar zajęta była
poprawianiem swojej fryzury i jak by zapomniała,że przecież obok
siedzi facet.Nawet taka ubrudzona po twarzy jest ładna pomyślał
obserwując kontem oka jej zabiegi.
-Teraz
nie jesteśmy im niepotrzebni wiedzą co mają robić,mówiła głosem
pozbawionym emocji.Wpadłam popatrzeć na trzecią zmianę i
usłyszałam krzyki Heinza,wiedziałam że dzieje się coś złego.
Niemiec w zależności od zagrożenia zmienia tonację głosu,jak
wyje znaczy się,że zagrożenie jest wielkie.Mówiła przyciszonym
głosem
ciepłem
tembrem który łechtał jego uszy.Przed chwilą pani sztygar władcza
nie- znosząca sprzeciwu a teraz ciepła jak by szukająca oparcia w
męskich ramionach kobietka.
-Nie
zgłosimy awarii,dochodzenie,szukanie wrogów ludu i całe to
duperele.Heinz z Bertą wiedzą co to znaczy dlatego są tacy
przerażeni.Musisz uważać i nie dawać się wpuszczać w maliny,
mówiła tonem prawie przyjacielskim,podając mu papierosa.
Kiedy
nerwowo szukał zapałek ona bezceremonialnie wyjęła z piecyka
rozpalony pręt sama odpaliła i podała jemu.Pamiętaj jak jest
wilgotno a szczególnie jak jest szron całe torowisko zamienia się
w tor saneczkowy.
-Ja
chciałem wykonać polecenie kierownika i to wszystko,wzruszył
ramionami.
-Jakie
polecenie.Masz to na piśmie?Pamiętaj ty masz eksploatować kołowrót
zgodnie z instrukcją która wisi na ścianie o tutaj za moimi
plecami,pokazała głową.Ta mała instrukcja będzie alibi dla tego
który kazał ci robić coś nie tak jak jest zapisane,a wiesz
dlaczego,
bo
ten ktoś dał ci polecenie ustne bez świadków i on się tego
wyprze.To pozornie zafajdłane stanowisko jest najbardziej awaryjne
na kopalni.Jak stoi stożek stoi szyb a jak stoi szyb stoi wydobycie
a jak stoi wydobycie dyspozytor wykonuje telefon do określonych
służb i zaczyna się afera.Już kilku facetów zapłaciło
karierami za lekceważenie stożka.
-Ona
jest fantastyczna,nie potrafił ukryć podziwu nie tylko do jej urody
ale i dla jej normalności takiej zwykłej ludzkiej normalności.
Przecież ma prawo do tego by ich z rugać ba zrobić awanturę a ona
mówi jak by nigdy nic.Niesamowite.
-Słuchasz
co do ciebie mówię,wyrwała go z zamyślenia.Speszył się jak
sztubak złapany na gorącym uczynku.
-Tak
pani inżynier wymamrotał pośpiesznie.
-Nie
musisz mnie tytułować,nie wymagam.-Wylizałeś się z ran zapytała
nagle zmieniając temat.Pamięta, przemknęło mu przez myśl.Na
rekonwalescencję posłali cię na zwały.Niepojęta głupota. Na
zwałach trzeba się więcej napracować niż na dole i do tego
jeszcze marznąć ale oczywiście liczy się bohaterski dół.Tak to
sobie postanowili ci co decydują, nic na to nie poradzimy.
-Ja
to zupełnie się nie liczę, powiedział sarkastycznie.Słucham i
wykonuję rozkazy.
-Aleś
ty przekorny Ptakowski zawsze musisz mieć ostatnie słowo. Ty się
nie liczysz,ja się się nie liczę od małe trybiki w machinie.
Wwygląda
na to,że pani sztygar ma ochotę na pogawendkę.
Jest
naprawdę ładna,przekorna myśl uparcie wracała nie pozwalając mu
na prowadzenie merytorycznej rozmowy z panią inżynier.
-Dowiedziałam
się z naszej ostatniej rozmowy,że masz średnie
wykształcenie,dobrze pamiętam?
-Dobrze.
-Czy
dobrze rozumuję,że w związku z tym biegle władasz językiem
polskim w mowie i piśmie.
-Dobrze,tak
mi się zdaje.
-Zabiorę
cię stąd.Jeszcze jedna taka awaria i kłopoty gotowe.Jeżeli
próbują ci przypisać wrogą działalność to lepiej dmuchać na
zimne, mówiła ściszonem głosem.Potrzebuję pracownika do
biura.Mam
dużo
papierkowej roboty tyle,że niewyrabiam.Mówiła obserwując
go
uważnie jak byoczekiwała z jego strony podziękowania czy błysku
radości.W dalszym ciągu uważasz się za pokrzywdzonego?Nawet to
pamięta,zrobiło mu się miło,że pani co by nie powiedzieć
mgr.inż.pamięta takie szczegóły z ich rozmowy.
-Heinz
i Berta to porządni ludzie ale są straszliwie przerażeni kiedy na
kołowrocie dzieje się coś niedobrego,zmieniła temat rozmowy.
-Dlatego
tak straszliwie klną?
-Rzeczywiście
niezły repertuar,potwierdziła ale pamiętaj większość
przekleństw nauczyli się od naszych rodaków.Oni przeszli swoje,
płacili rachunki za tych którzy rozpętali to wojenne świnstwo i
uciekli.Berta w przypływie słabości wypłakała całą swoją
tragedię do mojej bluzki.Dałbyś wiarę,że ona jest córką bardzo
bogatej rodziny która posiadała fabrykę porcelany.Przeszła
reedukację u rosyjskich sołdatów.Terazmieszka w baraku i czasami
miewa napady otępienia,wtedy ratuje ją szklanka spirytusu zagryzana
słoniną.W drzwiach szopy ukazał się Heinz.
-Ales
ist in ordnung-wszystko w porządku zameldował.
-Haraszo,odpowiedziała
po rusku.Popatrzał pytającym wzrokiem ale wnet zrozumiał,że pani
sztygar jest w dobrym humorze i po prostu żartuje.Jeszcze raz
kiwnęła głową wstała i poklepała Heinza po plecach.Zwykłe
wykolejenie.Uradowany niemiec wyszedł z szopy a ona postała chwilkę
obróciła się na pięcie i zniknęła w mroku nocy.Parę miesięcy
a już a już poznał dół ze słynnym czwartym oddziałem i całą
makabrą upadowych ścian wysokich na kilkadziesiąt centymetrów,z
wodą lejącą się za kołnierz i zagrożeniem metanowym.Wie co to
znaczy usuwać skutki zawału przy walącym się stropie i
trzeszczącej obudowie.Władza która zadecydowała,że zamiast
studiów będzie fedrował węgiel pozwoliła mu również poznać
obsługę kołowrotu na zwałach.Wyjątkowo ciężka i stresująca
praca, stałe zagrożenie awarią i świadomość,
że
możesz być posądzony o sabotaż.
Znowu
się udało.Siedzi za biurkiem i bez przerwy sporządza jakieś
listy,a to na mydło to znowu na ręczniki,czasami na wyraźne
polecenie pani inżynier chodzi do magazynów pobierać materjały
biurowe.Czyli jest pracownikiem umysłowym-biuralistom na przekór
tym którzy postanowili go resocjalizować do poziomu robotnika
niewykwalifikowanego.Pierwsza praca umysłowa po maturze to praca
pisarza pani sztygar mgr.inż.Krystyny Lisowskiej dobre i to. Swoją
drogą ma szczęście,zawsze obok siebie spotyka ludzi życzliwych
którzy pomagają mu w chwilach trudnych.Bo by było z nim gdyby nie
zwykła ludzka przyzwoitość obu autochtonów Willegoi Heinela.Bez
jednej godziny szkolenia został posłany do pracy dołowej na jeden
z najtrudniejszych oddziałów i do tego do
usuwania
skutków zawału.Przez pierwsze dni kazali mu siedzieć i pilnować
śniadania a po tym stopniowo krok po kroku oswajali go z
zagrożeniami.Nie ustrzegli od wypadku ale to już była jego
lekkomyślność i brak koncentracji.A teraz spotkanie takiej osoby
jak pani sztygar Lisowska która raz zaopiekowała się nim po
pobiciu a teraz podała rękę gdy utknął na wyjątkowo wrednym
stanowisku pracy.Coś ta Lisowska chodzi mu po głowie.Pierwsze
spotkanie zapowiadało raczej kłopoty pierwszego dnia o mało ją
nie przewrócił na szczęście zdążył złapać w ramiona i
uchronić od upadku.Drugie spotkanie kiedy obolały po pobiciu
zameldował się u niej nie stawiało go w najlepszym świetle.A
jednak coś jest na rzeczy,że oto miast zmagać się z kołowrotem i
słuchać przekleństw Heinza siedzi za biurkiem u pani kierowniczki
oddziału.Chyba nikt z całego batalionu nie zmienia tak często
stanowisk pracy jak on. Czy to już koniec,nie miałby nic przeciw
temu by tak było.
Biureczko,ciepełko
i towarzystwo pięknej kobiety czego więcej chcieć.
Od
kilku dni nosił w kieszeni munduru nieotwarty list od Steni i do
końca nie był przekonany czy go przeczytać czy wrzucić do
kosza.Niechętnie wracał myślami do tamtej nocy,kiedy niesiony
nastrojem chwili zawrócił w głowie młodej dziewczynie.Wierzył,że
maturzysta w wojsku to co najmniej podchorąży.Stało się inaczej.
Wysublimowany
świat teatru,śpiewu i muzyki runął rozpadł się. się.Marzenie o
studiach na Akademii Handlu Zagranicznego wybito mu z głowy.Został
poddany brutalnej resocjalizacji.Ma być robotnikiem,taka jest wola
władzy ludowej i basta . Wola przeżycia podpowiadała mu jedyne
skuteczne rozwiązanie,nie rozpamiętywać krzywd.Zaadoptować się
do nowej sytuacji,przetrwać.
Jak
mówi chłopski filozof Heniek Borto.Przetrwać znaczy myśleć
realnie a realnie to jest go wstyd przed Stenią,że został
obywatelem pośledniego gatunku powiedzmy klasy C,niegodnych nosić
karabin.
Perfidia
tych którzy potrafili przekonać większość społeczeństwa,że
tak zwani”wrogowie ludu”to ludzie gorsi w ogóle źli nie godni.
Jest
przekonany,że jego szwagier wielki działacz społeczny na pewno ma
na ten temat swoje zdanie-zgodne z linią partii.Ubzdurał sobie,że
Stenia również tak pomysli gdy dowie się w jakim jest
„wojsku”.Rozczaruje się i tyle.
W
końcu ciekawość zwyciężyła,wyciągnął list otwarł i zaczął
czytać.Już pierwsze zdania przekonały go,że powinien był nie
otwierać koperty.Zapewnienia o dozgonnej miłości do bohatera który
własną piersią osłania ojczyznę brzmiały patetyczniei i pewnie
były szczere ale dowodziły,że Stenia zupełnie nie zna
realiów.Gdyby zobaczyła go takim jakim jest dzisiaj to pewnie
doznałaby szoku.Stary sfatygowany mundur obnoszony przez inne
roczniki,oszpecona blizną twarz szybko sprowadziłyby ją na ziemię
Najlepszym
rozwiązaniem będzie nie odpisać na list trochę po cierpi i
zapomni.Wkładał list do koperty gdy niespodziewanie do biura weszła
pani sztygar.Nieprzebrana w robocze ciuchy robiła wrażenie
licealistki.Pukle włosów spięte klamrą harmonizowały z owalem
twarzy a wypoczęte oczy zrobiły się jeszcze większe i tak
klarowne,że przypominały oczy małej panieńki.Ona po prostu nie
może się nie podobać, pomyślał podziwiając jej sylwetkę.
-Widzę,że
czytamy miłosne listy i to w czasie pracy, odruchowo próbował
schować kopertę do kieszeni spodni ale szło mu to opornie więc
zrezygnował.
-Przynoszę
panu pozdrowienia od znajomych,zaskoczony nawet nie podziękował.
-Od
kogo,wyjąkał w końcu speszony.
-Heinel
z żoną byli wczoraj u nas.
-Pani
zna Heinela,tego z czwartego oddziału?Musiał mieć minę bardzo
zdziwioną bo pani sztygar uśmiechnęła się zadowolona,że udało
jej się go zaskoczyć.
-Byli
wczoraj u nas ,mieszkamy po sąsiedzku,znaczy się rodzice mieszkają
a ja puki co mieszkam razem z rodzicami.
-Ale
przecież obrączka,pokazał oczami na jej serdeczny palec.
-Tak
tak jestem formalnie mężatką,tylko formalnie.Ale to inna
sprawa,ucięła rozmowę na temat jej życia osobistego.
-Bardzo
żałowali,że nie przyszedł pan do nich na wieczerzę wigilijną,oni
panie Staszku mają obsesję na punkcie swojego syna który wprawdzie
żyje ale z wiadomych względów kontakty z nim są bardzo
ograniczone,no i nie wiem dlaczego swoje niespełnione uczucia
rodzicielskie próbują przelać na pana.Wytłumaczyłam im,że był
pan w tym dniu niedysponowany,oczywiście Heinel
uwierzył
w bajkę o kołysaniu klatki,dodała z ironią.Powiedział mi
natomiast ciekawą rzecz na temat typów którzy szukali z panem
zaczepki w windzie.Heinel również ma kłopoty mówił,że był
wzywany na rozmowy przez panów od bezpieczeństwa.Chcieli
mu
wmówić jakieś bzdury związane ze szpiegostwem.Idioci!Heinel
szpieg.
-No
to się pani przyznam jąkał się,że nie chciałem zgłaszać
pobicia bo czułem,że za tym może się kryć prowokacja.Mnie
również przepytywano czy nie przekazywałem Heinelowi i Willemu
tajnych informacji.Usiadła obok na krześle,założyła nogę na
nogę i oparta łokciem o jego biurko podpierała brodę słuchając
uważnie tego co mówił.
-To
jest po prostu straszne,to szukanie w każdym wroga,oni mają na tym
punkcie obsesję,nie potrafią żyć bez wrogów prawdziwych lub
wyimaginowanych.Paranoja.Rozumiem teraz,że ta bójka to efekt pana
dobrej współpracy z Heinelem i Willim,jak do tego dodać,że
rozmawialiście często w języku niemieckim którego obserwator
nie
znał to teoria spiskowa gotowa.
-Jest
tak jak pani mówi.Zarzucali mi,że jako żołnierz przyjaźnię się
z Niemcami,że jestem Ślązak i ciągnie mnie do Niemców,w ogóle
stek bzdur.Wiele spraw ciągnie się za mną od dawna.Ojciec walczył
z Piłsudskim lał komunistów pod Warszawą w 1920roku,matka
Ślązaczka wielu krewnych w Niemczech do tego ja z ostrym
niewyparzomym
jęzorem.Pamiętam w klasie maturalnej podpadłem takiemu panu który
uczył nas obronności.Przyłapałem go jak po lekcjach w łaźni
szkolnej robił”te rzeczy”z koleżanką z klasy. Narobiłem
chałasu,że niby gwałt,że szkoła a okazało się,że
to
nie gwałt.Dziewczyna miała skończone 18 lat nie zgłosiła gwałtu
i sprawa rozeszła się po kościach a ja miałem śmiertelnego
wroga.
-Ojciec
Ślązak był Piłsudczykiem,zapytała zdziwiona.
-Ojciec
jest Wielkopolaninem na Śląsk trafił po plebiscycie.
-To
wyjaśnia w jakimś sensie dlaczego jest pan w batalionie pracy a nie
w jednostce liniowej.Niepewnym nie daje się do ręki karabinu. My ze
wschodu znamy ich metody jak mało kto.Potrafią wciągnąć do
współpracy prawie każdego,jak nie obietnicą korzyści to
szantażem.Mój ojciec to mógłby panu zrobić wykład na temat
komunistycznych
metod polityki.Tato twierdzi,że rosjanie to koktajl
na
który składa się czterysta lat licząca okupacja Rosji przez ordę
Dżingis
hana z z okrucieństwem wschodnich słowian i piekielną ideologią
Lenina. Rozejrzała się dookoła siebie w obawie czy nie są
podsłuchiwani.No to mamy temat,nie panuję nad językiem a to może
mnie drogo kosztować.
-Ja
również mam zbyt długi język i często mówię za dużo ale nie
musi się pani obawiać,w tych sprawach potrafię milczeć .
-To
dobrze,uśmiechnęła się do niego w taki sposób,że serce
podskoczyło mu do gardła.Jeżeli go instynkt nie myli to chyba jej
się podoba,pomyślał obserwując jej ułożenie ciała którym
wyraźnie eksponowała długie szczupłe nogi no i ten obcisły
sweterek.Chyba
go podrywa.Skąd taka rasowa kobieta w otoczeniu zwałów i wózków
załadowanych kamieniem.Coś jest nie tak.Jego
męska
wyobraźnia podsuwała mu raczej obraz kresowej polki
która
cudem uniknęła wywózki na Sybir.
-Panie
Staszku,obłożę pana na nocną zmianę,zmusiła go do powrotu do
realnego świata.Jest robota która wymaga dużo spokoju,będziemy
sporządzali listę całej załogi powierzchni w rozbiciu na
wiek,płeć i staż pracy.Tego na pierwszej zmianie
nie
zrobimy bo jest za duży ruch.
-Ja
jestem straszny śpioch pani inżynier wybije moja godzina to zacznę
chrapać,próbował się przekomarzać.
-Mam
swoje sposoby na leniwych chłopów,spokojna czaszka
żołnierzyku.Wstała poprawiła odruchowo fryzurę,obciągnęła
sweterek i jak baletnica zakręciła się na pięcie.Mam swoje
sposoby,powtórzyła zaglądając mu zalotnie w oczy.Idę,zostawiam
pana
z tym listem nie przeszkadzam,mówiła to tak jak by była
zazdrosna.Ale jestem zarozumiały pomyślał kiedy zamknęła za sobą
drzwi.Kierownik dużego oddziału do tego magister inżynier ,do tego
mężatka,do tego starsza od niego,nie ma nic innego do roboty tylko
uwodzić jego szeregowca Ptakowskiego.
A
jednak wziął list do ręki i zabrał się do czytania,w końcu co
mu szkodzi dowiedzieć się co też myśli piękna dziewczyna z którą
spędził kilka godzin pamiętnego pożegnalnego wieczoru.Było tak
jak przypuszczał,Stenia traktowała sprawę bardzo poważnie. Każdym
zdaniem zapewniała,że kocha,że gotowa jest przyjechać by dać
świadectwo swojej miłości.Może w innych warunkach,kto wie ale nie
teraz.Słusznie czy nie słusznie ale wstydził się przyznać do
tego,że został zdegradowany do obywatela kategorii „C”.Jest
jeszcze jeden powód który wypychał Stenię z jego pamięci.Ten
powód to pani sztygar Krystyna Lisowska.Piękna,inteligentna do
tego
robiąca mu nadzieje na bliższą znajomość.Żadna inna kobieta w
jego życiu nie spowodowała tego by myślał o niej w sposób
natarczywie ciągłyCzuł jej sympatię i byłby kłamcą gdyby nie
przyznał,że jest mu z tym bardzo dobrze.Ot chociażbydzisiaj,niby
przyszła popatrzeć się na oddział a praktycznie cały czas
spędziła na rozmowie z nim.A jak była odstrzelona,ten obcisły
sweterek,te wspaniałe nogi i ten uśmiech .Postanowił,że nie
będzie żadnej odpowiedzi na list Steni,żadnych odwiedzin.Strach
pomyśleć,że wypadło by im spać w tym samym pokoju gościnnym w
którym w czasie świąt spały cztery pary.Podglądał je razem z
sanitariuszem przez dziurę w ścianie zastawioną portretem
marszałkaKonstantina Rokosowskiego.Widział upokarzające próby
ratowania męskiego honoru przez facetów którzy koniecznie chcieli
zadowolić „wyposzczone”żony.Porcje sody sypane do jedzenia
robiły swoje
i
nie pomagały żadne czary odprawiane przez rozeźlone kobiety.
Najgorsze
to, to,że bywały kobiety które niepowodzenia łóżkowe z mężem
rekompensowały sobie romansikami z sanitariuszami a nawet
kucharzami.Pamięta jak w pierwszy dzień po świętach mężowie
pojechali do pracy a żony zabawiały się z sanitariuszami.
Jedna
to tak sobie pofolgowała,że zapomniała o całym świecie,
niewinna
kawa,piwo,lampka wina wzmocniona wódką i już zapomniała do kogo
przyjechała.Rozwalona z wysoko zadartą spódnicą leżała i dawała
ujście nagromadzonej chuci którą nie zaspokoił mąż.Po tym żeby
nie było śladów to wrzucili ją do dostawczeg „Żuka”i
zawieźli na dworzec.Kupili bilet,wsadzili do pociągu a mężowi
opowiedzieli bajeczkę,że otrzymała pilny telegram i musiała
natychmiast wracać.Był jeszcze jeden
powód
dla którego nie chciał wizyty Steni,tym powodem był wstyd,że
miast do wojska trafił do batalionu pracy.Po latach wydaje się to
śmieszne ale nachalna propaganda rzeczywiście wbiła ludziom do
głowy,że ci niepewni dla władzy ludowej to „karły
reakcji”,wrogowie zaprzedani imperialistom w ogóle śmieci które
należy wyplenić ze zdrowej tkanki socjalistycznego społeczeństwa.
Poskładał list w drobną kostkę,wsadził do kieszeni i uznał,że
sprawa jest ostatecznie skończona.
Rozdział
siódmy
Praca
na nocną zmianę nie należała do przyjemności.Tak zwane
„nocne
marki”potrafili wprawdzie całkiem nieźle funkcjonować natomiast
dla normalnych ludzi było to ogromne utrudnienie.Po prostu o
określonej godzinie mózg przerywał swoją aktywność i nie
pomagały żadne zabiegi. Około godzinie trzeciej zapadałeś w
letarg i chcąc nie chcąc musiałeś przekimać te kilkanaście
minut.
Już
trzeci dzień pracował na nocnej zmianie i męczył się potwornie
wyszukiwaniem danych potrzebnych do sporządzenia wykazu pracowników
w/g wieku,stażu pracy i płci.Na dobrą sprawę nie wiedział na co
pani inżynier potrzebne są te listy ale kazali je zrobić to
robił.Początkowo wszystko idzie sprawnie,pani sztygar siedzi blisko
niego i dyktuje dane z kartoteki a on skrupulatnie wpisuje je w
odpowiednie rubryki,w między czasie rozmawiają o różnych rzeczach
czasami bardzo intymnych czasami politycznych.Kryzys dopada ich około
godziny drugiej w nocy.Jakaś klapka zapada i człowiek przestaje
funkcjonować.Pani inżynier wychodzi na godzinę a nawet więcej
zostawiając go kimającego nad biurkirm. Dzisiaj wyjątkowo było
inaczej,pani inżynier w ogóle nie
pojawiła
się w pracy. Początkowo sądził,że pewnie pani Krystyna zjawi się
trochę później i czekał ale gdy okazało się,że pani sztygar
wogóle nie zjawi się w pracy sam zaczął grzebać w kartotece i
wypełniać rubryki arkusza formatu A3.Wszystko odbyło się
standardowo,przyszła godzina druga w nocy wzięło go spanie. Kiedy
się obudził zmarznięty i zdrętwiały od niewygodnej pozycji ze
zdziwieniem stwierdził,że ktoś był w biurze.Zapach perfum i
zwinięty sweter damski podłożony pod głowę nie pozostawiały
żadnej wątpliwości. To mogła być tylko ona.Wstał by
rozprostować kości gdy nagle do biura weszła pani sztygar. Była
ubrana w ciepłą kufajkę i ogromne ocieplane buty,na głowie miała
biały hełm oznaka dozoru.
-Jest
już za ciepło na te zimowe szmaty,mówiła wyjmując nogi z
watowanych spodni. Spałeś panie żołnierzu,będę ci musiała
odliczyć pół dniówki.Jak będziesz podglądać koleszko to dodam
naganę.Schowana za szafą wyraźnie próbowała się z nim drażnić.
Była
wesoła i jakaś pozytywnie odmieniona.Odeszła pani sztygar
pozostała kobieta.Gdy w końcu przebrana stanęła przed nim o mało
nie spadł z krzesła. Oto z roboczej ważki zamieniła się w
pięknego motyla.Ta fryzura która tak podkreślała jej urodę,ta
sukienka z lejącego się materiału która świetnie kreśliła jej
figurę i te czółenka na obcasach takich w sam raz by pokazać,że
ma nogi i to jakie nogi.Przyszła do pracy czy na zabawę.Wiedziała,że
robi wrażenie dla tego stała w wyzywającej pozie modelki wyraźnie
zadowolona z zachwytu jaki malował się w jego oczach.
-Nieźle,powiedziała
przeglądając zapisane arkusze papieru.Jak będziesz się tak
śpieszył to skończysz w tym tygodniu i od następnego wrócisz na
pierwszą zmianę.Wyczuł nutkę zawodu w jej głosie.
-Robię
tak jak pani sztygar każe.
-Daj
spokój z tą panią sztygar,panią inżynier,mówiła podchodząc do
niego kocim krokiem.Czuł delikatny zapach perfum.
-Domyślasz
się,że usiłuję ci coś przekazać,zresztą robię to już od
dłuższego czasu.stała zupełnie blisko z lekko podniesioną głową
i
ognikami
w oczach.-Mam urodziny,powiedziała prawie szeptem pochylając głowę
tak jak bywstydziła się tego wyznania.Mam urodziny i jestem sama
jak ten Palec Boży,powtórzyła cicho wyznanie.
-Przecież
jest mąż,tak myślę...
-co
to za mąż,wpadła mu w słowo.Oszust finansowy,matrymonialny i kto
go tam wie jaki jeszcze.Smarkula na studiach dała się nabrać na
tanie bajery. Przepraszam,że się wywnętrzam swoimi sprawami
prywatnymi
ale czasami nie mogę.
-Dlaczego
pani przeprasza,czasami dobrze jest się wygadać przed kimś;pani
Krystyno nie wiem co powiedzieć.Zupełnie zgłupiał,nie spodziewał
się takiej sytuacji.Przecież wypada złożyć jej gratulacje a on
stoi i robi głupią minę.Pani Krystyno pani jest bardzo ładna
wydukał w końcu,banalny komplement,pani mi się bardzo podoba...nie
pozwoliła mu dokończyć,położyła palec na jego usta.
-Dzisiaj
żadnych pani,żadnych inżynierów,jestem dla ciebie Krystyna
oczywiście kiedy jesteśmy sami.Prawie siłą zaciągnęła go za
szafę i wtuliła w niego ciepła i drżąca.Zaczęli się całować
w jakimś szaleńczym zapamiętaniu.
-Ty
mój generale,mówiła jak by sama do siebie.Wypatrzyłam cię
pierwszego dnia gdy przerażony stałeś na nadszybiu i podpierałeś
ścianę.Było mi ciebie żal,chciałam podejść i powiedzieć ci
żebyś się nie bał,że kopalnia też jest dla ludzi ale mogłam
jedynie patrzeć i prosić moich znajomych Heinela i Willego aby się
tobą zajęli i
zaopiekowali.Podobałeś
mi się.Ty oczywiście mnie nie zauważyłeś,stara baba w kufajce i
gumowych buciorach.
-Wszystkiego
dobrego,zdrowia,wszelkiej pomyślności mówił trzymając ją w
ramionach jak by nie zwracając uwagi na jej słowa.Heinel Willi
nagle dotarło do niego to co przed chwilą mówiła.Coś dochodziło
do mnie,jakieś tajemnicze odzywki Heinela,paczuszka,pozdrowienia...
-A
jak myślisz od kogo?
-Zauważyłem
cię wtedy,wyszeptał;zapamiętałem oczy ale najbardziej
zapamiętałem przerażenie kiedy o mały włos nie przewróciłem
cię do błota.Wpadłaś mi w oko ale gdy pomyślałem jaka dzieli
nas przepaść,ty pani sztygar,inżynier w białym hełmie i ja
ogolony na zero skazaniec przestałem mieć złudzenia.Bałem się
ciebie myślałem.że za to potrącenie będziesz miała do mnie
uraz.Jak usłyszałem twoją „łacinę”to całkowicie mi
przeszło.
-Łacina.Tutaj
nie wolno pokazywać słabości bo cię zjedzą.Ta załoga to
mieszanka wybuchowa z całej powojennej Europy.Tutaj masz komunistów
z Grecji i Francji a i z Polski nazjeżdżało się trochę
„elementu”.Oni nie żartują,potrafią zabić,zgwałcić;nie tak
dawno temu w jednym z hoteli robotniczych zgwałcili kierownika który
im podpadł.Zdarzało się,że wyrównywali rachunki w łaźni.Facet
stoji goły z namydloną głową a tu nagle ktoś brzytwą obcina mu
no tego Albina.Uważaj to nie są żarty.Potrafiła mówić niezwykle
interesująco.Z całego zdarzenia bezbłędnie potrafiła
wyłuskać
rzeczy istotne i jak obrazki stawiała przed słuchaczem.
-Jesteś
zdziwiony,że to ja opowiadam takie rzeczy,pewnie sobie myślisz,że
mi odbiło.Nie odbiło Stachu wiem,że sytuacja żołnierzyka-robotnika
usztywnia i odbiera facetowi pewność siebie.Proponuję uczciwy
układ dwóch dorosłych ludzi.Zgoda?
-Zgoda,odpowiedział
nie do końca przekonany co te słowa znaczą.
-Wiem,że
ryzykuję ale co mi pozostało,lata mijają a ja jestem formalnie
mężatka tylko bez męża.Zrozum mnie dobrze nie jestem latawicą
która zalicza przystojnych facetów.Czuję się samotna oszukana
przez życie i próbuję coś zrobić bo zwariuję.
Trzymał
ją w ramionach oparty o szafę i milczał nie mogąc znaleść
odpowiednich słów.Podoba mu się,jest śliczna,zgrabna ale jest
również panią inżynier,panią sztygar,panią kierowniczką
oddziału. Zdesperowany zrobił to co zrobiłby każdy facet,chwycił
w pół podniósł i usiłował położyć na biurku.Wyrwała się
zdecydowanie.
-Wybacz
ale nie tutaj i w takich warunkach;bardzo bym chciała dzisiaj przy
moich urodzinach,ale nie w pracy.Stać mnie na zorgnizowanie
spotkania w lepszych warunkach.Wybacz proszę podniosła głowę
robiąc minę dziecka które posunęło się za daleko. Gadam i gadam
stanowczo za dużo.
-Nie
dlaczego mów,próbował powiedzieć coś sensownego.
-Pomyślisz,że
Lisiecka zwariowała ale ja po prostu szukam towarzystwa normalnego
człowieka,tak dalej nie można żyć.Praca a po pracy zatroskane
oczy rodziców którzy martwią się moim nieudanym życiem.
-Dlaczego
kazałaś mi tak długo czekać nie mogłaś wcześniej puścić oko
do szeregowca.Podobasz mi się Krycha od dawna ale to nie jest takie
proste podrywać szefa.Bałem się,że wyląduję na zwałach.
-Na
takiego strachliwego to ty nie wyglądasz,po prostu nie jestem w
twoim guście,wolisz młodsze pełno ich wszędzie.Teraz dosyć
gadania siadaj i częstuj się moimi urodzinowymi ciastami.
Wyjmowała
z torby przygotowane ciasta,termos z przygotowaną kawą i mały
czekoladowy tort.Pierwsza kawa od czasu pamiętnego wieczoru ze
Stenią.Trudno się wyznać na babach,pomyślał pijąc
kawę,młodziutka Ania z maturalnej klasy okazała się zwykłą
dziwką by nie powiedzieć kurwą a z kolei Krystyna którą poznał
jako bluzgającą łaciną panią sztygar okazuje się
delikatną,ciepłą spragnioną miłości kobietą.
-Zapomniałem
jak smakuje kawa a tort po prostu super.
-Smakuje
ci,pytała się z niepewną miną.Muszę się pochwalić,że to jest
moja robota.Nie doczekała się jego odpowiedzi bo zadzwonił
telefon.Podniosła słuchawkę i nagle przestała być subtelną
panią Krystyną a stała sie panią sztygar.
-Co
wysrać się nie możecie bez sztygara?wózek wypadł z szyn przy
kipowaniu?I
co się stało?krzyczała do telefonu.Spychacz,lina wyciągnąć i po
sprawie.Co zupełnie odmieniony głos,smakuje ci?
-Bardzo,naprawdę
świetne.
-Chciałabym
urządzić urodziny i zaprosić cię do nas ale boję się plotek.
Tak sobie myslę,że przyjdziesz do Heinela a tak naprawdę
będziemy
sami,chcesz?głaskała go po głowie próbując złapać za powoli
odrastające włosy.
-Pytanie
jasne,że bym chciał ale chyba nie dostanę przepustki.Mam
zapiepszone sprawy u informacyjnego,pobicie,podejrzenie o kontakty z
niemcami i to właśnie z Heinelem i Willim,wystarczy tego by
zapomnieć o wyjściu na miasto.
-Wiesz
oni naprawdę mają źle poukładane w głowach.Komuchy to sami
intelektualni zboczeńcy,ażeby do nich przystąpić to należy mieć
albo zwichnięty kod genetyczny albo potężny interes.
-To
komuchy mają potężne interesy,próbował żartować
-Jak
każdy chłop zaraz o tych sprawach.Interes.
-W
czasach szkolnych trenowałem szermierkę i był tam taki
jeden,mówili,że komunista ale w łaźni widziałem,że interes miał
malutki.
-No
tak ja wysilam się na poważną rozmowę a ty,jak każdy chłop
wszystko sprowadzasz do wielkości interesu. Heinel i Willi szpiegami
kontynuowała myśl,mieszkamy obok siebie od 1947 roku i bez ich
pomocy moi rodzice nie dali by rady zaadoptować się nowych
warunków.To Heinel przełamał w nas negatywne nastawienie do
wszystkiego co niemieckie.Ty wiesz co oni wycierpieli jak przyszli
ruscy.Kto tutaj pozostał?robotnicy i niemieccy komuniści którzy
czekali na czerwonoarmijców jak na zbawienie.Czego się
doczekali?rabunek,mord i gwałt,zresztą pierwsi Polacy nie byli
lepsi.Ale to nie jest temat na taki
dzień
jak dzisiaj.Przepraszam,że ciągle wracam do tych naszych
dupereli,widać
siedzi to głęboko w mojej podświadomości.
Rozdział
ósmy
Sprawa
utworzenia w kompani koła ZMP urosła do najważniejszego problemu
od którego zależał awans dowódcy a pośrednio również los
Staszka..Zobowiązany do zorganizowania zebrania założycielskiego
chodził po wszystkich izbach i namawiał chłopaków żeby zgodzili
się wejść do zarządu koła.Sprawa nie była wcale łatwa bo wielu
nie wiedziało co to jest ZMP a ci co wiedzieli często po prostu
odmawiali.
-Cłowieku
jak eś je wierzący to mosz swoja organizacyjo a jak ci mało to
możesz wstąpić do kółka różańcowego,Borto dorwał go na
korytarzu.
-Heniek
jesteś przewidziany na przewodniczącego koła ZMP.
Rozumiesz.
Ja
pomagam tobie zebrać chłopaków żebyś miał z kim obradować a
ty proponujesz mi kółko różańcowe.
-Cłowieku
jo je słabopiśmienny i nie nadowom sie na szefa rozumis
Stachu,Borto bronił się uparcie przed funkcją.
-Heniek
dostałeś urlop?
-Dostołech
-Przywiozłeś
swoje skrzypeczki.
-Przywiozłech
-Byłeś
u swojej Hani?
-Byłech.
-Pamiętasz
jaka była umowa.Co cię pokręciło ?Było powiedziane, że
dostaniesz cztery dni urlopu,za to zgodzisz się być szefem koła
ZMP
w kompanii.Będziesz na akademiach grać na tych twoich skrzypkach a
i śpiewać też będziesz mógł.
-Grać
mogę a przewodniczącym nie byda boch je słabopiśmienny.
Sytuacja
stawała się nieprzyjemna w końcu Borto rzeczywiście był
półanalfabetą
i trudno nie przyznać mu racji ale z drugiej strony dowódca kompani
zaakceptował go na przewodniczącego koła i a konto dał mu nawet
cztery dni urlopu.Staszek z kolei miał obiecaną przepustkę w
zamian za sprawne zorganizowanie zebrania. Wściekły,że tak słabo
idzie mu agitacja położył się na swojej pryczy.Chciał ponownie
przemyśleć jak skutecznie namówić chłopaków by chcieli się
zapisać do ZMP.W końcu od tego zależało czy dostanie przepustkę
i czy spotka się z Krystyną. Swoją drogą gdyby jemu parę
miesięcy temu ktoś powiedział,że on Stanisław Ptakowski będzie
agitował za wstępowaniem do komunistycznej organizacji młodzieżowej
to uznał by go za szaleńca.Tymczasem prawda jest taka,że teraz
lata po izbach i namawia chłopaków by wstępowali do organizacji
którą mie tak dawno temu uważał za wrogą.Jeżeli nie namówi
tegoHeńka by został przewodniczącym to z przepustki nici i nici ze
spotkania z piękną panią sztygar po którym wiele sobie
obiecuje.Zdążył się oswoić z myślą,że groźna pani sztygar
dla niego jest po prostu Krystyną ale teraz wypadałoby
przypieczętować to zbliżenie intymnym spotkaniem, dopiero wtedy
będzie pewny,że Krycha jest jego.
Skończył
pracę na nocnej zmianie i od kilku dni wykonuje jakieś zlecone
przez sztygara zmianowego prace polegające na bieganiu po magazynach
czasami biurach.Z Krystyną widuje się rzadko bo uznali,że tak
będzie bezpieczniej choć prawdę powiedziawszy w pierwszym porywie
uważał, że pani mgr.inż. urządza sobie żarty, sama stawia
kuszące propozycje a po tym wycofuje się i gra na zwłokę.Po
czasie zorientował się,że tak nie jest.Krystyna była z gruntu
porządną kobietą i chyba miała wyrzuty,że wykorzystuje pozycję
szefa a do tego prześladował ją kompleks wieku.
Była
po prostu starsza od Staszka no i rzecz najważniejsza chciała mieć
pewność,że młody przystojny chłopak nie robi tego z litości do
kierowniczki której nie wyszło w życieu osobistym.
Jego
stosunek do sprawy był prosty i przejrzysty.Krystyna była piękną
młodą kobietą a,że parę lat starsza od niego?nie robiło to
różnicy.Była piękna tą pięknością która przyciąga facetów
jak dojrzała pomarańcza.Wszystko w niej było w sam raz niczego za
dużo nieczego za mało.Była na tyle dojrzałą kobietą,że
niewstydziła się pierwsza zrobić gest w jego kierunku,równocześnie
jak ognia wystrzegała się prostactwa i wulgarności..Wolała po
czekać lub nawet zrezygnować niż zrobić coś czego należało się
wstydzić.
-Ptakowski
do dowódcy!głos dużurnego niósł się po korytarzu. Zeskoczył z
pryczy,poprawił mundur i poszedł do biura dowódcy kompaniWszedł
do biura i nawet nie zdążył otworzyć ust kiedy podniecony
podporucznik wyszedł mu na przeciw.
u-W
czwartek w naszej kompani wzorcowe zebranie.Rozpoczął bez zbędnych
cerygieli.Będzie ktoś ze sztabu batalionu,jakiś sekretarz partii z
miasta i pewnie kilku innych ważnych ludzi.Wszystko musi grać na
sto dwa.Przyprowadź tego twojego przewodniczącego jak mu tam, Borto
,omówimy szczegóły.
-Kiedy
obywatelu poruczniku Borto się wycofuje,odmawia bo twierdzi,że jest
analfabetą i nie da rady.
-Co
ty mi tu kurwa zasuwasz za kawały,jakie wycofuje,jaki
analfabeta,dostał urlop?dupczył się przez kilka dni jak bezpański
pies a teraz odmawia.Borto do mnie krzyczał na cały barak. Dyżurny
przyprowadź tego omszałego skurczybyka,zapleśniałego
muzykanta,grajka.Porucznik
ogarnięty furią nie czekał aż przyjdzie wezwany lecz lecz sam
biegł do niego wyrzucając z siebie kaskady wyrafinowanej domowej
łaciny.
-Szeregowy
Borto,ryczał na cały głos,ja cię każę wykastrować ty ryży
małpiszonie.Pisałeś piękne raporty o urlop a teraz pierdolisz żeś
jest niepiśmienny.Ty psi chwoście z kogo robisz sobie żarty?ze
mnie?swojego dowódcy.Cztery dni dupczyłeś się na mój koszt a
teraz ZMP ci się niepodoba?.Baczność!poskręcanakreaturo,krokiem
defiladowym do mojego biura,marsz!
Słychać
było tupot butów i do biura wszedł wyprężony jak struna Heniek
Borto.Był bez munduru z pasem przewieszonym przez szyję i bez
czapki.Za nim do biura wpadł rozeźlony dowódca kompani.Widok
defilującego Heńka Borto bez czapki,munduru z pasem dyndającym u
szyi był tak komiczny,że Staszek nie wiedział czy się śmiać czy
płakać.Podporucznik trzasnął drzwiami usiadł za swoim biurkiem i
najspokojniej wyjął paczkę „wczasowych” , poczęstował
wszystkich.Kurtuazyjnie wyjął srebrną zapalniczkę i przypalił
wpierw Heńkowi następnie Staszkowi a na końcu sobie i spokojnym
głosem powiedział.
-W
czwartek w naszej kompani odbędzie się uroczyste zebranie koła
ZMP.Czy to rozumiecie?
-Tak
jest obywatelu...wyrwał się Borto.
-Mam
w dupie twoje obywatelu,przerwał mu bezceremonialnie.
Koła
ZMP powtórzył tonem nie znoszącym sprzeciwu.
-Tak
jest odpalił Borto.
-Więc
się rozumiemy?
-Tak
jest.
-No
to nie ma sprawy.Nastepny punkt, zwrócił się do Staszka prowadzisz
zebranie i proponujesz kandydatów do zarządu.Jeszcze jedna sprawa
zebra nie musisz rozpocząć odśpiewaniem międzynarodówki.
-Może
Heniek Borto mógłby zagrać melodię na skrzypcach od niechcenia
zaproponował Staszek.
-Zgoda
niech będzie z muzyką,dowódca zaakceptowałpomysł.
Moęcie
odejść a ty Borto jak jeszcze raz wejdziesz do mojego biura w
koszuli to zafasujesz dwa tygodnie ścisłego.
Zebranie
odbyło się przy stuprocentowej frekwencji,po prostu drużyny
przychodziły w sposób zorganizowany z pełnym zachowaniem
dyscypliny.Za stołem prezydialnym siedział dowódca kompani oraz
dowódcy plutonów.Zebranie prowadził Staszek.
Żaden
z zapowiedzianych gości nie przybył.Chyba opatrzność czuwała nad
nimi bo w innym przypadku prawdopodobnie doszło by do skandalu i to
skandalu politycznego,a było to tak.Staszek jako prowadzący
otworzył zebranie i dał znak Heńkowi Borcie by zagrał
międzynarodówkę.Borto potraktował granie jako samodzielny
występ.Wstał ukłonił się sali i zaczął grać.Kilku chłopaków
nawet próbowało śpiewać międzynarodówkę ale rychło okazało
się,że
Heniek
gra zupełnie inną melodię i to jak inną.Borto grał Rotę.
Rozdźwięk
pomiędzy salą a grajkiem był tak duży,że Heniek przestał grać,
i najspokojniej w świecie powiedział „Niewysło”.
Odliczył
na głos „roz dwa trzy” i znowu zaczął grać melodię Roty”.
Zamiast poważnie zrobiło się komediowo.Sala się śmieje a Heniek
najspokojniej w świecie stroi swoje skrzypki.Skończył stroić
wstał
i
całym ciałem z przytupem na trzy pokazał sali,że ma śpiewć.
Pełna
kakofonia.Sala swoje Borto swoje.Staszek zorientował się,że
szykuje się skandal i chciał przerwać te wygłupy ale uprzedził
go Heniek który zwrócił się do dowódcy, z propozycją że sam
zagra
międzynarodówkę.Porucznik się zgodził i Borto zaczął grać.
Staszkowi
z jeżyły się włosy,czuł krople potu na czole i czekał na moment
kiedy dowódca przerwie tę błazenadę.Przecież ten Heniek
wpędzi
nie tylko siebie ale i jego w polityczna kabałę.A tu nic.
Borto
dograł rotę do końca.Borto został wybrany jednogłośnie na
przewoniczącego koła ZMP.Borto zagrał na koniec wiązankę melodii
ludowych a zakończył nieśmiertelnym”wio koniku”.Po zebraniu
spotkali się w izbie Staszka.Heniek Borto był szczęśliwy , że
dane mu było zagrać przed pełną salą ludzi.
-Co
ty wyprawiasz,przywitał go zdenerwowany i przerażony.
jeszcze
nie docierało do niego,że nikt się nie połapał w tym co się
stało.
-Czyś
ty kurwa ocipiał,na zebraniu Związku Młodzieży Polskiej miast
międzynarodówki grasz Rotę.Przyznaj się szczerze,nie znasz
melodii międzynarodówki.
-Cłowieku
znom jyno trocha inszo,powiedział z rozbrajającą szczerością.W
remizie grom na majowe świynto i na lipcowe tyż grom i przichodzom
sekretorze i direktory i jak przidzie „tak mi dopomóż Bóg”to
podnoszom palce do góry i wszystko gro.Chcesz mi pedzieć co tukej
je inszo Polska?
-Heniek
pomału bo zaczynam wierzyć,że pogrywasz sobie zemną. Ty
wiesz,że my żyjemy w tak zwanej ludowej demokracji.Wiesz co to
znaczy.
-A
co mom nie wiedzieć.Demokracjo je ludowo i rota jak prawi nosz
wielebny tyż je ludowo.Wszystko gro Stachu.
-Heniek
schowaj skrzypce i zapomnij o graniu bo jak sprawa trafi do oficera
od informacji to cała kadra kompanii trafi do kryminału a my dwaj
pojedziemy na Sybir karczować lasy.
-Powiym
ci tak Stachu ty zaśpiywiej ta miyndzynarodówka jak umisz a jo
zaroski zagrom.Mnie styknie roz usłyszeć i zaroz grom. Take mom
ucho.Rozumis cłowieku?
Siedzieli
na pryczy Staszek śpiewał międzynarodówkę specjalnie dla Heńka
akcentując każdą zgłoskę.
-Cłowieku
mom grać o wyklyntym ludzie,bez kogo wyklyntym?
Bez
kościół katolicki?O takim mom grać?Cłowieku to niy lepiej grać
o tym,że”nie rzucim ziymi skond nasz ród.”Co tu cłowieku
grajom?
-Teraz
nie dyskutuj ty chłopski filozofie, pierdoło jedna tylko ucz się
grać bo rozeszło się po batalionie,że jest muzykant i w każdej
chwili mogą cię wezwać do grania na jakieś akademii gdzie będą
ludzie którzy potrafią odróżnić rotę od międzynarodówki. Nie,
to się nie mieści w głowie,sala śpiewa międzynarodówkę a
Heniek gra rotę i nikt nie poszedł do kryminału.Do izby wszedł
dowódca kompanii ,usiadł na pierwszej z brzegu pryczy uśmiechnięty
i zadowolony.
-Dobra
robota chłopaki.Widzisz skurczybyku jak cie dobrze opierdolić to
potrafisz być i przewodniczącym i muzykantem,
zwrócił
się do Heńka.No to zagraj tak po swojemu,od ucha do ucha.I Heniek
zaczął grać.Pierwsze melodie były tęskne pełne mazowieckiej
melancholii by stopniowo przejść do rytmów bardziej szybkich
takich oberków,mazurów i popłynęły dowcipne przyśpiewki
słuchane na weselach w kieleckim by raptem oczarować słuchaczy
skocznym krakowiakiem.Melodia zachodziła
na
melodię porywała grającego który zapomniał o całym świcie i
rozmarzonym
wzrokiem patrzał się w okno i znowu nagle jak nie tupnie z całej
siły jak nie zacznie wirować grać i śpiewać...to był Heniek
Borto artysta.Prosty człowiek nieznający nut ale mający muzykę w
sobie w głębi duszy.To nie Heniek grał to muzyka grała poprzez
niego.Skończył zamaszystym obertasem,wstał i z miną zwycięscy
czekał na oklaski.
-Dobrze
grasz,pochwalił go porucznik,widać urlop nie poszedł na
marne.Będzie grajek będzie muzyka a będzie muzyka będą i baby,
przyjdą na stołówkę jak tylko usłyszą,że można
potańcować.Wstał i szykował się do wyjścia.A ty zwrócił się
do Staszka masz co twoją przepustkę na 48 godzin
zasłużyłeś.Wyszedł dumnie wyprostowany Zostali sami w pustej
izbie,dopiero po dłuższej chwili odezwał się Borto,
-widzis
cłowieku mówisz,co słabo grom miyndzynarodówka a oficer chwoli,hę
i komu tu wierzyć.
-Wierz
komu chcesz, graj co chcesz to twoja sprawa tylko pamiętaj w końcu
znajdzie się ktoś kto odróżni międzynarodówkę od Roty, wtedy
nie miej do mnie pretensji.
-Drożnia
sie z tobom Stachu.Komu mom wierzyć jak niy uconymu koledze.Jo tam
swoje wiym cłowieku,zawsze lepiyj mieć dobrego kolegi niż
złego,mondrego niż gupigo.Widzis Stachu lepiyj w życiu coś znacyć
jak nie znacyć.
-Ty
sasrany filozofie,na każdą sytuację masz swoje wytłumaczenie
wsparte powiedzonkiem,niech cie...
-Wis
co ci powiym Stachu ale tak szczyrze miyndzy nami kolegami
Dobrze
je być przewodniczącym.Przewodniczący je wyżyj od sekretorza w
gminie.No niy?
-A
tutaj cię mam ty hipokryto,chcesz zaimponować swojej Hani.
Chcesz
jej pokazać,że stoisz ponad sekretarzem w gminie.Mnie to
tłumaczyłeś żeby nie iść na współpracę,żeby być honornym a
ty co robisz?Wielki przewodniczący się znalazł.
-Myślisz,że
co by być przewodniczącym to cza sie złomać,był wyraźnie
zmartwiony.
-Nie,żartowałem.Posłuchaj
Heniek napiszę list do twojej Hani,
piękny
serdeczny list,nawet nie spojrzy na sekretarza.
-Wis,że
je niepiśmienno po co dokuczosz.Bydzie list bydzie musiała iść
do gminy a jak pudzie to jom sekrytorz przedupczy,tako mo natura.Jak
mnie wywiyźli do tego lagru w kerym siedzymy to już dwa razy była
do sekretorza wzywano,roz skuli psa że to niby podatek nie zapłacony
a drugi roz skuli kontyngyntu.
-No
to i tak była u niego,drażnił go.
-A
powiym ci,że nie była,powiedział z miną zwycięscy.Poszła matka
a prawiyła co taki był zły a tak dźwiyrzami trzaskoł,że niby
urząd chce godać z Hanną a niy Marianną.Tako je bestyjo.Nie cza
pisać Stachu wszystko zostało powiedziane a psa to wsadziyłech do
miecha kamiyńi hop do wody.Ni ma psa ni ma podatku.Wis co ci
powiym,nagle zmienił temat rozmowy.Zmontujymy orkiestra styknie taki
co gro na harmonice jedyn na bymbnach a jak sie znojdzie basista abo
trombkosz to bydzie cołkim ekstra.
-Ledwo
zostałeś przewodniczącym i już zaczynasz kombinować jak dobry
szef.
-Muzyka
jako by nie była zawsze bydzie ponad politykom a wis ty uczony
cłowieku czamu?nie wis to ci powiym.To jest tak.Pan Bóg tak
przirychtowoł świat co wszystkie samice majom w uchu take
instrumynta co som połonczone z przirodzyniym.Podziwej sie kokot
zapieje cipa gupieje,taki kos tak dugo bydzie gwizdoł aż samica
legnie,a dejmy na to jelyń rycy,kocur bestyjo tak miałczy,że spać
nie idzie.Bez muzyka cołki świat sie zwyrto tak co by gatunki nie
zginyły.Ludzie podpatrzyli natura jyno,że małokery umi śpiywać
tuż wykombinowali instrumynta.Podziwej sie dej my na to na muzyce
jak zagrosz tak od serca to kożdo baba miyńknie,
Chce
nie chce miynknie bo tako mo natura a jak jeszcze mondry chłop
zamruczy jyj do ucha to tak sie grzeje ani koczka w marcu.I teroz
widzisz chłopeczku jaki by polityk nie był to jak je chłop to mu
stowo a jak mu stowo to baby potrzebuje i co robi?przychodzi do
muzykanta dowo nieroz dużo piyniyndzy co by zagrać tak bardzo
ckliwie,że baba gupieje robi sie miynko i styknie ji naobiecywać
bele co a uwierzy bo chce wierzyć.Jak grosz na
muzyce
to wszystko wypatrzysz bywo,że nojwiynkszo paniczka a wychodzi na
szpacyr z ostatnim łajdusym bo dotar do niyj bez ucho.
-Tyś
się pomylił z powołaniem,Heniek.Na wszystkie ludzkie sprawy masz
gotową receptę.Miałeś zostać księdzem.
-Tak
było postanowione miołech zostać kapucynym.-
-Więc
dlaczego nie zostałeś,nie chcieli cię?-
-Co
mieli nie chcieć.
- -No to przyznaj się dlaczego nie chodzisz w habicie?
- -Widać coś nie pasowało,wyraźnie wykręcał się od odpowiedzi.
- -Kręcisz kolego coś musiało być nie tak.
- -Było nie tak.W galotach.zaczła sie rewolucja cłowieku.Na spaniu
- paskudziyłech pościel,coch spojrzoł na jako baba zarozki sie jeżył.
Poznali
co sie nadowom do małżeństwa a niy do celibatu.Ot co.
-Przecież
kapłan to też człowiek i te sprawy nie powinny ważyć czy pasuje
do kapłaństwa.Tak mi się wydaje.
-Jo
tam Pana Boga nie byda cyganiył,przirychtowoł mnie do żeniaczki to
sie byda żyniył.
Zbiórka
na stołówkę!Dyżurny zwoływał wszystkich na obiad.
-No
to załatwiliśmy dzisiaj wiele spraw,Staszek poprawiał mundur.
Może
rzeczywiście uda się zmontować orkiestrę.Było by super.
-Powiym
ci tak Stachu za dużo kombinujesz.Mos młodo baba co ci sie nadowo i
je na ciebie napolono to sie jom trzymej a od żonatych bab uciykej
bo sie poparzysz.Pamiyntej.
Rozdział
dziewiąty
Zima z roku 1953na1954
była nie tylko bardzo śnieżna i mroźna była również niezwykle
długa.Ludzie powiadali,że takiej zimy nie pamiętają od lat.Śnieg
odgarniany na boki zamienił chodniki w tunele w których z trudem
poruszali się przechodnie. Bardzo słabo oświetlone ulice robiły
wrażenie wymarłych.Miasto skute lodem przypominało arktyczną
osadę żywcem wyjętą z powieści Londona.Pierwsza przepustka
dawała złudne poczucie wolności.Uwalniała od obowiązku
pilnowania kroku równania do kolegi z szeregu.Miał wprawdzie
dokładny adres ale cóż z tego skoro nie znał miasta a nieliczne
tablice z nazwami ulic były zaśnieżone i całkowicie
nieczytelne.Trafienie pod adres było w tej sytuacji bardzo
trudne.Przystanął i postanowił po czekać na przypadkowego
przychodnia który wskaże mu drogę.Nie czekał długo.Nagle jak
spod ziemi stanął przed nim młody chłopak ubrany w długi
granatowy płaszcz i ciepłą wełnianą czapkę naciągniętą na
uszy.
-Pan
do nas,za pytał niespodziewanie.Krycha posyła mnie żebym pana
przeprowadził przez ten biały labirynt.Powiedział to takim tonem
jak by miał pewność,że to właśnie chodzi o niego.
-A
ty skąd wiesz,że to o mnie chodzi,zapytał.
-Krycha
mówiła,że wojskowy a ile o tej porze może być żołnierzy na
mieście.Patrzał się na niego zadowolony,że zaskoczył go swoją
spostrzegawczością.
-Jesteś
znajomy pani Krystyny.
-Jestem
bratem.Józef Dołęcki,przepraszam,że się nie przedstawiłem
-Stanisław
Ptakowski,żołnierz szeregowy.
-Widzę.
-Chodzisz
do szkoły.
-Druga
klasa zawodówki.Teraz w prawo i lewo,musimy obejść dom od tyłu.Na
okres zimy zamykają frontowe drzwi.Trudno było by trafić no
nie?Był nie tylko podobny do Krystyny ale miał również podobny
sposób mówienia.Weszli do nieoświetlonej klatki w starym
poniemieckim bloku.Drewniane schody skrzypiały pod ciężarem
chodzącego.Pierwsze piętro na wprost schodów.Zauważył wizytówkę
z wygrawerowanym nazwiskiem Dołęcki.Józek otworzył drzwi własnym
kluczem i grzecznie ustąpił miejsca w drzwiach.
Czuć
było kinderschtubę.Weszli do przedpokoju w któryn na przeciw drzwi
stało ogromne lustro z boku garderoba i wiklinowy stolik z trzema
fotelami.Weszli tak cicho,że nikt z gospodarzy nie wyszedł im na
spotkanie.Zdążyli zdjąć płaszcze gdy do przedpokoju weszła
Krystyna niosąc w ręce półmisek pełny krojonych wędlin.
Była
mocno zaskoczona,że bez pukania,bez dzwonka,tak nagle...
Rozpuszczone włosy podkreślały urodę twarzy, W końcu spotkanie
doszło do skutku na jej warunkach.W czterech ścianach bez obawy, że
pracownicy podglądają.Na sobie miała prostą sukienkę ,lekko
dopasowaną do figury.Brak biżuterii pozwalał podziwiać szlachetną
szyję i atłasową skórę ramią.Zakopiańskie ciepłe bambosze
haftowane w kolorowe wzory dopełniały całości.To nie kreacja na
bal,to szykowne gustowne opakowanie małej kotki na słodkie sam na
sam.Zakłopotanie dodawało jej uroku gdy tak stała z półmiskiem w
ręku bezradnie szukając pomocy.
-Już
jesteście,wydukała w końcu.Myślałam znaczy się byłam pewna,że
przyjdziecie trochę później.Mówiąc to wręczyła bratu
półmisek.Cieszę się.Staszku,pocałowała go w policzek.Mamo
tato,była bardzo przejęta.Pierwsza do przedpokoju weszła pani
Dołęcka,Kobieta w wieku więcej niż średnim z zachowanymi śladami
dawnej urody. Chwilę później wyszedł mężczyzna średniego
wzrostu ubrany w podomkę koloru wiśniowego.
-Witamy
w naszych progach,nie czekając na oficjalną prezentację podał
rękę Staszkowi.
-Widać
nasz Józuś szybko pana odnalazł wśród tych zwałów białego
puchu.Pani Dołęcka mówiła ściszonym ciepłym głosem z e
wschodnim zaśpiewem.
-No
nie stójcie w przedpokoju,proś Kryska do stołowego,wypada
coś
przekąsić a i nalewki wiśniowej mama nie odmówi.
-Tato,przygotowałam
poczęstunek u siebie w pokoju,na dwie osoby,
Krystyna
zarumieniona jak młoda pensjonarka błagalnie patrzyła na ojca.
-Jest
gość w domu,wypada przyjąć gospodarzom i rozmowę przeprowadzić
i nalewki wspólnie skosztować wypada.No tak proś do
stołowego.Sprawa została definitywnie rozstrzygnięta przez pana
Dołęckiego.Misternie układany plan rozpadł się jak zamek z
piasku budowany na plaży przez maluchy.Weszli do dużego pokoju z
dębowym stołem w środku i potężnym rzeźbionym kredensem który
zajmował prawie całą ścianę.Stół był pusty co wskazywało,że
nikt tu nie planował przyjęcia.Panowie siedzieli przy pustym stole
a panie w pośpiechu przynosiły zastawę,dzban z kawą i ciasta.
-Proszę
się poczęstować,gospodarz wskazał ręką na pokrojoną babkę.To
jest robota naszej córki.Ot nasza magister inżynier,patrzał
rozmiłowanym wzrokiem na krzątającą się Krystynę.
-Niech
ojciec da spokój-proszę,błagalnym wzrokiem prosiła by nie czynił
z niej głównego obiektu przy stole.Tato...piekłam ja i piekła
mama a w ogóle to nie lubię kiedy ktoś reklamuje mnie jak nie
przymierzając towar.
-Żadna
to reklama,wtrąciła się pani Dołęcka.Piekłaś sama i ojciec ma
prawo chwalić,skoro dzieło smaczne.
-Oj
mamo i ty też,Krystyna była wyraźnie zniechęcona przebiegiem
rozmowy.Pozwolicie mi coś powiedzieć?
-Ta
mów słuchamy,rodzice równocześnie aprobowali propozycje córki.
-Proszę
się częstować,zamknęła rozmowę.
Staszek
zorientował się,że rodzice postanowili nie zostawiać córki sam
na sam z młodym obcym facetem.Widać było,że córka jest ich
oczkiem w głowie i byli bardzo dumni z jej tytułu magistra bo
ojciec kilka krotnie tytułował ją w rozmowie.
-No
to wznoszę toast za zdrowie młodych,żeby Bóg uchronił od pomyłek
i przebaczył grzechy.Toast gospodarza był zupełnym
zaskoczeniem,odbierał nadzieję,że dzisiaj znajdą parę chwil dla
siebie.Wypili
po kieliszku słodkiego likieru.No to wpadłem w zasadzkę,
zastawioną nie przez Krychę lecz przez jej rodziców.Jadł
ciasto,pił kawę,odpowiadał na zadawane pytania ale myślał o
jednym,dostał przepustkę na 48 godzin a jeszcze dzisiaj zamelduje
się w batalionie.Koledzy będą się śmiali,że albo dostał kosza
albo w ogóle nie ma żadnej baby i jak ostatnia ciamajda pokręcił
się po mieście i wrócił na swoje wyrko by tak jak wszyscy drążyć
dziurę w sienniku.Tyle sobie obiecywał po tym spotkaniu a
tutaj-zero,nul, kompletne nic.Czego ci starzy oczekują po nim
przecież znają sytuację wiedzą,że córka tkwi w formalnym
związku z gościem który kibluje w kryminale.Więc po co te
prezentacje,ceregiele uroczyste kolacje.Układ między nimi jest
jasny,przyjaźń damsko-męska bez wielkich zobowiązań.Tak to
zostało zaproponowane przez Krystynę,nie przez niego”uszczknąć
ciupinkę szczęścia uciekającemu czasowi”.Jej słowa,nie jego.
-No
to wypijmy na drugą nogę,gospodarz podniósł kryształowy kielich
napełniony rubinowym płynym.Żeby się dobrze powodziło i żeby
cało wrócił do cywila.Wypili kolejny toast ale nastrój pozostał
grobowy.Wyczuwało się dwuznaczną sytuację.Żadna ze stron nie
chciała ustąpić.Dołęccy twardo siedzieli przy stole choć
powinni wyczuć,że przeszkadzają młodym. Krystyna ze Staszkiem nie
kwapili się do konwersacji.W pewnej chwili był gotowy wstać i
podziękować za gościnę by wrócić do koszar gdy nagle
gwałtowne
pukanie do drzwi zelektryzowało wszystkich.
Józek
otworzył drzwi.Do pokoju wpadła zapłakana kobieta ubrana
w
stary znoszony płaszcz,na głowie zawiązana chusta,na nogach mocno
przechodzone buty.
-Willi
ist verloren,(Willi zaginął)wyrzuciła z siebie przez łzy i wpadła
w ramiona pani Dołęckiej.Okazało się,że Willi poszedł na
działkę za miastem nakarmić kury i króliki.Poszedł i wszelki
ślad po nim zaginął.Było rzeczą zupełnie oczywistą,że
wiadomość sparaliżowała wszystkich,byli przecież dobrymi
sąsiadami.Starsi państwo Dołęccy wstali od stołu i wyszli razem
z przerażoną żoną Willego a Józek zniknął nie wiadomo
kiedy.Wiadomość o zniknięciu wspólnego znajomego zupełnie
popsuła nastrój ale
miała
tę dobrą stronę,że oto niespodziewanie zostali sami.
-Przepraszam,pierwsze
słowa Krystyny.Nie tak miało być.Nie odchodź proszę.Poprostu
boją się o mnie,postaraj się ich choć trochę zrozumieć,proszę.
-Właściwie
nic się nie stało,wymamrotał bez przekonania.
-Stało
stało i to z mojej winy.Oni normalnie nie interesują się kto do
mnie przychodzi.Zdarza się,że ktoś wpada na kawę a ich to
zupełnie nie obchodzi.Zaskoczyli mnie,po prostu zaskoczyli.Instynkt
rodzicielski podpowiedział im,że kochanej Krystynce grozi wielkie
niebezpieczeństwo.
-Raczej
zauważyli,że coś zbytnio przygotowuję się na to spotkanie.
-Po
co te przygotowania,dla kogo?dla szeregowego robotnika,
Sama
mówiłaś bez zobowiązań...
-Mówiłam
mówiłam i co z tego.Chciałam żeby było fajnie i to wszystko.Czy
to źle?
-Nie
źle ale jak nie mieszkasz sama chcesz nie chcesz jesteś obserwowana
tym bardziej,że jesteś ich dumą.Pani mgr inżynier powiedział
sarkastycznie.Udała,że nie słyszy ukrytej złośliwości.
-Chyba
wyszli.Poszła sprawdzić i po chwili wróciła pewna,że są
sami.Chodź przejdziemy do mojego pokoju,tam jest o wiele cieplej bo
piec taki sam a pomieszczenie mniejsze.Chodź proszę i rozchmurz
się,złapała go za rękę i prawie na siłę pociągnęła za sobą.
Nie tak prędko wrócą pamiętaj zarówno Heinel jak Willi nie mówią
prawie zupełnie po polsku.W sprawach urzędowych są kompletnie
bezradni.Żal mi Willego choć powiem szczerze wolę Heinela,jest
jakiś bardziej otwarty a Willi to milczek.
-Zgadzam
się masz rację trudno z niego wydusić jakieś słowo ale muszę
przyznać,że wiele mu zawdzięczam.Willi zamiast mówić wolał
pokazać lub samemu zrobić.Porządny facet.Objęła go ramieniem i
przytulona wprowadzała do swojego pokoju.Czuł jej ciepło i dziwną
wibrację która emanowała od niej. Jej pokój był rzeczywiście
mniejszy i bardziej przytulny. Nastrój podkreślała świeca ,
nakrycie na dwie osoby, mała choinka która stała w rogu pokoju a
zaraz obok tapczan nakryty zieloną narzutą.
-Cieszę
się,że w końcu przyszedłeś,ogromnie się cieszę,szeptała
głosem którego tembr łaskotał jego uszy,podniecał bo obiecywał
spełnienie tego po co przyszedł.Tyle czasu upłynęło od chwili
gdy ukryci za biurową szafą musieli zadowolić się ukradkowym
całowaniem i dotykiem który tylko podkręcał pożądanie.Do końca
nie byłam pewna czy wciągać cię w tą aferę z mężatką o
wątpliwej opinii i do tego utrzymującą dobrosąsiedzkie stosunki z
niemcami. Po cichu i z namaszczeniem zamykała drzwi...
-Jestem
głupia baba mówiła tuląc się do niego,bardzo bardzo głupia
sama produkuję sobie kłopoty ale taka jestem.
-A
jak wrócą wymamrotał resztką zdrowego rozsądku.Złapała go w
pół i agresywnie przyciągnęła ku sobie.
-A
jak wrócą co wtedy?Powtórzył.
-Nic
wtedy,całowała go po szyji.Tutaj nie wejdą możesz się nie bać
za dobrze ich znam.Zrobiłeś na nich dobre wrażenie zwłaszcza na
ojcu,on to jest ziółko jestem pewna,że gdybyś mu nie przypadł do
gustu nie kazałby mamie przynieść wiśniową nalewkę.
-Ale
z toastem to chyba przesadził,aż mnie zmroziło.
-Taki
jest i nic na to nie poradzę.Na moim mężu poznał się natychmiast
i bardzo był przeciwny naszemu małżeństwu ale ja miałam 22lata
byłam prawie że magister inżynier i nie chciałam słuchać.Bardzo
to przeżywają bo obaj są głęboko wierzący choć równocześnie
widzą,że ten związek był i jest martwy. Poczekaj,wyrwała się z
jego ramią,wrócimy do mojego scenariusza.
Podeszła
do stylowego chyba poniemieckiego kredensu,z barku wyjęła butelkę
szampana.
-Czekał
na ciebie,otwórz proszę,podała mu szampan.Wystrzał otwieranej
butelki wprowadził wesołość i ożywienie.Znowu była blisko
niego,teraz już bez zbędnych słów gestem prosiła by pomógł jej
zdjąć sukienkę.Nie wróci do koszar jako ostatnia ciamajda. Prawie
brutalnie złapał ją w pół i zwinął pod siebie...
Było
bardzo późno w nocy gdy się obudził.Chciał wstać ubrać się i
wracać do koszar ale czuł na piersiach jej rękę która oplata go
w zaborczym geście.O dyskretnym wyplątaniu się z tych macek nie ma
co marzyć,pomyślał i próbował poruszyć nogą.
-Mój
chłopie,szeptała mu na ucho.Śpij było cudownie.
-Mówisz
przez grzeczność,próbował zmienić pozycję ciała i wtedy poczuł
na brzuchu jej nogę,osaczony jak mucha przez pająka.
Jak
słucham czasami tych moich ogierów na oddziale jak to chwalą się
między sobą jak to załatwili swoje baby to śmiać się chce.
Przemoc,siła,gwałt miast czułości.
-Ja
też taki jestem?
-Zobaczymy
jaki będziesz mój ty chłopie.Domyślam się,że takie miałeś
zamiary,odwróciła się do niego twarzą ale nie pozwoliłam. To
źle?
-Co
ty mówisz źle,Krycha,poprostu myślałem,że oczekujesz czegoś
super a ja nie sprostałem.
-Głuptasku
opowiadasz brednie,trącała go delikatnie palcem po nosie.Było
super cudownie,co mam ci to powtarzać bez końca.
Chcesz
tego?-Jak wrócisz na dół to będziesz musiał uważać,tam łatwo
można złapać paskudną chorobę.
-Krystyna
co ty wygadujesz,obrażasz mnie i siebie.Teraz przemawia przez ciebie
zwyczajna baba.Zazdrość o kogo?O te Brygidy i Helgi z
podszybia.Zresztą mówiłaś,że będzie bez zobowiązań na pełym
luzie.Uszczknąć
ciupinkę szczęścia uciekającemu czasowi.
-Chyba
nie zrozumiałeś moich intencji.Bez zobowiązań nie znaczy
,że
każdy może to robić z kim tylko chce.Żeby tego uniknąć
zaproponowałam ci stały związek znaczy się na tak długo jak tego
obaj będziemy chcieli.Wymagam lojalności,podniosła się na
łokciach,jeżeli zemną to nie z byle jakąś babą nie koniecznie
z podszybia.
-Obrażasz,obrażasz
proszę cię,wyobrażasz sobie ,że zadaję się z innymi kobietami.
-Mam
prawo się upewnić Stachu wybacz,że dmucham na zimne. Znowu tuliła
się do niego jak mała kotka,widać chciała zatuszować złe
wrażenie słów które przed chwilą powiedziała.Wierzę ci ale
wiesz baba to baba,chce być ona i tylko ona.
-Przecież
jesteś jedyna,Pierwszy raz leżę z kobietą i nie muszę się
śpieszyć ani kraść jej całusy.
-Jesteś
prawiczek,zapytała zdziwioma.
-Nie...ale
wiesz takie romanse ławkowo-łonkowe...
-Dobra
już się nie tłumacz,wcale by mi to nie przeszkadzało gdybym była
pierwsza.-
-Przepytujesz
mnie jak ksiądz w konfesjonale.
-Nie
przepytuję tylko tak po prostu ciekawa jestem ile miałeś bab w tym
twoim krótkim życiu i czy były lepsze o demnie.Wiesz jestem trochę
starsza i trochę się boję.
-Tu
cię boli,babska ciekawość jak było z innymi.Powiem ci tak,że
dzisiaj było super a będzie jeszcze lepiej jak przestaniesz mnie
sprawdzać i przepytywać.
-Boję
się,zmieniła temat rozmowy.Boję się męża gdy wróci z
więzienia.Rozwiodę się to jest pewne ale wiem,że przed tym może
mi narobić wiele kłopotów.Jest do tego zdolny,on i jego kompani.To
światek w którym porachunki załatwia się nożem bywa,że żyletką
potną komuś twarz.
-Co
ty opowiadasz,on ciebie żyletką?
-Stasiu
wybacz,że opowiadam ci takie rzeczy ale chcę żebyś wiedział co
musiałam przejść.To jest świat alfonsów i żuli.Ty sobie
wyobrażasz,że jak mu brakowało forsy to próbował mnie posyłać
na ulicę.
-Ty,ulica?
-No
nie dosłownie ale kumple znajdowali nadzianych facetów i próbowali
handlować...a jak mu to nie wyszło to sprowadzał obcych do naszego
mieszkania i usiłował mnie zmusić do tych spraw.Nie udało mu się
bądź spokojny.Wróciłam do rodziców.Nie zabrałam nawet swoich
ciuchów.Przychodził pod kopalnię,skamlał jak pies żebym
wróciła,że tam to,to był żart,że on nigdy by nie pozwolił na
to żebym ja tego i owego...Było za późno,przejrzałam na oczy i
do dzisiaj nie potrafię zrozumieć jak mogłam pójść na lep
takiego prymitywa.Wstyd mnie jest przed soba,rodzicami i przed tobą
też.Kiedy brakowało mu moich pieniędzy zaczął wysprzedawać
wszystko co miał a następnie kraść.Wpadł w tarapaty i trafił do
więzienia.Pod jego nieobecność pojechałam do tamtego mieszkania z
ojcem i bratem,zabrałam swoje fatałaszki i więcej tam nie zaglądam
.Przewróciła się na plecy, wpatrzona w sufit powtarzała jak
mantrę „chcę zapomnieć,chcę zapomnieć”.
-Wierzę
ci Krysiu takie doświadczenie każdy by chciał zapomnieć ale nie
musisz mi tego opowiadać,nasz układ jest jasny proszę...
-Muszę
nie muszę ale ja chcę ci to opowiedzieć rozumiesz.Przez długi
czas nosiłam to w sobie jak ropiejący wrzód.Matka i ojciec są
bliscy ale pewne sprawy są nie dla nich.Jesteś tym którego sama
upatrzyłam sobie na swojego spowiednika i chłopa i musisz mnie
wysłuchać.Proszę-
Jesteś
ładna kobieta,próbował zmienić temat.Podobasz mi się od
pierwszego wejrzenia.Tam na nadszybiu...
-Ze
mną nie będzie ci łatwo.Ja potrzebuję nie tylko faceta do łóżka
ale mądrego normalnego człowieka.Inaczej nie potrafię prawidłowo
egzystować.Taka jestem.
-Mam
rozumieć,że ja spełniam te oczekiwania.Nie wiem czy dam
radę,szczególnie z tą mądrością mogą być kłopoty.
-To
jest moje ryzyko,zobaczymy.
-Zaczynam
się bać.
-Czego?
-Że
jak nie wyjdzie to idę w odstawkę,robisz się groźna baba.
-A
co,skoro nie można inaczej to trzeba was brać na siłę i strach.
-Cholernie
nie chcę wracać dopracy na dole,znowu zmienił
temat.Zakosztowałem
pracy w biurze u boku pani sztygar,ciepło elegancja Francja a tutaj
czeka mnie dół.Wyobraź sobie,że ja mam lęk przed ciasnymi
zamkniętymi przestrzeniami sam siebie nie posądzałem o taką
przypadłość.
-Chodź
tutaj bliżej,połóż rękę na moim brzuchu przytul się i
posłuchaj.Każdy człowiek stworzony jest do czegoś innego,jeden
skacze ze spadochronu,drugi łazi po górach a trzeci włazi w ciasne
jaskinie a są i tacy którzy dobrowolnie wybierają zawód górnika,
urabiają węgiel i w ten sposób zarabiają na życie.Czasami życie
stawia ludzi w różnych sytuacjach bywa,że nie mają wyboru.Spójrz
na mnie pochodzę ze wschodu,stepy bezkresne pola Buczacza czarowna
otoczona pięknymi wzgórzami, parowy, jary i co,tamto zachowałam w
sercu a wybrałam zawód górnika.Twoja sprawa Stachu to nie to,że
górnictwo jest takie złe to sprawa zniewolenia-przymusu pracy w
brew swojej woli.To łamanie czyiś planów życiowych.To stara jak
świat forma łamania niewygodnych
ludzi.Tu
się kłania okrucieństwo wschodu.Mój ojciec twierdzi,że Rosja
przejęła nie tylko potężną dawkę krwi tatarskiej ale również
ich sposób bycia.Okrucieństwo ,bezwzględność.Rodzice mogli by
godzinami rozprawiać o strasznym losie polaków zagarniętych w
1939 roku przez sowietów.Matka twierdzi,że kto sam cierpiał łatwo
zrozumie cierpienie innych,stąd tak łatwo dogadali się z rodzinami
Heinela i Willego. Cudownie jest rozmawiać i nie tylko się
kochać,może jestem szurnięta ale po prostu bardzo to lubię,a ty
pewnie się nudzisz słuchając mnie.
-Chcesz
zapalę ci papierosa.Nie czekając przyzwolenie zeskoczyła
z
tapczanu i całkiem naga szukała w kieszeniach jego spodni
papierosów.Patrzał na jej ciało z pełnym zachwytym.Wszystko w
niej było piękne nawet nie próbował wyróżniać atłasowej skóry
czy smukłych rasowych nóg jako całość była majstersztykiem
natury.
-Wiesz,że
jesteś zgrabna i dlatego paradujesz przed moimi oczami,samico
jedna.Krycha chodź bo jak nie to cie łapnę na siłę.
-Spokojnie
kolego pomalutku,miłość to nie tylko ruchy mój panie,to głos
taki zamszowy z ciszony to też piękny widok.Jeszcze jestem zgrabna
wiem,podeszła do niego.Dotknij jaki twardy brzuch i jak bardzo lubi
gdy go pieści chłopska łapa,a piersi może ci się nie
podobająWszystko jest twoje Stachu.Złapała go za rękę i siłą
naprowadzała na gęsty korzuch włosów które ciemniły się między
udami.Tyle zmarnowanych lat i to na własne życzenie.Można
zwątpić.Położyła się obok niego.Boję się,że cię utracę,że
przyjdzie ta chwila kiedy ubierzesz cywilne ciuchy i wsiądziesz w
pociąg.
Wiem,że
umowa,że bez zobowiązań a jednak robi mi się przykro kiedy o tym
myślę.Tyle jest tutaj młodych pięknych bab a każda
dała
by pół życia za normalnego nierozpijaczonego faceta.Niewiele mogę
ci ofiarować,jestem starsza do tego mężatka która beszczelnie
wykorzystuje fakt,żejest szefem i funduje sobie młodego ogiera do
łóżka.Pozwolił jej się wygadać,delikatnie wyjął jej papierosa
z ust,zgasił w popielniczce i niespodziewanie zagarnął ją pod
siebie...
Obudził
się z twardego zdrowego snu.Na dworze było już jasno. Mróz
sprawił,że szyby w oknach zamieniły się w piękne srebrne obrazy
malowane tak jak pięknie malować może natura .
Zupełnie
nie pamięta jak długo spał wie jedno,tym razem Krycha
poszła
na całego,pozwoliła mu szaleć sama również popuściła wodze
fantazji.Szukał jej ręką ale miejsce obok było puste.Zrobił ruch
by wstać gdy kontem oka zobaczył,jak bezszelestnie uchyliły się
drzwi i do pokoju weszła ubrana w błękitny peniuar który niewiele
zakrywał za to świetnie podkreślał zgrabną sylwetkę i oliwkową
barwę skóry.Za nim zamknął oczy udając,że śpi zauważył,że w
rękach niosła tacę z dwiema filiżankami kawy i ciastem.Słyszał
jak postawiła tacę na podłodze.Poczuł jejbliskość.
Delikatny
zapach kobiety którą chwilę temu miał w ramionach.
Czuł,że
pochyla się nad nim,muśnięcie spieczonych ust było jak porażenie
prądem,dobrym prądem który nie powoduje bólu lecz poraża
dreszczem rozkoszy.Tak jak wczoraj niespodziewanie zarzucił jej ręce
na szyję i łamiąc słaby opór położył na sobie.
Nie
broniła się.Inaczej jak wczoraj, była uległa jak mała krucha
kotka.Pozwoliła mu sycić się swoją przewagą fizyczną...Pierwszy
raz Staszek zaznał kobiety dojrzałej która dyskretnie wprowadzała
go w arkana sztuki miłosnej.Poczuł się herosem.Był jej za to
wdzięczny.Ciche pukanie brutalnie wyrwało ich z rozkosznego
odrętwienia.Leżeli na plecach tak zmęczeni,że nawet myślenie
wydawało się wysiłkiem ponad siły.
-Śpisz?
-Yhy
-Wołają
nas.
-Yhy
-Musimy
wstać,słyszysz.
-Yhy
-Stachu
wstań proszę.
-Jest
mi tak lekko tak cudownie ,nie chcę ani jeść ani pić tylko palić,
otworzył
oczy.
-Pst
bo zapeszysz,położyła mu palec na usta.
-Kręci
mi się w głowie,masował twarz rękami.
-Ja
też czuję się jak na karuzeli,pocałuj przytuliła sie do niego.
-Dlaczego
płaczesz?
-Nic
nic to ze szczęścia.Łzy strużką spływały jej po policzkach
wsiąkając w poduszkę.Wstawaj proszę.Nie wstydź się.Nagi facet
też może się podobać.
-Wstydzę
się tywoich rodziców.
-Ty
się wstydzisz,że zerżnąłeś im córkę,to oni i córka niech
się wstydzą.Nie martw się,znają cię z moich opowiadań.Ojciec
wczoraj odprawiał te ceregiele żeby ci pokazać jaką to jesteśmy
porządną rodziną.Niech mu się zdaje.Mówiła szeptem rozczesując
palcami włosy na jego głowie które nie zdążyły jeszcze w pełni
odrosnąć.
Rozdział
dziesiąty
Po
całym baraku rozchodził się przejmujący tęskny głos
skrzypiec.To Heniek Borto swoim smyczkiem wyczarowywał obrazy
mazowieckich równin upstrzonych kolorowymi szachownicami pól i
łąk.Piękne ludowe melodie o Filonie i Laurze o Michałowej miedzy
czy skoczny obertas „dalej chłopcy za las,bo za lasem
grajom”...Problemy powstawały kiedy próbował grać melodie
zasłyszane w radiowęźle.Piosenki śpiewane przez
Mieczysława
Fogga,Marię Koterbską były piękne ale nie zawsze na tyle
utrwalone w pamięci by mógł je swobodnie grać i stąd często
dochodziło do zabawnych sytuacji,cały barak słucha i niejeden nuci
pod nosem”o jej żaba żaba żaba;skacze trawą koło stawu;o jej
oczy oczy oczy;tak wytrzeszcza i rechocze” i cisza.Brak
słów...Henryk Borto i dwóch skaperowanych przez niego muzykantów
zresztą tak jak on nie znających nut ćwiczyło do utraty
tchu.Jeden grał na harmonii guzikowej a drugi na perkusji na którą
składały się dwie łyżki stołowe i bęben zmajstrowany z wiadra
po marmoladzie.
Z
posiadania orkiestry dumny był dowódca kompanii.W końcu była to
jedyna orkiestra w całym batalionie pracy i to do niego będą
przychodzili po muzykantów na różne akademie.Heniek Borto stał
się pupilem całego batalionu nie tylko dla tego,że grał ale dla
tego,że był oryginałem z niewyczerpanym zasobem powiedzonek.
Ostatnim
przebojem była melodia którą usłyszał w czasie śniadania na
stołówce-”na stepach mołdawiańskich gdzieś cyganie w lesie
są”...i dalej koniec.
-Cłowieku
musisz napisać do radia co by puściyli jesce roz ale pomalutku tak
co by szło zapamiętać.Cłowieku stary pedzioł
co
bydzie zabawa na stłówce.Bydom baby z miasta i bydzie beczka piwa
-Kiedy
będzie zabawa,pierwsze słyszę.
-Podadzą
później,teroz cza ćwiczyć tak co by gra wypadła,bo widzisz grać
cza na jedna nuta.Harmonista je kajsik z nad jezior i trocha inaczyj
rytmuje jo tupia na trzy a on na dwa i trza sie zgrać.
Odwrócił
się plecami i wyszedł rozpromieniony,że pozwolono mu zajmować
się muzyką która była jego światem.Tak niewiele trzeba
ludziom
do szczęścia,Heńkowi wystarczy by mu pozwolono grać, to
i
w piekle byłby szczęśliwy.
Staszek
wrócił do pracy dołowej ale na jego szczęście już nie na
okryty
złą sławą czwarty oddział.Nowym miejscem pracy była obsługa
kołowrotu którym wyciągano drzewo. Stanowisko w porównaniu z
czwartym oddziałem było prawie relaksowe,takie przynajmniej robiło
wrażenie.Dobrze oświetlone,wysokie
na
tyle,że nie było potrzeby pracy na kolanach,dobra wentylacja czego
więcej chcieć.Jeżeli do tego dodać ciepłe stosunki jakie łączą
go z Krysią to można by powiedzieć,że był prawie szczęśliwy.
Zresztą
po wizycie u państwa Dołęckich stosunki pomiędzy Staszkiem a
Krystyną nabrały innego wymiaru,to już nie kradzione w biurze
całusy,lecz spotkania w czterech ścianach pokoju. Czuł,że rodzina
Krystyny choć bardzo konserwatywna zaakceptowała go jako faceta ich
córki.Po prostu był lubiany.Nie licząc pierwszej wizyty jeszcze
dwukrotnie otrzymywał przepustkę na niedzielne popołudnia. No i
tak niepostrzeżenie stał się bardzo bliskim całej
rodzinie.Ukształtowani na sanacyjnych wartościach których
dewizą
było Bóg Honor Ojczyzna byli bliscy ideałom jakie panowały w
rodzinie Staszka.Ojciec powstaniec wielkopolski oraz ochotnik w
wojnie „bolszewickiej”z 192o roku pasował jak ulał do pana
Dołeckiego.Chociaż nigdy nie wspomniano słowem o perypetiach
małżeńskich Krystyny to wyczuwał jak bardzo przeżywali dramat
nieudanego związku ich córki.Nieraz widział w oczach pani Marii
pytanie-prośbę „jakie masz chłopcze zamiary,nie rań mojej
córki”.Pytanie pozostawało bez odpowiedzi.Jego obowiązywała
niepisana umowa z Krystyną„uszczknąć drobinę szczęścia
uciekającemu czasowi”.Wiedział jedno na pewno nie pozostanie w
Wałbrzychu po zakończeniu służby w batalionie pracy.Zdawał
sobie sprawę z faktu,że nie posiada zawodu.Brutalnie przerwany ciąg
edukacyjny zesłaniem do batalionu pracy skierował go na ścieżkę
pracy fizycznej.Początkowy bunt ustąpił miejsca refleksji,że
każda praca jest dla ludzi,że w końcu to tylko dwa lata.Wierzył,że
po skończeniu tak zwanej służby wojskowej podejmie próbę
dostania się na studia ale do tego potrzebował oparcia w
rodzinie.Był pewny,że ojciec nie odmówi mu pomocy by postawić go
na nogi.Nie wyobrażał sobie sytuacji w której musiał by być na
utrzymaniu Krystyny zakładając,że ona uzyska rozwód i
zdecyduje
się na ślub z młodszym od siebie mężczyzną.Znajomość ta
przekonała go,że bycie z kobietą to nie tylko seks nawet
najsprawniejszy,wyrafinowany i technicznie doskonały to bycie razem
ponad fizycznością.Dopiero przy tej kobiecie dojrzałej,
doświadczonej nieudanym zwiazkiem a przy tym wewnętrznie czystej,
mądrej poczuł się dowartościowany jako mężczyzna.Mieli o czym
mówić i to nie na zasadzie gadać aby gadać.
Każde
jej odezwanie było dla niego interesujące zawsze trafiało w temat
który go ciekawił.Lubiła muzykę i śpiew i do tego potrafiła
opowiadać o wielkich kompozytorach ze znawstwem do tego stopnia
interesująco,że czasami zastanawiał się co ta kobieta robi na
zwałach kopalni i czy tu jest jej miejsce.
-Chodź
Stachu idziemy,głos Heńka przywołał go do rzeczywistości.
Chodź
cłowieku jest sprawa,poganiał go z tajemniczym błyskiem w
oczach.Weszli do małego pomieszczenia w którym muzykanci
trzymali
swoje instrumenty.Było tam ciasno i brudno ale dla Heńka był to
azyl,jedyne miejsce w którym rządził on.Władczo kazał mu usiąść
na przewróconym do góry dnem kuble na śmieci,a sam wygrzebał ze
sterty rupieci sprytnie ukrytą paczkę.
-Momy
packę,powiedział uśmiechnięty od ucha do ucha.Widzis cłowieku
jak ech był toch wszystko tak pozałatwioł co i Hania zrobiyła sie
cieplejszo.Mosz cłowieku i jydz,podał mu czerwone jabłko.Jydz i
czytej.Teraz dopiero zauważył białą kopertę którą trzymał w
ręce.
-Czytej
Stachu bo mnie idzie ciynżko i nie wszystko umia zrozumieć podał
mu otwartą kopertę.Kartka ze szkolnego zeszytu zapisana była
drobnym kobiecym pismem.Sposób pisania dobitnie wskazywał na rękę
wyrobioną dla której pisanie to żaden problem. List zaczynał się
od pozdrowień i ozdobników które wskazywały jak bardzo piszącej
zależy na adresacie.Następnie Hania zapewniła go,że nie będzie
korzystała z pomocy sekretarza gminy.Widać dla podniesienia Heńka
na duchu dodała ,że sekretarz będzie miał sprawę w sądzie bo
ukradł dolary z koperty a na dodatek spaskudził córkę sekretarza
partii jak ta chciała by napisał jej miłosny list do narzeczonego
który jest marynarzem i pływa po morzach.Pani nauczycielka zgodziła
się,że będzie Hani pisała listy do Heńka a jak
będzie
trzeba to przeczyta listy od Heńka do Hani.Po tym nastąpił opis
tego co działo się we wsi.Kto z kim o co toczy spór.Wymieniła
zapowiedzi czytane w kościele a na koniec wspomniała,że jej ojciec
obiecał dodać do wiana łąki pod lasem bo bliżej są położone
pola Heńkowego.List kończył się litanią pozdrowień od Hani od
mamy od chrzestnych którzy go ściskają i błogosławią w Imię
Ojca i Syna i Ducha Świętego.
-I
co powis cłowieku,Heniek ocierał łzę wzruszenia która staczała
się po jego policzku.Powiydz Stachu co cłowiek uczony to ucony.
Taki
jak napisze to musisz płakać,ni ma mocnych.Teroz Hania jest już
moja,już sie nie wypsze bo napisała czorne na biołym. Był do
głębi wzruszony treścią listu.Dopiero kiedy nie musiał
sylabizować każdego słowa dotarła do niego cała emocjonalna
treść listu.
-Wypadnie
odpisać.Teraz nie musisz się bać, sekretarz gminy pójdzie do
kryminału a listy będzie pisała pani nauczycielka.
-Pójdzie
do kryminału,dupcok jedyn.Bydzie mioł polityczno sprawa,bestyjo
sekretorzowi partii zdupcył cera.Nagle zmienił temat rozmowy i z
promiennym uśmiechem oświadczył.
-Napisesz
Stachu,tak wis co by obie piscały jak bydom czytać.
-Napiszę
ale nie tutaj i nie teraz.Napisać piękny list to nie jest łatwa
sprawa.
-Wiem.Przidzie
czas to sie policzymy Stachu.Chłop tam zawsze mo czym płacić.
-A
czym ja tobie zapłacę.
-Za
co bydziesz płaciył,za trocha gówień coch je za ciebie spłukoł.
W
chałupie dziynnie kidom gówna na gnój i nikt mi nie płaci a
jeszcze cza dować pozór co by cie krasula nie siekła.Mos
zjydz,podał mu pęto wojskiej kiełbasy.Kosztowołech,czoskowo widać
robiono u Haźbacha.Kiełbasa była znakomita,przypominała te
przywożone w czasie wojny przez ciocię z Krakowa.
Maszerował na drugą zmianę ubrany w ciepłą flanelową bieliznę
podarowaną mu przez Krystynę.Nigdy nie znosił flaneli, jeszcze z
dziecinstwa pamięta batalie które musiał staczać z matką by nie
zakładać grubych „barchanowych”jak na Śląsku nazywano flanelę
kalesonów.A teraz miło było czuć na sobie delikatny dotyk
materiału który nie tylko grzał ale dawał poczucie błogości.Miało
się ku wiośnie a mróz nie myślał ustępować.Dni były wyraźnie
dłuższe,słonko w południe lizało sople swoim ciepłem ale
wysokie zwały odgarniętego śniegu nie pozostawiały złydzeń,że
to jeszcze zima.Wszedł do łaźni by się szybko przebrać i zyskać
kilkanaście minut do zjazdu ostatniej klatki.Tak robił zawsze gdy
chciał chociaż na parę chwil spotkać się z Krystyną.Był już
prawie gotowy gdy nagle z łaźni kobiet odezwały się piski i
krzyki.
-Fuj,ty
stary świntuchu,odgryziemy ci tego suchara co go nosisz między
nogami.Jeszcze jakieś przygaduszki i naraz usłyszał łoskot
spadającego ciała.Głośny krzyk przerażenia,śmiechy kobiet i
wołanie o pomoc.Wszystko ucichło gdy do łaźni wpadł oddział
straży kopalnianej.Nie pytając o zgodę wpadli do łaźni kobiet i
po chwili wynosili nagie ciało faceta który wdrapał się ponad
przepierzenie by podglądać baby.
-Może
jeszcze ktoś ma ochotę,odezwała się baba o zachrypłym głosie
pijaka.Nie trzeba się drapać pod sufit można drzwiami,sama
osobiście odgryzę mu jajca.Zdarzenie zabrało mu cały czas który
chciał spędzić z Krystyną.No cóż trudno pomyślał odbierając
lampę Szedł w kierunku klatki gdy niespodziewanie natknął się na
Heinela .Odeszli na bok by nie rzucać się w oczy,mieli już
nauczkę.
-Uznali
mnie za wroga pracuję na guziku,skarżył się Heinel.
Zarabiam
bardzo mało „geld”-pieniędzy.”Willi ist toht”-Willi nie
żyje,zabili gona działce gdy karmił”kanichen”-króliki.
-Wiem
pokiwał głową,Krystyna mi powiedziała.
-Cieszę
się,że ty i Kristina jesteście razem.Kristina piękna i mądra
„frau”-kobieta.Stani „pasauf”-uważaj,twożliwie rozglądał
się na boki.Poklepał go po ramieniu i powoli poczłapał w kierunku
łaźni.Stary Heinel,traktował go jak syna, tyle dla niego zrobił a
przecież w głębi duszy pozostał osad niepewności czy aby nie
jest szpiegiem,a jak jest szpiegiem to czy przestał zautomatu
przestał
być
porządnym człowiekiem.Przyjmując,że Heinel jest szpiegiem to
znaczy,że pracuje dla zachodu czyli dla tych których i ty uważasz
za swoich.Jak łatwo wpaść w pułapkę.Z jednej strony uważasz
komunistów za swoich wrogów a z drugiej strony gotowy byłbyś
uznać człowieka który z narażeniem życia pracuje dla zachodu za
swojego wroga.Pamięta jak z całą klasą maszerował na pokazowy
proces
„szpiegów i wrogów ludu”.Jak trudno było w umęczonych
twarzach
oskarżonych dojrzeć bohaterów-męczenników których jedyną winą
było,że walczyli o inną Polskę.
Po
procesie który zakończył się wyrokami śmierci każdy uczeń miał
obowiązek napisać wypracowanie w którym należało
scharakteryzować sylwetki przestępców.Lekką ręką napisał
wypracowanie a kiedy pokazał je ojcu dostał w twarz,pierwszy raz w
twarz.Nie czuł żalu za ten policzek który brutalnie sprowadził go
na ziemię.Jednym ze skazanych był kolega ojca, legionista,ochotnik,
uczestnik wojny bolszewickiej. Człowiek kryształ.
Zjeżdżał
ostatnia klatką.Tak wyszło,chociaż normalnie starał się być
jednym z pierwszych.W przypadku kołowrotu zmiana zawsze dokonywała
się na stanowisku pracy i jego poprzednik musiał czekać do chwili
aż fizycznie przejmie stanowisko pracy.
-Co
przytrzymała cię pani sztygar,zdenerwowany czekaniem zmiennik
wyraźnie chciał mu dokuczyć.
-A
bo co?jestem przecież na czas,a od pani sztygar to się odp...
Rozumiemy
się?
-Rozumiemy
rozumiemy.Wiem jak to jest jak cię baba ucapi.
-Odczep
się bo nie ręczę za siebie.Złapał go za kołnierz.
-Puść,co
jest nawet pożartować nie można,kolega żołnierz wkurwiony...
-Masz
rację nerwy,wygłupiam się.Puścił go i przepraszającym gestem
dawał do zrozumienia,że wszystko w porządku.
-Stary
jak masz babę to rób co do chłopa należy ale nie konspiruj.
Ty
bawisz się w partyzantkę myślisz,że nikt o was nie wie,że tylko
ty i ona a prawda jest zupełnie inna.Wszyscy wszystko wiedzą.
Konspiracja to nerwy a nerwy to koniec dla tego ptaszka w
spodniach.Nie złość się ale wszyscy wiedzą o was tylko wy nie
wiecie,że wiedzą.Nawet jak sobie za szafą potrzymasz za cycek,też
wiedzą.Ludzie są tak ciekawi dupaki jak niczego innego.Sam to
przeżyłem i wiem jak to jest.Wierz mi.Jak przerżniesz i dasz kopa
znaczy się wszystko gra,zostanie coś dla innych,ale jak wyczują,że
to coś więcej to wtedy zaczyna się sprawa.Tego już nie
ścierpią.Kiedyś ci opowiem jak mnie wzięło na taką
blondyneczkę,
małolatę,pracowała
jako planistka.Żona osiwiała od donosów,ja straciłem najlepszych
przyjaciół,wszyscy się od nas odwrócili.
Stachu
opowiem ci innym razem.Nie gniewaj się,pani inżynier to pierwsza
liga,każdy by chciał chorągiewką po machać.Bywaj!
Poszedł
przygarbiony z obrzmiałą twarzą i wyblakłymi oczami. Zniknął za
zakrętem razem ze swoim zafajdanym życiem.Kiedyś pozwolił sobie
na luksus miłości-tej zakazanej i po kręciło go, myślał
odprowadzając go wzrokiem.Więc dupakę wybaczą,miłości
nie.Pytanie czy między nim a Krystyną to to pierwsze czy drugie.
Fakt spotykają się,zeskrobują z tego bochena miłości którą
noszą w sobie chwile radości ale czy to już postrzegane jest przez
otoczenie jako wielka flama o którą można być zazdrosnym.No i
dowiedział się,że są obserwowani,podglądani i pewnie obgadywani.
Ciągnął
kolejny już wózek załadowany stęplami.Drzewo było mokre i
wyjątkowo ciężkie.Zastanawiał się czy nie krzyknąć w dół by
nie posyłali zbyt przeładowanych wózków ale uznał,że skoro
silnik sobie radzi to nie będzie interweniował.W pewnej chwili
zauważył,że obroty silnika spadają a w powietrzu czuć było swąd
przegrzanej izolacji.Zgodnie z instrukcją przerwał ciągnienie i
wolno opuszczał wózek z powrotem.Było to stanowisko wyjątkowo
dobrze wentylowane dla tego pozwolono na pracę silnika elektrycznego
choć zagrożenie metanowe w kopalni było duże.
Nagle
jak spod ziemi pojawił się sztygar zmianowy.
-Dlaczego
miast ciągnąć opuszczasz wózek.Po co ty tu jesteś.Jest plan
przodki czekają na drzewo a ty co.
-Drzewo
jest mokre i bardzo ciężkie ,silnik się grzeje.
-Do
dupy taka obsługa haszpla.jak jeszcze raz bez zgody sztygara
przerwiesz ciągnienie drzewa to pójdzie raport do naczelnego.Nie
pomogły tłumaczenia,że instrukcja obsługi kołowrotu,że
przegrzany silnik”on jest do dupy a nie do roboty”.Nie było
rady,ustąpił miejsca przełożonemu wycofał się do tyłu i
biernie przyglądał się jak pan sztygar włączył silnik.Wydawało
się,że kołowrót da sobie radę, lina naprężyła się szarpnęła
i wózek powolutku ruszył w górę.Trwało to chwilę , widział
pewną siebie minę sztygara,jego było na wierchu Szczęście trwało
krótko.Suchy trzask i silnik stanął.Pewny siebie sztygar zapomniał
zrobić rzecz bardzo ważną dla bezpieczeństwa, nie włączył
blokady sprzęgła i wózek załadowany ciężkimi stemplami runął
w dół po pochylni.Głuchy odgłos uderzenia dochodził z czarnej
czeluści.Pierwsza myśl Staszka
czy
nie ucierpieli ludzie.Na dole pracowało dwóch młodych górników
którzy ładowali stemple na wózki i następnie dawali sygnał do
Staszka by ciągnął.
-Coś
ty narobił!przerażony sztygar próbował zrzucić całą winę na
prostego robotnika.
-Co
ja narobiłem,wyłączyłem kołowrót bo był przeładowany,stęple
mokre
i ciężkie jak ołów.Powoli opuszczałem wózek tak jak mówi
instrukcja
obsługi kołowrotu.Reszta to pana robota.
-Kurwa
ty mi nie będziesz podskakiwał!Natychmiast spiszę raport o
niewłaściwej
obsłudze kołowrota.Zobaczymy kto ma rację.
Byli
sami,z dołu dochodził krzyk okraszony przekleństwami pod adresem
Staszka.Żyją,to jest najważniejsze.W końcu nie wytrzymał
piskliwego krzyku sztygara,złapał go za kołnierz i przyciągnął
do siebie.Po awarii kołowrotu na zwałach wiedział jedno należy
bezwzględnie przestrzegać instrukcji obsługi oraz regulaminu
pracy
maszyny.Nawet gdyby sam dyrektor kazał robić coś nie tak to należy
odmówić.
-Ty
skurwesynie mnie chcesz wrobić w awarię.Tutaj z tego telefonu teraz
będziemy dzwonić do dyspozytora.Niech natychmiast przyjeżdża
osoba dozoru wyższego.
-To
jest napad na osobę dozoru,krzyczał wymachując rękami.
Natychmiast mnie puść bo...
-Bo
co zwolnisz mnie z pracy,zapiepszony kurduplu.
-Puść
załatwimy to po cichu
-Nie
po cichu panie sztygar,pan próbuje ratować swoją dupę a tam na
dole może są trupy.Pomyślał pan o tym.Zamurowało go.
Rzeczywiście nie pomyślał o ludziach którzy byli na dole.Sztygar
stracił rezon.A jak są ofiary.Dzwonek telefonu przerwał spór
między nimi.Dzwonił dyspozytor zaniepokojony przerwą w pracy
kołowrotu.Staszek podniósł słuchawkę i chciał zameldować się
zgodnie z instrukcją ale krzyk dyspozytora nie dopuścił go do
głosu.
-Mam
wiadomość,że wózek na pochylni rozwalił całe stanowisko nadawy
drzewa a ty co nie wiesz jak obsługiwać telefon dlaczego nie
meldujesz.
Opisał
krótko zdarzenie,podkreślił rolę sztygara zmianowego w tym co się
stało.Sztygar wyrwał mu słuchawkę i próbował wykrzyczeć swoją
rację ale decyzja dyspozytora była krótka i stanowcza.Obaj
natychmiast udadzą się pochylnią w dół by usunąć awarię.Nowy
kołowrót jest w drodze razem z ekipą montażową.
-Zemną
nie wygrasz syczał przez zęby sztygar wściekły,że wina za awarię
zostanie przypisana jemu.
-Nie
strasz bo się nie boję.
-Chcesz
wojny będziesz ją miał.
Udawał,że
nie słyszy pogróżek,szedł by zobaczyć jakim cudem dwaj
pracownicy obsługi wyszli z tego zdarzenia cało.Jeżeli wszystko
sprowadzi się do szkód materialnych to mogą mówić o wielkim
szczęściu.
Rozdział
jedenasty
Leżał
na pryczy rozkoszując się ciepłem które biło od rozpalonego
pieca.Ciepło ma magiczną moc stwierdził przeciągając się jak
kocur.nastraja człowieka optymistycznie nawet kiedy nie bardzo jest
się z czego cieszyć. Przecież konflikt ze sztygarem może go
kosztować wiele.Stwierdził,że albo on ma defekt psychiczny który
pcha go w zatargi z przełożonymi albo po prostu ma pecha.
Tak
niewiele brakowało a zajście skończyłoby się bójką.Jedno jest
pewne znowu jest skonfliktowany i do tego ze sztygarem co wróży mu
ciężkie życie.
-”Pójdźta
chłopcy buczki ścinać,bo ni mota za co pijać,hej gwintówkę na
ramię pójdźta na jelenie,pójdźta na jelenie”.Chłopak leżący
na sąsiednej pryczy nucił pod nosem piosenkę którą słyszał
kiedyś na szkolnej wycieczce.
-Fajnie
śpiewasz,odwrócił się do z przyjaznym uśmiechem.
-Cni
mi się do gór,do moich gór.Ty wiesz jak pięknie jest teraz zimą
w Beskidzie Sądeckim. Wszystko przysypane pierzyną białego
śniegu.Czekasz na księżycową noc bierzesz gwintówkę i zaczaisz
się na kozła.
-Kłusujesz,zapytał
z lekkim niedowierzaniem.
-Jak
zwierzyna podchodzi pod dom a w sklepie mięso na kartki to co,ty
będziesz łykał ślinę a dyrektory,prokuratory i sekretorze bydom
polować.Żrać i pić.Chłop też widzi i myśli.Po polowaniu żrą
ogniska palą gulasze z dzika wpierdalają piją i do butelek
strzelają a ludzie w kolejkach po ochłapy stoją.Socjalizm kurwa
wymyślili.
Ojciec
mawiał,że prawdziwy pan nie musiał kraść a ta swołocz która
dorwała się do władzy nie może napchać brzucha.Banda.
”Wpierdalają równo,władza wszystko,obywatel gówno.”
-Ostro
jedziesz,uważaj między nami pełno jest tych,wskazał na ucho.
-A
co mi tam.Kibluję w obozie pracy, gorzej już być nie może.
-Może
być gorzej,są kolonie o zaostrzonym rygorze,radzę bądź ostrożny.
-Szeregowy
Ptakowski do raportu!Krzyk dyżurnego przerwał tę rozmowę.
-No
to mnie mają.Pierwsza myśl to konflikt ze sztygarem.Chyba nie myślą
zrobić z tego sprawy politycznej.Kołowrót na zwałach teraz
kołowrót na pochylni pewnie to po składali i wyszło im sabotaż.Do
izby wszedł pełniący dyżur kapral.
-Szybko
ubieraj się i leć do sztabu,dzwonił sam major.Było mi to
potrzebne,myślał obciągając bluzę munduru.Wszystko się
układało,
robota
znośna,spotkania z Krystyną częste i masz.Płacę za swój
niewyparzony
pysk.Należało wziąść winę na siebie i skończyłoby się na
pouczeniu lub upomnieniu a tak diabli wiedzą co wymyślą.
Po
raz pierwszy wchodził do baraku w którym mieścił się sztab
batalionu.Wszedł na piętro i skierował do drzwi obitych skórą.
Tablica nie pozostawiała wątpliwości”Dowódca Batalionu-mjr
Litwin”.Czuł krople potu na skroni gdy wchodził do biura.Nie ma
bezpośrednich świadków którzy potwierdziliby przebieg zdarzenia
przy ciągnieniu drzewa a rację zawsze ma przełożony.
-Obywatelu
majorze szeregowy...próbował się zameldować.
-Masz
maturę,przerwał mu tubalnym głosem z lekkim ruskim
zaśpiewem.Wysoki starszawy oficer siedział za ogromnym biurkiem
które pamiętało chyba czasy cesarza Wilchelma.
-Mam,odpalił
zaskoczony.
-Siadaj
skinieniem pokazał na krzesło.Pal,podsunął mu paczkę
„Belwederów”.
-Dziękuję,
wymamrotał zajmując miejsce.Bardzo chciał zapalić ale był tak
zaskoczony,że nie potrafił się przemóc by sięgnąć po
papierosa.
-Wiesz
po co cię wezwałem.Głos był dolnym w registrze kontrbasa.
Taki
głos mają chyba tylko nałogowi palacze nie stroniący do tego od
alkoholu.
-Nie
wiem obywatelu majorze,powoli się uspokajał i zyskiwał pewność
siebie.
-Magazynier
żywnościówki odchodzi do cywila i szukam następcy.
Cały
batalion głodnych facetów-1200 chłopa trzeba nakarmić.Mnie tam
gówno obchodzi jakie sprawy masz z oficerem od informacji. Ludzi
należy nakarmić żeby mieli siły do pracy.To jest sprawa
polityczna.Rozumiesz?To są tony żywności które należy przywieść,
zmagazynować a potem wydać na kuchnię.Musimy ludziom napełnić
brzuchy,w miarę naszych możliwości,dodał.Rozkazu nie
będzie.Wyrazisz zgodę przejmujesz magazyn nie wyrazisz zgody
wracasz na dół.Staszek siedział milczący kompletnie zaskoczony
nową sytuacją która spadła na niego jak z nieba.Żarcie, pierwszy
z elementów przetrwania:daleko od dołu od węgla,drugi podstawowy
element
przetrwania.Nad czym się zastanawiać,myślał analizując
błyskawicznie propozycję.A odpowiedzialność a jak się pomyli a
jak ludzie się zatrują przekorna myśl rysowała przed nim same
przeciwności.Żadnej odpowiedzialności,odwalić służbę i wracać
do domu do swoich.
-Widzę,że
nie jesteś zdecydowany,tubalny bas majora przerwał jego
myśli.Przejdź do pokoju obok tam siedzi Kazimir dotychczasowy
magazynier on ci wytłumaczy w czym rzecz.Major wstał i podszedł do
okna nie przerywając swojego wywodu.Towar dobrze przyjąć i dobrze
wydać na kuchnię,ot co.Ludzie ciężko pracują a racje jakie są
takie są mówił jakby sam do siebie.
-No
idź do Kazimira,na co czekasz.
-Czy
mogę się odmeldować.
-Możesz
tylko jak się zdecydujesz to przestaniesz się meldować bo się
zameldujesz na śmierć a mnie panie tego kurwica bierze.Ot
współpraca będzie.
Było
dawno po capsztyku gdy wracał środkiem placu apelowego do swojej
kompanii.Mróz szczypał w nos i uszy a on czuł dziwne dobre ciepło
które rozsadzało go od środka.Śmiał się sam do siebie. No bo
jak to właściwie z nim jest.Kilka godzin temu wyjeżdżał z dołu
kompletnie zestresowany awanturą ze sztygarem zmianowym.
Awaria,awantura nie wróżyły niczego dobrego a tu masz telefon ze
sztabu jedno krótkie tak i wszystko odwraca się do góry nogami.
Koniec ze wstawaniem o godzinie czwartej,z bieganiem do łaźni na
trzaskającym mrozie z wystawaniem na przystanku kolejowym w
oczekiwaniu na wąskotorową ciuchcię która woziła ich na
kopalnię.
Koniec
ze zjazdami w czarną otchłań starej poniemieckiej kopalni. która
praktycznie nie nadawała się do eksploatacji.Lejąca się za
woda,metan,upady sięgające 60 stopni.Koniec koniec koniec.
Leżał
na swojej pryczy i z podniecenia nie mógł zasnąć.Mimo woli wracał
myślami do tych kilku miesięcy które spędza w batalionie
pracy.Wiele się wydarzyło ale zawsze wszystko kończyło się
dobrze,czy to przypadek,czy może jednak wiara.Nawet tutaj w
batalionie pracy gdzie o wierze nie było mowy znajdował czas na
krótką modlitwę.To jest ważne bo pozwala na refleksję nad swoim
postępowaniem.Jakkolwiek jest podziękował Bogu,że stało się tak
a nie inaczej.
Pierwszy
dzień bez wstawania o godzinie czwartej.Towarzystwo
pomaszerowało
do pracy a on leżał na pryczy i rozkoszował się myślą,że może
jeszcze po leżeć,po spać po leniuchować.Piec zdążył wystygnąć
i w izbie zrobiło się chłodno więc nakrył się kocem i próbował
zasnąć gdy nagle uchyliły się drzwi i ukazała się głowa Heńka
Borto.
-Nie
widziołech cie na stołówce abo żeś je chory abo mosz inszo
zmiana no i przyszłech sprawdzić.
-Ani
chory ani zmiana,a ty dlaczego nie jesteś w pracy?
-Choroba.Podziwej
sie jaki wrzód mi wyskoczył na prawej ręce. Dłoń spuchła i
przybrała fioletowy kolor.Boli aż pod pachą.Zaroz ida do
łapiducha.A co u ciebie?
-Od
dzisiaj przenieśli mnie do magazynu żywnościowego.Wczoraj
wieczorem wezwali mnie do sztabu.Stary magazynier odchodzi do
cywila
i szukają następcę.Pierwszy raz byłem w sztabie u samego
majora.Poczęstował mnie papierosem,kazał usiąść,zaproponował
robotę w żywnościówce.Kapujesz Heniek!
-Cłowieku
co to mówisz,ale bydziesz wożny;no to straciłech kolege
oświadczył
zdecydowanie.
-Opowiadasz
pierdoły Heniek.Śiadaj na skraju pryczy i gadaj po coś
przyszedł.
-Wysłołech
list coś go napisoł.Ty wis jako bydzie sprawa,bydzie słuchać i
bydzie płakać ze szczynścio,że dostała list o miłości.To jest
sprawa na całe życie.Złapał Staszka za rękę i długo trzymał w
swojej dłoni.
-Słyszołeś
o wypadku,nagle zmienił temat.
-Co
się stało?
-Kajsik
na węglu padają na czwartym oddziele słuszny kamień spod na głowa
jednego z naszych.Opowiadoł mi chłopok co był przy wypadku,że
dwie godziny żył i ogromnie prosiył Pana Boga o śmierć,tak
bardzo go bolało.
-Jak
się nazywał?
-Z
naszego rocznika,wołali go jakoś Adam Baret czy coś wele tego
-Powtórz,usiadł
na pryczy;może Adam Bartłodziej?
-Tak
jak mówiś Bartłodziej a co znołeś go?
-Jeżeli
to jest ten o którym myślę to jest to niedoszły ksiądz,zwinęli
go jak się dowiedzieli,że wstąpił do seminarium duchownego.
Rozmawiał
ze mną w pociągu jak nas wieźli do tego „wojska”-wtedy jeszcze
żyliśmy nadzieją,że będziemy nosić karabiny a nie łopaty i
kilofy.Ogromnie się bał nie tego czy da radę pokonać wysiłek
fizyczny ale raczej czy wytrzyma tę próbę w sensie moralnym.Szkoda
go.
-Take
je życie cłowieku,wielu z nos padnie.Jyno,że Stalin i Bierut som
mondrzejsze od Hitlera.Zanim cie wykończą musisz swoje odrobić.Take
bestyje cwane.Tako majom metoda Stachu.Trza sie nie dać,robić tak
co by przeżyć.Jo tam wola moje wiaderko ze smarym.Tam po smaruja
tam naoliwia i blisko szybu.Jak
szczeli
toch je piyrszy do wyjazdu.
-Jak
strzeli pacanie to nie zdążysz podnieść ręki.Lepiej nie
wywoływać wilka z lasu.
-A
jednak szkoda chłopaka do tego przyszłego księdza.
-Szkoda
każdego.Wielu takich co w cywilu było bandziorami tutaj pod wpływem
ciężkiej pracy i zagrożenia stało się porządnymi facetami.Taki
jeden jeszcze jako cywil na stacji w Lubaniu handlował dupami a
teraz jest statecznym chłopakiem.
-Pierdolis
Stachu.Chandlowoł dupami?
-Sam
widziałem.W Lubaniu na stacji czekaliśmy w nocy na połączenie
facet podłapał młodą kurwę i na poczekaniu zorganizował
burdel.Gdzieś na bocznicy stał pusty pociąg to zajął jeden
przedział i puszczał facetów za opłatą na dupę.Dzisiaj widzę
go w trzecim plutonie.Przygaszony jakiś grzeczny,nie ten gość.
-Przidziesz
na wesele Stachu,zmienił temat.Bydziesz honorowym
nojważniejszym
gościem.Nie odmówis,co?
-Co
bym miał odmówić ale to jeszcze daleka droga.Musimy przeżyć nie
pchać palce między drzwi jak ty to mówisz.Władza ludowa nas
skreśliła ale my się nie damy.Sukinsyny szykują nowe elity z
ludzi którzy wszystko dosłownie wszystko zawdzięczają im.
Marczaki,małpiszony za niedługo będą dyrektorami.Zdegradować
niepewnych swoich awansować i za parę lat nie trzeba będzie
fałszować wyborów czy referendum.
-Pierdolić
polityka Stachu.Przidziesz na zabawa?
-Jasne
że przyjdę,posłuchać orkiestrę z dyrygentem Heńkiem Borto.
-Pośmiywny
żeś je,a przidziesz som czy z tą uczoną inżynierką.
-Przyjdę
sam.Posłucham jak gracie może podłapię jakąś lalę. Uwidim.
-Powiydz
szczyrze,myślisz poważnie z tą zaobrączkowaną.
-Stać
cie na tako nie przeżgano zawsze je pewniejsze to co nie zaznało
inszego ogiera.Nie bydzie prównywać.Baby jak wszystkie samice bydom
tynsknić do tego kery im to zrobiył nojlepiyj.
Posuchej
Stachu co ci powiym.W naszej wsi chłop mioł kobyła kero sie grzoła
i przez przypadek pokrył ją ogier kiery sie pasł na łące. Pokrył
to pokrył ale jom nie zaźrebiył.Poszli z klaczą do innego ogiera
takigo z papiyrami i co?nie dopuściyła go do siebie.Walyła
kopytami,piscała,gryzła ale nie nadstawiyła.Co było robić
zrezygnowali
i puściyli klacza na łąka a tam trefiyła uzaś na tego ogiera
kery jom już roz pokrył.I co powiysz?Tak nodstawiyła a tak im było
dobrze,że nie szło ich rozłączyć.I co.zakosztowała jednego i
nie chciała inszego.
-Jak
to się skończyło?
-Jak
sie miało skończyć.Oźrebiyła sie w przepisowym czasie a ogiera
wyrzezali i faja przestała mu grać.
-To
straszne pozbawić ogiera jąder.
-Co
mo być straszne,take życie.Kokot je za dupliwy to mu urwies jajca i
za pora tygodni obrośnie miynsem i sadłem i trafio do zupy.Jak byś
knury nie kastrofoł to by sie nic jyno dupcyły a miynso to by sie
nadowoło do ZOO dlo tygrysów.
-Czasmi
mówisz mądrze ale czasami to przesadzasz i to mocno.
Porównywać
człowieka to zwierzeńcia.Janek.
-Cłowieku
,cłowiek jak je bez duszy to co jest?No powiydz som żeś je
przecasz uczony.Miynso i kupa grzychu w cłowiekuBeztusz som my bez
Pana Boga wróżniyni,że momy dusza a z tego wyniko wolna wola.Jak
cłowieka pozbawisz duszy i woli to je jak ta klacz na łące i tyn
ogier.Joch je może człowiek prosty ale swoje wiym. Wszyscy ludzie
mali i duzi nic jyno by dupcyli i żarli i jyno wiara je tym
hamulcym.Nowet tyn nojgorszy jak przidzie do kościoła a sie pokłoni
nisko Panu Bogu to pokornieje i żałuje.Może to je momynt skruchy,
ale je, a jak ni ma wiary to ni ma ani tego momynta.Tak to widza
cłowieku.A ty jak myślisz?
-Właściwie
to się z tobą zgadzam ale nie zupełnie.Życie jest często tak
skomplikowane,że nie można wszystkiego rozpatrywać w kolorach
czarnobiałych. Żyć z kimś kogo się nie kocha tylko dlatego,że
kiedyś popełniło się błąd.A branie sobie kobiety byle dobrze
pracowała w polu i rodziła dzieci-przyszłych darmowych
robotników.To nie grzech?
-Jak
ludzie żyją podług przykazań to takich spraw nigdy nie ma. Bieres
baba cnotliwo som se jom przeżgosz som przyrychtujesz na swoje
miara i oba żeście som zadowolyni.
-Heniek
co ty opowiadasz.Tak możesz żyć w jakiejś zapadłej wsi a nie w
mieście.Dziewczyny chodzą do szkół,uczą się,mają zawody...
-Uczonyś
a pierdolis Stachu.Baba kożdo i ze wsi i z miasta je stworzono do
grzychu.Przidzie ji czas zacznie sie grzoć ani ta klacz na łące i
nodstawi piyrszymu kery sie nawinie,beztusz baba musi mieć chłopa
nod sobą.Podziwej sie na łąka.Co widzisz kwiotki a kwiotki som
kolorowe,piykne i pachnom a po co?po to żeby je jakiś bąk abo
motyl przedupcył.Powiydz czamu baby som tak powabliwe takie oczka a
takie liczka a włosy a skóra że chłopa zaroz ciary przechodzom i
trompeta w galotach mu gro,że ha.I co?to je zaproszynie do dupcynio.
-Heniek
wyhamuj.To są straszne teorie.Robisz z kobiet bestie pełne żądz.
Jesteś człowiek wierzący i wierz ,że nie tylko mężczyzna jest
człowiekiem ale kobieta również.
-Jo
mówię twardo tak jak tymu jest.Wy tam w mieście miynkniecie
i
pomalutku nie umicie kokotowi łepy uciąć bo sie krwi boicie ale
baby skrobać to sie nie boicie a przecarz to ludzko krew.Pan Bóg od
chłopa nie je miongliwy mo zapach ziymi i gnoju ale je bardziyj
sprawiedliwy.Wiy co by dzieło Boże przetrwało baba musi mieć take
instrumynta nod kerymi ciynżko zapanować.Beztusz baba musi mieć
nod sobą i Pana Boga i chłopa,bo to chłopa Pon Bóg stworzył na
swoje podobiyństwo a baba zmajstrowoł z naszego żebra.Ot co.
Przidziesz
na zabawa,uciął rozmowę.Powiym ci do kerej mosz
uderzyć.Jo
ze scyny lepiyj widza kero je napolono.Bywej.Zamknął za sobą
drzwi.
Dyskutowanie
z tym chłopskim filozofem nie ma sensu.On ma swój
ugruntowany
świat wartości zgodny z rytmem przyrody i swoim w nim miejscu.On
zawsze postawi na swoim i czasami trudno mu odmówić racji.I kto
tutaj jest”ucony”?
Rozdział
Dwunasty
Radosne
pełne ludowego wigoru granie niosło się po całym batalionie
pracy.Muzyka wnosiła optymizm w szarą rzeczywistość
żołnierzy,którym władza ludowa miast karabinów dała do ręki
kilofy i łopaty.Ludzie powoli oswajali się ze swoim losem,żyjąc
nadzieją,że przetrwają i wrócą do normalnego świata w którym
każdy sam decyduje jaki obierze zawód i co będzie robił.
Warunkiem udanej zabawy jest udział w niej dziewcząt i tutaj
dowództwo batalionu postarało się rozpropagować zabawę wśród
dziewcząt
szczególnie tych pracujących w manufakturze porcelany i małej
przędzalni lnu.Efekt był więcej niż dobry.Spragnione tańca i
rozrywki młode dziewczyny całymi grupami zapełniały stołówkę
zamienioną w salę tańca.Za stołem prezydialnym siedziało całe
dowództwo wraz z żonami i córkami.Uwagę zwracała córka majora
kilkunastoletnia pucułowata dziewczyna o białych włosach i ustach
wydętych jak korale indora.Z prawej strony pod oknami ustawiono
stoły z ławkami do siedzenia a cała lewa strona to miejsce do
tańcowania.W rogu tuż obok stołu prezydialnego zmontowano
małe
podium dla orkiestry na którym oczywiście królował Heniek Borto a
trochę dalej kantyna zorganizowała mały bufet w którym podawano
piwo beczkowe,oranżadę oraz wino zwane „jabcokym”.
Plotka
głosiła,że po znajomości bufetowa Fela sprzedawała bimber w
butelkach po oranżadzie.Chyba coś musiało być na rzeczy bo
towarzystwo szybko zapominało o troskach dnia codziennego i bawiło
się w najlepsze.Tak po prawdzie termin zabawy nie bardzo pasował do
wydarzenia ostatnich dni.Krótko przed zabawą odwieziono w
zalutowanej trumnie ciało młodego chłopaka który zginął
przywalony kamieniami.Był znajomym Staszka ten sam który wstąpił
do seminarium duchownego a władza ludowa
zesłała
go do batalionu pracy.Ale kto by tam pamiętał o rzeczach
smutnych,gdy muzyka gra,dziewczyny są chętne do tańca a napój z
butelek po oranżadzie rozgrzewa krew.Młodość ma to do siebie,że
nawet w obozowych warunkach pozwala żyć krótkimi chwilami
szczęścia które daje uśmiech dziewczyny,dotyk ciała,ukradziony
całus. Staszek siedział w kącie i powoli sączył piwo podawane w
litrowych kuflach.Czekał na aktualnego jeszcze magazyniera który
wydawał racje na jutrzejsze śniadanie.Kazimir był fajnym kumplem
który chętnie dzielił się swoim doświadczeniem.Krystyna nie
chciała się pokazywać w batalionie by uniknąć krępujących
sytuacji.Wielu
żołnierzy zatrudnionych na zwałach i nadszybiach i wiedziało o
związku Staszka z panią sztygar.Alkohol wyzwala różne emocje i
łatwo sprowokować sytuację delikatnie mówiąc nieprzyjemną.A po
co.Wspólnie postanowili,że odpuszczą sobie
zabawę.Kiedy
powiadomił Krystynę o przejściu do pracy w magazynie żywnościowym
radość była tak wielka,że zrezygnowali z chwili sam na sam i
polecieli do państwa Dołęckich podzielić się dobrą
wiadomością.Pani Maria jak zwykle popłakała się ze szczęścia a
pan Dołęcki który odnosił się z pewnym dystansem do związku
córki ze Staszkiem tym razem zaskoczył wszystkich.
Poszedł
do piwnicy i przyniósł butelkę oryginalnego Burgunda.
-Wyobraźcie
sobie,powiedział z dumą,że w lecie w małym sklepiku GS zobaczyłem
napis przecena.Ze zwykłej ciekawości wszedłem do środka i
pytam-co jest przecenione a ekspedientka grzecznie
odpowiada-niechodliwe wina.Coś mnie tknęło i poprosiłem o jedną
butelkę.Czytam etykietę i z dębiałem z wrażenia.Oryginalny
francuski Burgund w cenie paczki zapałek.Poprosiłem o pięć
butelek i widzę zdumienie w oczach ekspedientki która grzecznie
mnie poinformowała,że wino jest kwaśne i ona skosztowała tylko
łyk.Wszystko wypluła.Acha i jeszcze zastrzegła,że reklamacji nie
będzie bo to jest towar przeceniony.
-No
i oto mamy prawdziwego Burgunda,pokazał na omszałą butelkę.To
jest „signum”naszych czasów.Przecenia się najszlachetniejsze
trunki bo nie są dosyć słodkie.Na wiosnę wybiorę się tam
jeszcze raz i wykupię cały zapas chyba,że do tego czasu zdążą
resztę wyrzucić na śmietnik. Wypili całą butelkę szlachetnego
trunku który choć wytrawny zachował ukrytą
słodycz
promieni słońca Burgundii. Czuł,że wszyscy cieszyli się z
tego,że los wyrwał go z dołu kopalni do którego nie pasował i
którego nie lubił.Wchodził do tej rodziny niepostrzeżenie coraz
głębiej i głębiej.Pociągała go ich naturalna granicząca
czasami z naiwnością dobroć,niczego nie udawali nie
musieli.Kochali się nawzajem bezgranicznie i gotowi byli zrobić
wszystko gdy komuś potrzebna była pomoc. Tacy to byli ludzie,że
choć wyczuwał ich obawy o losy tego związku to jednak nie
pozwalali sobie na żadne aluzje.Krystyna dokonała wyboru więc
Staszek jest członkiem rodziny.
Już
kilkanaście dni terminował jako magazynier i prawie codziennie
wyjeżdżał na miasto po towar .Zawsze znalazł chwilę by wpaść
do domu Dołęckich,zapytać o zdrowie usłyszeć kilka miłych
słów
pani matki.Do pijał kufel piwa i zabierał się do wyjścia ze
stołówki gdy nagle poderwało wszystkich tupanie taktu o podłogę
przez Heńka Borto.
-”Nie
ma zabawy nie ma muzyki żeby nie było panny Moniki”...i przytup i
kółeczko i następna zwrotka. Efekt był natychmiastowy, faceci na
wyścigi porywali panny do tańca,bo kto się spóźnił zostawał
bez partnerki.Zmierzał do bufetu po następny kufel piwa i prawie
wpadł na kwatermistrza który wyrósł przed nim nagle.
Zrobił
krok do tyłu żeby ominąć oficera ale ten skinął głową żeby
szedł za nim.Poprowadził go do małego pokoiku usytuowanego
za
kuchnią w którym felczer sprawdzał jedzenie przed wydaniem na
stołówkę.Za
kwadratowym stołem siedział prawie cały sztab z dowódcą na
czele.Przeleciał oczami po twarzał i zauważył,że brakowało
jedynie oficera informacji.
-To
jest kandydat towarzyszu majorze na magazyniera,kwatermistrz
przedstawił
Staszka.Wydaje sie,że ma jaja.Jak nie ma dodał, to mu urosną.
-Polejcmy
mu karniaka żeby lepiej funkcjonował,odezwał się krępy porucznik
podając szklankę napełnioną do połowy wódką.Wypił ciepłą
lurę która pozostawiała nieprzyjemny odór w ustach.Otrzepał się
i odruchowo szukał zagrychy ale niestety stół był pusty.
-No
i widzisz sam,że bez zagrychy ani rusz,powiedział major.
Skocz
i przygotuj coś na ząb.Pierwsze nieformalne polecenie jakie
otrzymał.Przygotować
zagrychę.Pytanie jaką zagrychę?Chleb rozumie, kiszone ogórki
również ale wędliny.Szukał Kazimira Suchockiego który oficjalnie
ciągle jeszcze był magazynierem.
Zabrać
wędliny bez wiedzy magazyniera nie mieściło się w głowie. W
końcu znalazł go jak obtańcowywał żonę któregoś z oficerów.
-Małe
piwo stary,powiedział Suchocki,zapomniałem powiedziećCi, że są
przygotowane paczki,zanieś je do naszego biura o resztę się nie
martw stary sobie poradzi.
-No
maładziec,poklepał go po ramieniu kwatermistrz gdy rozkładał na
biurku przygotowane paczki.Dobrze się spisałeś,widać.że jaja
urosły dodał tonem pełnym uznania.Wypity alkohol robił swoje w
wesołem nastroju wrócił na stołówkę by obtańcowywać żony
oficerów.Poprosił do tańca jedną z pań która siedziała tyłem
do sali tak,że nie widział jej twarzy.Znaczący uścisk ręki kazał
mu się jej przyjrzeć.Była niebrzydka choć puder na spoconej
twarzy trochę ją postarzał żłobiąc na policzkach bruzdy.
-Kazali
obtańcowywać stare damy z za stołu odezwała się pierwsza.
Zwracam
uwagę,że należy interesować się damą a nie błądzić w
obłokach.Widziałam jak pan starał się odwołać Kazimira szpeca
od
zagrychy gdy tańczył z żoną naszego szefa.Tutaj nie należy się
zbytni krępować,powiedzieć prosto z mostu o co chodzi.My wiemy, że
siedzą gdzieś w jakieś kanciapie popijają i potrzebują zagrychy
a żony potrzebują tancjorów.
-Co
będziesz następcą Kazka Suchockiego.Wiem to dla nich wielki
problem.Magazynier od żarcia.Ważna osoba.Drugi po Bogu.
Suchocki
na wiosnę idzie do cywila.Minister od kiełbasy i śmietany. Jestem
Danka żona szefa sztabu,będziemy się znali bo lubię jeździć
waszym samochodem do rzeźni.Odkupuję od ludzi deputaty mięsne i
nie mam problemów z wyżywieniem mojej rodziny.Słyszałeś już o
mnie,zmieniła nagle temat.
-Nie,
odpowiedział szczerze.
-To
usłyszysz na czas.Będą się chwalić ile razy mnie przerżnęli i
na którym pośladku mam znamię.Chwalą się wierz mi.Chwalą i walą
konia.To potrafią.Poznamy się bliżej to zobaczysz,że nie tak
łatwo położyć mnie na łopatki chyba,że sama tego chcę.
Sprawę
wyjaśnił mu aktualny jeszcze magazynier Suchocki który układy
batalionowe znał jak mało kto.
-Danka
to stare kurwiszcze.Jest dużo młodsza od męża i korzysta z
tego,że pan kapitan już nie bardzo może i przymyka oczy na jej
wybryki.W domu towarowym ma stałą metę i tam spotyka się ze
swoimi adoratorami a kierownik domu należy do jej stałych
klientów.Radzę traktować te sprawy bardzo poważnie z najwyższą
uwagą ale nie należy wchodzić z panią kapitanową w żadne układy
damsko-męskie.To jest moja rada. Zrobisz jak zechcesz.Lepiej grać w
głupka co to nie domyśla się o co chodzi.Zapamiętał radę Kazka
starego wyjadacza a była mu potrzebna już następnego dnia po
zabawie.Szef sztabu wezwał go do siebie i grzecznie polecił by jak
pojedzie po pieczywo podjechał pod jego dom i zabrał żonę do
miasta.Było tak jak mówił Suchocki,kazała się zawieść pod dom
towarowy
i przyjechać za dwie godziny.Zrobił jak kazała.Czekał jeszcze
kilkanaście minut nim wyszła obciągając sukienkę i poprawiając
włosy.
Był
późny wieczór.Batalion po wieczornym apelu powoli szykował
się
do snu.Staszek postanowił,że po siedzi jeszcze w biurze by w
spokoju wyprowadzić kartotekę.Wiosna zbliżała się wielkimi
krokami i należało się przygotować na ostateczne przejecie
magazymu.Odłożył na chwilę robotę by zapalić papierosa gdy do
biura wszedł plutonowy Kudłoń.Facet kręcił się po sztabie i
stale myszkował po kontach.Znany był z tego,że ciągle brakowało
mu pieniędzy więc pożyczał i nie oddawał,wpadał dokuchni by
ogryzać kości na których gotowano zupy.Bywało,że wpadał do
magazynu
a to po kubek śmietany a to po kawałek kiełbasy.Wzorem
Suchockiego
tolerował go choć nie lubił.Wszystko co zjadał odbywało ię
kosztem chłopaków którzy ciężko pracowali.Staszek czuł,że
kiedyś miarka się przebierze i obywatel plutonowy odejdzie z
kwitkiem.Teraz wszedł do biura usiadł na przeciw założył nogę
na nogę i bez pytania poczęstował się papierosem.
-No
i jak tam sprawy sercowe zapytał tonem w którym wyczuwało się
ironię.Krystynka złapała już młodego ogiera i nie musi ganiać
po całej kopalni by znaleźć pocieszyciela.Powiem ci a możesz mi
wierzyć,bo się na tym znam,baba która raz zakosztowała chłopa
nie może już żyć bez tej”roboty”.Pójdzie za każdym nawe
tnajwiększa oferma byle tylko mieć ten kawałek sęka.Tutaj
wszyscy o wiedzą wszystko,kontynuował swój monolog,i o pani
inżynier Krystynce i o pani Danusi...ja wiem wszystko.Nagle zrobiło
się nieprzyjemnie.Czuł obrzydzenie do tego rudego jak wiewiórka
faceta.
-Obywatelu
plutonowy,odezwał się służbowo,mam bardzo dużo roboty pozwólcie
pracować.
-Ty
od kiedy przeszedłeś na Wy,oburzony plutonowy poderwał się z za
biurka,to ja podoficer sztabowy dopuszczam do poufałości a ty
rekrucie odrzucarz.Co,woda sodowa,już tak prędko .Dystanse.Ano
zobaczymy.Pamiętaj,że tutaj należy się wszystkim dzielić,nie
tylko nadwyżkami w magazynie ale dupą też.Od taka żołnierska
solidarność.Pani Krystyna to cymes ,coś mogę o tym powiedzieć,ty
jeszcze biegałeś w cywilnych łachach gdy ja tego i owego z panią
Krystynką...Staszka zatkało.Prowokacja była oczywista.Poderwał
z
za biurka i niespodziewanie zjawił się Suchocki.Wyczuł sytuację.
-Odbiło
ci,powiedział gdy zostali sami.To jest wesz którą musisz
tolerować,rozumiesz co mówię,złapał go za ramiona.Facet jest
informatorem Sawczuka,tego od informacji.Aspiruje do na twoje
miejsce tylko kwatermistrz go nie chce go w żywnościówce.
Bierz
go na inteligencję Stachu,trochę go miej za sobą trochę go
trzymaj na dystans.Pamiętaj,przy półtora tysiącach ludzi kilku
darmozjadów może się uchować bez specjalnych strat dla ogółu.Nie
daj się sprowokować za żadne skarby,on tylko na to czeka.
-Kurna
przecież ten facet szuka zaczepki co mam pozwolić by obrażał mnie
i bliskie mi osoby.
-Wiem
masz fajną babkę,panią mgr.inż,kierownik,sztygar.
-Skąd
wiesz,czy utaj nie można mieć nic swojego?
-Swoje
to masz w spodniach a też nie zawsze bo jak trzeba będzie to
poświęcisz go dla dobra ojczyzny.Widzę,że ty jesteś rogata dusza
ciągle jeszcze brykasz.Pamiętaj to jest obóz pracy-rozumiesz.Obok
ludzi dobrych są kanalie po to by tych pierwszych sprowadzić do
rynsztoku.Ja ci to mam tłumaczyć?Wszyscy wiedzą,że kopalnia jest
stara wyeksplotowana przez niemców bardzo niebezpieczna a jej
zaletą jest,że posiada resztki cennego złoża i potrzebni są tacy
jak my którzy na rozkaz skorbią te resztki cennego węgla.Walka
idzie o przetrwanie.Pamiętaj ty teraz jesteś na samym szczycie
drabiny która zapewnia nie tylko przetrwanie dla siebie ale i dla
wielu innych.Chcesz czy nie będziesz atakowany przez różnej maści
Kudłoni.Mówił ci stary,że jestes tutaj wbrew opinii oficera od
informacji ja też byłem w brew jego woli ale kwatermistrz to
stary
frontowiec,widać gdzieś tam podpadł i kibluje w batalionie tak jak
my ale chce się otaczać normalnymi ludźmi a nie kapusiami.
Pamiętaj co ci mówię i nie obrażaj się o panią Krystynę.To
jest gratka dla całego miasta a nie tylko batalionu.Młoda,ładna,na
stanowisku i bez chłopa.Do niej robili podchody prawie wszyscy razem
ze mną,a Kudłoń to łaził jak kot za szperką,brał specjalne
dyżury w łaźni byle tylko być bliżej pani inżynier.
-Ty
chodziłeś do Krystyny i ten ryży plutonowy,kto jeszcze?
-Coś
ty się tak zmienił,zwariowałeś?przecież to jest batalion młodych
facetów,wszyscy myślą o jednym złapać coś na koniec.Ty chyba
żyjesz na innej planecie.Chłopie.
-Długo
chodziłeś do Krystyny,szczerze.
-Szczerze,to
tylko próbowałem.Dostałem kosza i to był koniec.Inni się
chwalą,że na zwałach w jakieś szopie.To są gadki głodnych
wilków i nic wiecej.Nie bierz tego tak do serca,o dupach można
gadać bez końca ale są sprawy poważniejsze i tutaj uważaj
Stachu. Uważaj!Będziesz prowokowany,podsrywany namawiany na lewe
interesy i na to uważaj a baby,machnął ręką.
Jakie
interesy?Co ty gadasz.
-Ile
kosztuje worek kaszy.Ile kaszy idzie do zlewek.Wylicz i o tyle wydaj
mniej do kotła a kaszę sprzedaj.Pomnóż to razy 365 dni a
otrzymasz pokaźną sumę.Przyjdą do ciebie,znajdą cię.To jest
forsa. Zaczną się propozycje w rzeźniach u piekrza.Ja ci swoje
mówię a ty zrobisz jak będziesz uważał.Pójdziesz na układy
prędzej czy
później
jesteś skończony.Kapusie są wszędzie.
-Zabolało
mnie jak ten ryży plutonowy chwalił się,że miał sukcesy u
KrystynyNiby jest układ,że bez zobowiązań a jak usłyszysz,że
ktoś inny zachodził do babki to coś cię ściska w diłku.Jestem
zły
i
rozczarowany,myślałem,że my,znaczy się jej rodzina,ona i ja coś
tam tworzymy, coś pozytywnego Widać brakuje mi doświadczenia.
-Oj
Stachu Stachu dajesz się podpuszczać.Kudłoń to jest specjalista
od podpuchy.Osobiście bardzo wątpię by pani inżynier poleciała
na niego i to nie dlatego,że ja dostałem kosza,po prostu Kudłoń
nie pasuje do niej.
-Dobra,zmieńmy
temat powiedz co będziesz robił w cywilu.
-Nie
wiem,odpowiedział szczerze zaskoczony pytaniem Staszka. Matury nie
zrobiłem bo ubecja zgarnęła nas prosto ze szkoły.Wiesz zabawy w
partyzantkę,marzenie o wolnej Polsce i ktoś zakapował. Kilka
miesięcy śledztwa,rozprawa i wyrok 10 lat.Łaskawa władza
zamieniła wyrok na 5 lat.Odsiedziałem 3 lata reszta zamieniona na
pracę w batalionach pracy.Kiblowałem w kopalni uranu nie daleko
stąd ale przenieśli mnie na węgiel.Miałem szczęście drugi fart
to kwatermistrz.Zabrał mnie do magazynu żywnościowego.Pytasz co
będę robił.Nie wiem.Przez długi czas wszystko w koło mnie i we
mnie było czarne.Jak mnie posłali na czwarty oddział to były
takie chwile,że chciałem ze sobą skończyć.Te piekielne niskie
pokłady o nachyleniu prawie pionowym do tego metan i woda lejąca
się za
kołnierz
dobijały mnie.Jakoś się pozbierałem.Pamiętaj kapitan choć to
towarzysz to jednak kawał porządnego chłopa.Trzymaj się go a nie
zginiesz.Jak wrócę do cywila,zamyślił się,cóż może jakieś
gimnazjum a jak nie to pozostaje zawód stolarza.Mam wuja co prowadzi
warsztat przyjmie mnie do terminu zrobię czeladnika i tyle.W ogóle
to sam siebie nie rozumiem,po prostu nie odczuwam radości z tego,że
za parę tygodni opuszczę
batalion i odzyskam wolność.Lata robią swoje.Zapominasz o tam tym
życiu,poznałeś
nowych
ludzi,wypracowałeś sobie jakąś tam pozycję i masz pewnie złudne
wrażenie,że coś znaczysz.Dysponujesz żarciem jesteś ktoś.
Zobaczymy.
Rozdział
trzynasty
Wątpliwości
posiane przez plutonowego co do prowadzenia się Krystyny nie dawały
mu spokoju.Czarne myśli prześladowały go w dzień i w
nocy.Krystynę zna cały batalion,każdy dobierał się do jej
wdzięków.Którym jest z rzędu
kandydatem zasługującym
na miano pocieszyciela pani mgr inżynier.Z drugiej strony czy jest
możliwe żeby kobieta wykształcona i z taką pozycją zadawała się
z
byle kim.Po za tym była mężatką i nie od razu związek okazał
się pomyłką.W ogóle to wszystko się po rąbało. Przecież miało
być nie tak. Układ bez zobowiązań,wielkich słów a tutaj nagle
okazuje się, że zazdrość,urażona duma i chorobliwa wyobraźnia
podpowiadają najróżniejsze układy pomiędzy Krystyną i ryżym
plutonowym Kudłoniem a nawet kumplem z magazynu Kazimirem Suchockim.
Skłonność do roztrząsania każdego problemu wzięła górę nad
rozsądkiem.To co go spotkało to nic innego tylko kara za to jak
obszedł się ze Stenią.Nie odpisać na list dziewczyny która
pierwsza pokonując wstyd otwarła przed nim serduszko,pierwsza
napisała list to coś znaczy.Wypada napisać parę słów do
Steni,przeprosić za brak odpowiedzi na jej list,może zaprosić by
przyjechała w odwiedziny.
A
Krystyna,natrętna myśl drążyła mózg.Zerwać bez słowa,postąpić
tak jak postąpił ze Stenią.A jeżeli to co mówił Kudłoń to
kłamstwo.
Jak
będzie wyglądał przed Krysią,przed jej rodziną.Kim on jest, kto
dał mu prawo do obrażania się.Czy były jakieś przyrzeczenia,że
on i tylko on.Wystarczyły zwyczajne przechwałki ryżego plutonowego
by posiać w nim tyle wątpliwości.Otwartym pozostaje pytanie,czy
potrafi zrezygnować z Krystyny.Teraz kiedy niesiony emocjami
zastanawia się nad ich związkiem dociera do niego jak wiele dla
niego znaczy. Ile razy czuł jak duma rozsadza mu klatkę piersiową
gdy pani mgr inż radziła go się w ważnych dla niej sprawach.Czy
ta Krystyna musiałaby się uciekać do marnych kłamstw by poderwać
jego-marnego szeregowego z batalionu pracy?A słowa które
powiedziała na początku ich znajomości,że”bardzo chciałaby
uniknąć dołowania”to prośba kierowana do niego by unikał
prostactwa
i chamstwa.
Szedł
główną aleją która oddzielała rzędy baraków od placu
apelowego i zastanawiał się jak postąpić.Zerwać znajomość z
Krystyną zaprosić Stenię a może zapytać o zdanie chłopskiego
filozofa Henryka Borto który czego był pewien ma proste a skuteczne
rozwiązanie.Z zamyślenia wyrwał go sygnał sanitarki która nie
wiadomo skąd pojawiła się przed nim.Oślepiony ledwo zdążył
odskoczyć w zaspę śniegu który ciągle jeszcze zalegał na
poboczach dróg.Karetka zatrzymała się przed barakiem izby
chorych.Widział jak dwóch facetów ubranych w białe kitle
wyskoczyło z samochodu i znikło za drzwiami baraku.Chciał zawrócić
by dowiedzieć się co się stało ale postanowił,że lepiej będzie
udać się do chłopaków i po plotkować o kopalni.Ledwo usiadł w
pobliżu pieca gdy dyżurny ogłosił alarm całego składu
osobowego.Ludzie po dniu ciężkiej pracy nie kwapili się do
opuszczania żołnierskich izb ale mus to mus.Niechętnie zwlekali
się z prycz poganiani przez dyżurnego.Pozostał sam gdyż jako
facet funkcyjny nie chodził na apele.Oparty plecami o ciepły piec
grzał kości gdy niespodziewanie do izby wpadł chłopak z
sąsiedniej izby który po wypadku w pracy nie wychodził na apele.
-Wypadek
w kopalni są zabici i ranni,krzyczał nie zważając czy ktoś jest
w izbie czy nie.Apel trwał krótko.Już po chwili wszyscy
wrócili.Poruszenie było ogromne,mówili jeden przez drugiego.
-Potrzeba
dużo krwi.Karetka czeka na chętnych do oddania krwi dla
kolegów.Ogólne
podniecenie udzieliło się Staszkowi.
-Gadajcie
co się stało,próbował przekrzyczeć podniesione głosy.
-Zawaliła
się ściana na czwartym oddziale wśród zabitych i rannych są nasi
chłopcy.Cała druga zmiana znalazła się w strefie zawału.
Zapiepszony
czwarty oddział.Niemcy go nie eksploatowali a nasi każą skrobać
resztki zalegające pomiędzy skałami,wszystko ku chwale
ojczyzny.Sukinsyny.
-Nie
ma co czekać.Idziemy chłopaki.Dzisiaj oni jutro my możemy
potrzebować pomocy.Poszli wszyscy by pomóc.Kolejka chętnych
dawców
była bardzo długa ale wszyscy stali pokornie czekając aż zostaną
poproszeni do środka.Od sanitariusza dowiedział się,że z jego
kompanii trzech żołnierzy jest poszkodowanych.Jeden jest już
w
szpitalu dwóch prawdopodobnie nie żyje.
-Kto
jest w szpitalu,dopytywał się Staszek.
-Ten
grajek,prawdopodobnie straci nogę.
-Heniek
Borto,powiedział sam do siebie.
-Chyba
tak,potwierdził sanitariusz który usłyszał ostatnie zdanie
Staszka.Taki był przezorny tak bardzo dbał o mądre szafowanie
siłami,tak bardzo chciał wrócić cały i zdrowy do swojej Hani.
-Jadę
do szpitala,powiedział do sanitariusza.Heniek to mój jedyny kolega.
-Nie
puszczą cię.Teraz tam jest urwanie głowy,zresztą nic mu nie
pomożesz,pewno jest w narkozie.Jutro pojedzie ktoś z naczalstwa do
szpitala to może się załapiesz.Cierpliwie stał w kolejce by oddać
krew,może to jedyny sposób by zrewanżować się Heńkowi za to co
zrobił dla niego.Los bywa jednak nieprzewidywalny Heniek który
dawał mu lekcje przetrwania sam nie przetrwał.Borto muzykant
filozof”cłowieku co ty wis”.Oddał krew i w podłym nastroju
wrócił do swojej izby by poleżeć na pryczy i porozmawiać z
chłopakami gdy zdyszany dyżurny z rozmachem otwarł drzwi.
-Ptakowski
biegiem do sztabu.Kwatermistrz czeka.Poleciał pewny, że chodzi o
wydanie ekstra porcji.Przed spotkaniem z wpadł do swojego biura by
sprawdzić stan artykułów które przewidywał będą
potrzebne.Nie
zdążył.W drzwiach stał zdenerwowany kwatermistrz.
-Jak
długo mam czekać nie powiedzieli ci,że masz się meldować.
-Kazali
ale chiałem sprawdzić stan wędlin...
-Zostaw
to i chodź do mnie.Tak zdenerwowanego starego jeszcze nie widział,
-Tak
to jest kurwa,że chłopaki przychodzą odkiblować swoje dwa lata a
wracają w drewnianych skrzyniach.Palił swojego Belwedera bębniąc
palcami o blat biurka.Ja rozumiesz jestem frontowiec i wiem,że
żołnierz musi płacić krwią czasami życiem ale kurwa w walce a
nie w kopalni.Otworzył drzwiczki biurka i wyjął szklankę do
połowy napełnioną wódką.
-Pij
i nalej mnie rozkazał.Trzeba wypić bo inaczej człowiek może
dostać bzika.Pierwszy raz ktoś z dowództwa otworzył się przed
nim.Czyżby mu aż tak bardzo ufał.
-Ja
rozumiesz,mówił nalewając wódkę do szklanki,jestem przedwojenny
sierżant i znam honor-żołnierski.Cudem wyszedłem z ruskiej
niewoli,od karmiłem ruskie wszy polską krwią na Kamcztce cudem
przeżyłem.Tak ja dbam o was jak o własne syny bo to nie wasza
wina,że ojczyzna potraktowała was jak wyrodna mać.Zmiotło cały
oddział.Cały czwarty oddział,powtórzył.Szczęście,że stało
sie to na drugiej zmianie kiedy pracuje mniej ludzi.
-Znam
czwarty oddział,przerwał wywodykwatermistrza.
Pracowałem
na czwartym.Warunki makabryczne,szczególnie dla ludzi nie znoszących
ciasnych przestrzeni.Jest tam ogromne nachylenie stropu prawie
pionowe,lejąca się woda i zagrożenie metanem nie wspominając o
niestabilnym górotworze.
-Tym
bardziej sobie ceń,że cię wyrwałem z dołu.
-Cenie
sobie obywatelu majorze,powiedział zgodnie z prawdą.
-No
to zabieraj się do roboty,kwatermistrz nagle zmienił nastrój
rozmowy z przyjacielskiego na służbowy.Musimy być przygotowani na
wizyty w szpitalu.W tej chwili wiemy,że mamy jednego który
prawdopodobnie straci nogę,dwóch poszukują,dwóch nie żyje,Jutro
weźmiesz samochód i zameldujesz się u towarzysza prezesa gminnej
spółdzielni spożywców z kartką ode mnie.Będą potrzebne będą
czekolady,jabłka,papierosy,ciastka może sardynki cytryny
jeżeli
mają je na stanie.Rozmowę przerwał telefon,kwatermistrz podniósł
słuchawkę i słuchał w skupieniu.
-Jest
gorzej niż sądziłem,powiedział gdy odwiesił słuchawkę.Mamy
czterych zabitych i dwóch dodatkowo rannych z pierwszej kom
kompanii.
-Ten
bez nogi to ten muzykant Borto Henryk Borto powtórzył.Mój
kolega.
-Kolega
nie kolega,przerwał mu tubalnym głosem.Człowiek rozumiesz.Młody
człowiek.
Razem
z kierowcą objeżdżał magazyny porozrzucane po całym
mieście.Miał
prawie wszystko z wyjątkiem jabłek które składowane były w
magazynie który mieścił się w sąsiedztwie mieszkania państwa
Dołęckich.Stał na rampie czekając na magazyniera.Był
zdecydowany,że nie wejdzie nawet na krótką chwilę,bo i po
co?Którym jest z rzędu amatorem na wdzięki pani inżynier.Mimo
woli spojrzał w okno i zobaczyłKrystynę.Stała pomiędzy firaną i
szybą i wyraźnie machała do niego ręką.Na głowie miała turban
z ręcznika frotowego.Pewnie myła włosy,pomyślał.Uśmiechała się
do niego i wyraźnie zapraszała do środka..Krótkie zawachanie i
zapomniał o wszystkich wątpliwościach,plotkach,Kudłoniach.Mała
chwilka niech kolega kierowca odbierze jabłka,zaraz wraca...
Była
sama w domu.Ciepła pachnąca kąpielą odziana jedynie w płaszcz z
tkaniny frote koloru błękitnego.Otwarła szeroko ramiona i zamarła
w bezruchu.
-Co
się stało,Staszek co jest grane?przecież czytam w twoich oczach.
Jest
inna kobieta?Stenia?Widział w jej oczach przerażenie i panikę,
Stała z na w pół rozchylonym płaszczem który odsłaniał jej
nagość.W tej chwili zupełnie nie dbała o wygląd.Instynkt kobiety
podpowiadał jej,że nad ich związkiem zawisło niebezpieczeństwo.
Jak by zmalała,skurczyła się jak śnieżna pantera zawieszona nad
przepaścią.Stała ze wzrokiem utkwionym w niego.
-Skąd
takie myśli Krycha,skłamał.Jeżdżę za ekstra towarem.Jest
wypadek zbiorowy są zabici i ranni.Naczalstwo wybiera się do
szpitala i muszę przygotować paczki okolicznościowe.
-Wiem
o wypadku,odpowiedziała machinalnie nie spuszczając z niego
wzroku.Odpowiedz co się stało.Nie oszukuj.Nie musisz przecież jest
umowa.Jestem mężatką i nie mogę mieć do ciebie pretensji ale
proszę o prawdę.Zrobiłam coś nie tak.Stał jak mały chłopczyk
przyłapany na kłamstwie.Dotarło do niego,że obraził ją samym
podejrzeniem.Ona nigdy by go nie oszukała.Gdyby coś się wydarzyło
on wiedziałby pierwszy.Tak,teraz wszystko jest takie oczywiste a
jeszcze parę chwil temu pełny był wątpliwości.
-Przepraszam.Przepraszam
Krycha,że zwątpiłem.Uwierzyłem plotkom.Głupio mi.Jak stała
przyczajona na wzór pantery śnieżnej tak skoczyła na niego
niepomna,że jego mundur jest wilgotny i zimny,że przedpokój,że
lustro i stolik pod lustrem,że zrzucone szczotki i flakon z
perfumami,że jakieś puzderko obija się od ściany i kręci jak bąk
puszczony przez bawiącego się malca.Wszystko jest nieważne,liczą
się tylko oni.Splceni zatopieni w sobie.
-Jesteś
mój i tylko mój,sama cię sobie wybrałam,sama osaczyłam nie po to
żeby cię stracić.Dla cibie się kąpię dla ciebie oddycham
syczała w szaleńczym zapamiętaniu.Nie obchodzą mnie plotki.
Całe
moje poprzednie życie wygumowałeś.Co bym dała żeby dla ciebie
być dziewicą.Jesteś pierwszym który ma mnie od czubka głowy po
palec u nogi.
-Przepraszam,czuję
się jak dupek.Jest mi wstyd,że taki Kudłoń złapał mnie na tanie
kłamstwa.Natarczywy klakson wyrwał ich z tego szaleństwa w którym
trwali,nie pomni,że ktoś może wejść,że z rampy wszystko widać.
Rozdział
Czternasty
Słodkawa
woń chloroformu to pierwsze co go uderzyło gdy wszedł na oddział
operacyjny szpitala.Obrzydliwość pomyślał przełykając ślinę
która siłą wyobraźni nabrała smaku eteru lekko zaprawionego
trociczką.Drugie to wrażenie brudu wynikające bardziej ze starości
murów niż niedbalstwa sprzątaczek.Małe okna osadzone w grubych
murach robiły wrażenie,że człowiek przebywa w baszcie obronnej a
nie w szpitalu. Stare pruskie klinkierowe
budownictwo.Czerwona
cegła,neogotycka architektura,spadziste dachy kryte dachówką
,zaśniedziałe .Zielone rynny robiły ponure wrażenie.W środku
zdeptana do granic możliwości podłoga wykonana z desek sosnowych
która pewnie pamiętała czasy
wąsatego
Bismarka.Stał w przyćmionym korytarzu nie bardzo wiedząc gdzie się
udać.Półmrok i ten obezwładniający zapach onieśmielały go.W
końcu na podeście który stanowił półpiętro pomiędzy traktem
operacyjnym a samym oddziałem usłyszał głos kobiety.Podszedł i
zobaczył młodą dziewczynę w białym czepku która niosła kosz
pełny wypranych prześcieradeł.
-Przepraszam
panią szukam sali gdzie leży Henryk Borto,znaczy się
żołnierz
po wypadku.
-Nie
znam wszystkich chorych z nazwiska.Sspojrzała na niego wzrokiem
dziewcząt które wiedzą,że natura nie obdarzyła ich urodą więc
swój żal i kompleks do całego świata demonstrują pozorowaną
oschłością.
-Proszę
panią to jest młody chłopak-górnik który miał wypadek i leży u
was na oddziele.
-To
dlaczego mówi pan o żołnierzu a chodzi panu o górnika
odpowiedziała rezolutnie.Takich jest kilku ale jest zakaz
wpuszczania odwiedzin.Pan ordynator zakazał jakichkolwiek
indywidualnych odwiedzin.Trzecie drzwi na prawo jest gabinet pana
doktora,niech pan próbuje
Stał
przed drzwiami z za których dochodził podniesiony głos pana
ordynatora który rozmawiał chyba na temat wypadku bo często
powtarzał się wątek braku krwi i środków opatrunkowych,Dziwny
akcent wskazywał,ze facet jest chyba autochtonem bo kilkakrotnie
brakowało mu polskich słów i używał określeń niemieckich.Gdy
skończył rozmawiać Staszek wszedł bez pukania.Ryzykował,że może
zostać wyrzucone z biura ale uznał,że czekanie na pozwolenie
wyjścia obarczone jest większym prawdopodobieństwem,że nie
zostanie wpuszczony.Za ogromnym biurkiem siedział starszy pan w
okularach w rogowej oprawie który bardziej przypominał profesora
akademii niż lekarza w prowincjonalnym szpitalu.
-Panie
doktorze bardzo proszę o pozwolenie na odwiedzenie jednego z
górników którzy ulegli wypadkowi.Żołnierz,dodał cichem głosem.
-Wczoraj
było dowództwo,powiedział podnosząc wzrok na Staszka.
W
zasadzie nie lubimy gdy chorzy jeszcze w szoku są niepokojeni.
O
kogo chodzi?
-Henryk
Borto panie doktorze.
-Wiem,pokiwał
głową.Jest po operacji,przytomny choć bardzo słaby.Stracił dużo
krwi.
-To
mój bardzo bliski przyjaciel,proszę...
-Nieprzyjaciół
raczej nikt nie odwiedza to oczywiste. Przyjaciel,popatrzył na niego
oczami mądrego człowieka który sam wiele przeszedł i potrafi
zrozumieć innych.Ma amputowaną w kolanie prawą nogę,prawy bark
zmiażdżony i lekki uraz głowy.
Będzie
żył ale czeka go rehabilitacja a po tym proteza.Niech pan idzie ale
o nodze ani słowa,on nie wie,że jest bez.Do tego musi dojrzeć.
Henryk
leżał na sali zaraz obok klatki schodowej.Łóżko pod oknem za nim
trzy kolejne ustawione w kierunku drzwi.Po drugiej stronie sali rząd
kolejnych czterech łóżek.Wszystkie zajęte.Głowa Heńka tonęła
w bandażach które łączyły się z gipsowym opatrunkiem barku
tworząc coś na kształt białej poduchy która nie pozwalała na
wykonanie żadnego ruchu głową.Biedak leżał na plecach ze
wzrokiem utkwionym w sufit.Staszek stał obok łóżka i zastanawiał
się jak rozpocząć rozmowę.Problem rozwiązał sam Heniek.
-Psiszłeś.Wiedziołech,że
przidziesz odezwał się ciągle spoglądając w sufit.Dobry kolega
człowieka nie opuści.Dopadło mnie Stachu. Wis jak głupio.Byłech
już w drodze do szybu wroz przypomniała mi sie staro wajcha na
rozjeździe.
-Skąd
wiesz że tu jestem,zapytał zdziwiony.
-Cłowieku
jak o kimś mocno myślisz to musi prziść.Jynoś wloz zaroz
wiedziołech,że to ty.
-Powiedz
Heniek nie było żadnego sygnału,że się zawali ,stemple
nie
płakały-nie piszczały,strop był spokojny?
-Dyć
wis,co na czwortym stymple stale grały,czasami to strach było
przejść
wele stympla tak sie skryncoł a piszczoł od naporu skał.
-Przyniosłem
ci papierosy,zapalisz?
-Zapol
i wsodź mi do gymby,tak mi sie chce kurzyć,że szkoda godać.
Zachłannie
za ciągnął się dymem i nagle zaczął kaszleć.
-O
Jezu ale boli cało prawo strona o Jezu chyba mi urwało ręka abo co
inszego.Pośpiesznie zabrał mu papierosa i wyrzucił przez okno.
-Zostaw
papierosy na stoliku,zakurza później.Podziwej sie chłopie mówił
leżąc nieruchomo,Jak sie mo szczyńście to i z wypadku wyleziesz
cało i wcześniej trafisz do cywila.Wczoraj byli ci z
naczalstwa,prziwieźli paczki i trocha pogodali.Major mówił,że
pewnie pójda wcześniyj do cywila bo ręka wymago długiego
leczenia.Po leżę w łóżku wypoczne i wróca do Hani.Jak dobrze
pójdzie to na wiosna byda kosił swoja łąka.Wesela nie bydziemy
odkłodać.Przijedziesz to jest pewne,jak trza bydzie to napiszymy do
majora co by ci doł urlop.A teroz opowiydz jak tam leci u ciebie.Tu
mosz babę w doma czeko nostympno.Uczone ludzie żyjom jakoś
inaczyj.
-Heniek
co ty mówisz.Tu mam znajomą nie powiem ładną na stanowisku ale
muszę pamiętać,że jest starsza,ma męża i jest magistrem a ja
mam tylko maturę.Tam ta z cywila nie istnieje.
Widzisz
jak wyglądam z tą blizną na twarzy.Litości o nie, tylko nie
to.Poza
tym nabrałem prawie pewności,że wśród moich kolegów był
kapuś,może jedyn a może więcej.
-E
Stachu godos co by godać.Tu mos pojebankę a nie babę.Szumno isto
ale mężatka.Po używosz se na niyj mosz grzych.Rozbijesz małżeństwo
bydziesz mioł grzych śmiertelny.Tak to je człowieku.
Władek
z trzecigo plutonu pracuje na nadszybiu i chwolył sie,że widzioł
bez okno jak żeś obściskowoł swoja kierowniczka za szafą w
biurze.Pamiętaj co ci mówię Stachu,nie możesz żyć bez baby, po
używej se wiela wlezie ale do żyniaczki bier baba nieprzeżgano.
Pamiyntej nikt nigdy nie wiy co baba myśli.Macoł jom inszy,może
lepiyj od ciebie.I co?Ty sie bydziesz zapiyroł żeby i dogodzić a
ona bydzie myślami przy inszym.
-Heniek
wiedziałeś,że nas podglądają i nie powiedziałeś ani słowa.
Ziółko
z ciebie.Widział grymas na jego obandażowanej twarzy który
oznaczał chyba uśmiech bo odsłaniał rząd białych zębów.
-Co
ci miołech mówić,wis co robisz.Do izby weszła młoda siostra
uśmiechnięta od ucha do ucha.
-Koniec
plotkowania.Panie Borto pamięta pan co mówił ordynator, nie palić
papierosów bo bark jest szyty i przy kaszlaniu szwy mogą puścić.Ci
mężczyźni,jak małe dzieci...
-Już
wychodzę siostrzyczko.Próbował uśmiechem zaskarbić sobie jej
przychylność.
-Stachu
napisz do Hani.Adres jest na kopercie która leży w szafce zaraz nia
wierzchu.Napisz żeby nie przyjyżdżała.Szkoda piyniyndzy Napisz,że
wróca do cywila to wszystko obgodomy i,że mo sie nie
martwić.Podniósł lewą rękę na pożegnanie.
-Jak
dobrze mieć kolegę,powiedział na pożegnanie.Staszek był już w
drzwiach gdy usłyszał jak prosił siostrę żeby go po drapała w
prawą stopę bo tak go swędzi,że trudno wytrzymać...
Wypadek
na oddziele czwartym spowodował,że przez ostatnie dni
prawie
nie miał wolnej chwili.Dowództwo Batalionu wiedziało,że
puki
jest stary magazynier jego można wykorzystać do załatwiania spraw
związanych z wypadkiem.Jeździł po urzędach,załatwiał metalowe
trumny,kwiaty i mnóstwo innych rzeczy.
Bardzo
obniżyło się morale całego batalionu.Nawet ci którzy już
pogodzili się z losem i oswoili z pracą dołową na nowo zaczęli
bać się zjazdu na dół kopalni.Wielu otwarcie mówiło,że chcą
służyć z karabinem a nie z kilofem .Na sali obok dwóch
chłopaków bez wyraźnej przyczyny zaczęło się w nocy
moczyć.Wstydzili się tego ale napięcie nerwowe było tak duże,że
nie panowali nad swoją fizjologią.Inny wpadł w apatię i ciągle
potarzał,że teraz jest jego kolej,że nie wróci,że młoda żona
zostanie sama.Natomiast na sali
Staszka
jeden z chłopaków samookaleczał się by tylko uzyskać
niezdolność
do pracy dołowej.Wszyscy wiedzieli,że Heniek Borto-”cłowieku co
ty wis”jest bez prawej nogi.Skrzypeczki leżały na pryczy tak jak
je zostawił wyjeżdżając do pracy.Co zrobi Heniek kiedy się
dowie,że jest bez nogi,że nie będzie miał czym
przytupywać
rytmu,a jak tu chodzić za pługiem .
Dopiero
ta tragedia uświadomiła Staszkowi jakie ma szczęście,że nie musi
zjeżdżać na dół,że nie musi bać się,że każdy zjazd może
być ostatnim.Pamięta czwarty oddział,te piekielne warunki
geologiczne,lejącą się wodę ciągłe zagrożenie gazowe.Nigdy nie
zapomni
dwóch prostych górników Heinela i Willego którzy podali
mu
rękę i pozwolili przetrwać najgorsze pierwsze tygodnie. Fakt,że
ma
szczęście,zawsze znajdzie się ktoś w jego otoczeniu który mu
sprzyja.Wspomniani Willi i Heinel,Krystyna a jeszcze wcześniej
Heniek Borto.Absolutnym zwieńczeniem szczęścia które mu sprzyjało
było przeniesienie go z kopalni do pracy w magazynie
żywnościowym.Oby tak dalej,myślał idąc w kiekrunku stołówki by
przygotować prowiant do wydania kucharzowi.Lubiał gdy wszystko było
przygotowane a kierownik kuchni jedynie sprawdzał i układał towar
w swoich wiklinowych koszach.Mijał zmęczonych ludzi którzy wracali
z obiadu,wszyscy przygarbieni z czarnymi obwódkami w okół
oczów.Praca dołowa wysysa siły,pomyślał
tu
nie ma mocnych.W drzwiach stołówki zderzył się z facetem o bardzo
niskim wzroście.Spojrzał na niego i zamurowało go.Kuba.
Przecież
to jest zawadiaka z pociągu.
-Cześć
Kuba nie poznajesz mnie,odezwał się przyjaźnie.
-Co
mam nie poznawać.Poznałem dzisiaj poznałem wczoraj w ogóle
poznaję,to ty nie poznajesz.
-Kuba
co ty.Myślałem o tobie kilka razy w końcu uznałem,że pewnie
jesteś w innej kompani.Dlaczego nie podszedłeś jak mnie
zobaczyłeś.
-Funkcyjny
to funkcyjny.Nie dla szaraczków odpowiedział z przekąsem.Oderwałeś
się od nas Stachu.Ludzie wszystko widzą i zapisują w pamięci.
-Co
ty opowiadasz,co ty pierdolisz.Kto się oderwał od chłopaków.
Bierzecie
mi za złe,że wyciągnęli mnie z dołu i każą pracować w
magazynie.
-Już
nie jesteś jednym z nas,a może nigdy nie byłeś.
-Gdzie
pracujesz,próbował zmienić temat rozmowy.
-Spinam
wozy na podszybiu.
-Niezła
fucha na przeżycie.
-Ty
co,grasz w jaja?naskoczył na niego.Dół się nie podobał to był
haszpel u pani sztygar,po tym cieplutkie biuro z pieszczotami a na
koniec żywnościówka.Ile tatuś wybulił dolców by synkowi nie
stała się krzywda.
-Ty
zasrany konusie,nie wytrzymał.Dałbym ci w pysk ale nie warto.
Szkoda brudzić rąk.Kuba obrócił się na pięcie i z pełną
pogardą z
rękami
kieszeniach wracał do swojego baraku.
Rozmowa
z Kubą którego uważał za fajnego wesołego kumpla zupełnie go
rozstroiła.Facet którego poznał jeszcze w pociągu kiedy jechali
w nieznane pewni,że będą żołnierzami a nie robolami,
przymusowymi górnikami okazał się zawistnym małym skunksem.
Jeżeli
tak myślą o nim pozostali koledzy to co?ma zrezygnować z pracy w
magazynie żywnościowym tylko po to by przypodobać się komu?Do
dzisiaj nie wie jak właściwie został zauważony,dlaczego padło na
niego.Na swój użytek przyjął wersję nawet wersję cudu. Tak
cudu.Wierzył,że ma szczególne fory tam w górze.Ptzecież takich
którzy za pracę w magazynie nie koniecznie żywnościowym
oddali
by wszystko było wielu.Padło na niego,coś w tym jest.
Kuba
brutalnie pozbawił go złudzeń oskarżeniem,że złapał fuchę bo
tatuś zapłacił nie wiadomo komu i nie wiadomo ile.Wściekły na
cały świat wchodził tylnym wejściem do magazynu.Zabierał się do
ważenia kaszy jęczmiennej gdy usłyszał szelest kroków.Przerwał
ważenie by sprawdzić kto wchodzi wejściem zastrzeżonym dla
pracowników.
-Jak
tam sprawy sercowe,wszystko gra?Przed nim stał plutonowy Kudłoń.
-Nie
mam czasu obywatelu plutonowy na pogaduszki,odpowiedział tonem
służbowym.Niechęć do tego faceta o ryżych włosach bladej
cerze
i wypłowiałem spojrzeniu narastała w nim od czasu ich pamiętnej
rozmowy w biurze kiedy to chwalił się znajomością z
Krystyną.Pamiętał o radzie jaką mu udzielił kolega Suchocki.Nie
dać się sprowokować.nerwy na wodzy.
-Widzę,że
coś nie tak,Krystynka bryka.Staszek przerwał ważenie kaszy
spojrzał na plutonowego który oscentacyjnie ułamał kawał
kiełbasy przygotowanej do wydania na śniadanie.
-Zostaw
kiełbasę,złapał go za rękę.Okradasz ciężko pracujących
ludzi,jeszcze raz tak zrobisz to zamelduję.Czuł,że traci panowanie
nad sobą.
-Ty
co!kocie zasrany,na podoficera podnosisz rękę,Próbował się
wyrwać z uścisku.Dopiero teraz poczuł,że Kudłoń był po prostu
pijany.
-Dostajesz
pensję a obżerasz chłopaków.Spierdalaj z magazynu.
Wypadki
potoczyły się błyskawicznie.Staszek wyrwał kiełbasę z rąk
plutonowego a ten w pijanym amoku wciągnął z kabury pistolet.
-Ty
kurwa rekrucie zasrany,na zawodowego podoficera podnosisz ręce ja
cię kurwa zastrzelę w obronie własnej.Co Krystynka nie dała
dupy,Może ma już lepszego.Ta twoja pani to grała na mojej fujarze
aż furczało.Reszta była odruchem.Ciemne plamy przed oczami,
uderzenie
w rękę trzymającą pistolet,huk wystrzału uderzenie w szczękę
jedno,drugie stracił rachubę,Ocknął się w areszcie.
Leżał
na pryczy bez pasa i sznurowadeł próbując opanować dreszcze które
nim wstrząsały.Z ogromnym wysiłkiem woli usiłował uporządkować
myśli.Ważył kaszę,szelest u drzwi,kiełbasa tak pęto kiełbasy,to
pięć porcji. Tak pijany plutonowy Kudłoń, pamięta rękę z
pistoletem,nie wiedział,że jest odbezpieczony.Tak czy siak on
zwariował dla kawałka kiełbasy ryzykował życie.Chyba tylko dla
tego,że plutonowy był pijany i miał opóźnioną reakcję zdążył
mu wytrącić broń z ręki.Dla czego tak bił...Krystyna.Powoli
odtwarzał w pamięci ostatnie chwile przed wystrzałem.
Wszystko
stawało się jasne,to nie tylko wędlina.A przecież go
ostrzeżono.Teraz będzie prokuratura.Napad na podoficera w czasie
służby.Kto
da mu wiarę,że chciał zapobiec kradzieży wędlin.Kogo obchodzą
stosunki jakie łączą go z panią kierownik powierzchni.
Nagle
usłyszał głośny krzyk,rozkazy i do jego celi wpadł major.
Stanął
nad nim w rozkroku, widać chciał krzyczeć ale zmienił
zamiar.Usiadł
na kraju pryczy i prawie szeptem zapytał.
-Co
sie dzieje,co to ma znaczyć,strzelanina w magazynie.Piłeś?
-Nie
piłem.
-To
co kurwa mać wyprawiasz.Zwariowałeś.Sperma uderza ci do
głowy.Plutonowy pobity leży na izbie chorych,ty rozwalony na pryczy
jak kurwa w burdelu czekasz na sąd wojskowy.
-Wszedł
do magazynu kompletnie pijany obywa...
-Milczeć
wrzasnął kwatermistrz.Gdzie są klucze od magazynu.
ja
będę wydawał prowiant na jutro.
-Magazyn
jest chyba otwarty,ale jest przecież Suchocki...nie dokończył,
kwatermistrz wypadł jak burza.Do celi wszedł uzbrojony wartownik.
-Zbieraj
się,idziemy.Szedł w szpalerze gapiów,on bez sznurowadeł
i
pasa,wartownik z karabinem-sensacja.Mimo woli opuścił głowę bo
nie o taką popularność mu szło.Czuł,że wśród gapiów są ci
którzy mu zazdrościli.No cóż mają swoją satysfakcję.
Kiedy
weszli do magazynu zobaczył kwatermistrza utytranego mąką z duża
szuflą w ręku.
-Suchocki
jest na przepustce,mruknął ponuro.Zabieraj się do wydawania.
Czego
stoisz jak pal na apelplacu.Do roboty.
-Musimy
przejść do magazynu nabiału obywatelu...no to idziemy kwatermistrz
nie pozwolił mu dokończyć.
Dochodzili
do magazynu kartofli i warzyw który mieścił się w głębokiej
piwnicy
gdy kwatermistrz nagle przystanął widać zamyślił się nad czymś
i zdecydowanym głosem odesłał wartownika.Zostali sami.Weszli do
ciemnej wnęki kwatermistrz usiadł na skrzynce od warzyw i pokazał
ręką by zrobił to samo.
-Źle
się stało,powiedział patrząc Staszkowi w oczy.Bardzo źle.
Pozostaje
albo zrobić sprawę,wezwać odpowiednie służby i przeprowadzić
pełne dochodzenie albo zrobić żeby sprawy nie było.Będzie sprawa
nigdy nie wiesz jak się zakończy.Jego będą bronili ci od Sawczuka
a ciebie kto?Wpierodlą ci wyrok i tyle. Dostaniesz przeniesienie do
innej jednostki,
podjął
nagle decyzję.Nie będzie sprawy.Nie było incydentu.Szkoda mi
ciebie,powiedział tonem orawie przyjacielskim.Myślałem,że
żywnościówkę mam z głowy.No cóż nie wyszło.
-A
co z Kudłoniem,wyrwał się z pytaniem.
-A
co ma być.Będzie magazynierem.Dałeś się podpuścić jak
szczawik.
-Chciałbym
żeby było jasne,to on wyciągnął ostrą broń.
-Ostrą
nie ostrą.Ryzykowałeś życie głubcze.Należało mu sie dać na
żrać do syta.
Ile
może zjeść taki pacan.
-Ale
to nie wszystko.Zaczął mnie obrażać...
-Dobra,kwatermistrz
po raz kolejny nie pozwolił mu dokończyć.Nie ma sprawy.Nie
pójdziesz do aresztu,jutro zdajesz magazyn i znikasz z naszej
jednostki.
Rozdział
Piętnasty
Kolejna
kartka ląduje w koszu.To już trzeci dzień jak opuścił batalion w
Miroszowie pod Wałbrzychem a jakoś nie potrafi napisać krótkiego
listu do Krystyny.Wypadki potoczyły się tak nieprawdopodobnie
szybko,że nie zdążył się pożegnać.Wie,że musi to zrobić,że
nawet jeżeli Krystyna ma dosyć jego-szeregowego z
z
kłopotami które za nim chodzą to powinna wiedzieć co się stało.
Siedział
w samym rogu świetlicy i patrzał się w pustą kartę wyrwaną z
zeszytu.To jest ostatnia kartka a na kupno nowego zeszytu go nie
stać.Więc to co teraz napisze będzie tym co włoży do koperty i
wyśle.Kochana Krystyno.Ciężar spadł mu z serca. Początek jest
zawsze najtrudniejszy..Rozpoczął od słów które gdy byli razem
nigdy nie padły.Jakieś umowy na uszczknięcie kilku chwil szczęścia
uciekającemu czasowi dzisiaj wydają się głupie.Ich pierwsze
spotkanie na nadszybiu kiedy przerażony pierwszym zjazdem na dół
kopalni potrącił panią inżynier urasta do rangi przeznaczenia.
Potrzeba aż takich traumatycznych wydarzeń by zobaczyć ich
znajomość we właściwym wymiarze.Pod presją braku papieru list
ograniczał się do rzeczy najistotniejszych.Konflikt z
plutonowym,szarpanina,przypadkowy strzał.Nie wspomniał o
przechwałkach Kudłonia związanych jej osobą.Pozdrowienia
dla
całej rodziny i to było wszystko co zmieściło się na karcie
papieru.Kiedy nakleił znaczek wiedział,że niczego już nie
zmieni,niczego nie dopisze,a przecież czuł potrzebę wygadania
się.Tak naprawdę jest w sytuacji gdy wszystko co go otacza jest
inne obce nieznane.Kopalnia odkrywkowa ogromna niecka-dziura
wielopoziomowa która w zależności czy jesteś na poziomach gdzie
zbiera się nadkład grzęźniesz w lepkiej glinie czy jak jesteś na
poziomach węglowych grzęźniesz w brązowej papce jaką tworzą
węgiel
brunatny i woda.Praca którą wykonuje polega na budowaniu torów
kolejowych,rozładunku wagonów z tłuczniem i przerzucaniu
czasami
bardzo ciężkich materiałów jak na przykład 30 metrowych szyn
kolejowych lub nasączonych czarną mazią podkładów. Pomimo,że
uważał siebie za silnego i wysportowanego faceta to w wielu
przypadkach nie dawał rady.To zupełnie inna praca niż dół
.Masz
wprawdzie nad głową słońce,nie ma zagrożenia metanowego,
nie
grozi ci zawał stropu, za kołnierz nie leje ci się woda ale jeżeli
myślisz,że
wydasz mniej energii to jesteś w błędzie.Rozładunek
ręczny
wagonu z tłuczniem to bardzo ciężka praca.Rozładunek
ręczny
30 metrowych szyn kolejowych czy kilku metrowych
nasączonych
smołą podkładów kolejowych to bardzo ciężka praca.
Po
ośmiu godzinach podbijania torów kolejowych tłuczniem nie
możesz
wyprostować kręgosłupa.Dla nieprzyzwyczajonego do tego rodzaju
wysiłku każda godzina staje się udręką.Ciężar wyrywa ramiona
ze stawów,dochodzi do tego,że w nocy budzi cię potworny ból
kręgosłupa,czujesz wszystkie stawy które pulsują tępem bólem.
Staszek
został przydzielony do brygady samych cywili,starych
wyjadaczy
którzy doskonale wiedzieli jak wykonać daną pracę
najmniejszym
wysiłkiem.Mieli przewagę nad Staszkiem dla którego
wszystko
było nowe.Początkowo płacił frycowe.Naprzykład w czasie
rozładunku szyn cywile dobrani w dwójki łapali zawsze za
koniec
szyny Staszka spychając do środka.Zmagał się z potwornym
ciężarem
przekonany,że jest słabszy od pozostałych członków
brygady.Wszystko do czasu.W końcu wykapował w czym rzecz i jak
należy ustawić się do ciężaru by wykorzystując prawa fizyki
podnieść
ciężar mniejszym wysiłkiem.Okazja by pokazać,że wie
w
co tutaj grają nadarzyła się gdy na bocznicę wtoczono sześć
wagonów
załadowanych podkładami do rozjazdów kolejowych.
Siedmiometrowe
nasączone smołą kłody były potwornie ciężkie.
Przodowy
nazywany przez pracowników”partyzant”bo powiadają,
że
w czasie wojny walczył w partyzantce we Francji,podzielił ich
na
dwójki.Staszkowi przypadł mały o pałąkowatych nogach facet
który
gdy przyszło do dźwigania robił sie jeszcze mniejszy tak,
że
cały ciężar spadał na tego większego.
-Daj
mi do pary kogoś wyższego,zwrócił się do przodowego.
-A
ty co!nie podoba się,może chciałbyś porządzić panie żołnierzyku
stawaj
do roboty bo przez ciebie nie zrobimy normy.
-Dobrze
ale idziemy na sam początek podkładów.Grupa stała ciekawa co
zrobi partyzant.
-Nie
podskoczysz mówił partyzant trzymając w kąciku ust peta.
Nie
podskoczysz,powtórzyłTutaj chłopaki są zgrane i słuchają tego
co
mówi przodowy.
-Ja
też słucham,domagam się jedynie sprawiedliwego podziału
pracy.Wiesz,że
przez cały czas jak pracuję w waszej brygadzie
jestem
rolowany.Koniec panie przodowy z takim podziałem pracy.
-Co
koniec?Co koniec?Odmawiasz wykonania polecenia to możesz
iść
do łaźni.Ja ci dniówki nie zapiszę.Zobaczymy jak będziesz
wyglądał
przed dowódcą.
Zdał
sobie sprawę,że z nim nie wygra.Ma za sobą całą brygadę.
Zdążył
się zorientować,że mają jakieś interesy z maszynistami
niemieckimi
którzy odbierają węgiel wydobyty w Turoszowie
i
przewożą go do elektrowi „Hierschfeld”w niemczech.Jedno co
osiągnął
to to,że wiedzieli,że przejrzał ich sztuczki. Jego pech
polegał
na tym,że był sam wśród zgranej paczki cywili i musiał
się
dostosować do nich lub zmienić pracę.Nie chciał otwartego
konfliktu,prześladował
go kompleks,że ciągle wpada w tarapaty.
Kapral
Marczak,pobicie w klatce,sztygar przy kołowrocie no i
zwieńczenie
wszystkiego plutonowy Kudłoń-przypadkowy strzał
z
pistoletu.Chyba jest z nim coś nie tak,puszczają nerwy,brak
tolerancji,wszystko
traktuje śmiertelnie poważnie.Nie dobrze.
Była
przerwa śniadaniowa.Śiedział pod wiatą na workach
świeżego
cementu i jadł swoją kromkę chleba. W pewnej chwili
przysiadł
się do niego przodowy.
-Jest
dziesięć wagonów tłucznia.Chcą by zostać na drugą zmianę
i
rozładować kamień.Będą nadgodziny,będzie dodatkowa premia.
Zostajesz?Staszek
uznał,że jest to okazja by dogadać się z nimi.
-Zostaję
ale muszę zawiadomić dyżurnego kaprala który siedzi na
łaźni
i podszczypuje baby.
-Idź
teraz,powiedział przodowy.Przyniesiesz z bufetu po bułce dla
każdego
i dwie puszki „Byczków w sosie pomidorowym”.Masz
zapal,podał
mu „Sporta”. Uznał,że był to sygnał do zgody ze
strony
przodowego.Przyjął papierosa,zapalił o poczłapał w stronę
łaźni.Kiedy wrócił podkłady były ułożone w równe sztaple a
towarzystwo podejrzanie wesołe.
-Te
Staszek,chodź no tutaj.Mały Alojz z którym dzisiaj dźwigał
podkłady
gestem ręki zapraszał go do siebie.
-Pociągnij
na dwa palce,podał mu butelkę czystej wódki.Przemógł
wstręt
i wypił,w końcu chce by go zaakceptowali i przyjęli do
swojej
paczki.
-Kurwa
germańce wszystko mają lepsze niż my ale gorzałka nasza
lepsza.Partyzant
odbierał butelkę z rąk Staszka i przykładając
dwa
palce wlewał w siebie porcję gorzały.Słuchajta chłopaki na
górnym poziomie obok rozjazdu Hans zostawił paczkę,leży na
skarpie
która opada w stronę Nysy.Jak się ściemni pojdzieta i
przyniesieta,będą
piwa i sznapsy.Przyniesione bułki i puszki
z
byczkani zabrał owinął w papier i powiesił na gwoździu.
-Zjemy
później jak coś wypijemy,uśmiechnął się tajemniczo.
Staszek
czuł przyjemne ciepło które rozlewało się po całym ciele.
Problemy
wszystkie złe myśli rozmyły się w ogarniającej go wesołości.Z
łopatami przewieszonymi przez ramię maszerowali
w
kierunku wagonów załadowanych tłuczniem.
-Chłopy
,powiedział przodowy.Po dwóch do wagonu.Kto skończy
ma
fajrant i sześć nadgodzin.W szuflowamiu łopatą by dobry.
Procentowała
praktyka którą nabył na oddziale wydobywczym.
-Ale
machasz,powiedział Alojz ocierając pot z czoła.
-Z
łopatą sobie radzę za to dźwiganie idzie mi ciężko.Odrobię
swoją
normę i mam wolne.
-Nie
zostajesz na balu?
-Jakim
balu.
-Partyzant
ma dzisiaj urodziny rozumiesz,dlatego te nadgodziny.
Ty
pewnie myślałeś,że my zostajemy na drugą zmianę żeby
rozładować wagony.Ale tyś jest naiwny.Tutaj chodzi o „fajer.
Stary
cię zaprosił na „sznapsa”i piwo reszta to bajer.
Było
ciemno i zimno późnomarcowy chłód przenikał ubranie
i
lizał kości.
-”Piźdźi
jak w kieleckiem”,odzywka kogoś z wagonu obok wskazywała,że
wszyscy marzli.
-Te
partyzant zrób coś bo trudno tak stać bez ruchu.
-Komu
potrza ruch niech się rucha,ot jeden drugiego.Nie bójta
się
powiedział poważnie zaraz nadejdzie paliwo się rozgrzejemy.
Odpowiedzią
był narastający szum kół o szyny.Sprawa wyjaśniła
się
gdy zobaczyli ręczną drezynę którą pchało dwóch osiłków z
brygady.Przywieźli paczkę zostawioną przez maszynistów
niemieckich.
-Nadkład
stanął to i tory są wolne.tośmy wsiedli na drezynę i
jesteśmy.
-Idziemy
chłopaki pod wiatę,tam jest cieplej,przodowy pierwszy
ruszył
niosąc skrzynkę niemieckiego piwa.
Siedzieli
na workach cementu który widać świeży bo zachował
sporo
ciepła.Nikt nikomu nie składał gratulacji od po prostu
butelka
podawana z rąk do rąk zastępowała toasty.Na środku na
starej
skrzynce po owocach leżała otwarta puszka byczków,kto
chciał
podchodził nabierał scyzorykiem kawałek ryby i przegryzał
bułką.Atmosfera
robiła się coraz bardziej gorąca.Opowiadali sprośne kawały
naszpikowane słowami francuskimi lub greckimi.
Mimo
szczerych chęci nie zawsze łapał puentę tych dowcipów.
Wiedział,że
jest to zamknięty świat reemigrantów z całej europy.
Bardzo
specyficzny stosunek do kobiet które sądząc po wypowiedziach
traktowali jako przedmiot służący do zaspakajania
męskich
instynktów.Zasłuchani we własne kawały,rozbawieni
zapomnieli
o Staszku.Siedział cicho jak mysz pod miotłą udawał,
że
pije i czekał na koniec tej imprezy która dla niego była nudną
paplaniną.W
pewnym momencie padło hasło szwaczki.Idziemy
do
hotelu szwaczek.Nie wiedział kto to są szwaczki gdzie jest
hotel
i po co tam idą.Zerwali się nagle tak jak stali w brudnych
roboczych
ubraniach,sami brudni,pijani z niedopitymi butelkami
piwa
w kieszeniach.Staszek wrócił do koszar.Obolały od noszenia
ciężarów
zwalił się na pryczę i zasnął.
Obudził
się z potwornym kacemBolała go głowa w ustach
czuł
smak fermentującego piwa.To jest cena którą musi zapłacić by
zostać
zaakceptowanym przez „Partyzanta”i jego brygadę.Oby tej
lojalności
nie musiał potwierdzać kolejnymi butelkami piwa czy
wstrętnej
cuchnącej gorzały.Nigdy nie był smakoszem piwa a tym
bardziej
wódki czystej sprzedawanej w kapslowanych butelkach.
Przy
próbie zejścia z pryczy aż syknął z bólu.Wszystkie stawy
sygnalizowały,że
nie wytrzymują takiego obciążenia jakie im ostatnio zafundował.Co
to będzie,pomyślał gdy znowu wypadnie
mu
nosić szyny i podkłady w parze z tym małym Alojzem.Całe
szczęście
wszyscy robili wrażenie,że przyszli do pracy prosto
z
libacji.Przodowy miał ogromnego siniaka pod okiem a zadrapanie
na
twarzy wyraźnie kojarzyło się z damskimi paznokciami.Prawie
nie
mówili do siebie co wskazywało,że mocno narozrabiali i wolą
wymazać
z pamięci ostatnie godziny pijackich doponań.
Kończyli
rozładunek tłucznia który przerwali wczoraj wieczorem
prawdopodobnie wagony zaliczone zostaną do wczorajszych,
nadgodzin.Tym razem Staszek był górą.Swoje pół wagonu zrobił
wczoraj
więc dzisiaj mógł sobie pozwolić na małą labę.Skulony
w
rogu wagonu dosypiał brakujące godziny snu a Alojz mordował
się
ze swoją częścią.Z drzemki wyrwało go wyraźne kopnięcie.
Otworzył
oczy.Nad nim stał partyzant w filcowych butach.
-Te
co jest grane,można wypić można przy kurwić ale robota
musi
być zrobiona.Wstawaj zaraz i bierz się do wyładunku kolejny
raz
kopną go w biodro.
-Swoją
robotę zrobiłem wczoraj,tak powiedziałeś-po dwóch do
wagonu.
-Co
ty kurwa podskakujesz,kopnął go ponownie ponaglając by wstał.Co
było wczoraj to było wczoraj a dzisiaj jest dzisiaj i
bierz
się do roboty.
-Ponad
miesiąc robicie mnie w konia przy dźwiganiu ciężarów.
Tak
się składa,że łopatą macham nie źle i swoją połowę zrobiłem
wczoraj.Jeszcze
jedno panie brygadzisto,jak mnie jeszcze raz kopniesz to
oddam.Zrozumiano.Lepiej będzie jak damy sobie
spokój.Mam
dosyć kłopotów,wystarczy.
-Masz
kłopoty?bygadzista zmienił to na poufały.Nie krępuj się
z
nami możesz po rozmawiać o wszystkich kłopotach.Byłeś z nami
wczoraj
u Gabrieli bo cię nie widziałem.
Nie
byłem,poszedłem do koszar.
-Toś
chłopie dużo stracił.Cały babski hotel robotniczy,same
szwaczki.Portierka początkowo się stawiała to jom chłopaki
przywiązali
do krzesła w gębę wsadzili marchew i droga była wolna.Cała
chałupa wyposzczonych bab.Wiesz co to znaczy.
-A
jak zgłosi na milicję?
-Kto
zgłosi?Portierka?To nasza babka,ona wie,że jak co to będzie
miała
marchew nie tylko w gębie ale gdzie indziej a jak co to można
marchew zastąpić wyschniętą szyszką.Kapujesz.
Słuchaj
jak masz kłopoty z milicją to spokojna głowa,chłopaki zrobią ci
alibi na sto procent.Już nie był obcym oschłym szefem,
więc
jednak próba dotarcia do nich dała efekt,oby trwały pomyślał.
Partyzant
jeszcze chwilę postał w końcu obrócił się na pięcie i
tonem
prawie poufałym powiedział.
-Jak
chcesz to pomóż Alojzowi,musimy nadgonić czas przepity.
Norma
to norma.Oszukać się nie da.
Fatalnie
znosił kac po wypitym alkoholu.Wiedział,że nie ma głowy
do
pijaństwa ale tym razem reakcja organizmu była wyjątkowo
gwałtowna.Kilku
kilometrowy odcinek z kopalni do koszar jak
zwykle
pokonywali na piechotę.Tym razem maszerując drzemał.
Głos
kaprala „od czoła śpiew”wyrwał go z odrętwienia.Komenda
pozostała
bez odpowiedzi.Następna komenda „oddział stój”wróciła
mu
pełną świadomość.Stali na poboczu drogi.Zwarty milczący
oddział
liczący ponad stu ludzi i krzyczący kapral.Anonimowy
głos
ze środka szeregu przeklinał-”Jesteśmy po ciężkiej pracy
zmęczeni
i głodni a obywatel kapral wypoczywał w łaźni”.
„Ledwo
powłóczymy nogami a pan kapral ma ochotę na zabawę
w
wojsko”.Drugi głos z końca szeregu dowodził,że są gotowi
postawić
na swoim.
-To
jest obóz pracy a nie wojsko.Pan kapral przez osiem godzin
zabawia
się z paniami w łaźni a my musimy za pierdalać.Hej tam
z
przodu ruszamy,szmer niezadowolenia ogarniał wszystkich.
-Biegiem
marsz,rozkaz pozostał bez odpowiedzi.
-Padnij.Nikt
nie pada.Zdesperowani maszerowali w kierunku
koszar,nieczuli
na krzyki wściekłego kaprala.Kiedy wyszli na
plac
apelowy zostali otoczeni przez uzbrojonych wartowników.
Nie
umawiali się a przecież jak jeden mąż solidarnie czekają na
pozwolenie
udania się na stołówkę.W końcu z budynku sztabu
wyszło
całe dowództwo.
-To
jest zorganizowany bunt,oficer polityczny próbował opanować
sytuację.Nie
pomogło.Trwali w milczeniu.W końcu oficerowie
zebrali
się na boku i coś tam dyskutowali i w końcu zadecydowali.
-Na
stołówkę rozejść się.Rozkaz wydał dowódca.Z wielkiej chmury
mały
deszcz,pomyślał człapiąc na stołówkę.Krzykliwy kapral gdzieś
zniknął,sztab rozpłynął się jak we mgle.Ale emocje raz
rozbudzone
opadają powoli.Coś wisiało w powietrzu jakaś agresja
nie
do końca rozładowane napięcie nałożyły się na skrajne fizyczne
wyczerpanie,głód swoje pewnie dodała fatalna pogoda która
wszystkim dawała się we znaki.Na obiad były śledzie w sosie
śmietankowym
i kartofle.No i zaczęło się.Wystarczyło,że jeden
rzucił
śledziem o ścianę.
-To
nie jest żarcie dla ciężko pracujących ludzi.Inni błyskawicznie
po
parli rzucone hasło tupając nogami.
-Chcemy
mięsa.Złodzieje.Kiedy wydawało się,że dojdzie do
totalnej
rozruby z kuchni wyszła pani Frieda,lubiana przez wszystkich
kucharka.Frieda miała tubalny męski głos i czarny
wąsik
pod nosem,bo jak sama mówiła faszyści robili na niej paskudne
eksperymenty.Stanęła przed pierwszem stołem podniosła
z
podłogi śledzia,polała go śmietaną i oscentacyjnie wylała na
głowę
Alfonsa,największego rozrabiaki,
-Wy
ryże trutnie,tak szanujecie moją pracę?To ja zapierdalam na
kuchni
żeby wam dogodzić a wy co.Śledź cymes polany śmietaną
ze
świeżą cebulką nie pasuje.Jak Alfons nie zeżresz tego śledzia
to
ja osobiście wsadzę ci go w dupę.Salwa śmiechu była odpowiedzią
na słowa Friedy.Ważne,że sytuacja została opanowana
Staszek
jako były pracownik żywnościówki wiedział,że śledzie
dobrze
przygotowane to pożywne i smaczne danie.Bez słowa
pałaszował
swoją porcję nie zwracając uwagi na innych.Śledź
był
biały dobrze wymoczony,cebulka w sam raz a gęsta śmietana
znakomita.Można
narzekać na wiele rzeczy ale jedzenie w batalionie było
przyzwoite.Po słowach kucharki nastała cisza.
Zawstydzony
Alfons siedział z opuszczoną głową i pałaszował
kartofle
polane śmietaną,swojego śledzia nie odnalazł.Nikt z
szefostwa
nie podejmował tematu,widać komuś zależało żeby sprawy nie
nagłaśniać.
Organizm
ludzki to wyjątkowo przekorna maszyneria,Zmęczony
do
granic możliwości z obolałymi stawami i drętwiejącym kręgosłupem
spał w czasie marszu do koszar a teraz kiedy leży na swojej pryczy
i pragnie zasnąć sen nie nadchodził.Leżał i zmagał
się
z niechcianymi obrazami które podsuwała mu wybujała by nie
powiedzieć
chorobliwa wyobraźnia.Zaciśnięty czwarty oddział
z
martwą twarzą Heinela mieszał się z parzącym oddechem
Krystyny,przywołując
chwile ich ostatniego spotkania.Dlaczego
ten
obraz znika wyparty brutalnie przez wypłowiałą twarz Kudłonia
podobną do pysku martwego karpia.Nie chciał tego obrazu bardzo
nie
chciał,a on trwał i trwał a to w łaźni kopalnianej w której
obmacywał
dziewczyny i ten najgorszy kiedy kazał mu patrzeć jak
tryumfuje
stojąc obok Krystyny,jak rządzi w magazynie jak śmieje
się
tryumfująco,że oto ma wszystko o co walczył i atrakcyjną kobietę
i wymarzoną pracę.
-Te
śpisz,głos chłopaka z sąsiedniej pryczy przerwał te przykre
wizje
przywołując go do rzeczywistości.
-Nie
śpię,odpowiedział wdzięczny,że ktoś wyrwał go z koszmaru.
-Kwiecień
a jest tak ciepło i niebo takie rozgwieżdżone jak w lecie.
Te
powiedz jak to jest tyle gwiazd a żadna nie wpada na drugą.
Ciekawe
czy ktoś je policzył.
-Te
które widzimy są policzone z tym,że nie wszystkie to są
gwiazdy,są jeszcze planety.Są całe galaktyki które nie widzimy a
które
mają miliardy gwiazd.
-Znasz
się na tym,opowiedz o galaktykach,spać nie można to choć
posłucham.
-Co
ja się znam,tyle co nic.Trochę ze szkoły,były książki ale to
jest
tak
mało,że nie ma o czym gadać.
-Dobra
gadaj co wiesz.
-Widzisz
chłopie po pierwsze to musisz te punkciki podzielić na
gwiazdy
i na planety.Gwiazdy to są słońca a planety to są wygasłe
ciała
które już nie mają własnego światła,na przykład księżyc.
-Ale
księżyc świeci.
-Świeci
nie swoim światłem.Rozumiesz co mówię.
-Nie
rozumię,odpowiedział uczciwie.
-Jak
by ci to wytłumaczyć...o dajmy na to,że w pokoju jest zupełnie
ciemno,ty
trzymasz w ręce piłeczkę do pingponga a ja oświetlam ją
lampką
kieszonkową.Piłeczka nie ma własnego światła a przecież
widzisz
ją.Dokładnie tak jest z księzycem.W czerni kosmosu nasz
poczciwy
księżyc oświetlany jest przez słońce.Rozumiesz.
-Nie.
-Weź
kulkę powieś ją na sznurku w ciemnym pokoju,będziesz ją widział.
-Nie
-Weź
lampkę kieszonkową oświetl kulkę,będziesz ją widział.
-Tak.
-No
dokładnie tak jest z księżycem. Lampka jest słońcem a kulka
księżycem.Rozumiesz.
-Kurde
aleś to wyłożył.
-Cicho
tam,nie przerywaj niech facet gada,odezwał się ktoś z końca
sali.Dobrze
gada.Gadaj gadaj odezwały się inne głosy.I tak niespodziewanie
rozpoczął prelekcję o gwiazdach,planetach,
galaktykach,drogach
mlecznych,latach świetlnych o Koperniku,
Galileuszu.Tematycznie
nie poskładane wiadomości wyniesione
ze
szkoły,literatury.Mieszanka wiedzy którą każdy człowiek po
maturze
po prostu posiada.Naj więcej emocji budziły lata świetlne.
-Kurwa
ale pierdolisz odezwał się facet który leżał nad nim.Jak
zgasisz
światło to jest ciemno i nic nie leci,a ty zasuwasz,że gwiazda
zgasła a światło leci dalej.Nie wdawał się w dyskusję
pozwalał
im spierać się między sobą.Rozmawiali długo,bardzo
długo,większość
obsiadła taborety które stały przed pryczami i z głowami opartymi
o kolana słuchała.Przecież to nie ich wina,że urodzili się
gdzieś na końcu Polski i cała edukacja zamknęła się w
przedziale dwóch klas szkoły podstawowej a było nawet kilku
analfabetów.
-Wita
co chłopaki.Idźta spać.Poprosimy uczonego to jutro na
świetlicy
opowie wszystkim jak jest świat zbudowany.Pucułowaty
chłopak
z kieleckiego który przechwalał sie tym,że jego tata ma
dwie
pary koni przekonał wszystkich by dali sobie spokój na dziś.
Trafił
w dziesiątkę,wszystkich w końcu z morzył sen.Staszkowi
przyśnił
się Heniek Borto,zdrowy w pasiastych spodniach i modrej
bluzie.Siedział
na drabiniastym wozie ciągnionym przez parę
potężnych
koni koloru karego a obok Heńka siedziała Hanka
z
kolorową chustą na głowie.Heniek trzaskał z bata a spienione
konie gnały gdzieś w dal...Nagle wszystko znika i gdzieś z za
horyzontu pojawia się ogromne morze błota i z tej mazi wyłania
się
pokiereszowana twarz Krystyny.Obudził się mokry od potu
i
totalnie roztrzęsiony.Pierwsza myśl,coś się stało,coś
strasznego.
Po
dłuższej chwili przekonał sam siebie,że to tylko senna mara,że
przecież
nie wierzy a zabobony.Na dnie duszy pozostał jednak lęk
i
jakieś mgliste przeczucie,że coś niedobrego wisi w powietrzu.
Na
stołówce dosiadł się do niego chłopak z ich plutonu który
śpi
na samym końcu izby pod oknem.Chodził swoimi drogami prawie
nieobecny ale zawsze nienagannie czysty.Staszek miał go
za
dziwaka.
-Dobra
prelekcja o kosmosie.Super.Z tymi latami świetlnymi
zasunąłeś
tak,że pewnie wezmą cię za nawiedzonego.Ale wogóle
to
gratuluję.Masz gadane.
-Tak
wyszło.Chcieli to im powiedziałem,mówił nie odrywając głowy od
talerza z zupą.Zresztą co ja wiem na temat kosmosu,
nic
no prawie nic.Popularno naukowe wiadomości wyczytane
w
prasie lub usłyszane w radiu.Dla nich i to jest zbyt trudne.
-Gdzie
pracujesz,wpadł mu w słowo.
-Rozładunek
wagonów.
-Brygada
osiłków,znam ich.Wyssią z ciebie wszystkie siły.To są
wyścigowcy
a do tego ciemne typy które stale mają jakieś sprawy
z
milicją. W roku ubiegłym jeden z naszych miał z nimi sprawę
poszło
na noże,w końcu sprawa ucichła.
-Sakramenckie
typy ale taki dostałem przydział i pracuję.Czuję,że
ciągle
próbują mnie oszukiwać,jak mogę tak się bronię ale sam
też
mam sprawy powiedzmy konfliktowe na koncie więc jak mogę
unikam
niesnasek.
-Jest
wyjście.Zakładam,że masz maturę.Istnieje szansa zapisania
się
na kurs maszynistów elektrowozów.Ja tak zrobiłem i mam
święty
spokój.Chcesz?
-Oczywiście,że
chcę.Pytanie jak to zrobić.
-Porozmawiam
z inżynierem słyszałem,że organizuje kurs i
szuka
chętnych ale warunkiem jest wykształcenie.
-Matura
w liceum ekonomicznym.
-Wystarczy.Wstał
obciągnął mundur i zniknął w tłumie wychodzących .
Pracowali
w strugach deszczu.Impregnowana peleryna nie
wiele
dawała ochrony.Czuł jak deszcz zimną strugą spływa mu po
plecach.Na
bocznicy stał rząd wagonów załadowanych cementem.
Zastanawiał
się jaki ma sens nosić cement pakowany w workach papierowych w
strugach lejącego się deszczu.
-Partyzant,zwrócił
się do przodowego.Zrób przerwę,szkoda cenentu
cała
robota pójdzie na marne.
-Ty
jesteś od gadania czy noszenia,odpalił przodowy.Nam płacą za
noszenie
to i nosimy a o cement niech się martwi ten komu płacą
za
magazynowanie.Do roboty chłopy,nie słuchajta mądrali.Sprawa
została
załatwiona.Chodził jak automat.Worek na ramię trzydzieści
metrów
do wiaty z rzut na sztapel i tak w koło.Praca nie wymagała
myślenia
więc miał czas na zastanowienie czy list dotarł do Krysi,
czy
doczeka się odpowiedzi.A ten makabryczny sen.Skąd biorą
się
takie koszmary.Krystyna w błocie zniekształcona bólem twarz
-Śniadanie,przerwa
głos partyzanta przerwał te rozważania.
-Słuchajta
chłopy może odwiedzimy szwaczki odezwał się Alojz.
-Baby
są przekorne możecie mi wierzyć,czarny jak heban Gerard
jak
by nie słyszał propozycji Alojza.Taka im bardziej jest na nie tym
bardziej chce.W karpatach wschodnich niemcy wyparli nas
w
góry.Było głodno było chłodno było ciężko.W miasteczkach i
po
wsiach ludzie byli nasze ale niebezpiecznie było nosić i żarcie
i
picie a nawet odzienie nie mówiąc o lekarstwach.Niemcy jak
złapali
to kula w łeb.No i znalazła się taka paniusia nauczycielka
która
zgodziła się być kurierem.Pod pozorem pasienia krów dostarczała
nam wszystko co było potrzebne do przeżycia.Kobieta
była
młoda a tak ładna,że aż dech zapierało jak przyszło się na nią
patrzeć.No
i chodziła Józefina,biodrami kręciła a chłopy głodne
bab
jak nie przymierzając wilk stepowy w zimie.Ale był rozkaz
żeby
nie ruszać bo kobieta swoja,a tutaj jajca puchły.Tak się znalazł
między
nami mały niepozorny chłop wołali go Wasyl.Po którejś
wizycie
Józefiny Wasyl powiedział,że jak będzie zgoda porucznika
to
on tak podejdzie kobietę,że da po dobroci.Początkowo dowódca
nie
wyrażał zgody bo żarcie i rozkazy ważniejsze na wojnie od
babskiej dupy ale,że był chłop i swoje potrzeby miał tak wezwał
Wasyla
i mówi.
-Słuchaj
Wasyl jak ty zrobisz żeby Józefina z własnej woli dała
i
nie zameldowała,że dała na siłę i żeby dalej chciała nosić
żarcie
i
rozkazy to jest zgoda.
-Od
należy babę podejść jej bronią,powiedział Wasyl.Józefina jest
młoda
powiadają,że męża rozstrzelali ruscy bo był polskim oficerem
znaczy się jako kobieta swoje potrzeby ma.Ona tylko
boi
się własnej natury.Baba co innego mówi a co innego chce.Ot co.
Należy
jej pomóc w pokonaniu strachu.
-Jak
ty Wasyl jej pomożesz,zapytał dpwódca.
-Trzeba
użyć tyle siły ile potrzeba ale nie za dużo.Trzeba dużo mówić,że
jest piękna,że jest bardzo śliczna,że zażyje takiej rozkoszy
która wynagrodzi jyj wszystkie krzywdy.Jeżeli zamiast rozkoszy
zadasz jej ból przegrałeś.Każda jak zazna rozkoszy bez
chamstwa
będzie zadowolona.
-Tak
próbuj Wasyl,powiedział dowódca ale jak doniesie,że był gwałt
to pamiętaj kula w łeb.Osobiście zastrzelę.
-Pierdoły
opowiadasz,żachnął się Staszek.Gwałt to jest gwałt,
zmusza
kobietę do robienia czegoś w brew jej woli.Kobieta,
ciemnoto
jedna potrzebuje miłości,wtedy dopiero jest twoja.
-Kto
opowiada pierdoły to opowiada,bronił się Gerard.A ty widział
miłość.Dyrdymały
kurwa wymyśliły paniczyki,bo tak lepiej wygląda,piciu miciu a
wszystko sprowadza się do tego by chłop
na
babę wlazł i zrobił jej takie kuku,że ona chodzi jak pijana.Wtedy
baba
dostaje zeza z rozkoszy.Ot to jest miłość.
-Aleś
ty jest prymitywny,Staszek nie dawał za wygraną.
-Filozof
się znalazł,gadaj Gerard przerwali spór ze Staszkiem.
-Było
tak,że Wasyl dobrał sobie dwóch chłopów,zaczaili się
jak
Józefina szła przez las.Zarzucili na głowę płachtę,delikatnie
ułożyli
na mchu.Dwoch przytrzymało a Wasyl tak ją opatzrył
a
takie jej prawił komplementy,że baba przestała się bronić,wtedy
Wasyl
poprosił dowódcę...Józefina tak zasmakowała w dawaniu,że bywało
co i dwa razy w ciągu dnia odwiedzała oddział.W końcu
sprawa
się wydała Józefina trafiła do więzienia a nasz oddział
został
rozbity.Ja lasami trafiłem w Bieszczady i tam dotrwałem
końca
wojny.
-I
przeżyłeś i użyłeś swojeRudy facet ostrzyżony na jeża z
lubością
słuchał
wojennych wspomnień Gerarda.
-Bo
to jest tak chłopy,Gerard poczuł,że ma chętnych do słuchania
więc kontynuował wspomnienia zaprawione swoistą filozofią.
Wojna
nie wojna a baba pozostaje babą i jak właściwie ją opatrzysz
to
będziesz jej pan.Tak ją natura zmajstrowała,że dla rozkoszy
gotowa zaprzedać duszę diabłu.
Deszcz
przestał padać,z za chmur nieśmiało przedzierały się
blade
promienie słońca.Wiosenne ciepło poprawiło wszystkim
chumory.Nareszcie
zrzucili z siebie ciężkie niezgrabne kurtki
przeciwdeszczowe.Pracowali sprawnie jak dobrze tykający
zegarek.Nagle
na łuku torów pokazała się sylwetka kobiety.Szła
torami
co było surowo zabronione ale widać była pracownicą
kopalni
i uważała,że zakazy ją niedotyczą.Wszyscy jak jeden mąż
przerwali
robotę i wpatrywali się próbując odgadnąć kto pozwala
sobie
na ryzyko chodzenia torami.Była ubrana w NRDowską pelerynę koloru
aramantowego i takie same gumowe buty sięgające
łydek,na
głowie miała beret który próbował okiełzać wymykające
się
na wszystkie strony blond włosy.
-Dzika
Jolka,powiedział Gerard mrużąc oczy.
-Te
to pokaż co potrafisz,może będzie cię całowała po rękach jak
jej
zrobisz fachowe rypciom-pypciom.
-Ot
durak odpalił Gerard.Ja mówiłem jak podejść babę cnotliwą
którą
oprawić należy fachowo by zasmakowała w tych sprawach.
Dzika
Jolka choć nie stara w tych sprawach ma taki przebieg,że
nie
wymaga specjalnego podejscia.U Jolki to będziesz sapał jak
koń
przy zrywce drzewa a ona będzie robiła na drutach i spoglądała na
zegar byś nie fikał więcej niż zapłaciłeś.
-Sztygar
idzie,zabierać się do roboty.Partyzant pomagając sobie
rękami
rozganiał towarzystwo zajęte taksowaniem bioder”dzikiej
Jolki”.
-Co
stare kocury,ogony już się nie prężą to oczami pierdolita.Te
Alojz
jak jeszcze raz zwędzisz mi koronkowe majtki to ci obetnę
tego
zasuszonego badyla.Jolka wymijała ich w bezpiecznej odległości.
-Zostawcie
babę a bierzta się do roboty.Partyzant próbował
pokazać
przed sztygarem jaki to jest szef i jaki ma posłuch u
ludzi.Niechętnie
wracali do stojących na bocznicy wagonów by
z
workiem cementu na plecach odmierzać odległość wagon barak
i
z powrotem.
Rozdział
szesnasty
Po
długiej bardzo śnieżnej zimie nastała krótka ciepła wiosna
która
niepostrzeżenie przeszła w upalne parne lato.Lejący się z nieba
żar szczególnie dawał się we znaki tym którym wypadło pracować
na dnie głębokiej niecki.Odór parującego węgla brunatnego miał
zapach siarkowodoru i bardzo utrudniał oddychanie.Za namową kolegi
Staszek zgłosił się na kurs maszynistów elektrowozów.Starszy
szpakowaty pan inżynier z którym rozmawiał chyba był uprzedzony
przez kolegę Staszka bo
robił
wrażenie,że czekał na niego.
-No
to się zdecydowałeś.Dobrze.Spiszemy wszystkie persaonalia
w
jednostce załatwisz sobie zgodę na kurs.Pisz do rodziny,żeby ci
przysłali
świadectwo maturalne.Kurs rozpocznie się we wrzesniu
więc
czasu masz dosyć by pozałatwiać formalności.
-Dziękuję
wyszeptał uradowany,że poszło tak gładko.
-Jeszcze
jedno,powiedział inżynier.Od jutra zmienisz brygadę,
będziesz
pracował w zespole który buduje rozjazdy kolejowe.Nie
myśl,że
praca będzie lżejsza ale będzie ci na pewno lżej.
Słowa
inżyniera spełniły się co do joty.Praca wcale nie była lżejsza
ale
pozwalała mądrze gospodarować siłami a co najważniejsze ludzie w
nowej brygadzie byli jacyś inni bardziej normalni.
Wymieniali
rozjazd kolejowy na najniższym poziomie ogromnej
niecki
i choć żar dokuczał niemiłosiernie jemu było było dziwnie
wesoło.W
kieszeni trzymał list od Krystyny i wiedział,że jego
obawy
co do losu ich znajomości były bezpodstawne.Krystyna za
zgodą
obu rodziców wystąpiła o rozwód a co najważniejsze dla
niego
poważnie myśli o przyjeździe do Turoszowa,by się spotkać
sam
na sam.Piękne ale czy realne pomyślał.W stały szum jaki robi
ogromna
koparka która potężnymi łyżkami urabia węgiel zalegający w
kilkunastometrowych ścianach wdarł się przeraźliwy
głos
trąbki.To sygnał przodowego,że należy zejść z torów bo
nadjeżdża
pociąg załadowany węglem.Usiadł na skarpie by zapalić
papierosa
gdy pokazał się elektrowóz ciągnący skład wagonów
pełnych
węgla.Jak się po szczęści za niedługo on będzie kierował
takim
elektrowozem,pomyślał przyglądając się jak maszynistami
z
uwagą obserwował pantografy odbierające prąd 1100kV z trakcji.
Każda
przerwa w dopływie prądu może zatrzymać skład a wtedy
nawet
potężny elektrowóz może nie dać rady ruszyć te tysiące ton
na
stromym podjeździe.Elektrowóz minął ich ciągnąc wagony z
największym
wysiłkiem i po około dwustu metrach nagle stanął.
-niemiecki
maszynista wtrącił ktoś beznamiętnie.
-Pewnie
wyłączyli prąd i teraz będzie miał kłopot żeby ruszyć
po
tej stromiźnie,
-to
nie prąd zawyrokował przodowy,kolega niemiec ma awarię.
-Ciekawe
kto to wymyślił by kopalnia węgla była po stronie polskiej a
elektrownia po stronie niemieckiej.Pijane były jak ustalali
granice.Pucułowaty facet leżał na skarpie i obserwował
maszynistę.
-Pijane
pewnie byli po zwycięstwie nad Hitlerem ale granice nie
oni
ustalali,brygadzista włączył się w rozmowę.Granicę kreślił
pewnie
sam Stalin,a co dla niego znaczyła jakaś tam rzeka Nysa.
Machnął
ołówkiem i po sprawie.
-O
kurwa panowie patrzcie co niemiec wyprawia.Jeden pantograf
pod
prądem a germaniec wychodzi na maszynę.
-Zapomniał
ściągnąć pantograf,o kurwa zabije się.Brygadzista
poderwał
się chcąc polecieć do elektrowozu i ostrzec maszynistę
ale
było za późno.Wszyscy bezradnie patrzeli jak niemiec z kluczem
francuskim w dłoni wchodził po drabinie na elektrowóz.
-Chłopy,wyrwało
się komuś w chwili gdy niemiec chyba kolanem
dotknął
pantograf.Widzieli kłębek dymu i zginającego się w pół
maszynistę.Biegli
by go ratować choć po prawdzie nie bardzo wiedzieli jak.W
odległości kilku metrów od elektrowozu po czuli
smród
spalonego mięsa.Ściągnąć drugi pantograf by odciąć dopływ
prądu,Staszek
prawie dobiegał do maszyny gdy nagle ktoś podłożył
mu
nogę.Runął na ziemię staczając się ze skarpy.Poderwał się by
powtórnie
wskoczyć do kabiny i ściągnąć pozostający pod napięciem
pantograf ale ktoś złapał za bluzę i odepchnął od elektrowozu.
-Nie
zbliżać się,nie dotykać maszyny cała jest pod napięciem,głos
faceta
który normalnie był milczkiem w tej chwili brzmiał jak
rozkaz.Napięcie
1100 woltów kto chce być następnym.Na słupach
podtrzymujących
trakcję są nożyce odcinające napięcie,jeden w tą
stronę
drugi w tę stronę jak spotkacie nożyce ściągnąć je w dół,stać
i
pilnować by ktoś przez pomyłkę nie włączył prądu.
-Tyś
mnie kopnął,zwrócił się do gościa który spontanicznie stał
się
prowadzącym
całą akcję.
-Jeszcze
dwa kroki i dotknąłbyś maszyny,nie miałem czasu na
rozmowę.Leżał
byś teraz prawdopodobnie martwy na pewno
nieprzytomny.
-Dzięki.Znasz
się na tym.
-Ojciec
jest kolejarzem to coś się wie.Dźwięk syryny przerwał ich
rozmowę.Karetka
pogotowia,straż pożarna były na miejscu.
W
krótkim czasie ciągniony przez lokomotywę spalinową pojawił
się
niemiecki wagon sanitarny.Lekarz i pielęgniarka prawie brutalnie
odsunęli od nieprzytomnego maszynisty polaków.Trzecim był
niemiecki maszynista który usunął awarię drugiego pantografu
uruchomił
silniki i odjechał ze składem wagonów w kierunku granicy.
-Popatrzcie
panowie,niby przyjaciele z jednego obozu demokracji
ludowej
a polakom nie ufają.Alojz przyglądał się pielęgniarce
która
sprawnie opatrywała poszkodowanego niemca.
-Jacy
oni są przyjaciele,chłopak który uratował Staszkowi życie
przysłuchiwał
się rozmowie paląc papierosa.Przegrali wojnę to
siedzą
cicho ale co sobie myślą w tych zakutych łbach diabeł wie.
-Poczęstujesz
mnie fajką,Staszek dosiadł się do niego w nadziei,
że
pozna go bliżej. Staszek,przedstawił się odpalając papierosa.
-Leszek,podał
mu rękę.Kurna chata skład odjechał a ja zostałem.
-Gdzie
pracujesz,że zupełnie cię nie znam.
-Siedzę
albo z przodu albo z tyłu składu i pilnuję by jakiś wróg
nie
próbował wskoczyć do wagonu by pokonać granicę na gapę.
-Fajna
robota,
-Fajna
nie fajna ale da się żyć.Na jesień uciekam do cywila.Przyjdź
na
świetlicę to pogadamy.Sygnał brygadzisty ostrzegał wszystkich,że
nadjeżdża kolejny skład i należy odsunąć się od toru.Cześć
krzyknął i wskoczył do wolno toczącego się elektrowozu
który
jechał w kierunku mostu na Nysie.
W
koszarach czekał na niego list od kolegi z cywila.Śpiewali
razem
w teatrze muzycznym,przypadli sobie do gustu i zostali
dobrymi
kolegami choć nigdy nie uważał Andrzeja za przyjaciela.
List
pełny był plotek,między innymi dowiedział się,że chłopak
którego
uważał za przyjaciela odbywa służbę wojskową w jednostce
Korpusu
Bezpieczeństwa Wewnętrznego w Gdańsku.Na końcu
listu
wspomniał,że często spotyka Stenię która chciałaby Staszka
odwiedzić
i dlatego prosi Andrzeja o adres.
Czytał
i czytał i właściwie nie robiły na nim wrażenia wiadomości
ze
świata który wykreślił bo nie był jego przynajmniej na tą
chwilę.
Tłumiony
żal do wszystkich,że to właśnie jego spotkał taki a nie inny
los.Wydumane w jego wybujałej wyobraźni podejrzenia,że
bliski
donosił,charakteryzował jego sylwetkę jako wroga ludu.No
i
właśnie jedyna wiadomość która go poruszyła to ta,że Staszek
facet
którego uważał za przyjaciela trafił do KBW elitarnej jednostki
której naczelnym zadaniem było zwalczanie wrogów ludu a więc
takich jak on.Dzisiaj z perspektywy czasu dostrzega wiele
spraw
które wtedy uchodziły jego uwadze.Nie da się ukryć,że czuje
się
wykiwany przez całe to towarzystwo które tak chętnie odwiedzało
jego dom w którym było tak swojsko,staropolsko w
miarę
dostatnio jednym słowem fajnie.Gdy tak myśli nad tymi
czasami
to cierpnie u skóra na myśl jak tanim kosztem „władza”
dowiadywała
się o jego rodzinie wszystko co chciała łącznie z
poglądami
politycznymi.
Siedział
na świetlicy i postanowił napisać list do Andrzeja by pod żadnym
pozorem nie dał Steni adresu jego jednostki.Po co.Sprawa jest
zakończona przynajmniej dla niego.Poznany w pracy Leszek
siedział
pod oknem i brzdękał na gitarze stare kresowe ballady ale
Staszek
nie miał nastroju do słuchania muzyki.Innym razem pomyślał i
zabrał sie do pisania listu.Szło mu ciężko nie bardzo
wiedział
czy w ogóle ma sens podejmować korespondencję.
Z
ulgą przyjął polecenie kaprala dyżurnego żeby natychmiast
stawił
się na wartowni.Rozkaz to rozkaz.Przerwał pisanie i zabierał
się
do wyjścia.
-Nie
uciekaj,głos Leszka przypomniał mu,że są umówieni.
-Zaraz
wracam,skinął ręką w jego kierunku.Poprawił mundur i
poszedł
na wartownię.
Stała
pod bramą nieproporcjonalnie mała w stosunku do wartownika który
przechadzał się wzdłuż bramy z karabinem
na
ramieniu.Pierwsza myśl Stenia.pewnie mama dała jej adres
i
oto jest ale co dalej.Wycofać się,kazać powiedzieć,że go nie ma.
Głupie.Dziewczyna
przyjechała na sam koniec Polski,styk granic
Czechosłowackiej,NRDowskiej
i Polskiej.Trudno niech go zobaczy
z
czarnymi bliznami na twarzy-generał w roboczym brudnym,
wyświechtanym łachu który kiedyś był mundurem.Przystanął na
środku
placy jeszcze nie zdecydowany czy podejść czy może lepiej
się
wycofać.W końcu zdecydował się podejść,może go nie pozna,
zapadnięte
policzki, z czarną blizną na czole.Dochodził do bramy
gdy
postać odwróciła się.
-Jak
Boga kocham Krystyna,krzyknął totalnie zaskoczony.
Granatowy
kostiumik lekko dopasowany do figury nadawał jej
sylwetce
dziewczęcego wyglądu.Niebieska bluzka z małym dekoltem i
wykładanym kołnierzem podkreślały młodzieńczy żeby
nie
powiedzieć szkolny wygląd.Spódnica tuż za kolana pozwalała
dostrzec
suche rasowe łydki.Całość dopełniały szpilki które podnosiły
stan i eksponowały krągłość biustu.Jest piękna,ba piękniejsza
niż była pomyślał łapiąc ją w ramiona.
-Przyjechałam
na tydzień dlatego ostatnio mało pisałam,wolę Ci wszystko
opowiedzieć osobiście,mówiła szeptem wtulona w jego
ramiona.Była
ciepła,promienna,emanowała z niej radość zakochanej
kobiety.Stali
zapatrzeni w siebie.
-Nareszcie
jesteś,wyszeptał.
W
radosnym nastroju poszedł do oficera dyżurnego by załatwić
pokój
gościnny i tutaj spotkała go niemiła niespodzianka.Oficer
zażądał
okazania dokumentu z którego by wynikało,że są
małżeństwem,regulamin w tym względzie nie pozostawiał żadnych
wątpliwości.Sytuacja
skomplikowała się gdy dyżurny odmówił mu
wydania
przepustki by pomóc Krystynie w załatwieniu kwatery
prywatnej
u okolicznych mieszkańców.
-Mężatki
przyjmujecie,cedził przez zęby obserwując przez okno
Krystynę.Chcecie
żeby wojsko pomogło wam przyprawiać rogi
jakiemuś
facetowi.Że też musiał trafić na tego starszego sierżanta
którego
jak powiadają żona puściła kantem ze śmieciarzem.Był
totalnie
zrezygnowany sytuacją,nieustępliwy sierżant,zmierzch i
zmęczona
Krystyna stojąca przed bramą.Sytuację uratował młody
podporucznik
pełniący funkcję oficera do spraw kulturalnych.
Wszedł
na wartownię zapytać co pod bramą robi ta pani bo jak nie ma
chętnych to on może się nią zająć.
-To
do mnie,Staszek uprzedził sierżanta.
-To
nie małżeństwo i zgodnie z regulaminem nie mogą korzystać
z
pokoju gościnnego,nie omieszkał dodać sierżant.
-Chodźcie
ze mną,zwrócił się do Staszka ignorując zupełnie zdanie
sierżanta.Dam
ci przepustkę do rana,pójdziesz do pracy a po tym
zameldujesz
się u dowódcy.Kilka dni urlopu wystarczy,uśmiechnął
się
przyjaźnie.Śierżant służbista nie zna życia.A teraz leć bo
robi się
ciemno
i nie wypada by pani stała pod bramą.
Na
korytarzu spotkał Leszka jak z gitarą przewieszoną przez ramię
wracał
ze świetlicy.Wystarczyło parę zdań i Leszek podał Staszkowi
adres
pod którym mieszka jego dziewczyna ze swoją matką.Parter
poniemieckiej
willi którą zajmują jest tak obszerny,że po winne ich
ich
przyjąć szczególnie z jego rekomendacją.
Mały
przytulny pokój umeblowany gustownie choć niewątpliwie
w
stylu drobnomieszczańskim.Wygodna otomana pokryta pluszem
w
kolorze zielonym,szafa gdańska,mały sekretarzyk i zawieszony
centralnie
duży mosiężny abażur,pod nim nieduży dębowy okrągły
stół
i cztery krzesła.Byli speszeni uprzejmością gospodyni która
jak
tylko dowiedziała się,że to Leszek prosi o udzielenie gościny
natychmiast
stała się wylewnie grzeczna.
-To
twój list sprawił,że jestem tutaj,mówiła tuląc się do niego,To
jest wyznanie na piśmie tego się już nie wyprzesz.Czekałam na te
słowa i już traciłam nadzieję czy je kiedykolwiek usłyszę z
twoich
ust,a
tu proszę na piśmie.Ta nasza umowa żeby się nie angażować
a
jedynie uszczknąć ciupinkę szczęścia uciekającemu czasowi
wyszła
mi gardłem.Rodzice również się cieszą,że to między nami
to
nie było tylko takie...no wiesz.
-To
rodzice czytali mój list,zapytał zdumiony.
-Nie
ale jak zobaczyli moją minę po przeczytaniu listu,jak zaczęłam
śpiewać
arię Costa Diva a po tym pakować walizkę,wybacz musiałam się
wytłumaczyć.
Pili
herbatę podaną przez sympatyczną gospodynię,niespodziewanie
odstawiła
filiżankę i oparta łokciami o stół zapytała spoglądając mu
w
oczy.
-Czy
gdybym ci nie powiedziała,że cię kocham to uwierzyłbyś,że
cię
nie kocham.Zaskoczyła go zmianą nastroju i pokrętną formą
pytania.
-Oddalenie
potęguje uczucie ale niesie również wiele wyimaginowanych
wątpliwości.
-Nie
odpowiedziałeś na moje pytanie
-Chcesz
żebym był zarozumiały.
-Chcę
żebyś był tak pewny jak tylko to jet możliwe.Wstała od stołu
wzięła
go za rękę i zdecydowanym ruchem pociągnęła w kierunku
otomany...
-Czy
to wszystko jest prawdą,czy ja leżę obok ciebie chyba nie
nadążam.Kudłoń,bijatyka,strzał,morze wątpliwości...
-Znam
prawdę o zajściu pomiędzy tobą a Kudłoniem.Leżeli obok
siebie
wpatrzeni w sufit.Kierowca który jeździł z tobą po prowiant
został
przeniesiony i teraz pracuje u mnie na powierzchni.Z tego co
wiem
to nie mogłeś inaczej postąpić.Chłopak opowiadał mi wiele
spraw
które działy się i dzieją w batalionie.Powiedział,że szukali
haka
na ciebie a ty im tylko pomogłeś.
-Nie
pasowałem i nie pasuję do pewnych służb,mam nadzieję,że
kwatermistrz
nie miał pretensji do mojej pracy.
-Nie
ma kwatermistrza,przeniesiony do rezerwy.
-Mam
nadzieję,że to nie ja przyczyniłem się do tego.
-Kto
ich tam wie,zresztą mało mnie to obchodzi.Powiem ci coś
co
cię na pewno zainteresuje.Ten muzykant o którym opowiadałeś,
że
stracił nogę,jest już w cywilu.
-Heniek
Borto-cłowieku co ty wis,jest już u swojej Hani.
-Nie
wiadomo czy jest,wpadła mu w słowo.Samochód ciężarowy
wiózł
dwie zalutowane trumny z ciałami żołnierzy którzy zginęli
w
kopalni jechało jeszcze kilku żołnierzy którzy mieli uczestniczyć
w
pogrzebie a Borto zabrał się z nimi na gapę.Samochód miał
wypadek stoczył się do rowu,trumny leżały na łące,przybyło
dwóch
nieboszczyków
reszta ciężko ranna.Mówią,że kierowca był pijany.
Wiadomość
poraziła go.Heniek prawdziwy chłopski filozof pewnie
chciał
być wcześniej u swojej Hani i spotkał swoje przeznaczenie
albo
nie żyje albo jest podwójnym kaleką.Prawdy już się nigdy nie
dowie.
-To
był pierwszy normalny człowiek którego spotkałem w tym
batalionie,nauczył mnie wielu mądrości szczególnie szacunku do
prostych
prawd .Żył zgodnie z rytmem które wyznaczały przyroda,
tradycja
i religia.Był bezkompromisowy.
Ciche
pukanie do drzwi przerwało ich rozmowę.Szybko ogarnęli
się
prześcieradłami i czekali wystraszeni jak dzieci złapane na
gorącym uczynku.Pukanie powtórzyło się i usłyszeli szept pani
gospodyni.
-Proszę
państwa jest dodatkowa poduszka i koc będzie wygodniej,
delikatnie
uchyliła drzwi czując,że przeszkadza ale koniecznie
chciała
im umilić chwile spędzone u niej.
-Śmiało
niech pani wchodzi,bardzo dziękujemy.Śiedzieli w kucki
z
pierzyną podciągniętą pod brody,mimowolnie robiąc śmieszne
miny.
-Zrobię
wam jeszcze herbatę na pewno jesteście spragnieni,mówiła
uśmiechając
się przyjaźnie.Może przypominali jej lata młodości,
może
też kiedyś spędzała chwile z ukochanym w przypadkowo
wynajętym
pokoju.
W
końcu zostali sami, głodni siebie a jednak coś ich hamowało,już
nie byli tak spontaniczni jak kiedyś.Rozłąka i przeżycia zrobiły
swoje,każde z nich usiłowało być delikatne i grzeczne nie chcąc
przesadzać w okazywaniu uczuć.Zauważył,że im bardziej się
angażował
tym mniej ważny stawał się sam seks.Czy to możliwe.
Fascynowało
go ciało Krystyny ale bardziej pożądał jej bliskości, samego
faktu bycia przy niej rozmowy,marzenia,snucia planów
na
przyszłość.Zmiana która się w nim dokonywała zaskakiwała go
do
tego stopnia,że bał się czy aby Krystyna nie odbierze tego jako
afrontu.Miała
przecież kompleks wieku uważała,że prędzej czy później
przestanie być dla niego atrakcyjna.
-Chodź
tutaj chłopczyku kiwała na niego palcem.Nieznacznym
ruchem
ciała zrzuciła z siebie różowy peniuar i stała pyszna w swej
nagości.Wszystkie
wątpliwości i zahamowania rozpłynęły się gdy
spleceni
runęli na białą pościel...
Z
płytkiej drzemki wyrwało ich delikatne pukanie do drzwi.
-W
koszarach już pobudka proszę pana,gospodyni przypominała,
że
czas już wstawać.
Przyjazd
młodej pięknej kobiety zelektryzował wszystkich.Uznał,
że
lepiej nie reagować na ciągłe dowcipy i podgadywania które
w
zamyśle autorów miały go skłonić do zwierzeń.Najtrudniej było
w
pracy.Co jakiś czas któryś zaczynał zwierzenia o swoich
kontaktach z kobietami a wszystko po to by zaczął mówić jak było.
Pozostał
niewzruszony.Jak tyllko wrócił do batalionu natychmiast
zgłosił
się do dowódcy z prośbą o przepustkę i tutaj spotkała go
miła
niespodzoanka.Pisarz wręczył mu wypisaną i podpisaną kartę
urlopową
na cztery dni.W myślach podziękował młodemu porucznikowi bo czuł
w tym jego rękę.Pojechali do Jeleniej Góry oczywiście na koszt
Krystyny.Zamieszkali w małym poniemieckim
pensjonacie
szczęśliwi,że dane im jest spędzić ze sobą cztery dni.
I
stało się coś czego ani nie planowanli ani nie przewidzieli.Wpadli
w
trans w zaczarowane koło w którym zatrzymał się czas a oni jak
za
hipnotyzowani poruszali się dziwnie nierealni a jednak świadomi
że
oto spędzają cudowne dni być może jedyne w ich życiu,
niepowtarzalne.Mówili
do siebie mało bo wszystko było oczywiste,
wyznanie
miłości dokonywało się bez słów,pytanie drugiej strony
czy
kocha było by bluźnierstwem.Łapał się na tym,że gdy potrzebował
papierosy to leciał do kiosku biegiem jak mały sztubak by tylko nie
tracić cennego czasu.Wracał zdyszany do pokoju i nie wiedzieć
dlaczego bał się,że może jej nie zastać a ona rzucała mu się
na szyję z radości,że wrócił.
Był
późny wieczór gdy poprzez małe kwadratowe okno spoglądali
na
światła miasta.Ich pensjonat położony na wzniesieniu pozwalał
ogarnąć
panoramę prawie całej Jeleniej Góry.
-Jest
pięknie,szeptała wpatrzona w migające światła.Ilu ludzi przed
nami
spoglądało z tego okna zakochanych oczarowanych pięknym
gór.
-Pomyśl
Krycha ilu ludzi musiało opuścić swoje urokliwe gniazda
w
strachu przed sowietami.
-Jakoś
nie potrafię im współczuć,to oni rozpętali tę wojnę sami
sobie
zgotowali ten los.Myślisz,że u nas w Buczaczy nie było
pięknie.Rodzice
jak zaczną malować te utracone pejzaże te parohy
ten
step to nic tylko płakać.
-Masz
rację prości ludzie nie powinni odpowiadać za zło którego
sprawcami
było kilku kilku nawiedzonych zbrodniarzy.Jednak gdy pomyślę,że
taka przemiła nauczycielka niemka pochodząca z Hierschbergu czyli
Jeleniej Góry miała ponosić konsekwencje
jakiegoś
psychopaty-Hitlera to robi mi się jej żal.
-A
mnie i tysięcy takich jak ja to jest ci żal.Odwróciła się
plecami
do
okna zarzuciła mu ramiona na szyję przyciągnęła do siebie i
spoglądała
w oczy.
-A
pomyślałaś,że gdybyś pozostała w Buczaczy to nigdy nie
spotkałabyś szeregowego Ptakowskiego.Przepraszam jest żal.
-Ty
wiesz,że jestem starsza od ciebie,nagle zmieniła temat.Pomyślaż o
cztery lata.Zestarzeję się i będziesz się mnie wstydził.Dwie
duże
łzy stoczyły się po jej policzkach i ugrzęzły w kącikach ust..
Boję
się,rozumiesz,boję się,że to wszystko to sen który nagle się
skończy
i stanie się coś strasznego.Boję się nie wiem czego ale
wiem,że
to coś wisi nad nami,Staszku boję się.
-Krycha
co ty mówisz,złapał ją w ramiona.Jesteśmy tutaj w tym
pokoju
razem ty i ja przed nami jeszcze dwa dni,a ty płaczesz.
Spojrzała
na niego tymi swoimi mądrymi oczami i wyszeptała,boję się.Próbował
odgonić od niej te czarne myśli choć sam również
odnosił
wrażenie,że całe to dziś jest nierealne.Koszmarny sen w
którym
Krystyna grzęźnie w czarnej lepkiej mazi wracał jak memento,nie
potrafił się od niego uwolnić.Nie powiedział jej o
strasznym
śnie,nie chciał psuć nastroju tych kilku dni ale wbrew
swojej
woli czuł,że coś niedobrego wisi nad nimi.
-Ty
się martwisz,że jesteś starsza ode mnie a co ja mam powiedzieć
rok
pracy i już czarna blizna na twarzy,na całe życie,policzki
zapadnięte
stawy bolą,że spać nie można.Wystarczy,że w następnym roku
nauczę się chlać gorzałę,kląć już klnę prawie
tak
jak ty.
-Tylko
nie wódka,patrzała się na niego błagalnym wzrokiem.Mam
ich
na powierzchni widzę jak chleją wódkę,piwo,jabole a nawet
deneturat.
-Ty
się patrzysz na nich z góry a ja jestem wśród nich.Czasami mi się
wydaje,że z tą moją abstynencją wychodzę na prawdziwego
dziwaka.Młody
facet i nie pije.To jest nienormalne.Skąd ci przyszło
do
głowy,że ja będę się ciebie wstydził,wrócił do jej pierwszego
pytania.Nie
odpowiedziała wprost,po chwili wyszeptała
-Wystąpiłam
formalnie o rozwód,wiesz boję się czy nie popełniłam
kolejnego
błędu,facet młodszy o cztery lata...Gadam bzdury takie
babskie
nastroje,zreflektowała się.Słuchaj jutro pójdziemy na spacer
kupimy
jakieś pamiątki a może zrobimy sobie wspólne zdjęcie.,no
pomyśl
będziemy mieli co pokazywać naszym dzieciom a może i
wnukom.Zdjęcie
będę nosiła przy sobie jako talizman.
-Nic
z tego,przekomarzał się,fotograf wyśle zdjęcie na mój adres
a
ja prześlę ci jedno z listem,pod warunkiem,że dobrze wypadłem.Jak
nie to wszystkie wylądują w koszu.
-Nic
z tego szanowny panie,zdjęcia zapłacę ja i trafią na mój adres.
Facet
nie musi dbać o to jak wypadł na zdjęciu,kobieta to co
innego.Zdjęcia zostaną ocenzurowane,jak wyjdę piękniejsza niż
jestem
to otrzymasz jedno z autografem,delikatnie uderzała go
palcem
w nos.
Po
trzech dniach pierwszy raz wyszli na spacer trzymając się pod rękę
i radośnie spoglądając na mijanych ludzi.Dziwiło ich,że
przechodnie
nie podzielają ich radości,wszyscy jacyś smutni ze
spuszczonymi
głowami biegają za swoimi sprawami.Dlaczego tyle
smutku,przecież
każdy z tych ludzi kocha albo kochał albo będzie
kochał.Czy
opuszczona głowa i smuta to znaki firmowe Polaków.
Weszli
na rynek,podziwiali architekturę starych kamieniczek,
następnie
poszli na dworzec kolejowy odpisać godziny odjazdu
pociągów
w dworcowej poczekalni zjedli po bułce posmarowanej
masłem
i obłożonej plastrem kiełbasy i sera.Krystyna pojedzie pierwsza
jej pociąg do Wałbrzycha odjeżdża dwie godziny wcześniej nic na
to nie poradzą.
-Już
tylko rok Stachu,szeptała mu na ucho.Rok i będziemy razem.
Pójdziesz
na studia takie normalne bez skierowania,ja będę utrzymywała
dom.Damy sobie radę.
-Nie
wiem dlaczego nachodzą mnie czarne myśli,jakoś brakuje mi
wyobraźni by zobaczyć siebie w konkretnym zawodzie.
-A
może nie chcesz przyjąć mojej pomocy,chłopska ambicja czy tak
W
tym względzie będę nieustępliwa,skończysz studia i potem
zdecydujemy
gdzie zamieszkamy.Chciała bym by było to blisko
rodziców,nie
chcę pozostawiać ich bez opieki,tyle im zawdzięczam.
-Pamiętaj,że
wisi nad nami rozwód,twój rozwód Krystyna.
-Wiem
Stachu.To jest nasz wspólny problem my damy sobie radę
gorzej
z moimi rodzicami.Oni pojmują wiarę jako coś z czym się
nie
dyskutuje.Była przysięga i koniec.Ja myślę,że Pan Bóg to
nie
jest rachmistrz z czarnymi nałokietnikami który nic innego nie robi
tylko księguje nasze potknięcia żeby nam do piepszyć.
-Ee
mały filozofie,przytulił ją do siebie,też tak myślę.Dla mnie
Bóg
jest
czymś nieogarnionym.Jest nieskończoną miłością,mądrością
i
dobrocią.Liczyć się będzie nie każde pojedyncze dokonanie lecz
bilans
naszego życia-wynik końcowy który może być dla nas samych
zaskoczeniem.Bóg nie może potępiać miłości.
-Nikogo
nie krzywdzimy to mnie skrzywdzono mam nadzieję,że
to
będzie wzięte pod uwagę,mówiła kurczowo trzymając się jego
ramienia.
-Przed
Sądem Bożym czeka mnie jeszcze sąd moich rodziców,
pomyśl
synalek przywozi z wojska rozwódkę
-Nie
strasz proszą wystarczy,że ja się boję.Jestem baba i wiem co
pomyśli
twoja mama.Stara ropucha usidliła mojego Stasieńka.Nie dość,że
starsza to jeszcze rozwódka.Wytrzymasz tę presję.A zaraz
obok
młoda zakochana Stenia.Przycisnął ją do siebie z całych sił
by
pomóc jej opanować czarne myśli.Była w tym co mówiła jakaś
logika,temu
nie mógł zaprzeczyć ale czy te myśli mają zakłócić
ich
cztery dni szczęścia.Logika nie sprzyja miłości tego był pewny.
-To
wszystko jest nieprawda,powiedział choć w głębi duszy podzielał
niektóre jej wątpliwości.Nie będą piać z zachwytu,że
związał
się ze starszą kobietą do tego rozwódką. Ale tego był
pewny,że
uszanują jego wybór.
-O
moich rodziców się nie martw wiem,że kiedy cię poznają bliżej
dostaną
na Twoim punkcie takiego hopla jak ja.
-Dodajesz
mi otuchy,pocieszasz dzięki i za to.Czuł delikatne łaskotanie jej
włosów na policzku.Chciał znowu być w ich pokoiku mieć ją
blisko siebie sycić się jej ciałem ale Krystyna uprzedziła jego
zamiar.
-Idziemy
poszukać fotografa,tak jak było umówione.Wsunęła rękę pod jego
ramię i pociągnęła w labirynt wąskich ulic śródmieścia.
Zakład
fotograficzny był zamknięty.Zrezygnowani chcieli odejść
gdy
nagle zauważyli przycisk dzwonka.Staszek nacisnął dwa razy
i
nad ich głowami otworzyło się okno i pani w średnim wieku
z
utrefionymi włosami grzecznie oznajmiła,że już schodzi do
zakładu.Okazało się,że pani fotograf ma przygotowane mundury
galowe
z epoletami a nawet z dystynkcjami oficerskimi,wszystko
na
życzenie.Zrobili sobie zdjęcie w którym on wystąpił w mundurze
kaprala,ona
w swojej niebieskiej bluzce która tak pięknie harmonizowała z
karnacją jej skóry.Krystyna zapłaciła,zostawiła
swój
adres i zadowoleni wracali do swojego pokoiku.Po drodze wstąpili do
Delikatesów kupili butelkę Tokaju i paczuszkę kruchych
ciastek,puszkę
sardynek,bułki i masło.Wszystko to stało nietknięte
na
stole gdy oni pobladli od wewnętrznego żaru chłonęli siebie na
wzajem.Było
bardzo późno w nocy gdy w końcu przypomnieli sobie o
winie.Próbował otworzyć butelkę lecz bez korkociągu było
to
niemożliwe.Zdesperowani siedzieli na łóżku i bezradnie spoglądali
na butelkę.W końcu wpadli na sposób.Pilnikiem do
paznokci
zaczął wydłubywać korek a resztę wepchnął do środka.
Hura,wino
było ich.Wspaniały złocisty płyn o niepowtarzalnym smaku nawet w
szklankach do herbaty nie tracił nic ze swego smaku.Spragnieni
wypili po szklance.Alkohol wprowadził ich w stan euforii.Krystyna
zapragnęła tańca on jak za dawnych czasów
popisywał
się swoim głosem.
-Bo
miłość to cygańskie dziecię,śpiewał habanerę a ona udając
cygankę
zmysłowo kręciła biodrami.Była kobietą wyjątkową
obdarzoną
przez naturę wszystkim co kobieta powinna mieć by
podobać
się mężczyźnie.Zgrabna figura,atłasowa skóra,piękna
twarz
i rasowe szczupłe nogi.I ta kobieta wypatrzyła sobie jego
z
tłumu przerażonych rekrutów mało tego obdarzyła go miłością.Po
kolejnym łyku wina nagle poczuł do niej ogromną wdzięczność,
wstał
złapał za ręce i próbował zaciągnąć do łóżka.Jeszcze
tańczyła
jeszcze
udawała cygankę ale posłusznie pozwoliła się ułożyć na
białej
pościeli.
-Chcesz
mnie fizycznie unicestwić,ty narowisty ogierze.
-Według
znawcy kobiet z brygady osiłków dwoma rzeczami baby
nie
wystraszysz.
-Czym,spytała
zaciekawiona.
-Wypłatą
i chłopskim fiutem.
-Świntuch,przytuliła
sie do niego.Jestem taka słaba a ty jeszcze
potrafisz
zmusić mnie do lotu...Złapała go za włosy i kąsała zębami
po
całej twarzy.
Rozdział
siedemnasty
Pożegnanie
to prawie jak umieranie.Stał na peronie wpatrzony
w
czerwone światła ostatniego wagonu którym odjechała Krystyna.
Cztery
dni podarowane przez los a może nie los tylko młodego
podporucznika
który nie wiedzieć czemu załatwił mu u dowódcy
miast
przepustki urlop.W pożegnanie wpisany jest element smutku
związany
z rozstaniem,naszły go filozoficzne myśli.To straszne
uczucie
stwierdził,tak jak byś tego kogoś miał już więcej nie spotkać
a przecież tak nie jest.To nastrój peronu,buchająca para
lokomotywy
i droga twarz w małym kwadracie okna wagonu czynią
ten
nastrój podobny do pogrzebu.Kontrast pomiędzy szczęściem
ostatnich
dni i ta pustka spowitego parą peronu powodowały,że
czuł
się jak porzucony przez kochanego pana pies.
-Masz
fajki za jego plecami stał dworcowy łazęga który w dworcowym
barze spijał resztki piwa.Wyjął z kieszeni paczkę
„Dukatów”
i poczęstował go nie patrząc w jego kierunku.
-A
zapałki upomniał się zmuszając go do podniesienia wzroku.
-Ty
co obruszył się Staszek,papierosy zapałki a może jeszcze
piwko
-Ee
trafiłeś kolego w sedno sprawy.Piwo dobrze ci zrobi,możesz mi
wierzyć.Nic
tak nie rozjaśnia umysłu po burzliwej nocy jak kufelek
chłodnego
złocistego płynu z białą pianką.Tam już nic nie
wypatrzysz,pokazał głową w kierunku gdzie zniknął pociąg.
Pojechała
w siną dal i nic nie wypatrzysz,wierz mi.One takie są
płacz,łzy
na peronie a w wagonie czeka już następny apsztyfikant.
-Odwal
się,naskoczył na niego.Czego jeszcze chcesz.
-Piwa,odpowiedział
z rozbrajającą szczerością.Był brudny,robił
wrażenie,że
dawno nie widział wody ale był inteligentny i co ważne
dowcipny.No
choć zapraszał go do dworcowego bufetu pewny,że już
zdecydował
się postawić mu piwo.Pojechała zapomnij o nocy-z inną
szukaj
rozkoszy,strzelił aforyzmem.Baby nie są warte by za nimi
płakać.Siedzieli
w kącie przy małym brudnym stoliku pełnym
petów
i plam po rozlanym piwie.
-Z
czego żyjesz,zapytał by cokolwiek powiedzieć.
-Z
ciężkiej pracy.
-Widzę
jak harujesz.
-Spróbuj
tak żyć a zobaczysz jak jest ciężko.Bez grosza przy duszy
idziesz
na stację by ugasić żar który trawi ci flaki i w tłumie ludzi
musisz
znaleźć tego który postawi ci piwo.To nie jest praca?
-Wiedziałeś,że
ci postawię.
-Kiedy
zobaczyłem jak odprowadzasz swoją damę wiedziałem,że
cierpisz
a człowiek cierpiący potrzebuje zrozumienia i pocieszenia
za
to gotowy jest postawić nie tylko piwo.
-Ja
cierpię,bierzesz mnie na bajer.
-Cierpisz
to widać.Wydaje ci się,że cały świat się zawalił,że to
czerwone
światełko na ostatnim wagonie to jest twój”Kaniec
filma”No,kiwał
ze zrozumieniem głową w jego kierunku.Gdyby
tak
nie było to zamiast piwa kopnął byś mnie w dupę.
-Zaciekawiasz
mnie,studiujesz psychologię i robisz sobie na takich
głupkach
jak ja testy.
-Moje
studia to głód i otwarte oczy.Jelenia Góra to miejscowość
wczasowa,tutaj
ludzie przyjeżdżają po zdrowie i relaks a znajdują
czasami
dwa tygodnie złudzeń które przeważnie kończą się płaczem
czasami
prawdziwym dramatem.Ja widzisz też tak przyjechałem,
zapowiadający
się kawaler przyjechał na dwa tygodnie odpoczynku.
Znalazł
go w łóżku takiej blond Zeni która prowadziła pensjonat.
Zapierdalałem
na dziesięć etatów.Zaopatrzeniowiec,,kelner,palacz,
hydraulik,kominiarz
i diabli siedzą co jeszcze a w nocy kochanek
Wymagająca
była,że och.Szpik z kości by wyssała-blond aniołek.
Dobry
byłem puki nie trafił się taki nadziany z Krakowa.Na początku
byłem jeszcze zaopatrzeniowcem i kelnerem a skończyło
się
na palaczu.Całą noc siedziałem w chlewiku i spoglądałem w
okna
jej sypialni gdzie urzędował już inny ogier.I jak tu było nie pić
skoro
na własne oczy widziałem jak robił z nią co chciał a ona to
prawie
lizała mu łapy.Pewnego dnia stwierdziła,że pijaków nie
zatrudnia
i po prostu wylała mnie na ulicę.
-Miałeś
pecha.
-Gówno
nie pecha.Głupi byłem bo wierzyłem rżniętej babie.Miłość
cud
miód.Byłem Apisem,ogierem i gladiatorem a to są słowa pułapki
które przyjemnie się słucha ale w które nie wolno wierzyć.
One
gdy to mówią to nawet w to wierzą bo one odbierają świat
poprzez
waginę.Tak zostały zmajstrowane bo inaczej która chciała by
rodzić w bólach.Jak jej dogodzisz jesteś jej pan.Przyjdzie inny
zrobi jej to lepiej jesteś zero.Tak kolego te cudowne anielice w mig
stają
się wściekłymi złośliwymi osami.
-To
ty jesteś wściekły na samego siebie,że przegrałeś.Można
przegrać ale to jeszcze nie powód by staczać się na dno.
-Ty
myślisz,że ja tak od razu na dno.Rok pracowałem u takiego
śmieciarza.Powoziłem
końmi,zarabiałem i czekałem aż krakus
jej
się znudzi.
-I
co nie znudził się.
-Diabli
wiedzą.Zenia naraz sprzedała pensjonat i pojechała z tym
swoim
krakusem w siną dal.Wtedy straciłem nadzieję.
-Kochałeś
ją?
-Jak
widzisz,kurwiszcze zapiepszone.Próbowałem zapomnieć,były
okazje
wczasowiczki z całej Polski ale bestia rzuciła urok i na mnie
i
na tego w spodniach.Były młode,stare,ładne,mądre,glupie nic
nie
pomogło,zaparł się i szlus albo Zenia albo żadna.
-Dlaczego
nie wróciłeś w rodzinne strony,masz chyba rodzinę.
-Mam
i co z tego,pojechałem i teraz mam wracać jak ten syn
marnotrawny.Postawisz jeszcze jedno piwo.Pił sam.Staszek czuł,
że
po jednym piwie kręci mu sie w głowie więc nie chciał wracać
do
koszar pijany.
-Widzisz
stary jak szybko przeleciał ci czas,dwa piwa i już możesz
wychodzić
na peron.
-Masz
to wszystko wyreżyserowane,zapytał zbierając się do wyjścia
na
peron.
-Jaka
reżyseria,stary tutaj obowiązuje pełna improwizacja.Sztuka
nie
znosi sztywnych ram.U mnie jak w muzyce murzyńskiej wszystko rodzi
się z nastroju chwili,bajer też.Inny tekst dla dziadka
inny
dla zakochanego wojaka a inny dla starszej pani której się jeszcze
wydaje.
-Dobry
jesteś.
-Chcesz
przeżyć musisz być dobry
-Jak
ci na imię.
-Po
co ci to.Jestem i już,taki nieogolony z peronu.Ty to jak na
wojaka
dociekliwy jesteś.
-Ani
rozmowny ani dociekliwy,zaczepiłeś to i pytam.Widzę,że
ciężko
pracujesz na kawałek chleba.
„”Pociąg
osobowy z Jeleniej Góry do...”
-Spikierka
Jadzia musiała za balować bo głos ma taki jak by całą noc grała
na fujarce.Też jej nie wyszło,niby ładna ale ma pecha
do
facetów.Łazęga spoglądał w gadający głośnik.Wypije jajko na
surowo to dojdzie do formy.Znam ją twarda jest.
Staszek
odchodził od stolika gdy nagle złapał go za rękę.Poczekaj
pójdę
z tobą,dawno nikogo nie odprowadzałem.Piotr jestem
przedstawił
się niespodziewanie,nie wszystko było bajerem powiedział
cicho.Mnie nie wyszło ale z tymi babami to trochę
przesadziłem,są
dobre i są złe tak jak i faceci.Para z przejeżdżającego parowozu
zasnuła cały peron mgłą,na chwilę
zniknęli
w białym mleku by po chwili pojawić się znowu.
-Staszek
jestem,podał mu rękę.Piotr uśmiechnął się zadowolony ale
natychmiast okręcił się zdecydowanym ruchem na pięcie i poczłapał
w stronę peronu.Widać uznał,że wyczerpał limit czułości.Twarda
walka o byt nie znosi sentymentów.
Staszek
wskoczył do wagonu i usiadł pod oknem przodem do jazdy
pociągu.Ptzez szybę poczekalni zobaczył kręcącego się wśród
podróżnych Piotra.Swoją drogą ciekawy facet,pomyślał.Z tą
Zenią to chyba mówił prawdę,zakochał się i poszedł na
całość.Nie zostawił sobie wentylu bezpieczeństwa i teraz biedak
płaci.Postawił na miłość i dostał kopa.Czyli zawsze należy
sobie zostawić mały luz.Tylko jak to zrobić.To są mądrości
dobre na rady dla innych a jak ty się zakochasz to czy stać cię na
rachowanie.Dotąd mogę dalej nie.Jak zaczynasz rachować znaczy się
nie kochasz.Może całe nasze życie to kwestia przypadku suma
różnych zdarzeń niezależnych od nas.Przecież gdyby nie stał
pamiętnego dnia oparty o mur łaźni,gdyby nie przypadkowe zderzenie
z panią sztygar nigdy
nie
zwróciłaby uwagi na niego.Wszystko jest przypadkiem.
Silne
szarpnięcie sygnalizowało,że zostali podłączeni do parowozu
i
za niedługo ruszą.Nawet nie zauważył kiedy jego przedział
zapełnił się pasażerami.Na przeciw niego siedziała starsza pani
z
ogromnym kartonem na kolanach z którego dochodziło ciche
popiskiwanie
młodych gęsi.Obok pani z gęsiami siedziała młoda
kobieta
zajęta szydełkowaniem.Przy drzwiach siedział chłopak o białych
włosach i skórze tak bladej,że w pierwszej chwili kojarzył
się
z arlekinem.Na dalszych miejscach siedziało kilku facetów
rozdyskutowanych
do tego stopnia,że zmusili cały wagon do słuchania.
-Zobaczy
pan,że wojna jest nieunikniona,dowodził ktoś siedzący za
plecami
Staszka.Amerykanie mają bombę atomową i nie pozwolą
by
Stalin panoszył się nad Łabą.
-Panie
kapitał i żydzi rządzą światem,facet o piskliwym głosie
eunucha
dowodził swoją rację.Ja to nawet nie rozpakowałem
wszystkiego
i gotowy jestem do powrotu na swoje do Grodna.
-Prędzej
mole zeżrą pana dobytek niż ktoś zmusi ruskich by
wycofali
się z terenów które traktują jako łupy wojenne.
-A
niby kto miałby przegonić ruskich z nad Łaby,Odry,Wisły czy
Dniestru.Amerykanie
i Anglicy przehandlowali pół europy panie,
dla
nich taki sojusznik jak Polska to małe piwo,panie.Polska była
najwierniejszym
sojusznikiemi i jaki jej zgotowali los?Całe armie
nie
miały dokąd wracać bo Roosvelt i Churchil podpisale haniebne
pakty.Głos
mówiącego był tak odważny i powiedziany z takim
przekonaniem,że
Staszek nie wytrzymał,podniósł się by spojrzeć
kto
ma odwagę wypowiadać takie opinie w publicznym miejscu. Szczupły
wysoki mężczyzna o ogorzałej twarzy i rysach polskiego arystokraty
mówił podparty brodą o laskę.
-Amerykanie
to naród który nie tylko kocha wolność ale potrafi za
ten
wolność umierać.Europa zaś nic tylko szuka guza,mówił piskliwym
głosem,popatrzcie pierwsza wojna światowa.Niemcy,
Francja,Anglia,Rosja,Austria
tłukli się pod Verdun nad Moselą i diabli wiedzą gdzie jeszcze i
nic nie potrafili wskórać no to przyszli
amerykanie
i zakończyli wojnę.Z drugą wojną światową było to samo,bez
amerykanów nikt nie dałby rady Hitlerowi.Żywili,ubierali
uzbrajali
wszystkich sojuszników do tego prowadzili wojnę na
Pacyfiku
z Żółtkami i co,w końcu musieli utworzyć drugi front na
zachodzie
by zakończyć wojnę.
-Tu
się z panem zgadzam,powiedział facet o wyglądzie arystokraty ale
tylko w części dotyczącej potęgi ekonomicznej USA,co się tyczy
polityki
to amerykanie są tak słabi,że ruscy zawsze ich ograją.Bez
gruntownej
znajomości historii polityka jest jak wydmuszka jajka.
Komu
zależy na obronie cywilizacji zachodniej musi wiedzieć,że
prawdziwym
zagrożeniem jest imperializm rosyjski.Czterysta lat
w
niewoli ordy Dzingis Chana tak dokumentnie wymieszały krew
naszych
wschodnich kuzynów,że praktycznie nie ma czystych
rusinów.Powstała
nowa rasa rusko-mongolska która po swoim
wielkim
przodku Dżingis Chanie odziedziczyła ideę panowania nad
światem.To
jest u nich niezmienne.Dążność do panowania.Nie ważne czy rządzi
car czy sekretarz partii.Imperializm we wszystkich dziedzinach
szczególnie ideologicznych jest dominantą.
-To
co nic tylko płakać i modlić się wypada,niespodziewanie do
dyskusji
włączyła się pani z kartonem gęsi na kolanach.
-Płacz
nie wiele pomoże,modlitwa dla wierzącego wielka sprawa,
chrapliwy
głos zdradzał nałogowego palacza.Potrzeba nam wielkiego przywódcy
taki co posłuch ma w narodzie i taki co ma
wizję
Polski.Ruscy to panie tchórze,jak tylko stawi im się opór
to
podwijają ogon i pierzchają gdzie piepsz rośnie.Mój ojciec
w
1920 roku walczył z ruskimi pod Warszawą i opowiadał,że
jak
panie Piłsudski na odsiecz ruszył to sekretarze panie w kalesonach
pierzchali.
-Znaleźli
sobie temat.Młoda dziewczyna w granatowej spódnicy,
białej
bluzce z czerwonym krawatem natarła na mówiącego.A kto
nam
przyniósł wolność,kto sprawiedliwość wprowadził,ziemię
rozdał
małorolnym obszarników przegonił,kto.W przedziale zrobiło się
cicho.Skończyła się dyskusja.Widać dotarło do wielu z nich,że
przekroczyli
granicę swobodnej wypowiedzi,każde następne odezwanie to pole
minowe.
Ostatnie
nieprzespane noce zrobiły swoje,jak tylko nakrył się połami
żołnierskiego płaszcza natychmiast zapadł w głęboki sen.
Obudziło
go szarpanie za ramię.Ze zdumieniem stwierdził,że przedział
prawie opustoszał.Nie było pani z kartonem na kolanach,zniknęła
kobieta robiąca na drutach,zniknęła aktywistka
ZMP
w granatowej spódnicy.
-Panie
żołnierzu budzimy się,jeden z dyskutantów pochylał się
nad
nim delikatnie trącając w ramię.
-Dzięki,przeciągnął
się odganiając resztki snu.
-Tak
sobie pomyślałem,że skoro czerwone otoki to pewnie do
Trzcinca
i Turoszowa.I mnie wypada podobna droga.Trzeba się
przygotować
do przesiadki.
Przytaknął
głową na znak,że prawidłowo odgadł jego przynależność
do
brygady pracy.Wprawdzie nie bardzo zależało mu na towarzystwie ale
skoro tak wypada to niech będzie.Na korytarzu
wagonu
robił się ruch,podróżni przygotowywali się jedni do wysiadki
inni do przesiadki.Dziewczyna siedząca pod drzwiami
spała
przytulona do chłopaka o wyglądzie suchotnika.
-Co
z nimi,pokazał na zakochaną parę.
-To
gołąbki panie odpowiedział towarzysz podróży,oni to panie i do
samego
Zgorzelca pojadą tak im jest dobrze.Nie przeszkadzać nam
ot
co.Pociąg zwalniał bieg.Pisk hamulców obudził w końcu młodą
parę.Dziewczyna
jeszcze przytulona do chłopaka otworzyła oczy
i
dopiero kiedy zauważyła,że jest obserwowana gwałtownie odsunęła
się od niego dając do zrozumienia,że to tylko we śnie
możliwe
było takie zbliżenie.Chłopak wyprostował się naciągnął
chude
ramiona i uśmiechnął się z miną zwycięscy.Oddała uśmiech
ale
momentalnie zarumieniła się wstydząc się chwili słabości kiedy
pod
pozorem snu pozwoliła mu na pieszczoty.Pociąg zatrzymał się
na
znajomym peronie.Rok temu właśnie tutaj czekając na połączenie
wszarz próbował handlować wdziękami przypadkowo
spotkanej
prostytutki.Wtedy jeszcze mieli nadzieję,że jadą do
prawdziwego
wojska a nie obozu pracy.
-Widzi
pan panie wojskowy nasz pociąg już czeka.,towarzysz podróży
wskazał na pociąg który stał na drugim torze.Ja to wie
pan
palę fajkę mówił nabijając ogromny cybuch tabaką.W tajdze
panie
to suchych liści jest w brud a papier to panie na wagę złota.
-Był
pan w tajdze zapytał udając zdziwionego.
-Byłem
panie nie tylko w tajdze,byłem na wyspach na których
nie
potrzeba było łódki by dostać się na drugi brzeg suchą nogą.
-Bajki
pan opowiada,jak wyspa to woda a jak woda to nie sucha
stopa.
-Widzicie
go,śmiał się na cały peron nie wierzy,że na wyspę można
suchą
stopą.A można.Założysz się młody człowieku,tak ja tobie
udowodnię,że na wyspę można suchą stopą bez czajki,panie tego.
-Nie
założę się bo nie mam o co,biedny jestem jak mysz kościelna.
-No
to ja tobie bez zakładu udowodnię,że w Związku Socjalistycznych
Republik Radzieckich wszystko można.Tak usiądziemy sobie wygodnie i
ja tobie opowiem.Posłuchaj.Za sanacji
byłem
od taki młodzian jak ty i służyłem w Grodnie w kawalerii.
Dla
nas wojna rozpoczęła się 17 września 1939 roku.Ruscy zrobili
pobudkę.Rozkaz
był żeby do sowietów nie strzelać to myśmy nie
strzelali,a
oni strzelali.Jeszcze nie zdążyłem konia o patrzeć a już
a
już byłem w niewoli.Ruska niewola dla Polaków ciężka niewola.
Oficerów
oddzielili od reszty i kazali klęczeć na kolanach z rękami
założonymi
za głowę.Słońce grzało niemiłosiernie rampa na której
wypadło
im klęczeć wysypana była tłuczniem.Który nie wytrzymał
dostawał
kulę w łeb.Jak podstawili wagon to panie na kolanach musieli
wchodzić na oczach żołnierzy.Mówili,że to sprawiedliwość
dziejowa.Sam
widziałem jak naszego rotmistrza sołdat kopnął
żeby
się przewrócił i wtedy strzelił mu w twarz.Polacy dla ruskich
większe
wrogi niż niemce.Lanie jakie im zgotował Piłsudski pod
Warszawą
tak im siedziało na duszy,że gotowi byli na każdą podłość byle
dokuczyć Polakom.Całą resztę przez dwa tygodnie
trzymali
na otwartych łąkach i ciągle przepytywali o legionistów
o
kształconych.Wielu zabrali i wywieźli nie wiadomo gdzie.Resztę
zładowali
do wagonów i wywieźli na północ.Jechali my i jechali
a
głód to był taki,że deski żuli by żołądek oszukać.Nikt nie
liczył
tych
co pomarli,od wyrzucało się z wagonu i tyle.Pewnego dnia
nasz
wagon odłączyli i dopięli do kilku wagonów ciągnionych przez
małą
lokomotywę.I tak jechali my cienką nitką przez bezkresną
tajgę.Po
czasie wjechali my w wieczną zmarzlinę.Lokomotywa
przepychała
się przez zaspy aż stanęła.Wyładowali nas w szczerym
polu
na silnym mrozie i pognali dalej na północ.Cierpieli wszyscy.
Zimno
i głód odbierają siły.Bywało,że wszyscy głośno modlili
się
o śmierć.Modlitwa jednych była wysłuchana innych w tym
moja
nie.Tak my doszli tak daleko,że nie było słońca.Noc i noc
bez
końca.Skończył się dla nas świat,nikt nie wiedział który to
dzień która godzina bo zegarki po zabierali.Kiedyś doszliśmy
do
baraków zasypanych śniegiem i powiedzieli,że to koniec
maszerowania,że jesteśmy na wyspie Pewek.Nie widzisz wody
nie
widzisz łodzi a oni mówią,że to wyspa.Tak ja suchą nogą
po
oceanie jak święty Piotr doszedł do wyspy.
-Dużo
was było Polaków.
-Dużo
Polaków i innych nacji byli i profesorowie i generały wszyscy
skazani na zatracenie.
-A
jednak pan przeżył.
-To
cud.Tak to cud,że ja i kilku kolegów przeżyli i dostali się do
ludowego
wojska.Bywa,że człowiek traci nadzieję,tak i my stracili
a
jednak zawsze nie zapominałem o modlitwie którą matka
nauczyła.Pracowali my w kopalni diamentów.Wieczna zmarzlina,
nory
kopane jak szczury.Wiecznie głodni gotowi dla kromki chleba
zabić.Pracujesz
i codziennie umierasz,tracisz rachubę czasu,żyjesz
jak
wesz której jesteś żywicielem.Ale modlił się i wymodlił.Spałem
na
jednej pryczy z takim jednym co w ogóle się nie odzywał a
zarośnięty
był jak niedźwiedź i okazało się,że właśnie on był moim
wybawieniem.Przyszła
wiosna lody puściły i okazało się,że tam
gdzie
był bezkresny lód była woda.Rzeczywiście byliśmy na wyspie
na
oceanie.Pewnego dnia przypłynął mały statek pod banderą
amerykańską.Zarzucił
kotwicę i stał a wszyscy my płakali ze
szczęścia,że
możemy oglądać kawałek wolności.Na drugi dzień
ruscy
zabrali moją brygade do rozładunku statku.Łódkami podjeżdżali
my pod statek i zabierali ogromne paczki z żywnością.
Zapach
był taki,że jeden nie wytrzymał rozerwał pakunek i zaczął
łapczywie
jeść.Nie wiele on skosztował.Ruski od zastrzelił jak psa.
Wtedy
marynarze amerykańscy podnieśli wrzask,że oni przywożą
pomoc
a ruscy mordują jeńców.Wtedy odezwał się mój towarzysz
z
pryczy.Rozmawiał z marynarzami po angielsku a po chwili i po
polsku
bo okazało się,że są wśród nich polacy.Tak my się dowiedzieli
jaka jest data,że niedawny sojusznik Hitler napadł na ruskich,że w
Rosji tworzy się wojsko polskie.Amerykanie rzucali
nam
chleb,kiełbasę,owoce w my nieprzytomni ze szczęścia żarli
jak
zgłodniałe wilki.Ja złapałem kawał tłustej kiełbasy ale nie
zdążyłem zjeść.Towarzysz z pryczy złapał za rękę i
powiedział
„durak-wygłodzony
jesteś zjesz tłustą kiełbasę i zasrasz się na śmierć”.Miał
rację,wszyscy co jedli ciężko się po chorowali.
Wieczorem
mój towarzysz odwrócił się do mnie i powiedział,że
wszyscy
polacy powinni zgłosić się do polskiego wojska.No to my
się
zgłosili.
-To
prawdziwy cud,starsza pani przysłuchiwała się rozmowie.
Modlili
się i wymodlili wolność.
-Wtedy
do wolności droga była bardzo daleka.Mnie i brodacza z pryczy
aresztowali za prowadzenie antyradzieckiej działalności a
pozostałym
polakom zamiast zgody na zapisanie się do polskiego
wojska
podsuwali do podpisania wnioski o obywatelstwo sowieckie.
Brodacz
z pryczy zniknął i już go nigdy nie widziałem powiadali,że
to
polski burżuj który udawał prostego żołnierza.Mnie dwa miesiące
trzymali
w izolatce,straszyli wyrokiem śmierci,torturowali tylko po to żeby
się wyprzeć polskości i podpisać obywatelstwo sowieckie.
Taka
była droga do wolności.No ale na mnie czas wysiadać.Zabrał
z
pułki swój tobołek i zniknął bez pożegnania.
Stał
na malutkim prawie polnym przystanku z napisem”Turoszów”.
Wrócił
do miejsca z którego cztery dni temu wyjechał w swoją
podróż
szczęścia.Żal tych chwil które nie wykorzystał.Kiedy spał
marnował
czas,odwracał się plecami do Krystyny miast tulić ją w
ramionach.Kiedy
osoba kochana jest blisko nas bardzo szybko
traktujemy
ją jak coś zwyczajnego,po prostu jest.Dopiero kiedy
ją
tracimy dochodzi do nas wiele straciliśmy nie wykorzystując
każdej
sekundy Odczuwał jakąś bliżej nieokreśloną pretensję do
samego
siebie,że nie wszystko jej powiedział.Gdyby można było
cofnąć
czas postąpił by zupełnie inaczej,myślał człapiąc w kierunku
koszar.
Rozdział
osiemnasty
Kończyły
się upalne dni lata.Lejący się z nieba żar zastąpiły
jesienne
słoty.Trudno jednoznacznie rozstrzygnąć co łatwiej znieść,
rozpalone
słońcem butwiejące odorem rozkładającego się węgla
brunatnego
wnętrze ogromnej niecki kopalni odkrywkowej czy tą
samą
nieckę zamienioną strugami deszczu w ogromne bajoro.
Jedno
i drugie daje w kość.Bywało,że w czasie letnich upałów
marzył
o chłodnym orzeźwiającym deszczu.Teraz przekornie chętnie
ogrzałby zziębnięte gnaty w promieniach słońca.
Pracowali
na samym dnie niecki tonąc w rozmemłanej strugami
deszczu
brązowej papce.Ukryci pod starym zardzewiałym talbotem
palili
papierosy obserwując parę dzikich kaczek które przyleciały
z
nad Nysy i próbowały w utworzonym bajorze z naleźć coś do
jedzenia.
-Można
zastawić pułapkę i złapać parę kaczek,smaczne są.Chłopak
z
młodszego rocznika który od niedawna pracuje w ich brygadzie
popisywał
się znajomością kłusownictwa.To już kolejny rocznik,Staszek
przyglądał mu się siedząc na starym podkładzie.
Przetrzymać
zimę potem wiosnę i już.Co już.Wypadnie przyjąć
propozycję
Krystyny,wrócić do Wałbrzycha znaleźć pracę,jakeś
mieszkanie
i czekać na ślub.Pisze,że rozwód to tylko formalność,
że
w ogóle to to ma dla niego takie niespodzianki,że albo pęknie
z
radości albo ucieknie gdzie pieprz rośnie.Nie ucieknie,tego jest
pewny.Kilka
dni spędzonych w Jeleniej Górze utwierdziły go w
przekonaniu,że
Krystyna właśnie taka,trochę starsza doświadczona przez życie a
przy tym piękna jest idealną partnerką dla niego.
Zawsze
czuł się pewniej gdy ktoś dyskretnie kierował jego
postępowaniem,pewnie to kompleks matki.
-Potrzebuję
szpagatu i haczyka a wszystkie kaczki są moje.
-A
co powiesisz na haku chyba swojego robala,zrób procę a ja ci
powystrzelam
wszystkie kaczki.Gruby pucułowaty żołnierz który
sam
siebie nazywał kułakiem,przekonywał,że z tej odległości trafi
do
każdej kaczki.
-Trafisz
i co,będziesz aportował jak ciapek?Zrobisz dwa kroki
i
ugrzęźniesz w glinie,zamiast kaczki będziemy ratować ciebie.
Ja
złowię na hak,przyciągnę do brzegu i żarcie gotowe.Ja tobie
procę
zmajstruję pod warunkiem,że będziesz aportował.
-Te
odwal się od Kułaka rekrucie zafajdłany,jeden ze starszego
rocznika
złapał młodego za kark i przydusił do ziemi.
-Puść
go odezwał się któryś z brygady,młody jest ale widać na
kłusowaniu
się zna.
-Zły
jesteś kułak,że chłopak choć młody na kłusowaniu się zna i
mądrzejszy
od ciebie,jeden z cywili pracujących w brygadzie
ujął
się za młodym żołnierzem.
-Potrzeba
skombinować haczyk i szpagat,zacierał ręce wiecznie
głodny
Alfons.Te Józef przyniesiesz jutro patelnię,zwrócił się
do
cywila.
-Przynieśta
tylko szpagat i przynętę,haka zrobię z kawałka drutu
lub
gwoździa.Kaczka nie ryba połknie wszystko.
-Kurwa
ale szpec,odezwał się jeden z cywili.
-Patelnia
nie potrzebna,kaczkę trzeba obrać z pierza wypatroszyć
posolić
dobrze jest wrzucić do środka cebulę następnie okleić
gliną
wrzucić do ognia na godzinę.Po godzinie rozbijasz wypaloną
glinę
i ze środka wyjmujesz chrupiącą kaczkę.
-Te
jak tak mówisz to mnie tak jak by ktoś do żołądka włożył
chochlę
pełną sosu.
Deszcz
ciągle padał,torowisko tonęło w wodzie tylko srebrne
koronki
szyn błyszczały ponad powierzchnią.Choć normy były
bardzo
napięte nikomu nie śpieszyło się do pracy.
-Daj
się sztachnąć zwrócił się do kułaka który palił Sporta.Nie
miał
w zwyczaju prosić o papierosa ale tym razem wyjątkowo
wzięło
go na palenie.
-Jak
wy gospodarujecie pieniędzmi,że wam nie starcza na cały
miesiąc.
-Nie
rób proszę wykładu Staszek przerwał mu wywód,chcesz daj nie
chcesz nie daj.
-Te
wredny jesteś odezwał się chłopak z Częstochowy.Wredny i już.
-Ja
to bym nigdy nie żebrał o fajkę powiedział kułak.Facet zawsze
powinien
mieć honor.
Te
słowa zraniły go do głębi duszy,tak nisko upadł,że żebrze o
dwa
dymki.Ostatni
raz postanowił w myślach,zrobił z siebie łajzę.
Paskudny
nałóg wiesz,że robisz z siebie idiotę a jednak nie potrafisz
opanować
głodu nikotynowego.Ssanie w żołądku,jakaś siła skręca ci
kiszki,usta pełne śliny.
-Chodź
na bok,Romek Król który od pewnego czasu pełni funkcję
brygadzisty
trącił go w bok.Usiedli po drugiej stronie wagonu.
-Masz
poczęstował go „Ekstra Mocnym”.Widziałem jak wczoraj
kupowałeś
od germańca z elektrowozu buty,wykosztowałeś się.
-Widziałeś
zapytał przerażony.Pomimo pełnej konspiracji jednak widziałeś.Była
to transakcja bardzo niebezpieczna i dla kupującego
i
dla sprzedającego.
-Nie
martw się zachowam dla siebie.Inna sprawa to ciekawe jak
wszedłeś
w kontakt z niemcem.Znasz niemiecki?
-Zupełnie
przypadkowo,skłamał.Postanowił nie ujawniać,że to przez Leszka
poznał starego Gintera maszynisty elektrowozu który
jeździ
na średnim poziomie i dorabiał sobie bo pod koniec roku
przechodzi
na emeryturę.Znajomości języka niemieckiego postanowił zbsolutnie
nie ujawniać.
-Jak
nie chcesz nie musisz mówic ja tak z ciekawości pytam bo być
może
i ja kupiłbym sobie eleganckie buciki.
-Skoro
widziałeś to znasz numer elektrowozu reszta to pestka.
-Bajerujesz,nie
dawał za wygraną brygadzista,bez kontaktu osobistego nie ma
szans.Nie wpuści do kabiny,mało doniesie,że
próbujesz
go namówić do przestępstwa.
-Dałem
słowo,że nie powiem więc wybacz.
Brygadzista
zrozumiał,że nic nie wskóra więc odwrócił się od
Staszka
i głośno powiedział do brygady,
-chłopaki
jeszcze parę miesięcy i do cywila,no kułak będziesz
wąchał
bździny twoich koni.
-Ja
tam bździn nie wącham do tego mam ludzi od takich jak ty-
małorolnych,odpalił
kułak.Wiedz,że ja kontynuował karzę zaprząc
parę
gniadych do bryczki i jadę na jarmark.
-Bryczka,gniade.zapiepszony
burżuj któryś z cywili nie wytrzymał.
Przechwałki
których nikt nie sprawdzi a po prawdzie to w PGR-rze
oborowy.
-Co
ty kurwa pierdolisz,kułak nie dawał za wygraną.Była parcelacja
ale
nas bratku nie tykają a wiesz dlaczego,bo my mamy o tu pokazał na
czoło.Jak komuniści referendum wygrały to dziadek
zaraz
gospodarstwo podzielił po 40 hektarów a reforma mówiła
o
50 hektarach,i oni mogą nas wiesz gdzie?o tu pokazał na dupę.
-Ale
picuje jak Boga kocham,tyś kurwa 40 hektarów na oczy nie
widział.Chwali
się a za stodołą sra i liściem rabarbaru dupę podciera.Mały o
ciemnej karnacji skóry i włosach poskręcanych
jak
u murzyna cywil wyskoczył na kułaka.
-Nie
wierzyta to wasza sprawa a ja wam mówię,że są hektary są
łąki
i lasy tylko wy patrzycie na mnie tak jak chcą ci od szkolenia
politycznego,ot
co.Pierdolicie jak komisarze.A kto Polskę wyżywi?
Powiedźcie
kto,nacierał.Widziałem co zrobili z dworem,wszystko
zmarnowali,maszyny
sprzęt cały dobytek.Kabany zeżarli,rasowe
krowy
chodziły obsrane do późnej jesieni bez dachu nad głową
bo
obory rozszabrowali.Chołota jest chołota i nie jej rządzić tylko
słuchać.Zmarnują
dobrych gospodarnych chłopów zmarnują cały
kraj.Nie
wierzyta toście pacany a nie mądre facety.
Przysłuchiwał
się tej zażartej dyskusji toczonej w strugach deszczu
pod
starym zardzewiałym wagonem i łapał się na tym,że koduje się
w
jego świadomości niechęć do bogatych.Ten spontaniczny wykład
kułaka
sprowadził go do normalności.Co to jest za siła która w tak
krótkim czasie potrafi przeorać ludzką świadomość.Przecież
to
dopiero rok i parę miesięcy jak siedzi w tym łagrze,bo tak to
należy
nazwać a już zaczyna sympatyzować z poglądami które
wbijają
mu na przymusowych szkoleniach politycznych.
-Koniec
przerwy,nawoływał brygadzista.Po paliliście,po gadaliście
po
kłusowaliście to teraz do roboty bo inaczej nie zrobimy rozjazdu.
-W
taki deszcz chcesz montować rozjazd,ludzie ociągali z wyjściem
spod
wagonu.
-Wstawać
do roboty denerwował się brygadzista,co jesteście z cukru
każdy
ma kurtkę przeciwdeszczową.Do roboty.
-Kurtki
puszczają wodę,odezwał się ktoś z grupki na drugim końcu
wagonu.
-Ty
też puszczasz tylko nie wodę a gazy krzyczał brygadzista.
Koniec
żartów do roboty.Na jutro zaplanowane jest wstrzymanie
ruchu
pociągów na czas montażu rozjazdu.
-Te
Romek zastanów się,stoisz po łydki w wodzie i w tym bajorze
chcesz
rozebrać stary i zmontować nowy rozjazd.Kułak próbował
przekonać
brygadzistę by przełożyć robotę na jutro.Przysłuchiwał się
tej rozmowie i uznał,że kułak ma rację ale Roman Król-brygadzista
również ma swoją rację,w końcu rozliczają go z wykonanej roboty
w końcu za to otrzymują marne bo marne ale
zawsze
jakieś grosze.Przypakowo zwrócił uwagę,że parę metrów
od
torowiska teren podniesiony jest o dobry metr i tam grunt jest
jest
mniej podmokły i bardziej twardy.A gdyby tak zmontować
rozjazd
tam u góry i przetoczyć go na rolkach...to jest myśl.
-Roman,zwrócił
się do brygadzisty,mam pomysł,
-o,zakochany
coś wymyślił,odezwał dowcipny koleś.
-Zresztą
posłuchajcie wszyscy bo powinni nam za to zapłacić.
Wyłożył
krótko i zwięźle swój pomysł i wszyscy zaakceptowali.
-Dzisiaj
miast babrać się w błocie montujemy rozjazd w suchym
miejscu
obok torowiska,jutro demontujemy stary i nasuwamy
nowy.Ktoś
musi to policzyć ile krócej tor będzie wyłączony.
To
są pieniądze.
-To
jest pomysł,brygadzista za kontaktował z pewnym opóźnieniem.
Nagle
wszystkim przestał dokuczać deszcz,kurtki były szczelne
podkłady
mniej ciężkie.Staszek z Romanem poszli do biura sztygara zgłosić
pomysł a reszta brygady pod kierunkiem kułaka
zabrała
się do przygotowywania placu pod montaż rozjazdu.Sztygar
jak
tylko usłyszał,że zatrzymanie ruchu pociągów skrócone zostanie
o
kilka godzin zgodził się na potraktowanie sprawy jako pomysłu
racjonalizatorskiego.Oczywiście
pan sztygar zostaje włączony do zespołu pomysłodawców i będzie
partycypował w podziale nagrody.
Gdy
wrócili na stanowisko pracy stwierdzili,że nikomu nie przeszkadza
deszcz,że nagle każdy wie co ma robić.
Rozdział
Dziewiętnasty
Siedzieli
w świetlicy z Romanem Królem i szczegółowo omawiali problemy
wymiany rozjazdu.Staszka nie łączyła z brygadzistą żadna nić
przyjaźni ot po prostu był ze starszego rocznika do tego
brygadzistą a więc przełożonym w pracy.Staszka
dręczyła
ciekawość w jaki sposób pomimo zachowania pełnej
dyskrecji
Roman wie o kupnie od niemieckiego maszynisty butów.
Zresztą
podejrzany jest również jego awans w pracy.Staszek nie
został
przyjęty na kurs maszynistów elektrowozów bo nie podpisał
deklaracji
wstąpienia do partii.Dwie rozmowy jakie przeprowadził
z
nim oficer d/s politycznych,ten sam który tak wspaniałomyślnie
załatwił
mu kilka dni urlopu,nie pozostawiły cienia wątpliwości.
Odmówił
i pamięta słowa które brzmiały jak wyrok”kto nie jest
z
nami jest przeciwko nam”.Maszynista to człowiek kursujący
pomiędzy
kopalnią Turów a niemiecką elektrownią Hierschfeld
a
więc ma stały kontakt z zagranicą.W jakiś sposób rozumiał nawet
tę
decyzję,chcą mieć swoich-pewnych ludzi.No ale teraz wszelkie
sympatie
czy antypatie muszą iść w kąt,liczy się interes.Każda
godzina
wyłączenia toru to są duże pieniądze i wszystko musi byż
dograne
w szczegółach.
-Te
masz list widziałem w kancelarii,chłopak z jego sali usiadł przy
stoliku
obok.List to zawsze coś miłego,zerwał się i pobiegł do
pisarza.Pisała
Krystyna,widać Jelenia Góra nie tylko w nim pozostawiła silne
wspomnienie.List pełen serdeczności kobiety
która
liczy dni do następnego spotkania.Pisała również o problemach w
pracy,o tym,że wydarzyła się kolejna awaria na
kołowrocie,że
Berta została zatrzymana na 48 godzin.Dowiedział się,że odbyła
się już pierwsza rozprawa rozwodowa.Kończyła
zapewnieniem
o miłości i o niespodziance która go czeka w najbliższym
czasie.Ta kobieta wypełnia całe jego życie,wypchnęła
z
pamięci wszystkie kobiety które dotąd znał.Jego Krycha.
-Te,chodź
tutaj.Brygadzista nerwowo przywoływał go ręką.Musimy
obgadać
sprawę opuszczania rozjazdu,sprawa nie jest taka prosta
jak
ci się wydaje.
-Roman
nie denerwuj się,próbował go uspokoić.Damy sobie radę.
-Nie
wiem czy damy radę a jak wszystko runie i zamiast zyskać
stracimy
czas.Kto będzie świecił oczami,brygadzista Roman Król i
sztygar
Bujak.Brygada się wypnie i będzie się śmiać.Pamiętaj jak
nie
wyjdzie to ty też oberwiesz,w końcu to twój pomysł.Potrafię
każdego
załatwić.Nagle uwagę wszystkich zwrócił hałas przerywany
salwami śmiechu dochodzący z sali obok.Przerwali
rozmowę
próbując dostrzec co wywołuje takie głośne chłopaków.
-Przywieźli
szable i szpady,sierżant zakłada sekcję szermierczą
i
daje pokaz fechtunku.Ciekawe kto z kim walczy pomyślał,bez
znajomości
zasad i sprzętu ochronnego mogą sobie zrobić krzywdę.
-Znasz
sie na tym zapytał Roman.
-Trochę.Trenowałem
w klubie odpowiedział zdawkowo.
-Pierdolisz?
-Nie
pierdolę tylko mówię,że walczyłem w klubie.Mam na rozkładzie
kilku znanych szablistów.Było tak,że dwóch przedwojennych
szermierzy założyło klub.Byli chętni znalazł się
sprzęt
i były pierwsze efekty.Do czasu.W Katowicach doszło do
spotkania
z asami z Warszawy.Ważniaki,że bez kija nie przystąp.
Ale
okazało się,że kilku z nich przegrało swoje walki z takimi
chłopaczkami
jak ja.Nagle zaczęto się interesować co to za klub,co to za
trenerzy i to był nasz koniec.Smutni panowie zaplombowali
sprzęt,trenerów
zaaresztowali prawdopodobnie jeden z nich jako Ślązak służył w
wermachcie.Koniec filmu.
-Idź
pokaż co potrafisz,brygadzista wypychał go by podjął walkę
ze
sierżantem który stał na środku sali i szukał rywali.
-Uspokój
się proszę,prawie błagalnie zwrócił się do Romana. Chciał
wyjść
z zatłoczonej sali i jeszcze raz przeczytać list od Krystyny.
Przystanął
by na chwilę popatrzeć kto z kim walczy.Starszy sierżant
w
samej koszuli z podwiniętym rękawem bez maski,kamizelki i
rękawicy
stał i okładał jakiegoś śmiałka który podjął walkę.Starcie
trwało
krótko prowadzone w sposób niedopuszczalny w szermierce
sportowej.Młyńce,podskoki
zupełny brak obrony,to się musi zakończyć wypadkiem .Nie
dokończył myśli gdy pacnięcie klingi
o
maskę oznajmiło trafienie a w następnej chwili okrzyk bólu
nieszczęśnika
który podjął walkę.Sierżant nie przerywając ataku
okładał
nieszczęśnika cięciami.Ten nie trzymając gardy odskokami
próbował
uniknąć kolejnych trafień.Skończyło się na rozciętym
ramieniu,okrzyku
bólu i plamie krwina koszuli żołnierza.Chłopak zwijał się z
bólu a zwycięski sierżant stał dumny z miną pana Skrzetuskiego z
Sienkiewiczowskiej powieści.
-No
który następny,sierżant zwracał się do sporej grupy kibiców
zwabionej
hałasem.W końcu znalazł się odważny gotowy skrzyżować szablę
z upojonym zwycięstwem podoficerem.Był to
chłopak
z drugiego plutonu który prawdopodobnie uprawiał boks
bo
Staszek widział jak w wolnych chwilach prowadził walkę z
cieniem.Jest
rzeczą oczywistą,że sierżant nie ma zielonego pojęcia
o
fechtunku,ot gdzieś coś widział może przeczytał trylogię i
widzi
siebie
w roli Wołodyjowskiego czy Skrzetuskiego i teraz popisuje się przed
ludźmi którzy nigdy w życiu nie widzieli szabli sportowej.
Oparty
o parapet okna postanowił przyjrzeć się jak bokser poradzi
sobie
z szermierką.Gdy zobaczył,że wzorem sierżanta zdejmuje
mundur
i podwija rękaw koszuli prawej ręki nie wytrzymał.
-Zakładaj
kamizelkę,maskę i rękawice,krzyknął przez całą salę.
-Nie
szanse będą równe odkrzyknął bokser.Nie wytrzymał,podszedł
bliżej
by przekonać ich do założenia ochron.
-A
wy co szeregowy jesteście instruktor,zapytał sierżant.
-On
chwalił się,że walczył w klubie szermierczym krzyczał
brygadzista
Roman Król.Gnojek pomyślał próbując wycofać się
ze
świetlicy ale było już za późno.
-Podejdźcie
szeregowy,sierżant zainteresował się jego osobą.Co
machałeś
szablą i strach cię obleciał.
-Kiedyś
trochę próbowałem ale to dawno temu,usiłował się
wymigać.
-Te,sierżant
skinął na boksera,oddaj mu broń niech pokaże co
potrafi
skoro taki mądry.
-Ale
obywatelu sierżancie ja tak nie walczę,pokazał głową na obnażony
tors i podwinięty rękaw.
Co
znaczy nie walczę,żołnierz dostaje rozkaz i walczy.
-Ja
nie walczę bez kamizelki,maski i rękawic.
-A
kto tobie zabrania założyć te instrumenta,pokazał na stół
na
którym leżało kompletne wyposażenie szermiercze.
-A
obywatel sierżant nie założy nawet maski pytał wsuwając
rękę
w rękawicę.
-Wy
się szeregowy nie martwcie o mnie,dam sobie rady bez tych
trantów
które tylko ograniczają ruchy.No stawajcie,zaczął wywijać
bronią.Był
rozgrzany,rozochocony poprzednimi potyczkami w których bezkarnie
okładał szablą ludzi którzy pierwszy raz z życiu
widzieli
szablę czy szpadę.
-Walczymy
do pięciu trafień,po każdym starciu jest analiza.Trafiony
podnosi
do góry rękę.Staszek próbował uporządkować walkę.
Sierżant
nie zwracał uwagi na jego gadanie niecierpliwie kręcąc
kółka
wolną ręką.Czuł,że wredny brygadzista wpakował go w niezłą
kabałę.Przecież
każde trafienie będzie dla sierżanta bardzo bolesne,
w
końcu klinga to nic innego jak stalowy pręt.Jeszcze usiłował
skłonić upartego sierżanta by założył chociaż maskę ale ten
jego
ruch
ręką potraktował jako początek starcia.Sierżant natarł na
niego
z całą furią.Pierwsze trafienie otrzymał w ramię,było silne
zadane
z całym rozmachem.Zabolało ale gruby materiał kamizelki
z
amortyzował uderzenie.Śierżant nie przerywał natarcia,szabla
obskakiwała
go ze wszystkich stron.To nie jest walka szermiercza
lecz
zwykła bijatyka przeszło mu przez myśl.
Pierwsze
cięcie poszło na lewą rękę która trzymana nad głową aż
prosiła
się o trafienie.Cięcie nie było silne a jednak sierżant syknął
z
bólu,zrobił krok do tyłu jak by nie dowierzając w to co się
stało.
-Te
dołóż mu,jakiś głos z tyłu zachęcał go do walki.Sierżant
chyba
przyjął
ten okrzyk jako zachętę do siebie bo nagle przysiadł głęboko
by
w następnej chwili wyskoczyć w powietrze jak nietoperz z filmów
rysunkowych.Mógł go trafić w dowolny punkt ciała łącznie
z
głową ale zdawał sobie sprawę,że facet pozbawiony jest
jakiejkolwiek osłony i każde cięcie to kontuzja.Odskoczył do
tyłu,szabla sierżanta przecięła powietrze ale zamach był tak
duży,że
pociągnęła
walczącego który ratując się przed upadkiem okręcił się
na
pięcie i runął wprost w objęcia Staszka.
Hałas
śmiech przywabiły prawie cały batalion.Zacieśniał się krąg
kibiców
zmniejszało się pole walki.Widział zaciekłą minę sierżanta
który
nie traktował walki jako zabawy lecz sprawę honoru.Wyczuł
nastrój
sali która również nie odbierała tego co się dzieje jako zabawy
lecz walki w której powinna się polać krew.Zrozumiał,że wpakował
się w niezłą kabałę.
-Szanse
są nierówne niech obywatel sierżant założy maskę i
kamizelkę,próbował przemówić u do rozsądku.
-Tchórz
cię obleciał wycharczał czerwony jak burak sierżant.
W
odpowiedzi trafił go w wystający poza gardę łokieć.Cięcie było
silne,staw
łokciowy to bolesne miejsce.Odpowiedzią sierżanta był
nieskoordynowany szaleńczy atak.Przysiadał nisko by nagle wyskoczyć
w powietrze a następnie wykonać kilka chołupców i zasypać go
gradem cięć.Cofał się,parował większość ataków ale
w
końcu jeden raz dostał silne cięcie w maskę.Nie bolało ale
plaśnięcie wskazywało,że gdyby nie maska stracił by chyba
głowę.Chyba w końcu śię zmęczy pomyślał widząc zlaną potem
twarz
przeciwnika.Było to pozorne zmęczenie,po chwili spokoju
w
którym sierżant okrążał go trzymając szablę gotową do cięcia
nagle spadł na niego niczym jastrząb na zająca.W dalszym ciągu
nie przyjmował otwartej walki,parował cięcia cofał się aż
poczuł za
plecami
śianę.Coś musi zrobić,sierżant swoją masą przygniatał go
nie
zostawiając pola do manewru.Desperacko zrobił jakiś piruet
wywinął
się pod ramieniem sierżanta i wyskoczył z pułapki ale
wiedział,że
w każdej chwili może otrzymać cięcie z tyłu więc
błyskawicznie
odwrócił się i ciął przed siebie by sparować cięcie.
i...trawił
sierżanta w głowę.Cięcie było bardzo silne rozcięło skórę
na
czole przeszło obok oka rozcięło lewy policzek i górną wargę.
Sierżant
wypuścił szablę z ręki i instynktownie złapał się za twarz
próbując
zatamować lejącą się krew.W pierwszej chwili świetlica
zamarła
by w następnej eksplodować okrzykami.oklaskami i niewybrednymi
uwagami.Staszek natychmiast zapomniał o emocjach wiedział,że będą
kłopoty.
-Bandaże
szybko krzyknął widząc lejącą się krew.Po łapiducha
szybko,ponaglał
najbliżej stojących.
-Ośmieszyliście
podoficera ludowego wojska,mówił poprzez palce
którymi
w dalszym ciągu usiłował zatamować krwawienie.
Wiadomość
lotem błyskawicy obiegła cały batalion.
-Rozejść
się,zrobić przejście dla sanitariusza,krzyczał ktoś podnieconym
głosem.
-No
puszczajcie,gdzie leży zabity,sanitariusz przepychał się przez
tłum.
-Te
łapiduch jak ja ci dam zabity to ty będziesz żałował żeś się
urodził.Tutaj
do mnie zakładać bandaże krzyczał sierżant.
-Kiedy
obywatelu sierżancie wzywali do zabitego próbował się
tłumaczyć
sanitariusz.
-Rób
swoje a nie miel ozorem,sierżant z szeroko rozstawionymi nogami
siedział na krześle i czekał na pierwszą pomoc.Staszek
stał
z boku trochę zszokowany tym co się stało.
-Zamach
na funkcjonariusza,doszedł go głos Romana Króla.
Do
świetlicy wszedł oficer dyżurny.
-Wszyscy
opuścić świetlicę,padł rozkaz.Wychodzili powoli ciągle
komentując
niecodzienne wydarzenie.
Nie
zdążył powiedzieć słowo gdy na świetlicę przybył sam dowódca
w towarzystwie oficera informacji.
-Kto
zmajstrował tę masakrę,zwrócił się do oficera dyżurnego.
-On,pokazał
na Staszka.
-Wy,znaczy
się uczył się walczyć szablą.
-Tak
jest obywatelu majorze.
-No
tak ja widzę,że wy urządzacie sobie zabawę będąc szkolonym
zawodnikiem,oficer informacji mówił z ciszonym głosem w którym
wyczuwało
się ironię
-A
wy co nie potraficie założyć opatrunku.Major zwrócił się do
sanitariusza
pokazując oczami,że bandaże czerwone są od krwi.
-Potrzebny
jest lekarz obywatelu majorze,sanitariusz mówił drżącym z
przejęcia głosem.
-Na
co czekasz major ryknął na sanitariusza.Wezwać karetkę
i
zawieść do szpitala niech opatrzą.
-Widzę
towarzyszu majorze,że szeregowy,informacyjny pokazał na
Staszka,nauczył
się zwalczać kadrę Ludowego Wojska Polskiego.
-Obywatelu
majorze,Staszek stanął w pozycji zasadniczej na wprost
dowódcy,ja
nie chciałem walczyć,próbowałem skłonić obywatela
sierżanta
by walka odbywała się według reguł a nie na żywioł.
-Wysoki
rangą podoficer zalany krwią a wy nie chcieliście walczyć.
Wiecie,że
to jest sprawa polityczna.Wyszkolony zawodnik zastawia
pułapkę
na sierżanta,wykorzystuje swoje umiejętności i ciężko go
rani..
-Wezwijcie
wartownika oficer informacji zwrócił się do oficera
dyżurnego,odprowadzić
do aresztu.Gdy wychodził zobaczył szyderczy wzrok Romana
Króla-brygadzisty.
Rozdział
Dwudziesty
Koniec
służby zbliżał się milowymi krokami a on siedzi w
areszcie
śledczym i nie bardzo wie kiedy skończy się koszmar
wielogodzinnych
przesłuchań.Zdecydowanie odmówił przyznania
się
do tego,że świadomie,wykorzystując posiadane umiejętności
szermiercze
sprowokował do walki na szable starszego podoficera
Ludowego
Wojska Polskiego by pod pozorem zabawy przeprowadzić zamach na jego
życie.W toku przeciągającego się
śledztwa
zrozumiał,że wypadek w czasie walki szermierczej stał się
pretekstem do oskarżenia go o cały szereg przestępstw pospolitych.
Wróg
ludu,uczestnik szajki szpiegowskiej z udziałem niemieckich
maszynistów
elektrowozów,bijatyka i chuligaństwo w poprzedniej
kopalni
to tylko niektóre z formułowanych zarzutów. Śledczym był
chudy
z zapadniętymi policzkami kapitan przypominający raczej suchotnika
a nie oficera.Mówił słabo po polsku a w chwilach
zdenerwowania
krzyczał wyłącznie w języku rosyjskim.
-Imię
i nazwisko,data urodzenia,miejsce urodzenia imiona rodziców
dziadków
wujków tych żyjących i zmarłych.Kto gdzie mieszka
w
jakiej służył armii,czy po wojnie wrócił do kraju a jak wrócił
to z kim się koątaktował.Ilu ma krewnych na zachodzie.Odpowiadanie
po
raz tysięczny na te same pytania powodowało,że miał w głowie
totalny
mętlik.Czasami się buntował twierdził,że odpowiadał już
na
te pytanie i niech obywatel kapitan przeczyta sobie jego zapro-
tokółowane
odpowiedzi.Kończyło sie to biciem,nie jakimś specjalnie wymyślnym
biciem,skądże znowu.Kapitan uwielbiał
bić
po twarzy ale było to bicie prawie rytualne,on siedział na
taborecie w pozycji na baczność a kapitan kościstymi suchymi
rękami
bił raz w prawy raz w lewy policzek.Po serii uderzeń następowała
pauza na to by mógł spojrzeć bitemu w oczy kiedy
stwierdził,że
oczy zachodzą mgłą następowało uderzenie pięścią
w
mos-na otrzeźwienie.Kiedy po ciosie spadał z krzesła otrzymywał
kopnięcie w krocze.Takie sobie niewinne bicie bez specjalnych
narzędzi tortur.
-No
tak my wiemy o Was wszystko mówił z rosyjskim zaśpiewem
im
wcześniej się przyznacie tym lepiej dla was.No kto przychodził
na
obchody zakazanych burżuazyjnych świąt 11 listopada,3 maja
jakie
śpiewaliście piosenki.Kto stał na czele organizacji.
-Nie
było żadnej organizacji,żadnych obchodów.
-Kto
przychodził,nazwiska.Jakie piosenki?
-Nie
pamiętam.
-No
tak,,znaczy się nie chcesz współpracować,ano zobaczymy.
Żołnierzowi
nie podoba się służba w ludowym wojsku...
-żołnierz
ma służyć ojczyźnie karabinem a nie łopatą odpalił bez
zastanowienia.Spodziewał się reakcji,uderzenia czegokolwiek ale
tym
razem śledczy udał,że nie słyszy.
-A
o czym mówiliście z kolegami w czasie przerwy na papierosa
w
ośrodku w Boguszowie?my wszystko wiemy.Nagle zupełnie
niespodziewanie
rzucił pytanie.
-Skąd
znasz niemieckiego maszynistę Gintera,kto cię z nim skontaktował?
-Nie
znam.Błyskawiczne uderzenie prawy lewy policzek,czuł
szum
w głowie.
-Jak
ty będziesz ze mną grał w chuja to ja tak pogram z tobą,że
twoimi
jajami będę karmił swoją sobakę.Gintera nie znasz a buty
skąd
masz?Ot jest dowód rzeczowy,zabezpieczony,mamy zeznanie
niemca
a ty nie znasz,ot sobacza twoja mać.Kolejne uderzenie w
twarz,Poprzez
stół złapał go za koszulę i przyciągnął do siebie.
-Kto
cię kontaktował z niemcem wojskowy czy cywil?Nie będziesz
gadał
to tak ci do pierdolę,że będziesz żałował,że cię mać
rodziła.Za
sam
gwałt na młodej pani inżynier i to w czasie pracy za fasujesz
pięć
lat,a bójka w czasie pracy ze sztygarem
-Nikogo
nigdy w życiu nie gwałciłem.Czuł,że twarz puchnie mu od uderzeń
a z dolnej wargi sączy się strużka krwi której słodki smak
wypełniał
my usta.
-Skurwesynie,nie
gwałciłeś,ja tobie całą brygadę przedstawię która
widziała
co wyprawiałeś na zwałach z panią inżynier.
-Kto
cię skontaktował z niemcem?
-Nikt.Postanowił,że
nie powie nawet gdyby go mieli zabić.Po prostu
zaparł
się.Leżał na brudnej podłodze czuł,że coś rozsadza mu czaszkę
od środka,dziwne ciepło i szum w uszach i wrażenie,że
głowa
robi się coraz wieksza.
-A
próba zabójstwa plutonowego w Mieroszowie pod Wałbrzychem,
kątem
oka widział but kapitana tuż przy swojej twarzy,a spiskowanie z
niemcami na oddziale czwartym też nie pamiętasz?
Ty
jesteś dobry chłopak tylko wychowanie otrzymałeś niewłaściwe
od
Piłsudski się śni twojemu ojcowi taka jego mać a matka stara
germańska
bladź ot co.
-Ty
gnido odczep się od rodziców zareagował gwałtownie tracąc
panowanie
nad nerwami.
Gwałtowne
kopnięcie w twarz było jedyną reakcją.Powoli podnosił
się
z podłogi próbując ręką tamować krew która lała się po
brodzie
i
w siąkała w koszulę.
-Kto
ci podał nazwisko Giintera,głos dochodził dziwnie z oddali.Ty
podasz
nazwisko tak ja zapomnę o reszcie.Zgwałcił jedną kurwę
„job
jej mać”,plutonowego nastraszył na zdrowie jemu wyjdzie i
o
butach zapomnę ale ty mnie powiedz”kto tebia skazał niemca”.
Siedział
z opuszczoną głową nie reagując na pytania oficera.
-No
tak ty durak,ot durak,podchodził do niego z za stołu.Złapał go
za
ręce którymi próbował tamować krew i zaczął odliczać swoje
mierzone
policzki.Bolały pierwsze uderzenia kolejne zlewają się
w
jeden ciąg i tylko narastający szum w głowie powoduje,że
odruchowo bronisz się przed spadnięciem z krzesła.Pamięta jeszcze
dłoń
oficera śledczego czerwoną od krwi a potem zrobiło się szaro
i
obojętnie.Obudził się w obcym ciemnym pomieszczeniu leżał na
podłodze
i było mu potwornie zimno.Poprzez małe okienko usytuowane gdzieś
pod sufitem sączyła się cienka stróżka światła.
Świadomość
wracała stopniowo,pierwszą reakcją był potworny ból
głowy.Odniósł
wrażenie,że w miejscu głowy znajduje się jakieś obce ciało
którego jedynym zadaniem jest by bolało.Stwierdził,że leży
twarzą do podłogi,że chyba jest sam w tym pomieszzeniu i,że
koniecznie
musi się podnieść.Wykonał pierwszy ruch i głuchy jęk
uświadomił
mu,że jest to zadanie prawie niewykonalne.Krocze,co
oni
mu zrobili.Każdy najmniejszy ruch to potworny ból,nawet głębszy
oddech wyzwala gdzieś z jąder paraliżujący ból który ogarnia
cały kręgosłup.Powoli wracały myśli,odtwarza co wydarzyło się
na przesłuchaniu.Kapitan bił zawsze ale było to
bicie
które miało załamać psychicznie a nie unicestwić fizycznie.
To
co zrobił tym razem dowodzi,że stracił cierpliwość.
-Te
żyjesz,gdzieś z kąta sali dobiegł go głos.Zdrowo ci dopierdolili
słyszał
szelest kroków ktoś szedł w jego kierunku.Próbował coś
powiedzieć
ale z zasuszonego gardła wydobył się dziwny świst
który
jemu samemu wydał się obcy.Czuł,że ktoś podkłada mu
rękę
pod piersi i próbuje jak nie podnieść to posadzić.Wolał
żeby
go nie ruszano,tak jak leży jest najlepiej ale nie potrafił wydobyć
z siebie słowa.Czyjeś ręce przewróciły go na plecy
następnie
zaciągnęły pod ścianę i posadziły.
-Jestem
Ernest,usłyszał głos faceta który pomagał mu pozbierać się
z
podłogi.
-Który
cię tak załatwił,Wilk czy blondynek Jasiu.Obaj takie same
skurwesyny
tylko pracują różnymi metodami. Próbował popatrzeć
na
mówiącego lecz zaschnięta na powiekach krew nie pozwalała
otworzyć
oczów.Podniesienie ręki kosztowało go dużo wysiłku.
Bezskutecznie
próbował paznokciem zeskrobać twardą skorupę z rzęs.
-Poczekaj
mamy tutaj kibel wody,pomogę ci.Zamoczona w zimnej wodzie szmata
przyłożona do twarzy przyniosła ulgę.Łapczywie
spijał
każdą kroplę wody która spływała po twarzy.Nareszcie otworzył
oczy,nareszcie wydusił z siebie pierwsze słowo.
-Staszek,Staszek
Ptakowski z batalionu pracy.
-Ja
jestem z WOP-u,usiłują mnie wrobić w udział w przemycie a ty
za
co?
-Gówniarstwo,zaczęło
się od sportowego fechtunku na szable ze
starszym
sierżantem a teraz mam już kilkanaście zarzutów łącznie
z
gwałtem,przemytem,pobiciem i jeszcze kilkoma zarzutami.
-Nieźle
ci do walili.To pachnie kilkoma latami kibla.Coś przesiedzisz a
resztę odpracujesz albo na uranie albo w kamieniołomach.Wszystko
można przeżyć,najgorzej jak ci z jaj
zrobią
jajecznicę wtedy jesteś załatwiony na całe życie.
Powolutku
centymetr po centymetrze podciągał kolana pod brodę,zwinąć się
w kłębek wtedy mniej boli.Trajkotanie Ernesta
dochodziło
do niego gdzieś z oddali,opowiadał chyba swoją historię
która
jakoś nie mogła go za interesować.Zauważył,że cela była mała
i
że brakowało prycz.Ocynkowane wiadro,aluminiowa miska i obity
emaliowany
kubek to całe wyposażenie.W koncie na taborecie siedział
terkoczący jak karabin maszynowy współlokator celi.Był
to
mały pucułowaty chłopak o rozbieganych oczkach który nie
zwracając uwagi czy jest słuchany recytował swój tekst.Jak na
więźnia nosił na sobie prawie nowy mundur i wypastowane lśniące
buty.
-Kapuś,pierwsza
myśl,ma wyciągnąć od niego to co nie udało się
śledczemu
biciem.Żadnych nazwisk,HeinelWilli,skąd to skojarzenie a za nimi
wywołana z automatu Krystyna.Tuż przed aresztowaniem
oczekiwał
na list od niej.Tylko śledczy mówił o gwałcie,są jacyś
świadkowie.Nieproszone
myśli snuły się po obolałej głowie.Czyżby
Krystyna
i gwałt,ją nakłonić do takiego oskarżenia...nie nie to jest
niemożliwe.
-Co
ty tam pokrzykujesz,Ernest próbował zrozumieć coś ze słów
które
odruchowo wyrzucał z siebie.Zatopiony w pajęczynie mysli
nie
reagował na słowa towarzysza z celi.Jak łatwo wplątać Krysię
w
całą aferę.Jak przyszedł list to mają namiary na Krystynę,a
może
pisarz
odesłał list z adnotacją „adresat nieznany” ale co wtedy
pomyśli Ona,że zerwał znajomość?Tak nie pomyśli.Po Jeleniej
Górze
tak nie pomyśli!Wyobraźnia podsunęła mu obraz w którym
Krystyna
znalazła się w rękach takiego ponurego typa jak”Wilk”
oficer
śledczy który jego przesłuchuje.Zimny pot zrosił mu czoło,
nagle
przestał odczuwać ból.Krysia w rękach tego zboczeńca.
Zapadł
w dziwny stan ni to jawy ni snu.Mały pokoik-typowy
turystyczny,czyste
bielone ściane ,dwa tapczany,stolik na stoliku
gliniany
wazonik z żółtym polnym kwiatem,tak na pewno żółtym
kremowe
firany i brązowo-złote zasłony.Byli tylko oni i to im wystarczało
za wszystko.Bywało,że ubrani wybierali się do baru
gdy
nagle uznali,że to jest przecież strata czasu,więc z rzucali
z
siebie odzienie i wpadali na siebie jak dwaj zapaśnicy rządni
walki.Pierwszy raz w życiu był z kobietą tak jak nigdy przed tym.
Razem
w dzień i w nocy i znowu dzień...
-Te
żyjesz,Ernest klęczał nad nim zdziwiony,że nie reaguje na jego
słowa.Był
zły,że wyrwał go ze stanu który pozwalał zapomnieć
o
rzeczywistości.Znowu czuł obolałe ciało,spuchnięty nos,usta
spieczone
do bólu i szum w głowie.
-Daj
spokój przecież widzisz,że żyję.
-Ale
ty nic nie gadasz,nie opowiesz mi o sobie.
-Daj
spokój,wyszeptał.
Nie
chcesz nie gadaj ale musisz się ruszać.Jak pozwolisz byś
stwardniał to dopiero będzie bolało.Delikatnie masuj obolałe
miejsca,jajca
też bo jak ci zapuchną to dopiero będziesz miał
problem.Klęczał
obok niego oparty rękami o ścianę,robił wrażenie,
że
rzeczywiście zależy mu na nim.Przez chwilę patrzeli sobie w oczy i
w pewnym momencie Ernest jak by się speszył,spuścił wzrok
wstał
i wrócił do swojego kąta.Wyczuł,że został rozszyfrowany?
Od
pewnego czasu śledztwo stało się jeszcze bardziej
brutalne.Wilk,tak nazywał teraz kapitana tracił cierpliwość.Czas
płynął
a sprawa stała w martwym punkcie.Staszek zaprzeczał teraz
wszystkim
zarzutom nawet tym do których już się przyznał.Zaczęły
się
przesłuchania nocne,bicie cienką trzciną po zewnętrznej stronie
dłoni,stanie
w pozycji na baczność pod ścianą.Stwierdził,że do bólu
fizycznego
można się przyzwyczaić gorzej jest z dręczeniem psychicznym i
brakiem snu.
Wiedzieli
o nim wszystko,więcej niż on sam.Od Wilka dowiedział się o pewnym
kuzynie który w czasie wojny był w
niemieckiej
policji a teraz przebywa w Kanadzie.Dotarło również do niego,że
koronnym zarzutem będzie użycie broni w magazynie żywnościowym
przeciwko plutonowemu Kudłoniowi dalej wykorzystanie nabytych w
klubie sportowym umiejętności szermierczych do poważnego zranienia
starszego sierżanta no i
koronny
zarzut spiskowania z wywiadem niemieckim i czerpanie
z
tego korzyści majątkowych czego dowodem jest para niemieckich
butów
stanowiąca materiał dowodowy.Na końcu figurował zarzut
wielokrotnego
gwałtu na osobie dozoru w czasie godzin pracy co
poświadczają
naoczni świadkowie owych przestępczych zdarzeń.
Powtarzane
jak mantra zarzuty powodowały,że często wpadał w taki stan,że
wierzył w niektóre zarzuty.Tak Heinel i Eilli to byli szpiedzy
Adenaura,buty
nabył od maszynisty niemieckiego za ...no właśnie
za
co?Cała jego wiedza o obronności ludowej ojczyzny kończyła
się
na kilofie,łopacie i łomie które były jego bronią.W jego mózgu
funkcjonowała
jednak pewna blokada która powodowała,że kiedy
zarzuty
sięgały szczytów absurdu włączała jakąś zapadnię.Wtedy
wszystko
choć na chwilę wracało do rzeczywistości.Tym nie mniej
powolutku
lecz stale narastało w nim poczucie winy.I nagle stała
się
rzecz dla niego niezrozumiała,Wilka który doprowadził go do
takiego
stanu,że prawie gotowy był podpisać protokół byle tylko
uwolnić
się od śledztwa zastąpił inny oficer.Młody blondyn o
dziewczęcej
urodzie i delikatnym sposobie bycia zupełnie nie
przypominał
Wilka.Początkowo zamiast pytań wdawał się z nim
w
dyskusje o sztuce,znał się na operze-wymieniał sławnych śpiewaków
tamtego okresu Mario Del Monaco,Renata Tebaldi,
Von
Karajan,Hiolski,Paprocki,Stokowacka.Tak był melomanem.
Na
biurku zawsze leżała papierośnica pełna Belwederów,mógł
palić
bez ograniczeń.Wszystko to było tak inne od tego co repre-
zentował
Wilk,że zaczął lubieć tego delikatnego blondyna który
poprostu
wykonuje swoją pracę ale krzywdy mu nie robi.Kazał
mówić
do siebie Jasiu.Pewnego dnia po zdawałoby się niewiążącej
rozmowie
Jasiu zabrał go do łaźni na gorącą kąpiel.Z łaźni poszli
do
lekarza dwumetrowego drągala który badał go bardzo dokładnie
sprawdzał
ciało centymetr po centymetrze,uzębienie nawet stan
palców.Po
wizycie u lekarza otrzymał czystą bieliznę,wyprany i wyprasowany
mundur i został przeniesiony do czteroosobowej celi
w
której warunki były całkiem znośne.Wszystko to zawdzięcza
Jasiowi,okazuje
się,że i wśród komunistów zdarzają się całkiem
porządni
faceci.Teraz przesłuchania były rzadsze przeprowadzane
zawsze
w dzień.Polegały na luźnych rozmowach na te same tematy
co
poprzednio tylko bez prymitywnego przymusu fizycznego.
Leżał
na łóżku i liczył czas który przebywa w śledztwie.
Jeżeli
jego obliczenia są ścisłe to dzisiaj jest wigilia Bożego
Narodzenia to znaczy,że jego rocznik od kilku miesięcy przebywa
w
cywilu.Heniek Borto jeżeli przeżył pewno jest już po ślubie ze
swoją
Hanią,”cłowieku co ty wis”oryginał ale mądry i porządny
w
każdym calu.
Trzask
odsuwanej zasuwy w drzwiach poderwał wszystkich,stali
obok
swoich łóżek gotowi do przeglądu.
-Ptakowski
do porucznika,klawisz czekał w otwartych drzwiach.
Szli
długim korytarzem w którym nigdy nie świeci słońce,Rząd
szaro
pomalowanych drzwi z judaszami i zasuwami otwieranymi
z
zewnątrz to cała architektura tego miejsca.Tym razem porucznik
robił
wrażenie,że pilnie czeka na spotkanie.Stał przed biurkiem
z
paczką”Belwederów”w ręku i jak Staszek przekroczył próg
biura
natychmiast podszedł i w przyjacielskim geście poczęstował go
papierosem.
-Zapalcie
Stanisławie i siadajcie,to był nadmiar grzeczności nawet
jak
na Jaśka.No już was nie będę męczył,zresztą dzisiaj jest
wigilia
dzień
pojednania ludzi.Myślę,że i ty chciałbyś odsapnąć,skąd nagle
to
kurtuazyjne ty.Zapalił podanego papierosa,usiadł na wskazanym
miejscu i czekał na ciąg dalszy.
-No
to dzisiaj pozostała tylko formalność,podpiszesz protokół z
naszych
rozmów.Myślę,że nasze rozmowy nie były dla ciebie zbyt
przykre,mówiąc
to położył przed nim stos stron maszynopisu które
nosiły
szumną nazwę”Protokół przesłuchania”.Podpisz o tutaj wskazał
palcem.Zostawiam cię na chwilę,nie musisz się śpieszyć.
Wyszedł
na stole leżała paczka „Belwederów”oraz pudełko
zapałek.Pozostał
sam w pokoju w którym spędził tyle tygodni.Tyle
upokorzeń,bólu
wszystko po to by podpisać ten protokół.Wziął go
do
ręki i stwierdził,że jest całkiem opasłe tomisko.To jest akt
oskarżenia jego akt oskaeżenia,aż tyle kart,zdziwił się.W końcu
zabrał
się do czytania.W miarę jak wgłębiał w lekturę protokułów
dowiadywał
się jakim jest zbrodniarzem i zboczeńcem.Długi opis
przestępstw
przeciwko władzy ludowej,skłonności homoseksualne
które
ujawniły się w czasie rekruta,kontakty z niemieckimi agentami w
kopalni,kontrabanda uprawiana w kopalni odkrywkowej
na
granicy z Niemiecką Republika Demokratyczną,gwałt wielokrotny na
osobie dozoru,użycie broni palnej przeciwko osobie
plutonowego
Kudłonia,pobicie starszego sierżanta przy pomocy
białej
broni co spowodowało trwały uszczerbek na zdrowiu i oszpecenie
poszkodowanego na twarzy.Czytał i czytał szczegółowe
opisy
zbrodni które znał już na pamięć.Właściwie to nawet się nie
buntował
przeciwko treści protokółu.Przyzna się i skończy się gehenna
przesłuchań.Prawdopodobnie wypadnie mu pracować
na
kopalni o rok dłużej nie jako żołnierz lecz jako więzień.Jaka
różnica.Doczytał
protokół do końca,wziął do ręki przygotowane dla niego pióro
by złożyć podpis,gdy uwagę jego zwróciła kartka
wsunięta
za ostatnią stronę protokółu.Była luźno wsunięta więc ją
wyjął
i czytał.Było to przygotowane dla maszynistki i przez pomyłkę
dołączone do protokółu pisemko dla sądu z kwalifikacją
czynów
i żądanymi karami wraz z karą łączną.Już po przeczytaniu
pierwszych
zdań włosy zjeżyły mu sie na głowie.Suche wyliczenie
zbrodni
z wnioskowanymi karami i karą łączną 15 lat pozbawienia
wolności
w tym połowę kary do odpracowania w kopalni uranu lub
kamieniołomu
resztę w zakładzie zmkniętym.To jest koniec!
Wiedział,że
pracy na uranie nikt nie ma prawa przeżyć.Wszystko
nagle
wzięło w łeb cała strategia polegająca na przyznaniu się do
winy
by tylko zakończyć śledztwo w zamian za rok pracy w kopalni
już
nie jako żołnierz lecz więzień zgodnie z obietnicą Jasia.
-No
co podpisane,do pokoju wszedł porucznik..Myślę,że zaraz
po
nowym roku odbędzie się rozprawa,popracujesz na wolnym
powietrzu
w międzyczasie przyplącze się jakaś amnestia...
-Piętnaście
lat przerwał mu.Praca na uranie-to jest wyrok śmierci.
Wyrwał
mu z rąk protokół,spojrzał na ostatnią strone,
-nie
podpisałeś?Ta kartka to nie twoja sprawa,przyplątała się...
Staszek
siedział bez słowa cały świat wirował mu przed oczami.
Po
tylu miesiącach dopiero teraz uzmysłowił sobie co jemu naprawdę
grozi.Przecież to jest kara śmierci rozłożona w czasie.
-Byłem
gotowy przyznać się do pewnych rzeczy nie dla tego,że je
popełniłem
lecz dla tego,że wam uwierzyłem.Przyznanie rok pracy
w
kopalni dodatkowej w kopalni wprawdzie jako więzień ale to
byłem
gotowy znieść.Sympatia do was też miała na to wpływ.
-Ty
mi kurwa nie wyskakuj z sentymentami.Kulturalny Jasio ni z tego i
owego zamienił się w brutalnego Wilka.Uważałem cie za rozsądnego
faceta a ty jesteś miękki kutas.Pamiętaj nie tacy jak ty
podpisywali
protokóły,nawet ci których znasz z historii.Pamiętaj wrócisz do
tego który ci z jaj zrobi omlety.Zbierał kartki protokółu
układając
je podług numeracji by nagle rzucić wszystko na biurko.
Chwilę
postał w pozie Marka Antoniusza następnie obszedł biurko
usiadł
na swoim miejscu i tonem przekupki zaproponował.
-Dobrze
cofniemy oskarżenia pozostawimy tylko drobne pierdoły
żeby
wam zaliczyć śledztwo a wy w zamian podpiszcie ten dokument.Podał
mu kartkę formatu A4 zadrukowaną do połowy
z
wykropkowanym u dołu miejscem na podpis.Wziął do rynki i
czytał.”Deklaracja
współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa”,odłożył
na
bok papier.'Cłowieku jak eś je honorny nie podpises a jak podpises
toś niehonorny”.Heniek Borto musiał prawie teraz stanąć
pomiędzy
nim a tym świstkiem papieru który był przepustką do wolności.
-To
jest wszystko co mogę dla ciebie zrobić.Porucznik zapalał
kolejnego Belwedera.Wierz mi chłopcze nie tacy byli a podpisywali
bo
wiedzieli,że mają tylko jedno życie.Nikt nie będzie wiedział,że
żył
sobie jakiś Stanisław który niesiony wzniosłem zapałem odmówił
podpisania deklaracji i przez to kiblował kilka lat na uranie lub w
kamieniołomie a w końcu wykitował bo zeżarła go
gruźlica.”Cłowieku
jak eś je honorny nie podpises”,był wściekły na tego cholernego
Heńka który właśnie teraz postanowił mu bełtać te
swoje
zapiepszone mądrości.Ja będę honorny a w tym czasie jakiś
zapiepszony
UB-ek w roli nauczyciela od obronności będzie grzmocił młode
dziewczęta w szkole i robił z nich kurwy..Ja będę honorny a w tym
czasie pan plutonowy Kudłoń osaczy w końcu
Krystynę.Pierwszy
raz jak siedział w śledztwie wstał bez pozwolenia i nerwowo
przechadzał się po biurze.Porucznik Jasio
siedział
spokojnie i trzymał w wyciągniętej dłoni pióro by złożył
swój
podpis na deklaracji.Staszek stanął w końcu przy biurku wziął
pióro
i nachylił się nad tekstem „cłowieku jak podpises toś szmata
toś
jest niehonorny”.Wyprostował się,odłożył pióro i kiwnął
głową,że nie,że nie podpisze.
Klawisz
w milczeniu odprowadzał go do celi.
Rozdział
dwudziesty pierwszy
Od
wydarzeń opisanych w poprzednich rozdziałach upłynęło sporo
czasu.Na świecie zaszły wielkie zmiany.Po śmierci
„ojca
narodów” Józefa Stalina jego niedawni towarzysze obarczyli go
odpowiedzialnością za ogrom zbrodni nazywając okres jego
autorytarnych
rządów „Kultem Jednostki”.Tylko w więziennym
życiu
Staszka niewiele się zmieniło.Czas dzielony na apele,spacery
i
bezsenne nocy przestał się dłużyć,on po prostu trwał jak coś w
czym
więzień tkwi na kształt ważki zastygłej w bursztynie.Wyrok
brzmiał
12 lat bezwzględnego pozbawienia wolności bez możliwości pracy
choć pracować pracował ale na terenie zakładu
karnego-szył
onuce,rękawice robocze i ścierki do mycia podłóg.
Z
rozrzewieniem wspomina czas pracy na niebezpiecznym oddziele
dołowym
jednej z wałbrzyskich kopalń.To co wtedy wydawało się
makabrą
która omal nie pchnęła go do samobójstwa teraz jawiła się
jak
sen;pracował,żył,kochał dostawał jakieś grosze na papierosy
czy
piwo.Krystyna-kropelka osłody na lata samotności.Każde słowo
każdy
gest,uśmiech,dotyk odtwarzane tysiące razy były tym co pozwoliło
nu przetrwać w jako takiej formie psyhicznej.Wizje stworzone przez
wyobraźnię zacierały prawdziwe obrazy ale właśnie takie były
potrzebne,wyidealizowane lepiej zapełniały
lukę
w potrzebie miłości i czułości.Okrutną karą był zakaz
korespondencji.Jedyny kontakt z żywym słowem prócz rozkazów i
poleceń
klawiszy były wykłady ideologiczno-polityczne.
Pierwsze
wydarzenie które poruszyło wszystkich była zapowiedź
amnesti.Nazwiska
Chruszczow,Gomułka rozbudzały nadzieje na
poprawę
losu.Byli tacy co wróżyli upadek komunizmu.Jak grom
z
jasnego nieba spadła na wszystkich wiadomość o wydarzeniach
poznańskich.Wszyscy
żyli nadzieją.W końcu coś drgnęło.Pierwszy
skorzystał
z amnestii kolega który spał nad nim,z celi obok wyszedł
facet
który grypsował.Każdy dzień czy godzina oczekiwania stawały się
wiecznością.Każde dotknięcie drzwi przez klawisza
powodowało
drżenie rąk i pocenie.Wszyscy wiedzieli,że w wyniku
wydarzeń
poznańskich nastąpiły zmiany w partii,odszedł Bolesław
Bierut
znienawidzony sługus Stalina.Po burzliwych wiecach
powołanoWładysławaGomułkę.Zapowiedział szumnie rehabilitację
więźniów politycznych,demokratyzację ustroju.Tylko w życiu
więźniów nie wiele się zmieniło,w dalszym ciągu szkolenia
ideologiczne gloryfikowały socjalizm.Powoli kolejne grupy więźniów
opuszczały zakład karny korzystając z amnestii.W końcu
nie
wytrzymał i napisał podanie do naczelnika więzienia z zapytaniem
czy jego również objęła amnestia.Długo czekał na
odpowiedź
a kiedy zrezygnowany uznał,że widać amnestia jest nie dla niego
nagle do celi wszedł klawisz i kazał mu się zameldować
u
naczelnika więzienia.Serce podskoczyło mu do gardła dłonie
zrobiły się wilgotne od potu.Amnestia.Radość bardzo szybko
zamieniła
się w czarną rozpacz.Naczelnik poinformował go,że
odpowiedź
na jego zapytanie jest negatywna.Amnestia nie obejmuje
przestępstw
pospolitych takich jak gwałt czy próba zastrzelenia
podoficera
wojska polskiego.Na koniec pan naczelnik oznajmił
lakonicznie,że
jego sprawę w części zarzucanych mu przestępstw o charakterze
politycznym zostanie przekazana do sądu a poza tym
wystąpił
o przyznanie mu prawa do korespondencji.A jednak
amnestia
choć zakończyła się dla niego fiaskiem miała swoje
pozytywne
strony.Obudziła w nim nadzieję-nadzieję na rehabilitację.Iskra
nadzieji obudziła w nim chęć do walki.Zaczął
słać
pisma i petycje do wszystkich możliwych instytucji.Punkt po
punkcie
zbijał zarzuty,przyznał się do jednego do kupienia od
maszynisty
niemieckiego pary butów.Odpowiedzią była grobowa
cisza.Żadna
instytucja nie raczyła mu odpowiedzieć.
Pewnego
dnia niespodziewanie został po informowany,że ma widzenie.Pierwsza
myśl rodzice,druga Krystyna.Prawie biegł na spotkanie tak był
podekscytowany.Gdy wszedł na salę widzeń zdębiał,żadnej z
twarzy którą oczekiwał.Za stołem siedział starszy
facet
z ogromną łysiną i wyblakłymi oczami.Czarna aktówka
dodawała
mu powagi wskazywała,że dysponuje aktami więc jest
kimś
ważnym.
-Mecenas
Xawery Butrym przedstawił się podając mu rękę.Nie wiedział
martwić się,że to nikt z osób oczekiwanych czy może
cieszyć,że
to ktoś kto przynosi nadzieję.
-Pana
ojciec zlecił mi zająć cie się pana sprawą,mówił głosem oschłem
beznamiętnym.Rzeczowo po informował go,że zamierza
doprowadzić
do procesu rehabilitacyjnego w części zarzutów o
charakterze
politycznym natomiast czas odbywania kary zaliczyć
w
poczet przestępstw o charakterze pospolitym.Przekazał mu
pozdrowienia od rodziców oraz informację,że uzyska zgodę na
jedno
widzenie w miesiącu.Jeszcze kilka zdawkowych zdań i pan
mecenas
pożegnał sie obiecując kolejne spotkanie.
Kolejne
tygodnie nadziei i oczekiwania a skutek taki,że został przeniesiony
do innego zakładu karnego.Trafił do czteroosobowej
celi.Dołączył
do trzech panów w wieku swojego ojca.Byli to byli
AK-owcy
z wieloletnimi wyrokami.Zaskoczenem był przydział do
grupy
więźniów pracujących,siedział z politycznymi którzy nie
pracowali,więc?
-Odkiblowałeś
to co polityczne a teraz jesteś zwykły kryminalista
i
dla tego pracujesz,tłumaczył mu starszy z celi.
-Przecież
nie jestem kryminalistą,obruszył się.
-Nie
jest ważne co ty uważasz,przerwał mu,ważne jest to co jest
napisane w aktach.W ten sposób amnestia cie ominęła bo karę
za
przestępstwa przeciwko władzy ludowej odkiblowałeś a kryminalne
rozboje,gwałty i próby za szlachtowania podoficera
nie
podpadają pod amnestię.
Więc
jeszcze cztery lata.Przecież on już ma dużo siwych
włosów.Zęby
jego chluba to totalna ruina.Za kolejne cztery lata
będzie
dziadem.Czy w takim stanie może stanąć przed Krystyną?
Pewno
dawno wyszła za mąż,ileż można czekać na faceta który
nie
dał jej adresu.Pytanie czy zrobił dobrze,że nie dał jej
możliwości na korespondencję,nie chciał ją wplątywać w całą
sprawę.Czy
zrobił dobrze?Jak bardzo musiała cierpieć.Pajęczyna
domysłów
i przypuszczeń osaczała myśli.
Był
szary nudny dzień taki sam jak wczoraj i taki sam jak jutro.
Czekał
na krzyk strażnika który wzywał wszystkich którym wolno
było
pracować.Bardzo chciał by w ramach nagrody za dobre sprawowanie
przeniesiono go z brygady która szyła onuce do brygady która szyła
rękawice ochronne.Rękawice to zawsze coś
lepszego
bardziej skomplikowanego a nie to nudne obszywanie
kwadratowych
szmat.Dryt w jedną stronę,dryt w drugą ,trzecią czwartą i onuca
gotowa.Rzygać się chce z nudów.Nagle słyszy,że
ktoś
wywołuje jego nazwisko.Teraz do raportu?Za co?Wiadomość
spadła
na niego jak grom z jasnego nieba.W pierwszym odruchu
uznał,że
to pomyłka,bał się kolejnego rozczarowania.Wychodzi
na
wolność.Ale dokąd wracać?Do starych załamanych przejściami
rodziców.Do
Krystyny?Wszystko będzie musiał zaczynać od nowa.
Jedyny
zawód na którym się zna to fedrować węgiel lub budować
tory
kolejowe.W ostatnim czasie dzięki starszemu koledze z celi
nauczył
się języka angielskiego ale komu to jest potrzebne?Po prostu wpadł
w panikę.Co z tą wolnością zrobi.Nagle kiedy dociera
do
niego,że jest wolny on boi się tej wymarzonej wyśnionej chwili.
Właśnie
teraz w tej chwili stwierdza,że nosi w sobie poczucie winy
nie
bardzo wie za co ale czuje,że usadowiła się gdzieś w okolicy
serca i ugniata go niepewnością-kompleksemniedowartościowaniem
Wprawdzie
gdzieś w zakamarkach mózgu zapalały się iskierki,że
przecież
jest niewinny,że sfingowany proces,że ojciec stary wojak
uczestnik
bitwy warszawskiej w końcu będzie dumny z syna.Ale
czy
na pewno.Ta jego skłonność do filozofowania.
Wyszedł
przed bramę więzienia i nie bardzo wiedział co z sobą
zrobić.Dostał
trochę grosza które zarobił pracując w szwalni,na
nogach
miał buty które kupił od niemca i to był cały jego
majątek.Totalna pustka w głowie to stan który opisuje jego
samopoczucie.Rozglądał się niepewnie szukając oparcia w
kimkolwiek.Dotychczas zawsze ktoś myślał za niego o nic nie
musiał
się troszczyć.Karmili go ubierali,dbali o jego czystość,
zdrowie,wyprowadzali
na spacer a teraz...Stał oparty o mur więzienia i zastanawiał się
co począć.Dworzec kolejowy pierwsza
sensowna
myśl.Pójdzie na dworzec w restauracji kupi sobie kanapkę i
piwo,pierwsze piwo od bardzo dawna.Wiedział,że obowiązkiem jego
jest pojechać do rodziny ale równocześnie
jakaś
przemożna siła pchała go do Wałbrzycha do Krystyny.Tam jest jego
miejsce.A jeżeli nie czekała,przecież to szmat czasu może
jest
szczęśliwą matką.Fakt,że nie starała się go odnaleźć
wskazuje,
że
może dała sobie spokój z młodszym od siebie facetem.Ale
rezygnowanie bez walki to nie w jego stylu.To myśli o niej pomogły
mu
przetrwać,to ona była miłością w jego sennych marzeniach.To
jej
palce rozczesywały mu włosy gdy leżał z głową na jej kolanach,
to
ona przemawiała do niego w taki sposób,że zapominał o celi
więziennej
i przenosił się w myślach do małego hotelowego pokoiku w Jeleniej
Górze.
Drażniło
go,że gdy tylko pojawił się w restauracji dworcowej
wszyscy
odsuwali się od niego jak od zarażonego.W restauracji
kelner
długo przyglądał mu się nieufnie a kiedy w końcu przyjął
zamówienie
sprawdził czy ma pieniądze.Zjadł porcję flaków po
pił
piwem i wychodząc mimo woli spojrzał w lustru.Wszystko stało
się
jasne.Ludzie inaczej wyglądali,inaczej się ubierali,czesali mieli
inny
wyraz twarzy.Jego wygląd przypominał bezpańskiego skopanego psa.
-Pociąg
osobowy do Wrocławia wjeżdża na tor piąty przy peronie...
to
dobrze pomyślał.Los sam rozstrzygnął,że pojedzie nie do Katowic
a do Wałbrzycha.
Szedł
dziwnie speszony wąskimi uliczkami miasta które tak bardzo
zaważyło
na jego życiu.Uczucie,że w każdej chwili usłyszy okrzyk
stój!Zwrot
w tył!Do celi marsz nie opuszczało go ani na chwilę.
Przemierzył
rynek wszedł w dobrze znaną uliczkę i oto stał przed
domem
który albo go przyjmie jako swego albo odrzuci jako obcego
niechcianego.Jest późne popołudnie więc jeżeli Krystyna
nie
pracuje na drugą zmianę powinna być w domu.Wszedł na
pierwsze
piętro,jest wizytówka-Dołęccy-a więc rodzice są to ulga.
Czuł
jak serce podchodzi mu do gardła.Ta nieznośna suchość w
ustach.Ryzykować
czy dać sobie spokój,a jeżeli jest zajęta,może
jest
matką...Nieśmiało nacisnął dzwonek.Cisza.Drugi bardziej
odważny
dzwonek.Słyszy szmer,więc ktoś jest.Pierwsza myśl uciekać ale
opanował strach-czekał.
-Kto
tam,poznał głos pani Dołęckiej.
-Staszek,odpowiedział
niezbyt pewnie.
-Jaki
Staszek,zdziwienie w głosie.
-Staszek
Ptakowski,znajomy Krystyny...górnik dodał po czasie.
Słyszał
szelest łańcucha u drzwi metaliczny chrzęst zamku i oto
stoi
przed starszą panią.Była przygarbiona i jak by bez ciała,drobne
kosteczki,białe
jak śnieg włosy tylko oczy pozostały żywe choć w
oprawie
gęstej sieci zmarszczek.Były to oczy dobrej mądrej kobiety
które
teraz wyrażały ogromne zdziwienie.
-Mój
Boże mój Boże,wyszeptała trzymając się obiema rękami za
twarz.Mój Boże tak co ja mam powiedzieć.
-Prawdę,nie
mam żadnych pretensji do Krystyny,tyle czasu bez
żadnej
wieści.Miała prawo ułożyć sobie życie...
-Wejdź
mój chłopcze,wpadła mu w słowo.Tak ja zawsze mówiła,
że
Stanisław przyjedzie.Prędzej czy później ale przyjedzie.Nagle
zamilkła
i rozpłakała się.Niemy szloch wyrażał całą rozpacz która
widać
tłumiona nagle znalazła ujście.
Tak
co ja mam powiedzieć szeptała poprzez łzy.
-Niech
pani nie płacze,całował ją po rękach.Przepraszam,że się
ośmieliłem po takim czasie,zaraz sobie pójdę.Nie chcę by
Krystyna
miała
nieprzyjemności przez zemnie u męża.
-Dziecko
ty moje,jaki mąż?Czekała do końca na ciebie.Wiedziała,
że
wrócisz.Jaki mąż.Ile to czasu jak nie zyje.Wypadek na kopalni
wózki
wypadły z szyn i Krystyna nie zdążyła odskoczyć.Wozy ze skałami
zabiły...przysypały ot taki jej koniec zgotowały.
Więc
zginęła zaraz po jego aresztowaniu.Jego więzienne sny były
z
martwą Krychą.Marzenia,pretensje,że go nie szuka,że nie próbuje
znaleść
były niesłuszne.
-Tak
radość mojego życia cała nadzieja ale widać Bóg tak chciał,
łzy
wnikały w pajęczynę zmarszczek na twarzy pani Dołęckiej.
Nieboszczyk
mąż to mówił,że Stanisław nie wróci a ja swoje
wiedziała.Choćby
i dziesięć lat trzymali na katordze to Stanisław wróci.Matka
swoje widzi.Poszła do pokoju i przyniosła małą paczuszkę
przewiązaną różową wstążką.
-To
są listy od Krystyny do ciebie,nie zdążyła wysłać bo adresu nie
znała.Weźmie
i przeczyta to wspomni naszą córuchnę.Pewnie pięknie pisała bo i
radosna była po powrocie z Jeleniej Góry i rozwód dostała...ale
stało się jak Bóg chciał,znowu łzy.
Stał
z paczuszką w ręku zupełnie oszołomiony tym co usłyszał.
Cały
świat jak by się nagle rozstąpił i zapadł.Zupełnie iracjonalnie
zaczął
intensywnie zastanawiać się ile czasu upłynęło od ich
pobytu
w Jeleniej Górze a śmiertelnym wypadkiem Krystyny.
-Siądzie
Stanisław wypije kawę przeczyta listy może za płacze,
nie
płakał nad grobem to zapłacze nad listami.Wzięła go pod rękę
prowadziła
do pokoju Krystyny.
-Wszystko
tak pozostało jak zostawiła gdy poszła do pracy.
Rzeczywiście
wszystko w pokoju robiło wrażenie,że ktoś tutaj był,żył i
tylko wyszedł na chwilę by poprawić makijaż.Odsunięte
krzesło,zasuszone kwiaty w wazonie,z sunięta narzuta z wersalki-ich
wersalki.Śiedział sparaliżowany niezdolny do logicznego
myslenia.To koniec,koniec wszystkiego,ostatnia nadzieja powrotu
do
normalnego życia rozpłynęła się w totalnej beznadziei.Dlaczego
ona?Dlaczego
Boże karzesz niewinnych ludzi?Ukarałeś ją bo podług Twoich
paragrafów szukała grzesznej miłości?Rozpaczliwie
szukała
miłości i znalazła ją w mroczny zimowy ranek pod łaźnią
kopalni.Zziębnięty
śmiertelnie przerażony kandydat na spełnienie.
Nienawidzę
cię,nienawidzę za to,że pozwalasz by kanalie obłudne
świntuchy
żyły i cieszyły się Twoimi względami tylko dla tego,że podług
Twojej księgowości mają wszystkie kwity.Nienawidzę cię.
Tobie
jest dobrze bo siedzisz sobie w raju masz swoje chóry
anielskie,najpiękniejsze baby a my mamy żyć według Twoich nakazów
jak zwykłe robale jak glizdy bo jak nie to kara.Przytulisz
spragnioną
miłości babę-grzech,dasz w mordę kanali-grzech,po patrzysz na
okrągłą dupę-grzech,siedzisz trzymany jak zwierz w klatce i
trzepiesz kapucyna-grzech.Kurwa ja już nie mogę,kochałem
Polskę
taką jaką malował mi ojciec w mojej wyobraźni i dowiedziałem
się,że była to Polska krwiopijców burżujów darmozjadów którzy
gnębili własny lud.Kochałem Polskę a ona
nazwała
mnie wrogiem ludu i dała mi kopa w dupę.Panie Boże za co
Krystyna,za co!
Do
pokoju weszła pani Dołęcka,niosła tackę z filiżanką kawy i
cukiernicą.Usiadła
na krześle obok położyła swoją zasuszoną dłoń
na
jego dłoni i cicho szepnęła:
-napije
się kawy,spokojnie przeczyta listy,zostanie na obiad i opowie o
sobie.Czuł na sobie jej ciepły życzliwy wzrok.Wiele się
zmieniło
na świecie,mówiła ściszonym głosem.Powiadają,że ten Gomułka
to zerwał z ruskimi i nowe porządki wprowadza,polskie
porządki.Głos
pani Dołęckiej dochodził do niego gdzieś z oddali,
nawet
nie potrafił udawać,że słucha.Dziwny stan żalu,buntu,
rezygnacji
przemieszany z nienawiścią opanował go do tego
stopnia,że
nawet nie zauważył kiedy gospodyni wyszła z pokoju
uznając,że
należy go zostawić w spokoju.Bezmyślnie spojrzał na
witrynę
która stała jak dawniej pod ścianą i zamarł.W stojaku na zdjęcia
wsunięte między dwie szyby stało ich zdjęcie zrobione
w
Jeleniej Górze.Nigdy go nie widział,on w mundurze z wężykami
pożyczonymi
od fotografa,Krystyna w obcisłym błękitnym sweterku
który
tak lubiła bo podkreślał jej kształtne piersi z których była
dumna.Coś
w nim pękło,skurczył się w sobie jak by zapadł do
środka.To
co przedstawia zdjęcie to niepowtarzalna chwila z ich
życia.Wtedy
byli jeszcze ciepli od pieszczot i to Krystyna powiedziała,że ten
moment należy uwiecznić bo tacy nie będą już
nigdy.U
fotografa szeptała mu na ucho,że kiedyś te zdjęcia będą
pokazywać
swoim dzieciom i wnukom.Jego wzrok padł na odlaną
z
gipsu postać Matki Boskiej Fatimskiej która wisiała na drzwiami.
-Przepraszam
za obraźliwe słowa i przekleństwa ja tak naprawdę
nie
chciałem wiem,że Krycha potrzebuje teraz modlitwy a nie
nienawiści.Wszystko
mi się pomieszało Boże.Wziął do ręki pierwszy z brzegu list
pisany jeszcze przed rozprawą..Na kopercie
Wypisane
dużymi literami jego Imię i nazwisko bez dalszego adresu.Żarliwy
list pisany przez zakochaną kobietę.Zapewniała,że będzie na
niego czekała do zakończenia świata a zresztą nie ma
wyboru
bo wie,że jest w ciąży.To pamiątka z Jeleniej Góry.Poszli
na
całego i mają teraz corpus delicti swoich szaleństw.Nie żałuje,że
tak
się stało a nawet się cieszy bo dziecko ułatwi jej uzyskanie
rozwodu
a gdyby on miał inne zdanie to ona potrafi sama wychować
dziecko.Przerwał
czytanie mgła zasłaniała mu litery,usta miał pełne
słonej
śliny.Gdy zginęła była w ciązy,nosiła w łonie ich dziecko.
-Nie
męczyła się,za nim stała pani Dołęcka powiedzieli,że zginęła
na
miejscu.Cóż taka mała Krysia i taki duży wagon pełen kamienia.
Ja
już wypłakała oczy i mąż zmarł ze zgryzoty ale teraz kiedy
widzę Stanisława tak i ja muszę płakać.
A
co pisze jeżeli to nie tajemnica?
Koniec
E
p i l o g
Książka
opisuje wydarzenia autentyczne.Opisuje losy ludzi
którzy
wyrokiem władzy ludowej zaliczeni zostali do obywateli
gorszej
kategorii.Przełom lat czterdziestych i pięćdziesiątych mało
kto
zdawał sobie sprawę ze śmiertelnego niebezpieczeństwa jakie
towarzyszyło
pracy w kopalniach uranu.Skazani na pracę w ramach
służby
wojskowej umierali nie doczekawszy końca służby.Gaśli
jak
świece na wietrze.
Tysiące
ludzi ze złamanymi życiorysami których jedyną winą
było
to,że zostali uznani za element niepewny politycznie,odporny
na
komunistyczną indoktrynację.Praca jako element degradacji
społecznej
i zawodowej to kwintesencja Batalionów Pracy.
Nasz
bohater przez długi czas nie potrafił znaleźć pracy która
odpowiadałaby jego ambicjom.Cały czas czuł na plecach oddech
wrogiej
mu władzy.W końcu by zdobyć środki do życia podjął
pracę
w zawodzie do którego zmusiła go ludowa władza,był górnikiem
dołowym w jednej z rybnickich kopalń.Po mimo
tragicznych
przeżyć zachował ambicję ukończenia studiów.Zawsze
spotykał
się z odmową bez uzasadnienia.Ponawiane wnioski o skierowanie na
studia w końcu zwróciły na niego uwagę,został
zauważony
i zatrudniony jako pracownik w dziale zaopatrzenia.
Jest
rok 1968.Polską wstrząsają wydarzenia marcowe.Na cechowni
kopalni
odbywa się wiec w którym załoga ma potępić syjonistów.
Do
jego obowiązków należało zaopatrzenie zebranych w napoje
chłodzące.Skończył
nosić skrzynki z wodą mineralną kiedy pod
cechownię
podjechała sportowa Skoda z odsuniętym dachem.
Kierowcą
była elegancka kobieta w białym kapeluszu i białych rękawiczkach
po łokcie.Skinęła na niego ręką a gdy podszedł
podała
mu kartkę z poleceniem by dostarczył ją jej mężowi który
był
dyrektorem kopalni.Odebrał kartkę,obrócił się na pięcie i
zamarł
elegancką
kobietą była Stenia.Nie poznała go bo poznać nie mogła.
To
już nie ten chłopak który w ciepłą wrześniową noc oczarował
ją
i rozkochał w sobie.Lata pracy i więzienie zrobiły swoje,blizna
na
twarzy pamiątka po wypadku,zapadnięte policzki zmieniły go
nie
dopoznania.Fakt,że go nie poznała przyjął z ulgą.Już teraz znał
swoje
miejsce w szeregu.Jeżeli coś w nim pozostało z dawnego
Staszka
to upór.Miał 47 lat kiedy postanowił zaryzykować i bez
skierowania przystąpił do egzaminu wstępnego na wydział
prawa
i administracji Uniwersytetu Śląskiego.W tłumie młodzieży
bardziej
przypominał profesora niż kandydata na studenta.Ale zdał
i
to przywróciło mu wiarę w swoje możliwości.Znalazł się w
wąskim gronie stu dziesięciu kandydatów przyjętych z pośród
dziewięciuset zdających.Zmylił czujność władzy która gdy się
dowiedziała,że
jest studentem wpadła w furię ale było za późno.Pamięta
wściekłość w oczach dyrektora kiedy podpisywał mu nagrodę za
wysoką średnią ocen.To było jego małe zwycięstwo.
Po
zmianach ustrojowych w 1989 roku został po proszony do
biura
zakładowej Solidarności gdzie mu oświadczono,że proponują
mu
przejście na wcześniejszą emeryturę by zrobił miejsce młodym
zasłużonym
działaczom którzy wywalczyli Wolną Polskę.Podniósł
głowę
z oburzeniem i już chciał powiedzieć co myśli o takich
zasłużonych działaczach gdy zobaczył na biurku przewodniczącego
wizerunek
Matki Boskiej Częstochowskiej a za plecami na szafie
kalendarz
ze zdjęciami porno.Przyjął propozycję bez słów.