sobota, 22 września 2012

Wypisy z pamięci Czarnego Barona

Rozdział trzeci

Piętrowe baraki ustawione w ogromny czworobok robiły przygnębiające wrażenie kojarząc się raczej z obozem jenieckim lub koncentracyjnym aniżeli koszarami wojskowymi.Przestrzeń pomiędzy barakami stanowił plac apelowy.Skończyły się złudzenia nawet dla największych optymistów.Są w obozie pracy i będą wydobywać węgiel pod ziemią.Ta twarda rzeczywistość dotarła już do wszystkich chociaż oficjalnie nikt im tego nie powiedział.Po raz kolejny zostali dokładnie wymieszani,nowe twarze nowe otoczenie. Ewentualne przyjaźnie lub konflikty rozmyły się;dominował strach i oczekiwanie .Staszek nauczony doświadczeniem wiedział,że
należy walczyć o wszystko co ułatwia życie a więc łóżko blisko
okna i na parterze,szafka w zasięgu ręki.Izba była duża by nie powiedzieć przestronna .Okna dawały tyle światła,że można uznać pomieszczenie za jasne.Porównanie z ciasnotą jaka panowała w poprzednim ośrodku obecna izba zasłuiwała na nazwę salonu. Utrudnieniem był brak centralnego ogrzewania oraz prymi-
tywne latryny.Po rozlokowaniu,napchaniu sienników słomą i doprowadzeniu izby do porządku mieli czas wolny.Leżał na świeżo pościelonej pryczy i po raz niewiadomo który analizował swoją sytuację.Tysiące ludzi z własnej i nieprzymuszonej woli pracuje pod ziemią i nic się nie dzieje ale przekorna myśl podpowiada,że tu
nie chodzi o to,że pracujesz tylko,że pracujesz pod przymusem wbrew swojej woli.Państwo które mieni się być demokratycznym łamie podstawowe prawa gwarantowane w konstytucji,wolność do nauki i pracy.Jak na ironię pracę maturalną pisał właśnie
z konstytucji.W końcu kurtyna opadła.Pierwsza pogadanka o BHP
-Kopalnia jest kopalnią gazową
-pod odpowiedzialnością karną nie wolno używać otwartego ognia
-zabronione jest posiadanie na dole zapałek i papierosów
-w obrębie kopalni wszyscy podporządkowani są dozorowi górniczemu.Cały szereg innych bardzo szczegółowych przepisów uzmysłowiło wszystkim,że praca w tych warunkach należy do bardzo niebezpiecznych.W grobowym milczeniu leżeli obok siebie a jednak każdy z nich w myślach był bardzo daleko.Pytanie dlaczego ja wracało uparcie i mało kto znał na nie odpowiedź.
Nowi koledzy z izby wydawali się sympatyczni i przyjaźni,typy spod ciemnej gwiazd rozmyły się w masie normalnych ludzi a być może strach zamknął im usta.Obok leżał chłopak z Krakowa. Staszek odwrócił się w jego stronę próbując podjąć rozmowę ale
ten nie reagował na jego gesty wpatrzony w sufit.W końcu ktoś nie wytrzymał :
-Słuchajta chłopaki odezwał ten który leżał obok drzwi,miał twarz okrągłą, rumianą o dobrodusznym wyglądzie galicyjskiego chłopa.
-Ja nazywam się Jan Wącław i pochodzę z Nowego Sącza i powiem wam,że władza ludowa chce nas o tak..wykonał ruch z którego wynikało,że zawisną na stryczku.W tych kopalniach to jest taki gaz,że go nie widzisz i nie czujesz a bestia zabija,rozumita.
Nikt tam nie chce pracować dlatego zmuszają do pracy takich jak
my i więźniów a przed tym jeńców wojennych.Możecie mi wierzyć bo jestem od was starszy mam żonę dwójkę dzieci gospodarstwo rolne a jednak mnie zabrali,wiecie dlaczego?bo ojciec zaraz po wojnie walczył z tymi od reformy rolnej.Ja się nie dam zwieść,to jest wyrok na wrogach ludu albo cie kostucha dopadnie na dole albo może się wywiniesz ale będziesz do niczego.
-Jezu Jezu chłopaki ja nie zjadę na dół,głos dochodził z drugiego końca izby;niech mnie wsadzą do kryminału a do czarnej dziury nie dam się wepchnąć.
-Kurwa niech mnie zabiją a nie zjadę,kolejny głos kogoś kto nie chciał się pogodzić z przymusem pracy.Z pryczy zeskoczył mały niepozorny chłopak,stanął obok pieca kaflowego tak jak by chciał zabezpieczyć sobie tyły i natarł na tego z Nowego Sącza bo to on rozpętał psychozę strachu.
-Ty stary zapyziały kmiocie krzyczał poirytowany robisz ferment i straszysz chłopaków a sam nie wiesz jak wygląda kopalnia.
-Co tam jest do oglądania,bronił się Wącław,ciemno jak u murzyna w dupie i tak nic nie zobaczysz.
-Słuchajcie,przekonywał mały,kopalnia to takie samo miejsce pracy jak każde inne,zjeżdżasz windą,jest tam jasno bo świecą lampy,są telefony,jeżdżą pociągi normalne życie.
-Agitator się znalazł pewnie płacą ci za taką gadkę,Wącław nie dawał za wygraną.
-Nie jestem agitator tylko wiem jak jest.
-Byłeś na dole,widziałeś,przyparł go do muru Wącław.
-Ja nie byłem ale kolega pracuje na Śląsku i żyje lepiej niż my razem wzięci.
-Co to znaczy lepiej od nas,jeżeli jemu jest dobrze na dole to niech sobie żyje a mnie jest lepiej wśród krów w oborze,na miedzy w polu gdzie i skowronek zaćwierka bażant wyfrunie spod nóg,co to znaczy lepiej jest w kopalni.
-A on dostał talon na radio Pionier i mieszkanie dostanie i obiecany ma talon na motocykl WFM a ty co masz?jałowicę i byka po jajach drapiesz i to jest wszystko.
-Ja nie mówię czyje życie lepsze,Wącław obstawał przy swoim, konstytucja gwarantuje ci wolny wybór pracy i o to chodzi.Ja jałowicy nie muszę ruchać mam swoją babę która mi wystarcza a to,że krówki jak wchodzę do obory mruczą z zadowolenia,konie parskają i świnki piszczą to dla mnie muzyka.Słonko świeci,
,swierszcze cykają łany żyta czy owsa się tobie kłaniają w pas ot, to jest życie.
-Ty sobie gadaj,chcesz gnojem śmierdzieć to sobie śmierdź a górnik żyje sobie jak lord,mały rozglądał się po wszystkich z miną
zwycięscy.Może to co mówił mijało się z prawdą ale niektórym pomogło pokonać narastający strach.Na jak długo
-Mnie taką gadką nie przekonasz,po dłuższej chwili odezwał się Wącław,znam takich co to obiecywali chłopom złote góry,darmową ziemię z reformy rolnej i co z tego wynikło?rozszabrowany majątek dworski, spadek wydajności z hektara a na koniec PGR-y i
kolektywizacja.Socjalistyczny raj na ziemi.Dzielić równo partia wszystko obywatel gówno.Ot co.Powiedzta chłopy co wy na to?
Większość nie brała udziału w dyskusji,wyobcowani zatopieni we własnych myślach leżeli nieruchomo wpatrzeni w sobie tylko wiadome wirtualne miejsca.Pewnie każdy na swój sposób próbował znaleźć się w nowej rzeczywistości.Sprzeczka pomiędzy agitatorem
a Wącławem trwała w najlepsze gdy nagle z trzeciego rzędu prycz
ktoś się zsunął w pierwszej chwili wyglądało na to,że po prostu schodzi z pryczy ale skoro schodzi to musi stanąć na ziemi a tu nic.
Dłuższą chwilę trwało czekanie zanim się zorientowali,że to coś zawisło i dziwnie macha rękami.
-E ty co tam robisz,mały przerwał swoje wywody z Wącławem i mrużąc oczy próbował dojrzeć co dzieje się między pryczami.
-O kurwa,chłopaki on się powiesił,szybko tutaj,wisi.Zrobiło się zamieszanie wszyscy tłoczyli się w wąskim przejściu pomiędzy pryczami.Wisiał na pasku od spodni palcami stóp prawie dotykał podłogi.
-Na bok nie zawadzajcie,do akcji wkroczył sąsiad Staszka.
-Podnieść szybko i po cichu,zdecydowanym głosem wydawał polecenia.Jak go złapią to pójdzie pod sąd,jest po przysiędze i podlega prokuratorowi wojskowemu.Zdjęli go i ułożyli na podłodze.Miał oczy wywrócone do góry,usta szeroko otwarte ale żył.Sąsiad Staszka pochylił się nad nim sprawdzając czy żyje.
-Lecę po dyżurnego,któryś z kibiców próbował pomóc.
-Nic mu nie będzie,sąsiad Staszka podniósł głowę znad leżącego.Żadnego dyżurnego chyba,że chcecie go posłać do prokuratora.Niedoszły wisielec otworzył oczy i zacząłciężko oddychać.
-Siadaj i przestań robić takie numery,sąsiad Staszka pomógł mu wstać i usiąść na taborecie,następnie zajrzał mu w oczy i widać uznał,że wszystko jest w porządku bo spokojnie wrócił na swoją pryczę.Kandydat na nieboszczyka siedział na taborecie oparty plecami o pryczę i niewidzącymi oczami spoglądał przed siebie.
Przypadkiem niedoszły samobójca siedział dokładnie w polu widzenia Staszka.Początkowo nie zwracał uwagi na jego twarz dopiero po chwili coś go zaintrygowało.Znajoma twarz.
Tak to jest chyba Alojz,Alojz Nadarzy chodzili razem do jednej klasy w szkole podstawowejChyba się nie mylę,upewniał się w myślach.Jak brak włosów zmienia wygląd.Tak pamięta mieszkali w
oficynie starej kamienicy,jego matka dorabiała sobie myciem i praniem,była wdową ojciec Alojza zginął pod Stalingradem.Wstał z pryczy podszedł do niego i spytał,
-Alojz poznajesz mnie?kiwnął głową,że tak.Co ci się stało
chłopie,przecież nie jesteś sam,tylu chłopaków z całej Polski...
-”Jo je dwa tydnie po weselu”,krzyknął w gwarze śląskiej,rozumicie to synki!rozbeczał się jak mały chłopczyk.”Dwa
tydnie.Ona nie wytrzymie insi bydom jom dupczyć rozumicie?”
-Alojz co ty wygadujesz za głupstwa,próbował przemówić mu do rozsądku,żona czeka,tęskni a ty robisz z niej dziwkę.
-”Danka nie wytrzymie i insi bydom jom dupczyć,”powtarzał jak mantrę.
-Słuchaj ty,do rozmowy wtrącił się Wącław,ja jestem żonaty mam dwoje dzieci i moja wie,że jak tylko zrobi coś na lewo to koniec, wygonię z domu a dzieci zostawię bo są moje.
-Ty pierdoły opowiadasz,mały agitator naskoczył na Wącława,baba z natury jest dupliwa bo jak by nie była to która by chciała ryzykować rodzenie w bólach,no?Ta jego,pokazał na Nadarzego,jak skosztowała to już przepadła,dostanie swój czas to nadstawi
każdemu który się nawinie.
-Te mądrala skończ pieprzyć,chłopak który udzielił pomocy niedoszłemu wisielcowi natarł na małego agitatora,facet jest parę dni po weselu i po prostu jest roztrzęsiony to jest normalne. Ciekawe co byś ty robił na jego miejscu,może nigdy w życiu nie miałeś kobiety i dla tego pleciesz pierdoły.Miłość plus seks to potęga która nie takich jak Alojz doprowadziła do ruiny.Słuchajcie chłopaki,zwrócił się do wszystkich musimy go pilnować bo jest w głębokiej depresji,może próbować jeszcze raz.
-Dobry jesteś,Staszek zwrócił się do niego pełny podziwu;wygląda na to,że ocierałeś się o medycynę.
-Ocierałeś,odpalił opryskliwie.Tak się kończy korespondencja z rodziną na zachodzie skurwesyny.Babcię i dziadka ślązaków wysiedlili z Raciborza właściwie wywalili z kamienicy którą wybudował mój pradziadek.Matka pochodzi z Krakowa a ojciec
Ślązak tyle,że niemieckojęzyczny;nigdy nie przyszło nam na myśl by rodzinę ojca nazwać germańcami.Byli ślązakami mówili biegle po śląsku i po niemiecku,dziadek studiował we Wrocławiu i Heidelbergu i jak miał mówić?po polsku?Ojciec twierdzi,że zawsze czuli się Ślązakami ani Niemcami ani Polakami po prostu Ślązakami.
-Mamy podobne problemy szepnął Staszek,moja rodzina to Wielopolanie ze strony ojca i Ślązacy ze strony matki.Wujka wywieźli ruscy już po froncie od tak z łapanki na ulicy,zmarł na tyfus gdzieś tam w tajdze.Ciąg dalszy rozmowy przerwał Nadarzy,
-co tu robić,co tu robić,zabije mnie na dole i Danka zostanie sama.
-Znowu zaczynasz,przerwał mu krakus,
-Ale ona bydzie się dupczyć z innymi.
-Skończ i przejdź na inne myśli ciulu jeden,krakus potrząsał nim trzymając go za ramiona.Ty się powiesisz i co myślicz,że ona nie będzie się pierdolic jak będzie miała ochotę.Dopiero jej zrobisz prezent,pacanie.Poza tym nie wolno ci myśleć,że masz żonę kurwę.Spojrzał zaczerwienionymi oczami na Staszka po tym na krakusa i powoli poczłapał na swoją pryczę.

Utopek i Młynorz




To że Ślońsk je szumnom krainom nikogo nie cza przekonywać.
Od połednia Sudety i Beskidy opadajom dolinami Odry,Nysy Kłodzkej
i Łużyckej dalyj Olzy no i Wisły.Jak do tego dodocie nieprzebyte lasy pełne zwierza,urodzajne gleby otrzymocie kraina mlykym i miodym
płynonco.A jeszcze zapomniołech pedzieć o nojwożniejszym o ludziach
skromnych,bogobojnych i robotnych bo to oni sprawiyli,że bogactwa tej
ziymi nie były marnowane jyno pomnożane.Tam kaj je bogato,piyknie
i zasobnie tam pchajom sie różne miglansea kożdy chciołby coś uszczyknońć dlo siebie.Było tysz zwyczajym,że po cołkim Ślońsku
wyndrowali czeladniki kerzy najmowali sie do roboty za wikt i opierunekz nimiecka nazywali-wandergesselen.Hca Wom opowiedzieć o takim jednym falu kery sie przytrefiył jednymu młynorzowi.Posuchejcie.
Niedaleko Raciborza u zbiegu dwóch rzek stoł młyn wodny kery
był własnościom ksiyńcia ale służył wszystkim okolicznym rolnikom.
Młynorz wołali go Błażej był człowiekiym bogobojnym i ogromnie
robotnym.Jedynom starościom Błażeja była jego cera dziołcha szumnej
urody ale złego serca.Była tak feste zapatrzono na siebie,że do niektórych
galanów wcale nie wychodziyła a inszych wyśmiywała,że to niby jeden
ja za mały drugi za wielki a jeszcze inszy je za biydny.Swojymu tacie
pedziała,że ona czeko na takigo galana kery zajedzie przed ich chałupa
karocom ciongnionom bez dwie pory siwych koni.Ogromnie to Błażeja
martwiyło,że Maryjka(tak jom wołali)je tako hardo do ludzi i pośmiywno.
Razu pewnego do Błażeja zgłosiył sie młody szumny karlus kery
przedstawiył sie jako czeladnik młynarski spod Gogolina.Na imię mioł
August.Synek padoł,że na piyniondzach mu specjalnie nie zależy styknie żeby dostoł trzy razy dziynnie jeść ale za to ogromnie mu zależy co by
jego izba wychodziyła wprost na koło młyńskie.Zdziwiyło to trocha młynorza ale w końcu przystoł na warunki czeladnika.Przez jakiś czas
wszystko ukłodało sie dobrze,August był synkiym robotnym zawsze piyrwszy meldowoł sie przi kole i ostatni opuszczoł miejsce pracy.
Z czasym Błażeja przestało dziwić,że czeladnik co jakiś czas lotoł do
rzyki co by sie opluskać,uznoł co synek widać lubi czystość a to przecarz
nikomu nie przyniesie szkody.Tak po prowdzie Błażej liczył na to,że
młody szykowny czeladnik wpadnie w oko jego cerze Maryjce i w końcu
doczeko sie wesela.Darymne nadzieje.Maryjka czekała na królewicza kery zajedzie pod dom biołom karocom ciongnionym bez czwórka biołych koni





Roz August niósł na puklu miech żyta i bez niuwaga pyrtnoł łokciym
Maryjka kero stoła w dźwiyrzach.Zło na cołki świat dziołcha łapła za
bicz kery wisioł na ścianie i zaczła nim prać czeladnika.Walyła tak mocno,że na policzkach Augusta zostały sine pryngi.Karlus zniósł ta
zniewaga bez jednego słowa,jyno baczny obserwator zauważyłby,że
ze ślypi za iskrzyły dwa czerwone blyski,tak jak by pieron szczelył.
Od tego czasu czeladnik jak by sie zacion w sobie,dalyj był
robotny nikomu nie wadziył ale widać,że coś mu siedziało na nosie.
Po jakimś czasie w młynie zaczły sie dzioć dziwne rzeczy.Błażyj stwiyrdziył,że keryś w nocy robi w młynie okropny bajzel,rzeczy kere
zawsze miały swoje miejsce teroz były po przestowiane.Miechy z ziornym
do mielynio były pomiyszne tak,że młynorz nie wiedzioł kery miech je
od kerego gospodorza a do tego nikere miechy były podziurawione
i sypało sie ziorno.Miarka sie przebrała jak keryś po łonaczył kamiynie
młyńskie tak,że miast monki leciała śruta.Błażej uznoł,co musi ustalić
kery robi take szkody.Jak wszyscy poszli spać Błażej zacził sie miyndzy
miechami i czekoł.Czas mijoł godziny uciekały a w młynie nic sie nie-
dzioło,czasyn jakoś mysz śmigła po delówce,czasym zaskrzypiała deska
ale wszystko było na swoim miejscu.Dziepiyro jak zygor na kościelnym
turmie odbiył połnoc zaczło sie coś dzioć,kajsik cosik sie ruszo,cosik
postynkuje,oroz keryś sapie ani by dźwigoł ciynżkie miechy.Błażyj
wzion do jednej rynki krucyfiks do drugej dymbowo laga i pomalutku
krok za krokym zbliżo sie do miejsca skond dochodziyłó larmo.Wychylo
sie z za miechów i aż zamar.Miyndzy miechami krynci sie jakiś stwór
podobny trocha do człowieka ale ogromnie kurduplowaty na łepie mioł
ryże skołtunione szkuty,gymba pomarszczono ani papiyr haźlowy widać,
że stworzynie było stare ale jeszcze mocne..Młynorz ścisko w rynce laga
i czeko co sie bydzie działo.Stwór stanoł na środku izby porozglondoł sie na boki czy aby go kery nie podpatruje a jak uznoł,że nikogo ni ma
zabroł sie do rozciepywanio wszystkigo co napotkoł po drodze.Pełne
miech furgały z jednego konta do drugigo,łogromne szufle do ziorna
ciepoł na som wiyrch sztapla z monkom.
-No to cie mom ty oszkliwcu jedyn,ty szkodniku ty strupie kery żeś se obroł moj młyn na dokozywanie.Już jo ci tak wygarbuja tyn kudłaty
pukel,że mie popamiyntosz.




Młynorz sie zamachnoł co by go rzaznońć ale w tym momyncie ujrzoł
że stwora mo na jednej szłapie końske kopyto.O świynto Kunygundo
patronko przeczystych prawiczek,to nie je zwyczajny złodziyj,to je dioboł
abo utopek,pomyśloł i opuściył rynka z lagom.Szczyńście jako człowiek
stateczny i bogobojny Błażej zawsze nosił przy sobie świyncony krzyż
kery mu ostawiył jego ojciec tysz młynorz z przikozaniym co by sie z nim
nie rozstowoł bo przi młynach zawsze kryncom sie różne utopki,ciarachy
a bywo i szumne szczigi kere umiom człowieka doprowadzić do upadku.
Błażej uzbrojony w krzyż i dymbowo laga wyszed na przeciwko maszkary
-To ty mi robisz take szkody,wrzeszczoł i walył lagom kaj popadnie,
-Błażeju ustoń,pogodomy jak chłop z chłopym.
-Nie ustana puki sie nie dowiym ktożeś je.
-Jo je utopek Fyrtok kery rzondzi na kole młyńskim,od lot prziglondom
sie twojej cerze kero je szumnom frelom ale serce mo złe i twarde.Tako
dziołcha unieszczynśliwi kożdego chłopa.Pamiyntej i suchej dobrze co ci
prawia,za niedługo przyjedzie pod twój dom trzech galanów tego kerego
wybiere bydzie jyj chłopym tego bydzie musiała suchać bez cołke życie.
I pamiyntej Błażeju nie śmisz ji pedzieć jednego słówka o tym coch ci
godoł.Nie dotrzymiesz słowa Maryjka zostanie starom frelom a ciebie
zatrzymia woda co napyndzo młyńskie koło.Pamiyntej,pogroziył mu palcym.
Młynorz odłożył dymbowy kij ale feste trzymoł w rynce krucyfiks
i prziglondoł sie tymu kery bez tela dni robiył w młynie szkody.Tako
mało stwora,myśloł a przecarz siyły mo jak koń,bo kery by tak umioł
ciepać miechami pełnymi ziorna,ale cosik z gymby jak by znajomy kajś
już widzioł to pyszczysko ale kaj?W tym zygor na kościelnym turmie
odbiył piyrszo w nocy i bestyjo utopeknogle zniknoł.Błażej wylecioł przed
młyn,oblecioł koło i kupidło ale stwora już nie było.Ciymno noc okryła
wszystko jyno z za chmur blyskoł miesionczek jak by chcioł pomóc
Błażyjowi wypatrzeć tego kery ostatnimi czasy narobiył mu take mecyje
a teroz dobiyro sie do jego ukochanej cery,kero może i je za frechowno
ale przecarz je jego jedyno Maryjka.Młynorz bezradnie usiod na ławce
przed chałupom i suchoł kumkania żab, było mu ogromnie smutno.




Na drugi dziyń wszystko było po satarymu,czeladnik August uzaś
był piyrszy w robocie i jak downiyj co jakiś czas lotoł do wody co by sie
okalić.Błażyj usiod na miechu i tak se mysli o tym co mu w nocy prawiył
utopek Fyrtok.-Przyjedzie trzech galanów do Maryjki,jednym z nich bydzie isto utopek ale Maryjka nie śmi o tym nic wiedzieć.A co bydzie jak wybiere utopka na chłopa?Jake wesele,jake sakramynta a kim bydom
pozostali dwaj galani?Zamyślony podniosł głowa i ujrzoł wracajoncego
z wody czeladnika,coś jak by nim szarpło,przecarz kajś ta gymba widzioł
ale kaj?Nic mondrego nie przychodziyło mu do głowy.W końcu uznoł,
że cza pogodać z Maryjkom powiedzieć tela co może ale zawsze próbować coś bonknońć tak co by sie dziołcha domyśliła,że som utopek Fyrtok zastawio na nia sidła.Blank złonaczony ojciec woło,
-Maryjka podziew do mnie gibym,powiym ci coś wożnego,
-nikaj nie puda,mom swoj rozum i nikogo nie byda suchać,odwronkła ojcu.No i tak zostało.Błażyj wiedzioł swoje a Maryjka swoje.
Pomalutku lato dobiygało swoich dni.Dnie stowały sie krótsze a
jesiyń zaczła malować świat swoimi kolorami.To co dzisiej je zielone
jutro stanie sie żółte,złote abo bronzowe.Z wilgachnego dymbu zaczły
spadać żołyńdzie zbiyrane bez robotne wywiórki a czasym odwiedzane
przez watachy dzików,wielkich głodomorów.Na niebie pokozywały sie
klucze dzikich gynsi z łonk zaczły znikać ostatnie bociany.Opary i mgły
zwiastowały nadyjście jesiyni.W taki dziyń pełny jesiynnego smyntku
przed młym podjechało trzech galanów.Piyrszy był to karlus wysoki
o jasnej blond czuprynie i żylastych barach pedzioł,że wołajom go Zefek
i że umi ścinać stromy i budować domy.Nie je bogaty ale ogromnie robotny i zrobi wszystko żeby Maryjka była z nim szczyńśliwo.Dziołcha ani na niego nie spojrzała,pedziała co mo se szukać dziołcha biydno tak
jak on.Drugi galan zajechoł przed młyn furom ciongnionom bez pora koni.
Wołali go Sylwek,był synym bogatego gospodorza i szuko dziołcha robotno kero bydzie mu rodzić dużo dzieci.Maryjka ani na niego nie
pojrzała,padała co nie bydzie sie zdować z pyrzoniami.Ostatni zajechoł
przed młyn galan ubranu z pańska,na głowie nosiył kanciasty kłobuk a w rynku trzymoł pozłocano kryka.Galan wyskoczył z biołego landałera kery
ciongły dwie pory biołych koni.Maryjka jak go ujrzała to aż praskła rziciom do kupki słomy.To je pon na jakigo czekała,prowdziwy galan.






Domyśloł sie stary Błażyj,że to isto je podstymp utopka Fyrtoka
a może i jakigo inszego diobła ale zgodnie z umowom nie wolno mu było
pedzieć jednego słowa.Po prowdzie Błażej był gotów złomać dane utopkowi słowo ale Maryjka nie chciała suchać rady ojca no to teroz
bydzie sama decydować o swoim losie.No i zadecydowała,wesele bydzie
takie jakigo nie widzioł cołki Ślońsk.Stoły uginały sie od jedzynio,goście
piyli nojlepsze wina i piwa,byli muzykanty spod samych Rud kerzy grali
i śpywali ślońskie pieśniczki:
-Jak ech jo szeł wele karczmy
bardzo piyknie było
usiodłech se na kamiyniu
i suchołech kosy,

oj kosie kosie kosie mój
co tak smutno śpywosz
czy ci mamulka odeszli
czy sie na mnie gniywosz.
A uzaś w drugej izbie śpiywały frelki ustrojone w wionki na głowie:
-Mały fijołeczek
kwitnie se na łonce
swe niebieske liczka
wystawio na słońce,

fijołeczku szwarny
straconyś je w trowie
i o twej urodzie
nikt sie już nie dowiy,

prowdziwo uroda
nowet wbrew swej chynci
swego kochaneczka
do siebie przynynci...
Było wesoło i bogato a Maryjka chodziyła pyszno jak paw,że takigo mo
chłopa szumnego i pańskigo jak żodno dziołcha na cołkim Ślońsku ale
jednego nie zrobiyła,nie podziynkowała ojcu za take szumne wesele.


Jak już wszyscy byli rozbawiyni,jak zabawa siyngała zynitu oroz zygor na
kościelnym turmie oddzwoniył dwunasto i stała sie rzecz niesłychano,
stateczny pon młody zamiyniył sie w kudłatego potwora.Poznoł młynorz
że to je tyn som kerego w młynie okłodoł dymbulcym.Wszyscy goście w
popłochu zaczli uciykać,nowet muzykanty gibko spakowali instrumynta
i znikli w mroku nocy.Maryjka pozostała sama z gańbom i zgryzotom,
za pycha i zarozumiałość prziszło i zapłacić wysoko cyna.Utopek mioł
kontrakt na piśmie i ani myśloł z niego zrezygnować.Maryjka musiała
usługiwać swojymu chłopowi jak przystoło poślubionej babie.Żol sie
zrobiyło młynorzowi,że jego cera choć nieposuszno i hardo musi usugiwać
utopkowi kery przecarz je diobłym,choć pośledniego stanu.
Czas płynoł,utopek roztopyrczoł sie po cołkim młynie,Błażeja nie
suchoł a Maryjka traktowoł jak najynto dziywka.Jak sie zdowało,że już
nic nie pomoże młynorzowi i jego cerze do młyna zawitoł wyndrowny
mnich kery zdonżoł na Orawy i prosiył o nocleg.Mnich wołoł sie Bonifacy
i znany był z tego,że jak nikt umioł wyrzynońć diobła kery zagnieździył
sie w ludzkej duszy.Opowiedzioł Błażej mnichowi jak nieopacznie pod-
pisoł kontrakt z utopkym i jake troz wynikły z tego mecyje.Bonifacy wysuchoł młynorza po tym zamknoł sie w izbie i dugo rzykoł ,medytowoł
i kombinowoł jak utopka wyłonaczyć tak co by podpisany kontrakt oddoł.
-Dziołcha je do odratowanio,pedzioł jak wyloz z izby.Piyrsze musi sie
wyspowiadać,odprawic zadano pokuta i musi założyć na szyja szkaplerz
pośiyncony w Rzymie kery sztyjc nosza w taszy.Wszystko było przyrych-
towane,Błażej posłoł Augusta do kowola co by podkuł konia a w tym
czasie Maryjka sie wyspowiadała odprawiyła pokuta i założyła na kark
szkaplyrz od Bonifacego.Szprytny utopek Fyrtok nie skapowoł sie,że
Błażej i Maryjka wiedzom,że to on zamiynio sie w czeladnika Augusta
i udowo statecznego chłopa i młynorza.Mnich Bonifacy przyniósł z
kościoła cołko flacha świynconej wody i zaczajył sie w izbie wele alkowy.
W końcu August wróciył od kowola i uradowany zmierzo do alkowy co by
sie nacieszyć swojom szumnom babeczkom a tukej sztop!Czego sie nie
dotknie wszystko je pokropione wodom świynconom,chce podyjść do
Maryjki a tukej jakoś siyła nie pozwalo mu zrobić kroku.Zły jak szerszyń
woło do Błażeja:
-widza tu spisek Błażeju ale pamiyntej,że jo mom kontrakt i co byś nie
kombinowoł Maryjka je moja.


-Jo zawar kontrakt z utopkym a niy ze czeladnikym Augustym a ty ktoś je
utopkym Fyrtokym czy czladnikym ?
-Nic ci do tego,śmioł sie August tak czy siak Maryjka je moja.Kontrakt
czymo wszystkich w szachu.
-Ty psizatruto potworo ty oszkliwy cygonie uwidzymy kerego bydzie
na wiyrchu.Błażej łapnoł dymbowo laga i zaczon okłodać Fyrtoka.Utopek
próbowoł uciyc ale wszystke klomki i okna były skropione wodom świyn-
conom,tusz lotoł wkoło stoła a Błażej walył aż kudły lotały w lufcie.
Wroz do izby wloz mnich Bonifacy z flachom pełnom świynconej wody.
Poczuł utopek,że oto stoji przed nim śiyła wiynkszo i tukej nie styknom
już jego diobelskie knify.Fyrtok schowoł sie pod stół ale i tam dopadła go
woda Bonifacego.Widzi dioboł,że to je jego koniec,kożdo kropla wody
do je blaza na lajbie,kurczy sie i robi coroz bardziyj oszkloiwy.
-Oddom kontrakt ale ustoń juz kropić mnie wodom.Bonifacy przestoł na
chwila i czekoł,wtedy spod jego kopyta wypot zwitek papiyru z podpisym
Błażeja.Mnich podniósł papiyr przeczytoł i otworzył furtka do pieca a
Fyrtok wlecioł do środka i uciyk kominym.
Tak to młynorz Błarzej i jego cera Maryjka wyzwolyli sie spod siyły
utopka Fyrtoka.Maryjka nauczono smutnymi doświadczyniami stała
sie statecznom dziołchom posłusznom swojymu ojcu.Jak padoł mnich
Bonifacy ze zła zawsze idzie wylyść jak sie jyno chce.















   

niedziela, 9 września 2012

Wyznanie byłego herosa.

Łamałem serca
łamałem podkowy
dzisiaj wyprowadzam psa
jestem grzeczny,zgarbiony,płowy.
ps.

Skoro świńskie serce
najbardziej pasuje do człowieka,
to o czym tu mówić.
ps.

Im głośniej krzyczą-nie
cnotliwe niebogi
tym bardziej ochoczo
rozkładają nogi.
ps.


Na starość człowiek powolnieje
a czas przyśpiesza.
ps.

Recepta na szczęście:
ponad branie kochać dawanie
kochać mądrość
być wyrozumiałem dla słabszych
nie odrzucać tego co daje nam los.
ps.

Nie chcesz błądzić
nie pytaj ślepego o drogę.
ps.

Kiedy dziewczę hoże
w mym kierunku bieże
ostrzem swojej szpady
w istotę rzeczy mierzę,
ps.

Nie opuszcza mnie wiara,
że gdy przebierze się miara
jeszcze raz skrzyknie sie wiara
a wtedy oszołomy-od Polski wara.
ps.