Złe
wieści
W niemą ciszę poranka wdarł
się delikatny prawie śpiewny głos dzwonu. To Matka Boska nad
Wodami wzywa wszystkich mieszkańców Rybnika na poranną mszę
świętą. Po dłuższej chwili do pierwszego dołączył drugi
dzwon,widać większy bo głos miał bardziej potężny-basowy.
I
tak płynęły te dźwięki po pagórkach,łąkach,polach i
przepastnych lasach, docierały do przyległych osad na Wawok,
Paruszowiec,Kozie Góry a jak wiatr był przychylny to słychać je
było nawet w Boguszowicach lub śródleśnych Bijasowicach.
-Dyć
im sie cosik po bańtlowało co tak wczas dzwoniomi ludzi budzom.
Przecasz kokot jeszcze nie zapioł a i kos cyrkuśnik tysz śpi. Isto
Walerian kościelny u faroża musioł wczora za dużo piwa wychłeptać
i zaspoł kajś w dzwonnicy a teroz mu sie cni i zwołuje ludzi.
Michel podniósł się z barłogu naciągnął ramiona,że aż kości
strzelały,zły na cały świat,że nie pozwolono mu spać u boku
młodej żony i rozkoszować się ciepłem jej ciała.
-Cza
bydzie wstować bo isto już nie zasna. Wera zwrócił się do młodej
żony która odwrócona plecami leżała z pierzyną narzuconą na
głowę, wystawiając zalotnie zgrabną nóżkę jak by chciała
powiedzieć-chłopeczku nie dziwocz dyć podziwej sie jako żech je
szykowno a zarozki przydziesz na lekciejsze myśli.
Tym
razem Michelowi nie było ani do zaglądania na powaby żony ani do
figlowania w ciepłym barłogu. Był po prostu niespokojny. Zły sen
pozbawił go dobrego nastroju i teraz stojąc nad śpiącą kobietą
jak by nie zauważał jej gładkiej skóry która normalnie
przyprawiała go o żywsze bicie serca.
Śniło
mu się,że razem z Wiktorinem sąsiadem spod Nacyny gasili ogromy
pożar który podłożyli jacyś obcy,źli ludzie. Szkopuł w tym,że
nie wiedział co się paliło. Słyszał trzask płomieni,płacz
kobiet i dzieci,rżenie koni,ryk palonego żywcem bydła. Widział
księdza dobrodzieja całego we krwi a nad
wszystkim
unosił się czarny jak smoła dym. Na samo wspomnienie snu pobożny
Michel przeżegnał się i zmówił zdrowaśki do Panienki Świętej
która królowała nad rybnickimi wodami. Stary Pyszny który dobija
już do setki powiada,że zanim tatarzy najechali na Śląsk ludzie
również mieli senne koszmary. Ojciec Pysznego na wiele dni przed
pokazaniem się tatarów opisał ich wygląd.
Żółtoskóre,małe,skośnookie ze szpicastymi hełmami na głowach.
Dosiadali małych koników na plecach nosili łuki.
Palili,mordowali,grabili,młodych chłopców i dziewczęta brali w
jasyr. Ksiądz któremu Sibeliusz opowiedział sen nie dał mu wiary.
-To
wymysł chorego mózgu Sibeliuszu,wyspowiadaj się,czyń pokutę a
wszystko będzie dobrze...Nie było dobrze. Dopiero gdy w męczarniach
umierał przywiązany do ogromnego dębu przyznał,iż był
niedowiarkiem. -Wera dyć stowej bo cosik przydugawo dzwoniom. Może
uzaś jako trwoga ogłoszajom. Weronika leżała udając,że śpi.
Nieśpieszno jej było do rozmowy z Michelem. Wczoraj wieczorem
posprzeczali się a jemu się to się zdaje,że ona z samego rana
będzie gotowa do zgody.
-Stary
kyndroz jedyn,z wieczora jak je czas po tymu to on by społ a z rana
jak ona śpi to onymu sie zachciywo. Mało tego to po tym...on
zasypio a jom goni do roboty. Rozespana odwróciła się do niego
przodem ale minę miała marsową. Tak szybko mu nie wybaczy,że
wczoraj zignorował jej jednoznaczne gesty. Ale rzeczywiście
dzwony biją wyraźnie na trwogę. -Suchej Weronka wstowej i gibym
leć na Cerekwicko Góra wywiedzieć sie kaj gore. Pon Boczku świynty
zdyjm z nos swój gniyw. Ciynżko robiymy coby starczało
chleba,dziesiynciny oddowomy,podwody dowomy przy stowach rybnych
odrobiomy a sztyjc nos jyno doświadczosz.Jak niy tatary,to
madziary,jak niy czechy to poloki włażom jak na swoje.
Weronika
powoli wstawała z barłogu,jej długie rozpuszczone włosy puklami
spadały na plecy. Ciemna karnacja skóry i duże orzechowe lekko
skośne
oczy dodawały jej orientalnego uroku,nie darmo przez bliskich
nazywana była Tatarka.
-Jo
sie ogarna i poleca na zwiady a ty sie nie wylegój jyno zajmij sie
gadzinom słysza,że kokot już pieje a za chwila zacznom beczeć
barany.Weronika wprawną ręką zawiązała włosy w dudlik
(kok)następnie ubrała spodnica,jakla i zopaska,na rzuciła na
siebie chusta i była gotowa do drogi.
Przed
domem wskoczyła do drewniaków nazywanych”holzpieronami”i
pochylona poleciała do kościoła na kympce. Ledwo przeskoczyła
strużka która płynęła obok ich domu a wpadała do Nacyny obok
rybnickiego zamku natknęła się na pierwszą kobietę która tak
jak ona podążała do kościółka do Panienki Świętej dowiedzieć
się dlaczego dzwonią.
-Witom
cie Cecylko widać je nom po drodze.
-Bóg
zapłać za powitanie,tom samom witkom cie witom. Widać jakeś ważne
sprawy sie pochajom co nos zwołujom o tak wczesnej godzinie.
-Ani
nie godej,człowiek se leży w ciepłym barłogu a tukej oroz alarm
ani by kajś gorało.
-Suchej
Weronka dyć baby klachajom,że kajś u panoczków powstoł nowy
antychryst kery chce naszo nojświyntszo wiara wyłonaczyć,wszystkich
kapelonków po zabijać zakony po polić a zakonnice wyłonaczyć.
Padajom, że w Czechach zrobiył tako haja jakiej świat nie widzioł.
-Co
to godosz Cecylko aże strach je tego suchać.
-Strach
niy strach ale cza wiedzieć co w trowie piszczy. Padoł taki jedyn
co handluje dratwon,że kery sie nie wyrzeknie Pana Boga i nie
przystanie do tych heretyków to bydzie w mynczarniach zabity.
-Padosz,że
dratwiorz prawi take rzeczy a może on je jakiś heretyk jak od
czechów przychodzi.
-Kto
go tam wiy. Ryszawy je ani dziko świnia a mamulka godajom co na
ryszawych cza se dować pozór.
-Ciynżko
je wylyść na ta Cerekwicko Góra. Weronka przystanęła by nabrać
tchu.W
międzyczasie mijali ich ludzie z różnych stron Rybnika, szli
miyszkańcy z Łony, Zagrodników,spod zamku, Koziech Gór i wielu
innych przysiółków. Wszyscy szli śpieszno ciekawi jakie ważne
wydarzenie każe zwoływać ich o tak wczesnej godzinie.
Kościół
Najświętszej Panny Marii zwany czasami kościołem Matki Boskiej
nad Wodami postawiony był na najwyższym wzniesieniu Rybnika które
nosiło nazwę Góry Rudzkiej lub Cerekwicą. Kiedy Weronika z
Cecylią wchodziły do środka,Kościół był już prawie pełny. W
ławkach siedziała starszyzna rybnicka,mieszczanie,hetman zamecki ze
swoją świtą a w dalszych rolnicy,zagrodnicy i reszta mieszkańców.
W kościele panowała absolutna cisza,wszyscy czekali w napięciu na
wiadomości. Po chwili z zakrystii wyszedł proboszcz bez
ministranta,a jedynie z kościelnym Walerianem,który małym
dzwoneczkiem wzywał ludzi,by ustąpili miejsca wielebnemu. Ksiądz
wbrew zwyczajowi nie poszedł na ambonę,lecz stanął z boku ołtarza
i zwrócony twarzą do wiernych powiedział:
-Drodzy
parafianie śmiertelna trwoga zawisła nad naszą ziemią. Jeszcze
pamiętają najstarsi spustoszenia jakie dokonali tatarzy, a już
nowa plaga wisi nad nami. Dzisiaj w nocy odebrałem wiadomość od
naszego hetmana na zamku,że na południe od naszego miasta grasują
bandy husytów. Są dobrze uzbrojeni,plądrują całe sioła i
opola,ludzi zmuszają do bluźnierstw na naszą świętą wiarę.
Doszły mnie słuchy,że szczególnie na stają na życie księży i
zakonników,hańbią kościoły i miejsca święte. Są to czescy
tabo- ryci,polscy kacerze a często nasi śląscy rodzeni
bracia,którzy dają upust swoim niecnym instynktom. Pamiętajcie,że
po siołach grasują przebrani za kupców zwolennicy husytów i
namawiają ludzi do buntu przeciw kościołowi,księciu Mikołajowi a
nawet cesarzowi,który panuje z łaski Ojca Świętego. Zgroza która
woła o pomstę do nieba. Parę dni temu napadli
na
Bardo Śląskie,w strasznych męczarniach wymordowali wszystkich
zakonników,zbezcześcili sakramenta. Pamiętajcie,że sprzyjają im
nasi polscy bracia i wielu śląskich rycerzy,wśród nich groźny
rozbójnik z Jastrzębia Runsztajn. Złe wieści nadeszły od
południa od Świerklan, Połomii, Bijasowic. Musimy wystawić czujki
na rogatkach miasta,które podniosą alarm gdy zobaczą zbliżające
się oddziały. Wszystko musimy podporządkować obronie miasta,którą
pokieruje pod nieobecność naszego pana księcia Mikołaja hetman
zamecki Wiluś.
Wiadomość poraziła
wszystkich,bo wszyscy wiedzieli,że Rybnik nie ma murów obronnych,że
ludzie aby przetrwać muszą porzucić cały swój dobytek i zaszyć
się w ostępach leśnych. Grozę potęgował fakt,że jedynym
wykupieniem od śmierci było przystanie do husytów. I chociaż
Rybniczanie byli przyzwyczajeni do okropności,które niesie
wojna,boć przecież od zawsze,jak tylko pamiętają,na tej ziemi
walczyli między sobą Morawianie,Madziarzy,Polacy,Czesi i plemiona
Germańskie. Mord, rabunek i gwałt znaczyły dzieje tej ziemi,ale
dotychczas zawsze było jedne
miejsce,które
było świętym,tym miejscem był kościół. Aż tu nagle zagraża
coś zupełnie nowego,wyrzeczenie się świętej wiary lub śmierć
zadana w strasznych męczarniach.
Kolejny dzwonek zapowiadał,że
oto zaczyna się msza święta. Ksiądz odprawiał mszę w nerwowym
napięciu spowodowanym wiadomościami o zbliżaniu się husytów.
Drżały mu ręce,często mylił się i jąkał. Dopiero bogaty
mieszczanin który siedział w pierwszym rzędzie a w młodości był
ministrantem,ukląkł z prawej ręki księdza i czynił posługę. To
pomogło. Ksiądz poczuł bliskość znanego gospodarza Piotra Lacha
i msza płynęła gładko. Nikt nie śpiewał wszyscy modlili się
żarliwie by horda husytów ominęła Rybnik. Gdy ksiądz odwrócony
do wiernych udzielał im swojego błogosławieństwa,nagle
zaskrzypiały drzwi. Wszyscy z przerażeniem odwrócili głowy
pewni,że to husyci dojechali do Rybnika. W drzwiach stał mały
człowiek poplamiony krwią i unurzany w błocie. Był bardzo
zmęczony,ledwo trzymał się na nogach,co chwilę opierał się o
ławki. Ksiądz przerwał w pół zdania błogosławieństwo i
zamarł z podniesionymi rękami,jak by wzywając Boga na pomoc.
Człowiek zjawa zrobił jeszcze parę kroków,powiedział jedno słowo
„husyty” i runął jak długi na ziemię. W kościele
zawrzało,kobiety zaczęły lamentować szukając kryjówki
pomiędzy
ławkami.”Jezusiczku ratuj, Paniynko Świynto uchroń nos przed
,smierciom i sromotom”.W narastającej panice udzie tracili resztki
zdrowego rozsądku,rozpychając się i tratując kościelny dobytek.
Wtedy wstał ksiądz,wyprostował się,zrobił się jakiś
ogromny,nieludzko duży i grzmiącym głosem zawołał:”Cisza bo w
domu Bożym przebywamy i nie godzi się larmo podnosić”.Na
niewiele jednak zdało się wołanie księdza, ludzie tylko na chwilę
ucichli,w nerwowym poruszeniu przyjęli błogosławieństwo i
natychmiast ciasnym kołem otoczyli leżącego na posadzce
chłopa,który nie dawał oznak życia. Inni w pośpiechu wracali do
swoich domostw,by w czasie trwogi być blisko swoich. Ksiądz
podszedł do leżącego,pochylił się nad nim sprawdzając,czy aby
nie wyzionął ducha, a kiedy stwierdził,że nie,nakazał,by
zanieśli go do zakrystii i ułożyli na szerokiej ławie,która
stała pod ścianą. Następnie obmył mu twarz wodą i delikatnie
potrząsnął głową.
-Jo
je Proćpok łod Świyrklon-pierwsze słowa wypowiedziane szeptem.
-Opowiedz nom co ci sie przytrefiyło, ksiądz potrafił mówić w
śląskiej gwarze.
-Uciykom
bez Bijasowice, Jankowice,co by Wos ostrzec i o pomoc prosić.
-Kto
cie goni,kaj momy niyść pomoc.
Godej
człowieku po porządku,ksiądz usiadł na końcu ławki i położył
głowę leżacego na swoje kolana.
-Padajom,że
to som czeske husyty ale som miyndzy nimi i nasze bo godajom swojsko.
Widziołech rojbra z Jastrzymbio kery godo po nimiecku wołajom go
Runsztajn. Bydzie ich tela co sztachet w płocie-osłabiony przerwał
i otarł pot z czoła.
-Odpocznij
trocha napij sie szluk wody i godej dalyj.
-Przyszli
o zachodzie słońca,kajś łod Jastrzymbio-Szyrokiej. Otoczyli cołke
opole,szli
od zagrody do zagrody,wszystkich wylykali z chałup i stowiali przed
ich wiyrchnym. Zakuty był cołki w blasze i siedzioł na czornym
wielgachnym koniu. Kery chcioł ratować życie musioł napluć na
krzyż, pomstować na świynto wiara i na ksiyńcia Mikołaja. Kerzy
nie chcieli sie wyrzec wiary byli sromotnie mynczyni. Tego nie idzie
opowiedzieć bo łacno idzie prziść o rozum. Nie uszanowali ani bab
ani dziecioków.
-Walery
skoczno na fara i przyniyś bochenek chleba i dzbonek mlyka bo isto
nom padnie,taki je słaby.
-Kej
przi babach sie nie godzi dobrodzieju,pokazał oczami po szczelnym
kręgu kobiet któr go otaczały.
-No
baby, zostowcie nos,a migejcie do swoich a rzykejcie tak co by my
obstoli,bo widać je to wiynkszo zaraza,od tatarów, kerzy nastowali
na babsko cnota,ale woleli brać w jasyr niż mordować. Ksiądz z
szeroko rozstawionymi rękami wypychał z kościoła oporne
kobiety,które ciekawe były nawet najbardziej drastycznych opisów
mordów i gwałtów. W końcu
gdy
zostali sami i Proćpak kończył swoje opowiadanie.
-Dowodzi
nimi jakiś rabuś kerego wołajom Pietrek Polak-tyn ci je gorszy
od
samego Runsztajna na kerego wołajom tysz Jastrzomb.Som ech widzioł
jak
puszczoł ludzi z flakami na wiyrchu,a Łaciokowi to zarżnyli krowa
kero była na ocielyniu.
Przerażony wiadomościami
usłyszanymi od Proćpaka ksiądz wstał, przeżegnał się i głośno
prosił Pana Boga,by wziął mieszkańców tej ziemi w swoją opiekę.
Tyle lud tej ziemi wycierpiał,tyle przeszło przez te ziemie
żołnierzy,tyle polało się krwi,a wszyscy mówili,że są u
siebie,że przynoszą
wolność,a
wszyscy grabili i mordowali.
-Jak
prawisz chłopie,że wśród nich som i nasi,to widać,że znojdli
posuch pośród warchołów i chacharów, kerym wadzom wszystkie
prawa i boske, i ludzke. Hetman zamecki Wilchelm oparty o ścianę
bezradnie kiwał głową nie mogąc pojąć,że ludzie ochrzczenie
dopuszczają się takich bezeceństw. -Widzę wielebny,że sprawa
jest pierwszorzędnej wagi,mówił hetman, wnioskuję,że jest to
mniejszy oddział plądrujący okolice Świerklan,ale zła i szkody
narobią wielkie.
-Jak
do czeskich husytów dołączył rozbójnik Runsztajn ze swoją
zbójecką
drużyną
to jest to siła znaczna. Same Świerklany im nie wystarczą boję
się o cysterski Paradis koło Roja, a pewnie Bijasowice i zameczek
pani na Jankowicach też są zagrożone.
-Jak
przypuszczenia wielebnego są trafne,a wiele na to wskazuje,że są,to
mogą się pokusić napaść na Rybnik.
-Co
radzisz hetmanie,ksiądz zwrócił się do rycerza Wilhelma.
-Musimy
zwołać rycerzy z okolicznych włości, opól i zamków,musimy być
przygotowanie
na wszystko. Poproszę księcia Mikołaja Karniłowsko-Raciborskiego
o pomoc,niech po gromi tych chultajów puki nie urosną w większą
siłę. Teraz udam się na zamek wydać stosowne rozkazy i pchnę
umyślnego do księcia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz