środa, 7 października 2015

Szalej, rodział 1


Złe wieści

W niemą ciszę poranka wdarł się delikatny prawie śpiewny głos dzwonu. To Matka Boska nad Wodami wzywa wszystkich mieszkańców Rybnika na poranną mszę świętą. Po dłuższej chwili do pierwszego dołączył drugi dzwon,widać większy bo głos miał bardziej potężny-basowy.
I tak płynęły te dźwięki po pagórkach,łąkach,polach i przepastnych lasach, docierały do przyległych osad na Wawok, Paruszowiec,Kozie Góry a jak wiatr był przychylny to słychać je było nawet w Boguszowicach lub śródleśnych Bijasowicach.
-Dyć im sie cosik po bańtlowało co tak wczas dzwoniomi ludzi budzom. Przecasz kokot jeszcze nie zapioł a i kos cyrkuśnik tysz śpi. Isto Walerian kościelny u faroża musioł wczora za dużo piwa wychłeptać i zaspoł kajś w dzwonnicy a teroz mu sie cni i zwołuje ludzi. Michel podniósł się z barłogu naciągnął ramiona,że aż kości strzelały,zły na cały świat,że nie pozwolono mu spać u boku młodej żony i rozkoszować się ciepłem jej ciała.
-Cza bydzie wstować bo isto już nie zasna. Wera zwrócił się do młodej żony która odwrócona plecami leżała z pierzyną narzuconą na głowę, wystawiając zalotnie zgrabną nóżkę jak by chciała powiedzieć-chłopeczku nie dziwocz dyć podziwej sie jako żech je szykowno a zarozki przydziesz na lekciejsze myśli.
Tym razem Michelowi nie było ani do zaglądania na powaby żony ani do figlowania w ciepłym barłogu. Był po prostu niespokojny. Zły sen pozbawił go dobrego nastroju i teraz stojąc nad śpiącą kobietą jak by nie zauważał jej gładkiej skóry która normalnie przyprawiała go o żywsze bicie serca.
Śniło mu się,że razem z Wiktorinem sąsiadem spod Nacyny gasili ogromy pożar który podłożyli jacyś obcy,źli ludzie. Szkopuł w tym,że nie wiedział co się paliło. Słyszał trzask płomieni,płacz kobiet i dzieci,rżenie koni,ryk palonego żywcem bydła. Widział księdza dobrodzieja całego we krwi a nad
wszystkim unosił się czarny jak smoła dym. Na samo wspomnienie snu pobożny Michel przeżegnał się i zmówił zdrowaśki do Panienki Świętej która królowała nad rybnickimi wodami. Stary Pyszny który dobija już do setki powiada,że zanim tatarzy najechali na Śląsk ludzie również mieli senne koszmary. Ojciec Pysznego na wiele dni przed pokazaniem się tatarów opisał ich wygląd. Żółtoskóre,małe,skośnookie ze szpicastymi hełmami na głowach. Dosiadali małych koników na plecach nosili łuki. Palili,mordowali,grabili,młodych chłopców i dziewczęta brali w jasyr. Ksiądz któremu Sibeliusz opowiedział sen nie dał mu wiary.
-To wymysł chorego mózgu Sibeliuszu,wyspowiadaj się,czyń pokutę a wszystko będzie dobrze...Nie było dobrze. Dopiero gdy w męczarniach umierał przywiązany do ogromnego dębu przyznał,iż był niedowiarkiem. -Wera dyć stowej bo cosik przydugawo dzwoniom. Może uzaś jako trwoga ogłoszajom. Weronika leżała udając,że śpi. Nieśpieszno jej było do rozmowy z Michelem. Wczoraj wieczorem posprzeczali się a jemu się to się zdaje,że ona z samego rana będzie gotowa do zgody.
-Stary kyndroz jedyn,z wieczora jak je czas po tymu to on by społ a z rana jak ona śpi to onymu sie zachciywo. Mało tego to po tym...on zasypio a jom goni do roboty. Rozespana odwróciła się do niego przodem ale minę miała marsową. Tak szybko mu nie wybaczy,że wczoraj zignorował jej jednoznaczne gesty. Ale rzeczywiście dzwony biją wyraźnie na trwogę. -Suchej Weronka wstowej i gibym leć na Cerekwicko Góra wywiedzieć sie kaj gore. Pon Boczku świynty zdyjm z nos swój gniyw. Ciynżko robiymy coby starczało chleba,dziesiynciny oddowomy,podwody dowomy przy stowach rybnych odrobiomy a sztyjc nos jyno doświadczosz.Jak niy tatary,to madziary,jak niy czechy to poloki włażom jak na swoje.
Weronika powoli wstawała z barłogu,jej długie rozpuszczone włosy puklami spadały na plecy. Ciemna karnacja skóry i duże orzechowe lekko
skośne oczy dodawały jej orientalnego uroku,nie darmo przez bliskich nazywana była Tatarka.
-Jo sie ogarna i poleca na zwiady a ty sie nie wylegój jyno zajmij sie gadzinom słysza,że kokot już pieje a za chwila zacznom beczeć barany.Weronika wprawną ręką zawiązała włosy w dudlik (kok)następnie ubrała spodnica,jakla i zopaska,na rzuciła na siebie chusta i była gotowa do drogi.
Przed domem wskoczyła do drewniaków nazywanych”holzpieronami”i pochylona poleciała do kościoła na kympce. Ledwo przeskoczyła strużka która płynęła obok ich domu a wpadała do Nacyny obok rybnickiego zamku natknęła się na pierwszą kobietę która tak jak ona podążała do kościółka do Panienki Świętej dowiedzieć się dlaczego dzwonią.
-Witom cie Cecylko widać je nom po drodze.
-Bóg zapłać za powitanie,tom samom witkom cie witom. Widać jakeś ważne sprawy sie pochajom co nos zwołujom o tak wczesnej godzinie.
-Ani nie godej,człowiek se leży w ciepłym barłogu a tukej oroz alarm ani by kajś gorało.
-Suchej Weronka dyć baby klachajom,że kajś u panoczków powstoł nowy antychryst kery chce naszo nojświyntszo wiara wyłonaczyć,wszystkich kapelonków po zabijać zakony po polić a zakonnice wyłonaczyć. Padajom, że w Czechach zrobiył tako haja jakiej świat nie widzioł.
-Co to godosz Cecylko aże strach je tego suchać.
-Strach niy strach ale cza wiedzieć co w trowie piszczy. Padoł taki jedyn co handluje dratwon,że kery sie nie wyrzeknie Pana Boga i nie przystanie do tych heretyków to bydzie w mynczarniach zabity.
-Padosz,że dratwiorz prawi take rzeczy a może on je jakiś heretyk jak od czechów przychodzi.
-Kto go tam wiy. Ryszawy je ani dziko świnia a mamulka godajom co na ryszawych cza se dować pozór.
-Ciynżko je wylyść na ta Cerekwicko Góra. Weronka przystanęła by nabrać
tchu.W międzyczasie mijali ich ludzie z różnych stron Rybnika, szli miyszkańcy z Łony, Zagrodników,spod zamku, Koziech Gór i wielu innych przysiółków. Wszyscy szli śpieszno ciekawi jakie ważne wydarzenie każe zwoływać ich o tak wczesnej godzinie.
Kościół Najświętszej Panny Marii zwany czasami kościołem Matki Boskiej nad Wodami postawiony był na najwyższym wzniesieniu Rybnika które nosiło nazwę Góry Rudzkiej lub Cerekwicą. Kiedy Weronika z Cecylią wchodziły do środka,Kościół był już prawie pełny. W ławkach siedziała starszyzna rybnicka,mieszczanie,hetman zamecki ze swoją świtą a w dalszych rolnicy,zagrodnicy i reszta mieszkańców. W kościele panowała absolutna cisza,wszyscy czekali w napięciu na wiadomości. Po chwili z zakrystii wyszedł proboszcz bez ministranta,a jedynie z kościelnym Walerianem,który małym dzwoneczkiem wzywał ludzi,by ustąpili miejsca wielebnemu. Ksiądz wbrew zwyczajowi nie poszedł na ambonę,lecz stanął z boku ołtarza i zwrócony twarzą do wiernych powiedział:
-Drodzy parafianie śmiertelna trwoga zawisła nad naszą ziemią. Jeszcze pamiętają najstarsi spustoszenia jakie dokonali tatarzy, a już nowa plaga wisi nad nami. Dzisiaj w nocy odebrałem wiadomość od naszego hetmana na zamku,że na południe od naszego miasta grasują bandy husytów. Są dobrze uzbrojeni,plądrują całe sioła i opola,ludzi zmuszają do bluźnierstw na naszą świętą wiarę. Doszły mnie słuchy,że szczególnie na stają na życie księży i zakonników,hańbią kościoły i miejsca święte. Są to czescy tabo- ryci,polscy kacerze a często nasi śląscy rodzeni bracia,którzy dają upust swoim niecnym instynktom. Pamiętajcie,że po siołach grasują przebrani za kupców zwolennicy husytów i namawiają ludzi do buntu przeciw kościołowi,księciu Mikołajowi a nawet cesarzowi,który panuje z łaski Ojca Świętego. Zgroza która woła o pomstę do nieba. Parę dni temu napadli
na Bardo Śląskie,w strasznych męczarniach wymordowali wszystkich zakonników,zbezcześcili sakramenta. Pamiętajcie,że sprzyjają im nasi polscy bracia i wielu śląskich rycerzy,wśród nich groźny rozbójnik z Jastrzębia Runsztajn. Złe wieści nadeszły od południa od Świerklan, Połomii, Bijasowic. Musimy wystawić czujki na rogatkach miasta,które podniosą alarm gdy zobaczą zbliżające się oddziały. Wszystko musimy podporządkować obronie miasta,którą pokieruje pod nieobecność naszego pana księcia Mikołaja hetman zamecki Wiluś.
Wiadomość poraziła wszystkich,bo wszyscy wiedzieli,że Rybnik nie ma murów obronnych,że ludzie aby przetrwać muszą porzucić cały swój dobytek i zaszyć się w ostępach leśnych. Grozę potęgował fakt,że jedynym wykupieniem od śmierci było przystanie do husytów. I chociaż Rybniczanie byli przyzwyczajeni do okropności,które niesie wojna,boć przecież od zawsze,jak tylko pamiętają,na tej ziemi walczyli między sobą Morawianie,Madziarzy,Polacy,Czesi i plemiona Germańskie. Mord, rabunek i gwałt znaczyły dzieje tej ziemi,ale dotychczas zawsze było jedne
miejsce,które było świętym,tym miejscem był kościół. Aż tu nagle zagraża coś zupełnie nowego,wyrzeczenie się świętej wiary lub śmierć zadana w strasznych męczarniach.
Kolejny dzwonek zapowiadał,że oto zaczyna się msza święta. Ksiądz odprawiał mszę w nerwowym napięciu spowodowanym wiadomościami o zbliżaniu się husytów. Drżały mu ręce,często mylił się i jąkał. Dopiero bogaty mieszczanin który siedział w pierwszym rzędzie a w młodości był ministrantem,ukląkł z prawej ręki księdza i czynił posługę. To pomogło. Ksiądz poczuł bliskość znanego gospodarza Piotra Lacha i msza płynęła gładko. Nikt nie śpiewał wszyscy modlili się żarliwie by horda husytów ominęła Rybnik. Gdy ksiądz odwrócony do wiernych udzielał im swojego błogosławieństwa,nagle zaskrzypiały drzwi. Wszyscy z przerażeniem odwrócili głowy pewni,że to husyci dojechali do Rybnika. W drzwiach stał mały człowiek poplamiony krwią i unurzany w błocie. Był bardzo zmęczony,ledwo trzymał się na nogach,co chwilę opierał się o ławki. Ksiądz przerwał w pół zdania błogosławieństwo i zamarł z podniesionymi rękami,jak by wzywając Boga na pomoc. Człowiek zjawa zrobił jeszcze parę kroków,powiedział jedno słowo „husyty” i runął jak długi na ziemię. W kościele zawrzało,kobiety zaczęły lamentować szukając kryjówki
pomiędzy ławkami.”Jezusiczku ratuj, Paniynko Świynto uchroń nos przed ,smierciom i sromotom”.W narastającej panice udzie tracili resztki zdrowego rozsądku,rozpychając się i tratując kościelny dobytek. Wtedy wstał ksiądz,wyprostował się,zrobił się jakiś ogromny,nieludzko duży i grzmiącym głosem zawołał:”Cisza bo w domu Bożym przebywamy i nie godzi się larmo podnosić”.Na niewiele jednak zdało się wołanie księdza, ludzie tylko na chwilę ucichli,w nerwowym poruszeniu przyjęli błogosławieństwo i natychmiast ciasnym kołem otoczyli leżącego na posadzce chłopa,który nie dawał oznak życia. Inni w pośpiechu wracali do swoich domostw,by w czasie trwogi być blisko swoich. Ksiądz podszedł do leżącego,pochylił się nad nim sprawdzając,czy aby nie wyzionął ducha, a kiedy stwierdził,że nie,nakazał,by zanieśli go do zakrystii i ułożyli na szerokiej ławie,która stała pod ścianą. Następnie obmył mu twarz wodą i delikatnie potrząsnął głową.
-Jo je Proćpok łod Świyrklon-pierwsze słowa wypowiedziane szeptem. -Opowiedz nom co ci sie przytrefiyło, ksiądz potrafił mówić w śląskiej gwarze.
-Uciykom bez Bijasowice, Jankowice,co by Wos ostrzec i o pomoc prosić.
-Kto cie goni,kaj momy niyść pomoc.
Godej człowieku po porządku,ksiądz usiadł na końcu ławki i położył głowę leżacego na swoje kolana.
-Padajom,że to som czeske husyty ale som miyndzy nimi i nasze bo godajom swojsko. Widziołech rojbra z Jastrzymbio kery godo po nimiecku wołajom go Runsztajn. Bydzie ich tela co sztachet w płocie-osłabiony przerwał i otarł pot z czoła.
-Odpocznij trocha napij sie szluk wody i godej dalyj.
-Przyszli o zachodzie słońca,kajś łod Jastrzymbio-Szyrokiej. Otoczyli cołke
opole,szli od zagrody do zagrody,wszystkich wylykali z chałup i stowiali przed ich wiyrchnym. Zakuty był cołki w blasze i siedzioł na czornym wielgachnym koniu. Kery chcioł ratować życie musioł napluć na krzyż, pomstować na świynto wiara i na ksiyńcia Mikołaja. Kerzy nie chcieli sie wyrzec wiary byli sromotnie mynczyni. Tego nie idzie opowiedzieć bo łacno idzie prziść o rozum. Nie uszanowali ani bab ani dziecioków.
-Walery skoczno na fara i przyniyś bochenek chleba i dzbonek mlyka bo isto nom padnie,taki je słaby.
-Kej przi babach sie nie godzi dobrodzieju,pokazał oczami po szczelnym kręgu kobiet któr go otaczały.
-No baby, zostowcie nos,a migejcie do swoich a rzykejcie tak co by my obstoli,bo widać je to wiynkszo zaraza,od tatarów, kerzy nastowali na babsko cnota,ale woleli brać w jasyr niż mordować. Ksiądz z szeroko rozstawionymi rękami wypychał z kościoła oporne kobiety,które ciekawe były nawet najbardziej drastycznych opisów mordów i gwałtów. W końcu
gdy zostali sami i Proćpak kończył swoje opowiadanie.
-Dowodzi nimi jakiś rabuś kerego wołajom Pietrek Polak-tyn ci je gorszy
od samego Runsztajna na kerego wołajom tysz Jastrzomb.Som ech widzioł
jak puszczoł ludzi z flakami na wiyrchu,a Łaciokowi to zarżnyli krowa kero była na ocielyniu.
Przerażony wiadomościami usłyszanymi od Proćpaka ksiądz wstał, przeżegnał się i głośno prosił Pana Boga,by wziął mieszkańców tej ziemi w swoją opiekę. Tyle lud tej ziemi wycierpiał,tyle przeszło przez te ziemie żołnierzy,tyle polało się krwi,a wszyscy mówili,że są u siebie,że przynoszą
wolność,a wszyscy grabili i mordowali.
-Jak prawisz chłopie,że wśród nich som i nasi,to widać,że znojdli posuch pośród warchołów i chacharów, kerym wadzom wszystkie prawa i boske, i ludzke. Hetman zamecki Wilchelm oparty o ścianę bezradnie kiwał głową nie mogąc pojąć,że ludzie ochrzczenie dopuszczają się takich bezeceństw. -Widzę wielebny,że sprawa jest pierwszorzędnej wagi,mówił hetman, wnioskuję,że jest to mniejszy oddział plądrujący okolice Świerklan,ale zła i szkody narobią wielkie.
-Jak do czeskich husytów dołączył rozbójnik Runsztajn ze swoją zbójecką
drużyną to jest to siła znaczna. Same Świerklany im nie wystarczą boję się o cysterski Paradis koło Roja, a pewnie Bijasowice i zameczek pani na Jankowicach też są zagrożone.
-Jak przypuszczenia wielebnego są trafne,a wiele na to wskazuje,że są,to mogą się pokusić napaść na Rybnik.
-Co radzisz hetmanie,ksiądz zwrócił się do rycerza Wilhelma.
-Musimy zwołać rycerzy z okolicznych włości, opól i zamków,musimy być

przygotowanie na wszystko. Poproszę księcia Mikołaja Karniłowsko-Raciborskiego o pomoc,niech po gromi tych chultajów puki nie urosną w większą siłę. Teraz udam się na zamek wydać stosowne rozkazy i pchnę umyślnego do księcia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz