B
i t w a
Był 13 maja 1433 roku.Dzień
wstał wiosenny choć chłodny.Gęste
opary
które unosiły się nad nieprzeliczonymi stawami i łąkami
oblepiały
wszystko
wilgocią.Ciszę poranka przerywało pojedyncze człapanie łosia
czy
czochranie się samotnego odyńca.Przyroda zamarła w oczekiwaniu
na
pierwsze promienie słońca,tylko niecierpliwy kos ozłacał
przestrzeń
swoim
śpiewem,zaprzeczając powszechnemu mniemaniu,że w dzień
Serwacego
musi być mroźno i śnieżno.
W małej leśnej kaplicy ukrytej
w zakolu rzeki Rudy,która w tym
miejscu
przebija się przez gęste lasy i liczne stawy co niby pierścieniem
okalają
górujące nad Rybnikiem wzgórze nazywane przez miejscowych
Górą
Rudzką lub Cerekwicą,ksiądz odprawiał mszę świętą.Młody
książę
ĸarniłowsko-Raciborsko-Rybnicki
Mikołaj II syn księżnej Heleny z rodu
arystokracji
litewskiej i księcia Jana,klęczał przed obliczem Jezusa i
żarliwie
modlił się o zwycięstwo w bitwie,która miała rozstrzygnąć o
losach
Górnego Śląska.Morze cierpień,krwi i łez,rabunku i poniżenia,
przepełniło
czarę goryczy.To co miało być protestem przeciw złu i
wynaturzeniom w łonie kościoła katolickiego oraz przewadze
czynnika
germańskiego
w życiu społecznym Czech,których Śląsk był integralną
częścią
(umowa wyszegradzka-Kazimierz Wielki 1335r)stało się pretekstem do
rozpętania okrutnej wojny religijnej która spustoszyła Śląsk
przypominając
czasami pogromy najazdu tatarskiego.Ogromne oburzenie
wywołała
wiadomość o najeździe husytów na Jasną Górę i sprofanowanie
przez
polskiego kacerza Kuropatę ikony Najświętszej Maryi Panny wraz
z
dzieciątkiem.Wściekłość pobożnych i z natury łagodnych
rybniczan
wywołało
morderstwo kapłana Walentego zamordowanego we wsi Jankowice w czasie
kiedy niósł ostatnią posługę ciężko chorej kobiecie.
Modlili
się śląscy wojowie,modlił się książę o pokój dla
Śląska,który
niestety
trza wywalczyć orężem.Rybnik,małe miasteczko nie posiadające
murów
obronnych zostało przez oddziały księcia Bolesława V pana na
Głogówku,Prudniku i Niemodlinie-żarliwego husytę totalnie
splądrowane.
Ludność
w większości opuściła domostwa szukając schronienia w bagnach i
głębokich lasach.Teraz tłumnie wychodzili i garnęli się
dowalki.Wszyscy
jednako
wiedzieli,że tak dalej żyć nie podobna.Ciągły strach spowodował,
że
życie straciło wartość.Dlatego zarówno szlachta jak i ludzie
wszelkiego
stanu
postanowili z rzucić to jarzmo i walczyć.Zwyciężyć albo umrzeć.
Msza
dobiegała końca.Kapłan błogosławił wszystkim którzy kołem
otoczyli małą śródleśną kapliczkę.Książę ubrany w zbroję
wysłuchał
relacji
zwiadu który pod osłoną nocy zapuścił się na sam szczyt
Cerekwicy
i
dotarł do pierwszych zabudowań na Zagrodnikach i Łony.
-Dziwne
to mości książę ale zupełnie się nie ubezpieczają.Śpią po
domach
jak
susły.Złapaliśmy dwóch z oddziału niejakiego Zygfryda z
Bełku,którzy
zanim
z kamieniem u szyi wskoczyli do stawu powiedzieli,że między nimi
panuje
spór,czy uganiać się po Śląsku,czy nie lepiej wyruszyć z
polakami
przeciw
Krzyżakom.Powiadali,że to jest królewska wyprawa która sławę
i
splendor większy daje a i łupy większe obiecuje.Tylko książę
Bolko
obstaje
by wpierw rozprawić się z tobą mości książę a następnie wedle
woli
każdy do koronnych przystąpić może.
-Ilu
ich jest,sucho zapytał książę.
-Ciemno
i trudno ustalić.Złapani przed śmiercią powiedzieli,że bardzo
dużo.Ściągają ze wszystkich stron.Wymienili oddziały
Runsztajna,Bolka, Korybutowicza,Zygfryda z Bełku,mówili też o
Piotrze Polaku,Kuropacie
i
wielu innych-spamiętać trudno.Jeden z onych drabów wyznał,że
planowali spotkać waszą książęcą mość pod Żorami i tam
zaatakować od tyłu.Widać słabo rachują.
-Dobrze
się spisałeś,jak cię zowią?
-Michel
z Rybnika-zagrodnik.
-Przedstawcie
mi go po bitwie,powiedział książę.
-Pokornie
prosza mości panie,pozwól mi walczyć u swojego boku.Śmierci
szukom,bo
mi kacery młodo baba na śmierć za łonaczyli.
-Pozwalam.Dajcie
mu tarczę i topor,nie idzie po mojej prawej stronie,
zwrócił
się do swojego przybocznego.
Już
promienie słońca zdążyły przebić się przez poranne
opary,złocąc świat
swoimi
cudnymi barwami.Wiosenny jazgot ptaków walczył o palmę
pierwszeństwa z rechotem milionów żab.Wstał pogodny choć chłodny
dzień.Szeregi
śląkich chorągwi w wielkim porządku i bez zbędnego
ociągania
formowały szyki.Z prawej strony szły oddziały feudałów którzy
opowiadali
się po stronie księcia Mikołaja,była doskonała chorągiew
Oleśnicka
choć bez udziału księcia Konrada,była chorągiew panów na
Pszowie,Wodzisławiu
i Jedłowniku.Środek zajmowały chorągwie samego
księcia
Mikołaja.Lewe skrzydło stanowiła chorągiew samego biskupa
Konrada
wspomagana chorągwią hetmana Wilchelma.Zupełnie swobodnie
tak
jak by wbrew regulaminowi przemieszczała się miedzy tymi siłami
lekka
chorągiew rycerza Macieja,która widać miała zadanie
specjalne.Poza wymienionymi znaczącą siłę stanowiły zastępy
mieszczan rybnickich i
chłopów
z okolicznych przysiółków wyposażonych w postawione na sztorc
kosy i sierpy,widły,cepy a nawet wystrugane z dębowych gałęzi
piki.Wszystko
to w dostojnej ciszy,miarowym krokiem ruszyło na szczyt
Cerekwicy
by zając pozycję i czekać na atak wojsk husyckich.Każdy szeptem
powtarzał:”przeciw bezbożnikom,taborytom,kacerzom”.Przodem
szła
chorągiew rycerza Macieja,która rwała się do boju,mając
nadzieję,że
spotka
na swojej drodze oddział Dobka Puchały z którym mieli osobiste
porachunki.Gdy
dojeżdżali pod szczyt zauważyli,że widać zostali już
zauważeni,gdyż
książę Bolko w wielkim pośpiechu szykował swoje zastępy,które
zgodnie z taktyką husytów po winne zająć szczyt by z góry
miażdżyć wroga wozami spiętymi łańcuchami.Książę Mikołaj
zorientował się,że uprzedził przeciwnika i pierwszy opanował
szczyt Cerekwicy,zaraz
pchnął
na pomoc Maciejowi drugą chorągiew która ustawiła się obok jego
chorągwi.Książę
Bolko widząc,że przegrywa walkę o szczyt Cerekwicy
w
desperacji wysłał dwie swoje pancerne chorągwie,których zadaniem
było
opanowanie szczytu.wzniesienia.
I
tak bitwa rozpoczęła się wcześniej,zanim obie strony ustawiły
pełny szyk
bojowy.Ciężka
jazda husytów musiała forsować strome zbocze,przez co
jej
impet był o wiele za mały,by zmiażdżyć lekkie chorągwie
śląskie.
Zaskoczeniem
dla husytów było,że Ślązacy nie ruszają do ataku oczekując
husytów
na szczycie.Plan był prosty-im dłużej będzie trwała galopada
ciężkiej
jazdy pod górę,tym mniejszy będzie impet i siła uderzenia.Drugim
zaskoczeniem
było,że obie śląskie chorągwie rycerza Macieja iwrocławska
tuż
przed spotkaniem z czołówką husytów,rozstąpiły się puszczając
ciężką jazdę w próżnię.Nie łatwo jest wytracić impet
rozpędzonych koni.Husyci
przelecieli
przez szczyt Cerekwicy nie natrafiając oporu i nagle spostrzegli
,że
pędzą na wprost wojsk księcia Mikołaja,które szeroką ławą
niby fala podchodziły pod szczyt.Husyci zorientowali się,że bez
wsparcia swoich pozostałych wojsk nie mają szans dotrzymać pola
Ślązakom.Poszedł
sygnał
do zatrzymania a następnie odwrotu ale było za późno.Otoczna ze
wszystkich
stron chorągiew została zmuszona do podjęcia walki.
W
pewnym momencie zawachał się i książę Mikołaj takim obrotem
sprawy.Miał przed sobą ciężką chorągiew husytów,potem pustka i
na
szczycie
lekką chorągiew rycerza Macieja.Chorągiew wrocławska po
przepuszczeniu
husytów wycofała się nie bardzo wiedząc co robić.Sprawę
rozwiązali
sami Rybniczanie,którzy trzymani jako rezerwa nie wytrzymali
i
szeroką ławą ruszyli na husytów,otaczając ich ciasnym kołem
przez co
uniemożliwili
książęcym dobranie się im do skóry. Zaczęła się bitwa śmierć
i życie.Każdy miał swoje rachunki,które chciał koniecznie sam
uregulować,a
ceną było życie.Nie pomogły nawoływania rycerzy,ażeby
Rybniczanie
odstąpili i dopuścili jazdę która paliła się do walki.Husyci
bronili
się dzielnie,zakuci w zbroje odpierali ataki mieszczan uzbrojonych
w
długie piki,cepy widły i topory osadzone na długich grabowych
stylach.
Najskuteczniejszym
sposobem na pancernych było okaleczanie ich koni.
Biedne
zwierzęta niemiłosiernie rażone pikami z podciętymi pęcinami
padały
przywalając swoim ciężarem jeźdców.Nienawiść była tak duża,
że
niektórzy mieszczanie wskakiwali pod brzuchy przerażonych koni
wysadzając
z siodła jeźdca.Zakuty w żelazo żołnierz gdy upadał na
ziemię
był zupełnie bezbronny.Widżc to książę Mikołaj uznał,że
tutaj nie
potrzeba
jego wojska.Nienawiść ustokrotniła siły rybnickich mieszczan
i
chłopów.Zbici w ciasne koło husyci,kłuci,rażeni toporami ze
wszystkich stron,nie potrafili wykorzystać swoich sił.Trzask
toporów o zbroje mieszał
się
z piskiem i przeraźliwym rżeniem koni.
Tym czasem książę Bolko
postanowił usadowić swoje oddziały na szczycie Cerekwicy i być
może udało by się osiągnąć ten cel,gdyby nie chorągiew
ciężkiej jazdy z Raciborza,która ominąwszy osaczone przez
rybniczan
oddziały husyckie zdążyła wesprzeć lekkie chorągwie śląskie
broniące
szczytu.Wojska Bolka V zostały odrzucone od szczytu przez co nie
połączyły się z osaczonymi chorągwiami.To był kolejny błąd
Bolka V,
który
był przekonany,że jego ciężkozbrojne chorągwie wsparte
oddziałami
kacerzy
i zaprawionymi w bojach chorągwiami litewskimi przejadą po
Ślązakach
jak koło wozu po żabie,a ciężkie wozy bojowe dopełnią reszty
zniszczenia.Podzieleni
na małe grupy toczyli jak by swoje odrębne małe potyczki.Głogowska
chorągiew księcia Bolesława została odrzucona na
północ
w kierunku bagnistych łąk rzeki Rudy,gdzie konie topiły się nie
mogąc
wykonać zwrotu.W kierunku Zagrodnik walczyła jazda czeska-
ciężkozbrojna
osaczona przez doborową chorągiew księcia Mikołaja oraz
luźno
walczące rycerstwo Śląskie.Tutaj walka trwała bez jednej chwili
wytchnienia.Wyćwiczony
żołnierz spotkał równie sprawnego przeciwnika.
Bardzo
trudne chwile przeżywał rycerz Maciej ze swoją lekką chorągwią.
Natarła
na nich z furią litewska chorągiew Korybutowicza,dowodzona pod
jego
nieobecność przez rosłego rycerza który siał w koło
spustoszenie.
Litwini
zorientowali się,że przychodzi im się zmagać z luźno skleconą
chorągwią,zaczęli
pozorować odwrót w kierunku Kozich Gór,a chodziło
o
to by wydostać się na równinę.Tam błyskawicznie uformowali się
w
czwórki,dokonali
zwrotu i runęli na lekką chorągiew rycerza Macieja.
Uderzenie
było tak silne,że Ślązacy musieli się cofać tracąc co rusz
któregoś z jeźdców.Zaciekłość była tak duża,że nawet ranni
co spadli
z
koni,walczyli dalej między sobą,bywało nożami a nawet gołymi
rękami
i
zębami.
Maciej
zrozumiał,że to koniec dla jego dzielnych żołnierzy.Siły były
nierówne,ręce
opadały ze zmęczenia,oczy zachodziły mgłą,w piersiach
brakowało
tchu,a litewscy wojownicy miażdżyli ich swoją przewagą.
Dalsze
ustępowanie zbliży ich do mieszczan którzy jeszcze zmagali się
z
chorągwiami husyckimi.Litwini na tyłach mieszczan -to rzeź i
przegrana
całej
bitwy.Trzeba zginąć a nie ustąpić.
Słońce świeciło już wysoko
na niebie,choć chłód przypisany świętemu Serwacemu w dalszym
ciągu dawał się we znaki,to końca bitwy
nie
było widać.Porozrzucane na stokach Góry Rudzkiej oddziały
walczyły
między
sobą nie wiedząc nic o swoich braciach.W pewnym momencie
książę
Mikołaj zobaczył,że sytuacja lekkiej chorągwi rycerza Macieja
jest
tragiczna.Nakazał
więc by rycerz Wilhelm zostawił potopioną w bagnach
ciężką
chorągiew husycką i pośpieszył z pomocą Maciejowi.Decyzja była
słuszna
wycofanie chorągwi hetmana Wilhelma husyci przyjęli z wielkim
entuzjazmem sądząc,że ustąpili pola,ale pościgu nie podjęli,bo
ludzie i konie byli tak wymęczeni,że nie byli zdolni do
wykaraskania się z bagna.
Pomoc
dla chorągwi Macieja przyszła w ostatniej chwili.Uderzenie z boku w
Litwinów spowodowało,że musieli zmienić szyk.Być może mimo tego
osiągnęli
by swój cel,gdyby nie nagłe pojawienie się oddziału Żorzan,
którzy
przyszli w sukurs braciom z Rybnika,a wypadło to w najbardziej
odpowiednim
czasie.Walka rozgorzała od nowa-widły,piki,cepy i topory
mieszały
się z uderzeniami rycerskich mieczy.Nowe siły wstąpiły w
Ślązaków.Nikt nie zważał,że przed chwilą mdlały mu ręce,od
nowa rozpoczęła się straszliwa-zacięta walka.Powolutku górę
brali rybniczanie.
Husyci
zmęczeni śmiertelnie nie stawiali już takiego oporu.Pękł zwarty
szyk
pancerniaków husyckich,rozproszonych przez połączone siły
Rybniczan i Żorzan.Rozpadł się zwarty dotąd szyk Litwinów choć
w
dalszym
ciągu stanowili dużą siłę.Szczególnie dowódca Litwinów siał
wokół
śmierć.Sam w otoczeniu giermków przebijał się do chorągwi
Głogowskiej księcia Bolesława.Żaden żołnierz nie dawał mu
rady.Potężny
koń
i nadludzka siła rycerza powodowały,że kto zbliżył się do niego
padał
jak
rażony piorunem.Zobaczył to książę Mikołaj i krzyknął na
swoich by
zrobili
mu miejsce i dopuścili do goliata.Jakoż rozstąpili się i
pozwololi
im
stanąć naprzeciw siebie.Rosły rycerz na olbrzymim bachmacie i
młody
książę-pacholę
prawie,na pięknym koni pełnej krwi.
-Widzę,że
przyjdzie mi zrobić mojemu panu a przyszłemu królowi Śląska
Zygmuntowi
Korybutowiczowi piękny prezent w postaci uciętej głowy
cherubinka.Zygmunt
wróci od Jagiełły z koroną królewską to pewnie będzie kontent
z prezentu głowy swojego oponenta.No mości dzieciaku
stawaj,niech
ci przy strzyżę baki,bo wąs ci pewnie jeszcze nie wyrósł.
Książę
Mikołaj choć młody i o chłopięcej sylwetce,znany był z tego,że
mało
który dorównywał mu we władaniu rapierem czy mieczem.Nauki
pobierał
u najlepszych mistrzów fechtunku.Toteż prawie wszyscy przerwali
walkę robiąc półkole by obserwować pojedynek.
-Widzę,że
lepiej od miecza mielesz ozorem,zreplikował jego przechwałki
książę.
Litwin
bez słowa spiął konia chcąc frontalnym atakiem zmiażdżyć tego
dzieciaka
co próbuje się mierzyć z nim-znanym z niepospolitej siły
rycerzem.Rozpędzona masa zmierzała prosto w księcia.Litwin nie
próbował nawet podnieść miecza uwarzając,że samo uderzenie
wystarczy
by
zmieść księcia razem z koniem,lecz taneczny unik spowodował,że
Litwin
uderzył w próżnię.Poznał rycerz Zygmunta Korybutowicza,że oto
mierzy
się z mistrzem nad mistrze,a ten lekki z pozoru koń to prawdziwy
tancerz,który
w mig odgaduje zamiary swojego pana.
-No
i co tyko chmielowa-zawołał książę.
Litwin
nie za bardzo rozumiał co się stało.Spoglądał zdziwiony pytając
wzrokiem
jak to się stało,że on nie trafił w tego fircyka.Zrobił srogą
minę
i
ponownie ruszył na Mikołaja trzymając miecz ponad głową.Książę
lekko
puścił
wodze koniowi i miękko prawie tanecznie szedł na przeciw Litwina.
Gdy
dojeżdżali do siebie Litwin stanął w strzemionach by ciąć z
całej siły,
a
wtedy czarny jak smoła koń,posłuszny woli księcia,zrobił nagły
ruch,
niby
potknięcie w kierunku Litwina.Bachmat chcąc uniknąć zderzenia
gwałtownie
odskoczył i husyta ciął powietrze.Widać włożył w cięcie całą
siłę,bo
razem z mieczem pochylił się gwałtownie do przodu i ratując się
przed
upadkiem wypuścił miecz z ręki.Głośny szmer podziwu dla księcia
i
wspaniałej postawy konia ,który po wykonanym triku kiwał łbem jak
by
dopraszając
się braw.
-No
i co wąsiasto czaplo,odezwał się książę.
Rycerz
był skonfundowany.Śmiech był obrazą gorszą od śmierci.
-Podajcie
mu któryś jego miecz bo sam pewnie nie potrafi zejść z konia
by
go podnieść.Widać cały regiment giermków sadza ta pokraka na
konia.
Skoczył
któryś z żołnierzy by podać miecz.Husyta poprawił się w siodle
i
syknął przez zaciśnięte zęby.
-Nie
godzi się dworować ze szlachcica-rycerza.
-Dla
nas tyś nie rycerz tylko bandyta.Ile masz kapłanów i zakonnic na
sumieniu.Ile
sprofanowanych obrazów świętych.Jakie morze niewinnej
krwi-niewiast
i dzieci.No ruszaj chyba,że cię strach obleciał.
Starli
się i tylko dzwonienie stali o stal dowodziło,że miecz trafił na
miecz.
Poznał
Litwin,że to nie zabawa,że oto ma przed sobą młodego rycerza,ale
już
mistrza we władaniu mieczem,ni ma jeszcze jeden atut-konia.Piękne
zwierzę
tak ułożone,że czasami uprzedzało myśli swojego pana.Robił a to
unik
a to markowane potknięcie które zupełnie dezorientowało mawet
wprawionego
w boju przeciwnika.Stało się jasne,że ten pojedynek wygra
młodziutki
książę.Gdy zmęczony Litwin robił zwrot,Mikołaj zdążył
podjechać
za nim na odległość cięcia,ale nie godziło się ciąć z tyłu
więc
poczekał
aż husyta ustawi się przodem.Wtedy wykonał cięcie szybkie jak
błyskawica.Niewidoczny
ruch nadgarstka i ostrze wylądowało na szyi
Litwina.Znieruchomiał
zdziwiony bliskością księcia.Jeszcze próbował
podnieść
miecz,lecz ręka znieruchomiała i opadła bezsilnie.Miecz wypadł
mu
z ręki i wbił się sztorcem w ziemię.Siłą woli podniósł rękę
by zatamować krew,ale były to ruchy bezwiedne.Chwilę jeszcze
chwiał się
w
siodle,by nagle runąć na ziemię.Walka była skończona.Gromkie
hura
wyrwało
się ze Śląskich gardeł.
-Dobić
heretyków,dować ich sam.Kaj je Bolko-to jego sprawka.
Ale
księcia Bolka V-tego który dowodził husytami już nie
było.Zrozumiał,że bitwa jest przegrana i razem z bliskimi sobie
rycerzami
czmychnął
z pola bitwy kierując się na południe by w zbójeckim gnieździe
Runsztajna
znaleść schronienie.
Bitwa
była rozstrzygnięta.Pojedyncze oddziały odizolowane od siebie
stawiały
zacięty opór.Zaciekłość była tak wielka,że nikt nie oczekiwał
i
nie dawał pardonu.Straszne to były obrazy kiedy ranni miast modlić
się,
jeszcze
walczyli między sobą.Straszliwy los spotkał pozostawioną w
bagnach
ciężką jazdę husycką.Zostali co do jednego wystrzelani przez
kuszników
z Wielopola,Golejowa i Ochojca.Rybniczanie wraz z Żożanami
którzy
przybyli z odsieczą w podzięce,że bliskość oddziałów
książęcych
zmusiła
husytów do odstąpienia od murów ich miasta,obchodzili usłane
trupami
pobojowisko i pomagali rozbić ostatnie broniące się oddziały
husytów.
Książę Mikołaj objeżdżał
pobojowisko by nagle będąc na zachodnim
stoku
Cerekwicy zobaczyć obraz niewiarygodnej nienawiści i męstwa.
Oto
chorągiew ciężkiej jazdy husyckiej której przyszło walczyć z
piechotą
śląską,tak
dalece zapamiętała się w walce,że gdy nie stało inaczej jeźdcy
zeskakiwali
z koni i walczyli na pięści i pazury.Jak walczyli tak pozostali
w
śmiertelnych uściskach z odgryzionymi uszami,wydłubanymi oczami'
Słońce powoli chyliło się ku
zachodowi topiąc się w czerwonej
poświacie
mgieł i oparów,tego chłodnego majowego dnia 1433 roku.
Cienie
prastarych dębów porastających Cerekwicę wydłużały się
obejmując mrokiem pobojowisko.Wszyscy pospołu szlachta,rycerze,
włościanie
i zagrodnicy stanęli na szczycie góry,umęczeni,schlapani krwią
ale szczęśliwi ze zwycięstwa.Ci twardzi pobożni ludzie,którzy
musieli przez ostatnie lata znosić mord,rabunek i poniewieranie
świętości teraz ocierali łzy radości.Koniec husytów na naszej
ziemi.
-Kościoły
splądrowane i z beszczeszczone,a przecież musimy odprawić
mszę
świętą.Musimy podziękować Bogu za zwycięstwo.Książę stał w
otoczony
ciasnym kołem przez wszystkich którzy tak dzielnie walczyli tego
dnia.Tutaj na szczycie tej góry skąd najbliżej nam do Boga i na
pamiątkę naszego zwycięstwa,postawimy skromną kapliczkę i
poświęcimy
ja
ku czci świętego Urbana.Tutaj wielebny odprawi mszę dziękczynną
i
tutaj
niech po wsze czasy rybniczanie opiekują się tym miejscem i nirch
go
czczą w podzięce świętemu Urbanowi,że pozwolił na odnieść to
zwycięstwo.Amen.
A
teraz chcę wyrazić szczególne uznanie mieszkańcom Rybnika i
okolicznych opoli,że tak dzielnie wspierali nas w boju.Dziękuję
imć
panu
Frysztackiemu burmistrzowi Żor,że przybył wraz ze swoimi
mieszczanami wesprzeć nas w walce.Muszę wam jeszcze jedno
powiedzieć,oto moją wolą przeniesiecie ciało zamordowanego
kapelana
Walentego,który
obowiązki kapłańskie wykonując,męczeńską śmiercią
zginął
z jego polowego pochówku w Jankowicach na cmentarz w Rybniku.
Na
te uroczyste przeniesienie zwłok sam osobiście przyjadę i
wszystkich
mieszkańców
zapraszam.
Koniec
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz