środa, 7 października 2015

Szalej - Rozdział 13 - Bitwa

B i t w a


Był 13 maja 1433 roku.Dzień wstał wiosenny choć chłodny.Gęste
opary które unosiły się nad nieprzeliczonymi stawami i łąkami oblepiały
wszystko wilgocią.Ciszę poranka przerywało pojedyncze człapanie łosia
czy czochranie się samotnego odyńca.Przyroda zamarła w oczekiwaniu
na pierwsze promienie słońca,tylko niecierpliwy kos ozłacał przestrzeń
swoim śpiewem,zaprzeczając powszechnemu mniemaniu,że w dzień
Serwacego musi być mroźno i śnieżno.
W małej leśnej kaplicy ukrytej w zakolu rzeki Rudy,która w tym
miejscu przebija się przez gęste lasy i liczne stawy co niby pierścieniem
okalają górujące nad Rybnikiem wzgórze nazywane przez miejscowych
Górą Rudzką lub Cerekwicą,ksiądz odprawiał mszę świętą.Młody książę
ĸarniłowsko-Raciborsko-Rybnicki Mikołaj II syn księżnej Heleny z rodu
arystokracji litewskiej i księcia Jana,klęczał przed obliczem Jezusa i
żarliwie modlił się o zwycięstwo w bitwie,która miała rozstrzygnąć o
losach Górnego Śląska.Morze cierpień,krwi i łez,rabunku i poniżenia,
przepełniło czarę goryczy.To co miało być protestem przeciw złu i wynaturzeniom w łonie kościoła katolickiego oraz przewadze czynnika
germańskiego w życiu społecznym Czech,których Śląsk był integralną
częścią (umowa wyszegradzka-Kazimierz Wielki 1335r)stało się pretekstem do rozpętania okrutnej wojny religijnej która spustoszyła Śląsk
przypominając czasami pogromy najazdu tatarskiego.Ogromne oburzenie
wywołała wiadomość o najeździe husytów na Jasną Górę i sprofanowanie
przez polskiego kacerza Kuropatę ikony Najświętszej Maryi Panny wraz
z dzieciątkiem.Wściekłość pobożnych i z natury łagodnych rybniczan
wywołało morderstwo kapłana Walentego zamordowanego we wsi Jankowice w czasie kiedy niósł ostatnią posługę ciężko chorej kobiecie.
Modlili się śląscy wojowie,modlił się książę o pokój dla Śląska,który
niestety trza wywalczyć orężem.Rybnik,małe miasteczko nie posiadające
murów obronnych zostało przez oddziały księcia Bolesława V pana na Głogówku,Prudniku i Niemodlinie-żarliwego husytę totalnie splądrowane.
Ludność w większości opuściła domostwa szukając schronienia w bagnach i głębokich lasach.Teraz tłumnie wychodzili i garnęli się dowalki.Wszyscy
jednako wiedzieli,że tak dalej żyć nie podobna.Ciągły strach spowodował,
że życie straciło wartość.Dlatego zarówno szlachta jak i ludzie wszelkiego
stanu postanowili z rzucić to jarzmo i walczyć.Zwyciężyć albo umrzeć.
Msza dobiegała końca.Kapłan błogosławił wszystkim którzy kołem otoczyli małą śródleśną kapliczkę.Książę ubrany w zbroję wysłuchał
relacji zwiadu który pod osłoną nocy zapuścił się na sam szczyt Cerekwicy
i dotarł do pierwszych zabudowań na Zagrodnikach i Łony.
-Dziwne to mości książę ale zupełnie się nie ubezpieczają.Śpią po domach
jak susły.Złapaliśmy dwóch z oddziału niejakiego Zygfryda z Bełku,którzy
zanim z kamieniem u szyi wskoczyli do stawu powiedzieli,że między nimi
panuje spór,czy uganiać się po Śląsku,czy nie lepiej wyruszyć z polakami
przeciw Krzyżakom.Powiadali,że to jest królewska wyprawa która sławę
i splendor większy daje a i łupy większe obiecuje.Tylko książę Bolko
obstaje by wpierw rozprawić się z tobą mości książę a następnie wedle
woli każdy do koronnych przystąpić może.
-Ilu ich jest,sucho zapytał książę.
-Ciemno i trudno ustalić.Złapani przed śmiercią powiedzieli,że bardzo dużo.Ściągają ze wszystkich stron.Wymienili oddziały Runsztajna,Bolka, Korybutowicza,Zygfryda z Bełku,mówili też o Piotrze Polaku,Kuropacie
i wielu innych-spamiętać trudno.Jeden z onych drabów wyznał,że planowali spotkać waszą książęcą mość pod Żorami i tam zaatakować od tyłu.Widać słabo rachują.
-Dobrze się spisałeś,jak cię zowią?
-Michel z Rybnika-zagrodnik.
-Przedstawcie mi go po bitwie,powiedział książę.
-Pokornie prosza mości panie,pozwól mi walczyć u swojego boku.Śmierci
szukom,bo mi kacery młodo baba na śmierć za łonaczyli.
-Pozwalam.Dajcie mu tarczę i topor,nie idzie po mojej prawej stronie,
zwrócił się do swojego przybocznego.
Już promienie słońca zdążyły przebić się przez poranne opary,złocąc świat
swoimi cudnymi barwami.Wiosenny jazgot ptaków walczył o palmę pierwszeństwa z rechotem milionów żab.Wstał pogodny choć chłodny
dzień.Szeregi śląkich chorągwi w wielkim porządku i bez zbędnego
ociągania formowały szyki.Z prawej strony szły oddziały feudałów którzy
opowiadali się po stronie księcia Mikołaja,była doskonała chorągiew
Oleśnicka choć bez udziału księcia Konrada,była chorągiew panów na
Pszowie,Wodzisławiu i Jedłowniku.Środek zajmowały chorągwie samego
księcia Mikołaja.Lewe skrzydło stanowiła chorągiew samego biskupa
Konrada wspomagana chorągwią hetmana Wilchelma.Zupełnie swobodnie
tak jak by wbrew regulaminowi przemieszczała się miedzy tymi siłami
lekka chorągiew rycerza Macieja,która widać miała zadanie specjalne.Poza wymienionymi znaczącą siłę stanowiły zastępy mieszczan rybnickich i
chłopów z okolicznych przysiółków wyposażonych w postawione na sztorc kosy i sierpy,widły,cepy a nawet wystrugane z dębowych gałęzi
piki.Wszystko to w dostojnej ciszy,miarowym krokiem ruszyło na szczyt
Cerekwicy by zając pozycję i czekać na atak wojsk husyckich.Każdy szeptem powtarzał:”przeciw bezbożnikom,taborytom,kacerzom”.Przodem
szła chorągiew rycerza Macieja,która rwała się do boju,mając nadzieję,że
spotka na swojej drodze oddział Dobka Puchały z którym mieli osobiste
porachunki.Gdy dojeżdżali pod szczyt zauważyli,że widać zostali już
zauważeni,gdyż książę Bolko w wielkim pośpiechu szykował swoje zastępy,które zgodnie z taktyką husytów po winne zająć szczyt by z góry miażdżyć wroga wozami spiętymi łańcuchami.Książę Mikołaj zorientował się,że uprzedził przeciwnika i pierwszy opanował szczyt Cerekwicy,zaraz
pchnął na pomoc Maciejowi drugą chorągiew która ustawiła się obok jego
chorągwi.Książę Bolko widząc,że przegrywa walkę o szczyt Cerekwicy
w desperacji wysłał dwie swoje pancerne chorągwie,których zadaniem
było opanowanie szczytu.wzniesienia.
I tak bitwa rozpoczęła się wcześniej,zanim obie strony ustawiły pełny szyk
bojowy.Ciężka jazda husytów musiała forsować strome zbocze,przez co
jej impet był o wiele za mały,by zmiażdżyć lekkie chorągwie śląskie.
Zaskoczeniem dla husytów było,że Ślązacy nie ruszają do ataku oczekując
husytów na szczycie.Plan był prosty-im dłużej będzie trwała galopada
ciężkiej jazdy pod górę,tym mniejszy będzie impet i siła uderzenia.Drugim
zaskoczeniem było,że obie śląskie chorągwie rycerza Macieja iwrocławska
tuż przed spotkaniem z czołówką husytów,rozstąpiły się puszczając ciężką jazdę w próżnię.Nie łatwo jest wytracić impet rozpędzonych koni.Husyci
przelecieli przez szczyt Cerekwicy nie natrafiając oporu i nagle spostrzegli
,że pędzą na wprost wojsk księcia Mikołaja,które szeroką ławą niby fala podchodziły pod szczyt.Husyci zorientowali się,że bez wsparcia swoich pozostałych wojsk nie mają szans dotrzymać pola Ślązakom.Poszedł
sygnał do zatrzymania a następnie odwrotu ale było za późno.Otoczna ze
wszystkich stron chorągiew została zmuszona do podjęcia walki.
W pewnym momencie zawachał się i książę Mikołaj takim obrotem sprawy.Miał przed sobą ciężką chorągiew husytów,potem pustka i na
szczycie lekką chorągiew rycerza Macieja.Chorągiew wrocławska po
przepuszczeniu husytów wycofała się nie bardzo wiedząc co robić.Sprawę
rozwiązali sami Rybniczanie,którzy trzymani jako rezerwa nie wytrzymali
i szeroką ławą ruszyli na husytów,otaczając ich ciasnym kołem przez co
uniemożliwili książęcym dobranie się im do skóry. Zaczęła się bitwa śmierć i życie.Każdy miał swoje rachunki,które chciał koniecznie sam
uregulować,a ceną było życie.Nie pomogły nawoływania rycerzy,ażeby
Rybniczanie odstąpili i dopuścili jazdę która paliła się do walki.Husyci
bronili się dzielnie,zakuci w zbroje odpierali ataki mieszczan uzbrojonych
w długie piki,cepy widły i topory osadzone na długich grabowych stylach.
Najskuteczniejszym sposobem na pancernych było okaleczanie ich koni.
Biedne zwierzęta niemiłosiernie rażone pikami z podciętymi pęcinami
padały przywalając swoim ciężarem jeźdców.Nienawiść była tak duża,
że niektórzy mieszczanie wskakiwali pod brzuchy przerażonych koni
wysadzając z siodła jeźdca.Zakuty w żelazo żołnierz gdy upadał na
ziemię był zupełnie bezbronny.Widżc to książę Mikołaj uznał,że tutaj nie
potrzeba jego wojska.Nienawiść ustokrotniła siły rybnickich mieszczan
i chłopów.Zbici w ciasne koło husyci,kłuci,rażeni toporami ze wszystkich stron,nie potrafili wykorzystać swoich sił.Trzask toporów o zbroje mieszał
się z piskiem i przeraźliwym rżeniem koni.
Tym czasem książę Bolko postanowił usadowić swoje oddziały na szczycie Cerekwicy i być może udało by się osiągnąć ten cel,gdyby nie chorągiew ciężkiej jazdy z Raciborza,która ominąwszy osaczone przez
rybniczan oddziały husyckie zdążyła wesprzeć lekkie chorągwie śląskie
broniące szczytu.Wojska Bolka V zostały odrzucone od szczytu przez co nie połączyły się z osaczonymi chorągwiami.To był kolejny błąd Bolka V,
który był przekonany,że jego ciężkozbrojne chorągwie wsparte oddziałami
kacerzy i zaprawionymi w bojach chorągwiami litewskimi przejadą po
Ślązakach jak koło wozu po żabie,a ciężkie wozy bojowe dopełnią reszty
zniszczenia.Podzieleni na małe grupy toczyli jak by swoje odrębne małe potyczki.Głogowska chorągiew księcia Bolesława została odrzucona na
północ w kierunku bagnistych łąk rzeki Rudy,gdzie konie topiły się nie
mogąc wykonać zwrotu.W kierunku Zagrodnik walczyła jazda czeska-
ciężkozbrojna osaczona przez doborową chorągiew księcia Mikołaja oraz
luźno walczące rycerstwo Śląskie.Tutaj walka trwała bez jednej chwili
wytchnienia.Wyćwiczony żołnierz spotkał równie sprawnego przeciwnika.
Bardzo trudne chwile przeżywał rycerz Maciej ze swoją lekką chorągwią.
Natarła na nich z furią litewska chorągiew Korybutowicza,dowodzona pod
jego nieobecność przez rosłego rycerza który siał w koło spustoszenie.
Litwini zorientowali się,że przychodzi im się zmagać z luźno skleconą
chorągwią,zaczęli pozorować odwrót w kierunku Kozich Gór,a chodziło
o to by wydostać się na równinę.Tam błyskawicznie uformowali się w
czwórki,dokonali zwrotu i runęli na lekką chorągiew rycerza Macieja.
Uderzenie było tak silne,że Ślązacy musieli się cofać tracąc co rusz któregoś z jeźdców.Zaciekłość była tak duża,że nawet ranni co spadli
z koni,walczyli dalej między sobą,bywało nożami a nawet gołymi rękami
i zębami.
Maciej zrozumiał,że to koniec dla jego dzielnych żołnierzy.Siły były
nierówne,ręce opadały ze zmęczenia,oczy zachodziły mgłą,w piersiach
brakowało tchu,a litewscy wojownicy miażdżyli ich swoją przewagą.
Dalsze ustępowanie zbliży ich do mieszczan którzy jeszcze zmagali się
z chorągwiami husyckimi.Litwini na tyłach mieszczan -to rzeź i przegrana
całej bitwy.Trzeba zginąć a nie ustąpić.
Słońce świeciło już wysoko na niebie,choć chłód przypisany świętemu Serwacemu w dalszym ciągu dawał się we znaki,to końca bitwy
nie było widać.Porozrzucane na stokach Góry Rudzkiej oddziały walczyły
między sobą nie wiedząc nic o swoich braciach.W pewnym momencie
książę Mikołaj zobaczył,że sytuacja lekkiej chorągwi rycerza Macieja jest
tragiczna.Nakazał więc by rycerz Wilhelm zostawił potopioną w bagnach
ciężką chorągiew husycką i pośpieszył z pomocą Maciejowi.Decyzja była
słuszna wycofanie chorągwi hetmana Wilhelma husyci przyjęli z wielkim entuzjazmem sądząc,że ustąpili pola,ale pościgu nie podjęli,bo ludzie i konie byli tak wymęczeni,że nie byli zdolni do wykaraskania się z bagna.
Pomoc dla chorągwi Macieja przyszła w ostatniej chwili.Uderzenie z boku w Litwinów spowodowało,że musieli zmienić szyk.Być może mimo tego
osiągnęli by swój cel,gdyby nie nagłe pojawienie się oddziału Żorzan,
którzy przyszli w sukurs braciom z Rybnika,a wypadło to w najbardziej
odpowiednim czasie.Walka rozgorzała od nowa-widły,piki,cepy i topory
mieszały się z uderzeniami rycerskich mieczy.Nowe siły wstąpiły w Ślązaków.Nikt nie zważał,że przed chwilą mdlały mu ręce,od nowa rozpoczęła się straszliwa-zacięta walka.Powolutku górę brali rybniczanie.
Husyci zmęczeni śmiertelnie nie stawiali już takiego oporu.Pękł zwarty
szyk pancerniaków husyckich,rozproszonych przez połączone siły Rybniczan i Żorzan.Rozpadł się zwarty dotąd szyk Litwinów choć w
dalszym ciągu stanowili dużą siłę.Szczególnie dowódca Litwinów siał
wokół śmierć.Sam w otoczeniu giermków przebijał się do chorągwi Głogowskiej księcia Bolesława.Żaden żołnierz nie dawał mu rady.Potężny
koń i nadludzka siła rycerza powodowały,że kto zbliżył się do niego padał
jak rażony piorunem.Zobaczył to książę Mikołaj i krzyknął na swoich by
zrobili mu miejsce i dopuścili do goliata.Jakoż rozstąpili się i pozwololi
im stanąć naprzeciw siebie.Rosły rycerz na olbrzymim bachmacie i młody
książę-pacholę prawie,na pięknym koni pełnej krwi.
-Widzę,że przyjdzie mi zrobić mojemu panu a przyszłemu królowi Śląska
Zygmuntowi Korybutowiczowi piękny prezent w postaci uciętej głowy
cherubinka.Zygmunt wróci od Jagiełły z koroną królewską to pewnie będzie kontent z prezentu głowy swojego oponenta.No mości dzieciaku
stawaj,niech ci przy strzyżę baki,bo wąs ci pewnie jeszcze nie wyrósł.
Książę Mikołaj choć młody i o chłopięcej sylwetce,znany był z tego,że
mało który dorównywał mu we władaniu rapierem czy mieczem.Nauki
pobierał u najlepszych mistrzów fechtunku.Toteż prawie wszyscy przerwali walkę robiąc półkole by obserwować pojedynek.
-Widzę,że lepiej od miecza mielesz ozorem,zreplikował jego przechwałki
książę.
Litwin bez słowa spiął konia chcąc frontalnym atakiem zmiażdżyć tego
dzieciaka co próbuje się mierzyć z nim-znanym z niepospolitej siły rycerzem.Rozpędzona masa zmierzała prosto w księcia.Litwin nie próbował nawet podnieść miecza uwarzając,że samo uderzenie wystarczy
by zmieść księcia razem z koniem,lecz taneczny unik spowodował,że
Litwin uderzył w próżnię.Poznał rycerz Zygmunta Korybutowicza,że oto
mierzy się z mistrzem nad mistrze,a ten lekki z pozoru koń to prawdziwy
tancerz,który w mig odgaduje zamiary swojego pana.
-No i co tyko chmielowa-zawołał książę.
Litwin nie za bardzo rozumiał co się stało.Spoglądał zdziwiony pytając
wzrokiem jak to się stało,że on nie trafił w tego fircyka.Zrobił srogą minę
i ponownie ruszył na Mikołaja trzymając miecz ponad głową.Książę lekko
puścił wodze koniowi i miękko prawie tanecznie szedł na przeciw Litwina.
Gdy dojeżdżali do siebie Litwin stanął w strzemionach by ciąć z całej siły,
a wtedy czarny jak smoła koń,posłuszny woli księcia,zrobił nagły ruch,
niby potknięcie w kierunku Litwina.Bachmat chcąc uniknąć zderzenia
gwałtownie odskoczył i husyta ciął powietrze.Widać włożył w cięcie całą
siłę,bo razem z mieczem pochylił się gwałtownie do przodu i ratując się
przed upadkiem wypuścił miecz z ręki.Głośny szmer podziwu dla księcia
i wspaniałej postawy konia ,który po wykonanym triku kiwał łbem jak by
dopraszając się braw.
-No i co wąsiasto czaplo,odezwał się książę.
Rycerz był skonfundowany.Śmiech był obrazą gorszą od śmierci.
-Podajcie mu któryś jego miecz bo sam pewnie nie potrafi zejść z konia
by go podnieść.Widać cały regiment giermków sadza ta pokraka na konia.
Skoczył któryś z żołnierzy by podać miecz.Husyta poprawił się w siodle
i syknął przez zaciśnięte zęby.
-Nie godzi się dworować ze szlachcica-rycerza.
-Dla nas tyś nie rycerz tylko bandyta.Ile masz kapłanów i zakonnic na
sumieniu.Ile sprofanowanych obrazów świętych.Jakie morze niewinnej
krwi-niewiast i dzieci.No ruszaj chyba,że cię strach obleciał.
Starli się i tylko dzwonienie stali o stal dowodziło,że miecz trafił na miecz.
Poznał Litwin,że to nie zabawa,że oto ma przed sobą młodego rycerza,ale
już mistrza we władaniu mieczem,ni ma jeszcze jeden atut-konia.Piękne
zwierzę tak ułożone,że czasami uprzedzało myśli swojego pana.Robił a to
unik a to markowane potknięcie które zupełnie dezorientowało mawet
wprawionego w boju przeciwnika.Stało się jasne,że ten pojedynek wygra
młodziutki książę.Gdy zmęczony Litwin robił zwrot,Mikołaj zdążył
podjechać za nim na odległość cięcia,ale nie godziło się ciąć z tyłu więc
poczekał aż husyta ustawi się przodem.Wtedy wykonał cięcie szybkie jak
błyskawica.Niewidoczny ruch nadgarstka i ostrze wylądowało na szyi
Litwina.Znieruchomiał zdziwiony bliskością księcia.Jeszcze próbował
podnieść miecz,lecz ręka znieruchomiała i opadła bezsilnie.Miecz wypadł
mu z ręki i wbił się sztorcem w ziemię.Siłą woli podniósł rękę by zatamować krew,ale były to ruchy bezwiedne.Chwilę jeszcze chwiał się
w siodle,by nagle runąć na ziemię.Walka była skończona.Gromkie hura
wyrwało się ze Śląskich gardeł.
-Dobić heretyków,dować ich sam.Kaj je Bolko-to jego sprawka.
Ale księcia Bolka V-tego który dowodził husytami już nie było.Zrozumiał,że bitwa jest przegrana i razem z bliskimi sobie rycerzami
czmychnął z pola bitwy kierując się na południe by w zbójeckim gnieździe
Runsztajna znaleść schronienie.
Bitwa była rozstrzygnięta.Pojedyncze oddziały odizolowane od siebie
stawiały zacięty opór.Zaciekłość była tak wielka,że nikt nie oczekiwał
i nie dawał pardonu.Straszne to były obrazy kiedy ranni miast modlić się,
jeszcze walczyli między sobą.Straszliwy los spotkał pozostawioną w
bagnach ciężką jazdę husycką.Zostali co do jednego wystrzelani przez
kuszników z Wielopola,Golejowa i Ochojca.Rybniczanie wraz z Żożanami
którzy przybyli z odsieczą w podzięce,że bliskość oddziałów książęcych
zmusiła husytów do odstąpienia od murów ich miasta,obchodzili usłane
trupami pobojowisko i pomagali rozbić ostatnie broniące się oddziały
husytów.
Książę Mikołaj objeżdżał pobojowisko by nagle będąc na zachodnim
stoku Cerekwicy zobaczyć obraz niewiarygodnej nienawiści i męstwa.
Oto chorągiew ciężkiej jazdy husyckiej której przyszło walczyć z piechotą
śląską,tak dalece zapamiętała się w walce,że gdy nie stało inaczej jeźdcy
zeskakiwali z koni i walczyli na pięści i pazury.Jak walczyli tak pozostali
w śmiertelnych uściskach z odgryzionymi uszami,wydłubanymi oczami'
Słońce powoli chyliło się ku zachodowi topiąc się w czerwonej
poświacie mgieł i oparów,tego chłodnego majowego dnia 1433 roku.
Cienie prastarych dębów porastających Cerekwicę wydłużały się obejmując mrokiem pobojowisko.Wszyscy pospołu szlachta,rycerze,
włościanie i zagrodnicy stanęli na szczycie góry,umęczeni,schlapani krwią ale szczęśliwi ze zwycięstwa.Ci twardzi pobożni ludzie,którzy musieli przez ostatnie lata znosić mord,rabunek i poniewieranie świętości teraz ocierali łzy radości.Koniec husytów na naszej ziemi.
-Kościoły splądrowane i z beszczeszczone,a przecież musimy odprawić
mszę świętą.Musimy podziękować Bogu za zwycięstwo.Książę stał w
otoczony ciasnym kołem przez wszystkich którzy tak dzielnie walczyli tego dnia.Tutaj na szczycie tej góry skąd najbliżej nam do Boga i na pamiątkę naszego zwycięstwa,postawimy skromną kapliczkę i poświęcimy
ja ku czci świętego Urbana.Tutaj wielebny odprawi mszę dziękczynną i
tutaj niech po wsze czasy rybniczanie opiekują się tym miejscem i nirch
go czczą w podzięce świętemu Urbanowi,że pozwolił na odnieść to zwycięstwo.Amen.
A teraz chcę wyrazić szczególne uznanie mieszkańcom Rybnika i okolicznych opoli,że tak dzielnie wspierali nas w boju.Dziękuję imć
panu Frysztackiemu burmistrzowi Żor,że przybył wraz ze swoimi mieszczanami wesprzeć nas w walce.Muszę wam jeszcze jedno powiedzieć,oto moją wolą przeniesiecie ciało zamordowanego kapelana
Walentego,który obowiązki kapłańskie wykonując,męczeńską śmiercią
zginął z jego polowego pochówku w Jankowicach na cmentarz w Rybniku.
Na te uroczyste przeniesienie zwłok sam osobiście przyjadę i wszystkich
mieszkańców zapraszam.
Koniec


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz