Zasadzka
Na wschodnim niebie jasno
świeciła gwiazda poranna,a daleko za horyzontem niebo powoli
nabierało barwy jasnoróżowej,delikatnie przechodząc w złotą
poświatę.Gdzieś tam w zaroślach słychać było pierwsze
nieśmiałe popiskiwania budzących się ptaków.Przypominało to
orkiestrę,która przed koncertem stroi instrumenty.Pierwszy ton
podał kos,drugi po słowiku solista.Lękliwe sarny i jelenie
ukradkiem przemykały
do
wodopoju.Przyroda budziła się ze snu.
-No
panowie jesteśmy spóźnieni,głośno powiedział dowodzący Piotr
Polak,wyrywając z odrętwienia tych których monotonne kołysanie w
siodle uśpiło,jak kołyska niemowlę.Zaczyna dnieć,zagrodniki już
się budzą.Zygota do mnie!
-Jestem
hetmanie.
-Mijamy
Kozie Góry,nie warto dla kilku chałup wszczynać alarm.Jeżeli nas
zauważą powiadomią hetmana na zamku,a ten przygotuje obronę.
Pamiętajcie,to jest zamek z załogą i jest dużo
mieszczan.Atakujemy podług planu-jedni objeżdżają z prawej,drudzy
z lewej strony a twoja rola Zygota najwieksza.Popłoch i przerażenie
odbiera siły każdemu. -Już jam im zrobię popłoch,mości
hetmanie.Wiechcie słomy przywiążę psom do ogona,podpalę i
puszczę między strzechy.
-Tylko
spraw się lepiej niż Runsztajn z tym kapelanem.
-Kapelan
nie żyje,klnę się na mój rycerski honor,Runsztajn stał obok i
słyszał rozmowę hetmana z Zygotą.
-Skoro
żyje,to mi go pokaż,ot co.
-Martwy
on,upierał się Jastrząb,reszty nie pojmuję.
Wprawione w zbójeckim rzemiośle
zbiry,sprawnie podzieliły się na oddziały i ze swoimi dowódcami
zniknęli w przepastnych lasach,które okalały Rybnik.I chociaż
szli cicho jako liszka gdy poluje na mysz,to przecież nie
zauważyli,że byli śledzeni.W koronach potężnego buku co rósł
na szczycie najwyższego wzniesienia Kozich Gór,siedział ubrany z
chłopska młody człowiek.Śledził każdy ruch oddziałów Piotra
Polaka.Notował w pamięci,na jakie grupy się podzielili i widać
domyślił się co zamierzają.Ledwie ostatni jeździec zniknął w
gęstwinie,zwinnie jak wiewiórka zsunął się z buku i sobie tylko
wiadomymi ścieżkami pognał w kierunku rybnickiego zamku.
Natarczywe kołatanie do głównej
bramy zamku dudniło po całej okolicy. Wa htowy,którym był stary
Wiktorin,nieufnie spojrzał przez szczelinę.
-Jaki
dioboł robi take larmo po nocy.
-Nie
godej za wiela,jyno gibym budź hetmana-husyty som na Koziech Górach
i podchodzom z trzech stron. Wiktorin otworzył małe drzwi które
były częścią wielkiej bramy.
-Prawisz,że
już som.
-Wczora
byli w Jankowicach,tam ich zejrzoł Wawrzyn,a joch ich wybadoł
dzisiej
jak podchodziyli do Kozich Gór.Budź hetmana i rycerstwo bo czasu je
mało.Wnet cała załoga zamku była na nogach.Hetman,który o
oddziele Piotra Polaka i towarzyszącego mu oddziału Runsztajna
wiedział od ocalałego z pogromu Świerklan chłopa Proćpaka,był
przygotowany do
obrony
Rybnika.Rozkazy były wydane,każdy wiedział co ma robić i jakie
zająć
stanowisko.
-Ty
Georg leć do proboszcza niech zabierze wszystko co wartościowe i
przybywa na zamek.Jan Skorek ma objechać całe miasto,niech wszyscy
którzy potrafią utrzymać w dłoniach kopoczyk,widły lup cepy
stają do obrony miasta.Czeka nas ciężkie zadanie.Książe Mikołaj
jest daleko.
-Dużo
ich naliczyliście-hetman zwrócił się do chłopa który przywiózł
wiadomość.
-Bydzie
ich dziesiyńć razy po rynce,jaśnie panie.Jest też trocha pieszych
kerzy
sie przyplątali do nich.
-Kobiety,dzieci,rogacizna
wyprowadzić w bażoły i lasy na Wawok,szybko,
zachować
ciszę,niech im się zdaje,że nas zaskoczyli.Tego co sam mianował
się hetmanem-Piotra Polaka i Runsztajna zostawcie mnie.Długo
będą
pokutować za zło którego dopuścili się na naszej ziemi.Poślę
ich do książęcego lochu w Raciborzu.
Ale coś mi śię
wydaje,że w 50 ludzi nie będą zdobywać zamku.Chcą wykorzystać
zaskoczenie i złupić co się da,najpewniej kościoły,bo tam jest
złoto.W czterech grupach wyjdziemy z zamku i zaczaimy się na
drogach prowadzących do miasta.-Zagrodnicy z Łony obsadzą wzgórze
nad strumykiem który wpada do Nacyny,ludzi z Zagrodników zaczają
się na Cerekwicy,niech ich przepuszczą,a następnie odetną im
odwrót, ci od strony Żor niech podejdą do Cerekwicy od zachodu,a
ja przyjmę ich o tutaj,obok kościoła Zbawiciela-gdzie spodziewają
się największych łupów.
Bystry
obserwator zobaczyłby ciekawy obrazek-na ciemnych ulicach miasta
panował niezwykły ruch.W ciemnościach jak w sennym widziadle
przesuwały się postacie ciągnąc za sobą leniwe bydło i ospałe
dzieci. Tylko w jednej z chałup było dziwnie cicho,nikt nie
wychodził,nie pędził bydła,a przecież to dom
zagrodnikaWiktorina,który dzisiaj ma służbę na zamkowej
bramie.Cecylia która mijała dom Wiktorina i Weroniki przystanęła
zdziwiona.Czyżby tak głęboko spali-dziwne to.Cecylia jak każda
baba była ciekawa dlaczego nie odpowiadają na alarm.Uwiązała
krowę do płotu i dzieckiem na ręce podeszła do drzwi.
-Weronko
wstowej,husyty som w mieście.Cisza.Ciekawe czamu pyskato zawsze Wera
milczy jak grób.Mocno schylona weszła do izby..Jakaś postać
leżała w poprzek barłogu.Coś tu nie pasowało,próbowała się
wycofać,gdy czyjęś silne ręce złapały ją za gardło.
-Cicho
ani słowa,bo bydzie źle.i z tobą i z dzieckiym.Czuła zimne ostrze
noża
na swoim gardle.Ktoś pchnął ja na barłóg,próbując wyszarpnąć
jej dziecko z rąk.
-Niechej
dziecko a zrobia co chcesz.
-Teroz
to jo nic od ciebie nie chca,jyno leż cicho,a jak byda chcioł to
nie byda pytoł o twoja zgoda.Leż tak jak ta,pokazał na Werę która
skrępowana leżała na barłogu. Leżała i patrzała w oczy
zakneblowanej Weronice.Ten głos nie jest jej obcy,gdzieś go już
słyszała.Kto to jest-uparta myśl nie dawała jej spokoju.Dlaczego
nie staje do obrony miasta,tylko napada bezbronne kobiety.
-No
już za chwilka bydzie tukej mój hetman Piotr Polak-to wielki rycerz
przyszły król Śląska.Stał nad nimi w fanatycznym
uniesieniu.Przystaniecie do nas nic wom nie bydzie,poznocie
prawdziwych chłopów,dotykał obleśnymi zimnymi rękami.Nagle
gwałtownie się wyprostował i podszedł do malutkiego okna.
-Wiktorin
je na zomku,usłyszała szept Weroniki.To je Dratewka,tak go
wołajom-przystoł do husytów.
-Cicho
tam,co to za gdaczynie,przidzie wasz czas to sie wygodocie.
Leżały obok siebie sparaliżowane strachem.Dratewka cały czas stał
przy oknie i nerwowo na coś czekał.Czas dłużył się
niemiłosiernie,drętwiały kości a na dodatek dziecko zaczęło
kwilić,widać głodne.Cecylia delikatnie gładziła je po główce i
delikatnie by prześladowca tego nie zauważył podała mu pierś do
ssania.Uspokoiło się.Cecylia czuła błogą rozkosz
macierzeństwa.Nie pasowało to do grozy chwili ale widać taka jest
potęga natury,że uczucie macierzeństwa odsuwa na bok wszelkie
przeszkody.Cecylia poddała się błogiemu uczuciu i zapadła w
sen.Nie wie jak długo spała,obudził ją straszliwy wrzask,szczęk
żelaza i głośne nawoływania ludzi.Kiedy otworzyła oczy,było już
na tyle jasno,że rozpoznała kontury domów podświetlone łuną
pożaru.Dratewka miał rację
teraz
rozpocznie się mord i grabież.Odruchowo przytuliła do siebie małe
dziecko.W tym dał się słyszeć tętent koni.Dratewka podniecony
wybiegł przed dom witać kompanów,ale widać coś szło nie po jego
myśli,bo wrócił
wyraźnie
zaniepokojony.Za oknem dało się słyszeć komendy wydawane w języku
śląskim.
-Zamknąć
droga odwrotu,nie dować pardonu.Łapać oficyjerów żywcym, do był
głos pomocnika hetmana zameckiego,który żołnierskiego rzemiosła
uczył
się na zamku w Raciborzu.Kobiety już nie leżały lecz siedziały i
obserwowały bieg wydarzeń.Dratewka robił się coraz bardziej
nerwowy, mówił sam do siebie,że on przecież nikomu nie robił
krzywdy,że tylko szukał schronienia razem z niewiastami...Szczęk
broni,kwik koni dowodził
że
husyci zostali zepchnięci do środka miasta.W pewnej chwili Dratewka
spakował swoje rzeczy i troszcząc się o kobiety zniknął.
Zaskoczenie husytów było
kompletne.Pierwszy oddział podchodził
do
kościoła na Górce,gdy nagle z drzew które porastały Cerekwicę
posypał się gad strzał.Dwóch pierwszych spadło z koni,reszta
zaskoczona
zbiła
się w bezładną kupę,rozglądając się za nieprzyjacielem.Husyci
w końcu ustawili szyk chcąc za wszelką cenę dotrzeć do
kościoła,gdzie spodziewali się łupu,ale w tym czasie z za drzew i
krzewów wychyliły się postacie uzbrojone w kosy,sierpy,widły i
cepy a bywało,że długie dębowe koje starczały za broń.Nikt nie
zwracał uwagi,że oto naprzeciw stoi wyćwiczony w boju zbir.Maczugi
i siekiery bębniły po żelaznej zbroi.
-Zasadzka,dał
się słyszeć donośny głos oficera.Wycofać się do środka
miasta,tam spotkamy się z naszymi.Rzeczywiście początkowo
wycofywali się zachowując szyk,ale zaciętość obrońców była
tak duża,że złamała szyk husytów.Obrońcy dawali upust złości,że
ktoś nie pozwala im żyć w pokoju
że
każe im odstępować od świętej wiary,że kradnie i niszczy cały
dobytek.
Smutny
był los niewinnych koni które ranne czekały,by litościwa ręka
skróciła ich cierpienie.
Nie
lepszy los spotkał oddział Zygoty.Wpuszczeni w wąskie uliczki
miasta
które
wiły się między ciasno zabudowanymi domostwami zostali nagle
zaatakowani ze wszystkich stron.Kwik ranionych widłami koni mieszał
się z przkleństwami zaskoczonych husytów.
-Zdrada,panowie
zdrada!To jest pułapka.Gdzie jest Piotr Polak?Gdzie jest
Runsztajn?Zawracamy!
Ale
nie było gdzie zawracać.U wylotu ulicy pokazał się oddział
konnych hetmana zameckiego,który spychał przerażonych husytów w
kierunku placu targowego i rynku.Husyci jeszcze się bronili,jeszcze
stawiali słaby opór,ale popełnili błąd dzieląc się na małe
oddziały.Zawiodło zaskoczenie.
Zdecydowana
postawa mieszczan wsparta oddziałem zbrojnym hetmana na rybnickim
zamku przesądziły o ich klęsce. Spędzeni na malutki plac
usiłowali wszelkimi sposobami dotrzeć do karczmy Świerklaniec,w
której widzieli jedyny ratunek.Okazało się,że i tam byli
obrońcyRybnika.Co który husyta pokazał się ponad parapetem okna
dostawał cios toporem albo pchnięcie piką i spadał pod nogi
tłumu, który gęstniał,bo wiadomość o tym,że husyci wpadli w
zasadzkę błyskawicznie rozniosła sie po okolicy
i
kto żył biegł,by przyłożyć rękę do zwycięstwa.Bywało,że
ściągnięty z konia wojak rozrywany był przez tłum na
strzępy.Nienawiść do husytów w księstwie Raciborskim była
ogromna,proporcjonalna do pobożności ludu tej ziemi.Nagle na
samym końcu ulicy która wiodła w kierunku Żor ukazał się sam
hetman Wilhelm z oddziałem konnych.Tłum rozstąpił się
wpuszczając śląskich rycerzy prosto na przerażonych husytów.Stali
naprzeciw siebie-zdziesiątkowany oddział zdrajców spod znaku
rycerza Runsztajna zwanego powszechnie Jastrzębiem,polskich kacerzy
Piotra Polaka i grupa rodowitych Czechów-husytów.Ci którzy nie tak
dawno mienili się panami życia i śmierci teraz jeden przez
drugiego rzucali broń,mając nadzieję,że to uchroni ich od kary.
Hetman Wilhelm wysunął się do przodu i głośno powiedział: -Kto
jest oficerem niech wysunie sie do przodu. -Ja,odezwał się
pokrwawiony Kacper.-Tylko jeden?Takiego tomacie hetmana,który mieni
się zostać królem Śląska,czmychnął przede mną jak szarak.A
widzieliście drugiego arcy diabła jak uciekał w kierunku swojego
zbójeckiego gniazda Jastrzębia? Zostawiając was na pastwę.Dobrzy
on i są gdy przychodzi mordować i grabić bezbronnych
księży,zakonników i rabować mienie.A wiele sadyb puszczonych z
dymem,od choćby niedalekie Bijasowice,To kundle są nie rycerze.
-Odpowiadać
mi tu zaraz ,bo inaczej będziecie odpowiadać rozciągnięci na
kole,na placu zamkowym.To wy spaliliście Bijasowice?
-Jużci,że
my panie-przyznał z pochyloną głową Kacper.
-A
kto naszego wielebnego kapelana Walentego pohańbił i zamordował?
Ta wiadomość poraziła husytów,nie liczyli,że ktokolwiek był
świadkiem mordu i znęcania się na kapłanem.Wiedzieli,że za to
czeka ich nie tylko śmierć,ale i okrutne męki.Więc jeden przez
drugiego zaczęli spychać winę
na
nieobecnych.
-To
nie nasza sprawa,panie.To Jastrząb ze swoimi kompanami puścili z
dymem Bijasowice i księdza posiekli.
Teraz
dopiero straszna wiadomość o śmierci lubianego kapłana dotarła
do wszystkich mieszkańców.Pomruk gniewu i oburzenia był jedyną
odpowiedzią na straszna miadomość.
-My
panie proste żołnierze,wykonujemy rozkazy naszego hetmana.
-Jakiego
hetmana.Samozwańca,diabła w ludzkiej skórze.A kto was prosił do
Rybnika?Po co zadajecie tyle bólu i cierpienia.Tyle hańby,krwi i
łez. Niech wszyscy zagrodnicy,kmiecie-chłopy i baby wiedzą co ich
czeka gdy
podniosą
rękę na naszą świętą wiarę i życie.A tych którzy są naszymi
a przystali do husytów oprawi kat.
Nagle
z tłumu wysunęła się Cecylia,z dzieckiem na ręce.
-Hetmanie
w mieście je ukryty husyta,wołajom go Dratewka.Mie wiyńziył
i
Weronika tysz,stała i pokazała ręce Weroniki ,całe w pręgach po
sznurze którym była związana,
-Dratewka,tyn
z karczmy,krzyknął ktoś z tłumu.Dować go sam. Poszukiwania
Dratewki nie dały żadnego rezultatu,zaginął bez śladu w
przepastnych lasach,które ciągnęły się aż do samego
Jastrzębia,gniazda okrutnego Runsztajna.
Na
rynku obok drewnianego ratusza rosły prastare lipy,które ocieniały
cały plac,a wiosną rozsiewały upojną woń,która przyciągała
owady,a szczególnie pszczoły,które pracowicie napełniały plastry
bartników przednim miodem.To tutaj hetman Wilhelm wyznaczył miejsce
kaźni,dla tych którzy znaczyli swoją drogę łzami i krwią
niewinnych mieszkańców Śląska.Teraz wisieli uwiązani do
potężnych konarów lip.Kompany zamozwańczego hetmana Piotra Polaka
i znanego z dużego okrucieństwa rycerza Runsztajna zwanego
Jastrzębiem.Cały rynek i okoliczne ulica zapełnili się
mieszkańcami Rybnika i okolicznych opoli. Wszyscy chcieli na własne
oczy widzieć męki i śmierć tych którzy siali przerażenie i
śmierć.Teraz obnażeni do pasa wisieli uwiązani za ręce i huśtali
się kołysani przez wiatr.Żaden nie prosił o łaskę;wiedzieli,że
sami jej nie dawali więc i jej nie doświadczą. Na ogromnym siwym
koniu nadjechał hetman zamecki Wilhelm który w imieniu księcia
Mikołaja świętował zwycięstwo.Na jego znak kat przystąpił do
swojej roboty.Katem był Proćpak,chłop za Świerklan dzięki
któremu Rybniczanie zdążyli przygotować obronę.Śmierć była
jedynym wybawieniem od strasznych tortur jakich
doświadczali.Nikt-nawet kobiety i dzieci nie odwracały twarzy.Taką
nienawiść wzbudzali husyci,że nawet legendarne pogromy tatarskie
schodziły na plan dalszy.W straszną ciszę nagle wdarł się krzyk
jednego z wiszących husytów.
-Pomsty,pomsty,pomsty!Przyjdom
tu nasi a wtedy nikt z wos nie obstanie.
Makabryczny
spektakl osiągnął szczyt gdy pachołki miejskie pod wiszących na
znosili suchy chrust a kat dokonał jego podpalenia. Gdy sznury na
których wisieli zajął ogień,spadali jak dojrzałe gruszki
wzniecając tumany iskier.
-Tym
razem jesteśmy górą,hetman zwrócił się do przybocznego
dragona.Zaraza ogarnia cały Śląsk-jedyna nadzieja w naszym
księciu, który szykuje się do rozprawy z tymi heretykami. Ludzie
syci wrażeń rozchodzili się do swoich domostw,dziękując Bogu,że
tym razem oszczędził ich dobytek a samych pozostawił przy życiu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz