środa, 7 października 2015

Szlej - Rozdział 6 - Zasadzka

Zasadzka

Na wschodnim niebie jasno świeciła gwiazda poranna,a daleko za horyzontem niebo powoli nabierało barwy jasnoróżowej,delikatnie przechodząc w złotą poświatę.Gdzieś tam w zaroślach słychać było pierwsze nieśmiałe popiskiwania budzących się ptaków.Przypominało to orkiestrę,która przed koncertem stroi instrumenty.Pierwszy ton podał kos,drugi po słowiku solista.Lękliwe sarny i jelenie ukradkiem przemykały
do wodopoju.Przyroda budziła się ze snu.
-No panowie jesteśmy spóźnieni,głośno powiedział dowodzący Piotr Polak,wyrywając z odrętwienia tych których monotonne kołysanie w siodle uśpiło,jak kołyska niemowlę.Zaczyna dnieć,zagrodniki już się budzą.Zygota do mnie!
-Jestem hetmanie.
-Mijamy Kozie Góry,nie warto dla kilku chałup wszczynać alarm.Jeżeli nas zauważą powiadomią hetmana na zamku,a ten przygotuje obronę. Pamiętajcie,to jest zamek z załogą i jest dużo mieszczan.Atakujemy podług planu-jedni objeżdżają z prawej,drudzy z lewej strony a twoja rola Zygota najwieksza.Popłoch i przerażenie odbiera siły każdemu. -Już jam im zrobię popłoch,mości hetmanie.Wiechcie słomy przywiążę psom do ogona,podpalę i puszczę między strzechy.
-Tylko spraw się lepiej niż Runsztajn z tym kapelanem.
-Kapelan nie żyje,klnę się na mój rycerski honor,Runsztajn stał obok i słyszał rozmowę hetmana z Zygotą.
-Skoro żyje,to mi go pokaż,ot co.
-Martwy on,upierał się Jastrząb,reszty nie pojmuję.
Wprawione w zbójeckim rzemiośle zbiry,sprawnie podzieliły się na oddziały i ze swoimi dowódcami zniknęli w przepastnych lasach,które okalały Rybnik.I chociaż szli cicho jako liszka gdy poluje na mysz,to przecież nie zauważyli,że byli śledzeni.W koronach potężnego buku co rósł na szczycie najwyższego wzniesienia Kozich Gór,siedział ubrany z chłopska młody człowiek.Śledził każdy ruch oddziałów Piotra Polaka.Notował w pamięci,na jakie grupy się podzielili i widać domyślił się co zamierzają.Ledwie ostatni jeździec zniknął w gęstwinie,zwinnie jak wiewiórka zsunął się z buku i sobie tylko wiadomymi ścieżkami pognał w kierunku rybnickiego zamku.
Natarczywe kołatanie do głównej bramy zamku dudniło po całej okolicy. Wa htowy,którym był stary Wiktorin,nieufnie spojrzał przez szczelinę.
-Jaki dioboł robi take larmo po nocy.
-Nie godej za wiela,jyno gibym budź hetmana-husyty som na Koziech Górach i podchodzom z trzech stron. Wiktorin otworzył małe drzwi które były częścią wielkiej bramy.
-Prawisz,że już som.
-Wczora byli w Jankowicach,tam ich zejrzoł Wawrzyn,a joch ich wybadoł
dzisiej jak podchodziyli do Kozich Gór.Budź hetmana i rycerstwo bo czasu je mało.Wnet cała załoga zamku była na nogach.Hetman,który o oddziele Piotra Polaka i towarzyszącego mu oddziału Runsztajna wiedział od ocalałego z pogromu Świerklan chłopa Proćpaka,był przygotowany do
obrony Rybnika.Rozkazy były wydane,każdy wiedział co ma robić i jakie
zająć stanowisko.
-Ty Georg leć do proboszcza niech zabierze wszystko co wartościowe i przybywa na zamek.Jan Skorek ma objechać całe miasto,niech wszyscy którzy potrafią utrzymać w dłoniach kopoczyk,widły lup cepy stają do obrony miasta.Czeka nas ciężkie zadanie.Książe Mikołaj jest daleko.
-Dużo ich naliczyliście-hetman zwrócił się do chłopa który przywiózł wiadomość.
-Bydzie ich dziesiyńć razy po rynce,jaśnie panie.Jest też trocha pieszych
kerzy sie przyplątali do nich.
-Kobiety,dzieci,rogacizna wyprowadzić w bażoły i lasy na Wawok,szybko,
zachować ciszę,niech im się zdaje,że nas zaskoczyli.Tego co sam mianował się hetmanem-Piotra Polaka i Runsztajna zostawcie mnie.Długo
będą pokutować za zło którego dopuścili się na naszej ziemi.Poślę ich do książęcego lochu w Raciborzu.
Ale coś mi śię wydaje,że w 50 ludzi nie będą zdobywać zamku.Chcą wykorzystać zaskoczenie i złupić co się da,najpewniej kościoły,bo tam jest złoto.W czterech grupach wyjdziemy z zamku i zaczaimy się na drogach prowadzących do miasta.-Zagrodnicy z Łony obsadzą wzgórze nad strumykiem który wpada do Nacyny,ludzi z Zagrodników zaczają się na Cerekwicy,niech ich przepuszczą,a następnie odetną im odwrót, ci od strony Żor niech podejdą do Cerekwicy od zachodu,a ja przyjmę ich o tutaj,obok kościoła Zbawiciela-gdzie spodziewają się największych łupów.
Bystry obserwator zobaczyłby ciekawy obrazek-na ciemnych ulicach miasta panował niezwykły ruch.W ciemnościach jak w sennym widziadle przesuwały się postacie ciągnąc za sobą leniwe bydło i ospałe dzieci. Tylko w jednej z chałup było dziwnie cicho,nikt nie wychodził,nie pędził bydła,a przecież to dom zagrodnikaWiktorina,który dzisiaj ma służbę na zamkowej bramie.Cecylia która mijała dom Wiktorina i Weroniki przystanęła zdziwiona.Czyżby tak głęboko spali-dziwne to.Cecylia jak każda baba była ciekawa dlaczego nie odpowiadają na alarm.Uwiązała krowę do płotu i dzieckiem na ręce podeszła do drzwi.
-Weronko wstowej,husyty som w mieście.Cisza.Ciekawe czamu pyskato zawsze Wera milczy jak grób.Mocno schylona weszła do izby..Jakaś postać leżała w poprzek barłogu.Coś tu nie pasowało,próbowała się wycofać,gdy czyjęś silne ręce złapały ją za gardło.
-Cicho ani słowa,bo bydzie źle.i z tobą i z dzieckiym.Czuła zimne ostrze
noża na swoim gardle.Ktoś pchnął ja na barłóg,próbując wyszarpnąć jej dziecko z rąk.
-Niechej dziecko a zrobia co chcesz.
-Teroz to jo nic od ciebie nie chca,jyno leż cicho,a jak byda chcioł to nie byda pytoł o twoja zgoda.Leż tak jak ta,pokazał na Werę która skrępowana leżała na barłogu. Leżała i patrzała w oczy zakneblowanej Weronice.Ten głos nie jest jej obcy,gdzieś go już słyszała.Kto to jest-uparta myśl nie dawała jej spokoju.Dlaczego nie staje do obrony miasta,tylko napada bezbronne kobiety.
-No już za chwilka bydzie tukej mój hetman Piotr Polak-to wielki rycerz przyszły król Śląska.Stał nad nimi w fanatycznym uniesieniu.Przystaniecie do nas nic wom nie bydzie,poznocie prawdziwych chłopów,dotykał obleśnymi zimnymi rękami.Nagle gwałtownie się wyprostował i podszedł do malutkiego okna.
-Wiktorin je na zomku,usłyszała szept Weroniki.To je Dratewka,tak go wołajom-przystoł do husytów.
-Cicho tam,co to za gdaczynie,przidzie wasz czas to sie wygodocie. Leżały obok siebie sparaliżowane strachem.Dratewka cały czas stał przy oknie i nerwowo na coś czekał.Czas dłużył się niemiłosiernie,drętwiały kości a na dodatek dziecko zaczęło kwilić,widać głodne.Cecylia delikatnie gładziła je po główce i delikatnie by prześladowca tego nie zauważył podała mu pierś do ssania.Uspokoiło się.Cecylia czuła błogą rozkosz macierzeństwa.Nie pasowało to do grozy chwili ale widać taka jest potęga natury,że uczucie macierzeństwa odsuwa na bok wszelkie przeszkody.Cecylia poddała się błogiemu uczuciu i zapadła w sen.Nie wie jak długo spała,obudził ją straszliwy wrzask,szczęk żelaza i głośne nawoływania ludzi.Kiedy otworzyła oczy,było już na tyle jasno,że rozpoznała kontury domów podświetlone łuną pożaru.Dratewka miał rację
teraz rozpocznie się mord i grabież.Odruchowo przytuliła do siebie małe dziecko.W tym dał się słyszeć tętent koni.Dratewka podniecony wybiegł przed dom witać kompanów,ale widać coś szło nie po jego myśli,bo wrócił
wyraźnie zaniepokojony.Za oknem dało się słyszeć komendy wydawane w języku śląskim.
-Zamknąć droga odwrotu,nie dować pardonu.Łapać oficyjerów żywcym, do był głos pomocnika hetmana zameckiego,który żołnierskiego rzemiosła
uczył się na zamku w Raciborzu.Kobiety już nie leżały lecz siedziały i obserwowały bieg wydarzeń.Dratewka robił się coraz bardziej nerwowy, mówił sam do siebie,że on przecież nikomu nie robił krzywdy,że tylko szukał schronienia razem z niewiastami...Szczęk broni,kwik koni dowodził
że husyci zostali zepchnięci do środka miasta.W pewnej chwili Dratewka spakował swoje rzeczy i troszcząc się o kobiety zniknął.
Zaskoczenie husytów było kompletne.Pierwszy oddział podchodził
do kościoła na Górce,gdy nagle z drzew które porastały Cerekwicę posypał się gad strzał.Dwóch pierwszych spadło z koni,reszta zaskoczona
zbiła się w bezładną kupę,rozglądając się za nieprzyjacielem.Husyci w końcu ustawili szyk chcąc za wszelką cenę dotrzeć do kościoła,gdzie spodziewali się łupu,ale w tym czasie z za drzew i krzewów wychyliły się postacie uzbrojone w kosy,sierpy,widły i cepy a bywało,że długie dębowe koje starczały za broń.Nikt nie zwracał uwagi,że oto naprzeciw stoi wyćwiczony w boju zbir.Maczugi i siekiery bębniły po żelaznej zbroi.
-Zasadzka,dał się słyszeć donośny głos oficera.Wycofać się do środka miasta,tam spotkamy się z naszymi.Rzeczywiście początkowo wycofywali się zachowując szyk,ale zaciętość obrońców była tak duża,że złamała szyk husytów.Obrońcy dawali upust złości,że ktoś nie pozwala im żyć w pokoju
że każe im odstępować od świętej wiary,że kradnie i niszczy cały dobytek.
Smutny był los niewinnych koni które ranne czekały,by litościwa ręka skróciła ich cierpienie.
Nie lepszy los spotkał oddział Zygoty.Wpuszczeni w wąskie uliczki miasta
które wiły się między ciasno zabudowanymi domostwami zostali nagle zaatakowani ze wszystkich stron.Kwik ranionych widłami koni mieszał się z przkleństwami zaskoczonych husytów.
-Zdrada,panowie zdrada!To jest pułapka.Gdzie jest Piotr Polak?Gdzie jest
Runsztajn?Zawracamy!
Ale nie było gdzie zawracać.U wylotu ulicy pokazał się oddział konnych hetmana zameckiego,który spychał przerażonych husytów w kierunku placu targowego i rynku.Husyci jeszcze się bronili,jeszcze stawiali słaby opór,ale popełnili błąd dzieląc się na małe oddziały.Zawiodło zaskoczenie.
Zdecydowana postawa mieszczan wsparta oddziałem zbrojnym hetmana na rybnickim zamku przesądziły o ich klęsce. Spędzeni na malutki plac usiłowali wszelkimi sposobami dotrzeć do karczmy Świerklaniec,w której widzieli jedyny ratunek.Okazało się,że i tam byli obrońcyRybnika.Co który husyta pokazał się ponad parapetem okna dostawał cios toporem albo pchnięcie piką i spadał pod nogi tłumu, który gęstniał,bo wiadomość o tym,że husyci wpadli w zasadzkę błyskawicznie rozniosła sie po okolicy
i kto żył biegł,by przyłożyć rękę do zwycięstwa.Bywało,że ściągnięty z konia wojak rozrywany był przez tłum na strzępy.Nienawiść do husytów w księstwie Raciborskim była ogromna,proporcjonalna do pobożności ludu tej ziemi.Nagle na samym końcu ulicy która wiodła w kierunku Żor ukazał się sam hetman Wilhelm z oddziałem konnych.Tłum rozstąpił się wpuszczając śląskich rycerzy prosto na przerażonych husytów.Stali naprzeciw siebie-zdziesiątkowany oddział zdrajców spod znaku rycerza Runsztajna zwanego powszechnie Jastrzębiem,polskich kacerzy Piotra Polaka i grupa rodowitych Czechów-husytów.Ci którzy nie tak dawno mienili się panami życia i śmierci teraz jeden przez drugiego rzucali broń,mając nadzieję,że to uchroni ich od kary. Hetman Wilhelm wysunął się do przodu i głośno powiedział: -Kto jest oficerem niech wysunie sie do przodu. -Ja,odezwał się pokrwawiony Kacper.-Tylko jeden?Takiego tomacie hetmana,który mieni się zostać królem Śląska,czmychnął przede mną jak szarak.A widzieliście drugiego arcy diabła jak uciekał w kierunku swojego zbójeckiego gniazda Jastrzębia? Zostawiając was na pastwę.Dobrzy on i są gdy przychodzi mordować i grabić bezbronnych księży,zakonników i rabować mienie.A wiele sadyb puszczonych z dymem,od choćby niedalekie Bijasowice,To kundle są nie rycerze.
-Odpowiadać mi tu zaraz ,bo inaczej będziecie odpowiadać rozciągnięci na kole,na placu zamkowym.To wy spaliliście Bijasowice?
-Jużci,że my panie-przyznał z pochyloną głową Kacper.
-A kto naszego wielebnego kapelana Walentego pohańbił i zamordował? Ta wiadomość poraziła husytów,nie liczyli,że ktokolwiek był świadkiem mordu i znęcania się na kapłanem.Wiedzieli,że za to czeka ich nie tylko śmierć,ale i okrutne męki.Więc jeden przez drugiego zaczęli spychać winę
na nieobecnych.
-To nie nasza sprawa,panie.To Jastrząb ze swoimi kompanami puścili z dymem Bijasowice i księdza posiekli.
Teraz dopiero straszna wiadomość o śmierci lubianego kapłana dotarła do wszystkich mieszkańców.Pomruk gniewu i oburzenia był jedyną odpowiedzią na straszna miadomość.
-My panie proste żołnierze,wykonujemy rozkazy naszego hetmana.
-Jakiego hetmana.Samozwańca,diabła w ludzkiej skórze.A kto was prosił do Rybnika?Po co zadajecie tyle bólu i cierpienia.Tyle hańby,krwi i łez. Niech wszyscy zagrodnicy,kmiecie-chłopy i baby wiedzą co ich czeka gdy
podniosą rękę na naszą świętą wiarę i życie.A tych którzy są naszymi a przystali do husytów oprawi kat.
Nagle z tłumu wysunęła się Cecylia,z dzieckiem na ręce.
-Hetmanie w mieście je ukryty husyta,wołajom go Dratewka.Mie wiyńziył
i Weronika tysz,stała i pokazała ręce Weroniki ,całe w pręgach po sznurze którym była związana,
-Dratewka,tyn z karczmy,krzyknął ktoś z tłumu.Dować go sam. Poszukiwania Dratewki nie dały żadnego rezultatu,zaginął bez śladu w przepastnych lasach,które ciągnęły się aż do samego Jastrzębia,gniazda okrutnego Runsztajna.
Na rynku obok drewnianego ratusza rosły prastare lipy,które ocieniały cały plac,a wiosną rozsiewały upojną woń,która przyciągała owady,a szczególnie pszczoły,które pracowicie napełniały plastry bartników przednim miodem.To tutaj hetman Wilhelm wyznaczył miejsce kaźni,dla tych którzy znaczyli swoją drogę łzami i krwią niewinnych mieszkańców Śląska.Teraz wisieli uwiązani do potężnych konarów lip.Kompany zamozwańczego hetmana Piotra Polaka i znanego z dużego okrucieństwa rycerza Runsztajna zwanego Jastrzębiem.Cały rynek i okoliczne ulica zapełnili się mieszkańcami Rybnika i okolicznych opoli. Wszyscy chcieli na własne oczy widzieć męki i śmierć tych którzy siali przerażenie i śmierć.Teraz obnażeni do pasa wisieli uwiązani za ręce i huśtali się kołysani przez wiatr.Żaden nie prosił o łaskę;wiedzieli,że sami jej nie dawali więc i jej nie doświadczą. Na ogromnym siwym koniu nadjechał hetman zamecki Wilhelm który w imieniu księcia Mikołaja świętował zwycięstwo.Na jego znak kat przystąpił do swojej roboty.Katem był Proćpak,chłop za Świerklan dzięki któremu Rybniczanie zdążyli przygotować obronę.Śmierć była jedynym wybawieniem od strasznych tortur jakich doświadczali.Nikt-nawet kobiety i dzieci nie odwracały twarzy.Taką nienawiść wzbudzali husyci,że nawet legendarne pogromy tatarskie schodziły na plan dalszy.W straszną ciszę nagle wdarł się krzyk jednego z wiszących husytów.
-Pomsty,pomsty,pomsty!Przyjdom tu nasi a wtedy nikt z wos nie obstanie.
Makabryczny spektakl osiągnął szczyt gdy pachołki miejskie pod wiszących na znosili suchy chrust a kat dokonał jego podpalenia. Gdy sznury na których wisieli zajął ogień,spadali jak dojrzałe gruszki wzniecając tumany iskier.

-Tym razem jesteśmy górą,hetman zwrócił się do przybocznego dragona.Zaraza ogarnia cały Śląsk-jedyna nadzieja w naszym księciu, który szykuje się do rozprawy z tymi heretykami. Ludzie syci wrażeń rozchodzili się do swoich domostw,dziękując Bogu,że tym razem oszczędził ich dobytek a samych pozostawił przy życiu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz