Z
e m s t a
Na spienionym koniu jechał
traktem z Wodzisławia do Raciborza
ubrany
na czarno jeździec.Widać było,że koń dobywał resztek sił
utykając
na
jedną nogę.W pewnym momencie koń potknął się mało nie
zrzuciwszy
jeźdźca.Konny
zeskoczył i podszedł do małej drewnianej chatki z boku
której
dobudowana była kuźnia.Chata mieściła się na rozstaju dróg
które
biegły
jedna do osady Pszów,druga do samego Raciborza tonęła w gęstym
lesie.Jeździec
walił pięściami w zaryglowane od środka drzwi.
-Jest
tam kto,krzyczał.Otwieraj bo do księcia Mikołaja zdążam z
ważnymi
wiadomościami.
-A
skond mom wierzyć,że do ksiyńcia,z za drzwi słychać było męski
głos.
-Książęcy
rycerz nie bój się,otwieraj.Pomożesz to nagroda cię nie minie.
Dało
się słyszeć trzask odsuwanej zasuwy i w drzwiach ukazał się
rosły
chłop
z kudłatą głową i żelaznymi cęgami w dłoni.
-Dyć
panie nie dziwujcie sie,że sie boja.Co chwila inszy klupie,a kożdy
wożny;jedyn
od Korybuta,inszy od Puchały a przed chwilkom to byli
tukej
ludzie od samego księcia Bolesława.
-Prawisz,że
książęcy jechali tutaj przed chwilą?
-Juści
panie,ale byli z nimi ludzie od Raczka.
-Słuchaj
chłopie,konia mam zdrożonego i potrzebuję zmiany.
-Kej
u mnie panie koni ni ma,były dwa ale baba z cerom pojechały do
Pszowa
bo tam je bezpieczniyj.
-Daleko
do tego twojego Pszowa?
-Niedaleko
panie ,cza skryncić w lewo,przejechać lasek,skryncić w prawo,
przejechać
Nacynka i już sie je.Piechotom bydzie panie szykownych pora
zdrowasiek.
-Jak
cię zowią?
-Janik
Sobol,panie.
-Posłuchaj
Janiku.Pójdziesz do tego Pszowa,przyprowadzisz jenego z twoich
koni,byle był zdatny do drogi,a ja ci zostawię mojego ogiera który
jest
zdrożony ale to koń przedniej krwi,pamiętaj.Janik spojrzał na
rumaka
uwiązanego
do płotu i w mig zorientował się,że to jest nie byle jakie
zwierzę.
Za
nim chłop przyprowadził konia a właściwie szkapę,której jedyną
zaletą
było,że
żyje,rycerz rozkulbaczył swojego ogiera,pozwalając mu się paść
na
łące a sam odpoczywał pod rozłożystą lipą.
-Masz
tu talara Janiku,a o mojego konia dbaj,bo to szlachetne zwierzę,
pochodzi
od dowódcy hazaru tatarskiego,który oblegał Racibórz.
Rycerz
dosiadł szkapy i zniknął za zakrętem drogi,gdy kowal gwizdnął
na
palcach a w podłodze otworzyła się klapa,z której wyszło trzech
chłopów
ubrudzonych ziemią.
-Ha
ha ha,na tej habecie daleko nie zajedzie,ani do Syryni,dyć ona jyno
dlo
tego ruszała szłapami,bo dostała skopek piwa i je naprano.A poiydz
mi
Iżi,ci w pywnicu żyją-Żyjom,co by mieli nie żyć.Kowol je
uwionzany,
a
baby leżom bo som spite piwymTrza było tego rycerza pyrlikym bez
łeb
piznąć,to isto wpadło by nom trocha dukatów.Żywy może nom
napytać biydy.
-Niy
miej strachu,wszystko idzie ku dobrymu.Rycerz myśli,że jo je kowol
wierny
poddany księńcia Mikołaja.Jak go nasi nie za szlachtujom to isto
pudzie
z Mikołajym na wojaczka.Padajom pod Glywicami,Rybnikym,
Pszczynom
som nasi.Oblygajom Żory.Isto se użyjom.
-Kaj
som te prawowierne husyty,nie wiela użyjom,beztusz jo wola som
prowadzić
wojna,na własny użytek ale na rachunek tego Prokopa.
Dziwejcie
sie miast zdobywać miasto i dostować kamiyniami po łepie,
a
jak mosz pecha to ci kidnom kibel gówiyń na gowa,wola zdobyć
chałupa
z
cołkim dobytkiym,żarciym i babami.
-Moż
prawie;a jake som chyntne do tej roboty szczególnie jak poczujom
nóż
na hyrtoniu.
-Nóz
niy nóż kożdo je hyntno.Wiela z nich jyno sie boi grzychu,a jak z
nich
zdyjmiesz tyn strach to kożdo sie parzy ani koty w marcu.
-Dobrze
godosz.take one som,jyno wolom co by ich nikt nie widzioł przi
tej
robocie.Wele Legnicy naszli my piyńć szumnych bab,była miyndzy
nimi paniczka wielkigo rodu.Co to było lamyncynio a ślimtanio,jyno
jak
kero
znolozła sie w inszej izbie,tak co jom nie widziały zaroz przestała
lamyncić
a nodstawiała,że hej.A ta pniczka to aże prosiyła-Iżyczku
jeszcze
trocha,jeszcze...się
przechwalał a już za jego plecami stało trzech konnych.
Zorientował
się,że ktoś obcy mu się przygląda,bo zniżył głos i powoli
odwracał
głowę i zamarł.Poznał swojego dowódcę-wyrhniego Wadislawa.
Husyta,przeciwnik
papieża i wiary ale i przeciwnik wszelkiej rozpusty.
-No
Iżi znalazłem cię,zdradziłeś naszą sprawę.Gwałty czynisz a
zła sława
spływa
na husytów.Nadszedł wasz kres i twój Janiku.Niech no któryś
wejdzie
do środka i zobaczy ilu tam pokrzywdzonych.
-Litości
mości Wladislawie,żodnego trupa-to mówiąc próbował ciałem
zasłonić
wejście do domu.
-Związać
go i pozostałych też.Niech który zajrzy do piwnicy.
Po
chwili żołnierze wytaszczyli na światło dzienne wytarzanego w
ziemi
kowala
i dwie półnagie pijane kobiety.
-To
ladacznice,pijane jak świnie-krzyczał Iżyk.
-Prawda
to?zwrócił się Wladislaw do kowala.
-Panoczku
dyć to je moja baba i cera-na siyła wlywali w nie gorzołka a
po
tym na moich oczach...kowal sie rozpłakał.
-Nie
kończ kowolu,tego nie godzi się słuchać.Powiesić wszystkich,o
tam
na
lipie-wskazał na drzewo,pod którym nie tak dawno odpoczywał rycerz
księcia
Mikołaja.
-Wladislawie,powiem
ważną rzecz,ale daruj mi żcie.
-Nie
daruję,a ty wyśpiewasz wszystko jak na spowiedzi,jak ci pachołek
wsadzi
do rzici rozpalone żelazo.
-Ale
darujcie mi życie-krzyczał przerażony Iżyk.
Na
znak dany przez Wladislawa,pachołki zaciągnęli wszystkich pod
lipę.
Tamtych
wieszali,a Iżyka postawili przodem do pnia,tak jak by chciał go
objąć
rękami.Ciasno związali mu ręce.Skamlał jak skopany pies gdy
pachołek
rozpalał na kowalskim ognisku kawał żelaznego pręta.Gdy pręt
rozpalił
się do czerwoności Wladislaw osobiście włożył go w odbyt
nieszczęśnika.Ryk
bólu mieszał się ze smrodem palonego ciała.
-Panie
wszystko powiem.Litości!
Wladislaw
odstąpił od skazańca i wręczył pręt kowalowi.
-Tobie
go zostawiam kowalu.Wiesz co z nim zrobić.
-Oj
wiem panie,wiem.Szłapy mu podkuja podkowami,te jego instrumynta
uzmaża
na ogniu.Bydzie żałowoł,że sie urodziył.
-No
to ci go zostawiam,a ci ,wskazał na wisielców niech wiszą ku
przestrodze
dla nnych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz