środa, 7 października 2015

Szalej - Rozdział 10 - Zemska

Z e m s t a


Na spienionym koniu jechał traktem z Wodzisławia do Raciborza
ubrany na czarno jeździec.Widać było,że koń dobywał resztek sił utykając
na jedną nogę.W pewnym momencie koń potknął się mało nie zrzuciwszy
jeźdźca.Konny zeskoczył i podszedł do małej drewnianej chatki z boku
której dobudowana była kuźnia.Chata mieściła się na rozstaju dróg które
biegły jedna do osady Pszów,druga do samego Raciborza tonęła w gęstym
lesie.Jeździec walił pięściami w zaryglowane od środka drzwi.
-Jest tam kto,krzyczał.Otwieraj bo do księcia Mikołaja zdążam z ważnymi
wiadomościami.
-A skond mom wierzyć,że do ksiyńcia,z za drzwi słychać było męski głos.
-Książęcy rycerz nie bój się,otwieraj.Pomożesz to nagroda cię nie minie.
Dało się słyszeć trzask odsuwanej zasuwy i w drzwiach ukazał się rosły
chłop z kudłatą głową i żelaznymi cęgami w dłoni.
-Dyć panie nie dziwujcie sie,że sie boja.Co chwila inszy klupie,a kożdy
wożny;jedyn od Korybuta,inszy od Puchały a przed chwilkom to byli
tukej ludzie od samego księcia Bolesława.
-Prawisz,że książęcy jechali tutaj przed chwilą?
-Juści panie,ale byli z nimi ludzie od Raczka.
-Słuchaj chłopie,konia mam zdrożonego i potrzebuję zmiany.
-Kej u mnie panie koni ni ma,były dwa ale baba z cerom pojechały do
Pszowa bo tam je bezpieczniyj.
-Daleko do tego twojego Pszowa?
-Niedaleko panie ,cza skryncić w lewo,przejechać lasek,skryncić w prawo,
przejechać Nacynka i już sie je.Piechotom bydzie panie szykownych pora zdrowasiek.
-Jak cię zowią?
-Janik Sobol,panie.
-Posłuchaj Janiku.Pójdziesz do tego Pszowa,przyprowadzisz jenego z twoich koni,byle był zdatny do drogi,a ja ci zostawię mojego ogiera który
jest zdrożony ale to koń przedniej krwi,pamiętaj.Janik spojrzał na rumaka
uwiązanego do płotu i w mig zorientował się,że to jest nie byle jakie
zwierzę.
Za nim chłop przyprowadził konia a właściwie szkapę,której jedyną zaletą
było,że żyje,rycerz rozkulbaczył swojego ogiera,pozwalając mu się paść
na łące a sam odpoczywał pod rozłożystą lipą.
-Masz tu talara Janiku,a o mojego konia dbaj,bo to szlachetne zwierzę,
pochodzi od dowódcy hazaru tatarskiego,który oblegał Racibórz.
Rycerz dosiadł szkapy i zniknął za zakrętem drogi,gdy kowal gwizdnął
na palcach a w podłodze otworzyła się klapa,z której wyszło trzech
chłopów ubrudzonych ziemią.
-Ha ha ha,na tej habecie daleko nie zajedzie,ani do Syryni,dyć ona jyno
dlo tego ruszała szłapami,bo dostała skopek piwa i je naprano.A poiydz
mi Iżi,ci w pywnicu żyją-Żyjom,co by mieli nie żyć.Kowol je uwionzany,
a baby leżom bo som spite piwymTrza było tego rycerza pyrlikym bez
łeb piznąć,to isto wpadło by nom trocha dukatów.Żywy może nom napytać biydy.
-Niy miej strachu,wszystko idzie ku dobrymu.Rycerz myśli,że jo je kowol
wierny poddany księńcia Mikołaja.Jak go nasi nie za szlachtujom to isto
pudzie z Mikołajym na wojaczka.Padajom pod Glywicami,Rybnikym,
Pszczynom som nasi.Oblygajom Żory.Isto se użyjom.
-Kaj som te prawowierne husyty,nie wiela użyjom,beztusz jo wola som
prowadzić wojna,na własny użytek ale na rachunek tego Prokopa.
Dziwejcie sie miast zdobywać miasto i dostować kamiyniami po łepie,
a jak mosz pecha to ci kidnom kibel gówiyń na gowa,wola zdobyć chałupa
z cołkim dobytkiym,żarciym i babami.
-Moż prawie;a jake som chyntne do tej roboty szczególnie jak poczujom
nóż na hyrtoniu.
-Nóz niy nóż kożdo je hyntno.Wiela z nich jyno sie boi grzychu,a jak z
nich zdyjmiesz tyn strach to kożdo sie parzy ani koty w marcu.
-Dobrze godosz.take one som,jyno wolom co by ich nikt nie widzioł przi
tej robocie.Wele Legnicy naszli my piyńć szumnych bab,była miyndzy nimi paniczka wielkigo rodu.Co to było lamyncynio a ślimtanio,jyno jak
kero znolozła sie w inszej izbie,tak co jom nie widziały zaroz przestała
lamyncić a nodstawiała,że hej.A ta pniczka to aże prosiyła-Iżyczku jeszcze
trocha,jeszcze...się przechwalał a już za jego plecami stało trzech konnych.
Zorientował się,że ktoś obcy mu się przygląda,bo zniżył głos i powoli
odwracał głowę i zamarł.Poznał swojego dowódcę-wyrhniego Wadislawa.
Husyta,przeciwnik papieża i wiary ale i przeciwnik wszelkiej rozpusty.
-No Iżi znalazłem cię,zdradziłeś naszą sprawę.Gwałty czynisz a zła sława
spływa na husytów.Nadszedł wasz kres i twój Janiku.Niech no któryś
wejdzie do środka i zobaczy ilu tam pokrzywdzonych.
-Litości mości Wladislawie,żodnego trupa-to mówiąc próbował ciałem
zasłonić wejście do domu.
-Związać go i pozostałych też.Niech który zajrzy do piwnicy.
Po chwili żołnierze wytaszczyli na światło dzienne wytarzanego w ziemi
kowala i dwie półnagie pijane kobiety.
-To ladacznice,pijane jak świnie-krzyczał Iżyk.
-Prawda to?zwrócił się Wladislaw do kowala.
-Panoczku dyć to je moja baba i cera-na siyła wlywali w nie gorzołka a
po tym na moich oczach...kowal sie rozpłakał.
-Nie kończ kowolu,tego nie godzi się słuchać.Powiesić wszystkich,o tam
na lipie-wskazał na drzewo,pod którym nie tak dawno odpoczywał rycerz
księcia Mikołaja.
-Wladislawie,powiem ważną rzecz,ale daruj mi żcie.
-Nie daruję,a ty wyśpiewasz wszystko jak na spowiedzi,jak ci pachołek
wsadzi do rzici rozpalone żelazo.
-Ale darujcie mi życie-krzyczał przerażony Iżyk.
Na znak dany przez Wladislawa,pachołki zaciągnęli wszystkich pod lipę.
Tamtych wieszali,a Iżyka postawili przodem do pnia,tak jak by chciał go
objąć rękami.Ciasno związali mu ręce.Skamlał jak skopany pies gdy
pachołek rozpalał na kowalskim ognisku kawał żelaznego pręta.Gdy pręt
rozpalił się do czerwoności Wladislaw osobiście włożył go w odbyt
nieszczęśnika.Ryk bólu mieszał się ze smrodem palonego ciała.
-Panie wszystko powiem.Litości!
Wladislaw odstąpił od skazańca i wręczył pręt kowalowi.
-Tobie go zostawiam kowalu.Wiesz co z nim zrobić.
-Oj wiem panie,wiem.Szłapy mu podkuja podkowami,te jego instrumynta
uzmaża na ogniu.Bydzie żałowoł,że sie urodziył.
-No to ci go zostawiam,a ci ,wskazał na wisielców niech wiszą ku
przestrodze dla nnych.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz