środa, 7 października 2015

Szalej - Rozdział 4 - Męczeństwo

Męczeństwo


Oddział Piotra Polaka legł obozem na trakcie wiodącym do Rybnika,niedaleko opola Jankowice. Hetman wraz ze swoją świtą świtą odpoczywał w cieniu wiekowych buków. Czekali na oddziały które się rozpierzchły po okolicy,by czynić swoje zbójeckie dzieło. Na środku polany zawieszony na grubym łańcuchu smażył się wół rozsiewając w koło przyjemną woń smażonego mięsa.
-A odkrójcież mi kawał pieczeni,bo taki mi głód dokucza,że którego z was pożrę,choćbym miał i tydzień chorować na niestrawność.
-Hetmanie jak na ludzkie mięso nastawasz, to polecam ryżego Iżyka. Pulchny jest jak pączek a pożytku z niego żadnego,bo miękkiego jest charakteru.
-Tnijże mięso i za dużo nie gadaj,bo tobie odetnę kawał półdupka i na patyku smażył będę. Na taką groźbę kucharz usłużnie podał rycerzowi płat opalonego mięsa.
-Poleżymy,sił nabierzemy,tak aby się w Rybniku dobrze sprawić,hetman odrzucił kawał na wpół surowego mięsa.
-Patrzcie jeno tam,jaki słup czarnego dymu unosi się nad lasem,żołnierz odpowiedzialny za podkładanie drewna do ogniska wskazywał miejsce nad linią lasu gdzie widać było czarną smugę.
-Pewnie to dzieło Runsztajna, mruknął Piotr Polak. Runsztajna nazywają również Jastrzębiem,bo jako jastrząb spada na ofiary. Dobry to rycerz i obeznany w wojennym rzemiośle,widać niemiecka w nim krew i mężna i krwi łasa.
Smuga czarnego dymu rozszerzała się i powoli zasłaniała słońce. To oddział Jastrzębia pustoszył i grabił mieszkańców Bijasowic, zupełnie bezbronnych wobec uzbrojonego oddziału zbirów. Szli od zagrody do zagrody,kazali wyrzekać się wiary katolickiej,pluć na krzyż i obrazy święte. Oporni ginęli w strasznych męczarniach a ich dobytek po splądrowaniu podpalali i puszczali z dymem. Tak doszli do małej chatki,w której mieszkała bardzo chora kobieta czekająca na kapłana który powinien lada moment nadejść z jej mężem Mikołajem i zaopatrzyć ją w Najświętszy Sakrament.U swego boku miała małe dziecię i modląc się czekała na nadejście księdza z Przenajświętszym.Z głębokiej modlitwy wyrwał ją narastający hałas,płacz dzieci,lament kobiet,ryk przerażonego bydła i straszliwe przekleństwa rabusiów którzy najechali wioskę. Wiedziała,że brak jej sił ,aby wraz z dzieckiem opuścić dom i ukryć się gdziekolwiek by ratować życie swoje i dziecka.Nagle do izby wtargnęło kilku zbirów.Złość i nienawiść wypisane mieli na twarzach.Początkowo nie zwracali uwagi na chorą i jej dziecko.Zabierali wszystko co wpadło im do rąk,mówili rzeczy niegodne chrześcijan .Jeden ze zbirów mówiący po polsku zrzucił ze ściany obraz Świętej Rodziny i własnymi nogami zaczął go deptać,potem wziął krucyfiks stojący na stole,podszedł do chorej i nakazał jej by opluła krzyż.Gdy odmówiła uderzył ją w twarz i ponownie podsunął krzyż by go opluła-odmówiła Zbir złapał za nóż i chciał jej poderżnąć gardło,ale inny podsunął mu myśl ,żeby ją zostawić i spalić żywcem razem z dzieckiem.Spodobała się ta myśl prześladowcy,pozbierał jeszcze rózne rzeczy które uznał za przydatne,a następnie wyciągnął żar z pieca i podłożył go pod łóżko w którym leżała chora kobieta z dzieckiem.Dudzący dym napełnił wnętrze izby,zasłonił modlącą się kobietę,która tuliła do piersi swe dziecię.Wybrała śmierć w męczarniach niż wyrzeczenie się wiary.Ci którzy przeżyli ów straszny pogrom zaświadczali,że dym z tego domu biały był jak śnieg,gdy z innych czarny jak smoła.
Banda Jastrzębca nienasycona mordem i grabieżą dopełniła dzieła dzieła zniszczenia Bijasowic i była w drodze na spotkanie ze swoim hetmanem Piotrem Polakiem,który czekał na nich zajadając pieczyste z wołu.Wjechali w dębowy las i przecinali drogę która wiedzie z Jankowic do Rybnika,gdy nagle zobaczyli jak w ich kierunku podąża dwóch ludzi. Jeden pieszy trzymał uzdę konia,a drugi trochę skulony,tak jak by swoim ciałem coś osłaniał,siedział na siwym koniku prawie nie patrząc na lewo ani na prawo.W pewnym momencie siedżacy na koniu podniósł głowę,rozejrzał się dookoła i szepnął:
-Boże Przenajświętszy,miej nas w swojej opiece.Popatrz Mikołaju przed nami są husyci.Pieszy podniósł głowę i znieruchomiał
-Ja to som husyty,niech wielebny zawraco konia i gibko ucieko z hostyjom.
-Klecha na koniu,ludzie Runsztajna rozpoznali księdza.
-Michale uciekaj do swojej Jadwisi,ja muszę osłaniać hostię...dalsze słowa
zagłuszył tętent końskich kopyt i krzyki grupy która puściła się w pościg za kapłanem.
Michał był chłopem na służbie u pani na Jankowicach,która jako wdowa oddała się w opiekę księcia Mikołaja Raciborsko-Rybnickiego, bojąc się,że sama nie obroni się przed umizgami Runsztajna,który nastawał na jej niewiścią cnotę.Michał był również mężem Jadwigi,która ciężko zachorowała i potrzebowała opatrzenia w Sakramenty Święte. Byli już tak blisko Bijasowic,jeszcze tylko sosnowy las i zakręt w prawo. A tutaj jak spod ziemi wyrósł oddział strasznych husytów.Skryty przed prześladowcami w zagłębieniu porośniętym paprociami Michał był bezpiecznym,ale księdzu pomóc nie potrafił.Widział jak siwek którego dosiadał kapłan galopował ponad siły,słyszał głosy mijających go husytów.
-Mamy urodzaj na wielebnych,darł się jakiś polski kacerz,w Świerklanach
spreparowaliśmy jednego a tutaj nawinął się drugi.Wygląda na to,że podążał do chorego i ma sakramenta.Ej,będzie zabawa,jak w strachu o własne życie będzie się wypierał Pana Boga i tej białej hostji.Każemy mu,ją opluć i podeptać.Michał truchlał słuchając tych bluźnierstw.A ksiądz jadąc,ile sił w nogach konia,zdawał sobie sprawę,że daleko nie uciecze,wszak jego siwek był konikiem starym i nie zdolnym do ścigania się z rączymi rumakami husytów.Modlił się o to by uchronić hostię od świętokradztwa.Wrzucić w krzaki?i co dalej.On wie,że odda życie.Słyszał
o okrucieństwie husytów i ich polskich naśladowcach zwanych kacerzami.
Słyszał odgłosy pogoni,byli bardzo blisko...Noże włożyć hostię pod siodło
siwka i puścić go wolno,pewnie trafi do swojej stajni,a tam proboszcz znajdzie hostię.Nagle kątem oka zobaczył stary dąb z dziuplą na takiej wysokości,że siedząc na koniu mógł ją dosięgnąć.Nie było czasu do namysłu,skręcił pod dąb,włożył hostię do dziupli i pognał dalej.Pogoń była
tuż tuż,słyszał pojedyncze okrzyki nakazujące mu się zatrzymać.
-Czarny stój,nie uciekaj,czego się boisz.Przecież twój Bog cię obroni.Jak się poddasz gwarantuję ci lekką śmierć.Pierwsza strzała bzyknęła mu koło
ucha i utkwiła w pniu brzozy,która rosła obok drogi.
-Boże dziękuję ci,że pozwoliłeś mi ukryć hostię...poczuł piekący ból,to strzała przeszyła mu prawy bok.Druga trafiła konia,który gwałtownie przekoziołkował wyrzucając księdza z siodła.Ksiądz żył ale nie miał siły by się podnieść,klęczał i głośno się modlił.Otoczyli go ciasnym kołem, drwiąc i popychając lancami.
-Jak cię zowią,gdzie masz świętości i złoto.
-Jestem wikary z Rybnika wołają mnie Walenty,jechałem z posługą do chorej kobiety.Hostii nie dostaniecie,jest już u mojego pana i stwórcy. -Publicznie wyrzeknij się Jezusa Chrystusa a darujemy ci życie.
-Słodko jest cierpieć dla pana,ksiądz wzniósł oczy do nieba i głośno się modlił.Husyta podszedł do niego i pchnął go lancą,ksiądz łagodnie osunął się na bok,nie przestając się modlić.Spokój i odporność na ból wywołały wściekłość husytów.Nagle wszyscy jeden przez drugiego topili długie lance w ciele księdza.Walenty dawno już nie żył a oni ciągle jeszczeznęcali się nad jego martwym ciałem.
-Panowie,krzyczał Jastrząb,jutro jak będziemy świętować zwycięstwo w Rybniku,ciało tego oto kapelana powiesimy na bramie kościoła,żeby ludzie widzieli jaka jest nasza moc.A teraz kto głodny,niech rusza za mną do naszych.Należy dbać o własne siły,które jutro będą szczególnie potrzebne.Ciało kapelana niech leży do jutra,chyba żeby go wilki rozszarpały.
Gdy dobili do oddziału Piotra Polaka,mięso z wołu było już miękkie
i w powietrzu rozchodziła się woń pieczystego.
-Jak tam poszło Runsztajn,zapytał hetman leżąc na trawie i grzejąc kości ciepłem z ogniska.
-Wioskę puściliśmy z dymem,kilku zatwardziałych katolików usmażylim na ogniu.Tutaj niedaleko naszliśmy kapelana jak podążał do chorej.Konia mi szkoda,bo oberwał i musieliśmy go dobić.
-A co z księdzem?
-Dobrze sprawiony leży obok drogi do Rybnika i czeka żeby go jutro zabrać i powiesić na drzwiach kościoła.Niech wiedzą jaka nasza moc.
-Ej Jastrząb,jak mnie trza będzie sprawić,żeby robaki nie zjadły,to ciebie poproszę,hultaju.o siadaj obok i wypij garniec przedniego piwa. Trzeba wypocząć tak żeby jutro przed świtem najechać Rybnik.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz