Męczeństwo
Oddział Piotra Polaka legł
obozem na trakcie wiodącym do Rybnika,niedaleko opola Jankowice.
Hetman wraz ze swoją świtą świtą odpoczywał w cieniu wiekowych
buków. Czekali na oddziały które się rozpierzchły po okolicy,by
czynić swoje zbójeckie dzieło. Na środku polany zawieszony na
grubym łańcuchu smażył się wół rozsiewając w koło przyjemną
woń smażonego mięsa.
-A
odkrójcież mi kawał pieczeni,bo taki mi głód dokucza,że którego
z was pożrę,choćbym miał i tydzień chorować na niestrawność.
-Hetmanie
jak na ludzkie mięso nastawasz, to polecam ryżego Iżyka. Pulchny
jest jak pączek a pożytku z niego żadnego,bo miękkiego jest
charakteru.
-Tnijże
mięso i za dużo nie gadaj,bo tobie odetnę kawał półdupka i na
patyku smażył będę. Na taką groźbę kucharz usłużnie podał
rycerzowi płat opalonego mięsa.
-Poleżymy,sił
nabierzemy,tak aby się w Rybniku dobrze sprawić,hetman odrzucił
kawał na wpół surowego mięsa.
-Patrzcie
jeno tam,jaki słup czarnego dymu unosi się nad lasem,żołnierz
odpowiedzialny za podkładanie drewna do ogniska wskazywał miejsce
nad linią lasu gdzie widać było czarną smugę.
-Pewnie
to dzieło Runsztajna, mruknął Piotr Polak. Runsztajna nazywają
również Jastrzębiem,bo jako jastrząb spada na ofiary. Dobry to
rycerz i obeznany w wojennym rzemiośle,widać niemiecka w nim krew i
mężna i krwi łasa.
Smuga
czarnego dymu rozszerzała się i powoli zasłaniała słońce. To
oddział Jastrzębia pustoszył i grabił mieszkańców Bijasowic,
zupełnie bezbronnych wobec uzbrojonego oddziału zbirów. Szli od
zagrody do zagrody,kazali wyrzekać się wiary katolickiej,pluć na
krzyż i obrazy święte. Oporni ginęli w strasznych męczarniach a
ich dobytek po splądrowaniu podpalali i puszczali z dymem. Tak
doszli do małej chatki,w której mieszkała bardzo chora kobieta
czekająca na kapłana który powinien lada moment nadejść z jej
mężem Mikołajem i zaopatrzyć ją w Najświętszy Sakrament.U
swego boku miała małe dziecię i modląc się czekała na nadejście
księdza z Przenajświętszym.Z głębokiej modlitwy wyrwał ją
narastający hałas,płacz dzieci,lament kobiet,ryk przerażonego
bydła i straszliwe przekleństwa rabusiów którzy najechali wioskę.
Wiedziała,że brak jej sił ,aby wraz z dzieckiem opuścić dom i
ukryć się gdziekolwiek by ratować życie swoje i dziecka.Nagle do
izby wtargnęło kilku zbirów.Złość i nienawiść wypisane mieli
na twarzach.Początkowo nie zwracali uwagi na chorą i jej
dziecko.Zabierali wszystko co wpadło im do rąk,mówili rzeczy
niegodne chrześcijan .Jeden ze zbirów mówiący po polsku zrzucił
ze ściany obraz Świętej Rodziny i własnymi nogami zaczął go
deptać,potem wziął krucyfiks stojący na stole,podszedł do chorej
i nakazał jej by opluła krzyż.Gdy odmówiła uderzył ją w twarz
i ponownie podsunął krzyż by go opluła-odmówiła Zbir złapał
za nóż i chciał jej poderżnąć gardło,ale inny podsunął mu
myśl ,żeby ją zostawić i spalić żywcem razem z
dzieckiem.Spodobała się ta myśl prześladowcy,pozbierał jeszcze
rózne rzeczy które uznał za przydatne,a następnie wyciągnął
żar z pieca i podłożył go pod łóżko w którym leżała chora
kobieta z dzieckiem.Dudzący dym napełnił wnętrze izby,zasłonił
modlącą się kobietę,która tuliła do piersi swe dziecię.Wybrała
śmierć w męczarniach niż wyrzeczenie się wiary.Ci którzy
przeżyli ów straszny pogrom zaświadczali,że dym z tego domu biały
był jak śnieg,gdy z innych czarny jak smoła.
Banda Jastrzębca nienasycona
mordem i grabieżą dopełniła dzieła dzieła zniszczenia Bijasowic
i była w drodze na spotkanie ze swoim hetmanem Piotrem
Polakiem,który czekał na nich zajadając pieczyste z wołu.Wjechali
w dębowy las i przecinali drogę która wiedzie z Jankowic do
Rybnika,gdy nagle zobaczyli jak w ich kierunku podąża dwóch ludzi.
Jeden pieszy trzymał uzdę konia,a drugi trochę skulony,tak jak by
swoim ciałem coś osłaniał,siedział na siwym koniku prawie nie
patrząc na lewo ani na prawo.W pewnym momencie siedżacy na koniu
podniósł głowę,rozejrzał się dookoła i szepnął:
-Boże
Przenajświętszy,miej nas w swojej opiece.Popatrz Mikołaju przed
nami są husyci.Pieszy podniósł głowę i znieruchomiał
-Ja
to som husyty,niech wielebny zawraco konia i gibko ucieko z hostyjom.
-Klecha
na koniu,ludzie Runsztajna rozpoznali księdza.
-Michale
uciekaj do swojej Jadwisi,ja muszę osłaniać hostię...dalsze słowa
zagłuszył
tętent końskich kopyt i krzyki grupy która puściła się w pościg
za kapłanem.
Michał był chłopem na służbie
u pani na Jankowicach,która jako wdowa oddała się w opiekę
księcia Mikołaja Raciborsko-Rybnickiego, bojąc się,że sama nie
obroni się przed umizgami Runsztajna,który nastawał na jej
niewiścią cnotę.Michał był również mężem Jadwigi,która
ciężko zachorowała i potrzebowała opatrzenia w Sakramenty Święte.
Byli już tak blisko Bijasowic,jeszcze tylko sosnowy las i zakręt w
prawo. A tutaj jak spod ziemi wyrósł oddział strasznych
husytów.Skryty przed prześladowcami w zagłębieniu porośniętym
paprociami Michał był bezpiecznym,ale księdzu pomóc nie
potrafił.Widział jak siwek którego dosiadał kapłan galopował
ponad siły,słyszał głosy mijających go husytów.
-Mamy
urodzaj na wielebnych,darł się jakiś polski kacerz,w Świerklanach
spreparowaliśmy
jednego a tutaj nawinął się drugi.Wygląda na to,że podążał do
chorego i ma sakramenta.Ej,będzie zabawa,jak w strachu o własne
życie będzie się wypierał Pana Boga i tej białej hostji.Każemy
mu,ją opluć i podeptać.Michał truchlał słuchając tych
bluźnierstw.A ksiądz jadąc,ile sił w nogach konia,zdawał sobie
sprawę,że daleko nie uciecze,wszak jego siwek był konikiem starym
i nie zdolnym do ścigania się z rączymi rumakami husytów.Modlił
się o to by uchronić hostię od świętokradztwa.Wrzucić w
krzaki?i co dalej.On wie,że odda życie.Słyszał
o
okrucieństwie husytów i ich polskich naśladowcach zwanych
kacerzami.
Słyszał
odgłosy pogoni,byli bardzo blisko...Noże włożyć hostię pod
siodło
siwka
i puścić go wolno,pewnie trafi do swojej stajni,a tam proboszcz
znajdzie hostię.Nagle kątem oka zobaczył stary dąb z dziuplą na
takiej wysokości,że siedząc na koniu mógł ją dosięgnąć.Nie
było czasu do namysłu,skręcił pod dąb,włożył hostię do
dziupli i pognał dalej.Pogoń była
tuż
tuż,słyszał pojedyncze okrzyki nakazujące mu się zatrzymać.
-Czarny
stój,nie uciekaj,czego się boisz.Przecież twój Bog cię
obroni.Jak się poddasz gwarantuję ci lekką śmierć.Pierwsza
strzała bzyknęła mu koło
ucha
i utkwiła w pniu brzozy,która rosła obok drogi.
-Boże
dziękuję ci,że pozwoliłeś mi ukryć hostię...poczuł piekący
ból,to strzała przeszyła mu prawy bok.Druga trafiła konia,który
gwałtownie przekoziołkował wyrzucając księdza z siodła.Ksiądz
żył ale nie miał siły by się podnieść,klęczał i głośno się
modlił.Otoczyli go ciasnym kołem, drwiąc i popychając lancami.
-Jak
cię zowią,gdzie masz świętości i złoto.
-Jestem
wikary z Rybnika wołają mnie Walenty,jechałem z posługą do
chorej kobiety.Hostii nie dostaniecie,jest już u mojego pana i
stwórcy. -Publicznie wyrzeknij się Jezusa Chrystusa a darujemy ci
życie.
-Słodko
jest cierpieć dla pana,ksiądz wzniósł oczy do nieba i głośno
się modlił.Husyta podszedł do niego i pchnął go lancą,ksiądz
łagodnie osunął się na bok,nie przestając się modlić.Spokój i
odporność na ból wywołały wściekłość husytów.Nagle wszyscy
jeden przez drugiego topili długie lance w ciele księdza.Walenty
dawno już nie żył a oni ciągle jeszczeznęcali się nad jego
martwym ciałem.
-Panowie,krzyczał
Jastrząb,jutro jak będziemy świętować zwycięstwo w
Rybniku,ciało tego oto kapelana powiesimy na bramie kościoła,żeby
ludzie widzieli jaka jest nasza moc.A teraz kto głodny,niech rusza
za mną do naszych.Należy dbać o własne siły,które jutro będą
szczególnie potrzebne.Ciało kapelana niech leży do jutra,chyba
żeby go wilki rozszarpały.
Gdy dobili do oddziału Piotra
Polaka,mięso z wołu było już miękkie
i
w powietrzu rozchodziła się woń pieczystego.
-Jak
tam poszło Runsztajn,zapytał hetman leżąc na trawie i grzejąc
kości ciepłem z ogniska.
-Wioskę
puściliśmy z dymem,kilku zatwardziałych katolików usmażylim na
ogniu.Tutaj niedaleko naszliśmy kapelana jak podążał do
chorej.Konia mi szkoda,bo oberwał i musieliśmy go dobić.
-A
co z księdzem?
-Dobrze
sprawiony leży obok drogi do Rybnika i czeka żeby go jutro zabrać
i powiesić na drzwiach kościoła.Niech wiedzą jaka nasza moc.
-Ej
Jastrząb,jak mnie trza będzie sprawić,żeby robaki nie zjadły,to
ciebie poproszę,hultaju.o siadaj obok i wypij garniec przedniego
piwa. Trzeba wypocząć tak żeby jutro przed świtem najechać
Rybnik.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz