Pogrom
Dogasały zgliszcza dużej
chłopskiej zagrody,która leżała na samym
brzegu
opola Świerklany,na styku z opolem Połomia i położoną wśród
głębokich lasów osadą Marklowice na trakcie do Wodzisławia. Były
to włości leżące na trasie Cieszyn,Jastrzębie Rybnik,Gliwice z
odnogą szlaku do Żor,który właśnie wypadał w Świerklanach. Ci
którzy jak znany z grabieży rycerz Runsztajn zwany też
Jastrzębiem,najczęściej penetrowali
te
tereny.
Na
ogromnym czarnym bachmacie siedział rycerz zakuty w zbroję,z
podniesioną przyłbicą spoglądał na swoje i swoich kompanów
dzieło. Zrównane z ziemią Bijasowice, objęte pożarami sadyby
ludzkie,rozpasane grupy żołdactwa uwijające się wśród zgliszcz
i szukające resztek dobytku, który nie strawiły płomienie.
-Choć
no sam któryś do mnie-krzyczał donośnym głosem ten który
dosiadał czarnego bachmata.
-Czego
chcesz Pietrze-odezwał się głos niewidocznego,będącego poza
kręgiem światła.
-Podejdź
mi tu zaraz-grzmiał jeździec. Nie będę rozmawiał z cieniem.
-Dyć
Pietrze poczekej,bo leża na czymś ciepłym i miynkim i ciynżko mi
sie je oderwać.
-Ktoś
jest,opowiedz mi sie tu zaraz-grzmiał jeździec.
-Jo
jestech Jozel Kanciok, nie znosz mie?
-Co
za Kanciok-rycerz spiął konia i wjechał w krąg cienia usiłując
dojrzeć
osobę,która
rozmawia z nim jak równy z rówym i do tego nie zamierza podejść
na jego wezwanie. Jego Piotra Polaka karzącego nazywać się
Hetmanem Polnym-przyszłego władcy Śląska. W końcu go dojrzał
jak leżał w trawie pastwiąc się nad swoją ofiarą. Podjechał
zupełnie blisko i waeknął ze wściekłością.
-Dla
ciebie psie jeden,nie jestem żadnym Piotrkiem,zrozumiano?Ja jestem
Piotr Polak,rycerz i szlachcic. Ja jestem przyszły król Śląska.
Ty glizdo co zjadasz resztki z pańskiego stołu,rozmawiasz ze mną
leżąc.
Leżący
zrozumiał,że opowiadanie Dratewki o równości wśród husytów
to
zwykłe kłamstwo. Tutaj nagle się okazało,że on Kanciok Jozel je
niczym
-jak
niczym był i,że zrobiył ogromniasty błąd. Tukej nima co
kombinować jyno gibko pokornie klynknąć i prosić o wyboczenie.
Podnosił się gdy dostał pierwsze cięcie rapierem w wypięty
zadek. Zwinął się jak piskorz w trawie usiłując rękami
zatamować lejącą się krew.
-Panie
nie zabijej mnie, joch je twój wojok, Jozel Kanciok z
Rybnika...-głos
mu
się urwał,twój wierny...
-Psie
parszywy,myślisz,że możesz robić,co ci sie podoba?Leżąco
będziesz rozmawiał z hetmanem. Może u Mikołaja panują takie
zwyczaje,że cham rozmawia z hetmanem leżąc.
-Panie
niechej mnie,skamlał Kanciok. Panie niechej...nie dokończył cięcie
mieczem obcięło mu głowę. Rycerz jak by nigdy nic wytarł miecz
do końskiej derki i gwizdnął na palcach wzywając konnych by
dobili do niego.
-Zwołać
wszystkich rozkazał,tutaj marnujemy czas.
-A
Żory mości Piotrze,odezwał się któryś z otaczających go
jeźdźców.
-Przyjdzie
i czas na Żory,póki co jest nas za mało,by oblegać warowne
miasto. Rybnik jest bez murów obronnych nie licząc zamku,jak do
tego dodamy zaskoczenie,nie obronią się. Tutaj dokończcie
robotę,tak coby nie było świadków.
-Panie
a w pięćdziesiąt koni damy radę Rybnikowi.
-Sam
dam radę z moją drużyną-odezwał się butnie rycerz Rynsztajn. Na
spaniu należy ich zaskoczyć-tak co baby są ciepłe jak ulęgałki
w piecu a chłopy leniwe.
-Juści
Runsztajn ma rację,na spaniu ich brać. Kompan Runsztajna ze
zbójeckich wypraw nazywany Wilkiem ze względu na niespotykane
okrucieństwo,wie ile daje zaskoczenie.
-Hura!Na
Rybnik.
-Posłuchajcie!-odezwał
się dowodzący rycerz Piotr Polak. Nie damy rady, jak będziemy
walczyć jak co niektórzy,którzy zamiast toporem wywijać patrzą
wyłącznie za dobytkiem. Uderzymy na Rybnik nocą,podpalimy skrajne
chałupy,by mieć światło i wzniecić panikę. Dlatego
nakazuję,żeby wyruszyć zaraz. Podzielimy się na trzy grupy:jedną
poprowadzi Runsztajn rycerz znakomity,drugą rycerz Kacper,a trzecią
wojak Zygota. Zatrzymamy się w połowie drogi i przebiwakujemy
dzień. Kto będzie ochotny,może poigrać w pobliskich wsiach
Bijasowice, Popielów, Jankowice,ale pamiętać należy żeby
zachować umiar bo wieści szybko się rozchodzą. Hetman zamecki
stary borsuk jak tylko nas zwietrzy gotowy zorganizować obronę i
plan nie wypali. Pamiętajcie,że tylko przy mnie możecie użyć
uciech wszelakich,bo przy Prokopie Wielkim to o babach możecie
zapomnieć, takie oni cnotliwe.
-Niech
żyje Piotr Polak,wielki hetman polny krzyczał rozochocony
Runsztajn.
-Prowadź
nas Piotrze,krzyczał jakiś podniecony wojak. My twoje raby i w
ogień
za tobą pójdziemy. Tutaj używać nam do woli. Hura na Rybnik!
-Pewny
jestem,że Rybniku wpadnie nam więcej złota i drogocennych
przedmiotów-odezwał się Runsztajn. Są tam dwa kościoły,jeden na
wzgórzu i drugi przy zamku. Musimy ich zajść znienacka,żeby nie
zdążyli pochować monstrancji,kielichów i innych kosztowności.
Będzie tak jak rozkazał hetman,zajdziemy ich z trzech stron. Grupa
od strony Jankowic uderzy na kościół przy zamku,druga pójdzie
przez Bijasowice i zajmie kościół na Górce,a trzecia obejdzie
miasto i od Wielopola będzie podkładać ogień i wzniecać panikę.
Należy ich tak otoczyć,aby uniemożliwić im ucieczkę wraz z
dobytkiem w pobliskie ostępy leśne. Potrafią się tak zaszyć,że
sam diabeł ich nie znajdzie.
Hetman Polak siedział na swoim
czarnym koniu i przysłuchiwał się rozmowom. On wraz ze swoją
świtą będzie stał z boku. Wjedzie do miasta gdy będzie
zdobyte,po plecach hetmana będzie wchodził na konia. Ruch husycki
wyzwolił w nim utajone pragnienie władzy i okrucieństwa,tak
zresztą jaku u wielu innych,jak an ten przykład Spytko z
Melsztyna,,Jan Radwański,Abraham Zbąski, Jan Kuropata który
wsławił się udziałem w napadzie na klasztor jasnogórski;to jego
rapier pozostawił ślady na policzku Matki Boskiej(widoczny do
dziś).Rangę ruchu husyckiego w Polsce podnosił udział w nim wielu
znanych rycerzy.
Jan Hus rektor Uniwersytetu w
Pradze stworzył ideologię która pierwotnie skierowana była
przeciwko kościołowi katolickiemu i przewadze elementu niemieckiego
na uniwersytecie,to w praktyce wyzwoliła demony mordu,grabieży i
gwałtu.
-No
mości panowie,czas nam ruszać,bo tak myślę,że jeszcze przed
Rybnikiem wypadnie nam toporkiem po machać. Spiął konia i ruszył
ścieżką która tonęła w gęstym lesie.
-No
to na Rybnik, Runsztajn jako pierwszy podążył śladem Piotra
Polaka Gdy ostatni jeździec zniknął w lesie nad
splądrowaną osadą zapadła niema cisza. Nagle z trawy podniosła
się postać bardziej podobna do upiora niż człowieka. Była w
podartej odzieży,zlana krwią na którą nakleiły się zeschłe
liście. idok był upiorny i dopiero po dłuższej chwili można było
dostrzec,że jest to kobieta. Przeżyła straszne chwile przywalona
ciałem wojaka którego Piotr Polak pozbawił głowy. Oparta o pień
drzewa siedziała umazana krwią swojego prześladowcy,posklejane
włosy czyniły z niej obraz wiedźmy,która opuściła swoje
piekielne apartamenty by wśród sterty trupów odprawiać diabelski
sabat. Najważniejsze, że żyła. Żyła! Czy jest to możliwe ?
Przecież na jej oczach dokonała się zagłada całego opola.
Widziała wszystko-straszliwe mordyna niewinnych ludziach,za
dręczony na śmierć kapłan,grabież wszystkiego co miało
jakąkolwiek wartość. Widziała okaleczanie mężczyzn których
następnie puszczano by w strasznych męczarniach dopełniali żywota.
Ale co dalej. Jej ukochany chłop Proćpak pewnie nie żyje,podzielił
los pozostałych którzy nie wyrzekli się wiary. Po co ona żyje?
Wtem
usłyszała psyknięcie,tak jak by ktoś wzywał pomocy. Nasłuchiwała
i po chwili wyraźnie usłyszała psyknięcie. Ktoś daje znaki
życia,ktoś może
woła
o pomoc,ale kto i skąd?Wstała i na chwiejnych nogach próbowała
zrobić kilka kroków,ale była tak osłabiona,że musiała się
oprzeć o polną gruszę,by nie upaść. Znowu słyszy głos.
Pomalutku krok po kroku posuwa się w kierunku studni,by znaleźć
choć kroplę wody. Przecież ona nie umie wydobyć głosu z
zaschniętego gardła. Dochodziła do studni gdy zobaczyła
wiszącego
na żurawiu człowieka. Przeżegnała się na ten widok i wtedy do
jej uszy doszedł wyraźny szept. Głos wydostawał się ze
studni-nachyliła się i zamarła. Nad lustrem wody wystawała ludzka
głowa,a ktoś prosił o pomoc. W wiadrze obok studni było trochę
wody,napiła się i obmyła twarz
nie
zdając sobie sprawy,że właściwie tylko rozmazała tę dziwną
papkę z krwi,ziemi i trawy. Jeszcze raz spojrzała w czeluść
studni i poznała,że to jest Jakub,jej sąsiad.
Nie
poznał jej ale prosił o pomoc.
-Kim
byś nie był człowieku pomóż,bo za chwila sie utopia.
-Jakub
to je jo,Zofija od Proćpaka.
-Pomóż
Zofijo,spuść kibel od żurawia.
Zdrętwiałymi palcami
rozwiązała węzeł. Zapomniała o wiszącym człowieku który nagle
runął w dół. Szczęście nie wpadł do studni tylko tylko zawisł
na górnej cembrowinie. Z największym trudem spuściała wiadro
na dno studni i wyciągnęła Jakuba. Z całego opola zostało ich
dwóch żywych,którzy musieli sobie poradzić z pochowaniem
wszystkich ciał. Ku ogromnemu zdumieniu Zofii wśród zabitych nie
było ciała męża.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz