środa, 7 października 2015

Szalej - Rozdział 3 - Pogrom

Pogrom



Dogasały zgliszcza dużej chłopskiej zagrody,która leżała na samym
brzegu opola Świerklany,na styku z opolem Połomia i położoną wśród głębokich lasów osadą Marklowice na trakcie do Wodzisławia. Były to włości leżące na trasie Cieszyn,Jastrzębie Rybnik,Gliwice z odnogą szlaku do Żor,który właśnie wypadał w Świerklanach. Ci którzy jak znany z grabieży rycerz Runsztajn zwany też Jastrzębiem,najczęściej penetrowali
te tereny.
Na ogromnym czarnym bachmacie siedział rycerz zakuty w zbroję,z podniesioną przyłbicą spoglądał na swoje i swoich kompanów dzieło. Zrównane z ziemią Bijasowice, objęte pożarami sadyby ludzkie,rozpasane grupy żołdactwa uwijające się wśród zgliszcz i szukające resztek dobytku, który nie strawiły płomienie.
-Choć no sam któryś do mnie-krzyczał donośnym głosem ten który dosiadał czarnego bachmata.
-Czego chcesz Pietrze-odezwał się głos niewidocznego,będącego poza kręgiem światła.
-Podejdź mi tu zaraz-grzmiał jeździec. Nie będę rozmawiał z cieniem.
-Dyć Pietrze poczekej,bo leża na czymś ciepłym i miynkim i ciynżko mi sie je oderwać.
-Ktoś jest,opowiedz mi sie tu zaraz-grzmiał jeździec.
-Jo jestech Jozel Kanciok, nie znosz mie?
-Co za Kanciok-rycerz spiął konia i wjechał w krąg cienia usiłując dojrzeć
osobę,która rozmawia z nim jak równy z rówym i do tego nie zamierza podejść na jego wezwanie. Jego Piotra Polaka karzącego nazywać się Hetmanem Polnym-przyszłego władcy Śląska. W końcu go dojrzał jak leżał w trawie pastwiąc się nad swoją ofiarą. Podjechał zupełnie blisko i waeknął ze wściekłością.
-Dla ciebie psie jeden,nie jestem żadnym Piotrkiem,zrozumiano?Ja jestem Piotr Polak,rycerz i szlachcic. Ja jestem przyszły król Śląska. Ty glizdo co zjadasz resztki z pańskiego stołu,rozmawiasz ze mną leżąc.
Leżący zrozumiał,że opowiadanie Dratewki o równości wśród husytów
to zwykłe kłamstwo. Tutaj nagle się okazało,że on Kanciok Jozel je niczym
-jak niczym był i,że zrobiył ogromniasty błąd. Tukej nima co kombinować jyno gibko pokornie klynknąć i prosić o wyboczenie. Podnosił się gdy dostał pierwsze cięcie rapierem w wypięty zadek. Zwinął się jak piskorz w trawie usiłując rękami zatamować lejącą się krew.
-Panie nie zabijej mnie, joch je twój wojok, Jozel Kanciok z Rybnika...-głos
mu się urwał,twój wierny...
-Psie parszywy,myślisz,że możesz robić,co ci sie podoba?Leżąco będziesz rozmawiał z hetmanem. Może u Mikołaja panują takie zwyczaje,że cham rozmawia z hetmanem leżąc.
-Panie niechej mnie,skamlał Kanciok. Panie niechej...nie dokończył cięcie mieczem obcięło mu głowę. Rycerz jak by nigdy nic wytarł miecz do końskiej derki i gwizdnął na palcach wzywając konnych by dobili do niego.
-Zwołać wszystkich rozkazał,tutaj marnujemy czas.
-A Żory mości Piotrze,odezwał się któryś z otaczających go jeźdźców.
-Przyjdzie i czas na Żory,póki co jest nas za mało,by oblegać warowne miasto. Rybnik jest bez murów obronnych nie licząc zamku,jak do tego dodamy zaskoczenie,nie obronią się. Tutaj dokończcie robotę,tak coby nie było świadków.
-Panie a w pięćdziesiąt koni damy radę Rybnikowi.
-Sam dam radę z moją drużyną-odezwał się butnie rycerz Rynsztajn. Na spaniu należy ich zaskoczyć-tak co baby są ciepłe jak ulęgałki w piecu a chłopy leniwe.
-Juści Runsztajn ma rację,na spaniu ich brać. Kompan Runsztajna ze zbójeckich wypraw nazywany Wilkiem ze względu na niespotykane okrucieństwo,wie ile daje zaskoczenie.
-Hura!Na Rybnik.
-Posłuchajcie!-odezwał się dowodzący rycerz Piotr Polak. Nie damy rady, jak będziemy walczyć jak co niektórzy,którzy zamiast toporem wywijać patrzą wyłącznie za dobytkiem. Uderzymy na Rybnik nocą,podpalimy skrajne chałupy,by mieć światło i wzniecić panikę. Dlatego nakazuję,żeby wyruszyć zaraz. Podzielimy się na trzy grupy:jedną poprowadzi Runsztajn rycerz znakomity,drugą rycerz Kacper,a trzecią wojak Zygota. Zatrzymamy się w połowie drogi i przebiwakujemy dzień. Kto będzie ochotny,może poigrać w pobliskich wsiach Bijasowice, Popielów, Jankowice,ale pamiętać należy żeby zachować umiar bo wieści szybko się rozchodzą. Hetman zamecki stary borsuk jak tylko nas zwietrzy gotowy zorganizować obronę i plan nie wypali. Pamiętajcie,że tylko przy mnie możecie użyć uciech wszelakich,bo przy Prokopie Wielkim to o babach możecie zapomnieć, takie oni cnotliwe.
-Niech żyje Piotr Polak,wielki hetman polny krzyczał rozochocony Runsztajn.
-Prowadź nas Piotrze,krzyczał jakiś podniecony wojak. My twoje raby i w
ogień za tobą pójdziemy. Tutaj używać nam do woli. Hura na Rybnik!
-Pewny jestem,że Rybniku wpadnie nam więcej złota i drogocennych przedmiotów-odezwał się Runsztajn. Są tam dwa kościoły,jeden na wzgórzu i drugi przy zamku. Musimy ich zajść znienacka,żeby nie zdążyli pochować monstrancji,kielichów i innych kosztowności. Będzie tak jak rozkazał hetman,zajdziemy ich z trzech stron. Grupa od strony Jankowic uderzy na kościół przy zamku,druga pójdzie przez Bijasowice i zajmie kościół na Górce,a trzecia obejdzie miasto i od Wielopola będzie podkładać ogień i wzniecać panikę. Należy ich tak otoczyć,aby uniemożliwić im ucieczkę wraz z dobytkiem w pobliskie ostępy leśne. Potrafią się tak zaszyć,że sam diabeł ich nie znajdzie.
Hetman Polak siedział na swoim czarnym koniu i przysłuchiwał się rozmowom. On wraz ze swoją świtą będzie stał z boku. Wjedzie do miasta gdy będzie zdobyte,po plecach hetmana będzie wchodził na konia. Ruch husycki wyzwolił w nim utajone pragnienie władzy i okrucieństwa,tak zresztą jaku u wielu innych,jak an ten przykład Spytko z Melsztyna,,Jan Radwański,Abraham Zbąski, Jan Kuropata który wsławił się udziałem w napadzie na klasztor jasnogórski;to jego rapier pozostawił ślady na policzku Matki Boskiej(widoczny do dziś).Rangę ruchu husyckiego w Polsce podnosił udział w nim wielu znanych rycerzy.
Jan Hus rektor Uniwersytetu w Pradze stworzył ideologię która pierwotnie skierowana była przeciwko kościołowi katolickiemu i przewadze elementu niemieckiego na uniwersytecie,to w praktyce wyzwoliła demony mordu,grabieży i gwałtu.
-No mości panowie,czas nam ruszać,bo tak myślę,że jeszcze przed Rybnikiem wypadnie nam toporkiem po machać. Spiął konia i ruszył ścieżką która tonęła w gęstym lesie.
-No to na Rybnik, Runsztajn jako pierwszy podążył śladem Piotra Polaka Gdy ostatni jeździec zniknął w lesie nad splądrowaną osadą zapadła niema cisza. Nagle z trawy podniosła się postać bardziej podobna do upiora niż człowieka. Była w podartej odzieży,zlana krwią na którą nakleiły się zeschłe liście. idok był upiorny i dopiero po dłuższej chwili można było dostrzec,że jest to kobieta. Przeżyła straszne chwile przywalona ciałem wojaka którego Piotr Polak pozbawił głowy. Oparta o pień drzewa siedziała umazana krwią swojego prześladowcy,posklejane włosy czyniły z niej obraz wiedźmy,która opuściła swoje piekielne apartamenty by wśród sterty trupów odprawiać diabelski sabat. Najważniejsze, że żyła. Żyła! Czy jest to możliwe ? Przecież na jej oczach dokonała się zagłada całego opola. Widziała wszystko-straszliwe mordyna niewinnych ludziach,za dręczony na śmierć kapłan,grabież wszystkiego co miało jakąkolwiek wartość. Widziała okaleczanie mężczyzn których następnie puszczano by w strasznych męczarniach dopełniali żywota. Ale co dalej. Jej ukochany chłop Proćpak pewnie nie żyje,podzielił los pozostałych którzy nie wyrzekli się wiary. Po co ona żyje?
Wtem usłyszała psyknięcie,tak jak by ktoś wzywał pomocy. Nasłuchiwała i po chwili wyraźnie usłyszała psyknięcie. Ktoś daje znaki życia,ktoś może
woła o pomoc,ale kto i skąd?Wstała i na chwiejnych nogach próbowała zrobić kilka kroków,ale była tak osłabiona,że musiała się oprzeć o polną gruszę,by nie upaść. Znowu słyszy głos. Pomalutku krok po kroku posuwa się w kierunku studni,by znaleźć choć kroplę wody. Przecież ona nie umie wydobyć głosu z zaschniętego gardła. Dochodziła do studni gdy zobaczyła
wiszącego na żurawiu człowieka. Przeżegnała się na ten widok i wtedy do jej uszy doszedł wyraźny szept. Głos wydostawał się ze studni-nachyliła się i zamarła. Nad lustrem wody wystawała ludzka głowa,a ktoś prosił o pomoc. W wiadrze obok studni było trochę wody,napiła się i obmyła twarz
nie zdając sobie sprawy,że właściwie tylko rozmazała tę dziwną papkę z krwi,ziemi i trawy. Jeszcze raz spojrzała w czeluść studni i poznała,że to jest Jakub,jej sąsiad.
Nie poznał jej ale prosił o pomoc.
-Kim byś nie był człowieku pomóż,bo za chwila sie utopia.
-Jakub to je jo,Zofija od Proćpaka.
-Pomóż Zofijo,spuść kibel od żurawia.
Zdrętwiałymi palcami rozwiązała węzeł. Zapomniała o wiszącym człowieku który nagle runął w dół. Szczęście nie wpadł do studni tylko tylko zawisł na górnej cembrowinie. Z największym trudem spuściała wiadro na dno studni i wyciągnęła Jakuba. Z całego opola zostało ich dwóch żywych,którzy musieli sobie poradzić z pochowaniem wszystkich ciał. Ku ogromnemu zdumieniu Zofii wśród zabitych nie było ciała męża.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz